wtorek, 2 lutego 2016

ROZDZIAŁ 29

A oto trzeci, obiecany dzisiaj rozdział
_______________________________
Słyszałam każde jego słowo, każde wyznanie, przemyślenia, historie. Wszystko co mówił. Wiele z nich mnie wzruszyło. Chciałam zakończyć jego cierpienie wcześniej, ale nie umiałam. Nie miałam siły. Dymitr usiadł na brzegu łóżka, jak najbliżej mnie i pogłaskał mój policzek. 
- Jak się czujesz?- Spytał z troską. 
- Jestem trochę głodna, ale ogólnie to jest w porządku. Ile tu leżę?
- Dwa tygodnie. Twoje badania są prawidłowe tylko czekaliśmy, aż się obudzisz. Najpóźniej za dwa dni cię wypuszczą.- ucieszyłam się, że tak szybko, ale wtedy coś mi się przypomniało. Usiadłam i popatrzyłam mu w oczy. 
- Co z dzieckiem?
- Spokojnie, wszystko jest w porządku. Lekarz uważa, że nie powinienem się o to pytać, ale muszę. Pamiętasz co się wtedy działo? To była Tasza, prawda?
- Prawie ją pokonałam ale wtrącił się Robert. Przywiązał mnie do krzesła, a ja nie mogłam się uwolnić, bo palił mi nogi, a Tasza wbiła mi sztylet w rękę.- na wspomnienie tego snu poczułam pieczenie pod powiekami.- Ból był za silny. Nie wiem co się stało. Po pewnym czasie nie czułam bólu. Ostatnie co pamiętam to twój głos.- po policzkach popłynęły mi łzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się.- Ha, ja też mam uczucia. Kocham Cię.
- Nie płacz Roza. - przytulił mnie mocno.- Nie powinienem był się o to pytać. 
- Ona groziła, że jeśli cię nie zostawię, zrobi krzywdę dziecku. 
- Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu i nigdy cię nie opuszczę. Nie pozwolę jej więcej zbliżyć się do ciebie.
- Ciekawi mnie jedna rzecz.- zmieniłam temat, gdy trochę ochłonęłam.- Jak oznajmiłeś reszcie, że spodziewam się dziecka, opisałeś reakcję mojej matki. A co na to Abe?
- Ostatnio dowiedziałem się, że chciałby, żebym mu towarzyszył w spotkaniu w interesach, jako najlepszy strażnik. Christian oczywiście niczego się nie domyślił i pozwolił mi jechać. W końcu to tylko jeden dzień. Kolejny sam na sam z twoim ojcem.
- Już zastanawiasz się nad wyjazdem na Syberię?- zaśmiałam się. 
- Tylko jeśli pojedziesz tam ze mną.- pocałował mnie namiętnie.- Ale on mnie tam też znajdzie.- zaśmiał się.
Uwielbiam ten dźwięk, który pieści moje uszy.
- Pamiętasz jak mówiłem, że zawsze znajdziesz iskierkę radości?- potwierdziłam skinieniem głowy. Pamiętam każde jego słowo.- Teraz potwierdziłaś moje zdanie.
Uśmiechnęłam się promiennie. Lecz w jednej chwili spoważniałam. Dymitr to zauważył. 
- Roza, co się dzieje?
- Dymitr, czy jak bym nie... Gdyby nie dało się mnie uratować i...- te słowa nie chciały mi przejść przez gardło, ale wiedziałam, że zrozumiał.- Czy ty naprawdę byś... umiał byś pozbawić się życia? 
- Roza, kiedy ci to mówiłem tak, ale miałem czas do przemyśleń. Ty byś tak nie zrobiła. Nie chciałabyś też, żebym ja to uczynił. Jesteś silna, a ja słaby. Bez ciebie nic nie znaczę. Jesteś mi potrzebna jak powietrze. Ale śmierć nie jest uwolnieniem, tylko prostszym wyjściem. Jesteśmy najlepszymi strażnikami. Moroje nas potrzebują.Strata jednego strażnika to katastrofa w czasie, kiedy i tak jest nas mało. A co dopiero dwóch. Poza tym wiem, że powinienem wtedy zadbać o bezpieczeństwo królowej. Chronić ich. To jest nasze zadanie, które byłoby moim ratunkiem. Ale nie rozmawiamy teraz o tym. Żyjesz i tylko to się dla mnie liczy. Kocham Cię Roza.
