Ja wzięłam Nastkę, a mój mąż Felixa.
- Hej, Abe...- usłyszała z boku, ale nie przysłuchiwałam się rozmowie.
Nastka rozglądała się dookoła, gdy delikatnie podskakiwałam z nią, dopóki jej wzrok nie padł na konającą łanię. Wyciągnęła do niej rączki krzycząc.
- Nie skarbie. Tam nie pójdziesz.
Popatrzyła mi w oczy. Nie wiedziałam co zrobić. Ta sarna jeszcze żyje. Ledwo. Nie lepiej byłoby skrócić jej cierpienie. Znowu popatrzyłam na córkę. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Podeszłam do sarny i schyliłam się. Anastazja wyciągnęła do niej rączkę.
- Dobrze, to czekamy.-mój ukochany skończył rozmowę.- Twój ojciec przyjedzie za... Roza co ty robisz?!- krzyknął wystraszony.
Jednak nie zareagowałam. Nie wiem czemu. Pochylałam się patrząc ślepo przed siebie. Rosjanin chciał podbiec i zabrać mi córkę, ale nie zdążył. Gdy mała rączka dotknęła ciała rannego zwierzęcia czas jakby się zatrzymał, a ja poczułam się, jakbym była zahipnotyzowana i nagle ktoś pstryknął mi przed nosem. Szybko się podniosłam, a obok nas stanął Bielikow. Byłam pewna, że będzie na mnie krzyczał, ale przeszkodziło mu to, że... sarna wstała. Patrzyliśmy w szoku na jeszcze przed chwilą chwilę martwą łanię. Podeszła, polizała naszą córkę i pobiegła w las.
- CO TO BYŁO?!- pierwsza się odezwałam.
- Czy... to.... ona....jak?- pierwszy raz widzę Dymitra w takim stanie. Nie umiał skręcić ani jednego zdania.
- Nasza córka właśnie uzdrowiła ranną sarnę.- podsumowałam.
- Ale czemu Roza do niej podeszłaś?- patrzył na mnie wystraszony.
Już chciałam odpowiedzieć, ale zrozumiałam że nie umiem.
- Nie wiem.- pokręciłam głową, patrząc ślepo przed siebie.- Nie umiem tego wytłumaczyć. To tak jakbym nad niczym nie panowała. Popatrzyłam w oczy Anastazji i coś mi mówiło, że muszę to zrobić. Byłam jak w transie.- spojrzałam ze strachem na ukochanego.- Co się stało?
Widząc w jakim jestem stanie, wzrok mu złagodniał. Wsadził Felixa do samochodu, a następnie zabrał mi małą i z nią zrobił to samo. Następnie mnie przytulił i tak trwaliśmy. Mąż głaskał mnie po włosach, co jakiś czas całując czubek mojej głowy. Nie płakałam. Potrzebowałam tylko jego bliskości.
- Dziecko obezwładniło mój umysł, tylko na mnie patrząc. Lissa nawet tego nie potrafi, a ona zrobiła to z taką łatwością. Jestem bezbronne.
- Spokojnie Roza. One nie są zwykłe. Mam wrażenie, że to mała część ich tajemnicy. Ale musimy je nauczyć to dobrze wykorzystywać. Tak jak teraz. Pomogła zwierzęciu.
- Ona powinna umrzeć, a pobiegła w las.- wciąż byłam w szoku.- Myślisz, że władają mocą Ducha?
- Gdyby nie ta magia, nie byłoby tu dziś ciebie, mnie, ani naszych dzieci. Ale wątpię. Nie są morojami. Mogą umieć inne rzeczy.
- Boję się.- przyznałam.
- Naszych dzieci?- spytał zaskoczony.
- Nie. Tego wszystkiego. Nasze życie toczy się tak szybko. Za szybko. Ja chciałam tylko być strażniczką swojej przyjaciółki, a później jeszcze być z mężczyzną swojego życia. Ale to za szybko. Nie mam nawet dwudziestu lat, a już jestem matką. Ja sobie z tym nie radzę. To za dużo.- nie zauważyłam, kiedy z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
- Cii... Roza. Spokojnie. To normalne po ciąży. Spokojnie, jestem tu. Wszystko będzie dobrze.
- Jestem beznadziejna. Nawet dziecka nie umiem przypilnować. Nie nadaję się. Jestem za młoda, nie odpowiedzialna i nic nie umiem sama zrobić, a ty mnie zostawisz, bo pokochasz kogoś innego.- szlochałam.
- Roza... Roza popatrz na mnie.- podniosłam głowę. Strażnik patrzył mi głęboko w oczy, ocierając moje łzy.- Nie jesteś beznadziejna, jesteś cudowna, dojrzała, wspaniała i nigdy nie pokocham nikogo innego oprócz ciebie, dzieci i reszty naszej rodziny. Ale przede wszystkim ciebie. Kocha cię skarbie, nie ważne co by się stało. Rozumiesz, Kocham Cię. I nie chcę nigdy więcej tego od ciebie słyszeć. Tyle razy ci to powtarzałem. Jesteś jedyną na całym świecie, którą chcę tylko dla siebie i nikt inny mi cię nie zastąpi. Dlatego, jeśli ty odejdzie, zabierzesz ze sobą moją duszę, sens życia i całe życie. Nie wypuszczę cię nigdy od siebie i zawsze cię znajdę. Bo jesteś moja Roza. Tylko moja.- sam zaczął płakać i wtulił się we mnie.
Jego słowa sprawiły, że jeszcze bardziej się rozpłakałam. Bielikow klęczał by do mnie dosięgnąć i ja sama teraz opadłam na kolana. I tak kucaliśmy wtuleni w siebie.
- Dymitr.- odezwałam się po chwili.
- Tak Różyczko.- popatrzył na mnie czerwonymi oczami.
- Kocham Cię. Przepraszam za to po prostu...- zaczęłam się tłumaczyć, ale mi przerwał. I dobrze, bo i tak nie wiedziałam co powiedzieć.
- Już nic nie mów. Najważniejsze, że jesteś ze mną. Kochasz mnie?
- Całym sercem.
- Też cię kocham. Najmocniej na świecie.- pocałował mnie namiętnie, przekazując całą swoją miłość.
- To kiedy ma przyjechać mój ojciec.- spytałam, gdy zaczęliśmy się podnosić.
- Za jakieś dziesięć minut.- nagle się zachwiałam i gdyby nie mąż, upadła bym.- Rose, co się dzieje?
- Nic nic. To pewnie od tej histerii.- zrobiło mi się głupio, że zrobiłam takie przedstawienie.- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło.
- To już nie ważne. Ale widzę, że coś się dzieje.
- To pewnie od zmęczenia.
Na raz poczułam się zmęczona, tak, ze mogłabym zasnąć na stojąco. Znowu zaczęłam upadać, a ukochany wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę samochodu.
- Jesteś zmęczona?- zdziwił się.
- Tylko trochę.- ziewnęłam, zamykając oczy.
- Trochę?- w jego głosie słyszałam po wątpienie i wiedziałam, że mi nie uwierzył.
- No może trochę bardzo. Jestem wykończona, jakby ktoś zabrał mi całą energię.
Prawie zasypiałam, ale nie mogłam. Nie wiem, czemu. Poczułam, że Dymitr kuca
- Myślę, że ten ktoś siedzi w aucie. Tak skarbie, zobacz jak wyleczyłaś mamusię.- nie mogłam się nie uśmiechnąć. Usłyszałam też chichot i gaworzenie dzieci.- Roza, spisz?
- Nie.- wyjęknęłam z trudem.- Choć bardzo chcę.
- Spokojnie, już widzę światła. To twój ojciec.
Po chwili usłyszałam hamowanie samochodu i zamykane drzwi.
- Bielikow, co się dzieje?- rozpoznałam głos staruszka.- Mówiłeś, że oprócz sarny nikt nie ucierpiał. Więc co jest z moją córką? Poczułam, że strażnik kładzie moje plecy sobie na kolanach i uwalnia jedną rękę. Usłyszałam, że odpina pasy, podnosi nosidełka z dziećmi i przenosi je.
- To dość trudne do wyjaśnienia. Rose jest cała, tylko zmęczona. Wszystko opowiem na miejscu. Weźcie dzieci, a ja wolę zostać z nią w tym samochodzie.- odezwał się.
Następnie podniósł mnie i położył na tylnym siedzeniu.
- No dobrze. Weźmiemy was na holowanie.- westchnął Abe i usłyszałam kroki.
Następne należały do mojego męża. Otworzył drzwi i usiadł obok. Podniósł moją głowę i położył na swoich kolanach,głaszcząc mnie po całym boku.
- Śpij Roza.- szepnął mi na ucho.
-Yhym...- tylko na tyle było mnie stać.
Poczułam lekkie kołysanie, co świadczy o tym, że jedziemy. Obecność ukochanego, jego dłoń sunąca w tą i z powrotem po moim ramieniu, a zwłaszcza włosach, do których miał ogromną słabość, zapach wody kolońskiej i słodki dźwięk rosyjskich słów z ojczystym akcentem bardzo skutecznie mnie odesłało w objęcia morfeusza.
Wspaniały rozdział. Czekam na następny i życzę weny 💖
OdpowiedzUsuńO co chodzi z dziećmi?
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się, żeby władały czymś co wyczerpuje Rose
Rewelacyjny rozdział 👌
OdpowiedzUsuńW końcu coś się dzieje. Mam nadzieję, że Rose coś będzie, że jakoś bardziej będzie przeżywała ten brak energii.
Czekam na następny 💗
Życzę weny i pozdrawiam 💝💖
Martwi mnie to co zrobiła Anastazja i to co dzieje się z Rose. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Czekam na następny i życzę weny 💖
OdpowiedzUsuńNo nie one majom nieznane moce i wysysają energie swojich rodziców
OdpowiedzUsuńNastka uleczyła sarnę ale odebrała energię rose.
OdpowiedzUsuńJak to możliwe?
Czekam na nexta.