- Yhym..- chłopcy przyznali jej rację.
- Nigdy nie lubiłam tej roboty.- oświadczyłam, leżąc obok na podłodze.
- Dziękuję, że nam pomogliście. Inaczej pewnie siedzieli byśmy tu do rana.- dodała królowa
- No, muszę przyznać, że nawet Rose choć raz się do czegoś przydała.- zaśmiał się Christian.
- Przypomnieć ci, ile razy ta "bezużyteczna" Rose uratowała ci ten Ozerowski tyłek?- spojrzałam na niego gniewnie, między sterami papierów.
- Przykro mi chłopie, ale muszę przyznać jej rację.- westchnął z żalem Dymitr, kończąc wypełniać ostatni pergamin. Z nas wszystkich wyglądał na najmniej zmęczonego.
- Nie wiem, jak wam dziękować.- przyznała moja przyjaciółka.
- Bez przesady, Liss.- podniosłam się do siadu.- Przecież ciągle ci powtarzam, że na mnie zawsze możesz liczyć.- i znowu się położyłam.- Towarzyszu...
- Tak Roza?- spytał, dając papier do podpisu królowej.
- Nic mi się nie chce.
Reszta się zaśmiała. Po całym pokoju walały się dokumenty dotyczące ślubów, ustaw, ważnych wydarzeń, ogłoszeń i przemówień. Przed oczami latały mi litery, a wykaz strażników, organizacji i różnych tego typu zgromadzeń znałam chyba na pamięć.
- Raczej zostańcie tu na noc, bo dzieci i Lili śpią.- powiadomiła nas moja przyjaciółka.
- Pomóc wam je poukładać?- spytał mój ukochany.
- Bielikow, mało ci tych druczków?- spytał z niedowierzaniem Christian.
- Mi tam obojętne, a widzę, że wy ledwo co się ruszacie. Więc to zrobię.- nie czekając na nic, zaczął przeglądać dokumenty i robić różne kupki.
- Tu mam budżet Dworu.- podałam mu najbliższą sobie kartkę i przeglądałam inne.- Spis ofiar w tym kwartale.
- Prośba o ślub.- dołączyła do mnie Blondyna.- I kilka kolejnych.
- Dobra, olać lenistwo, będę mężczyzną i pozbieram księgi.- mąż Królowej również się zmotywował do wysiłku.
I tak nasi mężczyźni latali po pokoju i wszystko zbierali, a my podawaliśmy im najbliższe dokumenty. Nie mogłam ukryć zmęczenia. Bo nawet na to nie miałam siły. Najwięcej papierów było przy Lissie, bo to ona wszystko podpisywała. Pół godziny później wszystko było posegregowane. Ziewnęłam leżąc z rękoma pod głową, a obok mnie położył się w ukochany.
- Jak tam?- spytał, uśmiechając się do mnie.- Wygodnie?
- Może być, ale lepiej było na tych papierach. Podłoga jest strasznie twarda.
Zobaczyłam, że Liss leży oparta na Christiane. Sama położyłam głowę na piersi Dymitra. On się tylko cicho zaśmiał i objął mnie ramionami. Zrobiło mi się tak ciepło i wygodnie, że oczy same mi opadły.
- Już lepiej?- spytał.
- Yhym.- tylko tyle mogłam powiedzieć.
- Coś mi się zdaje, że naprawdę zostaniemy na Dworze.- zachichotał.
- Nie trzęś się tak, bo spać nie mogę.- zmusiłam się do otworzenia oczu i od razu na moich ustach pojawił się uśmiech.- Zaniesiesz mnie do pokoju? Bo nie mam siły iść.
-Jasne Roza.- podniósł się, a ja jęknęłam z niezadowolenia.
Po chwili znalazłam się w ciepłych objęciach strażnika.
- Okey, to my już pójdziemy.- powiadomił małżeństwo Rosjanin.
- No to pa.- usłyszałam Ozerę i cichy pomruk Liss.
Pewnie jest w takim samym stanie co ja. Ukochany puścił mnie tylko, żeby otworzyć drzwi, a później nawet na chwilę nie zwolnił uścisku. Gdy wtuliłam się w niego, czułam się bezpieczna. Jak małe, zagubione dziecko, które w końcu odnalazło drogę. Ale nie byłam słaba, wręcz przeciwnie. To tylko dodawało mi siły. Miłość uskrzydla. Z tą myślą zasnęłam. Obudził mnie jakiś hałas. Dymitr zerwał się z łóżka i rozejrzał dookoła. Przysłoniłam się kołdrą, bo poczułam lekkie zimno. Zauważyłam, że strażnik się rozluźnił, czyli nie ma żadnego zagrożenia. Potrzebowałam chwili, aby rozeznać się w sytuacji. Musiałam zasnąć na rękach męża, a teraz leżę na łóżku w samej bieliźnie. Musiał mnie położyć i rozebrać. To nie nasza sypialna. To ale znajomy pokój. Nasze stare mieszkanie. A ten hałas? Nagle usłyszałam płacz Nastki, więc zrzuciłam z siebie okrycie i ignorując chłód podłogi, poszłam do łóżeczek. Wyciągnęłam małą i zaczęłam ją kołysać, aż się uspokoiła. W tym czasie podążałam wzrokiem za Bielikowem, który szedł w stronę okna. Było otwarte, więc mój ukochany je zamknął. Podniósł coś z ziemi i zaczął oglądać. Odłożyłam córeczkę, uśmiechając się do niej i chwilę zabawiając jej lewkiem. Gdy na nowo zasnęła, pocałowałam ją w główkę i przykryłam kocykiem, który zrzuciła. Pewnie chłód ją obudził. Upewniłam się, że oboje śpią i podeszłam do męża przy oknie. Czytał coś na pogiętej kartce. W drugiej ręce ważył cegłę.
- Jak to możliwe, że okno zamiast się zbić, to się otworzyło?- zdziwiłam się.
Dymitr zmarszczył czoło, jakby wyrwała go z wielkiej zadumy.
- Musiałem go nie dotknąć.- odpowiedział.
Nie spodobał mi się ton jego głosu. Coś go martwiło. Weszłam mu pod ramię i zabrałam list. W czasie, gdy czytałam, on mnie objął.
Drodzy Rose i Dymitr.
Nie myślcie, że tak łatwo się mnie pozbyć. Ale to, że mnie Dymitr nie zabiłeś od razu, będzie waszym przekleństwem. Kiedyś w końcu dorwę Rose i opłacę ci się synku za wszystko. Ale nie szukajcie mnie, bo tylko stracicie czas. Jak będę chciał, to się spotkamy. Pozdrówcie ode mnie Olenę i dziewczynki.
Randall
Za ostatnie zdanie miałam ochotę go dorwać i rozszarpać na strzępy. To była sugestia, że będą jego celem.
- Nie pozwolę mu nikogo skrzywdzić.- obiecał strażnik, całując mnie od tyłu w głowę.
- Dziewczyny muszą jak najszybciej wyciągnąć od Marka, kim jest pierwszy chłopak Oleny.- myślałam na głos.- On może je chronić cały czas.
- A jeśli naprawdę jej nie kocha?- podważył mój pomysł.
- Towarzyszu,- odwróciłam się do niego przodem.- ile razy, kiedy mówiłeś, że mnie nie kochasz, była to prawda?
- Ale nie możesz mierzyć wszystkich naszą miarą. Każdy jest inny.
- Ich mogę.- upierałam się.
- Czemu?
- Bo tak.
- Roza...
- O nie Towarzyszu. Ja wiem, że mam rację. Nie pytaj skąd. Kobieca intuicja, ale ty tego nie zrozumiesz.
- To choć teraz spać ty moja intuicjo.- mruknął mi do ucha, łapiąc za biodra.
Moja chłodna skóra na jego ciepłe dłonie zareagowała gęsią skórką.
- Widzę, że ktoś tu czuje niedosyt.- zachichotałam, gdy mnie podniósł i zaniósł do łóżka.
- Za ten tekst należy ci się kara. Gdyby dzieci byłyby w pokoju za dźwiękoszczelną ścianą, przeleciałbym cię tak, że przez cały dzień i pół następnego nie mogłabyś chodzić, a twoje krzyki słychać byłoby na drogim końcu Dworu.
- I ty liczysz, że po takim czymś spokojnie zasnę i wytrzymam do jutra?- jego słowa wywołały u mnie przyjemnu dreszcz podniecenia.
- Spokojnie. Wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr.
- Trzymam cię za słowo, Towarzyszu.
Randall... Idiota! Dajcie migo! No dajcie! Ja sie nim zajmę!
OdpowiedzUsuńNoooo, gorąco tu sie zaczyna robić! Z całego serca wierzę że on nie rzuca słów na wiatr!
Życzę weny i czekam na kolejny!!!
Ojoj zrobił się gorąco, ale jestaka jedno ale. Randall!!!! Niech ten dureń zostawi ich w spokoju. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuń