- Nie wiem jak ci poszło wczoraj, ale jeśli za pierwszym razem ubierzesz mnie dobrze, dostaniesz szóstkę.
Podałam mu materiał.
- A co w nagrodę?- uśmiechnął się cwanie.
- A satysfakcja ci nie wystarczy?
- O nie kochanie. Coś muszę dostać dodatkowo.
- No dobra. Jutro będzie niespodzianka. Jeśli ci się uda.- Byłam pewna, że nie da rady.
- A jak mi się nie uda?
- Pocałunek na pocieszenie.
- Przyjmuję wyzwanie.
Wziął ode mnie sukienkę i trochę się jej przyglądał, próbując zrozumieć jej mechanizm. Po kilku minutach podszedł i przełożył mi ją przez głowę. Podeszłam do dużego lustra w rogu pokoju.
Szlak!
Udało mu się. No i teraz będę musiała coś wymyślić dla niego.
- No dobra. To co to za niespodzianka?- spytał niecierpliwie Dymitr.
- Spokojnie towarzyszu, wszystko w swoim czasie.- uśmiechnęłam się.- A teraz idź zrobić śniadanie, a ja tu posprzątam.
- Dobrze Roza. Tylko się nie przemęczaj.- powiedział poważnie.
- Dymitr, kochanie poradzę sobie. Nie martw się tak o mnie. Wiesz, że jestem silna.
- Wiem Roza. I za to Cię kocham.- posłał mi swój czarodziejski uśmiech, od którego zmiękły mi kolana i zniknął za drzwiami. Powoli zbliżyłam się do łóżka, uspokajając moje serce, które zwiększyło obroty na wspomnienie tego, co się rano działo w pościeli. Podniosłam kołdrę z podłogi i zaczęłam ścielić nasze posłanie.
Kiedy skończyłam, zaszłam na dół, prowadzona ładnym zapachem. Na stole stały dwa talerze jajecznicy i oczywiście dwa pokrojone i posmarowane bochenki chleba.
Śniadanie spędziliśmy w miłej atmosferze, śmiejąc się i wspominając czasy z akademii.
- A pamiętasz, jak spóźniłam się na lekcję i kazałeś mi zrobić dwadzieścia okrążeń.- spytałam, zagryzając jajecznicę chlebem.
- Kochanie, ty zawsze się spóźniłaś. Podaj jakieś szczegóły.
- Co przyszedł nas oglądać Stan.
- A i ty wywróciłaś się na środku sali.
- Specjalnie ze mnie kpił ze mnie. Więc nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego.
- A jego mina, gdy po dziesięciu minutach leżał przygwożdżony przez ciebie do maty?
- Bezcenna.- zaśmialiśmy się.
- Ale muszę się przyznać, że byłem wtedy zazdrosny. Szalenie zazdrosny. Chciałem choć raz znaleźć się na jego miejscu. Ale nie mogłem dać ci wygrać, a było mało prawdopodobne, że mnie pokonasz.
- Nie ładnie. Było mieć więcej wiary we mnie. A tak nie doceniłeś moich umiejętności i leżałeś na dziedzińcu.
- I wtedy czułem się spełniony. Jako twój mentor i ukochany.
I tak minęła nam reszta śniadania.
Po sprzątnięciu naczyń, ubrałam się cieplej, bo noce stawały się coraz chłodniejsze. Zbliżała się zima. Wyszliśmy z domu i usiedliśmy w samochodzie. Dymitr prowadził, a ja zajęłam miejsce obok niego. Na początku dalej było miło, ale czym bardziej zbliżaliśmy się do siedziby morojów, tym bardziej mój ukochany się spinał.
- To powiesz mi co się stało, czy po czekasz aż dostanę szoku na widok Dworu.
- Czemu miałabyś dostać szoku.- ukochany nie odbywał wzroku od drogi. A może unikał mojego?
- Ponieważ z każdą chwilą, robisz się coraz bardziej zdenerwowany. To jak będzie.
Westchnął cicho w geście rezygnacji.
- Dokładnie nie wiem co się stało. Nie umiem tego opisać. Sama musisz to zobaczyć.
Sama zaczęłam się denerwować.
- Czyli to nie atak strzyg?- spytałam niepewnie. Brałam pod uwagę, taką możliwość. Ale mina męża starczyła mi za odpowiedź.
- Nie. To coś o wiele potężniejsze.
- Robert?
- Nie wiem. Jeśli on to ktoś musi mu pomagać. Ale nawet on nie jest tak potężny.
Teraz to już byłam przerażona. Ktoś potężniejszy od strzyg, czy Roberta? W takim razie co się stało? Po co zaatakował Dwór? Mimowolnie spięłam się na myśl o kolejnym silnym wrogu.
- Spokojnie Roza.- Dymitr spojrzał na mnie czułe, lecz po chwili jego wzrok wrócił na drogę.- Nie pozwolę, żeby coś wam się stało.
Dojeżdżaliśmy do bramy. Już z daleka widziałam wstęgi dymu unoszące się nad Dworem. Jednak, kiedy w jechaliśmy na teren pałacu, zamarłam. W okół nas był krajobraz wojenny.