środa, 2 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 92

Od wczoraj zastanawiamy się, o co chodzi. Na razie doszliśmy do wniosku, że przemiana musi odbyć się na dawnym polu walki, w czasie super księżyca, poprzedzającego zaćmienie słońca.
- Przecież możemy na to czekać nawet całe lata. I które dokładnie walki? Przecież świat pamięta ich tysiące.- zdenerwowałam się.
- Spokojnie Roza.- ukochany spojrzał na mnie znad książki.- Ty sprawdź gdzie i kiedy będzie najbliżej to zjawisko, a ja wtedy sprawdzę co tam było.
Westchnęłam i poszłam do działu o niebie. Na szczęście książka była na dolnym regale, ale jej znalezienie i tak zajęło mi z pół godziny. "Obliczenia zjawisk przysłonięcia słońca księżycem i innych cudów nieba." Szukałam ba końcach i znalazłam nawet co będzie za tysiąc lat. No to trzeba się trochę cofnąć. Po kilku godzinach znalazłam to co szukałam. Dokładnie noc z 13 na 14 kwietnia w Deary w Montanie. To tydzień przed urodzinami bliźniaków. Mamy trochę czasu na wymyślenie, o co w tym chodzi. Królowa może być albo Luna, albo Lissa. Tylko martwi mnie kwestia krwi. Czy na prawdę potrzebujemy jakiejś ofiary? Może Dymitr znalazł coś przydatnego. Wróciłam do alejki o wampirach, patrząc w księgę, czy na pewno dobrze przeczytałam datę i miejsce.
- Towarzyszu, wiesz może gdzie jest Deary?- spojrzałam na ukochanego i aż się przeraziłam.
Ledwo stał, opierając się o regał. Był bardziej blady niż zazwyczaj, nawet z charakteryzacją, a przez soczewki przebijała szkarłatna czerwień.
- Kochanie, wszystko dobrze?- spytałam zmartwiona, podchodząc bliżej.
Jednak powstrzymał mnie gestem.
- Nie podchodź Roza!
Odwrócił się i chciał odsunąć. Jednak zachwiał się, więc wrócił do przytulania półki.
- Kiedy ostatni raz jadłeś?- spytałam podejrzliwie.
Nie odpowiedział mi, tylko zsunął się po drewnie i usiadł na podłodze. Podeszłam do niego i wyciągnęłam mu pod noc dłoń. Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Widziałam, że walczy ze sobą, aż odepchnął moją rękę. Jednak nie odpuszczałam.
- Roza nie...- dyszał ciężko.
Jeszcze nigdy nie widziałam nikogo w takim stanie. Lissa po tygodniu bez krwi lekko się chwiała. Ale moroje nie żywią się tylko krwią. Po za tym Rosjanin pije do ugaszenia pragnienia, a nie do pełna.
- Bielikow!- huknęłam na niego.- Musisz się napić, a w takim stanie nigdzie nie pójdziesz.
- Nie wypiję twojej krwi.- wypalił.
Westchnęłam i wyciągnęłam sztylet. Mąż uważnie śledził każdy mój ruch. Przysunęłam ostrze do środka dłoni. Trochę się bałam, ale zamknęłam oczy i pomyślałam o cierpieniu ukochanego. Zacisnęłam mocno powieki, przejeżdżając srebrem po skórze. Czułam pieczenia, a z przecięcia zaczęła lecieć krew. Dymitr spojrzał z przerażeniem i pragnieniem za kroplami spadającymi na dywan. Przysunęłam się do niego i tym razem bez sprzeciwu zaczął spożywać czerwoną ciecz z mojej dłoni. Rana zasklepiła się od jego śliny. Trochę było mu lepiej, ale wiem, że za mało. Usiadłam przed nim, przesuwając szyję do jego ust.
- Roza... Już jest dobrze.- starał się brzmieć pewnie, ale wiedziałam, że kłamie.
Przybliżyłam sobie sztylet do szyi od jego strony.
- Ugryziesz mnie, czy mam to zrobić?
Odsunął moją dłoń na bezpieczną odległość. Jednak zatrzymał się, patrząc na broń. Nie rozumiejąc o co chodzi, też na nią spojrzałam. Jej czubek przybrał szkarłatną barwę. Tak jakby wchłonęła krew, która na nim była.
- "Krew w dobrej wierze przelane, zostanie oddana."- wyrecytowałam, patrząc na to zjawisko.
Położyłam sztylet przed sobą i odchyliłam głowę. Ukochany zaczął mnie tam całować, a mi zrobiło się ciepło. Następnie niepewnie rozchylił usta. Czułam jego oddech, a serce mi zabiło w niemym wyczekiwaniu. Tak dawno nie czułam tej euforii, myślałam, że się wyleczyłam, to już w końcu 17 lat. Ale teraz wiem, że to zostawiło na mnie ślad na zawsze. W końcu zatopić kły w mojej szyi. Przez sekundę czułam ból, a później już tylko błogą przyjemność i spokój. Przymknęłam oczy, ale szybko je otworzyłam, patrząc na przedmiot między moimi nogami. Z każdą chwilą, z każdym pociągnięciem męża, czerwień obejmowała coraz większą powierzchnię sztyletu. Gdy była przy rączce powieki same zaczęły mi opadać. Czułam obejmujące mnie zmęczenie. Walczyłam z tym, aż w końcu oparłam się o tors ukochanego i dałam się pochłonąć ciemności.

DYMITR

Tak bardzo dałem się ponieść rozkoszy słodkiej krwi, rozlewającej się po moim ciele, że zapomniałem o kontrolowaniu się. Dopiero gdy Roza opadłam na mnie bezwładnie, ocknąłem się. Jak poparzony odskoczyłem od niej. Przerażony sprawdziłem czy oddycha. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybym ją zabił. Na szczęście tylko straciła przytomność. Mimo wszystko i tak posunąłem się za daleko. W ogóle nie powinienem jej gryźć. Ale co zrobić z sztyletem na gardle. Położyłem ją delikatnie na jej kurtce i przykryłem swoim płaszczem, po czym odpuściłem budynek. Muszę napić się więcej, niż zazwyczaj. Jestem Rosjaninem, więc nikt pewnie nie zrobi sobie nic z tego, że chodzę w krótkim rękawku. Może Baja to nie Arktyka, jak myślała kiedyś moja ukochana, ale późna jesień jest o wiele zimniejsza. Na wspomnienie tamtych chwil w Akademii, uśmiechnęłam się. Teraz jest lepiej, ale i tak tęsknię za tym czasem, kiedy nawet nie śmiałem o byciu jej mężem i ojcem dzieci. Chociaż nie. Śniłem. Ach... to były cudowne sny.