sobota, 27 stycznia 2018

Na wieczność

Siedzę w tym apartamencie nie wiadomo ile, nie wiadomo po co i nie wiadomo jakim cudem jeszcze żyję. A nie. To ostanie wiadomo. Żeby mnie przemienić. Ha! Dobre sobie. Nigdy nie stanę się dobrowolnie strzygą. Może pomarzyć. Więc mógłby mnie normalnie zabić, a nie sobie jeszcze jakieś nadzieje robi. Strzygą w ogóle jakieś ma? A czy to ma znaczenie? Straciłam mojego Towarzysza i już nigdy go nie odzyskam. Moje przemyślenie przerwało wejście Dymitra do pokoju.
- I jak, Roza, zmieniłaś zdanie?- spytał z cwanym uśmiechem.
Prychnęłam.
- Nie i nie zamierzam - powiedziałam hardo.
- Czemu tak uparcie przy tym trwasz? Pomyśl o zaletach tego.
- No, bo nie ma to jak być mordercą pozbawionym sumienia - zaśmiałam się bez kszty radości.
Zmrużył oczy
- Nie nazwał bym się mordercą. Po prostu próbuję przetrwać. Pomysł tylko- usiadł na kanapie, gdzie siedziałam z podkulonymi nogami.- Ty i ja, na zawsze razem. Przejmiemy władzę, albo uciekniemy stąd. Nic nie będzie już stało na przeszkodzie naszego związki.
- Nie mogę być z kimś, kto mnie nie kocha - fuknęłam.
- Roza, może nie dam ci miłości, ale gdy już będziesz strzygą, to nie będzie mało dla ciebie znaczenia. A pragnę Cię z równą siłą co zawsze. Będziesz silna, niezależna. Nikogo nie będziesz musiała bronić, za nikogo odpowiadać. A razem będziemy niepokonani. Zrozumiesz, że bycie strzygą nie jest złe. Wszyscy to wyolbrzymiają, bo nie znają prawdy. A ja jestem w stanie ci ją pokazać. Jestem taki sam. Nadal. Tylko mądrzejszy. Dotychczas pili z Ciebie, teraz ty będziesz mogła pić z innych. Będziesz najlepszą strzygą, na zawsze ze mną. Ty i ja. Wieczne. Niczego ci nie zabraknie, będziesz królową.
- A przyjaciele?- pytam niepewnie.
Nie powiem, kuszące, ale nie! Nie mogę! Nie zostawię Lissy.
- Przyjaciele - prychnął.- Jacy? Wasylisa, która sobie spokojnie siedzi w akademii, albo baluje na dworze? To jest miłość? Ty narażasz się, przez cały świat do mnie jechałaś, zawsze jesteś w stanie wszysko dla mnie i Lissy poświęcić. A ona nie dość, że nie pojechała z Tobą, to jeszcze chciała cię siłą zatrzymać. Ja nagrodzę cię Roza. Przyłącz się do mnie, zostań moją królową. - wyciągnął do mnie rękę, patrząc na mnie wyczekująco.
Już chciałam prychnąć i zaprotestować, ale się powstrzymałam. Może ma rację. On by nigdy tak nie zrobił na jej miejscu. By mnie wspierał, doradzał, pojechał ze mną. Zawsze był, gdy go potrzebowałam. Dalej jest, dba o mnie, mam wszysko co najlepsze. Czy mam jeszcze kogoś, po za nim? Lissa nawet się o mnie nie troszczy, tylko o to, czy będzie mieć strażniczkę, która odbierze jej mrok. Nie zastanawia się co u mnie, czy żyję. Ani razu nie zadzwoniła. Ma nową przyjaciółkę. W tym czasie Dymitr mnie znalazł, wziął tutaj i chroni przed innymi strzygami. Chce mnie przemienić. Bym była na zawsze z nim. Czy to będzie lepsze? Nie wiem. Będzie inne. Co mam do stracenia? Duszę, która jest pusta, odkąd straciłam tego mężczyznę. Patrzę na niego i widzę te same oczy, tylko małe, czerwone obwódki, ale czy to ważne? Te same włosy, to samo ciało. Nie myślą co robię, wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam go po chłodnym policzku, aż do włosów. Przymknąć oczy i zamruczał. Kiedy je otworzył, nie widziałam miłości. Ale już to mnie nie obchodziło. Miał rację, cholerną rację. Jest moim wszystkim i jeśli go nie będzie, nie będę miała nic. Albo mogę mieć go na wieczność dla siebie.
