niedziela, 2 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 37

Kolejny tydzień szkoły, minął bez przeszkód. Codziennie taka sama procedura. Zaczęły mnie dogadać lekkie wyrzuty sumienia, że już nie patrzę za okno. Czy to znaczy, że zapominam? Jednak Jack wybił mi to z głowy, mówiąc, że to normalne. Zaczynam się oswajać ze stratą, ale wciąż o nich pamiętam. Jednak ja nie chcę się z tym oswajać. Chcę żyć nadzieją, że kiedyś, przez to właśnie okno, dostrzegę wysokiego mężczyznę, z średniej długości włosami i szerokim płaszczem, powiewającym za nim na wietrze. Boję się każdego dnia, czy ktoś czasem mnie nie wyprzedził i nie zabił? A co jak się dowie o śmierci mamy? Wiele razy powtarzała jego słowa, że nie umiałby żyć bez niej i gdyby umarła, dołączyłby do niej. Nie chcę go odzyskać tylko po to, aby niedługo później stracić. Kocham go i potrzebuję. A go nie ma przy mnie. Wracając. Jak na razie zajęcia idą mi świetnie. Dzisiaj jednak miałam małą lekcję. Przed ostatnią lekcją miałam dość zawziętą walkę, którą niestety przegrałam. Z Harrym. Ale nie przejęłam się tym za bardzo. Wiadomo żal porażki, ale nie znałam jego umiejętności i byłam zbyt pewna siebie. To mnie zgubiło i dało nauczkę. Jak mogłam popełnić tak podstawowy błąd. Chciałam zrobić z tej walki widowisko, wykonując nad nim salto do tyłu, a wtedy mnie pochwycił i ściągnął na ziemię. Dosłownie i w przenośni. Nasza praca nie jest na pokaz, a ma służyć moroją. Zapamiętam to na długo, bo aż Zeklos musiał mi masaż robić na obolałe mięśnie. A jest w tym świetny. Tak samo jak w sporcie. Zaczęłam go trenować i świetnie mi idzie. Choć on pewnie mnie wyklina na wszystkie możliwe sposoby, ponieważ nie mam żadnej litości. Zawsze gdy jęczy, że ma dosyć, upominam go, żeby nie narzekał, bo my mamy gorsze treningi. A jeśli chce wrócić na podium, musi zakasać rękawy i heja. Nie ćwiczył od trzech lat, tylko czasami bywał na siłowni, więc mamy sporo pracy
-Anastazja?- zaczął poważnie Jack.
Leżeliśmy już u mnie w pokoju, przytulni i oglądaliśmy film.
- Tak?- spojrzałam na niego.
- Pamiętasz o kolacji jutro?
Właśnie. Zapomniałam wam powiedzieć, że Jessy zmienił z lekka swoje zachowanie i z Ashley zaprosili nas na obiad na jutro.
- Tak. I z lekka się denerwuję.- uśmiechnęłam się krzywo.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobre. Jak już mój ojciec nas zaprosił, będzie się starał zachować kulturę. Musiał się z tym oswoić.
- Ale nie o to chciałeś zapytać.- zauważyłam.
- No nie.- podrapał się po karku, wahając się.- Chciałbym żebyś została moją strażniczką.
- To prawie jak oświadczyny.- zażartowałam.- Wiesz co sobie obiecałam?- sięgnęłam ręką do medalika.
Wyrobiłam sobie nawyk dotykania go zawsze, gdy myślę o rodzicach. I przeżyłam szok. Nie było go tam!
- Wiem i chcę ci pomóc, jak tylko bym umiał.- objął mnie i przyciągnął do siebie. Jednak od razu zauważył, że coś jest nie tak.- Nastka?
- Nie ma go.- powiedziałam w szoku.- Nie ma!
- Czego nie ma?- spytał z troską.
- Medalika. Zgubiłam go.- w oczach pojawiły mi się łzy.
Był dla mnie świętością. Od początku czułam w nim magię rodziców. A teraz straciłam najbliższą mi pamiątkę po nich.
- Ej, już. Spokojnie księżniczko.- przytulił mnie mocno.- Znajdziemy go. Nie martw się. 
Cmoknął mnie w czubek głowy. W jego ramionach zaczęłam się uspokajać. Wierzyłam mu. Napawałam się jego cudownym zapachem pomieszanym z męskimi perfumami.
- Kocham cię.- szepnęłam.- Dziękuję.
- Nie masz za co, skarbie. Też cię kocham. A teraz się zbieramy, bo pewnie już na nas czekają.
Kiwnęłam głową i zaczęłam się zbierać. Poprawiłam makijaż, zmieniłam ubranie i wyszliśmy trzymając się za ręce. Blondyn ciągle szeptał mi słodkie i sprośne słowa do ucha, na co wybuchałam śmiechem. Doszliśmy do warowni w doskonałych chmurach. Byli tam wszyscy nasi przyjaciele, dobrani w pary oprócz Oliwi
- To niesprawiedliwe.- zaczęła w pewnym momencie.- Czemu ja nie mogę mieć żadnego chłopaka?
- Ej, Liwka, spokojnie. Na wszystko jest czas i kiedyś znajdziesz swojego wilczka.- zaśmiał się Felix.
- Wątpię. Ale mam newsa.- zmieniła temat.- W środę, my wszyscy jedziemy na dwór.
- Serio?!- Michele zrobiła wielkie oczy.
- Tak.- wtrąciła Rozi.- Moja mama zaprasza nas ze względu "na dobre wyniki", choć znając ją, stęskniła się za mną, a sama jest tak zajęta, że szuka pretekstu, aby mnie zobaczyć.
- No to super.- Ash zatarł dłonie.- Może zobaczę też moich rodziców i małą Eve.
Trochę mi się przykro zrobiło. Ja już nie zobaczę więcej rodziców. A na pewno mamy. Czemu to tak boli? Ukochany dostrzegł, co się dzieje i przytulił mnie.
- Cii mała.- szepnął mi do ucha.- Nie smuć się, bo i moje serce pęka. Wszystko będzie jak ma być.
- To znaczy?- nie do końca rozumiałam.
- Spójrz na mnie.- uniosłam wzrok.- Życie samo w sobie nie jest piękne, dlatego jest ważne, aby samemu brać z niego co najlepsze.
Przytuliłam go mocno.
- Jesteś wspaniały. To było takie mądre i głębokie, że może kiedyś dorównasz mojemu tacie.- zaśmiałam się.
- Nie bez powodu mówi się, że mężów wybiera się po ojcu.- wyszczerzył się.
- Brakuje ci jeszcze talentu kulinarnego.- zaśmiałam się.
- No kurde dość.- udawał zdenerwowanie.- Kto umie dobrze gotować?
Rękę podnieśli Felix, Rozi, Oliwia i Felicja.
- A kto nauczy mnie gotować?- spytał znowu.
Wszyscy spuścili ręce.
- Nosz dzięki kurwa.- mruknął udając obrażonego.
- Poprosić ciocię Lili.- rzucił mój brat, dobierając się do Alice.
- O! Dobry pomysł.- uśmiechnął się i przytulił mnie, całując mój policzek.
- To co teraz robimy?- spytała Włoszka.
- Mafia.- wykrzyknęłam równocześnie z bliźniakiem.
Bawiliśmy się dobre dwie godziny, aż nie porwał mnie Jack. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Szliśmy, trzymając się za tece coraz głębiej w las. Nagle znaleźliśmy się na polanie z jeziorkiem. Otworzyłam szeroko oczy.
- Z jakiej to okazji?- spytałam patrząc na koc i świeczki.
- A czy zawsze jest okazja, żebym mógł zrobić romantyczny piknik?- odpowiedział pytaniem.
Spojrzałam w jego oczy, po czym gwałtownie wpiłam się w jego usta. Odpowiedział od razu, przyciskając mnie do najbliższego drzewa. Poprosił o wstęp, który mu od razu, bez wahania dałam. Pogłębił pocałunek, a nasze języki zaczęły walczyć o dominację. Nieświadomie włożyłem mu ręce we włosy i zaczęłam ciągnąć. On złapał mnie za uda i podniósł, na co oplotłam go nogami. Przegrałam walkę, ale taką porażkę to mogę mieć nawet codziennie z dziesięć razy. Całowaliśmy się dopóki nie zabrakło nam powietrza. Jednak Zeklos nie puścił mnie od razu. Patrzył mi głęboko w oczy, a ja jemu.
- Dziękuję Księżniczko. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Zmieniłaś moje życie i wprowadziłaś w nie szczere uczucia. Wiem w końcu co to miłość, radość, gdy budzisz się i widzisz cały swój świat w swoich ramionach, gdy ona jednym uśmiechem rozświetla mój dzień, wiem co to czysty związek bez sexu. Wszystko dzięki tobie. Dziękuję.
___________________________________________________________
Wiem, miał być wczoraj, ale nie miałam okazji. Ale będzie dzisiaj jeszcze jeden, dokładnie o 17. To już pewne. Co do bonusa... widzę, że zdania są podzielone co do kontynuacji, więc wpadłam na pomysł. Zmienię bohaterów i kiedyś zrobię z tego książkę na Wattpadzie. Kto ma, to wyczekuje po skończeniu bloga (tak, będzie kiedyś koniec, na który mam już pomysł.), a kto nie ma, ten niech se pobierze. 😉 To buźka kochani. 💖💖💖💖

4 komentarze:

  1. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli dobrze zrozumiałam to z tego bonusa chcesz zrobić później książkę na Wattpadzie. Tak??
    Tylko czemu chcesz zmienić bohaterów. Mi by się taki podobał.
    Ale nie możesz tego dać tego tutaj jakś nie lubie czytać na Wattpadzie.
    Ale tego bloga zostawiasz takim jaki jest. Prawda??
    Jak możesz wogóle myśleć o zakończeniu tego bloga.
    ~G&G~

    OdpowiedzUsuń
  3. Oszalałaś !!! Chcesz zakończyć tego bloga ??! Nie żartu nawet jak go zakończysz to co ja będę czytać !? Nie wolno ci go zakończyć nie wolno.!! I dodaj kolejna część tego opowiadania jest świetne niektórzy to ominą a inni przeczytają z wielką chęcią .

    OdpowiedzUsuń
  4. Albo jak skończysz to zrób drugi o Romitrze.

    OdpowiedzUsuń