- Roza.- i znowu jego głos, gdzieś z daleka.
Jednak tym razem poczułam coś ciepłego i mokrego na szyi. Sen powoli zaczął się rozmywać.- Roza, czas wstawać.
No tak. To Dymitr stara się mnie dobudzić. Ale nie otwierałam oczu. Tak było mi dobrze.
- Roza...
- Już nie śpię. - poinformowałam go zaspanym głosem.- Miałam piękny sen.
- O mnie?
- Też. Domyśliłeś się?
- Trochę tak, ale mówiłaś przez sen. Ciągle powtarzałaś moje imię. O dziwo po Rosyjsku, a wiem, że nie lubisz tej formy.
- Dziwnie brzmi.- zastanowiłam się nad jego słowami.- Często mówię przez sen?
- Czasami. Zazwyczaj jak śnią ci się koszmary. Na początku myślałem, że meczy cię kolejny, ale mówiłaś tak słodko i miło, że nie chciałem ci przerywać. Piękny sen.- zamyślił się.- Miła odmiana. Opowiesz mi?
- Oczywiście.
Zaczęłam opowiadać, ubierając się i czesząc włosy. Dymitr słuchał uważnie, od czasu do czasu śmiejąc się, a przy potworze wybuchł niekontrolowanym śmiechem. Rzadko słyszałam taki śmiech i myślę, że tylko jego rodzina, po za mną go słyszała. Jest z nią bardzo blisko związany. W Bai zachowywał się tak... normalnie. Żadnych ukłonów, żadnego stania na baczność, ciągle uśmiechnięty i swobodny. Nie krępował się przytulić mnie i pocałować przy innych. Tutaj zawsze po ma swoją maskę strażnika. Ale w domu, znowu zachowuje się zwyczajnie. To znaczy, że jestem dla niego ważna.
Gdy skończyłam opowiadać, chciałam trochę pozwiedzać dom. Dymitr zaoferował się na mojego przewodnika.
Na początek wskazał mi drzwi w naszej sypialni. Jedne prowadziły na korytarz, drugie do łazienki, a trzecie do.... pokoju dziecka. Weszłam do środka i oniemiałam.
Wszystko było już urządzone. Ściany były fioletowy - białe , a na podłodze leżał fioletowy dywan. W rogu stał fotel bujany. Znalazł się też regał z książkami, duży pluszowy miś wielkości przeciętnego człowieka i łóżeczka. A Raczej kołyski. Ale jakie?! Były różowe i w kształcie jajka. W każdym, z jednej strony, do góry odchodziło przedłużenie, zakończone kółkiem, a na nim była zawieszona różowa, delikatna zasłona.
- Kupiłem dwa, na wypadek, gdybyś miała rację, co do wizji mojej babci.
- Są prześliczne.- zabrakło mi słów. Rozejrzałam się dalej po pokoju.- A co jest, w tych szafkach- wskazałam regały z szufladami i otwieranymi drzwiczkami.
- Tam?! Ubranka, pieluchy, takie rzeczy dla dzieci.
Na górze leżała wanienka. Pod przeciwległą ścianą stał stolik do przewijania. Wypatrzyłam też kuferki z zabawkami, chodzik i konika na biegunach. Dymitr pomyślał o wszystkim. Odwróciłam się w jego stronę.
- Dziękuję. Sama bym tego nie zrobiła lepiej. Kocham Cię.
Pocałowałam go namiętnie. On objął mnie w tali i przyciągnął bliżej do siebie. Nie wiem ile tak staliśmy, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kto to?- spytałam.
- Moja rodzina. Chciałaś z nimi pogadać.
- Chciałam, żebyśmy razem z nimi pogadali.- poparła się pod boki.
- Jak sobie życzysz my lady.- skłonił się teatralne.
Ja tylko przewróciłam oczami, a on przesłał mi całusa i zniknął za drzwiami. Ruszyłam za nim na dół. Strażnik otworzył drzwi, w których pojawiła się spora gromadka. Wszyscy kolejny raz złożyli nam gratulacje i pochwalili dom, po czym rozsiedli się w salonie, a ja poszłam zaparć herbatę. Kiedy wróciłam do salonu, mój mąż skończył opowiadać, co się działo od naszego powrotu. Wszystkie pocieszały go i wspierały. Poczułam się trochę dziwne. To ja zawsze byłam na ich miejscu, ale szybko odepchnęłam tą myśl. Przecież to ich syn, brat, wnuk i wujek. Mają do niego takie samo prawo. Postawiłam kubki na stole. Kiedy zajęłam miejsce koło ukochanego, obok mnie usiadła Wiktoria i mnie uścisnęła. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
- Jej dzięki. A można wiedzieć, czym sobie zasłużyłam, bo wątpię, żeby to było coś w stylu "za to, że jesteś".