- Nie jesteś słaby. Odwiedzałeś mnie tutaj dzień w dzień. Wierzyłeś, że wszystko będzie dobrze. Nie złamałeś się przez dwa tygodnie. Twoja siła dała mi motywację. Mówiłeś mi wszystko co myślisz. Wiedziałeś, że wygram, że wrócę do ciebie. Dziękuję. Nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Są rzeczy, których nie powinienem był mówić. Nie powiedział bym ich ci prosto w twarz. Zawsze mnie idealizowałaś, a teraz pokazałem swoją słabość. Chciałem być dla ciebie idealny, ale nie jestem. - zasmucił się.
Myślał, że mnie zawiódł. Pocałowałam go w policzek.
- Jesteś uroczy- popatrzył na mnie zdziwiony, ale z nadzieją, że jednak się myli.- Nie zawiodłeś mnie. Potrzebowałeś z kimś pogadać, ale nie miałeś z kim. Nikt nie jest dla ciebie na tyle ważny, że możesz mu zaufać. Tylko ja. Dla tego to ja cię słuchałam. Każdy ma wady, ale nie każdy ma odwagę się do tego przyznać. To ci pomagało. Mogłeś usłyszeć swoje myśli i nie czułeś już tak ich ciężaru. Na tym polega miłość. Na dzieleniu się nie tylko radością, ale i chwilami smutku. Też cię kocham.
- Jesteś bardzo mądra i jak zawsze przejrzałaś mnie. Teraz to ty mi pomagasz radami i pocieszasz mnie w chwilach smutku. Jesteś niesamowita.

ROZDZIAŁ 28

Hurra!! Dzisiaj miałam 1000-czne wejście na bloga. Dziękuję wam za to. Aby to uczcić, dzisiaj będzie nie jeden, nie dwa, ale trzy rozdziały. A oto drugi. 
__________________________________________
Dzisiaj miałem trzeci dzień pracy. Każdy jest taki sam. Wstaję. Tym razem coś jem. Idę zobaczyć do Rozy. Warta. Potem znowu wizyta w szpitalu, a na koniec powrót do domu, kolacja i spać. Ponowna służba pomaga mi się uspokoić. Codziennie opowiadam Rozie co dziś robiłem, licząc, że się obudzi. Lekarze mówią, że może to potrwać jeszcze dwa tygodnie. Na szczęście nie zagraża to ciąży. Wierzę w to, że się obudzi, ale i tak się o nią boję. Moje życie jest takie puste bez niej. Bez jej żartów, uwag, wybuchów, pocałunków. Z nią każdy dzień był inny. Nigdy nie mogłem się spodziewać co się dziś stanie. Tylko czemu los się tak na nas uwziął. Ciągle ktoś chce nas zabić, powstrzymać, torturować. Czemu my. Jest tyle osób, które nie mają żadnych problemów, a my, z naszym poplątanym życiem uczuciowym, mamy ich w brut. To jest nie sprawiedliwe. A najwięcej cierpi moja mała Roza. Nikt nie przeżył tyle co ona. Gdy tylko coś zaczęło się układać, ktoś musiał to zniszczyć. To wszystko budowało jej charakter, ale za jaką cenę. A ona zawsze miała siłę na żarty. Znalazła cień uśmiechu, którym podnosiła wszystkich na duchu i którego tak mi brakuje. Nie chcę więcej patrzeć na jej cierpienie. Nie chcę jej stracić. Chcę móc jej pomóc i ją bronić. Teraz wygląda tak spokojnie, jakby spała. 
- Roza. Tak bardzo za tobą tęsknię. Wszyscy tęsknią. Każda noc bez ciebie jest cierpieniem. Wszyscy myślą, że jestem opanowany, że dobrze radzę sobie z uczuciami, ale to nie prawda. Ty mnie znasz, wiesz jaki jestem naprawdę. W ciągu dnia staram się być silny. Dla ciebie, kochana. Wiesz jaki jestem na służbie. Ale w domu nie umiem panować nad tym. Za dużo jest ciebie, a jednocześnie za mało. Godzinami wylewam łzy w poduszkę, prosząc, aby to był tylko sen. Liczę, że obudzę się koło ciebie, że będziesz bezpieczna w moich ramionach. Tobie mogę to powiedzieć. Ty mnie zrozumiesz, nie będziesz oceniać jak inni. Sama wiesz, że strażnicy też mają uczucia. A moje do ciebie są najsilniejsze. Wcześniej tylko raz płakałam. Po tym jak Lissa mnie odmieniła. Pomogłaś mi wtedy. Teraz ja chcę pomóc tobie.
Przez cały czas trzymałem jej dłoń. Drugą ręką postanowiłem dotknąć tych cudownych włosów. Uwielbiam je od zawsze. To ja powiedziałem, żeby ich nie ścinała. Jedwabiste w dotyku kosmyki rozpieszczały moją dłoń, kiedy przypadkiem dotknąłem jej czoła. Dostrzegłem, że kąciki jej ust poruszyły się lekko w górę. Nie dostrzegalny ruch, który zauważyły moje czujne oczy dampira. Pobiegłem do lekarza, który powiedział, że to dobry znak. Za kilka dni może się obudzić.
***
Właśnie miałem wartę, więc byłem w sali tronowej z Christianem i Królową, kiedy przez drzwi wpadł jakiś dampir. Nie znałem go.
- Wasza Wysokość.- ukłonił się.- Strażnik Bielikow jest proszony do szpitala.
Od razu się zerwałem. Spojrzałem pytająco na podopiecznego. Ozera kiwną głową na znak zgody i już mnie nie było. Popędziłem do szpitala najszybciej jak umiałem.
Przed salą Rozy zatrzymał mnie lekarz. 
- Obudziła się?- spytałem.
Godziny biegania sprawiły, że mogę pędzić kilometrami i nie mieć zadyszki. 
- Tak, proszę wejść.  
Otworzyłem drzwi. Roza leżała patrząc w sufit. Spojrzała na mnie, a ja podszedłem do jej łóżka i się pochyliłem. Zanim zdążyła coś powiedzieć, pocałowałem ją namiętnie.
- Roza. Tak bardzo się o ciebie bałem.
- Wiem.- jej cudowny, melodyjny głos pieścił moje uszy.- Słyszałam każde twoje słowo.

ROZDZIAŁ 27

Postanowiłem zmienić moje dotychczasowe zachowanie. Po pierwsze odstawić alkohol, zanim się od niego uzależnię, a to by się Rozie nie spodobało. Zawsze uwielbiała, jak ją tak nazwałem. To przypomniało mi naszą pierwszą noc. Nie mogłem wtedy uwierzyć, w to co się dzieje. I nie chodzi o to, że działaliśmy pod wpływem zaklęcia, ale o to, że zaklęcie zadziałało. Od początku wiedziałem, że coś do niej czuję, ale myślałem, że to jednostronne uczucie. "Czyżby poczuła coś do swojego mentora" myślałem. No bo co ona mogłaby we mnie widzieć? Teraz ja nie widzę nic po za nią. Moja Roza. "Weź się w garść Dymitr.- upomniałem się w duchu.- Zrób to dla niej" przed oczami stanął mi obraz, który tak często mi się śnił "To jest jeszcze możliwe. Wystarczy uwierzyć". To dodało mi sił. Drugie postanowienie, to zmierzyć się z jej rodzicami i przyjaciółmi. Byłoby łatwiej porozmawiać tylko z tymi drugimi, ale dosyć prostych rozwiązań. Te tylko w ostateczności. Dla Rozy. Po raz kolejny miała rację. Ja nie wybieram łatwych dróg. Mogłem od razu poddać się uczuciu do niej, to było proste. Ale ja z tym walczyłem. Jeśli coś ma się stać, to się tego nie powstrzyma. Jednak nie warto się poddawać od razu, bo to już jest porażka. Oni też mają prawo wiedzieć. Zaprosiłem wszystkich do naszego mieszkania. Mason i Mia wrócili, gdy tylko dowiedzieli się, co się stało. Przykro mi było przerywać ich urlop, ale mieli prawo wiedzieć. Mówiłem, że nie muszą przyjeżdżać, jednak oni się uparli. Jednak przyjechali już jako narzeczeństwo.
Roze ucieszyłoby, gdybyśmy wzięli podwójny ślub. Ale takie plany to później. Wszystko sobie przygotowałem na przyjęcie gości. 
- Ciesze się, że zdołaliście wszyscy przybyć.- powiedziałem, gdy już wszyscy się pojawili.
- Nie moglibyśmy ci odmówić. Tu chodzi o Rose.- Odezwała się Jill.
Była wdzięczna mojej ukochane za odkrycie jej pochodzenia. Na początku pochodziła do tego sceptycznie, ale w końcu zbliżyła się do siostry i bardzo się pokochały.
- Dokładnie. Więc już niektórzy wiedzą, a reszta dowie się teraz. Otóż Rose i ja zaręczyliśmy się.- Spojrzałem nie pewnie na jej rodziców. Na razie patrzyli na mnie z powagą, czekając co wydarzy się dalej.- I podczas naszych zaręczyn wydarzyło się coś niezwykłego...
O powiedziałem im o Lunie, pokazałem znamię i powtórzyłem, co powiedziała nam moja babka.
- I wiecie już co daje wam to błogosławieństwo?- spytała zaciekawiona Lissa.
Zawsze interesują ją rzeczy, związane z magią, której nikt nie zna i nie rozumie. 
- Tak. Dowiedzieliśmy się przed tym hymn... wypadkiem. Wieczorem Rose powiedziała mi, że jest w ciąży.- zebrani wyciągnęli powietrze- A ja wierzę, że mnie nie zdradziła. To będzie nasze dziecko.
Wszyscy osłupieli. Abe patrzył na mnie morderczym wzrokiem, a Janine z niedowierzaniem. Pewnie myśli, jak pogodzić to ze służbą. 
- Przecież ona jeszcze nie zaczęła czynnej służby. Jak wy to sobie wyobrażacie?- zgodnie z moimi przypuszczeniami, jej matka pomyślała o służbie.
- Poradzimy sobie. Nie pozwolę, żeby macierzyństwo przeszkodziło nam w obowiązkach. Rose sama tego dopilnuje. Dla niej służba jest najważniejsza.
- Ma to po mamusi- Wtrącił dziwnie beztrosko Abe. Chyba czeka mnie kolejna rozmowa z przyszłym teściem.
- No dobra, czyli że sami będziecie wychowywać dziecko?- dopytywała strażniczka.
 - Oczywiście. Innej opcji nie bierzemy pod uwagę.
- Chwilę. - Tym razem odezwała się królowa. - Jesteście pierwszą parą dampirów, którzy mogą mieć dzieci. To wiele zmienia. Inni mają prawo wiedzieć. Też mogą chcieć założyć rodzinę.
- To byłoby sprawiedliwe, ale i ryzykowne. Niektórzy mogli by odejść ze służb i założyć rodziny. Już nie chcieliby was chronić, jeśli nie byłybyście potrzebni do podtrzymania gatunku.- zaoponowałem.
- Poza tym, nie wiadomo czy to się uda. Wy dostaliście ten dar, ponieważ znałeś Lunę. Przecież nie będą błogosławić każdą parę jaka ich odwiedzi. - poparł mnie Mason.
- Więc co zamierzacie zrobić? Jak Rose tylko urodzi, zaczną się pytania. Mogą chcieć dowód. Zaczną robić badania.
- Planowałem, że zostaniemy tu do 9 miesiąca. Potem wyjedziemy do Bai i będziemy przez kilka miesięcy. To zależy od mojej rodziny i Rose, bo ona pewne będzie chciała jak najszybciej wracać do służby. A jeśli chodzi o dziecko, to bylibyśmy wdzięczny za przygotowanie Dworu psychicznie do przyjazdu dziecka dwójki dampirów.
- Zrobimy co w naszej mocy, aby wam pomóc. - powiedziała królowa.- Dziękujemy, że się z nami podzieliłeś tymi wieściami.
- Rose chciała już na drugi dzień zrobić kolację dla was, ale z wiadomych przyczyn nie odbyła się. Ona ma dobre serce.- Dla tego tak bardzo ją kocham, pomyślałem.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy. Wszyscy wspierali mnie i oferowali pomoc. Roza ma dobrych przyjaciół, którzy traktują mnie na równi, mimo że wcześniej byłem ich opiekunem w szkole. Są dla mnie, jak moja rodzina dla Rozy w czasie jej pobytu na Syberii. Wszyscy tworzą piękną rodzinę, której stałem się członkiem. Każdy kogoś stracił lub nie miał przez jakiś czas. Moja ukochana np. nie znała ojca, a matka była daleko nie tylko fizycznie, ale i uczuciowo. Mia pół roku temu straciła matkę i została wiele razy wykorzystana i oszukana przez innych. Lissa straciła rodzinę, rodzice Christian byli strzygami, a jego ciocia zabiła poprzednią królową. Każdy z nich poniósł stratę (No może poza Eddim, ale to mało istotne), więc wspierali się nawzajem. Zastępowali bliskich. 
Na koniec, kiedy wszyscy zaczęli się zbierać, podszedłem do Pary Królewskiej. 
- Christian, chciałem wrócić do służby. 
- Jesteś pewny. Rose...
- Rose by tak zrobiła. Muszę być silny dla niej. Poza tym nie mam co robić i zaczynam za dużo myśleć. Potrzebuję jakiegoś zajęcia. Chcę czuć się potrzebny. 
- No dobra. To zaczynasz od poniedziałku.
- Okey, dzięki.
- Trzymaj się.- królowa przytuliła mnie przyjaźnie, co trochę mnie onieśmieliło.
Następna rzecz, która jest prawdą, zauważoną przez Rozę. Moja dyscyplina nie pozwala mi pouchwalać się z królową.