niedziela, 18 września 2016

ROZDZIAŁ 255

- Hej taruszku.- przywitałam się z ojcem, który już na nas czekał przed drzwiami.- Gdzie mama?
- Jeszcze odsypia nocną wartę, ale zaraz wstanie.
No tak. Czego innego mogłam się spodziewać. Wielka Janine Hathaway zawsze na służbie. Razem z resztą rodziny poszliśmy do salonu.
- Lili na górze, w twoim pokoju czekają dwie niespodzianki.- oznajmił Abe, gdy tylko usiedliśmy na sofie.
- Naprawdę?!- nie mogła uwierzyć.- Czyli, że wszyscy pamiętali?
- W naszej rodzinie nie zapomina się o urodzinach. A teraz zmykaj na górę.
Mała ucisnęła ojca i pobiegła schodami na górę.
- Mam nadzieję, że się nie pogniewacie?- lekko się zmieszał, a ja zaczęłam się niepokoić.
- Co jej kupiłeś?- spytałam podejrzliwie.
- A nic takiego. Przygotowania prawie skończone.- zmienił temat.- za kilka minut pojawią się goście i chciałbym, żebyście zatrzymali Lili na górze, póki nie zawołam was.
- Dobrze. I z Dymitrem przygotowaliśmy tort.- podałam mu plastikowy pojemnik.- Ciasto z czekoladowych biszkoptów, przekładanych kremem do karpatki, posypane z wierzchu wiórkami kokosa, polane karmelem. Między warstwami poukładaliśmy kawałki owoców. To wszystko schłodzone w lodówce. 100% własnej roboty.
- To dobrze. Zamówiłem już tort w najlepszej cukierni świata, ale może nie starczyć na tyle osób. A właśnie. Idźcie z dziećmi do swojej sypialni, tam czekają na was stroje.- znowu się uśmiechnął z namysłem. Wcale mi się to nie podoba.
Mimo wszystko poszliśmy do pokoju. No i miałam rację.
- On chyba sobie żartuje, myśląc, że to założę.
Na łóżku leżały cztery przygotowane stroje. Czarny smoking rodem z osiemnastego wieku, do tego czerwony żakiet, białe rękawiczki czarne spodnie, peleryna, buty i berło. Zestaw dla Dymitra. Na mnie za to czekała czarna suknia do ziemi z bordowym środkiem, bufoniastymi rękawami, które od połowy zmieniały się w tiul, gorsetem i kołnierzem.
- O matko, tylko korony brakuje.- jęknęłam zrezygnowana.
- Wcale, że nie.- ukochany przytulił mnie od tyłu.- Leży na biurku.
Zdziwiona spojrzałam w kierunku wskazywanym przez strażnika. Byłam bardzo zszokowana, że Abe zrobił mi coś takiego. Na sztucznej główce leżała srebrna tiara z ruinami. Z szyi manekina zwisał też srebrny naszyjnik z wielkim rubinem. Kolczyki, pierścionki i bransoletki. To wszystko miało rubiny. Ale i tak uznałam, że zostawię sobie czotki i bransoletkę od Dymitra. Niestety kolczyki i medalion muszę zostawić. To znaczy chciałam zostać w tym, ale Rosjanin sam nalegał na zmianę.
- Nawet dzieci nie oszczędził.- zaśmiałam się.- I wzbogaciliśmy się o dwa nowe ubranka.
Obok naszych strojów leżały dwa czarne stroje. Jeden z białymi kośćmi, jak u szkieletu, a drugie to sukienka z tiulowym dołem, rajstopkami i ogonem. Do tego była opaska z uszami kota.(↓) Zaczęliśmy od przebrania się. Mój mąż doskonale sobie poradził, a ja od pięciu minut stoję w samej bieliźnie i próbuję ogarnąć gorset.
- Roza, bardzo seksownie wyglądasz, ale jeśli mamy zejść na dół, to musisz się ubrać. Bo tylko ja mogę cię tak oglądać.
- Zapamiętam.- obiecałam. - A teraz byłbyś na tyle dobry i pomógł mi z tym czymś?- zrezygnowana odsunęłam od siebie problematyczną cześć garderoby.
- Oczywiście skarbie.
Przyglądał się chwilę gorsetowi, po czym przyłożył mi go d piersi i kazał podtrzymać. Zrobiłam tak, a on podszedł od tyłu i naciągnął sznurki. Poczułam przez chwilę, że nie mogę oddychać, ale gdy ukochany skończył, było mi tylko ciasno.
- Jak kiedyś mogli chodzić w takim czymś.- narzekałam zakładając sukienkę.- Przecież ledwo co się oddycha. Nawet na przykładzie królewny Śnieżki ostrzegali przed gorsetami.
Strażnik zaśmiał się na moją uwagę. Jednak przestał, gdy suknia leżała na mnie. Uśmiechnął się i podszedł do biurka, z którego wziął tiarę i wsadził mi na głowę.
- Wyglądasz bajecznie królowo.- skłonił się przede mną w pas.
- Ty również, mój królu.- dygnęłam, łapiąc za sukienkę i unosząc lekko do góry.
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Ale miałam rację. Strażnik wyglądał nieziemsko i seksownie. Ale on chyba we wszystkim tak wygląda. Mój ideał.
- I jak? Pasują.- nagle do pokoju wszedł Abe.- Wyglądacie przepięknie. Rose, idź do Lili. Tam czekają panie, aby skończyć twoje przygotowania. A my z Dymitrem przebierzemy dzieci.
Nie wiem, czemu, ale nie podobał mi się pomysł zestawienia ich samych. Jednak posłuchałam się i poszłam do Lili. Ona siedziała w pięknej sukience księżniczki, podobnej do mojej, ale do kolan(↓), a kobiety układały jej włosy i robiły makijaż. Usiadłam na krześle obok niej i mną również się zajęły. Po godzinie miałam delikatny makijaż, podkreślający moje oczy i powiększający wargi. Skórę zrobiły mi trupiobladą, białym pudrem, a na wargi nałożono mi krwisto czerwoną szminkę. Lili wyglądała podobnie, tylko że z delikatniejszą, różową pomadką. Do ust kazano nam włożyć sztuczne kły. Oto pomysł na przyjęcie urodzinowe według mojego ojca. Kazał wszystkim przebrać się za postacie fantastyczne i nadprzyrodzone. A my, jako najbliższa rodzina Lili, robimy za króla i królową wampirów. Więc teraz wpatrywałam się w swoje odbicie, blada, jakbym od wieków nie widziała słońca. Sądząc po stroju, to z trzysta lat. Na głowie miałam koka z dwoma luźnymi kosmykami, mocno podkręconymi no i oczywiście swoją tiarę. Wyglądałam bardzo mroczne. Podobało mi się to. Lili również miała diadem, ale z różnymi diamentami. Razem wyszłyśmy na schody, gdzie już czekali na nas Dymitr z Abem. Mój mąż miał na sobie złotą koronę z różnymi kamieniami szlachetnymi.(↓) wszyscy wyglądali przepięknie. Po chwili doszła do nas moja matka w stroju strażniczki. Ojciec nie był zadowolony.
- Nie miałaś przypadkiem służby w nocy?- zdziwiłam się.
- Miałam. A to jest moje przebranie.- powiedziała zirytowana.
-Janine, ale wiesz, że przebranie to coś, w czym nie chodzisz na co dzień.- staruszek się załamał.
- Ibrahimie, nie ubiorę na siebie tego futra.- powiedziała z obrzydzeniem.
Tak, moi rodzice mieli się przebrać w wilkołaki.
- A ja nie pozwolę ci iść tak.- podniósł głos Abe.
- A to czemu?- moja matka skrzyżowała ręce na piersi.
- To my zaczekamy w ogrodzie.- powiedziałam, chodź i tak nas nie usłyszeli, zajęci sobą i w piątkę zeszliśmy na dół, zostawiając ich samych.
___________________________________________________________