- Pamiętasz Mikołaja?- potwierdziłam kiwnięciem głowy.- Miałaś rację, podobam mu się. Ostatnio zaprosił mnie do kina. Możliwe, że to będzie coś więcej niż przyjaźń. Dziękuję za to, że otworzyłaś mi oczy.
- Żartujesz sobie.- zaczęła z uśmiechem Karolina.- Od tej randki powtarzasz tylko Kola to Kola tamto. O niczym innym nie da się z tobą pogadać.
Wiktoria posłał jej groźne spojrzenie, co spowodowało, że ona i Sonia wybuchły śmiechem. Postanowiłam zignorować je. Zwróciłam się do młodszej Bielikówny.
- Nie ma sprawy. Cieszę się twoim szczęściem.- teraz ja ją przytuliłam.
- Dość tych uścisków.- mogłam się spodziewać, że Jewa będzie chciała nas popędzić.- Może byście zaczęli od tych dobrych wieści.
- Babciu, dobre są po to, żeby pocieszyć po złych.- próbował ją przekonać Dymitr, ale nie za bardzo mu wyszło.
- Ty mi tutaj nie pyskuj, tylko mów, bo sama im powiem.
- Dimka, o co jej chodzi?- odezwała się Olena
- Chodzi o to, że jestem w ciąży.- uprzedziłam go.
Zapadła głucha cisza. Pierwsza zareagowała przyszła babcia.
- Z kim?
- Tak, więc wychodzi na to ,że...- nie wiedziałam, jak to powiedzieć. Z pomocą przyszedł mi Dymitr.
- Ze mną. Ja będę ojcem.- powiedział z dumą, biorąc mnie na kolana i kładąc dłonie na moim brzuchu.
Znowu zapadła cisza, którą tym razem przerwała Wiktoria.
- Będę ciocią. Po raz czwarty.- przytuliła mnie. Nagle coś sobie uświadomiła.- Jako jedyna nie mam dziecka.
- Nie masz co się spieszyć.- ostudziłam jej zapał.- Jesteś młoda i korzystaj z tego, póki możesz.
- Właśnie.- poparł mnie mój ukochany.- Dziecko to decyzja na całe życie. Mała istota, za którą musisz być odpowiedzialna.
- Ale jak to możliwe? Przecież dampir z dampirem...
- Błogosławieństwo Chorusu.- wytłumaczyła za nas babka.- Dała im coś niemożliwego.
- Ciociu,- odezwał się Pawka, siadając mi na kolanach.- a jak dacie mu na imię?
- Spokojnie mały.- poczochrałam mu włosy, z czego nie był zadowolony- Jeszcze nawet nie wiemy, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Na imiona przyjdzie czas.
- Który to miesiąc?- spytała Olena.
- Pierwszy.- odpowiedzieliśmy jednocześnie z Dymitrem.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dostałam kilkanaście rad co do prawidłowego prowadzenia ciąży i usłyszałam następną serię opowieści z życia Dymitr Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy, a przy których Dymitr nawet się lekko zarumienił, czym wywołał następne salwy śmiechu. Przez nasze kolanach, po kolei przetoczyły się Pawka, Zoja i Łuka. Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Śmiał się do mnie oczami tak podobnymi do Dymitra, że ledwo zdołała oderwać od nich wzrok. Tak jak w moim śnie miał jasne włosy. Dziwne. Przeczucie? Nie wiem. Czy to ważne? Zoji bardzo spodobały się włosy mojego męża i ciągle je ciągnęła. Ale to na moich rękach zasnęła. Oddałam ją delikatnie Karolinie. Dziewczyny postanowiły, że muszą już iść.
Pożegnaliśmy całą rodzinę. Każdy uścisnął mnie po kolei, nawet Jewa. Powiedziała coś jeszcze do wnuka, co go wyraźnie poruszyło.
- Co ci powiedziała?- spytałam, kiedy pojechały.
- A nic takiego.- kłamał.- Kochanie, nic nie jadłaś od rana. Idź nas spakować, a ja zrobię kanapki.
- I tak to z ciebie wyduszę.- powiedziałam i poszłam na górę. Postanowiłam kontynuować zwiedzanie. Po za naszą sypialnią na piętrze były trzy pomieszczenia: pokój Dymitra z półkami uginającymi się pod ciężarem westernów i biurkiem na środku, pracownię z komputerem, książkami i pustym biurkiem oraz pokój dla dzieci gdy podrosną. Szlag! Ja też zaczęłam mówić w liczbie mnogiej. To ma być jedno dziecko. Jasne jak będą dwa też się będę cieszyła, ale to więcej obowiązków, a ja jestem jeszcze strażniczką królowej. Kiedy mam znaleźć na to czas. No ale teraz nie czas na takie rozmyślania. Zaraz jadę w podróż poślubną z mężczyzną mojego życia. Znalazłam walizki i zaczęłam nas pakować.