- Zgadzam się - powiedziałam pewnie.- Chcę, żebyś mnie przemienił.
- Dobrze Roza - uśmiechnął się. - Chodź  do mnie.
Na czworakach podeszłam do niego i usiadłam między jego nogami, opierając się plecami o jego tors. Zadrżałam, gdy odgarniając mi włosy z szyi, musnął opuszkami palców moją skórę. Serce przyspieszyło swój rytm. Teraz już nie ma odwrotu. Bałam się tego, ale już podjęłam decyzję. Poczułam jego chłodny oddech i zamknęłam oczy. Przeszył mnie ból, który natychmiast zamienił się na przyjemność. To było cudowne. Choć pił moja krew już od jakiegoś czasu, wciąż tak samo na mnie działało. To było tysiąc razy silniejsze od ugryzienia moroja. Endorfiny całkowicie przejęły władzę nad moim umysłem. Po woli zaczęłam tracić kontrakt z rzeczywistością, aż nie pochłonęła mnie ciemność.

***

Obudziłam się na czymś miękkim. Coś się zmieniło. Słyszałam nowe dźwięki, czułam intensywniejsze zapachy, w tym zapach krwi. Otworzyłam oczy, biorąc głęboki oddech. Gardło miałam suche, jakbym tydzień nic nie piła. Odwróciła się na bok i zaczęłam kaszleć. Wzrokiem szybko odszukałam szklankę z czerwoną cieczą i wypiłam ją jednym haustem. Z ulgą usiadłam na łóżku, jednak wciąż było mi mało. Zaczęłam instynktownie szukać pożywienie. Dopiero teraz zauważyłam obok Bielikowa z chytrym uśmiechem, jednak olałam go. Wiedziałam, że gdzieś tu znajdę więcej krwi. Weszła do salonu, gdzie znalazłam to, co szukałam. W rogu siedziała wystraszona morojka. Nie trudziłam się na żadne pogaduszki, po prostu w szybkim tempie znalazłam się przy niej i wbiłam zęby w jej gardło, rozrywając je. Kw ciekła mi po brodzie, gdy wypijałam z niej życie. Gdy skończyłam, rzuciłam ciało w kąt i otarłam usta. Przeklnęłam głośno. Pobrudziłam ulubioną bluzkę. Odwróciła się, słysząc za sobą oklaski. W przejściu między salonem, a sypialnią o framugę opierał się Dymitr. Dopiero teraz mu się przejrzałam dokładniej. Nie czułam miłości, ale pożądanie jak najbardziej. Podeszłam do niego kocim krokiem, z kusicielskim uśmiechem. Złapał mnie za biodra, gdy tylko podeszłam i położyłam dłonie na jego torsie.
- I jak ci się podoba nowe, lepsze życie, Roza? - zamruczał, całując mnie po szyi.
- Cudownie - szepnęłam mu do ucha. - Ale chyba trochę za mało mi jeszcze wrażeń.
- Czego chcesz jeszcze od nie życia, skarbie?
- Ciebie we mnie- wzdycham z przyjemności, dając mu lepszy dostęp. - Za dużo czasu minęło pod naszego pierwszego razu.
- Też tak sądzę.
Podniósł mnie i zniósł do sypialni. To było coś cudownego. Tyle emocji, namiętności, czystego pożądania i zero delikatności. Jednak na tym się nie skończyło. Wciąż było mi go mało. Uprawialiśmy sex wszędzie, gdzie się dało. Raz on dominował, raz ja. I tak przez cały dzień. Nie zważając na nic. To był nasz czas, który wszysko wynagrodził. Po wielu godzinach, w końcu postanowiliśmy zakończyć zabawę. Znaczy na teraz. Dymitr jest tak świetny w łóżku, że jeszcze do tego wrócimy.
- Teraz Roza, musimy iść do Galiny - oświadczył Dymitr, gdy się ubieraliśmy.
- Nic nie musimy - prychnęłam rozzłoszczona. - Sam mówiłeś, że przejmiemy tu władzę. Pozwolisz, że zacytuję "razem będziemy niepokonani". Jestem niezależna i to ja decyduję, z kim się będę spotkać. I na pewno nie będzie to teraz Galina - usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję.
- Roza - stanął za mną i zaczął masować mi ramiona.- Jeszcze ją zabjemy. Ale na razie musimy być jej posłuszni, kocico. Inaczej to dla nas to się źle skończy.
Westchnęłam i wstałam.
- Niech ci będzie - warknęłam.- Ale następnym razem nie będę tak potulna.
