Mimo starań, Olena nie była w stanie mnie powstrzymać. Uparłam się i pomogłam jej z kolacją. W tym czasie Dymitr na górze nas pakował.
- Nie rozumiem, skąd ten pośpiech. Przecież urlop kończy wam się za dwa dni.
- Mamo, wiesz, że rano musimy wyjechać.- odpowiedziałam.- Po południu mamy samolot i pojutrze będziemy dopiero w Ameryce. Też nie chcemy wyjeżdżać, ale zobaczymy się za jakieś półtora miesiąca, na święta.
- Wiem, wiem.- westchnęła, a ja ją przytuliłam.
- Nam też nie jest łatwo. Bardzo lubię tu być, czuję się jak w prawdziwej rodzinie. Nie od strony męża, ale mojej własnej. Może krótko byliśmy ale i tak widzimy się częściej niż wy z Dymitrem wcześniej.
- To prawda. Czasami mam wrażenie, że to ty chcesz się z nami widzieć.
- Twój syn chciałby dla wszystkich dobrze, ale wybiera złe sposoby. Myśli, że im rzadziej będziemy się widzieć, tym mniej będziecie tęsknić. Wie, że będąc na służbie nie zawsze dostaniemy urlopu. Przez ten rok na naszą korzyść działała moja ciąża. On uwielbia tutaj być, nawet jeśli tego nie mówi, ja to widzę. Różnice w jego zachowaniu są ogromne. Tutaj zachowuje się swobodnie. Nie krępuje się przed nikim, a na Dworze ma opory, przed pokazywaniem swoich uczuć innym.
- Dimka?- zdziwiła się.- Najbardziej otwarty chłopiec w wiosce?
- Co?- zaskoczyła mnie.
- On od zawsze był gotowy na nowe znajomości. W każdym widział przyszłego przyjaciela. Otwarcie mówił co myśli i pokazywał co czuje. I nigdy nie przejmował się, co pomyślą inni. Był wesołym, zawsze uśmiechniętym dzieckiem pełnym energii i zawsze gotowy na nowe znajomości. Wszyscy go uwielbiali. Gdy coś proponował, jakąś zabawę, grę, to każdy się zgadzał. Poszliby za nim w ciemno. Pamiętam jak raz Dimka ze stołu ściągnął obrus, bo było na nim ciasto. To było w jego drugą w życiu Wielkanoc. Wszystko brudne, a on już był ubrany świątecznie. To nic, że jest cały w cieście, ważne, że mogę je jeść.- zachichotałam.- gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się i powiedział "pzeplasam". To było jego pierwsze słowo.- westchnęła melancholijnie.
Nawet jako małe dziecko, umiał się zachować. To zaskakujące jak bardzo się zmienił. Jak bardzo służba go zmieniła. To straszne. Jak wiele osób jest w jego sytuacji? Kiedyś wesołe dzieci, a teraz poważni strażnicy, nie zdolni nawet do słabego uśmiechu.
- Gdybyś powiedziała mi to na początku mojej znajomości z Dymitrem, nie uwierzyłabym ci. Od pierwszych treningów pokazywał się ze strony surowego, skupione na służbie strażnika. Nigdy nie pokazywał co czuje. Dopiero na moje komentarze zaczął się uśmiechać, lub załamywać z bezsilności.- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.- Ale przy innych nie okazuje swoich uczuć. Ale pracuję nad tym, aby to się zmieniło. I idzie mi chyba dobrze. Nigdy nie pokazuje zmęczenia, zdenerwowania. Ma anielską cierpliwość, ale oprócz tego nauczył się wszystko ukrywać za, jak ja to nazywam, maską strażnika. W Akademii przy innych nic się nie dało wyczytać z jego twarzy. Była chyba bardziej kamienna od kamienia. Jednak ja go dobrze znałam i niekiedy umiałam coś wyczytać z jego oczu. Nad tym też pracujemy.
Nagle poczułam ręce, oplatające mnie od tyłu i usłyszałam głos przy uchu.
- I świetnie ci to wychodzi.- Rosjanin złożył drobny pocałunek ma moim karku.
- Ooo. Dziękuję Towarzyszu.- złapałam go za ręce, położone na moich ramionach, odwróciłam twarz i lekko pocałowałam go w usta.- Ja tiebia liubliu tovarishch.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
Nagle usłyszałam dźwięk robienia zdjęcia.
- Wybaczcie, ale musiałam.- uśmiechnęła się szeroko Wiki.- Tak słodko wyglądacie, że ustawię was sobie na tapecie.
Zaśmialiśmy się wszyscy.
- A teraz dzieci do jadalni i jeść.- rozkazał Olena.
Po chwili każdy siedział przy zastawionym stole i nakładał sobie jedzenie. Wzięliśmy też nasze maluchy, bo na pewno też już zgłodniały.
- Mamusiu.- zaczął siedzący obok mnie Łuka.- A dzisiaj bende mógł w końciu śpać ź ciociom i wujom?
- Jeśli nie mają nic przeciwko.- Sonia spojrzała na nas.
- Jasne maluchu.- potargałam mu blond czuprynkę, a on się uśmiechnął ukazując rozkoszne dołeczki.
- Mamo...- Zoja popatrzyła na Karolinę błagalnie.
Ona spojrzała na nas, a Dymitr skinął głową.
- Ty też kochanie.- ucałowała córeczkę w czoło.
Przez całą kolację próbowałam nakarmić Nastkę na wszystkie znane mi sposoby, ale dla niej ciekawsze było wszystko, tylko nie miska z kaszką.
- Kochanie, otwórz buźkę.- prosiłam, ale bez skutków.- Co ci takiego przeszkadza w tej kaszce?
Dziewczynka zamachnęła się i całe jedzenie znalazło się na nas dwóch. Wszyscy zaczęli się śmiać, ale gdy spojrzałam wilkiem na ukochanego, umilkł.
- No to teraz pójdziemy się umyć i przebrać. Siuuuuup.- podniosłam się z małą i poszła na górę.
Do wanienki nalałam ciepłej wody, trochę olejku i kilka zabawek. Rozebrałam córeczkę i ważyłam do wody, a ta od razu zaczęła się nią bawić i chlapać, zalewając całą łazienkę.
- Nie myśl kochanie, że ci odpuszczę. Musisz dużo jeść, bo jeszcze mi zemdlejesz z głodu i co będzie?- połaskotałam ją po brzuszku, na co ona zaśmiała się.
Po kąpieli osuszyłam ją ręcznikiem i wtarłam oliwkę dla dzieci. Ubrałam jej czyste ubranko i popatrzyła w piękne oczy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham, skarbie.- przytuliłam ją do siebie.
Odłożyłam ją obok siebie i zaczęłam szukać coś na przebranie w walizce. Postanowiłam ubrać niebieską bluzkę na ramiączkach i białe, jeansowe spodenki do połowy uda. Nastka patrzyła na mnie uważnie.
- Co?- spytałam podnosząc ją.- Podoba się nowy strój mamusi?
Mała się uśmiechnęła i mnie przytuliła, gaworząc wesoło. Zeszłyśmy z powrotem na dół i zajęłam swoje miejsce. W końcu córeczka dała się nakarmić. Kiedy pomagałam Olenie sprzątać po kolacji, Dymitr poszedł porozmawiać z Karoliną o Konradzie. Mam nadzieję, że się pogodzą, bo są wspaniałą parą. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy wszyscy w salonie, a dzieci bawiły się na podłodze. Dziewczyny powoli zaczęły się rozchodzić z dziećmi, żeby wyszukiwać je do spania. Też chciałam zająć się naszymi rozrabiakami, ale Bielikow uparł się, że sam to zrobi, bo ja więcej przy nich robię. Tak więc zostałam sama z Lili, która jeszcze nie poszła się szykować.