Już ułożyłam się do spania, ale nie mogłam zasnąć. Coś mnie męczył, tylko nie wiem co. Jakbym o czymś zapomniała. I tak leżałam wsłuchana w równy oddech ukochanego. Nagle uświadomiłam sobie, co mnie tak męczy. Podniosłam się lekko patrząc na mojego męża.
- Dymitr! Świece!
Dopiero po chwili zrozumiał. Niechętnie wstał i zaczął gasić płonące knoty. A ja napawałam się miłym widokiem. W świetle małych płomyków wyglądał bardzo pociągająco. Jakby spowity aurą tajemniczości i boskości, którą wszyscy w nim widzą. Włosy luźno okalały mu twarz, a cienie sprawiały, że wydawał się jeszcze bardziej umięśniony niż był w rzeczywistości (jeśli w ogóle się da). Jego ciało przybrało pomarańczowo-brązowawej barwy, jakby ledwo co wrócił z plaży, gdzie pracował by jako ratownik. Od razu w mojej głowie utworzyła się wizja, z mojego snu. Przed poznaniem Bielikowa często śniło mi się dużo różnych facetów, którzy spędzali ze mną czas. Potem miejsce przystojniaka zajmował Dymitr. Na przykład raz śniłam, że smaruje mi plecy olejkiem do opalania na plaży. Ciekawe. Pamiętam, że taki sam sen miałam w nocy, kiedy się poznaliśmy. Nic dziwnego, że tak często pojawiał się w nocy. Do naszej nowej sypialni sprowadził mnie syk gaszonej świeczki.
- Nie przerywaj sobie.- zwróciłam na siebie jego uwagę z kuszącym uśmiechem.
Spojrzał na mnie oczami, które w tym półmroku wydawały się jeszcze bardziej czekoladowe. Widziałam w nich miłość i wielką radość.
- Roza nie patrz tak na mnie, bo nie pozwolę ci spać.- pogroził mi z uśmiechem.
- Nie szkodzi. I tak będę spała w samolocie. Raczej bym się martwiła o ciebie.
- Dlaczego?- nie rozumiał.
- No wiesz, ty pewnie nie będziesz chciał spać. A po za tym jesteś marudny jeśli się nie wyśpisz.- nie była to prawda, ale słodko wygląda, gdy się broni przed moimi atakami słownymi.
- W cale nie.- oburzył się. A nie mówiłam?
- Może, ale to nie zmienia faktu, że będziesz nie wyspany.
- Jeśli już ćwiczysz do roli mojej żony, to świetnie ci to idzie. Kochanie, małżeństwem jesteśmy od kilku godzin. Będziesz miała czas, na martwienie się o mnie.
- Po pierwsze, i to od jakich godzin,- dotarł do mnie jego śmiech.- po drugie, martwię się o ciebie od samego początku naszej miłości.
- To znaczy, od kiedy?- zagadnął. Nie wiem, czy tylko mnie prowokował, czy na prawdę chciał wiedzieć.
- Dokładnie nie wiem. Po prostu, w pewnym momencie zrozumiałam, że jesteś dla mnie ważny.- Dymitr wrócił do łóżka i przytulił mnie.- Może zawsze byłeś, ale byłam na ciebie zła za to, że nas znalazłeś i nie dostrzegałam tego.
- Kocham Cię Roza. Jesteś całym moim światem. Moim życiem.- pocałował mnie namiętnie.
Ale nie skoczyło się na tym. Nasze dłonie zaczęły błądzić po naszych nagich ciałach, przypominając nam, jak bardzo jesteśmy spragnieni bliskości. Po chwili Dymitr był już nade mną i całował moją szyję. Czułam rozkosz i przyjemność w czystej postaci. Nie wiem jak mogłam bez niego żyć. Moje dłonie gładziły jego ciało, jakby czerpały z niego energię. Pragnęłam aby ta chwila trwała wiecznie, ale w końcu oboje się zmęczyliśmy. To było takie przyjemne zmęczenie, pełne satysfakcji. Jak walka na treningu, ale wygrana dla obu stron. Myślę, że miłość od nienawiści wiele się nie różni. Są przeciwstawne, a to znaczy, że coś je łączy. Tak moja logika jest trudna. Ale czy się mylę? Często nienawiść może skoczyć się miłością. I oby dwie wywodzą się z pierwotnych instynktów przetrwania. Walka to obrona, a miłość to przetrwanie gatunku.
Zatęskniłam za treningami. Tymi chwilami, które były tylko nasze. Chętnie spróbowała bym się z Dymitrem w walce. Ostatni raz miałam okazję, kiedy był strzygą, ale w tedy był silniejszy. A mimo to pokonałam go, nie wiem jak. Chciałabym zobaczyć czy umiałabym go powalić po ukończonym szkoleniu.
- Dymitr.- zaczęłam, kiedy leżeliśmy przytuleni i wsłuchani w nasze uspokajające się oddechy.
- Tak moja Różyczko?
- Proszę, nie mów do mnie, jak mój ojciec, jeśli nie chcesz, abym zaczęła nazywać cię staruszkiem.
- Dobrze Roza. - starał się nie wybuchnąć śmiechem, a chętnie posłuchałabym tego dźwięku. Na nowo odezwał się, kiedy przestał chichotać.- O co chodzi kochanie?
- Obiecaj mi, że po porodzie, znowu zaczniemy treningi. Będę musiała wrócić do formy, a nie widzę w roli trenera nikogo lepszego, niż ciebie.
- Myślałem, że nie lubiłaś naszych zajęć.
- Na początku dawałeś mi mocno wycisk. Ale z czasem przyzwyczaiłam się. Po za tym to była dobra sposobność, na wyżycie wściekłości na świat, za mój los. A trochę tego było.
- W większości przeze mnie.- posmutniał.
- Ej, tylko bez takich myśli. I co to za mina? Mamy noc poślubna, a ty masz się cieszyć, bo dzisiaj zostałam twoją żoną. To co było, jest przeszłością. Nie da się tego zmienić, a co ci da użalanie się nad sobą. Każdy popełnia błędy. Nawet ja, mimo swej doskonałości.- odrzuciłam ręką włosy.
Mimo wielkich starań, Dymitr nie umiał się nie uśmiechnąć. Cel: osiągnięty. Pocałował mnie namiętnie, przytulając mocniej do siebie. Cel nie zamierzony: osiągnięty.
- To jak będzie, Towarzyszu?
- Jak mógł bym odmówić? Oczywiście, że cofnę się z tobą w czasie, przynajmniej tak w wyobraźni. Choć boję się, że będę próbował nadrobić stracone okazję z akademii na pocałunki.
- Jestem pewna, że zapanujesz nad tym. Ale nie pogniewam się, jeśli od czasu do czasu, stracisz kontrolę. Już nie jesteśmy w szkole. Możemy sobie na to pozwolić.
- Och Roza, moja Roza. Proszę Cię, nigdy się nie zmieniaj.
- Przykro mi Towarzyszu. Sam mówiłeś, że każdy wciąż się zmienia.
- A jak mówię, żebyś została, to nie słuchasz.- obydwoje się zaśmialiśmy.
- Dobranoc Dymitr.- przerwałam po kilku minutach ciszę, bo poczułam ogarniający mnie sen.
Choć mój głos sam był prawie jak cisza, jednak Dymitr usłyszał.
- Dobranoc Roza. Ale tym razem już śpij.- pocałował mnie w czubek głowy.
Zapadłam w sen z uśmiechem na twarzy. Już nic nie jest w stanie odebrać mi szczęścia.