Idę do drzwi i nie czekając na Bielikowa wychodzę. Po chwili mnie dogania i obejmuje ramieniem. Wszystkie strzygi płci męskiej oglądali się za mną, ale szybko odwracali wzrok, gdy Dymitr na nich warczał. Bardzo łechtało to moje ego. Uśmiechnęła się, poprawiając sobie biust i zaczęłam bardzuej kręcić biodrami. Mężczyźni ślinili się na mój widok, a kobiety pękały z zazdrości. No i mój mentor. Przyciągnął mnie bliżej siebie, kładąc dłoń na moim biodrze.
- Coś nie tak, skarbie? - spytałam przesłodzonym głosem.
- Nie, skądże- mruknął tym samym głosem z sarkazmem.
- To dobrze- uśmiechnąłem się.
Nagle poczułam jego dłoń na tyłku.
- Nie zapędzasz się?- warknęłam, zabierając ją, ale po chwili znowu się tam pojawiła.
Strzyga wzmocniła uścisk.
- Jesteś moja i będę robił z Tobą co mi się podoba.
- Hola hola kowboju- zatrzymałam się i odwróciłam się w jego stronę, tworząc dystans między nami przez położenie dłoni na jego torsie.- To, że mnie przemieniłeś i że pieprzyliśmy się cały dzień nie czyni cię moim właścicielem. Jestem strzygą, jestem wolna i mogę robić co chcę.
Cofnął się dwa kroki ze skrzyżowanymi rękoma na piesi i uśmiechnął się cwanie. Nie takiej reakcji się spodziewałam. Przybrałam pozycję obronną.
- Skoro ty jesteś wolna, to ja też i też mogę robić co chcę?- zapytał.
- Tak?- odpowiedziałam nie pewna, do czego zmierza.
- Czyli nie pogniewasz się, jak tą noc siedzę z Adele?
- Słucham?!- ryknęłam.- Słuchaj no! Może jesteś strzygą, możemy robić co chcemy, ale jak tylko zobaczę cię z inną kobietą, zabije was bez zawahania. Oboje.
- Ciekawe- zaśmiał się.
Właśnie w tym momencie korytarzem szła strzyga. Kiedyś musiała być dampirzycą. Seksowną dampirzycą. Miała długie, czarne włosy, opadające miękkimi falami na jej plecy, które w dużej mierze pewne odsłaniała bluzka. Jej zaukrąglenia były takie, jakie powinny być i jesz bezwstydnie kołysały się przy każdym jej ruchu. No koszmar. W odsłoniętym pempku widniał kolczyk. A najgorsze, że Dymitr nie mógł od niej oderwać wzroku. To na mnie ma tak patrzeć! Gdy nas mijała, przyciągnął ją i pocałował namiętnie. A ona jeszcze oddała pieszczotę. No tego to za dużo! Wściekła złapała ja za włosy i z całej siły pociągnęłam, wyrywając jej głowę. Ciało  strzygi opadło  sztywne na ziemię, a głowę rzuciłam zaraz obok i zdeptałam. Rzuciłam ostre spojrzenie na Rosjanina, który uśmiechał się triumfalnie.
- To było ostrzeżenie- warknęłam jeszcze i ruszyłam przed siebie.
- To jak nie chesz, żebym wzbudzał twoja zazdrość, to ty nie wzbudzaj mojej- dogonił mnie.
- Jesteś o mnie zazdrosny?- zakpiłam, uśmiechając się.
- A ty nie?- na jego twarzy pojawiła się konsternacja
- Ja tylko dbam o to co moje - prychnęłam.
- Czyli, że Ty nie jesteś moja, a ja jestem twój?
- Słuchaj.- zatrzymałam się przed nim.- Przemieniłeś mnie, dlatego, że chciałam cię mieć tylko dla siebie i ty chciałeś mnie mieć. Jakbyś nie chciał, masz tu mnóstwo strzyg. Ale na to wychodzi, że najbardziej chesz mnie. Ale to nie znaczy, że ja nie mogę szukać czegoś u innych.
- Jak dla mnie to właśnie to znaczy. Ciałem cię mieć na zawsze tylko dla siebie. A u innych nie masz co szukać, bo nic lepszego nie znajdziesz.
- Wiesz, zawsze można to sprawdzić.
Nagle zostałam przyszpilona do ściany i zmuszona do patrzenia w czerwone oczy Rosjanina.
- Nie przeginaj smarkulo. Jeśli chesz zostać tu razem ze mną i rządzić, to masz się mnie słuchać. Przemieniłem cię, powinnaś być wdzięczna, a nie się jeszcze stawiasz. Od teraz masz być grzeczna - warknął i pociągnął mnie za sobą.
Szłam za nim naburmuszona. Co za buc! "Od teraz masz być grzeczna" Pff... I czego jeszcze. Przemienił mnie, to niech się teraz męczy. W końcu doszliśmy do wielkich drzwi. Dymitr zatrzymał się i spojrzał na mnie. Wciąż byłam zła i on dobrze o tym wiedział. Przetarł twarz dłońmi. Zapukał do drzwi i spojrzał na mnie.
- Roza, błagam Cię. Z Galiną nie ma żartów, ona nie będzie tak wyrozumiała dla ciebie jak ja. Nie popuści żadnej zniewagi. Proszę Cię, nie narób nam kłopotów. Już samo to, że mogłem cię przemienić, było aktem łaski z jej strony. Musisz być posłuszna. Ten jeden raz schowaj dumę do kieszeni. Później pójdziemy na polowanie i będziesz mogła się wyżyć. Ale teraz błagam Cię, zachowuj się.
Westchnęłam. Z pokoju doszło nas obojętne "wejść"
- Niech ci będzie. Ale jeśli mnie sprowokuje, nie ręczę za siebie- ostrzegłam i otworzyłam drzwi.
Próg przekroczyłam dumnie, z uniesioną głową. Gdy tylko Galina mnie zobaczyła, wstała z uśmiechem.
- A więc to ty jesteś tą dampirzycą, o którą Dimka tak walczył?- spytała, obchodząc  mnie dookoła i oglądając jak jakiś nowy nabytek.- Wyglądasz nawet nieźle, masz styl, a już po samej twojej minie widać, że nie dajesz sobie w kaszę dmuchać. Nie jesteś za wysoka, ale pozory czasem mylą. Słyszałam, że dobrze walczysz - znowu stanęła przede mną.- Zaatakuj mnie!
- Z przyjemnością - uśmiechnęła się i rzuciłam na nią.
To był ten czas. Teraz ją zniszczę. Jednak już po dziesięciu minutach, okazało się, że szybciej ona zniszczy mnie. Stałam pod ścianą bez możliwości ruchu, uwięziona przez strzygę. Puściła mnie, a ja upokożona wróciłam na poprzednie miejsce.
- Bardzo dobrze. Jesteś naprawdę świetna. Rzadło zdarza się tak dobry przeciwnik. Wyśmienicie, że mam Cię w swoich szeregach.
- Przecież cię nie pokonałam- nie rozumiałam.
- Och dziecko - zaśmiała się kpiąco.- Nikt mnie nigdy nie pokonał.
- Nawet Dymitr?- otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nawet on. W końcu sama go kiedyś szkoliłam. A do tego jestem strzygą od kilku dobrych lat. Ale nie martw się, jak na strzygę, która ma kilka godzin jesteś naprawdę silna. A teraz możecie odejść- usiadła znowu na fotelu i wróciła do swoich spraw tak, jakby nad tu w ogóle nie było.
Dymitr złapał mnie za ramię i wyciągnął z pokoju. Zaczął biec, łącząc nasze dłonie, a ja za nim. To take cudowne, czułam się, jakbym leciała. Moje nogi same niosły mnie, omijając wszelkie przeszkody. Zrównałam się z Rosjaninem i w oka mgnieniu znaleźliśmy się na dworze, ale nie zwolniliśmy. Tym razem on biegł trochę z przodu, prowadząc mnie przez labirynt, a ja starała się zapamiętać każdy zakręt. W końcu znaleźliśmy się na w lesie i dopiero teraz zaczęła się zabawa. Dymitr puścił mnie i zaczął biec szybciej. Chociaż starałam się, on oddalał się coraz bardziej. Gdy straciłam go z oczu, ztrzymałam się na polanie, nie mając pojęcia gdzie pobiegł . Uspokoiłam się i użyłam swoich zmysłów. Nie słyszałam nic prócz szelestu liści na wietrze i nocnych zwierząt. Gdzieś w oddali szumiał jeszcze strumyk, ale to bardzo cicho. Postanowiłam złapać jego zapach. Wyciągnęłam powietrze i uderzyło we mnie setki zapachów. Drzew, krzaków, ziół, kwiatów, zwierząt, ziemi i mchu. Oraz ta jedna, charakterystyczna woń. Z uśmiechem zaczęłam za nią podążać. Biegłam, rozkoszując się nocą, omijałam przeszkody i rejestrowałem wszystkie bodźce naokoło. Życie strzygi jest cudowne. Ale ja byłam głupia. Nagle zgubiłam trop. Znowu się zatrzymałam i zacząłem rozglądać, jednak to nic mi nie dało. Nagle usłyszałam trzask nad sobą. Spojrzałam w górę i zobaczyłam na drzewie Dymitra. Zdążyłam zrobić unik, dzięki czemu skoczył jakieś pół metra ode mnie. Zaczęliśmy walkę. Wymieniliśmy na wzajem ciosy i się broniliśmy. Ktoś z boku mógł nad porównać do walczących lwów o podobnej sile i zręczności. Nikt nie był lepszy. Byliśmy na równi. Jednak mimo wszysko byłam młodą strzygą, jeszcze nie umiałam do końca panować nad swoimi zdolnościami,  nad swoim ciałem. To ja popełniłam błąd i po chwili już stałam przygwożdżona do drzewa. Jednak nie podałam się. Została mi ostania broń w walce z Rosjaninem i postanowiłam ją wykorzystać. Pocałowałam go. Nikogo chyba nie zdziwi to, że oddał pocałunek, poluźniając uścisk. Dłonie zrzuciłam mu na kark, bawiąc się jego włosami, a on swoją jedną dłoń, przeniósł na moje biodro. Wykorzystałam tą chwilę nieuwagi, no bo po to ją stworzyłam. Zjechała dłonią w dół, zabrałam jego z mojej tali i załapałam za nią Dymitra. Wzmocniłam uścisk i po chwili zrobiłam dźwignię, powalając go na ziemię. Szybko usiadłam mu na biodrach, a ręce przyszpiliłam mu w nadgarstkach do ziemi. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Proszę, proszę, oto już drugi raz pokonałam wielkiego wojownika, Dymitra Bielikow.
- A policzyć ci, ile razy ja Cię pokonałam? - uśmiechnął się chytrze, a mi miną zrzedła.
- Nie musisz - warknęłam. Jednak po chwili się nad czymś zastanowiła i przybrałam zalotną minę.- Czy mam rozumieć, że znowu będziesz moim mentorem, Towarzyszu?
- Tak - uśmiechnął się zadziornie.
- Ale czy to nie oznacza, że nie powinno łączyć nas nic po za treningami?- pochyliłam się bliżej jego ust, ocierając się o jego męskość.
Jęknął, patrząc na mnie z czystym pożądaniem. Pochyliłam się i złapałam zębami za wargę rosjanina, ciągnąć ją. Kolejny jęk. Zaczynam całować go po szczęście, a późnej po szyi, jednocześnie unosząc jego bluzkę do góry.
- Co robisz?- spytał, przez śmiech.- A co z polowaniem?
On sam zaczął mnie rozbierać. Jego zimny dotyk rozpalał mnie.
- Jeśli zaraz mnie nie przelecisz, jest dość duże prawdopodobieństwo, że zgwałcę swoją przyszłą ofiarę.
Jeszcze raz się zaśmiał i obrucił nas tak, że to ją byłam na dole. Całował mnie po szyi, jeżdżąc dłońmi wzdłuż mojej talii. Szybko pozbyliśmy się naszych ubrań lecz jeszcze się nie złączyliśmy. Dymitr zaczął się nade mną zlecać. Sprawiało mi to dużo przyjemności i podniecało, jednak przypominało mi jak daleko jestem od szczytu.
- Dymitr - sapnęłam.- Błagam!
- O co Roza?- czułam, że się uśmiecha.
- Zrób to!- jęczałam.- Teraz. 
Uśmiechnął się całując moją szyję, po czym wszedł we mnie niespodziewanie. Jęknęłam przeciągle, zamykając oczy i odchylając głowę. Po chwil westchnęłam i próbowałam uspokoić szybki oddech. Jednak wtedy zaczął się we mnie poruszać, a każdy jego ruch wywoływał nasze jęki. Cale moje ciało płonęło zywym ogniem, wywołanym przez jego dotyk. Zaciskałam się na nim boleśnie, pragnąc spełnienia. On Napierała na mnie coraz mocniej i szybciej, sapiąc. Oboje szczytowaliśmy w tym samym czasie, krzycząc swoje imiona, ale widziałam, że to jeszcze nie koniec. Nie wiem ile trwało zanim nie ubraliśmy się z powrotem. Przy 5 turze przestałam liczyć. Ale może było ich z 8? Gdy już się ubraliśmy, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. W jego oczach nadal było pożądanie.
- I co Roza?- szepnął, wciąż ciężko oddychając.- Dalej uważasz, że ktoś byłby w staje mnie tobie zastąpić.
- Nie. Inaczej by mnie tu nie było- popchnęłam go na drzewo i znowu zaczęłam się do niego dobierać.
***
Od mojej przemiany minął już miesiąc. Dymitr wszyskiego mnie nauczył. Zasad życia strzyg, używania nowych zdolności w walce, polowania oraz nawigacji korzystając z nocnego nieba. Nawet stoczyliśmy w dwójkę walkę ze strażnikami dość licznej rodziny morojów. Ale to była wyżerka. Galina nam ufa i daje najważniejsze misję. I dobrze. Jesteśmy coraz bliżej niej. A dzisiaj zaatakujemy. Wszysko mamy zaplanowane. Idziemy w nocy na grupowe polowanie. Dymitr jako swój test ma je poprowadzić. Szybko podzielił grupy, gdzie ja, on i "przywódczyni" jesteśmy razem w jednej i atakujemy dom z królewskiego rodu: Tarus. Nie najlepsze sobie wybrali miejsce na wakacje. Uśmiechnęłam się szatańsko na tą myśl. Ale najpierw Galina. Wyjechaliśmy po zmroku dziesięcioma autami. Nie długo po wyjeździe do miasta, wszyskie się rozjechały w różne strony. Za nami jechało tylko jedne z resztą naszej grupy. Zatrzymaliśmy się dwie ulice dalej i zakradliśmy pod tylnie drzwi. Dymitr dowodził i zatrzymał się przy drzwiach od kuchni, ja byłam tuż za nim, a po drugiej stronie drzwi stała Galiną. Rosjanin uznał, że jako najsilniejsza idzie pierwsza, późnej reszta strzyg, a my zamykamy pochód. Tak też zrobiliśmy. Kobieta wywarzyła drzwi i wpadła do środka, a za nią reszta strzyg, my na końcu. Mieliśmy przewagę, ale mimo to rozpętało się piekło. Mimo początkowej fali zwycięstwa, o której świadczyły dwa martwe ciała, moroja i dampira, teraz strzygi padały jak muchy.  Jeden strażnik rzucił się na mnie, ale po kilku minutach, to ja pozbawiłam go życia i wypiłam całą jego krew. Dymitr patrzył na mnie z dumą. Oboje wymieniliśmy spojrzenia i pobiegliśmy na górę. Wywarzyliśmy drzwi od dwóch pierwszych pokoi po przeciwnych stronach.  Niestety ja wpadłam do mieszkania strażnika. Nie było łatwo i kilka razy posłał mnie na ścianę, ale odwiedziłam się mu złamaniem karku. Jednak nie wyszłam całkiem bez szfanku, bo udało mu się wcześniej mnie drasnąć sztyletem w ramię. Piekło jak cholera, Ale da się przeżyć. Wyszłam i zobaczyłam zakrwawionego, ale zadowolone Dymitra.
- Zostawiłem ci tam morojkę, przy da ci się dużo siły- wskazał za siebie.
Spragniona wepchnęłam się do pokoju i weszła na łóżko, gdzie leżały dwa ciała. Jedno już było wysuszone, ale drugie... Bezzwłocznie nachyliłam się i wbiłam trupowi w szyję. Od razu poczułam słodko smak i płynącą z niego siłę. Tak dawno nie piłam krwi morojów, a świadomość, że to królewski ród jeszcze bardziej mnie upaja. To była najcenniejsza słodycz na świecie. Czego chcieć więcej. Niestety wszystko co dobre kiedyś się konczy. Wstałam i podeszłam do mężczyzny czekającego na mnie w progu.
- Wiesz, gdy tak na ciebie patrzyłem, dałaś mi pomysł na świętowanie naszego zwycięstwa 
- przyciągnął mnie do siebie i złączy nasze usta w pocałunku z krwią.
- Też mam kilka wizji, tygrysie, które pragnę spełnić- szepnęłam mu do ucha, ocierając się o jego męskość - Z Tobą w roli głównej, oczywiście.
Odwróciłam się od niego i ruszyłam w głąb korytarza, jednak czułam na sobie jego pożądliwe spojrzenie.
Przeszukaliśmy resztę pokoi, jednak nikogo więcej nie było. Idealnie. Razem z Dymitrem weszliśmy do ostatniego pokoju. