środa, 28 września 2016

ROZDZIAŁ 269

Wzięliśmy dzieci i ruszyliśmy na górę. Najpierw zajęliśmy się maluchami, a później sobą. Nie myliłam się. Gdy tylko chciałam zamknąć drzwi od łazienki, pojawił się w nich mój wojownik. Zakluczył drzwi i przyparł mnie do kafelek. Całowaliśmy się mocno i żarliwie. Dymitr złapał mnie za pośladki, a ja objęłam go nogami w pasie, wkładając dłonie w jego długie włosy. Mruczał z zadowolenia, gdy przeczesywałam mu kosmyki palcami. Za to ja jęknęłam, gdy ścisnął moje pośladki. Wtedy darowałam sobie jego włosy i zajęłam się koszulką, która po chwili leżała gdzieś w kącie. Dymitr postawił mnie na ziemi i zrobił z moją to samo. Zszedł pocałunkami mi na szyję, a ja męczyłam się z jego spodniami. Gdy moje opadły ma dół, ukochany wrócił wargami, do moich ust. Cała płonęłam pod jego dotykiem, gdy dłońmi jeździł mi po plecach, brzuchu i biodrach. Szybko pozbyliśmy się naszych ostatnich części garderoby i weszliśmy do kabiny prysznicowe. Ukochany odkręcił wodę, a ja wciąż nie wierzyłam, że stoimy przed sobą naguścy. Tak bardzo oddałam się wspomnieniom, że czułam się jakby to miał być mój pierwszy raz. Mąż znowu mnie podniósł i oparł o ścianę, wchodząc we mnie niespodziewanie. Mój jęk rozkoszy został stłumiony przez gorące wargi. Rosjanin poruszał się we mnie coraz szybciej, aż poczułam szczyt szczęście i oblało mnie spełnienie, w tym samym czasie co Bielikowa. Bez siły oparłam się o jego ramię i tak staliśmy. Nie było słychać nic, poza uderzającymi kroplami wody i naszymi przyspieszonymi oddechami. Chciałam tak trwać wiecznie. 
- Ja tiebia liubliu Roza.- usłyszałam cichy szept przy uchu.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- wysapałam, zmęczona, ale i szczęśliwa.
Dymitr powoli wyszedł ze mnie, a ja jęknęłam niezadowolona z uczucia pustki.
- Też bym chętnie to powtórzył, kochanie, ale nie mamy czasu.
- To umyj mnie, ty nie wyżyty Tygrysie.- podałam mu żel pod prysznic.
Ukochany zaśmiał się i nadał sobie płyn na dłoń. Zakręciłam wodę i zrobiłam to samo. Zaczęliśmy się nawzajem myć. Nie mogłam się powstrzymać i go pocałowałam. Nie oderwaliśmy się do chwili wyjścia z pod prysznica. Następnie wytarliśmy się nawzajem i zajęliśmy swoimi sprawami. Ja, po ubraniu się, wysuszyłam włosy i zrobiłam makijaż, a strażnik posmarował się swoją wodą kolońską i przyglądał mi się. Mamy tu wszystkie nasze kosmetyki, bo dość często zdarza nam się tu nocować. Zazwyczaj tak niespodziewanie.
- Przydało by nam się iść do fryzjera.- zagadnęłam, nakładając brązowy cień na powieki
- Po co?- mąż błyskawicznie znalazł się przy mnie i dotknął moich włosów, jakby sprawdzał czy są na miejscu.
- Skarbie, też bardzo lubię swoje włosy, ale moje końcówki aż proszą się o ścięcie. A twoje niedługo będą dłuższe niż moje.
- Nie przesadzaj Roza. Twoje włosy są piękne. A ze swoimi mogę iść, jeśli tak bardzo na tym zależy.
- Kochanie, one kiedyś odrosną. A jeśli będą ścinane co miesiąc, taką odrobinkę,- pokazałam na palcach.- nie dość, że będą zdrowsze, to urosną szybciej. No proszę Dymitr. To mało, nawet różnicy nie zobaczysz. A jakie później będą piękne.- próbowałam go przekonać.
- Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.- starał się odwieźć mnie od tego pomysłu.
- Bo nie miałam czasu, ani okazji. W akademii nie było takiej możliwości, a tak to ciągle musiałam być przy Lissie.- skończyłam nakładać szminkę.- Gotowe. To idziemy?
Ukochany wyciągnął do mnie dłoń, którą chwyciłam i wyszliśmy z łazienki. Wzięliśmy dzieci i ruszyliśmy na dół.
- Nie wiem Roza.- wahał się.
- To jedyna szansa, abyś poszedł ze mną, bo potem zaczniesz służbę i będę musiała iść sama.- zrobiłam smutną minę.
- No dobrze, zgoda.- poddał się.- Ale nie obetniesz za długo?
- Najmniej jak się da.- obiecałam.- To zadziwiające, jak często łamiesz swoją najważniejszą zasadę.
- Moją najważniejszą zasadą jest kochać i chronić cię.- ścisnął mocniej moją dłoń.
- To drugą najważniejszą. Często się wahasz.- zauważyłam.
- Ale nie w walce. Tam nie ma na to czasu. Jednak w życiu trzeba czasem się zatrzymać i zastanowić. Rozważyć wszystkie za i przeciw. A później wybrać najlepszą decyzję. No zazwyczaj najlepszą.- poczułam się, jakbyśmy znowu byli w szkole, a on mnie uczy.
- Wybrałeś kiedyś złą?- zaciekawiłam się.
- Kiedy coraz częściej przyłapywałem się na myśleniu o tobie, dałem sobie spokój z próbą zahamowania myśli. Często w nocy oddawałem się przyjemności i relaksu, gdy moje myśli leciały do ciebie. Jednak musiałem się przygotować do tego, aż będę musiał odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Nie mogłem z tobą być, a chciałem. I po wielu nocach podjąłem decyzję. Myślałem, że najlepszą. W sumie wątpiłem, że możesz mnie pokochać. Najwyżej zauroczy cię mój wygląd i umiejętności, jak większość kobiet. Ale...
- Ale strażnik Bielikow przygotowany na wszystko.- wtrąciłam się ze śmiechem.
- Powiedzmy. Choć to co się stało po naszej walce na dziedzińcu, ta nagła zmiana w twoim zachowaniu, po zaledwie kilkunastu minutach, w których się nie widzieliśmy i to jak się to potoczyło dalej, kompletnie mnie zaskoczyło. Na coś takiego, nie byłem przygotowany.
- A jednak i tak świetnie sobie poradziłeś.- powiedziałam znacząco.
- To ty tak na mnie działasz.- szepnął mi do ucha, gdy zeszliśmy na dół. Doskonale zrozumiał, do czego piłam.
- No nareszcie. Ile można czekać?- Abe był wyraźnie zniecierpliwiony.
- Gdyby plysnice były wienkse, ciocia i wuja mogliby iść siem kompać razem i było by sybciej.- wtrącił z poważną mną Łuka.- Ja i Zoja nekedy tak robimy i jeśt o wiele sybcej.
- Myślę, że skorzystali z tej opcji, dlatego tak długo im to zajęło.- ojciec przeszywał nas wzrokiem.
- Ja się ciebie nie pytał, co razem z mamą robiliście po naszej rozmowie.
- A szkoda. Bo twoja matka jest cudowna, taka wspaniała i to...
- Dosyć bo się zaraz porzygam. Nie wnikam w życie innych, a zwłaszcza w tą strefę.
- Jak wolisz.- Abe wzruszył ramionami i wsiadł do auta.
- Chodź Roza.- Dymitr pociągnął mnie do drugiego auta.