Wróciliśmy w bardzo dobrych humorach, śmiejąc się z dawnych lat i całując co jakiś czas. Nasi goście siedzieli przytuleni na sofie i oglądali coś w telewizji. Na dźwięk naszych chichotów, spojrzeli na nas z uśmiechami.
- W końcu gołąbki wróciły.- zaśmiał się Pablo.
- Musieliśmy sobie wyjaśnić parę spraw.- wytłumaczyłam z szerokim uśmiechem, siadając obok nich.
- A ja musiałem ją przeprosić.- ukochany objął mnie od tyłu, przez oparcie.
- Macie ciekawy sposób na przepraszanie się.- Tasza wskazała na szyję.
Doskonale wiedziałam, że mam z przynajmniej trzy malinki, bo mojemu mężowi też ich nie odpuściłam. Dymitr podniósł mnie, usiadł na moim miejscu i posadził sobie na kolanach.
- A co tam u was?- spytałam.
- Cóż, my też wszystko sobie wyjaśniliśmy i jesteśmy oficjalnie parą.- morojka uniosła ich złączone dłonie, ale ręką Włocha na jej ramieniu mówiła sama za siebie.
- Aaaa! Gratulacje.- rzuciłam się na nią, przytulając ją.
- Dbaj o nią.- powiedział strażnik, ściskając dłoń mężczyzny.
- Będzie moim oczkiem w głowie.- spojrzeli na siebie słodko i lekko się pocałowali.
Popatrzyłam na Rosjanina, a on wzmocnił uścisk, z wzrokiem pełnym miłości, zwróconym na mnie.
- Co oglądamy?- spytałam, opierając się plecami o tors Bielikowa.
- Ojca Chrzestnego. A dzieci już śpią.- oznajmiła para.
- Dzięki. Nie musieliście.- trochę mnie to skrępowało.
- Daj spokój. One są urocze i to była przyjemność.- odpowiedziała kobieta
Chciałam coś powiedzieć, ale w tej chwili zaczął się film i umilkliśmy, skupiając się na seansie. Po dwóch godzinach się skończył.
- Było miło,- Tasza wstała, przyciągając się .- a teraz, jeśli pozwolicie, pójdę spać.
- Nie tak szybko.- zatrzymała się na mój głos.- Tak łatwo się nie wywiniesz. Po pierwsze kolacja, bo jesz za dwóch, a po drugie musi porozmawiać.
Kobieta westchnęła, ale usiadła. Mój mąż poszedł do kuchni zrobić jedzenie, a ja dawałam im rady co do prowadzenia ciąży. Takie same dostawałam od rodziny i przyjaciół. Akurat gdy skończyłam, wrócił strażnik z talerzem pełnym sałatki owocowej. Były w niej jabłka, gruszki, banany, arbuz, truskawki, śliwki, brzoskwinie, ananasy i maliny, a wszystko zalane jogurtem. Do tego sok pomarańczowy w szklankach. Usiedliśmy w jadalni i zabraliśmy się do jedzenia.
- To teraz po kolei.- zaczęłam, gdy wszyscy zjedli.- Kto to był?
- Nie wiem.- Tasza spuściła głowę.- Nie widziałam dobrze twarzy, bo było ciemno, ale jestem pewna, że był to moroj. Miał zielone oczy, charakterystyczne dla rodu Iwaszkowów i krótkie brązowe włosy. Chyba barwy Dimki, choć nie jestem pewna. Był Amerykaninem.
Na raz zrobiło mi się gorąco, a po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. To nie możliwe, to nie może być prawda. Wszyscy spojrzeli na mnie zaniepokojeni.
- Roza, co się dzieje?- Rosjanin ścisnął moją dłoń.- Strasznie pobladłaś.
- Czy umiałabyś rozpoznać go na zdjęciu.- kobieta kiwnęła głową.- Towarzyszu przynieś tu laptop.
- Rose...- zaczął, ale mu przerwałam.
- Dymitr.- spojrzałam na niego znacząco.
Westchnął i poszedł. Odetchnęłam głęboko, starając się odgonić źle myśli. Może jednak się mylę. Ród Adriana jest bardzo liczny. Mogą być inni o podobnym kolorze włosów. Gdy wrócił mój mąż wpisałam w internecie pożądane nazwisko i wybrałam najlepsze zdjęcie. Poczułam, że ukochany się spiął.
- Myślisz, że to on?- spytał z jadem.
- Zaraz się dowiemy.- odwróciłam ekran w stronę pary na przeciwko.
Gdy tylko ciężarna spojrzała na mężczyznę w laptopie pobladła.
- To on.- powiedziała nie swoim głosem.
- Cholera!- strażnik zerwał się z miejsca i chodził po pokoju.
- Znacie go?- spytał Pablo, bo kobieta nie mogła wyrobić z siebie głosu.
- Niestety.- westchnęłam.
- To mój ojciec.- powiedział z bólem Rosjanin.- Zabiję go.
Wstałam i złapałem jego dłonie, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy.
- Nie chcesz tego.- przekonywałam Dymitra.
- Może i nie.- usiadł na swoim miejscu.- Ale powinienem. Skrzywdził kolejną ważną dla mnie kobietę i na pewno mnusto innych których nawet nie znam. On nie zna współczucia i miłości.
- Cii... już dobrze. Ważne, że ty ją znasz i mnie ją obdarowałeś.- przytuliłam go.
Bielikow posadził mnie na swoich kolanach i się we mnie wtulił.
- Dziękuję Roza.- szepnął w moją szyję.
- Po to tu jestem Towarzyszu. Zawsze będę.
- To my może już pójdziemy na górę. Za dużo emocji jak na jeden dzień.- Pablo przypomniał nam o swojej obecności, ale nie na długo, bo para zniknęła.
Po kilku minutach mąż oderwał się ode mnie.
- Już lepiej?- spytałam, na co przytaknął ze słabym uśmiechem.- To chodź, posprzątamy po wspaniałej kolacji i załatwimy sprawy na jutrzejszą służbę. A później może weźmiemy szybki prysznic.- dodałam zmysłowym głosem.
Jego uśmiech od razu się poszerzył.
- Jeśli tak to zgoda.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
piątek, 11 listopada 2016
ROZDZIAŁ 317
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
ROZDZIAŁ 316
Przestraszyła mnie ta myśl. To prawda, pragnę pomóc przyjaciółce, ale gdy myślę, że to wszystko mogę stracić, przez szaleństwo, to zaczynam się zastanawiać, czy to jest tego warte. I dochodzę wciąż do tego samego wniosku. Oni są najważniejsi.
- Nie.- w głosie męża czułam siłę, gdy przycisnął mnie sobie do torsu.- Ty jesteś inna. Silniejsza od innych. A poza tym nigdy nie pozwolę na to. Za wiele dla mnie znaczysz. Nigdy nie dam ci odejść. NIGDY.- obietnicę przypieczętował pocałunkiem.- I posprzątaliśmy pokój na błysk.
Zaśmieliśmy się razem.
- A Taszę przeprosiliście?- spytałam.
- Tak. Ale nawet o tym nie przypominaj.- wybuchłam śmiechem, widząc jego zbolałą minę.
- Dalej nie mogę tego zrozumieć.- spoważniałam.- Kiedyś nie sięgałeś tak po alkohol. To zaczęło się po twoich oświadczynach. Wcześniej nie radziłeś sobie z problemami alkoholem.
- Wcześniej nie miałem aż takich problemów.
- Chcesz powiedzieć, że jestem problemem?- oburzyłam się.
- Nie skarbie. Po prostu kłopoty cię lubią. I nic na to nie poradzimy. Ale wszystko przejdziemy razem.- uśmiechnął się do mnie i ucałował czubek mojej głowy.- A teraz wracamy do domu, bo się będą martwić.
Razem wstaliśmy i skierowaliśmy się w drogę powrotną, trzymając się za ręce. I nagle mnie olśniło.
- Więź!- krzyknęłam podekscytowana, zatrzymując się.
- Co? Coś jest z Lissą?- czułam, że Dymitr się spiął.
- Nie. Chodzi o naszą więź.- wskazałam na nas dwoje.
- Jaką "naszą"?- strażnik zmarszczył brwi.
- Sonia kiedyś mówiła, że nasze dusze są ze sobą związane, połączone. A Luna wzmocniła to swoim darem.-pociągnęłam go w dalszą drogę.
- No dobra, ale jaki to ma związek z moim piciem?- spytał, równając się ze mną.
- Mrok od Lissy idzie na mnie, a część może i na ciebie. Przejmujesz moje emocje i trochę charakteru. Dlatego jesteś taki wybuchowy i impulsywny bardziej niż kiedyś.
- A ty spokojniejsza, tak?- próbował zrozumieć moje myślenie.
- Przynajmniej tak zakłada moja teoria. Chociaż na ciebie chyba trochę bardziej to działa.
Nagle mój ukochany się zatrzymał, ciągnąć mnie do siebie.
- Oboje się zmieniliśmy.- zauważył.
- Tak.- odpowiedziałam, niepewna do czego zmierza.
- Ale i tak cię kocham, bez względu na wszystko.
- Ja ciebie też.- ze szczęścia wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami w pasie.
Gdy tylko poczułam jego ciepłe dłonie na udach, pocałowałam go namiętnie. Odwzajemnił pocałunek, przyciskając mnie do najbliższego drzewa przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp. Nie dałam mu go od razu; trochę go pomęczyłam, ale w końcu dostał to czego chciał. Nasze języki walczyły o dominację, jednak to Rosjanin wygrał (jak zawsze, z resztą). Zaczęłam szybciej oddychać, gdy przeszedł ustami na moją szyję. Zatraciłam się w jego dłoniach, pocałunkach i bliskości ciała. Napierał ma mnie całym sobą, a ja nawet nie zwracałam uwagi na wbijające się w moje plecy drzewo. Czerwona lampka zapaliła mi się, kiedy strażnik włożył dłonie pod moją bluzkę i zaczął ją unosić.
- Dymitr...- jęknęłam.
- Cii.. Roza nic się nie dzieje.- mruknął mi w szyję.- Nawet nie zauważą, że nas nie ma. Zasłużyłem, żebyś na mnie nakrzyczała i teraz muszę się przeprosić.
- Mam nadzieję, że Taszy tak nie przepraszałeś.- uśmiechnęła się błogo.
- Nie. To przyjemność zarezerwowana tylko dla ciebie, Roza...- tak zmysłowo wymruczał moje imię, że aż przeszedł mnie dreszcz.
Już bez słowa, oddałam się pieszczotą. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele, gdy tylko rozgrzane dłonie męża zaczęła dotykać mojego zimnego brzucha. W każdym miejscu, gdzie jego skóra zetknęła się z moją, dostawałam gęsiej skórki. Po chwili zostałam w samym staniku, a on już dobierał mi się do spodni. Nie wytrzymałam i sama nachyliłam się do jego szyi, zrzucając mu z ramion prochowiec. Zaczęłam ją całować, ssać i lekko podgryzać. Poczułam jak zadrżał, gdy ustami znalazłam się za uchem Bielikowa. Przestał mnie całować i dał mi dostęp, odchylając głowę. Zamieniliśmy się tak, że teraz to on opierał się o drzewo. Tak jak wcześniej strażnik, włożyłam mu pod bluzkę chłodne, w porównaniu z jego ciałem, dłonie. Zatrząsł się, a ja lekko uśmiechnęłam się pod nosem. W tym czasie jego ręce badały moje nagle plecy, brzuch i talię. Mimo, że było chłodno, ja czułam się rozgrzana. Czułam, że Dymitr już się nie cierpliwi i tylko czeka, aż po zbędne się jego bluzki, ale mi się nigdzie nie spieszyło. Po kilku minutach nękania go, dałam sobie pełen dostęp do oglądania nagiego torsu Rosjanina. Nagle obrócił mnie plecami do drzewa i spojrzał prosto w oczy, trzymając moje ręce za nadgarstki nad głową. Oboje oddychaliśmy szybko i płytko, a nasze serca chyba było słychać po drugiej stronie lasu.
- Widzisz coś, co ci się podoba, Roza?- wysapał, ze wzrokiem pełnym pożądania.
- To chyba moje pytanie.- ledwo mogłam się skupić na jego prawie czarnych oczach.- Ale tak. Ty mi się podobasz.
Pragnęłam, żeby w końcu mnie pocałował, a ja wtedy zanurzyłabym palce w jego długich włosach. Ale uniemożliwiła mi to jego dłoń, trzymająca moje ręce, co było męczarnią, a jednocześnie podniecało.
- Tylko podobam?- ścisnął mocniej rękę, ale tak, żeby mnie nie zabolało.
- Uwielbiam cię.- wyjęczałam.
W chwili gdy puścił moje dłonie, powędrowały prosto do jego głowy. Całowaliśmy się jak szaleni. Mój ukochany naparł na mnie całym ciałem, pogłębiając jeszcze bardziej pocałunek. Błądził palcami po moich plecach, aż nie zdjął mi biustonosza. Zaczęliśmy dobierać się do naszych spodni w tej samej chwili. Gdy oboje zostaliśmy tylko w majtkach, mąż uniósł mnie i delikatnie położył na chłodnej ziemi. Po dłuższej chwili badania mojego ciała pozbył się koronkowej bielizny, która bardzo mu przeszkadzała. Znowu uwięził mi dłonie nad głową i zaczął palcami jeździć najpierw po wewnętrznych stronach moich ud, coraz bardziej zbliżając się do kobiecości. Jęczałam i wiłam się pod nim, ale nie mogłam go dotknąć. To było okropnie podniecające. Jednocześnie zaczął całować mnie po piersiach. Ja oszaleję.
- Dymitr...- krzyknęłam z rozkoszy, gdy palcem wszedł we mnie i zaczął się poruszać.
Dodał jeszcze drugi i trzeci. Krzyczałam jego imię, dochodząc. W końcu puścił moje ręce, chyba po to, żeby zdjąć bokserki, ale nie zdążył, bo zrobiłam to szybciej. Wręcz je z niego zdarłam. Zaśmiał się, no ale ja naprawdę już nie wytrzymam. Rzuciłam się na niego, czym go zaskoczyłam, i usiadłam na nim tak, że znalazł się we mnie. Nie czekając dłużej zaczęłam się na nim poruszać, aż oboje nie doszliśmy. Oczywiście w tym samym momencie. Teraz leżę na ściółce leśnej, z głową Dymitra pod moimi piersiami. Strażnik głaskał mnie po brzuchu, w miejscu, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu były nasze maluszki. Cieszę się, że są już z nami. To wspaniałe uczucie wziąć na ręce cząstkę siebie i ukochanej osoby. Pewnie robił to z przyzwyczajenia, ale nie narzekałam. Lubię gdy mnie tam dotyka, a sama mam łatwiejszy dostęp do jego włosów. Zamruczał, kiedy zaczęłam go drapać po głowie. Przeniósł głowę na moje piersi i spojrzał mi w oczy ze szczęściem wpisanym na twarzy i miłością w oczach.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
- Nie.- w głosie męża czułam siłę, gdy przycisnął mnie sobie do torsu.- Ty jesteś inna. Silniejsza od innych. A poza tym nigdy nie pozwolę na to. Za wiele dla mnie znaczysz. Nigdy nie dam ci odejść. NIGDY.- obietnicę przypieczętował pocałunkiem.- I posprzątaliśmy pokój na błysk.
Zaśmieliśmy się razem.
- A Taszę przeprosiliście?- spytałam.
- Tak. Ale nawet o tym nie przypominaj.- wybuchłam śmiechem, widząc jego zbolałą minę.
- Dalej nie mogę tego zrozumieć.- spoważniałam.- Kiedyś nie sięgałeś tak po alkohol. To zaczęło się po twoich oświadczynach. Wcześniej nie radziłeś sobie z problemami alkoholem.
- Wcześniej nie miałem aż takich problemów.
- Chcesz powiedzieć, że jestem problemem?- oburzyłam się.
- Nie skarbie. Po prostu kłopoty cię lubią. I nic na to nie poradzimy. Ale wszystko przejdziemy razem.- uśmiechnął się do mnie i ucałował czubek mojej głowy.- A teraz wracamy do domu, bo się będą martwić.
Razem wstaliśmy i skierowaliśmy się w drogę powrotną, trzymając się za ręce. I nagle mnie olśniło.
- Więź!- krzyknęłam podekscytowana, zatrzymując się.
- Co? Coś jest z Lissą?- czułam, że Dymitr się spiął.
- Nie. Chodzi o naszą więź.- wskazałam na nas dwoje.
- Jaką "naszą"?- strażnik zmarszczył brwi.
- Sonia kiedyś mówiła, że nasze dusze są ze sobą związane, połączone. A Luna wzmocniła to swoim darem.-pociągnęłam go w dalszą drogę.
- No dobra, ale jaki to ma związek z moim piciem?- spytał, równając się ze mną.
- Mrok od Lissy idzie na mnie, a część może i na ciebie. Przejmujesz moje emocje i trochę charakteru. Dlatego jesteś taki wybuchowy i impulsywny bardziej niż kiedyś.
- A ty spokojniejsza, tak?- próbował zrozumieć moje myślenie.
- Przynajmniej tak zakłada moja teoria. Chociaż na ciebie chyba trochę bardziej to działa.
Nagle mój ukochany się zatrzymał, ciągnąć mnie do siebie.
- Oboje się zmieniliśmy.- zauważył.
- Tak.- odpowiedziałam, niepewna do czego zmierza.
- Ale i tak cię kocham, bez względu na wszystko.
- Ja ciebie też.- ze szczęścia wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami w pasie.
Gdy tylko poczułam jego ciepłe dłonie na udach, pocałowałam go namiętnie. Odwzajemnił pocałunek, przyciskając mnie do najbliższego drzewa przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp. Nie dałam mu go od razu; trochę go pomęczyłam, ale w końcu dostał to czego chciał. Nasze języki walczyły o dominację, jednak to Rosjanin wygrał (jak zawsze, z resztą). Zaczęłam szybciej oddychać, gdy przeszedł ustami na moją szyję. Zatraciłam się w jego dłoniach, pocałunkach i bliskości ciała. Napierał ma mnie całym sobą, a ja nawet nie zwracałam uwagi na wbijające się w moje plecy drzewo. Czerwona lampka zapaliła mi się, kiedy strażnik włożył dłonie pod moją bluzkę i zaczął ją unosić.
- Dymitr...- jęknęłam.
- Cii.. Roza nic się nie dzieje.- mruknął mi w szyję.- Nawet nie zauważą, że nas nie ma. Zasłużyłem, żebyś na mnie nakrzyczała i teraz muszę się przeprosić.
- Mam nadzieję, że Taszy tak nie przepraszałeś.- uśmiechnęła się błogo.
- Nie. To przyjemność zarezerwowana tylko dla ciebie, Roza...- tak zmysłowo wymruczał moje imię, że aż przeszedł mnie dreszcz.
Już bez słowa, oddałam się pieszczotą. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele, gdy tylko rozgrzane dłonie męża zaczęła dotykać mojego zimnego brzucha. W każdym miejscu, gdzie jego skóra zetknęła się z moją, dostawałam gęsiej skórki. Po chwili zostałam w samym staniku, a on już dobierał mi się do spodni. Nie wytrzymałam i sama nachyliłam się do jego szyi, zrzucając mu z ramion prochowiec. Zaczęłam ją całować, ssać i lekko podgryzać. Poczułam jak zadrżał, gdy ustami znalazłam się za uchem Bielikowa. Przestał mnie całować i dał mi dostęp, odchylając głowę. Zamieniliśmy się tak, że teraz to on opierał się o drzewo. Tak jak wcześniej strażnik, włożyłam mu pod bluzkę chłodne, w porównaniu z jego ciałem, dłonie. Zatrząsł się, a ja lekko uśmiechnęłam się pod nosem. W tym czasie jego ręce badały moje nagle plecy, brzuch i talię. Mimo, że było chłodno, ja czułam się rozgrzana. Czułam, że Dymitr już się nie cierpliwi i tylko czeka, aż po zbędne się jego bluzki, ale mi się nigdzie nie spieszyło. Po kilku minutach nękania go, dałam sobie pełen dostęp do oglądania nagiego torsu Rosjanina. Nagle obrócił mnie plecami do drzewa i spojrzał prosto w oczy, trzymając moje ręce za nadgarstki nad głową. Oboje oddychaliśmy szybko i płytko, a nasze serca chyba było słychać po drugiej stronie lasu.
- Widzisz coś, co ci się podoba, Roza?- wysapał, ze wzrokiem pełnym pożądania.
- To chyba moje pytanie.- ledwo mogłam się skupić na jego prawie czarnych oczach.- Ale tak. Ty mi się podobasz.
Pragnęłam, żeby w końcu mnie pocałował, a ja wtedy zanurzyłabym palce w jego długich włosach. Ale uniemożliwiła mi to jego dłoń, trzymająca moje ręce, co było męczarnią, a jednocześnie podniecało.
- Tylko podobam?- ścisnął mocniej rękę, ale tak, żeby mnie nie zabolało.
- Uwielbiam cię.- wyjęczałam.
W chwili gdy puścił moje dłonie, powędrowały prosto do jego głowy. Całowaliśmy się jak szaleni. Mój ukochany naparł na mnie całym ciałem, pogłębiając jeszcze bardziej pocałunek. Błądził palcami po moich plecach, aż nie zdjął mi biustonosza. Zaczęliśmy dobierać się do naszych spodni w tej samej chwili. Gdy oboje zostaliśmy tylko w majtkach, mąż uniósł mnie i delikatnie położył na chłodnej ziemi. Po dłuższej chwili badania mojego ciała pozbył się koronkowej bielizny, która bardzo mu przeszkadzała. Znowu uwięził mi dłonie nad głową i zaczął palcami jeździć najpierw po wewnętrznych stronach moich ud, coraz bardziej zbliżając się do kobiecości. Jęczałam i wiłam się pod nim, ale nie mogłam go dotknąć. To było okropnie podniecające. Jednocześnie zaczął całować mnie po piersiach. Ja oszaleję.
- Dymitr...- krzyknęłam z rozkoszy, gdy palcem wszedł we mnie i zaczął się poruszać.
Dodał jeszcze drugi i trzeci. Krzyczałam jego imię, dochodząc. W końcu puścił moje ręce, chyba po to, żeby zdjąć bokserki, ale nie zdążył, bo zrobiłam to szybciej. Wręcz je z niego zdarłam. Zaśmiał się, no ale ja naprawdę już nie wytrzymam. Rzuciłam się na niego, czym go zaskoczyłam, i usiadłam na nim tak, że znalazł się we mnie. Nie czekając dłużej zaczęłam się na nim poruszać, aż oboje nie doszliśmy. Oczywiście w tym samym momencie. Teraz leżę na ściółce leśnej, z głową Dymitra pod moimi piersiami. Strażnik głaskał mnie po brzuchu, w miejscu, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu były nasze maluszki. Cieszę się, że są już z nami. To wspaniałe uczucie wziąć na ręce cząstkę siebie i ukochanej osoby. Pewnie robił to z przyzwyczajenia, ale nie narzekałam. Lubię gdy mnie tam dotyka, a sama mam łatwiejszy dostęp do jego włosów. Zamruczał, kiedy zaczęłam go drapać po głowie. Przeniósł głowę na moje piersi i spojrzał mi w oczy ze szczęściem wpisanym na twarzy i miłością w oczach.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)