Już od prawie dwóch miesięcy mam służbę i jest wspaniale. Krok w krok chodzę za Lissą i dbam o jej bezpieczeństwo. Czyli robię to o czym marzyłam prawie dwadzieścia lat. Jeśli chodzi o dzieci, to są wspaniałe. Raczkują jak szalone, więc nic się nie zmieniło. Jedynie czasem zaczynają stawać na nóżkach, ale tylko podtrzymując się mebli lub Bianki. Co do ich zdolności, to nic nowego się nie pojawiło. Zostajemy przy lewitacji, wpływie i uzdrawianiu. Tasza i Pablo spędzili u nas tydzień. Trochę dziwnie się czuję ze świadomością, że niedoszła kochanka mojego męża, urodzi jego brata i wujka naszych maluchów. No ale co poradzić. Tak chciał los. Pewnie zastanawia was, co teraz robimy. Otóż pakujemy się. Mamy wolne na cały tydzień, dzięki mnie. Za cztery dni będzie wszystkich świętych, a wiem, że tradycja odwiedzania grobów bliskich jest ważna dla Dymitra, zwłaszcza po dość niedawnej śmierci babci. Oczywiście sam mi tego nie powiedział i wręcz musiałam go zmusić do urlopu. Uparty pracoholik. Ale i tak go kocham. Wszystkiego dowiedziałam się od Oleny i to ona zaprosiła nas do Rosji.
- Rose, długo jeszcze?- spytał mój ukochany przez komunikator.
- Myślę, że szybciej było by gdybyś tu przyszedł i mi pomógł.- zauważyłam.
Choć dźwiękoszczelne ściany niekiedy się przydają, to w rozmowie przez pół domu są bezużyteczne. W odpowiedzi tylko westchnął, a po chwili na korytarzu usłyszałam kroki. Chciałam już rzucić, że obejdzie się bez jego łaski, ale wiedziałam, że nie prawda. Rosjanin podszedł, przytulił mnie od tyłu i pocałował w kark, a moje zdenerwowanie odeszło w niepamięć.
- Co mogę zrobić dla mojej pięknej żony?- spytał nie zaprzestając czynności.
- Zając się swoją księżniczką.- głową wskazałam na dziewczynkę bawiącą się teraz sznurówkami od butów taty.
- Choć malutka do tatusia.
Gdy strażnik ją podnosił, wydała z siebie zadowolony bełkot.
Ja w tym czasie kończyłam przebierać synka.
- I teraz jesteśmy czyściutcy i gotowi do drogi, prawda?- uniosłam chłopca i nosem potarłam jego nosek.
Chłopiec się zaśmiał, więc i ja nie mogłam zostać poważna. Nastka ciągle się wierciła i interesowało ją dosłownie wszystko w pokoju.
- Skarbie, możesz przestać się wiercić, bo tatuś chce cię wyszykować do drogi?- mój mąż powoli się niecierpliwił.
- O tak. Na nią to trzeba mieć sposób.- poprawiłam Felixa na rękach.
Wzięłam misia i pomachałam nim nad głową córeczki. Ta wpatrywała się w niego, jak zaczarowana, a Bielikow mógł w spokoju skończyć ją przebierać.
- Gotowe.- połaskotał dziewczynkę i wziął ją na ręce.- A teraz chodźmy bo się spóźnimy na samolot.
Założyliśmy szelki i włożyliśmy do nich dzieci. Wolnymi dłońmi złapaliśmy za rączki walizek, po czym zeszliśmy na dół, do samochodu. Gdy wszystkiego było już spakowane, a dzieci i pies grzecznie siedziały z tyłu, odpaliłam i ruszyliśmy na lotnisko. No bo jakbyśmy mogli nie wziąć Bianki? Na miejscu oddaliśmy suczkę obsłudze, a oni zaprowadzili ją do części dla zwierząt. Nie chciała iść, plącząc się między naszymi nogami i z tak błagalnym wzrokiem, że aż chciałam wziąć ją na ręce i trzymać do końca lotu.
- Spokojnie mała.- kucnęłam przy niej.- Tam będziesz bezpieczna, a za kilka godzin znowu się spotkamy.
Słuchała uważnie moich słów, przekrzywiając głowę na lewo. Jest u nas na tyle długo, abym zdążył zauważyć, że nas rozumie. To pewnie kolejny efekt uboczny więzi: lepszy kontakt ze zwierzętami. Zamiast się nas bać, jako dampirów, one nie tylko są ufne, ale i zachowują się jakby rozumiały co się do nich mówi.
- Może z panią zobaczysz się za parę godzin, bo ja przyjdę do ciebie, jak tylko będę mógł.- mój ukochany poczochrał ją po główce, a ona zaczęła radośnie na niego skakać, gotowa do zabawy.
My z Lili ją rozpieszczamy, Dymitr się z nią zazwyczaj bawi w ganianie, przeciąganie liny i delikatne szarpanie tak, że niekiedy ma lekki ślady jej pazurów na rękach. Za to maluchy robią z nią co chcą. Często chodzi za nimi krok w krok, jakby ich pilnowała. Dzieci bardzo lubią jej miękką sierść i się do niej przytulać. Często nawet tak zasypiają. Wtedy suczka przytula je bardziej i co chwilę liże. Traktuje je jak własne szczeniaki. Gdy zaczynają płakać, biegną do mnie lub Rosjanina, zależy kto jest bliżej. Za to maluchy odwdzięczają się jej tym, że dzielą się posiłkiem. Dajemy im chrupki kukurydziane, to połowę dadzą psu i cieszą się, że je.
Po naszych słowach trochę się uspokoiła i poszła grzecznie za panem, a my ruszyliśmy na odprawę. Zajęliśmy wygodne miejsca w samolocie i czekaliśmy na start. Dzieci zaczęły się niepokoić, gdy się wznosiliśmy. Ostatni i równocześnie pierwszy raz leciały jak miały koło miesiąca. Teraz są starsze i więcej rozumieją. Razem z mężem zabawialiśmy je, żeby odwrócić ich uwagę. Kiedy już lecieliśmy stabilnie, odpięliśmy pasy.
- Roza, możesz się przespać.- zaproponował mój ukochany.
Odpowiedzią zdziwiłam i jego i siebie.
- Nie chce mi się.
Dymitr spojrzał na mnie zdziwiony. Ale taka była prawda. Wolałam oglądać wyczyny naszych skarbów. Każdy ich ruch, gest, wydany odgłos jest dla mnie czymś nowym. Zaskakuje mnie jak takie małe istotki szybko rosną, uczą się nowych umiejętności, poznają świat.
Podczas podróży, brzdące rozglądały się ciekawe dookoła.
- Patrz. Co tam jest?- zapukałam w okno.
Nastka dotknęła go rączkami, patrząc na daleką ziemię i chmury. Zaśmiała się i spojrzała na mnie. Strażnik w tym czasie poszedł odwiedzić Biankę, tak jak obiecał, a Lili rysowała coś na kartce. Uwielbiała kolorowanki. Po jakimś czasie maluchy zasnęły, a ja chwilę po nich, wtulona w, nawet przez koszulkę, ciepły tors Bielikowa.
- Śpij dobrze, Roza.
Chciałam już za przeżyć, ze nie śpię, a jedynie odpoczywam, jednak w tym momencie... zasnęłam. O ironio.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobranoc Roza
OdpowiedzUsuń