Odprowadziła nas do pokoju Jack'a, gdzie walały się pudła.
- A co tu się dzieje?- spytała.
- Ja... no ten...- plątał się blondyn. - Zabieram resztę swoich rzeczy.- spuścił wzrok.
- Zostawiasz mnie.- w oczach dziewczynki pojawiły się łzy.- Już mnie nie kochasz, tak?
Szybko kucnęłam przed nią.
- To nie tak.- wytarłam jej krople z policzków.- On cię kocha. Bardzo. W końcu jak nie kochać takiej słodkiej księżniczki. Ale pokłócił się z rodzicami i kazali mu się wyprowadzić.
- Ale będziecie mnie jeszcze odwiedzać?- siorbnęła noskiem.
- Oczywiści.- obok nas pojawił się Zeklos.- Kocham Cię i zawsze będę, kiedy będziesz mnie potrzebować.
Przytulił ją, a wyglądało to tak słodko, że musiałam zrobić im zdjęcie. Dziewczynka usiadła na łóżku, patrząc jak chowamy resztę rzeczy. Nagle do pokoju weszła mama rodzeństwa.
- Hej, możemy porozmawiać. Na osobności.- spojrzałam wymownie na córkę.
Mała poszła do swojego pokoju.
- Dzieci, tak strasznie przepraszam za mojego męża. Ale niestety nie wszystko da się w nim zmienić.
- Nie musi pani...
- Jaka pani.- przerwała mi.- Jestem Ashley.
- W takim razie, Ashley, to nie twoja wina.
- Właśnie. Niech sam się pofatyguje.- burknął mój chłopak.
- Czyli jednak się wyprowadzasz?- rozejrzała się po pokoju.
- Sam mi kazał nie wracać.
- Wiesz, jaki on jest w złości. Przejdzie mu...
- Doskonale wesz, że to inna sytuacja. Moja noga nie powstanie w tym domu, dopóki on nie zaakceptuje mojego związku z Anastazją.- obiecał.
Kobieta wyraźnie posmutniała. Widać, że bardzo kocha swoje dzieci i zależy jej na nich. Mój ukochany wrócił do pakowania.
- Porozmawiam z nim.- szepnęłam morojce.
- Dziękuję. Dobre z ciebie dziecko.- uśmiechnęła się do mnie serdecznie.- Cieszę się, że to z tobą spotyka się mój syn. I jemu i Jessemu to dobrze zrobi.
- Mam nadzieję.- obie spojrzałyśmy na blondyna, pakującego książki.
- On dzięki tobie się zmienia. Tak, wiem jaki był wcześniej. Kocha cię.
- Wiem.
Kobieta ostatni raz popatrzyła na syna i wyszła. Podeszłam do lustra i zaczęłam poprawiać włosy. Za sobą zobaczyłam ukochanego, który klęczał przed łóżkiem, wpatrzony we mnie. Podniósł się z piłką od koszykówki i podszedł do mnie. Odwróciłam się do niego przodem.
- Ufasz mi księżniczko.- zapytał z cwanym uśmieszkiem.
To nie wróżyło nic dobrego, więc postanowiłam trochę się z nim podroczyć.
- A powinnam?- uniosłam jedną brew do góry.
- Mi?- poszerzył uśmiech.- Oj, nie radzę. Zamknij oczy.
Wykonałam jego polecenie. Poczułam, że obraca mnie w stronę zwierciadła.
- Tylko się nie bój i zaufaj mi. No i nie podglądaj.- zastrzegł.
- Ja si strach?- prychnęłam.- Chyba zapominasz z kim rozmawiasz.
Po ciepłym i równomierny powiecie na twarzy wiedziałam, że stoi centralnie przede mną.
- Nigdy bym cię nie zapomniał, ani nie pomylił z nikim.- szepnął mi do ucha, ma co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Po chwili poczułam, że unosi mi sukienkę. Ledwo powstrzymałam się od złapania go za dłonie. Jednak mu ufałam i jedynie szybciej zabiło mi sercem. Zeklos musiał to zauważyć, bo zaczął mnie uspokajać. Po chwili, na moim brzuchu poczułam, coś twardego, chropowatego i okrągłego. Na tą rzecz opadła sukienkę, a że ciągle miałam wrażenie jej parcia, wiedziałam, że to Jack ją trzyma. Po chwili chłopak stał za mną, przyciskając mnie do swojego torsu.
- Otwórz oczy.- szepnął.
Wykonałam polecenie i uśmiechnęłam się szeroko. Jak myślałam, pod ubraniem miałam piłkę, a moroj trzymał ją tak, że wyglądam jakbym była w ciąży. Wtuliłam się mocniej w niego.
- Kocham Cię księżniczko i nie wyobrażam sobie na twoim miejscu nikogo innego. Tylko z tobą czuję się szczęśliwy. I już nie mogę się doczekać, aż zamiast tej piłki, będzie tam mała istotka, owoc naszej miłości.- również się uśmiechał.
- Trochę sobie poczekasz.- ostrzegłam, łapiąc jego dłonie i pozwalając piłce spaść na podłogę.
Blondyn obrócił mnie przodem do siebie.
- I zrobię to, kochanie.- ucałował mnie w dłonie.- Bo cię kocham.
Wciąż uśmiechnięty wrócił do pakowania, a ja całą w skowronkach usiadłam na łóżku.
- Kto by pomyślał, że z ciebie taki romantyk.- rozmarzyłam się.
- Zawsze taki byłem, tylko czekałem na kobietę, która się o tym przekona.- usiadł obok mnie i złączył nasze dłonie.
- Jack.- uznałam, że to najlepszy moment.- Myślę, że nie powinieneś się wyprowadzać.
- Wiedziałem.- wstał i zaczął chodzić w kółko po pokoju, szarpiąc się za włosy.
- Twoja mama ma rację. I tak tu nie mieszkasz, a mu kiedyś przejdzie. Nawet możesz jeździć beze mnie.
Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wrócił na poprzednie miejsce i popatrzył mi prosto w oczy.
- Bez ciebie tym bardziej tu nie przyjadę. Musi się przyzwyczaić. Ale nie chcę mieć z nim nic do czynienia. To zapatrzony w siebie skurwiel. Obiecałem, że tu nie wrócę i obietnicy dotrzymam. Już za dużo razy mu odpuszczałem.
- Ale pomyśl o twojej mamie i siostrze. One bardzo Cię kochają. I co? Zostawisz je przez jakieś głupie humorki ojca.
- On nawet nie zasługuje,aby tak go nazywać.- warknął.
- Ciesz się, że nie jest taki jak mój dziadek. Naprawdę zastanów się. Mówiłeś, że dawno byś się od niego odciął, gdyby nie matka i Molly. A teraz...
- Nie rozumiesz, że już za dużo zrobił mi krzywdy!- podniósł głos.- Zabraniał mi wszystkiego co sprawiało mi radość, a nie było związane z arystokracją. Oprócz sportu, nie mogłem chodzić do skateparku, na rower, oglądać telewizji. Ledwo udało mi się tutaj przemycić kosz. I tak nie ma wstępu do mojego pokoju, uczyć się rzeczy, nie potrzebnych do bycia "księciem".
- Ja nie wiedziałam.- zrobiło mi się przykro i go przytuliłam.- To twoja decyzja i ty ją podejmiesz.
- Dużą część dzieciństwa uczyłem się innych języków, zachowania względem członków innych rodów, królewskiego życia i takich tam.- wtulił się we mnie.- To przez tego skurwiela nie miałem kurwa żadnego dzieciństwa. Dlatego chcę dać to wszystko, czego nie miałem siostrzyczce. Kocham ją całym sercem i chcę żeby była szczęśliwa. Jest moim oczkiem w głowie.
Podniosłam mu twarz i otarłam jego łzy.
- I jest szczęśliwa.- uśmiechnęłam się do niego.- Jesteś jej autorytetem i bardzo jej na tobie zależy. Jesteś wspaniałym bratem.
- Dziękuję Anastazja.- uśmiechnął się do mnie, wybierając policzki.- Jesteś wspaniała. Kocham Cię.
Pocałował mnie z miłością i wdzięcznością. Po chwili się od siebie odsunęliśmy, ale w ciąż byliśmy blisko. Patrzyłam w jego cudowne oczy, stykając się z nim czołami.
- Chodź.- przerwał tą chwilę milczenia.- Sam tych kartonów nie zniosę.
Pfff.... Tak od razu o dziecku on mówi? Nie żeby coś, ale to chyba za szybko 😂 Czekam na DIMKĘ, życzę weny i czekam na następny rozdział 😘😉😠😘
OdpowiedzUsuńSłodziak
OdpowiedzUsuńSłodko. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuń