niedziela, 5 lutego 2017

ROZDZIAŁ 380

Ten rozdział dedykuję Marcie, za to, że cierpliwie czekała na to, co się w nim wydarzy.😘
___________________________________________________________
Po efektywnym polowaniu, czułam tą siłę, rozlewająca się po moim ciele, razem z krwią. Znaleźliśmy grupkę dziesięciu moroji, więc nie dość, że dla każdego starczyło, dwóch porwaliśmy dla najnowszej strzygi.
- Czemu ten szczeniak dostanie dwa kąski, a my tylko po jednym.- narzekał Nigel.
Siedzieliśmy w trójkę z Vanessą, przy nieprzytomnym chłopaku. Miał kruczoczarne włosy i nienaturalnie czerwone usta. No super, trafiła nam się kurewna Śnieżka w męskiej odsłonie, zajebiście.
- Bo jeśli uznam, że przyda nam się w walce, będzie potrzebował dużo siły. I to będzie jego pierwszy posiłek. Po za tym, kurwa, czemu muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć.
- Budzi się.- zakomunikowała nasza towarzyszka.
Chłopak istotnie zaczął się poruszać otworzył oczy i zaczął się rozglądać dookoła. Jego ciałem wstrząsnął kasze i przewrócił się z łóżka na podłogę, kaszląc na czworakach. Spojrzał na dwa ciała, pachnące intensywnie krwią. Dla Świeżaków wszystkie zmysły są trudne do opanowania i najmniejszy odgłos, będzie jak krzyk. Dlatego zawsze przed przebudzeniem zanosimy ich do sali dźwiękoszczelnej. Czarno włosy rzucił się na zwłoki, odróżniając je z krwi. Najedzony oparł się o łóżko i rozglądał po pomieszczeniu. Na nas spojrzał nieufnie, ale widząc swoją dziewczynę znieruchomiał. W jego oczach widać było pożądanie.
- Chodź Nigel. Zostawmy tych dwoje samych.- wstałam, a chłopak za mną.- Masz godzinę, aby wszystko mu wytłumaczyć i robić co tylko se chcecie.
Wyszliśmy i w holu rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Przez całą godzinę sprawdzałam, jak idą przygotowania. Później odpytałam Aarona, ale jednak postanowiłam zostawić go na miejscu z innymi, którzy będą pilnować hotelu. W końcu wsiedliśmy w samochody. Na miejscu byliśmy pół godziny przed północą. Wszyscy się ustawili na swoich pozycjach.
- Niech mi tylko ktoś spróbuję się poruszyć. Usłyszę jeden nadepnięty patyk, liść, albo odsunięty gałęzie, a szybciej niż mrugniecie okiem, winowajcy skręcę kark, jasne?- spytałam, stojąc na środku polany.
Odpowiedziała mi cisza, czegoś ie spodziewałam. Oparłam się o najbardziej wysunięte drzewo, bawiąc się sztyletem. Po kilku minutach usłyszałam zatrzymujący się samochód i dźwięk zamykanych drzwi. Jednych. Myśli, że uwierzę, iż przyszedł sam? Czy on mnie uważa za idiotę? Pff... w końcu ukazał się na polanie. Przystojny jak zawsze. Każdy najmniejszy mięsień miał napięty. Już nie mogłam się doczekać, aż go przemienimy. A późnej przez tydzień nie wypuszczę go z łóżka. Oj dużo jest mi winien. Strażnik uważnie rozglądał się dookoła.
- Kogoś szukasz, Towarzyszu?- spytałam.
Zaczął gwałtowniej machać głową w każdym kierunku.
- Roza? To ty?- spytał.
Coś mnie ukuło w sercu, gdy tak mnie nazwał. Dość. Jestem strzygą zimną jak lód i twardą jak głaz. Ja nie kocham. Przybrałam obojętny wyraz twarzy.
- Nie, święty Mikołaj.- prychnęłam i zeskoczyłam, lądując tuż obok niego.- Witaj Towarzyszu.
Pierwsze co mnie uderzyło, to zapach jego wody kolońskiej, silniejszy,  niż gdy byłam tą pożal się Boże dampirzycą. Na moje słowa strażnik odwrócił się.
- Różyczko.- w jego oczach dostrzegłam ból, miłość i radość.
Z czego on się tak cieszy.
- Chciałaś się spotkać.- dodał bez uczuć, a raczej starał się.
Pff... i ja kiedyś mówiłam, że nic nie da się odczytać z jego twarzy? Przecież z niego można czytać, jak z otwartej księgi. I niby on jest najlepszym strażnikiem?
- Tak. A teraz chcę Cię porwać.- uśmiechnęłam się diabelsko, a on się spiął.

