wtorek, 27 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 353

Po pysznym obiedzie, przyszedł czas na deser. Przede mną stał pięknie przystrojony talerz z trzema lukrowymi liliami w papierku do babeczek, dzięki którym sprawiały wrażenie kwiatów w doniczkach.
- O mój Boże! Wy to zrobiliście.- nie przestają mnie zadziwiać.- Aż szkoda mi to zjeść, takie piękne.
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.- zażartował mój mąż.
Ale ja to uznałam za wspaniały pomysł i wyciągnęłam komórkę. Mina strażnika: bezcenna.
- Dalej nie wiem, czy to zjem. Zdjęcie nie oddaje tego piękna.
- No wiesz co?! Mojego nie zjesz?! Obrażę się.- popatrzył na mnie maślanymi oczkami.
- No skoro prosisz...- ułamałam kawałek listka i wzięłam do ust.
To było boskie. Jak jakaś Ambrozja nigdy czegoś takiego nie jadłam. Samo rozpuszcza się w ustach, zostawiając słodki smak. Ogarnął moja ciało, dochodząc do najgłębszych zakamarków mojej świadomości. Boże, jak ja kocham kuchnię tego człowieka. Gdy wróciłam do siebie, zauważyłam pusty talerz.
- Smakowało?- spytał Rosjanin.
- Nie do końca wiem, co powiedzieć.- zawiesiłam się na chwilę.- To jest B O S K I E! Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale po raz kolejny zabrałeś mnie do naszego nieba.
Uśmiechnął się, patrząc na mnie z miłością. Po chwili wstał i odsunął moje krzesło. Trzymając się za ręce, poszliśmy na przedpokój, gdzie pomógł mi założyć mój prochowiec. Kiedy chciałam zdjąć szpilki, aby przebrać je na kozaki, on podniósł mnie, posadził na szafce i sam mi zmienił buty. Następnie uwięził mnie między swoimi rękoma i patrzył uważnie na moją twarz. Na sekundę wzrokiem zjechał mi na usta, ale to wystarczyło, abym poczuła pragnienie pocałunku. Przygryzłam dolną wargę i nie musiałam długo czekać ma jego ruch. Po chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Oderwaliśmy się dopiero, gdy zabrakło mi powietrza.
- Kocham Cię Roza.- ukochany mruknął mi do ucha.- Ale teraz musimy iść.
Podał mi dłoń, którą od razu złapałam i zwinnie zeskoczyłam z półki na buty. Przepuścił mnie w wejściu, po czym zaprowadził do auta, gdzie otworzył przede mną drzwi.
- Powiesz mi, gdzie jedziemy?- spytałam, kiedy mój mąż odpalał silnik.
- A masz jakieś specjalne życzenie?- spojrzał na mnie ciekawy.
- Zdam się na ciebie.
- To pójdziemy zrzucić trochę tego co zjedliśmy.- oznajmił przedstawiając drążek w skrzyni biegów i ruszył.
- Czyżbyś sugerował, Towarzyszu, że jest mnie za dużo?- udałam oburzenie.
- Dla mnie zawsze będziesz idealna.- odpowiedział wymijająco, kładąc dłoń na moim udzie.- Ale ja stosuję się do zasady, lepiej zapobiegać niż leczyć.
- No. Przede wszystkim na początku naszej znajomości.- palnęłam bez zastanowienia.
- Może trochę. Wiesz, że chciałem dobrze.- westchnął.
- Tak, wiem. Przepraszam, nie powinnam tego mówić. Nie chciałam psuć takiego miłego dnia.
- Ja bym powiedział że to noc.- zmienił temat, uśmiechając się, jakby nic się nie stało.
- Zależy jak kto patrzy. Fajnie byłoby mieć teraz kabriolet.
- Zachciało się oglądać gwiazdy?- zakpił sobie.- Nie wiedziałem, że z ciebie taka romantyczka.
- Śmiej się, śmiej, ale każda kobieta w pewnym stopniu jest romantyczką. Cecha gatunkowa. Tak jak każdy facet jest zboczony.- wzruszyłam ramionami.
- Nie każdy.- obruszył się.
- I mówi to wiecznie niewyżyty tygrys.- zaśmiałam się.
- Tylko twój, kotku.- popatrzył na mnie i poruszył brwiami.
Na jego gest wybuchłam głośnym śmiechem. Reszta drogi minęła nam w miłej atmosferze. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed klubem.
- No, no. Dyskoteka to ostatnie miejsce, w które spodziewałabym się, że mnie zabierzesz.
- Powiem tak. Przez ciebie popadam w alkoholizm.- odpiął pasy i wyszedł.
- Wypraszam sobie, ale ja cię do picia nie zmuszam.- otworzyłam drzwi, ale zanim stanęłam choć jedną nogą na ziemi, po mojej prawej pojawiła się dłoń strażnika.
Skorzystałam z jego pomocy, a następnie wziął mnie pod ramię.
- Ale zanim się poznaliśmy, nie miałem okazji do picia.- uparł się.
- Bla, bla, bla. Szukasz winnego swojej słabej woli.- uznałam, gdy weszliśmy do lokalu
- Co nie zmienia faktu, że wcale mi nie pomagasz.
- Chcesz pomocy?nie ma sprawy. Sprawię, że już nigdy więcej się nie upijesz.- zajęliśmy miejsce na jednej z kanap.
- Od następnego razu.
- O nie, nie, nie. Albo od teraz, albo w ogóle.
- Mam przerąbane, co nie?- spojrzał na mnie zbolałą miną.
- Nie będzie tak źle. Pić ci nie zabronię, tylko ochronię cię przed AA.
- Teraz mogę być pewny, że przy tobie nic mi nie straszne.- żartował, a ja się roześmiałam.- Obronisz mnie przed wszystkim. To może skoczę po coś do picia?
- Jasne. Mi coś mocniejszego.- poprosiłam, gdy wstał.
- A nie mieliśmy czasem ćwiczyć silnej woli?
- Twojej. A ja chcę się zabawić. Wiesz jak dawno nie obudziłam się nic nie pamiętając z pulsującą głową? Przez ciebie popadłam w abstynencję.
- Ja ci nie zakazywałem pić.-bronił się.
- No sama się na pewno nie zapłodniłam. Tego mi nie wmówisz. A teraz idź po te drinki, bo nocy nam zabraknie.
Czekając na niego, poczułam, że robi mi się ciepło. Przypomniałam sobie, że wciąż jestem ubrana w prochowiec, gdy ten należący do Rosjanina leży ładnie złożony obok. Swój także położyłam na oparciu i usiadłam wygodnie z nogą na nogę. Po chwili ktoś zajął miejsce obok, ale nie poczułam zapachu wody kolońskiej, za to sporej ilości alkoholu. Niby od niechcenia odwróciłam się do nieznajomego.
- Chyba pomyliły się panu stoliki.- powiedziałam stanowczo.
- Takiego anioła nie da się pomylić z nikim innym. Co taka piękna kobieta robi tu sama?- przybliżył się, kładąc dłoń na moim odsłoniętym kolanie, którą natychmiast strzepnęłam.
- Trzymaj łapska przy sobie, jeśli chcesz rozmawiać. Choć ja już nie chce, więc żegnam. I uprzedzam, bo zaraz mój mąż tu wróci.
- Musi być szczęściarzem. Ale musi też być wielkim głupcem, skoro zostawił cię samą i nie obrazi się, jeśli podzielę się zdobyczą.- dłoń tego oblecha na nowo dotknęła mojego kolana, a on sam zaczął się niebezpieczne zbliżać.
- Ale ja się obrażę.- warknęłam oddychając go od siebie.- Zostaw mnie!
Dałam mu z liścia.
- O ty suko!- rzucił się ba mnie, ale ja go walnęłam w ten krzywy nochal.
Pewnie nie jestem pierwszą osobą, która tak zrobiła, sądząc po kształcie jego nosa. Patrzył na mnie oniemiały, a na sekundę w jego oczach zabłysł gniew. Ma sekundę, bo później zastąpił go strach, gdy wpatrywał się w coś, za moimi plecami. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto to. Otulił mnie słodki zapach. Nagle koło mnie pojawiły się dwie szklanki, a strażnik stał już za intruzem.
- Nie rozumiesz, gdy kobieta mówi NIE?!- warknął.- To zrozumiesz, jak mężczyzna mówi, wara od mojej kobiety.
Zaskoczył mnie, gdy uderzył opryszka w twarz i powlókł do wyjścia. Po chwili wrócił, choć nadal był spięty. Postanowiłam trochę go rozluźnić. Przez ten czas zdążyłam już wziąć kilka łyków napoju, ale jeszcze na mnie nie działały niestety. Przysunęłam się do ukochanego i wtuliłam w niego. Objął mnie i poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają.
- No to czas zacząć zabawę.- powiedziałam sekundę przed tym jak wpiłam mu się w  usta.

3 komentarze:

  1. Czy to normalne jeśli powiem, że lubię jak Rose i Dymitr kogoś tłuką? 😂☺
    Super rozdział, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuuu grubo. Lubię takiego Dimke. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę żeby było więcej takich sytuacji, że Dymitr broni Rose... To takie słodkie

    OdpowiedzUsuń