- To co teraz?- spytał Ozera.
Ja przez cały czas siedziałem skulony pod ścianą i wszystkiemu się przysłuchiwałem. Jednak w środku byłem zupełnie pusty. Tak, chciałem by została strzygą, żeby ją odmienić, ale w tej chwili to mnie wcale nie cieszyło. Ona jest taka piękna i dobra, zawsze chętna do pomocy. A teraz... będzie zabijać niewinnych dla krwi. Nie obwiniam jej, a jedynie boję się o nią. Co będzie z jej psychiką, gdy ją uratujemy? Czy wcześniej ktoś jej nie pokona. A jeśli będzie trzymana przez kolejne miesiące, albo lata, bez najmniejszej wiadomości. Ona wiedziała gdzie mnie szukać, a ja? Moja ukochana może być wszędzie. Co ja teraz zrobię bez niej? Co powiem dzieciom? Jak sobie poradzę? Jest moim światem. Czym będzie świat bez niej. Jak wielka szara plama, której jej śmiech nadaje barw. A miała wielkie plany. Chciała mieć kolejne dzieci. Dałbym je jej z największą przyjemnością. A teraz... nie wiem gdzie jest, ani jak ją znaleźć.
- Musimy czekać na ich ruch.- odpowiedziała Janine.- A później ją odmienimy.
- Nie wiem, czy dam radę.- zmieszał się Iwaszkow, a ja dostałem olśnienia.
- On ma ją odmienić?!- podniosłem się gwałtownie, wskazując oskarżycielsko na Adriana.
Nie mogę na to pozwolić. Wiem co czuje odmieniona strzyga, względem moroja, który ją odmienił. Dał jej szansę na nowe życie, lepszą przyszłość i odkupienie win. Jest mu wdzięczna za ratunek i KOCHA, może i rodzicielską miłością, ale zawsze to MIŁOŚĆ. Nie pozwolę, aby to uczucie łączyło Rozę z jej byłym. Nawet jeśli on ma żonę. To że nasze relacje się poprawiły, nie znaczy, że nie jestem zazdrosny. Tak. Ja Dymitr Bielikow jestem zazdrosny. Ale o taką kobietę, nie być to jak obraza.
- A masz jakiś inny pomysł?- moroj rzucił mi wzywające spojrzenie.
- Sonia Karp.- skrzyżowałem ręce na piersi, opierając się o ścianę.
- Przecież nie będziemy jej męczyć, gdy ma nową funkcję w Akademii i dzieci na wychowaniu.- zauważył Christian.
- On też ma dziecko.- zauważyłem.
- Ale jest z nami na miejscu. Bielikow, pogódź się z tym, że to ja ocalę Rose. To jedyny sposób.
- Więc ja będę uczył cię wbijać sztylet w serce strzygi.- postawiłem warunek.
Wszyscy się zgodzili i wróciliśmy do pokoi. Pierwsze co zrobiłem, to położyłem się na łóżku przy dzieciach i zasnąłem natychmiastowo.
***
Już minął miesiąc od jej przemiany i nic. Ja nie wytrzymam długo. Tęsknię za jej uśmiechem, droczeniem się ze mną, poczuciem humoru i tym, że wszędzie było jej pełno. To okropne. Życie bez niej jest takie puste i bez znaczenia. Codziennie rano, budząc się, szukam ręką jej drobnego ciała i co czuję? Pieprzoną pustkę na łóżku i w sercu. Strzygi wydarły w nim dziurę, którą tylko ona jest w stanie zasklepić. Co do stanu królowej nic się nie zmieniło, a o jej nie dyspozycji wie tylko rada królewska i nasze skromne grono.- Strażniku Bielikow.- do ławki podbiegł młody chłopak.- Wszędzie strażnika szukam.
- Coś się stało, Alwin?- spytałem obojętnie.
