- Lili,- zaczęłam, wychylając się do ogrodu.- Zaopiekuj się dziećmi, albo jeśli chcesz się pobawić na domku, to rozłóż im kojec wokół kocyka. Ja muszę się zająć Dymitrem.
Dziewczynka tylko przytaknęła głową. Po cichu wróciłam do salonu. Wzięłam torbę męża i zniosłam do biura. Mogłam przeglądać jego dokumenty, więc je posegregowałam, uzupełniłam, gdzie czegoś brakowało, powkładałam do odpowiednich teczek i segregatorów oraz spisałam końcowy raport. Można powiedzieć, że robię za jego sekretarkę. Następnie wróciłam na dół po laptopa. Lili ciągle się z nimi bawiła. Zauważyłam, że dzieci ziewają. Zostawiłam sprzęt i podniosłam córeczkę z jej lwem.
- Ktoś tu jest śpiący. Choć położymy was na popołudniową drzemkę.
Na górze przebrałam ją z spodenek i koszuleczki w luźną bluzeczkę. Następnie włożyłam ją do kojca. Przytuliła się do maskotki, ale nie zasnęła. Czeka na brata i dopiero gdy ma pewność, że leży bezpiecznie obok zasypia. On ma tak samo. Już miałam po niego iść, gdy weszła Lili, niosąc chłopca na rękach.
- Przestań się wiercić, bo cię zwiążę liną.- powiedziała ze śmiechem.
Widząc jej wesołą twarz, Felix za gaworzył radośnie.
- Daj mi go.- zabrałam malca od dampirzycy.- Chodź do mamusi.
Mój synek jeszcze bardziej się roześmiał. Go również przebrałam i położyłam w łóżeczku. Odwrócił się w stronę siostry i patrzyli na siebie. Widziałam, że oczy same im się zamykają. włączyłam im pozytywki w łóżeczkach, które wygrywały w tym samym czasie cichą, usypiającą melodię. Zostawiłam w pokoju elektroniczną nianię i wyszłam. Znowu zeszłam po laptopa. Zauważyłam Lili, bawiącą się na placu zabaw. Sprawdziłam skrzynkę ukochanego i rozkład wart. Według tego smakowałam mu potrzebne dokumenty do torby. Położyłam ją w kuchni, z rozpiską wart i jutrzejszych obowiązków. Przy okazji wrzuciłam ostatni kawałek lazanii na patelnię. Wróciłam do salonu i podeszłam do ukochanego. Wyglądał uroczo. Ostrożnie, tak aby się nie obudził, zajęłam mu buty i przykryłam go kocem. Chciałam dać mu z godzinkę odpoczynku, ale Bianka miała inny plan. Zaczęła go lizać na powitanie.
- Też cię kocham Roza.- mruknął przez sen, szukając mnie ręką.
Powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Po chwili strażnik się obudził.
- Co się dzieje?- usiadł zaskoczony.
Zajęłam miejsce obok niego.
- Za daleko, żeby przywitać się z żoną?- droczyłam się z nim, ściągając jego kochany prochowiec.
Wstałam i powiesiłam go na honorowym miejscu, w przedpokoju, a buty odłożyłam do szafki.
- Przepraszam skarbie.- przytulił mnie, gdy wróciłam na swoje miejsce i pocałował w głowę.- Ale miałem dzisiaj męczący dzień. Jeszcze przez pół godziny awanturowałem się z jakimś morojem, który upierał się, że każdy powinien go znać i nie potrzeba go sprawdzać.- potarł rękoma zmęczoną twarz.- A ja tłumaczę, że takie mam polecenie i muszę go sprawdzić. Aż w końcu nie wytrzymałem i wrzasnąłem na niego, że ma mi pokazać te głupie dokumenty. Przestraszony, posłusznie dał się wylegitymować.
- No proszę, wiecznie opanowany strażnik Bielikow stracił cierpliwość.
- Każda ma swoją granicę, zwłaszcza po ośmiu godzinach służby i słuchania debat tych durnych, zadufanych w sobie morojów. Dzisiaj przez dwie godziny kłócili się, czy dać strażników arystokratą, którzy zostali ich pozbawieni. Między innymi zostali wymienieni Tasza i mój ojciec.
W ostatnim słowie czułam jad. Chciałabym kiedyś dowiedzieć się czegoś więcej o nim. Chcę w całości wiedzieć z czym się borykał przez te trzynaście lat. Chciałabym znać całe jego życie. Każdy szczegół, każde potknięcie, po którym się podniósł, każdą przykrość, którą przeżył i każdą trudność, którą pokonał. Chcę go znać całego i wiem, że on mnie też. Ale nie teraz.
- To idź się myj, ale dojdź do łazienki, a nie do łóżka sypialni. Później zejdź na obiad i będziesz mógł spać.
- Ale tyle jest do zrobienia. Jedzenie się kończy, trzeba obiad zrobić, Lili będzie chciała trening. Spakuję się rano. No i trzeba porobić w ogrodzie, bo inaczej nigdy go nie skończymy.
- Kochanie ty moje. Jesteś zmęczony, więc na trening ani ogrodu cię nie wpuszczę po obiadokolacji marsz na górę spać, a my się wszystkim zajmiemy.
- Jesteś kochana Roza.- pocałował mnie namiętnie i poszedł.
Wróciłam do kuchni i zgasiłam pod patelnią. Przykryłam ją pokrywką, żeby nie wystygło i poszłam na górę po książkę kucharską. Mam nadzieję, że są tam jakieś proste dania. Gdy weszłam do sypialni, ucieszyłam się, że Dymitr nie leży na łóżku, chrapiąc. Jednak w łazience nie paliło się światło. Mój ukochany był u dzieci. Weszłam do pokoju. Nie zaświecił całkiem światła, tylko przyciemnił je. Siedział na krześle i patrzył do kołysek. Cicho podeszłam bliżej, wiedząc, że i tak mnie usłyszy. Przytuliłam go od tyłu, całując w policzek. Dymitr złapał moją dłoń, pocałował ją i położył sobie na sercu.
- Jestem bardzo szczęśliwy Roza.- szepnął.
Dzieci już zdążyły zasnąć, więc nie chcieliśmy ich obudzić.
- Wiem.- odpowiedziałam, cicho.- Ja również.
- I cieszę się, że mogę to szczęście dzielić z tobą.
Znowu ucałował moją dłoń, ale tym razem patrzył mi prosto w oczy.
- Kocham Cię Towarzyszu.
- Ja ciebie Roza też, ja ciebie też.- oparł sennie swoją głowę o moją.
- Dziękuję za kanapki na śniadanie.- odezwałam się po dłuższej chwili patrzenia na maluchy.
- Nie ma za co Roza. Muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
- Za co?- zdziwiłam się.
- Za to, że jesteś.- patrzył mi w oczy.
- Odwdzięczasz się. Tym, że jesteś i mnie kochasz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, skarbie. Nie wiesz jak bardzo.
- No idź się myj, bo obiad na dole stygnie.- powiedziałam, gdy zaczął ziewać.
Pociągnęłam go i zgasiłam światło całkowicie. Zamknęłam za nami drzwi, wcisnęłam mężowi do rąk bokserki oraz koszulkę i wepchnęłam go do łazienki. Dymitr zaśmiał się, a po chwili usłyszałam zamykanie kabiny prysznicowe i lecącą wodę.