DYMITR
Pewnym krokiem wyszedłem na polanę. Ale nigdzie nikogo nie było. Czyżby mnie oszukała?
- Kogoś szukasz, Towarzyszu?- słyszałem jej głos, ale... jakiś inny.
Serce zabiło mi mocniej.
- Roza? To ty?- zacząłem jeszcze bardziej się rozglądać po polanie.
- Nie, święty Mikołaj.- odpowiedziała sarkastycznie, a ja odwróciłem się w jej stronę i zdążyłem zobaczyć jak z gracją ląduje na trawie.- Witaj Towarzyszu.- uśmiechnęła się złowrogo.
Nie mogłem uwierzyć. Moja Roza, kochana Roza.
- Różyczko.
Miałem ochotę ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, pocałować. Zaznać słodyczy jej ust. Jak ja wytrzymałem ten miesiąc bez niej. Ale jednocześnie dostałem szoku. Przede mną stała moja ukochana, ale to już nie była ona. Dopiero teraz dotarło do mnie, że jest strzygą. Mordercą bez uczuć. Rozpoznałem to, nie tylko po czerwonych oczach czy blade cerze, ale po niej samej. Ona była pewna siebie, poruszała się jakby niczego się nie bała. W jej oczach nie było tego dawnego blasku życia, szczęścia i... miłości. Nie miała tych uczuć. Jej uśmiech był zimny i nieprzyjazny. To nie była już moja Roza. Ale niedługo.
- Chciałaś się spotkać.- przerwałem ciszę, zakładając maskę strażnika.
- Tak.- jej uśmiech się poszerzył, a ona zmrużyła oczy.- A teraz chcę Cię porwać.
- To najpierw będziesz musiała mnie pokonać. Stanąłem kilka kroków od niej i przybrałem postawę bojową.
Roześmiała się drwiąco.
- Skoro jak bardzo chcesz.
Rzuciła się na mnie, a ja odpierałem każdy jej cios. Próbowaliśmy się nawzajem podciąć, albo powalić, ale szala przewagi nie chciała się dla nikogo z nas przesunąć. Chciałem kopnąć ją w brzuch, ale ona była szybsza i złapała moją nogę. Pociągnęła, a ja upałem. Natychmiast usiadła na mnie z triumfalnym uśmiechem. Patrzyłem na nią z szeroko otworzonymi oczami. Jeszcze nigdy żadna strzyga nie pokonała mnie w otwartej walce, a ona zrobiła to w dwie minuty.
- Chyba mnie nie doceniłeś skarbie.- powiedziała, a zimny uśmiech nie schodził jej z ust.- A teraz pójdziesz ze mną.
- Nie tak prędko.- usłyszałem głos Eddyego.
Strzyga podniosła głowę, nie poluźniając uścisku.
- Oooo... widzę, że przyprowadziłeś kolegów. Strzygi.- warknęła.
Z lasu zaczęły wybierać potwory. Reszta rzuciła się w wir walki, a ja dalej byłem uwięziony przez Rose. Nagle została podniesiona przez dwóch strażników. Wściekła rzuciła się na nich i zanim zdarzyłem zareagować, jednemu urwała głowę, a z drugiego wypiła całą krew.
- Lucy, weź go!- zawołała nie spuszczając ze mnie wzroku.
A ja wciąż byłem w szoku. Podbiegła do nas jakaś dziewczyna z czerwonymi włosami.
- Tak, Pani.- strzyga ukłoniła się mojej Różyczce i zabrała ciało w las.
O co tu chodzi?
- Zdziwiony, że tyle czasu, a już się mnie słuchają?-zaśmiała się.- Ale zobaczysz jak mnie traktują w siedzibie, gdy będziesz ze mną królem.