Starałem się nie pokazać, jak każde wspomnienie mnie boli. Tym razem wybrałem inną strategię. Zamiast upić się w trupa i zapomnieć, odużam się jak największą liczbą wspomnień, aby o niej pamiętać i myśleć, co trudne nie jest. Dlatego codziennie na prawie cały dzień zaszywam się w NASZYM parku, na NASZEJ ławce i wspominam.
- Ktoś dostarczył strażnikom przy bramie list do strażnika.- podał mi kopertę.
Cholera! Zacząłem się uśmiechać jak głupi go sera. To staranne, lekko pochyłe i pełne zawijasów pismo należało do jednej jedynej osoby na świecie. Potwierdzał to zapach perfum mojej strojnisi. Ze szczęścia uścisnąłem zdezorientowanego dampira i pobiegłem do domu. Bez zabawy w szukanie noża do listów, rozciąłem sztyletem kopertę i wyciągnąłem różowy papier. Położyłem go ostrożnie na biurku, włączyłem światło, po czym zanurzyłem się w lekturze.
Drogi Towarzyszu,
Mam nadzieję, że czekasz na to spotkanie równie niecierpliwie jak ja. Ale już wkrótce skończy się nasze cierpienie. Spotkajmy się jutro o północy nad jeziorem, tym gdzie jeździliśmy na rowerach. Masz być sam. Chętnie zobaczyłabym też nasze dzieci, ale one jeszcze nie są gotowe. Ale ty masz doświadczenie, jakiego nam potrzeba. Czekam na ciebie i liczę na twój honor. To będziemy tylko ja i ty. Zobaczymy, kto tym razem wygra.
Z wyrazami miłości,
Roza.
Czekałem długo na jej ruch i w końcu go mam.
- Już niedługo będziemy razem skarbie.- mruknąłem do siebie.
Nagle usłyszałem za sobą trzask drzwi i obok mnie pojawiły się bliźniaki.
- Tata.- zawołały, opierając się rękoma o fotel.
Wziąłem księżniczkę na ręce i zacząłem nią z nią kręcić wokół własnej osi, po czym opadłem z nią na kanapę. Dziewczynka śmiała się na moim brzuchu. Zaraz wspiął się na mnie również Felix.
- Cześć Lili.- uśmiechnąłem się do młodej znad małych główek dzieciaków.
- Hej.- odpowiedziała posępnie i przyjrzała mi się nieufnie.
- Kedy wlóći mama?- spytał synek.
- Niedługo, na pewno niedługo.- zapewniłem całując oboje w czoła.
Moja szwagierka miała wypisane niedowierzanie na twarzy. Wskazałem jej list na biurku. Dziewczynka sciągnęła tornister i zaczęła czytać, podczas gdy ja bawiłem się z naszymi skarbami.
- Zamierzasz tam iść?- spytała zdziwiona i wystraszona.
- Tak.- odpowiedziałem podrzucając brzdące.
- Sam?!- wytrzeszczyła oczy.
- Oczywiście, że nie.- usiadłem sadzając obok bliźniaki.- zaraz po obiedzie pójdę zanieść to Christianowi. Głupi nie jestem.- połaskotałem Felixa w brzuszek, na co się oboje odnośnie zaśmiali.
- Czyli, że jutro Rose będzie w domu?- ucieszyła się.
- Nie wiem, czy od razu będzie gotowa. Pamiętasz jak ci opowiadaliśmy, co było ze mną po odmianie.
- Ale ona nas nie zostawi?- spytała przestraszona.
- Nie odpuszczę do tego. Ale może nas nie być kilka dni.
Po obiedzie Lili miała odrobić lekcje, a później mogła wyjść do znajomych. Ja zabrałem dzieci do Rosalie, Alice i Asha- syna młodych Iwaszkowów, pod opieką Vanessy w pokoju dziecięcym. Sam pokazałem Christianowi list.
- Czas się szykować do starcia.- oznajmił i posłał po resztę.