Zapraszam na blog (Oczywiście o Romitri), Którego piszę z koleżanką. Całkowicie inna historia, niedole życia dwóch różnych osób, o dwóch różnych rodzinach, z dwoma różnymi stanami zamożności. Czy miłość pokona przepaść zbudowaną przez los? Czy oboje dowiedzą się o swoich uczuciach? Czy on przetrwają w brutalnym świecie, pragnącym porządku i równowagi? Walczącym z każdym odchyleniem?
JEŚLI CHCECIE ZNAĆ NA TO ODPOWIEDŹ, ZAPRASZAM TU:
https://rddwiebajki.blogspot.com/
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
czwartek, 31 sierpnia 2017
NOWY BLOG
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
niedziela, 27 sierpnia 2017
PODZIĘKOWANIA
Tak oto kończy się moja historia Romitri. Ale to nie oznacza końca mojej działalności na tym blogu. Mam pomysł na jeszcze jeden, ale on pojawi się za rok. Teraz czeka mnie matura i nauka, rozumiecie? Ale co jakiś czas będę wrzucała tu bonusy, więc wpadajcie. Umówmy się, że w 15 dzień każdego miesiąca. Jak macie jakieś fajne pomysły, albo chcecie coś przeczytać, śmiało piszcie w komentarzach.
A teraz czas na podziękowania. Na pierwszym miejscu dziękuję wszystkim moim przyjaciółką ze Stowarzyszenia Mafii Abe'a, a najbardziej Marcie, która czesto mi pomagała i doradzała, Oli, Weronice i Marzenie, które czytały na bieżąco. Również mojej przyjaciółce z klasy, Joli, która również czyta i jak wspominałam na koniec pierwszej części, dzięki której w ogóle zakochałam się w Romitri. Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy wytrzymali moje pomysły, cierpliwie czekali na powrót Rose i Dymitra, motywując mnie komentarzami. I tu kolejne podziękowania dla Anity, Ady, Rozy Bielikow, G&G i wszystkim komentującym. Sama nie mogę uwierzyć, że skończyłam ten blog i muszę się pożegnać z Lili, Anastazją i Felixem, z ktorymi bardzo się zżyłam, jednak zabrakło mi już pomysłów na ich dalsze losy w tym wydaniu. Trzymajcie się i korzystacie z końca tych wakacji.
A teraz czas na podziękowania. Na pierwszym miejscu dziękuję wszystkim moim przyjaciółką ze Stowarzyszenia Mafii Abe'a, a najbardziej Marcie, która czesto mi pomagała i doradzała, Oli, Weronice i Marzenie, które czytały na bieżąco. Również mojej przyjaciółce z klasy, Joli, która również czyta i jak wspominałam na koniec pierwszej części, dzięki której w ogóle zakochałam się w Romitri. Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy wytrzymali moje pomysły, cierpliwie czekali na powrót Rose i Dymitra, motywując mnie komentarzami. I tu kolejne podziękowania dla Anity, Ady, Rozy Bielikow, G&G i wszystkim komentującym. Sama nie mogę uwierzyć, że skończyłam ten blog i muszę się pożegnać z Lili, Anastazją i Felixem, z ktorymi bardzo się zżyłam, jednak zabrakło mi już pomysłów na ich dalsze losy w tym wydaniu. Trzymajcie się i korzystacie z końca tych wakacji.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
sobota, 26 sierpnia 2017
EPILOG
Tak na koniec dedykuję tą ostatnią część historii mojego Romitri dedykuję Marcie, która ostatnio dużo mi pomogła i tak bardzo nie mogła doczekać się epilogu (😂 sarkazm). Jeszce dziś będę podziękowania z ogłoszeniami parafialnymi.
__________________________________________
Pewnej jesiennej nocy dwie nastolatki, blondynka i brunetka, uciekały przed strażnikami. Ale pomimo wielu starań, zostały schwytane i przywiezione z powrotem do Akademii. Tak zaczęłam się historia o mnie, Dymitrze, Lissie i Christianie. Od tamtej nocy minęło osiemdziesiąt lat. I wiele się zmieniło. Jest o wiele więcej dampirów niż wtedy. Każdy moroj bez problemu może mieć tyle strażników, na ile ich stać, a i tak nie wszyscy mają przydział. Po za tym, ludzie dowiedzieli się o naszym istnieniu, mogą sami zostać strażnikami, jeśli chcą, a dampiry mieć zwykłe życie. Służba nie jest obowiązkowa. Strzygi już nie są tak śmiałe i prawie nie atakują. Chowają się przed nami ze strachu. My razem z przyjaciółmi jesteśmy już na emeryturze, ale to nie znaczy, że jesteśmy niedołężni. O nie. Z Dymitrem wciąż trzymamy się w świetnej formie. Często ćwiczymy z młodymi i nie raz daliśmy im popalić. Sami też pokazujemy sobie, co potrafimy, a zwłaszcza w łóżku. Mój mąż wciąż jest tak niewyżyty jak te kilkadziesiąt lat temu. Ale czuję się staro. W sumie jestem stara. Jak mówiłam, wszyscy jesteśmy na emeryturze, co liczy się również Lissy. Zrzekła się korony, a jej następcą został Jack Zeklos.
Tak, nasz zięć jest królem. I ma o wiele lepiej niż Lissa, ponieważ w skład rady królewskiej wchodzą: Adrian Iwaszkow, Christian Ozera, Lissa Dragomir, Jesse Zeklos. No i jeszcze księżniczki i książęta z innych rodów, ale zazwyczaj zgadzają się z resztą. Myślę, że stoi za tym moja przyjaciółka, ale najważniejsze, że są podejmowane dobre decyzje. Co do reszty naszych dzieci, to Diana wyszła za Alexa, syna Lissy i została dyrektorką Akademii. Szkół też jest o wiele więcej niż na początku, tak samo jak domów dziecka dla dampirów. We wszystkich dokumentach dodano rubrykę na rasę dziecka. Człowiek, moroj czy dampir, mają równe prawa w każdym względzie. Świat idzie w coraz to lepszą stronę. A i co najważniejsze dla dampirów, znaleziono sposób na naszą częściową bezpłodność. Po zbadaniu krwi naszych dzieci i wnuków udało się zrobić szczepionkę. I teraz każdy dampir może mieć dziecko z kim chce. Choć i tak najlepsze było zdziwienie wszystkich, gdy okazało się, że dzieci Nastki i Jack'a są morojami. Tayller przejął firmę mojego ojca i nawet nieźle mu idzie. Nie byłam na początku z tego zadowolona, ale ktoś musi. Za to Dan od niedawna jest szefem w GKS, po tym, jak właśnie Dymitr przeszedł na emeryturę. On sam dostał to stanowisko po Hansie, jak tylko wróciliśmy z akademii na służbę u boku królowej. Teraz żyje nam się o wiele lepiej.
- Cieszę się, że jesteśmy tu wszyscy razem.- powiedziała szczęśliwa Lissa.
- No. W końcu miałyśmy czas na odbudowanie naszej przyjaźni.- uśmiechnęła się.
- Trochę tęsknię za dziećmi.- przyznała morojka.
- Ja też.- uspokoiłam ją, kładąc swoją pomarszczoną dłoń na jej.- Ale na co im męczyć się z takimi starymi pierdasami, jak my.
Obie się zaśmiałyśmy.
- Nie przesadzaj Roza.- do pokoju wszedł mój ukochany i mnie przytulił.- Dla mnie jesteś niezwykle atrakcyjna.
Zaczął całować mnie po szyi, siadając za mną w rozkroku. Po chwili dołączył do nas Christian i usiadł za swoją żoną.
- O matko. Myślicie przy nas robić swoją grę wstępną?- spytał zdegustowany, a my się roześmialiśmy.
Nagle nasz spokój przerwał hałas. Z Dymitrem wstaliśmy, rozglądać się czujnie na boki. Do salonu wpadły strzygi. Stanęliśmy w pozycji obronnej i zaczęliśmy z nimi walczyć. Pokonywałam jedną po drugiej, ale ich było coraz więcej i więcej. Z pomocą przyszli nam inni strażnicy rezydencji królewskiej, ale i tak było ich za mało. Zobaczyłam jak strzyga zbliża się do Lissy, ale dopadłam ją wcześniej. Widać, że była doświadczona, ale i tak miałam przewagę. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo to rejestrowałam. Nawet nie zauważyłam, jak ona leżała martwa, a na mnie rzuciły się dwie inne. Jedna złapała mnie za nadgarstek, tak, że wypadła mi broń. Zaczęłam walczyć wręcz, lecz to nie było tak efektywne. Nagle druga pociągnęła mnie za włosy i złapała na głowę. Wiedziałam, że przegrałam. Na sekundę mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Bielikowa. Był przerażony. Sekundę później była tylko ciemność.
DYMITR
Nie!
To nie możliwe.
W furii zabiłem swoich przeciwników i morderców Rozy. Nie zwracałem już uwagi na nikogo i na nic. Z nadzieją sprawdziłem jej puls, ale niczego nie wyczułem. Moja Roza. Miłość mojego życia nie żyje. Z łzami w oczach rzuciłem się do walki. Nie zawrzałem na to, jak poważnie mnie ranią, nie unikałem ciosów. Jedynym moim celem było zabić jak najwięcej strzyg. Jedna złapała mnie za pędzącą dłoń i nakierowała ma mój brzuch. Było za późno. Moje własne ostrze zadało mi śmiertelny cios. Upadłem na ziemię i wyciągnąłem sztylet krzycząc z bólu tej rany, pozostałych, ale najbardziej z rany w sercu, po śmierci żony. Podczołgałem się, ignorując ból, między nogami walczących i ciałami pokonanych w stronę jej ciała. Czułem uchodzące ze mnie życie z każdą kroplą krwi zostawiającą za mną ślad. Złapałem Rozę za lodowatą rękę i pocałowałam ją w czoło. Przytuliłem się do jej piersi, czekając na znieczulający mnie sen. Nagle wszystko ucichło. Nie słyszałem nic, nawet bicia własnego serca. Pod sobą czułem coś twardego i śliskiego. Uniosłem głowę i otworzyłem oczy. Wszędzie panowała nieskazitelna biel. Spojrzałem na swoje dłonie i odkryłem coś niesamowitego. Były gładkie jak kiedyś. Włosy, które wchodziły w moje pole widzenia, nie były srebrne, a na nowo brązowe i pełne życia. Ale najbardziej zszokowało mnie to, co zobaczyłem pod sobą. Był to salon w rezydencji królewskiej. Każdy skrawek podłogi zasłany był trupami. Dwa z nich to ja i Roza. W tej chwili ktoś rzucił mi się na szyję.
- Towarzyszu!
Poczułem delikatnie dłonie, ciepły oddech na karku i miękkie, lśniące młodością włosy. Od razu rozpoznałem, kto to jest. Odwzajemniłem uścisk, zaciągając się naturalnym zapachem kobiety.
- Roza.- westchnąłem z ulgą.
Odsunęliśmy się od siebie z łzami w oczach. Na nowo mieliśmy po 20 lat. Była taka piękna. I na zawsze moja.
- NIE!- dobiegł nas krzyk z dołu.
Oboje spojrzeliśmy tam. Do naszych ciał podbiegły nasze dzieci.
- Nie! Nie! Nie!- płakała Nastka.- To nie możliwe. Felix! Jeszcze można ich ożywić...
- Nie księżniczko.- złapał ją Jack.
- Jak nie?! Przecież...
- Nastka, mieli prawie sto lat. Życie zaczyna się i kończy. Nie zatrzymasz nikogo przy sobie na zawsze. A oni są gdzieś tam szczęśliwi.- zapewnił ją Felix.
- Ale...
- Ciii księżniczko. Wszystko będzie dobrze.
Wszyscy wtulili się w siebie płacząc. Ja również przytuliłem Rozę, której zaczęły lecieć łzy, głaszcząc ją uspakajającą po plecach. Sam poczułem pieczenie w oczach.
- Jak my mogliśmy ich tak zostawić.- spytała, siorbiąc nosem
- Poradzą sobie.- zapewniłem ukochaną.
Wstaliśmy razem ze szklanej powierzchni i spojrzeliśmy na dwie kobiety, przyglądające się nam. W jednej rozpoznałem biologiczną matkę Lili, a druga, nie wiem skąd, ale byłem pewny, że to Luna. Podeszły nas objąć i w czwórkę ruszyliśmy w stronę światła.
__________________________________________
Pewnej jesiennej nocy dwie nastolatki, blondynka i brunetka, uciekały przed strażnikami. Ale pomimo wielu starań, zostały schwytane i przywiezione z powrotem do Akademii. Tak zaczęłam się historia o mnie, Dymitrze, Lissie i Christianie. Od tamtej nocy minęło osiemdziesiąt lat. I wiele się zmieniło. Jest o wiele więcej dampirów niż wtedy. Każdy moroj bez problemu może mieć tyle strażników, na ile ich stać, a i tak nie wszyscy mają przydział. Po za tym, ludzie dowiedzieli się o naszym istnieniu, mogą sami zostać strażnikami, jeśli chcą, a dampiry mieć zwykłe życie. Służba nie jest obowiązkowa. Strzygi już nie są tak śmiałe i prawie nie atakują. Chowają się przed nami ze strachu. My razem z przyjaciółmi jesteśmy już na emeryturze, ale to nie znaczy, że jesteśmy niedołężni. O nie. Z Dymitrem wciąż trzymamy się w świetnej formie. Często ćwiczymy z młodymi i nie raz daliśmy im popalić. Sami też pokazujemy sobie, co potrafimy, a zwłaszcza w łóżku. Mój mąż wciąż jest tak niewyżyty jak te kilkadziesiąt lat temu. Ale czuję się staro. W sumie jestem stara. Jak mówiłam, wszyscy jesteśmy na emeryturze, co liczy się również Lissy. Zrzekła się korony, a jej następcą został Jack Zeklos.
Tak, nasz zięć jest królem. I ma o wiele lepiej niż Lissa, ponieważ w skład rady królewskiej wchodzą: Adrian Iwaszkow, Christian Ozera, Lissa Dragomir, Jesse Zeklos. No i jeszcze księżniczki i książęta z innych rodów, ale zazwyczaj zgadzają się z resztą. Myślę, że stoi za tym moja przyjaciółka, ale najważniejsze, że są podejmowane dobre decyzje. Co do reszty naszych dzieci, to Diana wyszła za Alexa, syna Lissy i została dyrektorką Akademii. Szkół też jest o wiele więcej niż na początku, tak samo jak domów dziecka dla dampirów. We wszystkich dokumentach dodano rubrykę na rasę dziecka. Człowiek, moroj czy dampir, mają równe prawa w każdym względzie. Świat idzie w coraz to lepszą stronę. A i co najważniejsze dla dampirów, znaleziono sposób na naszą częściową bezpłodność. Po zbadaniu krwi naszych dzieci i wnuków udało się zrobić szczepionkę. I teraz każdy dampir może mieć dziecko z kim chce. Choć i tak najlepsze było zdziwienie wszystkich, gdy okazało się, że dzieci Nastki i Jack'a są morojami. Tayller przejął firmę mojego ojca i nawet nieźle mu idzie. Nie byłam na początku z tego zadowolona, ale ktoś musi. Za to Dan od niedawna jest szefem w GKS, po tym, jak właśnie Dymitr przeszedł na emeryturę. On sam dostał to stanowisko po Hansie, jak tylko wróciliśmy z akademii na służbę u boku królowej. Teraz żyje nam się o wiele lepiej.
- Cieszę się, że jesteśmy tu wszyscy razem.- powiedziała szczęśliwa Lissa.
- No. W końcu miałyśmy czas na odbudowanie naszej przyjaźni.- uśmiechnęła się.
- Trochę tęsknię za dziećmi.- przyznała morojka.
- Ja też.- uspokoiłam ją, kładąc swoją pomarszczoną dłoń na jej.- Ale na co im męczyć się z takimi starymi pierdasami, jak my.
Obie się zaśmiałyśmy.
- Nie przesadzaj Roza.- do pokoju wszedł mój ukochany i mnie przytulił.- Dla mnie jesteś niezwykle atrakcyjna.
Zaczął całować mnie po szyi, siadając za mną w rozkroku. Po chwili dołączył do nas Christian i usiadł za swoją żoną.
- O matko. Myślicie przy nas robić swoją grę wstępną?- spytał zdegustowany, a my się roześmialiśmy.
Nagle nasz spokój przerwał hałas. Z Dymitrem wstaliśmy, rozglądać się czujnie na boki. Do salonu wpadły strzygi. Stanęliśmy w pozycji obronnej i zaczęliśmy z nimi walczyć. Pokonywałam jedną po drugiej, ale ich było coraz więcej i więcej. Z pomocą przyszli nam inni strażnicy rezydencji królewskiej, ale i tak było ich za mało. Zobaczyłam jak strzyga zbliża się do Lissy, ale dopadłam ją wcześniej. Widać, że była doświadczona, ale i tak miałam przewagę. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo to rejestrowałam. Nawet nie zauważyłam, jak ona leżała martwa, a na mnie rzuciły się dwie inne. Jedna złapała mnie za nadgarstek, tak, że wypadła mi broń. Zaczęłam walczyć wręcz, lecz to nie było tak efektywne. Nagle druga pociągnęła mnie za włosy i złapała na głowę. Wiedziałam, że przegrałam. Na sekundę mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Bielikowa. Był przerażony. Sekundę później była tylko ciemność.
DYMITR
Nie!
To nie możliwe.
W furii zabiłem swoich przeciwników i morderców Rozy. Nie zwracałem już uwagi na nikogo i na nic. Z nadzieją sprawdziłem jej puls, ale niczego nie wyczułem. Moja Roza. Miłość mojego życia nie żyje. Z łzami w oczach rzuciłem się do walki. Nie zawrzałem na to, jak poważnie mnie ranią, nie unikałem ciosów. Jedynym moim celem było zabić jak najwięcej strzyg. Jedna złapała mnie za pędzącą dłoń i nakierowała ma mój brzuch. Było za późno. Moje własne ostrze zadało mi śmiertelny cios. Upadłem na ziemię i wyciągnąłem sztylet krzycząc z bólu tej rany, pozostałych, ale najbardziej z rany w sercu, po śmierci żony. Podczołgałem się, ignorując ból, między nogami walczących i ciałami pokonanych w stronę jej ciała. Czułem uchodzące ze mnie życie z każdą kroplą krwi zostawiającą za mną ślad. Złapałem Rozę za lodowatą rękę i pocałowałam ją w czoło. Przytuliłem się do jej piersi, czekając na znieczulający mnie sen. Nagle wszystko ucichło. Nie słyszałem nic, nawet bicia własnego serca. Pod sobą czułem coś twardego i śliskiego. Uniosłem głowę i otworzyłem oczy. Wszędzie panowała nieskazitelna biel. Spojrzałem na swoje dłonie i odkryłem coś niesamowitego. Były gładkie jak kiedyś. Włosy, które wchodziły w moje pole widzenia, nie były srebrne, a na nowo brązowe i pełne życia. Ale najbardziej zszokowało mnie to, co zobaczyłem pod sobą. Był to salon w rezydencji królewskiej. Każdy skrawek podłogi zasłany był trupami. Dwa z nich to ja i Roza. W tej chwili ktoś rzucił mi się na szyję.
- Towarzyszu!
Poczułem delikatnie dłonie, ciepły oddech na karku i miękkie, lśniące młodością włosy. Od razu rozpoznałem, kto to jest. Odwzajemniłem uścisk, zaciągając się naturalnym zapachem kobiety.
- Roza.- westchnąłem z ulgą.
Odsunęliśmy się od siebie z łzami w oczach. Na nowo mieliśmy po 20 lat. Była taka piękna. I na zawsze moja.
- NIE!- dobiegł nas krzyk z dołu.
Oboje spojrzeliśmy tam. Do naszych ciał podbiegły nasze dzieci.
- Nie! Nie! Nie!- płakała Nastka.- To nie możliwe. Felix! Jeszcze można ich ożywić...
- Nie księżniczko.- złapał ją Jack.
- Jak nie?! Przecież...
- Nastka, mieli prawie sto lat. Życie zaczyna się i kończy. Nie zatrzymasz nikogo przy sobie na zawsze. A oni są gdzieś tam szczęśliwi.- zapewnił ją Felix.
- Ale...
- Ciii księżniczko. Wszystko będzie dobrze.
Wszyscy wtulili się w siebie płacząc. Ja również przytuliłem Rozę, której zaczęły lecieć łzy, głaszcząc ją uspakajającą po plecach. Sam poczułem pieczenie w oczach.
- Jak my mogliśmy ich tak zostawić.- spytała, siorbiąc nosem
- Poradzą sobie.- zapewniłem ukochaną.
Wstaliśmy razem ze szklanej powierzchni i spojrzeliśmy na dwie kobiety, przyglądające się nam. W jednej rozpoznałem biologiczną matkę Lili, a druga, nie wiem skąd, ale byłem pewny, że to Luna. Podeszły nas objąć i w czwórkę ruszyliśmy w stronę światła.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
piątek, 25 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 117
Wściekła wpadłam do domu jak burza.
- BIELIKOW!- wydarłam się na cały dom.
Po chwili zszedł po schodach, wyraźnie zmartwiony.
- Coś się stało kochanie?- nagle jego twarz zbladła.- Coś jest nie tak z dzieckiem?
Wróciłam właśnie z wizyty u ginekologa. Dymitr nie mógł iść ze mną, bo musiał bardzo pilnie jechać z Christianem do sklepu po całą zgrzewkę Coli i paczkę żelków. Ehem. Liss też jest w ciąży.
- Można tak powiedzieć.- rzuciłam wściekła papierami na stół.
Dymitr wziął je niepewnie i zaczął szybko czytać. Widziałam jak przez jego twarz przebiega gama uczuć. Od strachu, przez zaciekawienie, szok i..... nie no, trzymajcie mnie. Szczęście?! On się z tego cieszy?
- Ostatni raz jestem w ciąży!- krzyknęłam, wytykając go palcem.- Z Tobą nie da się normalnie. Trojaczki! Rozumiesz?! Trojaczki.
Mój mąż pełen szczęścia objął mnie i zaczął nas kręcić w kółko, po czym pocałunkiem zamknął mi usta i mimo wielkich starań, nie umiałam być dalej wściekła. Dyszeliśmy ciężko, patrząc na siebie z miłością. Odsunął się ode mnie z dumnym uśmiechem.
- Ma się tą dwururkę.- spojrzał na mnie znacząco, a ja pacnęłam go w ramię, na co zaczął się śmiać i wziął mnie w ramiona.- Chodź Roza, musimy to uczcić. W naszej sypialni.
Westchnęłam, ale dałam się poprowadzić na górę. Nie umiem długo gniewać się na tego człowieka.
***
- PRZYJ!
Wykonałam polecenie, po czym upadłam zmęczona na łóżko, słysząc płacz dziecka. Trzeci. Już koniec.
- Jestem z ciebie dumny Roza.- szepnął mi do ucha mój mąż. Tym razem nie zemdlał i dzielnie wytrzymał moje, wbijające się mu w dłoń, paznokcie. Z uśmiechem, leżałam, ciężko dysząc.
- Dziewczynka.- powiedziała pielęgniarka.- Gratuluję państwu.
- Dziękujemy.- odpowiedział za nas oboje Dymitr i wziął małe zawiniątko na ręce.
W jego oczkach widziałam łzy. Po raz pierwszy trzyma nasze dziecko prosto po porodzie.
- Macie już Państwo imiona.- spytała położna.
Nie miałam na nic siły, no bo, przecież przed chwilą urodziłam trójkę dzieci i łożysko. Dałam więc znak Dymitrowi.
- Tak. Chłopcy Tayller i Dan, a dziewczynka Elizabeth.
***
- Tayller! Wracaj! Nie wolno.
Siedziałam na werandzie patrząc jak mój mąż ugania się na placu zabaw w ogrodzie za synami. I tak jest od ośmiu lat. Obaj to diabły w przebraniach słodkich dzieci. Większość mówi, że mają mój charakter, ale uroda ojca pozwala im uniknąć za to konsekwencji. Obecnie bracia kłócą się o wazon, który dostaliśmy od Soni na nasz ślub. I póki co wygrywa Tayller.
- Dzieciaki.- prychnęła Elizabeth, rozwiązując jakąś książkę z zagadkami dla dorosłych.
Ona w odróżnieniu od braci zachowuje się nad wyraz dorośle. Jakby była o jakieś siedem lat starsza niż jest. Przyznałam jej rację, kończąc dopijać popołudniową kawę.
- Roza, weź im coś powiedz.- Dymitr z żałością w oczach spojrzał na mnie.
- Przykro mi kochanie, ale sam ustaliłeś, że pilnujemy ich na zmianę.
- No ale Roza.- opuścił ręce z bezradnością.
Westchnęłam i wróciłam do domu. Co on by beze mnie zrobił? Wzięłam trzy miski i napełniłam je migdałami. Wróciłam z tym na dwór i dałam jedną miskę córce.
- Orzechy!- zawołałam.
To było niczym magicznie hasło. Tayllor i Dan zatrzymali się i spojrzeli w moją stronę. Na raz stracili zainteresowanie wazonem i wyrzucili go w górę, po czym podbiegli do stołu. Mój ukochanym w ostatniej chwili złapał naczynie i ze skwaszoną miną podszedł do nas. Urwisy już zajadały się migdałami.
- Chłopcy, co ja wam mówiłem o ubraniu naszych rzeczy bez pozwolenia?- spojrzał na nich groźnie.
- Przepraszamy.- powiedzieli jednocześnie, robiąc urocze minki.
- Zawsze przepraszacie i zawsze robicie to samo. Koniec tego dobrego. Za karę sprzątacie dzisiaj po kolacji. Ręcznie.
- Ale tato...
- Nie ma żadnego ale.- powiedział stanowczo.- Powinno wam być wstyd. Zawsze zostawiacie za sobą bałagan, który wasza matka musi sprzątać i nigdy nawet nie usłyszała od was dziękuję. Codziennie macie ciepłe śniadanie, czyste ubrania, nawet łóżka wam ścieli. Od dzisiaj sami sobie ścielicie, sprzątacie po zabawie, a po jedzeniu sprzątacie swoje miejsce, a talerze chociaż zalejcie wodą. Nie będziemy wszystkiego robić za was, zrozumiano?
- Tak tato.- spuścili głowy.
Gdy tylko skończyli jeść orzechy, grzecznie odnieśli naczynia do zmywarki i wrócili na plac zabaw. Byłam dumna z mojego mężczyzny.
- BIELIKOW!- wydarłam się na cały dom.
Po chwili zszedł po schodach, wyraźnie zmartwiony.
- Coś się stało kochanie?- nagle jego twarz zbladła.- Coś jest nie tak z dzieckiem?
Wróciłam właśnie z wizyty u ginekologa. Dymitr nie mógł iść ze mną, bo musiał bardzo pilnie jechać z Christianem do sklepu po całą zgrzewkę Coli i paczkę żelków. Ehem. Liss też jest w ciąży.
- Można tak powiedzieć.- rzuciłam wściekła papierami na stół.
Dymitr wziął je niepewnie i zaczął szybko czytać. Widziałam jak przez jego twarz przebiega gama uczuć. Od strachu, przez zaciekawienie, szok i..... nie no, trzymajcie mnie. Szczęście?! On się z tego cieszy?
- Ostatni raz jestem w ciąży!- krzyknęłam, wytykając go palcem.- Z Tobą nie da się normalnie. Trojaczki! Rozumiesz?! Trojaczki.
Mój mąż pełen szczęścia objął mnie i zaczął nas kręcić w kółko, po czym pocałunkiem zamknął mi usta i mimo wielkich starań, nie umiałam być dalej wściekła. Dyszeliśmy ciężko, patrząc na siebie z miłością. Odsunął się ode mnie z dumnym uśmiechem.
- Ma się tą dwururkę.- spojrzał na mnie znacząco, a ja pacnęłam go w ramię, na co zaczął się śmiać i wziął mnie w ramiona.- Chodź Roza, musimy to uczcić. W naszej sypialni.
Westchnęłam, ale dałam się poprowadzić na górę. Nie umiem długo gniewać się na tego człowieka.
***
- PRZYJ!
Wykonałam polecenie, po czym upadłam zmęczona na łóżko, słysząc płacz dziecka. Trzeci. Już koniec.
- Jestem z ciebie dumny Roza.- szepnął mi do ucha mój mąż. Tym razem nie zemdlał i dzielnie wytrzymał moje, wbijające się mu w dłoń, paznokcie. Z uśmiechem, leżałam, ciężko dysząc.
- Dziewczynka.- powiedziała pielęgniarka.- Gratuluję państwu.
- Dziękujemy.- odpowiedział za nas oboje Dymitr i wziął małe zawiniątko na ręce.
W jego oczkach widziałam łzy. Po raz pierwszy trzyma nasze dziecko prosto po porodzie.
- Macie już Państwo imiona.- spytała położna.
Nie miałam na nic siły, no bo, przecież przed chwilą urodziłam trójkę dzieci i łożysko. Dałam więc znak Dymitrowi.
- Tak. Chłopcy Tayller i Dan, a dziewczynka Elizabeth.
***
- Tayller! Wracaj! Nie wolno.
Siedziałam na werandzie patrząc jak mój mąż ugania się na placu zabaw w ogrodzie za synami. I tak jest od ośmiu lat. Obaj to diabły w przebraniach słodkich dzieci. Większość mówi, że mają mój charakter, ale uroda ojca pozwala im uniknąć za to konsekwencji. Obecnie bracia kłócą się o wazon, który dostaliśmy od Soni na nasz ślub. I póki co wygrywa Tayller.
- Dzieciaki.- prychnęła Elizabeth, rozwiązując jakąś książkę z zagadkami dla dorosłych.
Ona w odróżnieniu od braci zachowuje się nad wyraz dorośle. Jakby była o jakieś siedem lat starsza niż jest. Przyznałam jej rację, kończąc dopijać popołudniową kawę.
- Roza, weź im coś powiedz.- Dymitr z żałością w oczach spojrzał na mnie.
- Przykro mi kochanie, ale sam ustaliłeś, że pilnujemy ich na zmianę.
- No ale Roza.- opuścił ręce z bezradnością.
Westchnęłam i wróciłam do domu. Co on by beze mnie zrobił? Wzięłam trzy miski i napełniłam je migdałami. Wróciłam z tym na dwór i dałam jedną miskę córce.
- Orzechy!- zawołałam.
To było niczym magicznie hasło. Tayllor i Dan zatrzymali się i spojrzeli w moją stronę. Na raz stracili zainteresowanie wazonem i wyrzucili go w górę, po czym podbiegli do stołu. Mój ukochanym w ostatniej chwili złapał naczynie i ze skwaszoną miną podszedł do nas. Urwisy już zajadały się migdałami.
- Chłopcy, co ja wam mówiłem o ubraniu naszych rzeczy bez pozwolenia?- spojrzał na nich groźnie.
- Przepraszamy.- powiedzieli jednocześnie, robiąc urocze minki.
- Zawsze przepraszacie i zawsze robicie to samo. Koniec tego dobrego. Za karę sprzątacie dzisiaj po kolacji. Ręcznie.
- Ale tato...
- Nie ma żadnego ale.- powiedział stanowczo.- Powinno wam być wstyd. Zawsze zostawiacie za sobą bałagan, który wasza matka musi sprzątać i nigdy nawet nie usłyszała od was dziękuję. Codziennie macie ciepłe śniadanie, czyste ubrania, nawet łóżka wam ścieli. Od dzisiaj sami sobie ścielicie, sprzątacie po zabawie, a po jedzeniu sprzątacie swoje miejsce, a talerze chociaż zalejcie wodą. Nie będziemy wszystkiego robić za was, zrozumiano?
- Tak tato.- spuścili głowy.
Gdy tylko skończyli jeść orzechy, grzecznie odnieśli naczynia do zmywarki i wrócili na plac zabaw. Byłam dumna z mojego mężczyzny.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
czwartek, 24 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 116
ROSE
Dzisiaj zaprosiłam na obiad do nas nasze dzieci ze swoimi partnerami. Pół roku po Anastazji ślub wziął Felix, a Diana chodzi z Rayanem Walper. Właśnie dzisiaj poznamy go osobiście, bo jak do tej pory nie mieliśmy okazji. Po tym, jak bliźniaki skończyły szkołę, wróciliśmy na stanowisko strażników królewskich i rzadko widzieliśmy się z najmłodszą córką, ale bardzo często gadamy przez telefon, czy piszemy do siebie e-maile. Nie jestem jak moja matka, choć muszę powiedzieć, że przy moim młodszym rodzeństwie się poprawiła. Co do moich rodziców, też częściej się spotykamy, niż kiedyś. Nie ukrywajmy, są już starzy i z lekka potrzebują pomocy, i z dziećmi i z niektórymi rzeczami, więc przenieśli się na Dwór, a swój stary dom dali jako prezent ślubny Anastazji i Jack'owi. Za to Felix sam wybudował dom, pracował na to pół roku i mu się udało, oczywiście z pomocą Dymitra i naszą wspólną finansową. Ale i tak większość zrobił sam.
- Skarbie, otworzysz?- spytał mój mąż, niosąc wazę z zupą na stół, po tym, jak rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Oczywiście kochanie.- uśmiechnęłam się do niego uroczo, po czym poszłam na korytarz.
W progu stała nasza starsza córka i nasz zięć.
- Cześć mamuś.- dampirzyca przytuliła mnie, całując w policzek.
- Hej córeczko.
- Dzień dobry... Rose.- szybko poprawił się pod moim spojrzeniem Zeklos.- A to dla ciebie.
Podał mi piękny bukiet wielobarwnych kwiatów.
-Och, Jack. Nie musiałeś.- jednak uśmiechnęłam się, biorąc wiązankę.- Rozgośćcie się, Dymitr właśnie podaje do stołu.
Wskazałam na jadalnię, gdy weszliśmy do salonu, a sama podeszłam do kredensu, znaleźć jakiś wazon. O dziwo był jeszcze jeden pusty i modliłam się, żeby Rayan nie wpadł na ten sam pomysł z bukietem. Ostatnio ukochany zasypuje mnie kwiatami i ja doskonale wiem, czemu. Uśmiechnęłam się na tą myśl, idąc z wazonem i kwiatami do kuchni.
- O! A od kogo te kwiaty?- spytał Rosjanin, wchodzą, w chwili, gdy napełniłam naczynie wodą.- Mam być zazdrosny?
- O swojego zięcia to już od dawna jesteś.- zauważyłam z uśmiechem, wkładając kwiaty do wody.
Razem skierowaliśmy się do jadalni, ja z bukietem, a on z talerzykiem koperku. Na stole stała już miska z makaronem i waza rosołu. Oczywiście nie licząc nakrycia dla każdego i paru świeczek gdzie nie gdzie. Na środku postawiłam wazon i usiadłam. W tej chwili znowu odezwał się dzwonek do drzwi. Zaczęłam się podnosić, ale powstrzymał mnie mąż.
- Zostań Roza. Ja otworzę.- cmoknął mnie w czoło i wyszedł.
- No to mówcie, dzieciaki, co tam u was?- spytałam małżeństwo.
- A nic takiego.- odpowiedział zdawkowanie moroj.
- Już nie bądź taki skromny.- zaśmiałam się Anastazja, po czym nachyliła się do mnie konspiracyjne.- Jack dostał się do stanowych zawodów pływackich. Jeśli wygra finał, ma szansę ma miejsce w prestiżowym klubie. Już nie jeden się o niego ubiega, ale on zawsze mierzy wysoko. Tam będzie miał możliwość brania udziału w igrzyskach olimpijskich.- spojrzała na swojego męża z dumą
- No to gratulacje.- powiedziałam z uznaniem.
- Hej wszystkim.- przez drzwi weszła reszta zaproszonych.
- Hej.- wstałam i od razu rzuciłam się na Felixa i Alice, jako, że oni byli na przodzie.- Siadajcie do stołu, bo zaraz wszystko wystygnie.
- Hej mamo.- uśmiechnęła się Diana.
- Hej, kochanie.- przytuliłam ją, po czym odsunęłam się na długość ramion. - Ależ ty wyrosłaś.
- Dzień dobry strażniczko.- moją uwagę zwrócił jej towarzysz.
Był to dampir o ciemnych włosach i oczach. Mimo tak młodego wieku(15 lat), już było widać, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę.
- Co tak oficjalnie? Mów mi Rose. A ty pewnie jesteś Ryan
- Tak... Rose.- uśmiechnął się niepewnie, po czym go przytuliłam.
- Masz coś dzisiaj bardzo dobry humor.- zaśmiał się mój ukochany, przytulając mnie od tyłu.
- A jak mam nie mieć, skoro w końcu widzę nasze dzieci wszystkie razem. Proszę, siadajcie.- ostatnie słowa skierowałam do jeszcze stojącej pary.
Po rosole przyszedł czas na drugie danie, jakim była kaczka z warzywami w miodzie. Wszyscy szybko się najedli i tylko ja z Nastką wzięłyśmy dwie dokładki. Za każdym razem patrzyłyśmy na siebie przenikliwie. Przed deserem, postanowiliśmy trochę odpocząć. Uznałam, że to najlepsza chwila. Złapałam Dymitra za rękę i wstaliśmy.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tu wszyscy razem, chcieliśmy coś ogłosić.
- Tak się składa, że my też.- Anastazja również się podniosła, razem z Jack'em.
Zapadła miedzy nami cisza. Czekałam, aż dokończę, ale chyba uznali, że my mamy pierwsi. Musieli pomyśleć tak samo, bo koniec końców, powiedziałyśmy to jednocześnie.
- Jestem w ciąży.
Dzisiaj zaprosiłam na obiad do nas nasze dzieci ze swoimi partnerami. Pół roku po Anastazji ślub wziął Felix, a Diana chodzi z Rayanem Walper. Właśnie dzisiaj poznamy go osobiście, bo jak do tej pory nie mieliśmy okazji. Po tym, jak bliźniaki skończyły szkołę, wróciliśmy na stanowisko strażników królewskich i rzadko widzieliśmy się z najmłodszą córką, ale bardzo często gadamy przez telefon, czy piszemy do siebie e-maile. Nie jestem jak moja matka, choć muszę powiedzieć, że przy moim młodszym rodzeństwie się poprawiła. Co do moich rodziców, też częściej się spotykamy, niż kiedyś. Nie ukrywajmy, są już starzy i z lekka potrzebują pomocy, i z dziećmi i z niektórymi rzeczami, więc przenieśli się na Dwór, a swój stary dom dali jako prezent ślubny Anastazji i Jack'owi. Za to Felix sam wybudował dom, pracował na to pół roku i mu się udało, oczywiście z pomocą Dymitra i naszą wspólną finansową. Ale i tak większość zrobił sam.
- Skarbie, otworzysz?- spytał mój mąż, niosąc wazę z zupą na stół, po tym, jak rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Oczywiście kochanie.- uśmiechnęłam się do niego uroczo, po czym poszłam na korytarz.
W progu stała nasza starsza córka i nasz zięć.
- Cześć mamuś.- dampirzyca przytuliła mnie, całując w policzek.
- Hej córeczko.
- Dzień dobry... Rose.- szybko poprawił się pod moim spojrzeniem Zeklos.- A to dla ciebie.
Podał mi piękny bukiet wielobarwnych kwiatów.
-Och, Jack. Nie musiałeś.- jednak uśmiechnęłam się, biorąc wiązankę.- Rozgośćcie się, Dymitr właśnie podaje do stołu.
Wskazałam na jadalnię, gdy weszliśmy do salonu, a sama podeszłam do kredensu, znaleźć jakiś wazon. O dziwo był jeszcze jeden pusty i modliłam się, żeby Rayan nie wpadł na ten sam pomysł z bukietem. Ostatnio ukochany zasypuje mnie kwiatami i ja doskonale wiem, czemu. Uśmiechnęłam się na tą myśl, idąc z wazonem i kwiatami do kuchni.
- O! A od kogo te kwiaty?- spytał Rosjanin, wchodzą, w chwili, gdy napełniłam naczynie wodą.- Mam być zazdrosny?
- O swojego zięcia to już od dawna jesteś.- zauważyłam z uśmiechem, wkładając kwiaty do wody.
Razem skierowaliśmy się do jadalni, ja z bukietem, a on z talerzykiem koperku. Na stole stała już miska z makaronem i waza rosołu. Oczywiście nie licząc nakrycia dla każdego i paru świeczek gdzie nie gdzie. Na środku postawiłam wazon i usiadłam. W tej chwili znowu odezwał się dzwonek do drzwi. Zaczęłam się podnosić, ale powstrzymał mnie mąż.
- Zostań Roza. Ja otworzę.- cmoknął mnie w czoło i wyszedł.
- No to mówcie, dzieciaki, co tam u was?- spytałam małżeństwo.
- A nic takiego.- odpowiedział zdawkowanie moroj.
- Już nie bądź taki skromny.- zaśmiałam się Anastazja, po czym nachyliła się do mnie konspiracyjne.- Jack dostał się do stanowych zawodów pływackich. Jeśli wygra finał, ma szansę ma miejsce w prestiżowym klubie. Już nie jeden się o niego ubiega, ale on zawsze mierzy wysoko. Tam będzie miał możliwość brania udziału w igrzyskach olimpijskich.- spojrzała na swojego męża z dumą
- No to gratulacje.- powiedziałam z uznaniem.
- Hej wszystkim.- przez drzwi weszła reszta zaproszonych.
- Hej.- wstałam i od razu rzuciłam się na Felixa i Alice, jako, że oni byli na przodzie.- Siadajcie do stołu, bo zaraz wszystko wystygnie.
- Hej mamo.- uśmiechnęła się Diana.
- Hej, kochanie.- przytuliłam ją, po czym odsunęłam się na długość ramion. - Ależ ty wyrosłaś.
- Dzień dobry strażniczko.- moją uwagę zwrócił jej towarzysz.
Był to dampir o ciemnych włosach i oczach. Mimo tak młodego wieku(15 lat), już było widać, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę.
- Co tak oficjalnie? Mów mi Rose. A ty pewnie jesteś Ryan
- Tak... Rose.- uśmiechnął się niepewnie, po czym go przytuliłam.
- Masz coś dzisiaj bardzo dobry humor.- zaśmiał się mój ukochany, przytulając mnie od tyłu.
- A jak mam nie mieć, skoro w końcu widzę nasze dzieci wszystkie razem. Proszę, siadajcie.- ostatnie słowa skierowałam do jeszcze stojącej pary.
Po rosole przyszedł czas na drugie danie, jakim była kaczka z warzywami w miodzie. Wszyscy szybko się najedli i tylko ja z Nastką wzięłyśmy dwie dokładki. Za każdym razem patrzyłyśmy na siebie przenikliwie. Przed deserem, postanowiliśmy trochę odpocząć. Uznałam, że to najlepsza chwila. Złapałam Dymitra za rękę i wstaliśmy.
- Korzystając z okazji, że jesteśmy tu wszyscy razem, chcieliśmy coś ogłosić.
- Tak się składa, że my też.- Anastazja również się podniosła, razem z Jack'em.
Zapadła miedzy nami cisza. Czekałam, aż dokończę, ale chyba uznali, że my mamy pierwsi. Musieli pomyśleć tak samo, bo koniec końców, powiedziałyśmy to jednocześnie.
- Jestem w ciąży.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
środa, 23 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 115
Teraz rozdziały będą trochę inne, bo urywane z różnymi wydarzeniami z życia Romitri i Jastki.
_________________________________
ROSE
Stałam, patrząc z dumą na nasze dzieci, podobnie jak Dymitr. Oto dzisiaj, razem z przyjaciółmi, oficjalnie skończyły szkołę. Anastazja podeszła jako piąta, a zaraz za nią Felix. Oboje doskonale sobie poradzili na egzaminie i to bez użycia magii. W oczach zakręciła mi się łezka. Pamiętam jak sama stałam na ich miejscu, czekając na tatuaż obietnicy. A później jak uczyły się ledwo chodzić i nie chciałam, żeby zostały strażnikami. I mimo, że dalej się o nich boję, wiem, że poradzą sobie w tym życiu.
***
- Chciałbym wznieść toast- przemówił Dymitr.- za nasze dzieci oraz ich przyjaciół. Cieszę się, że możemy powitać tak wspaniałych wojowników w naszych szeregach.
Wszyscy poszli za jego przykładem i wznieśli kieliszki, po czym wypili ich zawartość. Po chwili dzieciaki siedziały w swoim gronie, a my w swoim, sącząc alkohol.
- Tylko nie przesadźcie.- pouczył nas, starając się nie roześmiać Adrian.- Nie chcemy znowu oglądać porno za żywo.
Czułam, że robię się cała czerwona.
- Spokojnie. Umiemy się kontrolować.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- No oczywiście.- zaśmiał się Christian.- Aż ostatnio musieliśmy odciągać nasze kobiety, bo aż śliniły się na widok Dymitra.
Jednak szybko oberwał za to od wściekłej Lissy. Po raz kolejny miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
***
ANASTAZJA
- Jestem z ciebie taka dumna córeczko.- powiedziała moja mama.
W jej oczach lśniły łzy, tak samo jak w moich.
- Dziękuję mamo. Dziękuję za wszystko.- przytuliłam ją, walcząc ze wzruszeniem.
- Nawet nie próbuj mi tu płakać!- zastrzegła Alice.- Bo zepsujesz makijaż.
Obie na nią spojrzałyśmy i się przytuliłyśmy.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili otworzyły się i zajrzał przez nie Felix w garniturze.
- Hej.- powiedział, po czym dokładnie mi się przejrzał.- Wow! Siostra. Na żywo wyglądasz jeszcze lepiej niż w lustrze.
Miałam na sobie białą suknię syrenkę do ziemi, ciągnąć się za mną jeszcze z jakieś pół metra. Z przodu i na rękawach od zakończenia materiału do szyi był tiul ozdobiony wzorami z perełek. Plecy miałam gołe, nie licząc sznuru korali na lini kręgosłupa, łączącego się z naszyjnikiem, który był częścią kreacji. Czułam się pięknie i było mi wygodniej, niż w tuzinie bez, które przymierzałam, szukając tej idealnej sukni z przyjaciółkami. Do tego Rozi zrobiła mi pięknego koka, również ozdobionego perełkami.
- Dziękuję. A po co przyszedłeś?- spytałam, bo czułam, że zablokował na mnie więź.
- Mam dla ciebie niespodziankę od Jack'a.- otworzył szeroko drzwi, a ja oniemiałam.
W progu stała drobna brunetka o kocich zmielonych oczach. Od razu ją poznałam.
- Bett...- w oczach pojawiły mi się łzy i już nie umiałam ich zatrzymać.
- Nastka...
Wpadłyśmy sobie w ramiona i przez długi czas nie mogłyśmy się od siebie oderwać.
- Ale co ty tu robisz? Skąd się tu wzięłaś?
- Nie wiem jakim cudem, ale dostałam zaproszenie na wasz ślub z prośbą o zostanie twoją świadkową.
Otworzyłam szeroko oczy. Jack wręcz błagał bym pozwoliła mu wybrać mojego światka. Teraz rozumiem. Nic nie umiało wyrazić mojej radości dzisiejszego dnia.
- A teraz chodź mi tu.- rozkazała Alice, wskazując toaletkę.
Szybko poprawiła mi makijaż i byłam gotowa, psychicznie i fizycznie, na zostanie panią Zeklos. Nie musiałam czekać długo, aż do pokoju wszedł tato. Bett i Felix już poszli zająć miejsca świadków.
- Wyglądasz pięknie księżniczko.- powiedział, przytulając mnie.- Tak bardzo wyrosłaś. Chciałbym powiedzieć coś takiego, jak zasugerowała wasza mama, gdy do was wróciliśmy, ale nie umiem znaleźć słów. 20 lat. Ale ten czas leci. Tylko mi się z wnukami nie spieszyć.- pogroził żartobliwie.
- Spokojnie, najpierw chcę trochę nacieszyć się służbą. Jeszcze z jakieś trzy lata...
- To teraz chodź, bo pomyślą, że uciekłaś.- wystawił mi ramię.- Chociaż ja tam bym się nie pogniewał.
- Tato!- szturchnęłam go łokciem w bok, po czym oboje się zaśmialiśmy.
- Kocham cię księżniczko.- powiedział przed wejściem do kościoła.
- Ja ciebie też, Tato.
Przytuliliśmy się, po czym wróciliśmy do poprzedniej pozycji i w dźwiękach marsza weselnego, wkroczyliśmy do sali pełnej gości.
_________________________________
ROSE
Stałam, patrząc z dumą na nasze dzieci, podobnie jak Dymitr. Oto dzisiaj, razem z przyjaciółmi, oficjalnie skończyły szkołę. Anastazja podeszła jako piąta, a zaraz za nią Felix. Oboje doskonale sobie poradzili na egzaminie i to bez użycia magii. W oczach zakręciła mi się łezka. Pamiętam jak sama stałam na ich miejscu, czekając na tatuaż obietnicy. A później jak uczyły się ledwo chodzić i nie chciałam, żeby zostały strażnikami. I mimo, że dalej się o nich boję, wiem, że poradzą sobie w tym życiu.
***
- Chciałbym wznieść toast- przemówił Dymitr.- za nasze dzieci oraz ich przyjaciół. Cieszę się, że możemy powitać tak wspaniałych wojowników w naszych szeregach.
Wszyscy poszli za jego przykładem i wznieśli kieliszki, po czym wypili ich zawartość. Po chwili dzieciaki siedziały w swoim gronie, a my w swoim, sącząc alkohol.
- Tylko nie przesadźcie.- pouczył nas, starając się nie roześmiać Adrian.- Nie chcemy znowu oglądać porno za żywo.
Czułam, że robię się cała czerwona.
- Spokojnie. Umiemy się kontrolować.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- No oczywiście.- zaśmiał się Christian.- Aż ostatnio musieliśmy odciągać nasze kobiety, bo aż śliniły się na widok Dymitra.
Jednak szybko oberwał za to od wściekłej Lissy. Po raz kolejny miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
***
ANASTAZJA
- Jestem z ciebie taka dumna córeczko.- powiedziała moja mama.
W jej oczach lśniły łzy, tak samo jak w moich.
- Dziękuję mamo. Dziękuję za wszystko.- przytuliłam ją, walcząc ze wzruszeniem.
- Nawet nie próbuj mi tu płakać!- zastrzegła Alice.- Bo zepsujesz makijaż.
Obie na nią spojrzałyśmy i się przytuliłyśmy.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili otworzyły się i zajrzał przez nie Felix w garniturze.
- Hej.- powiedział, po czym dokładnie mi się przejrzał.- Wow! Siostra. Na żywo wyglądasz jeszcze lepiej niż w lustrze.
Miałam na sobie białą suknię syrenkę do ziemi, ciągnąć się za mną jeszcze z jakieś pół metra. Z przodu i na rękawach od zakończenia materiału do szyi był tiul ozdobiony wzorami z perełek. Plecy miałam gołe, nie licząc sznuru korali na lini kręgosłupa, łączącego się z naszyjnikiem, który był częścią kreacji. Czułam się pięknie i było mi wygodniej, niż w tuzinie bez, które przymierzałam, szukając tej idealnej sukni z przyjaciółkami. Do tego Rozi zrobiła mi pięknego koka, również ozdobionego perełkami.
- Dziękuję. A po co przyszedłeś?- spytałam, bo czułam, że zablokował na mnie więź.
- Mam dla ciebie niespodziankę od Jack'a.- otworzył szeroko drzwi, a ja oniemiałam.
W progu stała drobna brunetka o kocich zmielonych oczach. Od razu ją poznałam.
- Bett...- w oczach pojawiły mi się łzy i już nie umiałam ich zatrzymać.
- Nastka...
Wpadłyśmy sobie w ramiona i przez długi czas nie mogłyśmy się od siebie oderwać.
- Ale co ty tu robisz? Skąd się tu wzięłaś?
- Nie wiem jakim cudem, ale dostałam zaproszenie na wasz ślub z prośbą o zostanie twoją świadkową.
Otworzyłam szeroko oczy. Jack wręcz błagał bym pozwoliła mu wybrać mojego światka. Teraz rozumiem. Nic nie umiało wyrazić mojej radości dzisiejszego dnia.
- A teraz chodź mi tu.- rozkazała Alice, wskazując toaletkę.
Szybko poprawiła mi makijaż i byłam gotowa, psychicznie i fizycznie, na zostanie panią Zeklos. Nie musiałam czekać długo, aż do pokoju wszedł tato. Bett i Felix już poszli zająć miejsca świadków.
- Wyglądasz pięknie księżniczko.- powiedział, przytulając mnie.- Tak bardzo wyrosłaś. Chciałbym powiedzieć coś takiego, jak zasugerowała wasza mama, gdy do was wróciliśmy, ale nie umiem znaleźć słów. 20 lat. Ale ten czas leci. Tylko mi się z wnukami nie spieszyć.- pogroził żartobliwie.
- Spokojnie, najpierw chcę trochę nacieszyć się służbą. Jeszcze z jakieś trzy lata...
- To teraz chodź, bo pomyślą, że uciekłaś.- wystawił mi ramię.- Chociaż ja tam bym się nie pogniewał.
- Tato!- szturchnęłam go łokciem w bok, po czym oboje się zaśmialiśmy.
- Kocham cię księżniczko.- powiedział przed wejściem do kościoła.
- Ja ciebie też, Tato.
Przytuliliśmy się, po czym wróciliśmy do poprzedniej pozycji i w dźwiękach marsza weselnego, wkroczyliśmy do sali pełnej gości.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
wtorek, 22 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 114
- I następnego dnia przyjechaliśmy na wasze urodziny. - skończyłam, oddychając głęboko.
Niepewnie spojrzałam po dzieciach.
Przez chwilę w salonie panowała cisza. Ale nie trwała długo.
- Oszukałaś nas!- zawołała Anastazja, a ból w jej oczach łamał mi serce.- I ciocia Lissa też nas okłamywała.
- Księżniczko, to nie tak...- próbował ją uspokoić Dymitr.
- A ty?! Czekałam na ciebie! Czekałam co noc aż wrócisz, a ty nie wróciłeś!- teraz zaatakowała go.- Myślałam, że jesteśmy dla was ważni.
- Jesteście. Po prostu nie miałem możliwości.- bronił się moj mąż.
- Jakbyś na prawdę chciał, wróciłbyś. Nawet nie wiecie, jak bardzo cierpieliśmy, a wy po prostu cieszyliście się sobą! To po co wam dzieci, skoro ze sobą wam najlepiej? Było nas sobie nie robić! A tak, to był przypadek!
- Anastazja.- rzucił ostrzegawczo Bielikow.
Po raz drugi w życiu użył jej imienia, co nie wróży dobrze. Ja byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Milcz.- powstrzymała go ręką, drugą przecierając twarz.- Ufałam wam. Ufałam. Nienawidzę was!
Wszyscy chwilę stali w szoku, gdy ona z płaczem pobiegł na górę.
- Pogadam z nią.- powiedzieli jednocześnie Felix i Jack.
Dymitr też chciał iść, ale go zatrzymałam.
- To nie najlepszy pomysł. - podkreśliłam swoje słowa kręcąc głową.
On tylko westchnął i oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi. Po chwili podeszła do nas Lili i przytuliła się do mojego boku.
- Ale oni wyrośli.- zauważyła.
- I kto to mówi?- uśmiechnął się mój mąż.- Co teraz powinienem zrobić?
Jego smutek mnie dołował. Razem z Lili pocoągnęłyśmy do do salonu.
- Poczekać aż ochłonie i na spokojnie porozmawiać.- poradziła moja siostra.
- Ma podobny charakter co ja.- zapewniłam, kiedy w trójkę udiedliśmy na sofie.- Jedt impulsywna, ale bardzo Cię kocha. Jesteś dla niej ważny. Musi po prostu zrozumieć sytuację.
- Powiedziała, że mnie nienawidzi.- spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam łzy.- Straciłem ją.
- Wcale nie.- powiedziałam, równocześnie z siostrą.
Zdziwione spojrzałyśmy po sobie, ale zignorowałyśmy to.
- Ona tak nie myśli.- dokonczyłam.
- Jesteś dla niej ważny i po prostu nie może się pogodzić, że straciła cię na tyle lat.- dodała dampirzyca.- Nie zareagowała by tak, gdyby było inaczej. Obie wtuliłyśmy się w strażnika.
ANASTAZJA
Wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżku. Jak oni mogli?! Ja ich tak kocham, a oni nawet nie dali znaku życia. Chociażby list w stylu "nic nam nie jest i wrócimy, jak tylko tatuś będzie sobą. Skoro mama wtedy uwierzyła, to czemu miałaby nie uwierzyć te 12 lat temu?! Nienawidzę ich. Nienawidzę tak bardzo, że aż ich kocham.
- Anastazja.- poczułam na ramieniu dłoń i się odwróciłam.
Za mną stał Felix, a Jack zdążył usiąść po turecku na łóżku.
- Zostawcie mnie.- mruknęłam, wracając do poduszki.
- Kochanie...- powiedział z żalem i czułością mój ukochany.- Wiem, że jest ci przykro...
- Przykro?! Ja jestem zła. Nie było go tak długo. Mógł chociaż list wysłać. Podobno tyle miał szpiegów. I co?! Gówno!
Już nikt nic nie powiedział, a jedynym odgłosem w pokoju był mój szloch. Nagle poczułam, że Jack mnie obejmuje. Szybko go odepchnęłam.
- Co ty, do cholery robisz?!- wydarłam się na niego.
- Ja chciałem... myślałem...- jąkał się, drapiąc kark.- Byłem pewny, że potrzebujesz się przytulić.
- To źle myślałeś!- warknęłam, wtulając się w poduszkę.- Zostawcie mnie samą.
Po chwili oboje wyszli. Nie wiem ile tak leżałam, gdy zaczęłam się uspakajać. Usłyszałam pukanie, a gdy się odwróciłam w drzwiach stała ciocia Lili. Wróciłam do swojej pozycji, mając nadzieję, że zaraz sobie pójdzie. Jasne. Słyszałam jej kroki na sprzypiącej podłodze, a na końcu poczułam jak ugina się łóżko odwróciłam się i wtuliłam w jej pierś, czując nowe łzy. Nic nie mówiła, tylko głaskała mnie po głowie, pozwalając mi się wypłakać.
- Dlaczego? Czemu to zrobili?- szlochałam.
- Kochanie, nie mam powodu, aby ich usprawiedliwiać. Takie podjęli decyzje. Wasz tato chciał dobrze. Po prostu się bał. Nie chciał was jeszce bardziej wystraszyć. I miał słuszność. Rose była gotowa na sytuację, że może wrócić. Nikt nie wiedział, jaki jest na prawdę.
Trochę się uspokoiłam. Podniosłam wzroki spojrzałam jej w oczy.
- A mama? Mogła chociażby przez ciocię powiedzieć. Przez cały rok próbowałam pogodzić się z niej śmiercią.
- Mnie też to bolało.- przyznała.- Już straciłam jedną matkę i nie chciałam śmierci kolejnej. To walę nie znaczy, że łatwiej pogodzić się z tym. Ale też miała rację. Dopóki nie stanęli pod drzwiami domu nic nie było pewne. Wyobraź sobie, że od razu, jakby tato uratował waszą mamę, dowiedzielibyście się o tym. Wyczekiwali ich powrotu, a nagle okazuje się, że coś poszło źle i już nigdy nie wrócą. Chciałabyś drugi raz przechodzić przez żałobę?
- Nie.- przyznałam.
- No właśnie. Oni też o tym wiedzieli, więc dopóki nic nie było pewne, kazali ciotce siedzieć cicho. Chcieli tylko waszego dobra.
Przez chwilę analizowałam słowa cioci. Poczułam się okropnie. Oni chcieli dobrze, a ja byłam dla nich okropna. I moja złość odbiła się i na Jack'u. Powinnam z nimi wszystkimi porozmawiać.
Powoli schodziłam na dół, myśląc co powiedzieć. Jednak przestałam, widząc tak żałosny obraz. Tyłem do mnie siedzieli na sofie rodzice. Nie musiałam widzieć twarzy taty, by wiedzieć jak bardzo jest zdołowany. Przeze mnie. Musieli usłyszeć, że schodzę, bo odwrócili się. To jeszcze bardziej wprawiło mnie w poczcie winy. W oczach taty lśniliły łzy. On bardzo rzadko płakał. I to była jedna z tych chwil. Przeze mnie. Również z wilgotnymi oczami wpadłam w jego objęcia, gdy tylko wstał i zaczął obchodzić sofę dookoła. Spotkaliśmy się w połowie drogi między nami.
- Przepraszam.- wyszlochaliśmy jednocześnie.
Poczułam, że się unoszę. To tato podniósł mnie i zniósł na sofę. Wtuliłam się mocno w niego i mamę siedzącą obok. Po chwili dołączyli do nas Felix i Diana.
- Tak bardzo was kocham. I to nigdy się nie zmieni. Na prawdę.- zapewniłam oboje.
- Wiemy.- powiedziała mama.- My też cię kochamy.
Niepewnie spojrzałam po dzieciach.
Przez chwilę w salonie panowała cisza. Ale nie trwała długo.
- Oszukałaś nas!- zawołała Anastazja, a ból w jej oczach łamał mi serce.- I ciocia Lissa też nas okłamywała.
- Księżniczko, to nie tak...- próbował ją uspokoić Dymitr.
- A ty?! Czekałam na ciebie! Czekałam co noc aż wrócisz, a ty nie wróciłeś!- teraz zaatakowała go.- Myślałam, że jesteśmy dla was ważni.
- Jesteście. Po prostu nie miałem możliwości.- bronił się moj mąż.
- Jakbyś na prawdę chciał, wróciłbyś. Nawet nie wiecie, jak bardzo cierpieliśmy, a wy po prostu cieszyliście się sobą! To po co wam dzieci, skoro ze sobą wam najlepiej? Było nas sobie nie robić! A tak, to był przypadek!
- Anastazja.- rzucił ostrzegawczo Bielikow.
Po raz drugi w życiu użył jej imienia, co nie wróży dobrze. Ja byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Milcz.- powstrzymała go ręką, drugą przecierając twarz.- Ufałam wam. Ufałam. Nienawidzę was!
Wszyscy chwilę stali w szoku, gdy ona z płaczem pobiegł na górę.
- Pogadam z nią.- powiedzieli jednocześnie Felix i Jack.
Dymitr też chciał iść, ale go zatrzymałam.
- To nie najlepszy pomysł. - podkreśliłam swoje słowa kręcąc głową.
On tylko westchnął i oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi. Po chwili podeszła do nas Lili i przytuliła się do mojego boku.
- Ale oni wyrośli.- zauważyła.
- I kto to mówi?- uśmiechnął się mój mąż.- Co teraz powinienem zrobić?
Jego smutek mnie dołował. Razem z Lili pocoągnęłyśmy do do salonu.
- Poczekać aż ochłonie i na spokojnie porozmawiać.- poradziła moja siostra.
- Ma podobny charakter co ja.- zapewniłam, kiedy w trójkę udiedliśmy na sofie.- Jedt impulsywna, ale bardzo Cię kocha. Jesteś dla niej ważny. Musi po prostu zrozumieć sytuację.
- Powiedziała, że mnie nienawidzi.- spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam łzy.- Straciłem ją.
- Wcale nie.- powiedziałam, równocześnie z siostrą.
Zdziwione spojrzałyśmy po sobie, ale zignorowałyśmy to.
- Ona tak nie myśli.- dokonczyłam.
- Jesteś dla niej ważny i po prostu nie może się pogodzić, że straciła cię na tyle lat.- dodała dampirzyca.- Nie zareagowała by tak, gdyby było inaczej. Obie wtuliłyśmy się w strażnika.
ANASTAZJA
Wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżku. Jak oni mogli?! Ja ich tak kocham, a oni nawet nie dali znaku życia. Chociażby list w stylu "nic nam nie jest i wrócimy, jak tylko tatuś będzie sobą. Skoro mama wtedy uwierzyła, to czemu miałaby nie uwierzyć te 12 lat temu?! Nienawidzę ich. Nienawidzę tak bardzo, że aż ich kocham.
- Anastazja.- poczułam na ramieniu dłoń i się odwróciłam.
Za mną stał Felix, a Jack zdążył usiąść po turecku na łóżku.
- Zostawcie mnie.- mruknęłam, wracając do poduszki.
- Kochanie...- powiedział z żalem i czułością mój ukochany.- Wiem, że jest ci przykro...
- Przykro?! Ja jestem zła. Nie było go tak długo. Mógł chociaż list wysłać. Podobno tyle miał szpiegów. I co?! Gówno!
Już nikt nic nie powiedział, a jedynym odgłosem w pokoju był mój szloch. Nagle poczułam, że Jack mnie obejmuje. Szybko go odepchnęłam.
- Co ty, do cholery robisz?!- wydarłam się na niego.
- Ja chciałem... myślałem...- jąkał się, drapiąc kark.- Byłem pewny, że potrzebujesz się przytulić.
- To źle myślałeś!- warknęłam, wtulając się w poduszkę.- Zostawcie mnie samą.
Po chwili oboje wyszli. Nie wiem ile tak leżałam, gdy zaczęłam się uspakajać. Usłyszałam pukanie, a gdy się odwróciłam w drzwiach stała ciocia Lili. Wróciłam do swojej pozycji, mając nadzieję, że zaraz sobie pójdzie. Jasne. Słyszałam jej kroki na sprzypiącej podłodze, a na końcu poczułam jak ugina się łóżko odwróciłam się i wtuliłam w jej pierś, czując nowe łzy. Nic nie mówiła, tylko głaskała mnie po głowie, pozwalając mi się wypłakać.
- Dlaczego? Czemu to zrobili?- szlochałam.
- Kochanie, nie mam powodu, aby ich usprawiedliwiać. Takie podjęli decyzje. Wasz tato chciał dobrze. Po prostu się bał. Nie chciał was jeszce bardziej wystraszyć. I miał słuszność. Rose była gotowa na sytuację, że może wrócić. Nikt nie wiedział, jaki jest na prawdę.
Trochę się uspokoiłam. Podniosłam wzroki spojrzałam jej w oczy.
- A mama? Mogła chociażby przez ciocię powiedzieć. Przez cały rok próbowałam pogodzić się z niej śmiercią.
- Mnie też to bolało.- przyznała.- Już straciłam jedną matkę i nie chciałam śmierci kolejnej. To walę nie znaczy, że łatwiej pogodzić się z tym. Ale też miała rację. Dopóki nie stanęli pod drzwiami domu nic nie było pewne. Wyobraź sobie, że od razu, jakby tato uratował waszą mamę, dowiedzielibyście się o tym. Wyczekiwali ich powrotu, a nagle okazuje się, że coś poszło źle i już nigdy nie wrócą. Chciałabyś drugi raz przechodzić przez żałobę?
- Nie.- przyznałam.
- No właśnie. Oni też o tym wiedzieli, więc dopóki nic nie było pewne, kazali ciotce siedzieć cicho. Chcieli tylko waszego dobra.
Przez chwilę analizowałam słowa cioci. Poczułam się okropnie. Oni chcieli dobrze, a ja byłam dla nich okropna. I moja złość odbiła się i na Jack'u. Powinnam z nimi wszystkimi porozmawiać.
Powoli schodziłam na dół, myśląc co powiedzieć. Jednak przestałam, widząc tak żałosny obraz. Tyłem do mnie siedzieli na sofie rodzice. Nie musiałam widzieć twarzy taty, by wiedzieć jak bardzo jest zdołowany. Przeze mnie. Musieli usłyszeć, że schodzę, bo odwrócili się. To jeszcze bardziej wprawiło mnie w poczcie winy. W oczach taty lśniliły łzy. On bardzo rzadko płakał. I to była jedna z tych chwil. Przeze mnie. Również z wilgotnymi oczami wpadłam w jego objęcia, gdy tylko wstał i zaczął obchodzić sofę dookoła. Spotkaliśmy się w połowie drogi między nami.
- Przepraszam.- wyszlochaliśmy jednocześnie.
Poczułam, że się unoszę. To tato podniósł mnie i zniósł na sofę. Wtuliłam się mocno w niego i mamę siedzącą obok. Po chwili dołączyli do nas Felix i Diana.
- Tak bardzo was kocham. I to nigdy się nie zmieni. Na prawdę.- zapewniłam oboje.
- Wiemy.- powiedziała mama.- My też cię kochamy.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
poniedziałek, 21 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 113
Dzisiaj również dedykacja dla Marty, ale i dla Weroniki i RozaDhampir, które są wtajemniczone. 😘
__________________________________________
ROSE
Obudziłam się z nie tylko bolącą głową, ale i całym ciałem. Otworzyłam zaspane oczy i myślałam że wyskoczą mi z orbit. Czemu sufit jest tak daleko? I czemu to łóżko jest takie twarde? I gdzie jest Dymitr? Rozejrzałam się i myślałam, że to sen. A przynajmniej miałam taką nadzieję.
Leżę na go.
Na stole.
W wielkiej sali po balu.
Przykryta jedynie obrusem.
Co tu się stało? Wszędzie leżą puste butelki po szampanie. Ostatnie co pamiętam to gra w butelkę i moje wyznanie. A później wyzwanie Masona, a jeszcze później...
O Boże!
Jak ja się przyjaciołom na oczy pokażę. Może nic nie pamiętają? Moją uwagę zwrócił cichy jęk pode mną. Wychyliłam się przez krawędź stołu i zobaczyłam mojego męża leżącego na podłodze jak go sam Bóg stworzył. Potarł twarz, budząc się.
- Dzień dobry Towarzyszu.- uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry Roza.- również się uśmiechnął, z wciąż zamkniętymi oczami.
Wyciągnął dłoń w stronę mojego głosu, ale po chwili dotarło do niego, że zazwyczaj leżę obok, a nie nad nim. Z niepokojem wypisanym na twarzy zaczął macać podłogę po swojej lewej, ale gdy mnie tam nie znalazł, gwałtownie otworzył oczy. W panice rozglądał się dookoła, po czym spojrzał na mnie.
- Roza, czy my...?- spytał ze strachem i cieniem nadziei w oczach, która niestety zaraz zgaszę.
- Muszę cię zmartwić, ale Tak.- zagryzłam policzek od środka.- Wczoraj uprawialiśmy dziki sex w obecności naszych przyjaciół.
Dymitr przetarł dłońmi twarz, przeklinając. Po chwili znowu popatrzył na mnie, z błyskiem w oczach. Nie rozumiejąc o co chodzi, obejrzałam się i zauważyłam, że obrus minimalnie się zsunął, dając mu piękny widok ma moje nagie piersi. Ukochany wyciągnął do mnie rękę, a ja ją złapałam i chciałam zejść ze stołu na nogi, ale kac i moje przykrycie się zbuntowały, co skutkowało tym, że jeszcze bardziej zaplątałam się w obrus. Krawędź znalazła się za blisko i zamiast tylko nóg, cała się zsunęłam. Pisnęłam przerażona, ale wpadłam w ramiona męża. Wtuliłam się w niego, uspakajając szybkie bicie serca. Nagle drzwi się otworzyły i wpadł przez nie Felix.
- Tu jesteście, wszędzie was...- stanął w pół kroku zszokowany.
Na szczęście razem ze mną, spadł obrus, który przykrył nasze nagie ciała. Ale i tak poprawiłam go, zasłaniając się dokładniej. Jednak przy tym otarłam się o coś twardego swoją kobiecością, przez co oboje z Rosjaninem ledwo powstrzymaliśmy jęk, zmieniając go w dziwne sapnięcie. Nasz syn, jakby obudzony tym dźwiękiem odwrócił wzrok.
- Boże, wymaż mi ten obraz z pamięci.- szepnął.- Czemu wpływ nie działa na mnie?
Zsunęłam się za Bielikowa, okrywając się szczelniej.
- Coś się stało?- spytałam zmartwiona, próbując ukryć zawstydzenie.
- A tak!- na twarzy chłopaka pojawiło się przerażenie.- Anastazję i Jack'a ścigają strzygi.
Poczułam jak kolory odchodzą z mojej twarzy. Zerwałam się z obrusem na równe nogi, a Felix odwrócił się.
- Błagam, zlitujcie się nad moją psychiką.- już nie patrząc na nas, odwrócił się- Nawet nie chcę wiedzieć, co ty tu wczoraj robiliście.
I wyszedł.
Szybko ubrałam się w koszulę i prochowiec Dymitra, a on w garnitur i ostrożnie się wymknęliśmy. Nawet nie wiem jak znaleźliśmy się z potworem w domu i ubrani wsiadaliśmy z naszym synem, który wraz z Alice uparł się jechać i strażnikami, wtym Lili i Pawką, do SUV-ów. Felix nawigował nas, gdzie są młodzi. Cały czas czułam na nas spojrzenie dampirów i doprawdy, jeszcze nigdy nie miałam takiej ochoty, aby zapaść się pod ziemię. Cholerny alkohol. Jednak pod spojrzeniem Rosjanina, każdy odwrócił wzrok. Mimo to, wciąż czułam się skrępowania i postanowiłam skupić się na pomocy córce. Wiem, że prędko na pewno o tym nie zapomną. Szybko znaleźliśmy się za przy rozbitym samochodzie na polanie. Jednak jechaliśmy taką drogą, że nie mieliśmy jak przejechać między drzewami. Już sama wiedziona instynktem macierzyńskim wyskoczyłam z auta, zanim zdążyło się dobrze zatrzymać. Usłyszałam za sobą krzyk męża, ale ja już wylądowała po koziołkowaniu i ruszyłam biegiem na polanę. Przerażona zobaczyłam strzygę niebezpiecznie szybko zbliżającą się do Anastazji. Rzuciłam sztyletem automatycznie i w ostatniej chwili przebił on serce wampira. Nim się obejrzałam dołączyli do mnie strażnicy, na czele z Bielikowem. Ruszyliśmy do walki. Starłam się z byłym morojem, którego doskonale znałam. Czarne włosy jak zawsze miał ułożone w artystyczny nieład, a z niebieskich oczu, zwieńczonych czerwonymi obwódkami, biło szaleństwo. Pozostałości po magi ducha i przyczynie jego przemiany.
- Emil.- wycedziłam.
- Witaj Rose.- uśmiechnął się cwanie.- Wyjechać na dwa tygodnie i nie ma do czego wracać. To ty spaliłaś wszystkie strzygi.
- Myślałam że palisz się z nimi.- wyznałam.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
Oboje zwarliśmy się w śmiertelnym tańcu, z użyciem sztyletu i pazurów. Oberwałam w brzuch i poleciałam dwa metry dalej, jednak szybko się pozbierałam i natarłam na niego z podwójną siłą. Po kilku minutach leżał przede mną, czekając na ostateczny cios.
- Ubrałeś się idealnie ma dzisiejszą okazję, w kolor żałobny. - uśmiechnęłam się triumfalnie, po czym wbiłam kołek w jego serce.- Akurat na twoją śmierć.
Wyciągnęłam broń, odsunęłam się kilka kroków i poczułam ciepłe ramiona, otulające mnie. Przez chwilę dałam się rozpieszczać miejsc mojego ukojenia, po czym zaczęłam wypytywać pary, czy nic im nie jest. Gdy byłam pewna, że nic nikomu się nie stało wsiedliśmy do samochodu. Okazało się, że Diana ukryła się w bagażniku, co nie specjalnie nam się podobało. Jednak nie musieliśmy wracać do szkoły i obraliśmy za kurs nasz stary dom.
__________________________________________
ROSE
Obudziłam się z nie tylko bolącą głową, ale i całym ciałem. Otworzyłam zaspane oczy i myślałam że wyskoczą mi z orbit. Czemu sufit jest tak daleko? I czemu to łóżko jest takie twarde? I gdzie jest Dymitr? Rozejrzałam się i myślałam, że to sen. A przynajmniej miałam taką nadzieję.
Leżę na go.
Na stole.
W wielkiej sali po balu.
Przykryta jedynie obrusem.
Co tu się stało? Wszędzie leżą puste butelki po szampanie. Ostatnie co pamiętam to gra w butelkę i moje wyznanie. A później wyzwanie Masona, a jeszcze później...
O Boże!
Jak ja się przyjaciołom na oczy pokażę. Może nic nie pamiętają? Moją uwagę zwrócił cichy jęk pode mną. Wychyliłam się przez krawędź stołu i zobaczyłam mojego męża leżącego na podłodze jak go sam Bóg stworzył. Potarł twarz, budząc się.
- Dzień dobry Towarzyszu.- uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry Roza.- również się uśmiechnął, z wciąż zamkniętymi oczami.
Wyciągnął dłoń w stronę mojego głosu, ale po chwili dotarło do niego, że zazwyczaj leżę obok, a nie nad nim. Z niepokojem wypisanym na twarzy zaczął macać podłogę po swojej lewej, ale gdy mnie tam nie znalazł, gwałtownie otworzył oczy. W panice rozglądał się dookoła, po czym spojrzał na mnie.
- Roza, czy my...?- spytał ze strachem i cieniem nadziei w oczach, która niestety zaraz zgaszę.
- Muszę cię zmartwić, ale Tak.- zagryzłam policzek od środka.- Wczoraj uprawialiśmy dziki sex w obecności naszych przyjaciół.
Dymitr przetarł dłońmi twarz, przeklinając. Po chwili znowu popatrzył na mnie, z błyskiem w oczach. Nie rozumiejąc o co chodzi, obejrzałam się i zauważyłam, że obrus minimalnie się zsunął, dając mu piękny widok ma moje nagie piersi. Ukochany wyciągnął do mnie rękę, a ja ją złapałam i chciałam zejść ze stołu na nogi, ale kac i moje przykrycie się zbuntowały, co skutkowało tym, że jeszcze bardziej zaplątałam się w obrus. Krawędź znalazła się za blisko i zamiast tylko nóg, cała się zsunęłam. Pisnęłam przerażona, ale wpadłam w ramiona męża. Wtuliłam się w niego, uspakajając szybkie bicie serca. Nagle drzwi się otworzyły i wpadł przez nie Felix.
- Tu jesteście, wszędzie was...- stanął w pół kroku zszokowany.
Na szczęście razem ze mną, spadł obrus, który przykrył nasze nagie ciała. Ale i tak poprawiłam go, zasłaniając się dokładniej. Jednak przy tym otarłam się o coś twardego swoją kobiecością, przez co oboje z Rosjaninem ledwo powstrzymaliśmy jęk, zmieniając go w dziwne sapnięcie. Nasz syn, jakby obudzony tym dźwiękiem odwrócił wzrok.
- Boże, wymaż mi ten obraz z pamięci.- szepnął.- Czemu wpływ nie działa na mnie?
Zsunęłam się za Bielikowa, okrywając się szczelniej.
- Coś się stało?- spytałam zmartwiona, próbując ukryć zawstydzenie.
- A tak!- na twarzy chłopaka pojawiło się przerażenie.- Anastazję i Jack'a ścigają strzygi.
Poczułam jak kolory odchodzą z mojej twarzy. Zerwałam się z obrusem na równe nogi, a Felix odwrócił się.
- Błagam, zlitujcie się nad moją psychiką.- już nie patrząc na nas, odwrócił się- Nawet nie chcę wiedzieć, co ty tu wczoraj robiliście.
I wyszedł.
Szybko ubrałam się w koszulę i prochowiec Dymitra, a on w garnitur i ostrożnie się wymknęliśmy. Nawet nie wiem jak znaleźliśmy się z potworem w domu i ubrani wsiadaliśmy z naszym synem, który wraz z Alice uparł się jechać i strażnikami, wtym Lili i Pawką, do SUV-ów. Felix nawigował nas, gdzie są młodzi. Cały czas czułam na nas spojrzenie dampirów i doprawdy, jeszcze nigdy nie miałam takiej ochoty, aby zapaść się pod ziemię. Cholerny alkohol. Jednak pod spojrzeniem Rosjanina, każdy odwrócił wzrok. Mimo to, wciąż czułam się skrępowania i postanowiłam skupić się na pomocy córce. Wiem, że prędko na pewno o tym nie zapomną. Szybko znaleźliśmy się za przy rozbitym samochodzie na polanie. Jednak jechaliśmy taką drogą, że nie mieliśmy jak przejechać między drzewami. Już sama wiedziona instynktem macierzyńskim wyskoczyłam z auta, zanim zdążyło się dobrze zatrzymać. Usłyszałam za sobą krzyk męża, ale ja już wylądowała po koziołkowaniu i ruszyłam biegiem na polanę. Przerażona zobaczyłam strzygę niebezpiecznie szybko zbliżającą się do Anastazji. Rzuciłam sztyletem automatycznie i w ostatniej chwili przebił on serce wampira. Nim się obejrzałam dołączyli do mnie strażnicy, na czele z Bielikowem. Ruszyliśmy do walki. Starłam się z byłym morojem, którego doskonale znałam. Czarne włosy jak zawsze miał ułożone w artystyczny nieład, a z niebieskich oczu, zwieńczonych czerwonymi obwódkami, biło szaleństwo. Pozostałości po magi ducha i przyczynie jego przemiany.
- Emil.- wycedziłam.
- Witaj Rose.- uśmiechnął się cwanie.- Wyjechać na dwa tygodnie i nie ma do czego wracać. To ty spaliłaś wszystkie strzygi.
- Myślałam że palisz się z nimi.- wyznałam.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
Oboje zwarliśmy się w śmiertelnym tańcu, z użyciem sztyletu i pazurów. Oberwałam w brzuch i poleciałam dwa metry dalej, jednak szybko się pozbierałam i natarłam na niego z podwójną siłą. Po kilku minutach leżał przede mną, czekając na ostateczny cios.
- Ubrałeś się idealnie ma dzisiejszą okazję, w kolor żałobny. - uśmiechnęłam się triumfalnie, po czym wbiłam kołek w jego serce.- Akurat na twoją śmierć.
Wyciągnęłam broń, odsunęłam się kilka kroków i poczułam ciepłe ramiona, otulające mnie. Przez chwilę dałam się rozpieszczać miejsc mojego ukojenia, po czym zaczęłam wypytywać pary, czy nic im nie jest. Gdy byłam pewna, że nic nikomu się nie stało wsiedliśmy do samochodu. Okazało się, że Diana ukryła się w bagażniku, co nie specjalnie nam się podobało. Jednak nie musieliśmy wracać do szkoły i obraliśmy za kurs nasz stary dom.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
niedziela, 20 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 112
Dedykuję ten rozdział Marcie, która od rana mnie o niego błaga i dzięki której końcówka jest taka, jaka jest. Uprzedzam tylko dla silnych psychicznie. 😂😂😏
__________________________________
Impreza, w którą zmienił się bal, równie szybko się skończyła, co zaczęła. Dzieciaki zmyły się nie wiele później od Nastki i Jacka. Oj ja już sobie z nim jutro policzę. Koniec końców zaczął się trzeci etap przemiany dzisiejszego wieczoru. Kameralne posiedzenie dorosłych. Czyli naszej grupy z dawnych lat: Lissa, Christian, Adrian, Sydney, Sonia, Michaił, Mason i Mia. Do tego dochodzą moje siostry z Konradem i Kolą, Tasza z Pablem, Lili z Pawką oraz Eddy z Jill. No i Stan, Alberta i inni strażnicy, których znałem i których dopiero poznałem. Moja mama i Iwan wrócili wcześniej, bo uznali, że to nie ich lata na takie imprezy. My sami powiedzieliśmy do 2 gadający i popijając szampana, tak, że wokół nas leżało z dwadzieścia pustych butelek. Tak. Upiliśmy się. Nie za dużo, bo jeszcze kontaktuję, ale ciągle z czegoś się śmiejemy i rozmowy tabu stają się łatwiejsze. A nawet zaczęliśmy grać w butelkę. Ale tylko z najbliższymi przyjaciółmi. Reszta rodziny od mojej strony i strażnicy z Akademii siedzą gdzieś niedaleko przy stołach i upijają się w najlepsze. Zakręciłem butelką prosto na Rozę.
- Pytanie.- odpowiada pewnie, z wyzwaniem w oczach i sączy kolejny kieliszek musującej cieczy.
Chwilę się zastanawiam, aż zadaję pytanie.
- Jakiego momentu swojego życia najbardziej się wstydzisz?- spytałem cwanie.
Jej również grzebanie w pamięci zajęło trochę czasu.
- Chyba to, jak nakryłeś mnie z Jeesym.- powiedziała po chwili.
Westchnąłem smutny, że nie dostanę żadnej nowej opowieści. Roza miała tyle zabawnych historii, że można o tym książkę napisać. Jednak moje zmartwienie szybko przegania Mason.
- Ja bym się nie zgodził, Pani Bielikow. Pamiętasz impreze po feriach w pierwszej liceum?
Zaintrygowany uniosłem na niego wzrok, a później przeniosłem go na żonę. Wybuchnąłem śmiechem, bo jej mina gdy się nad tym zastanawiała była komiczna. Coś jak połączenie myślącego Kubusia Puchatka z ledwo trzymającym się na nogach dzieckiem, które nie chcę spać. Od nadmiaru promili we krwi chwiała się niczym bańka-wstanka, mimo że siedziała. Nawet zapomniała, że jest w sukience i jej pozycja dawała mi świetny widok. Aż nie mogę się doczekać, kiedy zedrę z niej te seksi czerwone figi.
- A no tak!- jej krzyk wyrwał mnie z fantazji o dzisiejszej nocy.- Po tej imprezie obudziłam się naga w łóżko też z jakąś gołą laską, a na następny dzień całą szkoła podniecała się filmem, na którym się całujemy. Boże! Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, zwłaszcza, że ta laska była lesbijką i przez kolejny tydzień do mnie zarywała.
Próbowałem się powstrzymać, ale i tak poleciałem do tyłu i zacząłem się turlać po podłodze w napadzie wesołości. Chyba sam przesadziłem z alkoholem, ale cholera! Od 12 lat byłem strzygą i nie piłem niczego po za krwią. Należy mi się. Po chwili się uspokoiłem, tak jak reszta towarzystwa. Moja ukochana zakręciła i tym razem wypadło na Masona.
- Wyzwanie.- rzucił bez cienia zawahania, a ja w myślach dałem mu plus za odwagę.
Wyzwania Rozy są... nie ma słowa, które mogłoby to opisać, albo nie umiem go znaleźć. W sumie pewnie to drugie bo po głowie chodzą mi same sprośne obrazy z Rozą w rali głównej. Oj już bym chciał znaleźć się z nią w innym pomieszczeniu. Chociaż... po co gdziekolwiek się przenosić? To za daleko, a ja jestem już tak napalony...
- Przeliż się z Adrianem.- rzuciła.
Obaj popatrzyli na nią szeroko otworzonymi oczami, a ta zarechotała i upadła na plecy zwijając się ze śmiechu. Z westchnieniem dampir zbliżył się do moroja. Oboje byli sensacją wszystkich po za Rozą, leżąca wciąż na podłodze i mną, wpatrzonym w nią. Nie mogłem oderwać wzroku od uda brunetki, które odsloniła sukienka podsuwając się wyrzej przu odchyleniu. Na czworakach podszedłem do niej i usiadłem obok, przerywając pijaczy monolog mojej żony. - Hej.- spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Hej.- odpowiedziałem, ale nie patrzyłem na nią, tylko na swoją dłoń sunącą po jej udzie.
- Co robisz?- spytała, wciąż chichocząc.
- A jak myślisz.- pochyliłem się nad nią, tym razem skupiając uwagę na jej piersiach.
- Ale z ciebie niegrzeczny chłopczyk.- sama paznokciem podążyła w górę mojego garnituru, po czym złapała za kołnierz i zrobiła smutną buźkę.- Nie pasuje do tego twój garniak.
- To się go pozbądź.- poradziłem, patrząc na nią dziko.
W jej oczach zobaczyłem błysk pożądania. Wciąż trzymając mój kołnierz, przyciągnęła mnie i złaczyła nasze usta w pocałunku. Przepadłem. Naszymi ciałami wstrząsł żywy ogień. Czułem jak pali mnie w miejscach gdzie nasza skóra stykała się ze sobą i chciałem więcej. Roza pomału ściągnęła ze mnie marynarkę i zaczęła rozpinać guziki koszuli. Nie mogąc wytrzymać skopałem z siebie buty i spodnie. Napięcie między nami rosło, krew wrzała, a oddechy mieszały się w szaleńczym tańcu naszych języków. Uniosłem się delikatnie do góry, aby zrzucić sukienkę Rozy i dossać się do jej skutków. Nie liczyło się nic po za nami, leżącym w samych majtkach prawie pod stołem. Po chwili i tych części garderoby się pozbyliśmy. To było takie niebiańskie uczucie, gdy nasze ciała pogrążył się w namiętnym tańcu. Dyszeliśmy w swoje usta, powoli dosięgając upragnionego spełnienia. Oboje doszliśmy, ale to jeszcze nie był koniec. Po około sześciu rundach, urwał mi się film.
__________________________________
Impreza, w którą zmienił się bal, równie szybko się skończyła, co zaczęła. Dzieciaki zmyły się nie wiele później od Nastki i Jacka. Oj ja już sobie z nim jutro policzę. Koniec końców zaczął się trzeci etap przemiany dzisiejszego wieczoru. Kameralne posiedzenie dorosłych. Czyli naszej grupy z dawnych lat: Lissa, Christian, Adrian, Sydney, Sonia, Michaił, Mason i Mia. Do tego dochodzą moje siostry z Konradem i Kolą, Tasza z Pablem, Lili z Pawką oraz Eddy z Jill. No i Stan, Alberta i inni strażnicy, których znałem i których dopiero poznałem. Moja mama i Iwan wrócili wcześniej, bo uznali, że to nie ich lata na takie imprezy. My sami powiedzieliśmy do 2 gadający i popijając szampana, tak, że wokół nas leżało z dwadzieścia pustych butelek. Tak. Upiliśmy się. Nie za dużo, bo jeszcze kontaktuję, ale ciągle z czegoś się śmiejemy i rozmowy tabu stają się łatwiejsze. A nawet zaczęliśmy grać w butelkę. Ale tylko z najbliższymi przyjaciółmi. Reszta rodziny od mojej strony i strażnicy z Akademii siedzą gdzieś niedaleko przy stołach i upijają się w najlepsze. Zakręciłem butelką prosto na Rozę.
- Pytanie.- odpowiada pewnie, z wyzwaniem w oczach i sączy kolejny kieliszek musującej cieczy.
Chwilę się zastanawiam, aż zadaję pytanie.
- Jakiego momentu swojego życia najbardziej się wstydzisz?- spytałem cwanie.
Jej również grzebanie w pamięci zajęło trochę czasu.
- Chyba to, jak nakryłeś mnie z Jeesym.- powiedziała po chwili.
Westchnąłem smutny, że nie dostanę żadnej nowej opowieści. Roza miała tyle zabawnych historii, że można o tym książkę napisać. Jednak moje zmartwienie szybko przegania Mason.
- Ja bym się nie zgodził, Pani Bielikow. Pamiętasz impreze po feriach w pierwszej liceum?
Zaintrygowany uniosłem na niego wzrok, a później przeniosłem go na żonę. Wybuchnąłem śmiechem, bo jej mina gdy się nad tym zastanawiała była komiczna. Coś jak połączenie myślącego Kubusia Puchatka z ledwo trzymającym się na nogach dzieckiem, które nie chcę spać. Od nadmiaru promili we krwi chwiała się niczym bańka-wstanka, mimo że siedziała. Nawet zapomniała, że jest w sukience i jej pozycja dawała mi świetny widok. Aż nie mogę się doczekać, kiedy zedrę z niej te seksi czerwone figi.
- A no tak!- jej krzyk wyrwał mnie z fantazji o dzisiejszej nocy.- Po tej imprezie obudziłam się naga w łóżko też z jakąś gołą laską, a na następny dzień całą szkoła podniecała się filmem, na którym się całujemy. Boże! Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, zwłaszcza, że ta laska była lesbijką i przez kolejny tydzień do mnie zarywała.
Próbowałem się powstrzymać, ale i tak poleciałem do tyłu i zacząłem się turlać po podłodze w napadzie wesołości. Chyba sam przesadziłem z alkoholem, ale cholera! Od 12 lat byłem strzygą i nie piłem niczego po za krwią. Należy mi się. Po chwili się uspokoiłem, tak jak reszta towarzystwa. Moja ukochana zakręciła i tym razem wypadło na Masona.
- Wyzwanie.- rzucił bez cienia zawahania, a ja w myślach dałem mu plus za odwagę.
Wyzwania Rozy są... nie ma słowa, które mogłoby to opisać, albo nie umiem go znaleźć. W sumie pewnie to drugie bo po głowie chodzą mi same sprośne obrazy z Rozą w rali głównej. Oj już bym chciał znaleźć się z nią w innym pomieszczeniu. Chociaż... po co gdziekolwiek się przenosić? To za daleko, a ja jestem już tak napalony...
- Przeliż się z Adrianem.- rzuciła.
Obaj popatrzyli na nią szeroko otworzonymi oczami, a ta zarechotała i upadła na plecy zwijając się ze śmiechu. Z westchnieniem dampir zbliżył się do moroja. Oboje byli sensacją wszystkich po za Rozą, leżąca wciąż na podłodze i mną, wpatrzonym w nią. Nie mogłem oderwać wzroku od uda brunetki, które odsloniła sukienka podsuwając się wyrzej przu odchyleniu. Na czworakach podszedłem do niej i usiadłem obok, przerywając pijaczy monolog mojej żony. - Hej.- spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Hej.- odpowiedziałem, ale nie patrzyłem na nią, tylko na swoją dłoń sunącą po jej udzie.
- Co robisz?- spytała, wciąż chichocząc.
- A jak myślisz.- pochyliłem się nad nią, tym razem skupiając uwagę na jej piersiach.
- Ale z ciebie niegrzeczny chłopczyk.- sama paznokciem podążyła w górę mojego garnituru, po czym złapała za kołnierz i zrobiła smutną buźkę.- Nie pasuje do tego twój garniak.
- To się go pozbądź.- poradziłem, patrząc na nią dziko.
W jej oczach zobaczyłem błysk pożądania. Wciąż trzymając mój kołnierz, przyciągnęła mnie i złaczyła nasze usta w pocałunku. Przepadłem. Naszymi ciałami wstrząsł żywy ogień. Czułem jak pali mnie w miejscach gdzie nasza skóra stykała się ze sobą i chciałem więcej. Roza pomału ściągnęła ze mnie marynarkę i zaczęła rozpinać guziki koszuli. Nie mogąc wytrzymać skopałem z siebie buty i spodnie. Napięcie między nami rosło, krew wrzała, a oddechy mieszały się w szaleńczym tańcu naszych języków. Uniosłem się delikatnie do góry, aby zrzucić sukienkę Rozy i dossać się do jej skutków. Nie liczyło się nic po za nami, leżącym w samych majtkach prawie pod stołem. Po chwili i tych części garderoby się pozbyliśmy. To było takie niebiańskie uczucie, gdy nasze ciała pogrążył się w namiętnym tańcu. Dyszeliśmy w swoje usta, powoli dosięgając upragnionego spełnienia. Oboje doszliśmy, ale to jeszcze nie był koniec. Po około sześciu rundach, urwał mi się film.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
sobota, 19 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 111
Zaśmiałem się cicho i poszedłem do samochodu po walizki. Uwielbiam Rozę taką... no taką. Całą pewności siebie, uśmiechu i wewnętrznej energii. Z bagażami udałam się na górę i w pierwszym lepszym pokoju ubrałem garnitur. Zszedłem do kuchni, gdzie stało jeszce kilka kieliszków wódki i wziąłem jeden. Z trunkiem wróciłam pod schody, gdzie stał już Christian. Moroj na chwilę spojrzał w bok, aby zobaczyć, że to ja stanąłem koło niego, po czym wrócił wzrokiem na schody, gdzie za chwilę miały pojawić się nasze żony. Poklepał mnie po placach.
- Dobrze, że w końcu wróciłeś.- powiedział.- Bez ciebie Rose była całkowicie zgaszona. Na prawdę baliśmy się, że coś sobie zrobi. Ale była silna dla dzieci. Jednak wywołać uśmiech na jej twarzy było osiągnięciem na złoty medal. Mało komu się to udawało, tylko dzieciom. Nawet droczenie się z nią nie miało sensu.
- Każdy tęsknił za taką Rose.- zauważył Mason, podchodząc z mojej prawej.- Na prawdę, odkąd ją znam, nigdy nie miała takiej załamki i powinno ci się oberwać, że ją zostawiłeś.
W trójkę się zaśmialiśmy.
- Sam bym najchętniej przyłożył za jej cierpienie.- przyznałem.
- Mogę ci pomóc. - od tyłu na mnie i Masonie uwiesił się Eddy.
- Dzięki, obejdzie się. - uśmiechnąłem się odwracając się w stronę chłopaka.- Chyba, że stęskniłeś się za ziemią.
- Daj mi szansę. Trochę czasu minęło, podpakowałem.- napiął mięśnie.
- To że przez dwanaście lat się nie postarzałem, nie znaczy, że jestem na tym samym etapie. Ale chętnie się z Tobą spróbuję. Dawno nie miałem treningu.
- A ze mną to już nie chcesz, Towarzyszu?- usłyszałam za sobą wspaniały głos.
Odwróciłem się i zamarłem. Po schodach dziewczyny schodziły wolnym krokiem, lecz dla mnie nie istniało nic, po za moją ukochaną. No, Roza przeszła samą siebie. Jej długie włosy opadała kaskadą na plecy. Na sobie miała przylegającą, czerwoną suknię do ziemi, z rozcięciem po prawej stronie, sięgającym połowy uda. Zeszła z ostatniego schodka i podeszła do mnie, kręcąc biodrami. Ominęła mnie z zalotnym spojrzeniem, a ja podążałem za nią wzrokiem, nie mogąc przestać patrzeć na jej ciało. Pomalowała się mocno, seksownie.
Cholera!
Nigdy nie pomyślałbym, że długa suknia może tak pobudzić męską wyobraźnię. Ale Roza właśnie tego dokonała. I to lepiej niż jakąkolwiek krótką spódniczką. Była tak blisko mnie, że bawet nie powstrzymywałem dłoni przed dotknięciem jej pleców. Przeszedł mnie prąd i poczułem jak Roza drży, gdy opuszki moich palców zamknęły się z gołą skóra na jej kręgosłupie.
Cholera!
Na plecach miała też wycięcie, aż do wysokości pępka. To tylko ułatwi sprawę przy rozbieraniu. Ale to znaczy, że... Musnąłem drugą dłonią pierś żony i poczułem gładką powierzchnię i twardniejący pod moim dotykiem punkt. Jedynie sukienka była pomiędzy mną, a jej już sterczącym sutkiem.
Cholera! Ale mam ciasno w spodniach.
- Coś się stało, kochanie? Jakoś tak cichy się zrobiłeś.- spytała udając zmartwioną, po czym nachyliła się do mojego ucha i ściszyła głos.- Może pomóc cie się pozbyć tej guli w gardle?
Wciągnąłem ze świstem powietrze, gdy ścisnęła przez spodnie dowód, jak bardzo na mnie działa. Zaborczo objąłem ją i przyciągnąłem bliżej.
- Czasami nie wiem, czy zaciągnąć cię do sypialni i zerwać z ciebie sukienkę, aby inni nie pożerali cię wzrokoem, czy aby przez długie godziny uprawiać z tobą dziki sex.- wychrypiałam jej głosem pełnym podniecenie prosto do ucha.
Następnie zmęczyłem nasze usta w gorącym i namiętnym pocałunku. Przytrzymałem Rozę, kiedy tylko poczułem, że mi ucieka w dół. Uśmiechnąłem się przez pocałunek. Wiedziałem, jak zmękczyć jej nogi i z satysfakcją to wykorzystywałem. Po bardzo długiej chwili z niechęcią odsunąłem się od żony, na co ona wydała tęskne westchnienie. Zaśmiałem się z jej spragnionej większej ilości przyjemności miny.
- Poczekaj Roza do wieczora. Wtedy zaspokoję twoje wszelkie pragnienia.- teraz to ja użyłem seksownego głosu i jej słabości do mojego dotyku.
Zadrżała, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie, po czym przyciągnąłem ją do siebie i cmoknąłem w skroń.
- Dobrze, gołąbeczki.- naszą uwagę zwraca królowa.- Czas na nas. Wy dwoje- wskazała na nas.- pierwsi.
Podrapałem się po karku.
- No nie wiem, Lis...- zacząłem, ale Roza przerwała mi kuksańcem.
- Oczywiście Wasza Wysokość.- zasalutowała z uśmiechem, po czym ruszyła do drzwi, patrząc na mnie.- Idziesz Towarzyszu?
Szybko do niej dołączyłem, łapiąc jej delikatną dłoń.
- Z Tobą Roza to i na koniec świata.
- Dobrze, że w końcu wróciłeś.- powiedział.- Bez ciebie Rose była całkowicie zgaszona. Na prawdę baliśmy się, że coś sobie zrobi. Ale była silna dla dzieci. Jednak wywołać uśmiech na jej twarzy było osiągnięciem na złoty medal. Mało komu się to udawało, tylko dzieciom. Nawet droczenie się z nią nie miało sensu.
- Każdy tęsknił za taką Rose.- zauważył Mason, podchodząc z mojej prawej.- Na prawdę, odkąd ją znam, nigdy nie miała takiej załamki i powinno ci się oberwać, że ją zostawiłeś.
W trójkę się zaśmialiśmy.
- Sam bym najchętniej przyłożył za jej cierpienie.- przyznałem.
- Mogę ci pomóc. - od tyłu na mnie i Masonie uwiesił się Eddy.
- Dzięki, obejdzie się. - uśmiechnąłem się odwracając się w stronę chłopaka.- Chyba, że stęskniłeś się za ziemią.
- Daj mi szansę. Trochę czasu minęło, podpakowałem.- napiął mięśnie.
- To że przez dwanaście lat się nie postarzałem, nie znaczy, że jestem na tym samym etapie. Ale chętnie się z Tobą spróbuję. Dawno nie miałem treningu.
- A ze mną to już nie chcesz, Towarzyszu?- usłyszałam za sobą wspaniały głos.
Odwróciłem się i zamarłem. Po schodach dziewczyny schodziły wolnym krokiem, lecz dla mnie nie istniało nic, po za moją ukochaną. No, Roza przeszła samą siebie. Jej długie włosy opadała kaskadą na plecy. Na sobie miała przylegającą, czerwoną suknię do ziemi, z rozcięciem po prawej stronie, sięgającym połowy uda. Zeszła z ostatniego schodka i podeszła do mnie, kręcąc biodrami. Ominęła mnie z zalotnym spojrzeniem, a ja podążałem za nią wzrokiem, nie mogąc przestać patrzeć na jej ciało. Pomalowała się mocno, seksownie.
Cholera!
Nigdy nie pomyślałbym, że długa suknia może tak pobudzić męską wyobraźnię. Ale Roza właśnie tego dokonała. I to lepiej niż jakąkolwiek krótką spódniczką. Była tak blisko mnie, że bawet nie powstrzymywałem dłoni przed dotknięciem jej pleców. Przeszedł mnie prąd i poczułem jak Roza drży, gdy opuszki moich palców zamknęły się z gołą skóra na jej kręgosłupie.
Cholera!
Na plecach miała też wycięcie, aż do wysokości pępka. To tylko ułatwi sprawę przy rozbieraniu. Ale to znaczy, że... Musnąłem drugą dłonią pierś żony i poczułem gładką powierzchnię i twardniejący pod moim dotykiem punkt. Jedynie sukienka była pomiędzy mną, a jej już sterczącym sutkiem.
Cholera! Ale mam ciasno w spodniach.
- Coś się stało, kochanie? Jakoś tak cichy się zrobiłeś.- spytała udając zmartwioną, po czym nachyliła się do mojego ucha i ściszyła głos.- Może pomóc cie się pozbyć tej guli w gardle?
Wciągnąłem ze świstem powietrze, gdy ścisnęła przez spodnie dowód, jak bardzo na mnie działa. Zaborczo objąłem ją i przyciągnąłem bliżej.
- Czasami nie wiem, czy zaciągnąć cię do sypialni i zerwać z ciebie sukienkę, aby inni nie pożerali cię wzrokoem, czy aby przez długie godziny uprawiać z tobą dziki sex.- wychrypiałam jej głosem pełnym podniecenie prosto do ucha.
Następnie zmęczyłem nasze usta w gorącym i namiętnym pocałunku. Przytrzymałem Rozę, kiedy tylko poczułem, że mi ucieka w dół. Uśmiechnąłem się przez pocałunek. Wiedziałem, jak zmękczyć jej nogi i z satysfakcją to wykorzystywałem. Po bardzo długiej chwili z niechęcią odsunąłem się od żony, na co ona wydała tęskne westchnienie. Zaśmiałem się z jej spragnionej większej ilości przyjemności miny.
- Poczekaj Roza do wieczora. Wtedy zaspokoję twoje wszelkie pragnienia.- teraz to ja użyłem seksownego głosu i jej słabości do mojego dotyku.
Zadrżała, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie, po czym przyciągnąłem ją do siebie i cmoknąłem w skroń.
- Dobrze, gołąbeczki.- naszą uwagę zwraca królowa.- Czas na nas. Wy dwoje- wskazała na nas.- pierwsi.
Podrapałem się po karku.
- No nie wiem, Lis...- zacząłem, ale Roza przerwała mi kuksańcem.
- Oczywiście Wasza Wysokość.- zasalutowała z uśmiechem, po czym ruszyła do drzwi, patrząc na mnie.- Idziesz Towarzyszu?
Szybko do niej dołączyłem, łapiąc jej delikatną dłoń.
- Z Tobą Roza to i na koniec świata.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
piątek, 18 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 110
- Synku, nawet nie wierz, jak ja za Tobą tęskniłam.- mama rzuciła mi się w objęcia, płacząc.
Przytuliłem ją, chowają twarz w jej ramieniu. I moje oczy się zaszkliły. Spojrzałem na Iwana. Nie dopuszczał z nas wzroku przepełnionego miłością i czułością. Może nie jestem z nim na tak silnych relacjach ojca z synem, ale bardzo go polubiłem. Sprawił, że moja mama była szczęśliwa jak jeszcze nigdy. Po chwili dołączyły do nas moje siostry, ich dzieci i sam ojczym. Czułem, że nasza rodzina nie może być już chyba pełniejsza. Chociaż od razu przed oczami stanął mi obraz ciężarnej Rozy. Nie, do pełnej rodziny jeszce trochę mi brakuje. Odsunęliśmy się, patrząc na siebie z miłością. Nagle Łuka uniósł wzrok i aż otworzył w szoku usta. Odwróciłem się i sam zaniemowiłem. Za schodów schodziły wszystkie dziewczyny, które wcześniej zniknęły na górze. Tylko Roza nie była jeszce przebrana. Ale Anastazja... Teraz to wygląda jak prawdziwa księżniczka. Olśniewająca w każdym calu swojej fioletowej sukni. Na środku była biała z wyróżniającym się nićmiciemniejszej barwy reszty kreacji, układającymi się w zygzaki, a po bokach i z tyłu, tak jak mówiłem cała fiotetowa. Znaczy to był inny fiolet, taki o wiele jaśniejszy od takiego normalnego... Nie wiem, jak to wytłumaczyć, choć pewnie kobiety mają na to nazwę. Wracając. Od bufiastych rękawów szła przezroczysta, tiulowa tkanina w tym samym kolorze, co większość sukni. Na wysokości ud, w równych odległościach przyczepione były białe koraliki, połączone wstążką, na wzór łuków, ale opadających w dół. Brzeg ozdobiony został białą falbanką, a cała suknia miała jeszcze przezroczystą zasłonkę, z tego samego materiału, co rękawy. Do tego założyła fioletowe pantofelki i jaśniejsze rekawiczki do łokci. Miałem wrażenie, jakbyś lśniła w blasku lamp. To było niesamowite. Moja mała księżniczka. Podszedłem do niej i ucałowałem jej czoło. Oczywiście poczułem smak podkładu, ale przyzwyczaiłem się już do tego po licznych randkach z żoną.
- Pięknie wyglądasz, księżniczko.- powiedziałam, walcząc z łzami, pchającymi mi się do oczu..- Pamiętam cię taką malutką, biegająca po podwórku z łopatką i wiaderkiem, a teraz...
- Mówisz, jakby wychodziła za mąż.- zaśmiała się Roza.
Jednak zignorowałem jej uwagę.
-... naprawdę wyglądasz jak moja księżniczka. Wyrosłaś na bardzo mądrą i odważną kobietę, jak twoja mama.
- Dziękuję.- szepnęła i przytuliła mnie.- Kocham Cię tato.
- Ja ciebie też skarbie. Ja ciebie też.- oparłem brodę na jaj głowie.
Po chwili pozwoliłem jej zejść do reszty, a sam podeszłem do ukochanej i objąłem ją ramieniem. Roza z uśmiechem położyła głową na moim ramieniu i tak wtuleni w siebie patrzyliśmy z uśmiechem na nasze dzieci. Diana z oczami jak centówki, biegała wokół starszej siostry i podziwiała jej sukienkę. Po chwili podbiegł do nas.
- Ja też będę tak wyglądać na swoich osiemnastych urodzinach?- popatrzyła na nas błagalnie, ciągnąć mnie za rękaw prochowca.
Wymieniłem spojrzenia z ukochaną i razem ukucnęliśmy przy młodszej córce.
- Oczywiście skarbie. Będziesz wyglądać, jak tylko sama będziesz chciała.- powiedziałam.
- Super. Kocham was.- pocałowała mnie w policzek i dobiegła.
Bardzo zaskoczyło mnie jej zachowanie. Wręcz zamurowało. Kompletnie mnie nie zna, nie było mnie całe jek życie, a ona zachowuje się, jakby znała mnie od zawsze. Niesamowita dziewczynka. Ocknął mnie dopiero śmiech Rozy. Musiałem mieć naprawdę komiczną minę. Podniosłem się i objołem ją ramieniem, przyciągając jeszcze bliżej.
- Widział ktoś może Jack'a?- spytała nagle Anastazja.
Na samo imię moroja zacisnąłem dłonie w pięści, jednak żona z łatwością mnie uspokoiła, głaszcząc moją rękę.
- Powinien...- zaczął Dominic, ale przerwał na dźwięk dzwonka.- To chyba on.
Brunetka pobiegł do drzwi, jakby się paliło. Westchnąłem ciężko. Tracę ją. Co się dziwić? Nie ma mnie całe jej życie i co? Liczyłem, że jak się pojawię, na nowo stanę się centrum jej życia. Ale już nie jest moją małą księżniczką. Westchnąłem ciężko i razem poszliśmy do drzwi. Stanęliśmy w progu, patrząc na blizniaki w pięknej różowej karocy. Od razu na myśl przyszła mi pierwsza rocznica ślubu mojego i Rozy. Ukochana wtuliła się we mnie mocnej, jakby też o tym pomyślała. Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem bliżej swojej klatki piersiowej. Po chwili konie ruszyły, popędzane przez Łukę.
- No dobra, chyba czas się szykować.- westchnęła Roza, wyplątując się z moich ramion.
- Ty we wszystkim wyglądasz pięknie, Roza.- powiedziałem, łapią jej dłoń i patrząc głęboko w piękne oczy ukochanej.
- Posłuchaj Bielikow.- stanęła w rozkroku z groźną miną, wytykając mnie palcem.- Od dwunastu lat nie stroiłam się, więc dzisiaj mam zamiar powalić cię na kolana samym wyglądem.
Nie czekając na moją odpowiedź, pognała na górę, łapiąc pod rękę nasze siostry i przyjaciółki.
Przytuliłem ją, chowają twarz w jej ramieniu. I moje oczy się zaszkliły. Spojrzałem na Iwana. Nie dopuszczał z nas wzroku przepełnionego miłością i czułością. Może nie jestem z nim na tak silnych relacjach ojca z synem, ale bardzo go polubiłem. Sprawił, że moja mama była szczęśliwa jak jeszcze nigdy. Po chwili dołączyły do nas moje siostry, ich dzieci i sam ojczym. Czułem, że nasza rodzina nie może być już chyba pełniejsza. Chociaż od razu przed oczami stanął mi obraz ciężarnej Rozy. Nie, do pełnej rodziny jeszce trochę mi brakuje. Odsunęliśmy się, patrząc na siebie z miłością. Nagle Łuka uniósł wzrok i aż otworzył w szoku usta. Odwróciłem się i sam zaniemowiłem. Za schodów schodziły wszystkie dziewczyny, które wcześniej zniknęły na górze. Tylko Roza nie była jeszce przebrana. Ale Anastazja... Teraz to wygląda jak prawdziwa księżniczka. Olśniewająca w każdym calu swojej fioletowej sukni. Na środku była biała z wyróżniającym się nićmiciemniejszej barwy reszty kreacji, układającymi się w zygzaki, a po bokach i z tyłu, tak jak mówiłem cała fiotetowa. Znaczy to był inny fiolet, taki o wiele jaśniejszy od takiego normalnego... Nie wiem, jak to wytłumaczyć, choć pewnie kobiety mają na to nazwę. Wracając. Od bufiastych rękawów szła przezroczysta, tiulowa tkanina w tym samym kolorze, co większość sukni. Na wysokości ud, w równych odległościach przyczepione były białe koraliki, połączone wstążką, na wzór łuków, ale opadających w dół. Brzeg ozdobiony został białą falbanką, a cała suknia miała jeszcze przezroczystą zasłonkę, z tego samego materiału, co rękawy. Do tego założyła fioletowe pantofelki i jaśniejsze rekawiczki do łokci. Miałem wrażenie, jakbyś lśniła w blasku lamp. To było niesamowite. Moja mała księżniczka. Podszedłem do niej i ucałowałem jej czoło. Oczywiście poczułem smak podkładu, ale przyzwyczaiłem się już do tego po licznych randkach z żoną.
- Pięknie wyglądasz, księżniczko.- powiedziałam, walcząc z łzami, pchającymi mi się do oczu..- Pamiętam cię taką malutką, biegająca po podwórku z łopatką i wiaderkiem, a teraz...
- Mówisz, jakby wychodziła za mąż.- zaśmiała się Roza.
Jednak zignorowałem jej uwagę.
-... naprawdę wyglądasz jak moja księżniczka. Wyrosłaś na bardzo mądrą i odważną kobietę, jak twoja mama.
- Dziękuję.- szepnęła i przytuliła mnie.- Kocham Cię tato.
- Ja ciebie też skarbie. Ja ciebie też.- oparłem brodę na jaj głowie.
Po chwili pozwoliłem jej zejść do reszty, a sam podeszłem do ukochanej i objąłem ją ramieniem. Roza z uśmiechem położyła głową na moim ramieniu i tak wtuleni w siebie patrzyliśmy z uśmiechem na nasze dzieci. Diana z oczami jak centówki, biegała wokół starszej siostry i podziwiała jej sukienkę. Po chwili podbiegł do nas.
- Ja też będę tak wyglądać na swoich osiemnastych urodzinach?- popatrzyła na nas błagalnie, ciągnąć mnie za rękaw prochowca.
Wymieniłem spojrzenia z ukochaną i razem ukucnęliśmy przy młodszej córce.
- Oczywiście skarbie. Będziesz wyglądać, jak tylko sama będziesz chciała.- powiedziałam.
- Super. Kocham was.- pocałowała mnie w policzek i dobiegła.
Bardzo zaskoczyło mnie jej zachowanie. Wręcz zamurowało. Kompletnie mnie nie zna, nie było mnie całe jek życie, a ona zachowuje się, jakby znała mnie od zawsze. Niesamowita dziewczynka. Ocknął mnie dopiero śmiech Rozy. Musiałem mieć naprawdę komiczną minę. Podniosłem się i objołem ją ramieniem, przyciągając jeszcze bliżej.
- Widział ktoś może Jack'a?- spytała nagle Anastazja.
Na samo imię moroja zacisnąłem dłonie w pięści, jednak żona z łatwością mnie uspokoiła, głaszcząc moją rękę.
- Powinien...- zaczął Dominic, ale przerwał na dźwięk dzwonka.- To chyba on.
Brunetka pobiegł do drzwi, jakby się paliło. Westchnąłem ciężko. Tracę ją. Co się dziwić? Nie ma mnie całe jej życie i co? Liczyłem, że jak się pojawię, na nowo stanę się centrum jej życia. Ale już nie jest moją małą księżniczką. Westchnąłem ciężko i razem poszliśmy do drzwi. Stanęliśmy w progu, patrząc na blizniaki w pięknej różowej karocy. Od razu na myśl przyszła mi pierwsza rocznica ślubu mojego i Rozy. Ukochana wtuliła się we mnie mocnej, jakby też o tym pomyślała. Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem bliżej swojej klatki piersiowej. Po chwili konie ruszyły, popędzane przez Łukę.
- No dobra, chyba czas się szykować.- westchnęła Roza, wyplątując się z moich ramion.
- Ty we wszystkim wyglądasz pięknie, Roza.- powiedziałem, łapią jej dłoń i patrząc głęboko w piękne oczy ukochanej.
- Posłuchaj Bielikow.- stanęła w rozkroku z groźną miną, wytykając mnie palcem.- Od dwunastu lat nie stroiłam się, więc dzisiaj mam zamiar powalić cię na kolana samym wyglądem.
Nie czekając na moją odpowiedź, pognała na górę, łapiąc pod rękę nasze siostry i przyjaciółki.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
czwartek, 17 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 109
H- O co chodzi?- spojrzałem zdezorientowany na żonę.
- Sonia co roku robi bal w dzień urodzin każdego z grupki przyjaciół naszych dzieci. Teraz padło na Nastkę i Felixa.
- Aaa...- zrozumiałem.- To może też pójdziemy się szykować.
Zacząłem się podnosić, a Roza zeszła ze mnie.
- Nie ma pośpiechu. Do balu jakieś 3 godziny, a dojedziemy tam w jakieś pół.
- Dymitr, możemy pogadać?- spytał nieśmiało Stan.
- Jasne.- odpowiedziałem z uśmiechem.
- To ja może pomogę przygotować się naszej księżniczce do balu.- mrugnęła Roza i poszła do domu.
Po chwili ze strażnikiem również weszliśmy do budynku. Udaliśmy się do kuchni, gdzie nikogo nie było i spokojnie mogliśmy pogadać. Zrobiłem nam obojgu kawę i usiadłem na przeciwko Alto.
- No to co cię gryzie, przyjacielu?- spytałem, biorąc porządny łyk napoju.
Jak ja stęskniłem się za tym smakiem.
- Jestem zakochany.- wydusił w końcu z siebie.
- No to gratulacje. Kim jest ta szczęściara?
Westchnął nie patrząc na mnie.
- Ellen Kirowa.- powiedział tak cicho, że nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.
- Była dyrektorka?- chciałem się upewnić.
On tylko pokiwał głową.
- Mówię to tylko tobie, bo Rose nazwała by ją starą krową.- oboje się uśmiechneliśmy.- Od dawna mi się podobała, ale to nie moje strefy. Niektórzy myśleli, że nie ma uczuć. Nie wiedziałem co robić, wiec nie robiłem nic. Teraz tego żałuję i chciałbym cofnąć czas, żeby znowu chociaż ją zobaczyć. Tak za nią tęsknię. Tylko...- westchnął, przecierając twarz dłońmi.- Nie wiem, czy ona mnie też. I chyba już nigdy się nie przekonam.
Zwiesił smutno głowę, bawiąc się do połowy opróżnionym kubkiem.
- Napisz do niej list.- zaproponowałem, pijąc kawę.
Przedłużająca się cisza i palące spojrzenie strażnika zmusiło mnie na uniesienie wzroku. Stan patrzył na mnie, jakbym powiedział mu, że przybyłem z innej planety.
- No co?- spytałam.- Wiem, że to trochę staromodne, ale też romantyczne. Kobiety to lubią. Nawet takie jak Ellen.
- No nie wiem...- widziałem, że ma wątpliwości.- Nie umiem chyba być tak romantyczny.
- Nie musi być jakieś wielce romantyczne. Ważne, że szczere i prosto z serca. Co ci szkodzi? Jeśli nie odwzajemnia twoich uczuć, to i tak nigdy więcej jej nie spotkasz. A nóż okaże się, że oboje niepotrzebnie skrywaliście swoje uczucia.
Dampir chwilę się zastanawiał.
- Wiesz, że możesz mieć rację? Tak.- dodał z większą pewnością.- Tak zrobię. Dzięki Bielikow. Rose ma rację. Jesteś bardzo mądry.
- Bez przesady. Po prostu trochę się na kobietach znam. Wychowałem się z pięcioma.- uśmiechnąłem się na wspomnienie dawnych lat.
Po skończeniu napojów, wstawiliśmy kubki do zmywarki i weszliśmy do salonu. Na kanapie siedziało pięciu już przebranych chłopców. Na kolanach Felixa usadowiła się Diana. Sam zająłem miejsce w fotelu obok. Na przeciwko mnie stał drugi, zajmowany przez Pawkę. Reszta rozproszyła się po całym pokoju.
- Ale ty wyrosłeś.- westchnąłem, patrząc z uśmiechem na syna.- A mnie nie było.
- Byłeś tato.- popatrzył na mnie z czułością.- Zawsze tutaj.
Przyłożył dłoń do serca.
- I tutaj!- dodała wesoło Diana, powtarzając gest brata.
- Na zawsze byście zostali w naszych sercach.- wtrąciła Lili, pojawiają się z nikąd.
Wstałem, po czym przejrzałem się jej.
- Wyrosłaś na bardzo piękną kobietę. Jak twoja mama.- zauważyłem, przytulając ją do siebie.- Dziękuję, że pomogłaś Rozie, kiedy mnie...
-Ciii...- wtuliła się w mój tors.- To już nie ważne. Ważne, że jesteście tu razem.
- Wuja, nie zabieraj mi żony.- zawołał Pawka, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Mówię jej to jak córce.- popatrzyłem na dampirzycę z miłością i cmoknąłem ją w czoło.- Nie szwagierce.
Lili odsunęła się ode mnie i podeszła do męża, który ją przytulił.
- Dobrze znów widzieć ciocię Rose szczęśliwą.- przyznała Sonia Karp.- Aż serce się krajało, widząc ją ciągle poważną, ukrywającą wszystkie swoje uczucia. A aura wokół niej była wręcz przepełniona cierpieniem.
Sam czułem ten ból, myśląc o tym, co przeżywała moja ukochana. Widziałem go w oczach zgromadzonych.
- Ja też się z tego cieszę.- przyznałem.- Bardzo tęskniłem za nią, ale i za wami. To może opowiecie mi co u was?
- Sonia co roku robi bal w dzień urodzin każdego z grupki przyjaciół naszych dzieci. Teraz padło na Nastkę i Felixa.
- Aaa...- zrozumiałem.- To może też pójdziemy się szykować.
Zacząłem się podnosić, a Roza zeszła ze mnie.
- Nie ma pośpiechu. Do balu jakieś 3 godziny, a dojedziemy tam w jakieś pół.
- Dymitr, możemy pogadać?- spytał nieśmiało Stan.
- Jasne.- odpowiedziałem z uśmiechem.
- To ja może pomogę przygotować się naszej księżniczce do balu.- mrugnęła Roza i poszła do domu.
Po chwili ze strażnikiem również weszliśmy do budynku. Udaliśmy się do kuchni, gdzie nikogo nie było i spokojnie mogliśmy pogadać. Zrobiłem nam obojgu kawę i usiadłem na przeciwko Alto.
- No to co cię gryzie, przyjacielu?- spytałem, biorąc porządny łyk napoju.
Jak ja stęskniłem się za tym smakiem.
- Jestem zakochany.- wydusił w końcu z siebie.
- No to gratulacje. Kim jest ta szczęściara?
Westchnął nie patrząc na mnie.
- Ellen Kirowa.- powiedział tak cicho, że nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem.
- Była dyrektorka?- chciałem się upewnić.
On tylko pokiwał głową.
- Mówię to tylko tobie, bo Rose nazwała by ją starą krową.- oboje się uśmiechneliśmy.- Od dawna mi się podobała, ale to nie moje strefy. Niektórzy myśleli, że nie ma uczuć. Nie wiedziałem co robić, wiec nie robiłem nic. Teraz tego żałuję i chciałbym cofnąć czas, żeby znowu chociaż ją zobaczyć. Tak za nią tęsknię. Tylko...- westchnął, przecierając twarz dłońmi.- Nie wiem, czy ona mnie też. I chyba już nigdy się nie przekonam.
Zwiesił smutno głowę, bawiąc się do połowy opróżnionym kubkiem.
- Napisz do niej list.- zaproponowałem, pijąc kawę.
Przedłużająca się cisza i palące spojrzenie strażnika zmusiło mnie na uniesienie wzroku. Stan patrzył na mnie, jakbym powiedział mu, że przybyłem z innej planety.
- No co?- spytałam.- Wiem, że to trochę staromodne, ale też romantyczne. Kobiety to lubią. Nawet takie jak Ellen.
- No nie wiem...- widziałem, że ma wątpliwości.- Nie umiem chyba być tak romantyczny.
- Nie musi być jakieś wielce romantyczne. Ważne, że szczere i prosto z serca. Co ci szkodzi? Jeśli nie odwzajemnia twoich uczuć, to i tak nigdy więcej jej nie spotkasz. A nóż okaże się, że oboje niepotrzebnie skrywaliście swoje uczucia.
Dampir chwilę się zastanawiał.
- Wiesz, że możesz mieć rację? Tak.- dodał z większą pewnością.- Tak zrobię. Dzięki Bielikow. Rose ma rację. Jesteś bardzo mądry.
- Bez przesady. Po prostu trochę się na kobietach znam. Wychowałem się z pięcioma.- uśmiechnąłem się na wspomnienie dawnych lat.
Po skończeniu napojów, wstawiliśmy kubki do zmywarki i weszliśmy do salonu. Na kanapie siedziało pięciu już przebranych chłopców. Na kolanach Felixa usadowiła się Diana. Sam zająłem miejsce w fotelu obok. Na przeciwko mnie stał drugi, zajmowany przez Pawkę. Reszta rozproszyła się po całym pokoju.
- Ale ty wyrosłeś.- westchnąłem, patrząc z uśmiechem na syna.- A mnie nie było.
- Byłeś tato.- popatrzył na mnie z czułością.- Zawsze tutaj.
Przyłożył dłoń do serca.
- I tutaj!- dodała wesoło Diana, powtarzając gest brata.
- Na zawsze byście zostali w naszych sercach.- wtrąciła Lili, pojawiają się z nikąd.
Wstałem, po czym przejrzałem się jej.
- Wyrosłaś na bardzo piękną kobietę. Jak twoja mama.- zauważyłem, przytulając ją do siebie.- Dziękuję, że pomogłaś Rozie, kiedy mnie...
-Ciii...- wtuliła się w mój tors.- To już nie ważne. Ważne, że jesteście tu razem.
- Wuja, nie zabieraj mi żony.- zawołał Pawka, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Mówię jej to jak córce.- popatrzyłem na dampirzycę z miłością i cmoknąłem ją w czoło.- Nie szwagierce.
Lili odsunęła się ode mnie i podeszła do męża, który ją przytulił.
- Dobrze znów widzieć ciocię Rose szczęśliwą.- przyznała Sonia Karp.- Aż serce się krajało, widząc ją ciągle poważną, ukrywającą wszystkie swoje uczucia. A aura wokół niej była wręcz przepełniona cierpieniem.
Sam czułem ten ból, myśląc o tym, co przeżywała moja ukochana. Widziałem go w oczach zgromadzonych.
- Ja też się z tego cieszę.- przyznałem.- Bardzo tęskniłem za nią, ale i za wami. To może opowiecie mi co u was?
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
środa, 16 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 108
Dzieciaki siedzieli w swoim gronie, a my byliśmy z naszymi starymi przyjaciółmi. Z Christianem chwilę zabawialiśmy tych najmłodszy, ale nie długo. Oni świetnie się ze sobą dogadywali i co chwilę wymyślali własne zabawy, za którymi z Ozerą nie byliśmy w stanie nadążyć. Wróciliśmy do swoich żon, pogrążonych w rozmowie z resztą. Wziąłem Rozę na kolana, ale ta albo tego nie zauważyła, albo nic sobie z tego nie zrobiła, bo nawet nie zareagowała. Co jakiś czas rzucałem spojrzenia w kierunku mojej księżniczki i jej ukochanego, ale, mimo że nie podobał mi się ich związek, dałem mu na razie spokój. W sumie jest nawet miły i może jednak nie jest tak zły, jak myślałem na początku.
- A jak tam u ciebie w pracy, Adrian?- z rozmyślań wyrwał mnie głos ukochanej.
- To ty pracujesz?- zdziwiłem się, poprawiając Rozę na swoich kolanach.
- Tak.- uśmiechnął się cwanie.- Jestem prawnikiem.
- Serio?!- otworzyłem szeroko oczy.
- Tak. I mógłbym Cię wsadzić do więzienie, za pobicie mnie te 18 lat wstecz.- zaśmiał się.
- Ty nawet nie wiesz, za ile rzeczy mógłbyś nas wsadzić.- również się zaśmiałam.- Ale przyznasz, że ci się należało.
- No może trochę. Wiem, że chamsko się zachowałem.
- Powiedzcie mi coś jeszcze, o czym nie wiem.- poprosiłem.
- O czym tu gadać? - wzruszyła ramionami Sonia.
- Nie wiem,- westchnął Stan.- ale macie cudowne dzieci. Ciągle nie mam pojęcia Bielikow, jak ci się udało utemperować Hathaway. Przez cały czas od zniknięcia Rose starałem się jakoś poskromić na treningach tą waszą córkę, wydobyć z niej to co najlepsze i co w zamian dostaję?! W pierwszą sobotę zajęć polowych słyszę od niej: "Dlaczego mnie nie lubisz wujku?"- przedrzeźniał Anastazję.
- Wiesz, trzeba mieć w sobie to coś, aby poskromić Hathaway.- zaśmiała się moja ukochana.
- Ja głównie dużo od niej wymagałem, ale starałem się ją nie zdołować.- powiedziałam rzeczowo z uśmiechem.
- O czyżby?- Roza popatrzyła na mnie z po wątpieniem.- To dlatego aż mnie zalewałeś pochwałami. Tylko szkoda, że żadnych nigdy nie słyszałam. Jedynie twoje nudne lekcje Zen.
- Które sama dajesz?- uniosłem jedną brew, patrząc na nią z rozbawieniem.- Po za tym, dzięki temu starałaś się bardziej i w końcu ci się opłaciło.
- Ale że też musiałam za ciebie wyjść, żebyś mnie obsypywał komplementami.- westchnęła.
- Wcale, że nie.- żachnąłem się. - Już wcześniej pokazywałem, że dostrzegam twoje zalety. Chociażby podczas ucieczki w domu Jill.
- No niech ci będzie.- westchnęła, a ja poprawiłem się z dumnym uśmiechem.
Dopiero teraz się rozejrzałem i zobaczyłem jak nasi przyjaciele są wtuleni w swoje drugie połówki. Oprócz niektórych strażników Akademii, których nasze miłość nie usidliła. Ale tylko Stan wyglądał na zdołowanego swoją sytuacją. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Odwzajemnił go, lecz wciąż był smutny. To niezwykłe, jak miłość zmienia. Nigdy nawet nie pomyślałbym, że mogę pokochać jakąkolwiek kobietę, a dzisiaj nie widzę swojego życia bez Rozy i dzieciaków. Nigdy nie chciałbym wrócić do starego, smutnego i szarego życia w samotności. Zwłaszcza, że nasza miłość zmieniła cały świat i pozwoliła dampirom żyć lepiej. Nagle przypomniało mi się, co miałem dzisiaj zrobić, korzystając z obecności królowej. Lekko się uniosłem, przytrzymując Rozę, która z zainteresowaniem obserwowała co robię. Wyciągnąłem z kieszeni złożoną kartkę i wyciągnąłem w stronę morojki.
- Lisso, myślę, że w dokumentach królewskich będzie to lepiej strzeżone.
Blondynka wzięła zawiniątko, kiwając głową i schowała je do torebki. Była to ta strona, którą wyrwałem z księgi, zawierająca sposób na odmienienie strzygi drugiego stopnia.
- Nie wiedziałam, że wciąż ją masz.- zdziwiła się moją żoną.
- Kiedyś może też być komuś potrzebna.
- Ogłosimy że takie coś jest i że ja to mam, ale nie zdradzimy tego treści. Dodatkowo wprowadzę obowiązkowo sposób odmienienia strzygi i wszystko co wiemy o strzygach drugiego stopnia oraz, że można je odmienić.
Oboje z Rozą kiwnęliśmy głowami, a reszta patrzyła na nas zdziwiona.
- Później wytłumaczymy.- powiedzieliśmy jednocześnie.
- O Rany!- krzyk Rosalie zwrócił na siebie uwagę chyba wszystkich w ogrodzie.- Jak już późno! Idziemy!
Pociągnęła Anastazję do domu, a reszta gości poszła za nimi.
- A jak tam u ciebie w pracy, Adrian?- z rozmyślań wyrwał mnie głos ukochanej.
- To ty pracujesz?- zdziwiłem się, poprawiając Rozę na swoich kolanach.
- Tak.- uśmiechnął się cwanie.- Jestem prawnikiem.
- Serio?!- otworzyłem szeroko oczy.
- Tak. I mógłbym Cię wsadzić do więzienie, za pobicie mnie te 18 lat wstecz.- zaśmiał się.
- Ty nawet nie wiesz, za ile rzeczy mógłbyś nas wsadzić.- również się zaśmiałam.- Ale przyznasz, że ci się należało.
- No może trochę. Wiem, że chamsko się zachowałem.
- Powiedzcie mi coś jeszcze, o czym nie wiem.- poprosiłem.
- O czym tu gadać? - wzruszyła ramionami Sonia.
- Nie wiem,- westchnął Stan.- ale macie cudowne dzieci. Ciągle nie mam pojęcia Bielikow, jak ci się udało utemperować Hathaway. Przez cały czas od zniknięcia Rose starałem się jakoś poskromić na treningach tą waszą córkę, wydobyć z niej to co najlepsze i co w zamian dostaję?! W pierwszą sobotę zajęć polowych słyszę od niej: "Dlaczego mnie nie lubisz wujku?"- przedrzeźniał Anastazję.
- Wiesz, trzeba mieć w sobie to coś, aby poskromić Hathaway.- zaśmiała się moja ukochana.
- Ja głównie dużo od niej wymagałem, ale starałem się ją nie zdołować.- powiedziałam rzeczowo z uśmiechem.
- O czyżby?- Roza popatrzyła na mnie z po wątpieniem.- To dlatego aż mnie zalewałeś pochwałami. Tylko szkoda, że żadnych nigdy nie słyszałam. Jedynie twoje nudne lekcje Zen.
- Które sama dajesz?- uniosłem jedną brew, patrząc na nią z rozbawieniem.- Po za tym, dzięki temu starałaś się bardziej i w końcu ci się opłaciło.
- Ale że też musiałam za ciebie wyjść, żebyś mnie obsypywał komplementami.- westchnęła.
- Wcale, że nie.- żachnąłem się. - Już wcześniej pokazywałem, że dostrzegam twoje zalety. Chociażby podczas ucieczki w domu Jill.
- No niech ci będzie.- westchnęła, a ja poprawiłem się z dumnym uśmiechem.
Dopiero teraz się rozejrzałem i zobaczyłem jak nasi przyjaciele są wtuleni w swoje drugie połówki. Oprócz niektórych strażników Akademii, których nasze miłość nie usidliła. Ale tylko Stan wyglądał na zdołowanego swoją sytuacją. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Odwzajemnił go, lecz wciąż był smutny. To niezwykłe, jak miłość zmienia. Nigdy nawet nie pomyślałbym, że mogę pokochać jakąkolwiek kobietę, a dzisiaj nie widzę swojego życia bez Rozy i dzieciaków. Nigdy nie chciałbym wrócić do starego, smutnego i szarego życia w samotności. Zwłaszcza, że nasza miłość zmieniła cały świat i pozwoliła dampirom żyć lepiej. Nagle przypomniało mi się, co miałem dzisiaj zrobić, korzystając z obecności królowej. Lekko się uniosłem, przytrzymując Rozę, która z zainteresowaniem obserwowała co robię. Wyciągnąłem z kieszeni złożoną kartkę i wyciągnąłem w stronę morojki.
- Lisso, myślę, że w dokumentach królewskich będzie to lepiej strzeżone.
Blondynka wzięła zawiniątko, kiwając głową i schowała je do torebki. Była to ta strona, którą wyrwałem z księgi, zawierająca sposób na odmienienie strzygi drugiego stopnia.
- Nie wiedziałam, że wciąż ją masz.- zdziwiła się moją żoną.
- Kiedyś może też być komuś potrzebna.
- Ogłosimy że takie coś jest i że ja to mam, ale nie zdradzimy tego treści. Dodatkowo wprowadzę obowiązkowo sposób odmienienia strzygi i wszystko co wiemy o strzygach drugiego stopnia oraz, że można je odmienić.
Oboje z Rozą kiwnęliśmy głowami, a reszta patrzyła na nas zdziwiona.
- Później wytłumaczymy.- powiedzieliśmy jednocześnie.
- O Rany!- krzyk Rosalie zwrócił na siebie uwagę chyba wszystkich w ogrodzie.- Jak już późno! Idziemy!
Pociągnęła Anastazję do domu, a reszta gości poszła za nimi.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
wtorek, 15 sierpnia 2017
ROZDZIAŁ 107
Jednak chłopak uciekł już z ogrodu. Martwię się, jak to będzie ze spotkaniem jego rodziny. Nie chciałbym popsuć urodzin bliźniaków, ale z Jessem może być różnie.
- Molly, a może usiądzie i zjemy ciasto.- zaproponowała Anastazja, trzymając wciąż na rękach blondynkę..
- Tak.- zawołała, wyrzucając ręce w górę.- Ale mogę na twoich kolanach?
- Oczywiście myszko.
Popatrzyłem znacząco na Rozę, która nawet tego nie zauważyła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia , wypełnione rodzicielską miłością do Lili.
Nagle do ogrodu wbiegł, ujadając i merdając ogonem pies, Golden Retriver. Od razu wbiegł pod stół i zaczął atakować moją żonę. Choć najgroźniejsze, co mógł zrobić, to zalizać ją na śmierć.
- Wisel!- zawołała uradowana.- Hej kochana. Też tęskniłam.
Zaczęła ją czochrać po szyi i niżej. Ta w pewnym momencie zastygła z głową i jedną łapą na jej kolanach, żeby kilka sekund później odbiec i wrócić. Ale to pocieszne stworzenie. Później obwąchała mnie i zaczęła lizać moje dłonie. Zaczęłam się zastanawiać, co stało się z Bianką. Może jednak nie wiedziałem o wszystkim.
- To może ja już zacznę znosić jedzenie, a jak dołączą państwo Zeklos, podamy tort.- zaproponowała Lili.
- To ja może pomogę.- Anastazja odstawiła dziewczynkę na ziemię.
- Gdzie tam. To też twoja impreza. Zabawiaj gości.- moja szwagierka mrugnęła do niej.
- Ale mi już nie zabronisz.- zdecydowała moja ukochana, wstając od stołu.
- A kim pan jest?- spytała mnie blondynka.
- Jestem ojcem naszych jubilatów.
- Pan jest tym wielkim strażnikiem!- oczy zrobiły jej się wielkie jak spodki.
- Nie powiedziałbym, że wielki.
- Bez takiej skromności, Towarzyszu.- zaśmiała się Roza, kładąc przed nami wazę z zupą.
Nachyliła się przez stół, po czym boje pogrążyliśmy się w słodkim pocałunku. Uwielbiam jej usta i często aż trudno mi się od nich oderwać.
- Fuj! Następni.- krzyknęła Molly, na co reszta zachichotała.
- Dzień dobry.- zza rogu domu wychyliła się blond włosa kobieta z szerokim uśmiechem i zapukała w ścianę.
Zastanawiałem się, kto to jest, póki zaraz za nią nie wyłoniła się druga postać. Z dumnie podniesioną głową wszedł blondyn, którego mimo upływu lat, z łatwością rozpoznałem. Za bardzo się nie zmienił, zwłaszcza jego zimne spojrzenie, którym rozglądał się z wyższością. Na końcu do ogrodu wszedł ich syn. Mężczyzna podszedł do nas i po głębokim wydechu, wyciągnął dłoń. O dziwo, jego wzrok od razu złagodniał oraz uśmiech stał się bardziej nieśmiały, choć nie odejmował mu godności. Dało się zauważyć, że jego pewność siebie spadła.
- Wiem, że między nami bywało różnie, Rose, ale chciałbym prosić cię o wybaczenie. Nie rozumiałem waszego życia i dopiero ta młoda niewiasta pokazała mi prawdziwe oblicze waszego życia.
Patrzyłem niepewnie na dłoń mężczyzny, czekając na ruch Rozy. To ona zadecyduje, co dalej. Moja ukochana po chwili ją uścisnęła.
- Ale tak bardzo się nie przyzwyczajaj.- mrugnęła.- Masz szczęście, że moje dzieci mają urodziny.
Obiad o dziwo odbył się w przyjemnej atmosferze. Nawet bardzo. Po kilku kieliszka już nie miało znaczenia, kto z kim gada, byle się śmiać. Oczywiście to nie była taka ilość, aby się upić. Dzieciaki zawzięcie nas męczyły, o to co się stało. Obiecałem im, że na następny dzień pojedziemy wszyscy na dwór, do naszego starego domu i tam przy kominku wszystko opowiemy. Wiedziałem, że Roza potrzebuje czasu, aby wszystko ubrać w dobre słowa. Trochę martwiło mnie, że Diana jeszcze do nas nie podeszła. Jednak coraz bardziej się przełamywała. Najpierw przyglądała mi się z pewnej odległości, później niby rozmawiając z Felixem, ale w pewnej chwili podeszła do mnie. Śledziłem każdy jej ruch, obawiając się, co z tego wyniknie. Zauważyłem, że była bardzo podobna do Rozy. Wręcz jej kopia. Była taka śliczna.
- Na prawdę jesteś moim tatą?- spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Tak.- odpowiedziałem trochę nie pewnie.
Młoda chwilę mi się przyglądała, następnie spojrzała ma swoje rodzeństwo, jakby szukała potwierdzenia. W końcu rzuciła się w moje objęcia. Od razu zamknąłem ją szczelnie w ramionach, czując łzy szczęścia i ulgi. Po chwili poczułem więcej obejmujących nas ramion. Objąłem resztę rodzinki, ciesząc się, że zaryzykowałem związek z Rozą, przekroczyłem granicę i mam teraz ich wszystkich.
- Molly, a może usiądzie i zjemy ciasto.- zaproponowała Anastazja, trzymając wciąż na rękach blondynkę..
- Tak.- zawołała, wyrzucając ręce w górę.- Ale mogę na twoich kolanach?
- Oczywiście myszko.
Popatrzyłem znacząco na Rozę, która nawet tego nie zauważyła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia , wypełnione rodzicielską miłością do Lili.
Nagle do ogrodu wbiegł, ujadając i merdając ogonem pies, Golden Retriver. Od razu wbiegł pod stół i zaczął atakować moją żonę. Choć najgroźniejsze, co mógł zrobić, to zalizać ją na śmierć.
- Wisel!- zawołała uradowana.- Hej kochana. Też tęskniłam.
Zaczęła ją czochrać po szyi i niżej. Ta w pewnym momencie zastygła z głową i jedną łapą na jej kolanach, żeby kilka sekund później odbiec i wrócić. Ale to pocieszne stworzenie. Później obwąchała mnie i zaczęła lizać moje dłonie. Zaczęłam się zastanawiać, co stało się z Bianką. Może jednak nie wiedziałem o wszystkim.
- To może ja już zacznę znosić jedzenie, a jak dołączą państwo Zeklos, podamy tort.- zaproponowała Lili.
- To ja może pomogę.- Anastazja odstawiła dziewczynkę na ziemię.
- Gdzie tam. To też twoja impreza. Zabawiaj gości.- moja szwagierka mrugnęła do niej.
- Ale mi już nie zabronisz.- zdecydowała moja ukochana, wstając od stołu.
- A kim pan jest?- spytała mnie blondynka.
- Jestem ojcem naszych jubilatów.
- Pan jest tym wielkim strażnikiem!- oczy zrobiły jej się wielkie jak spodki.
- Nie powiedziałbym, że wielki.
- Bez takiej skromności, Towarzyszu.- zaśmiała się Roza, kładąc przed nami wazę z zupą.
Nachyliła się przez stół, po czym boje pogrążyliśmy się w słodkim pocałunku. Uwielbiam jej usta i często aż trudno mi się od nich oderwać.
- Fuj! Następni.- krzyknęła Molly, na co reszta zachichotała.
- Dzień dobry.- zza rogu domu wychyliła się blond włosa kobieta z szerokim uśmiechem i zapukała w ścianę.
Zastanawiałem się, kto to jest, póki zaraz za nią nie wyłoniła się druga postać. Z dumnie podniesioną głową wszedł blondyn, którego mimo upływu lat, z łatwością rozpoznałem. Za bardzo się nie zmienił, zwłaszcza jego zimne spojrzenie, którym rozglądał się z wyższością. Na końcu do ogrodu wszedł ich syn. Mężczyzna podszedł do nas i po głębokim wydechu, wyciągnął dłoń. O dziwo, jego wzrok od razu złagodniał oraz uśmiech stał się bardziej nieśmiały, choć nie odejmował mu godności. Dało się zauważyć, że jego pewność siebie spadła.
- Wiem, że między nami bywało różnie, Rose, ale chciałbym prosić cię o wybaczenie. Nie rozumiałem waszego życia i dopiero ta młoda niewiasta pokazała mi prawdziwe oblicze waszego życia.
Patrzyłem niepewnie na dłoń mężczyzny, czekając na ruch Rozy. To ona zadecyduje, co dalej. Moja ukochana po chwili ją uścisnęła.
- Ale tak bardzo się nie przyzwyczajaj.- mrugnęła.- Masz szczęście, że moje dzieci mają urodziny.
Obiad o dziwo odbył się w przyjemnej atmosferze. Nawet bardzo. Po kilku kieliszka już nie miało znaczenia, kto z kim gada, byle się śmiać. Oczywiście to nie była taka ilość, aby się upić. Dzieciaki zawzięcie nas męczyły, o to co się stało. Obiecałem im, że na następny dzień pojedziemy wszyscy na dwór, do naszego starego domu i tam przy kominku wszystko opowiemy. Wiedziałem, że Roza potrzebuje czasu, aby wszystko ubrać w dobre słowa. Trochę martwiło mnie, że Diana jeszcze do nas nie podeszła. Jednak coraz bardziej się przełamywała. Najpierw przyglądała mi się z pewnej odległości, później niby rozmawiając z Felixem, ale w pewnej chwili podeszła do mnie. Śledziłem każdy jej ruch, obawiając się, co z tego wyniknie. Zauważyłem, że była bardzo podobna do Rozy. Wręcz jej kopia. Była taka śliczna.
- Na prawdę jesteś moim tatą?- spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Tak.- odpowiedziałem trochę nie pewnie.
Młoda chwilę mi się przyglądała, następnie spojrzała ma swoje rodzeństwo, jakby szukała potwierdzenia. W końcu rzuciła się w moje objęcia. Od razu zamknąłem ją szczelnie w ramionach, czując łzy szczęścia i ulgi. Po chwili poczułem więcej obejmujących nas ramion. Objąłem resztę rodzinki, ciesząc się, że zaryzykowałem związek z Rozą, przekroczyłem granicę i mam teraz ich wszystkich.
Jestem jedynaczką. Bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. W przyszłości chcę zostać architektką wnętrz i jestem w trakcie studiów na ten właśnie zawód. Mam dwa szynszyle o imionach Miluś i Dino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)