niedziela, 6 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 97

Po kolejnym dzikim seksie w końcu wypuściłam męża z łóżka i pokoju. Przez jakiś czas leniuchowałam, ale zaczęło mi się nudzić, więc postanowiłam wziąć długą, gorącą kąpiel. Z walizek wyciągnęłam koszulę nocną, kosmetyczkę i ręcznik, sama zarzucając na siebie brązowy szlafrok, po czym weszłam do łazienki. Nawet ciekawie się urządzili. Cała pomieszczenie, jak każde inne było z czerwonej skały i lekko zaokrąglone. Tylko na przeciwległej ścianie od połowy w górę znajdowały się piaskowe kafelki z brązowymi wzorkami. Pod nią, trochę od ściany stała wanna. Po lewej, bliżej wejścia znajdowała się umywalka z szafką, a nad kranem lustro. Za wanną w prawym kącie była kabina prysznicowa, przy wieszakach na ręczniki i ubikacji, która stała na wysokości umywalki. Dość przestronnie urządzone. Zamknęłam drzwi, powiesiłam ręcznik na haczykach, a koszulę położyłam na desce sedesowej. Odkręciłam ciepłą wodę i otworzyłam szafkę nad toaletą. Zaczęłam przeglądać kosmetyki, ale nie znalazłam niczego do kąpieli. No cóż. Wzięłam kosmetyczkę, po czym wyciągnęłam z niej sól i płyn do kąpieli. Dodałam to do wanny, zakręcając lejący się strumień. Bez skrępowania zarzuciłam z siebie szlafrok i weszłam do ciepłej wody, przykrytej puszystą pianką. Westchnęłam głośno z rozkoszy. Ostatnie tygodnie były trudne i męczące, zwłaszcza, że nie zatrzymywaliśmy się nigdzie ja noclegi, jeżdżąc od archiwum do archiwum i szukając najmniejszych wskazówek. Jednak nic nie mamy oprócz tego, co odkryliśmy w Krakowie. Kąpaliśmy się w jeziorze, a sama spałam albo na Dymitrze wśród starych ksiąg, albo na tylnym siedzeniu podczas jazdy. Bielikow wprawdzie narzekał żebyśmy się gdzieś zatrzymali, ale ja od razu zaprzeczałam, że nie ma czasu. A teraz jestem w niebie. Postanowiłam wykorzystać ten czas na sprawdzenie, co u Lissy. Jak zwykle siedziała nad dokumentami. Oj nie zazdroszczę jej tego życia, chociaż lepszej królowej dawno nie było. Chyba od czasów Anastazji. To ona ustanowiła, że dampiry mogą wybrać, czy chcą być strażnika. A nasza władczyni pozwoliła nam wybrać rasę partnera.
- Bez przesady Rose. Gdyby nie ty, nigdy bym na to nie wpadła. Wiele zmian wprowadziłam dzięki tobie i Dymitrowi.- usłyszałam jej odgłos.
- Wcale, że nie. Liss, doskonale wiesz, że to nie tylko moja opinia. Sama słyszałaś jak inni mówią o tobie.- uśmiechnęłam się pod nosem.
- Możemy zmienić temat?- wyczułam u królowej rozdrażnienie i znudzenie.- Wiesz, że kilka tygodni temu były u nas wasze dzieci z przyjaciółmi i partnerami?
- Wiem.- westchnęłam.- Niepokoi mnie chłopak naszej Nastki. Przecież to syn Jessego.
- Ale on jest w porządku...- zaczęła bronić Jack'a.
- Ja wiem i rozumiem, że ona go kocha, a on ją. Ale Dymitr może być już mniej wyrozumiały. Wiesz, jakie on ma podejście raz: do swojej księżniczki, dwa: do Zeklosa. On bardzo to przeżyje. Obawiam się, że jak się dowie, dostanie szału.
- Trzeba być dobrej myśli.- pocieszała mnie.- Dobra, muszę kończyć. Już zbliża się wschód słońca, a ja z robotą w lesie.
- Dobrze, tylko się nie przemęczaj. Pamiętaj o dzieciach.
- Wiem. Za każdym razem mi to powtarzasz. Ale wiesz jak się cieszę? W końcu mamy trojaczki. Po pięciu ciążach w końcu trójeczka!
- No już mamuśka, bo jeszcze zaczniesz mi tu rodzić. Ja chyba też już za długo leżę w tej wannie.
- Pa i do zobaczenia za tydzień.
- Pa.
Wyszłam z głowy przyjaciółki i zaczęłam się rozglądać. Piana całkowicie już znikła, woda była letnia, a moje palce bardziej pomarszczone od stu letniej staruszki. Szybko dokończyłam myć siebie, łącznie z głową i wyszłam z wanny. Ubrana jedynie w seksowną koszulę nocną koloru indygo, z czarną koronką przy dekolcie zaczęłam chodzić po pokoju bez celu. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi.
- I co? Udało się?- od razu odwróciłam się w kierunku wyjścia, ale na raz zastygłam w bezruchu.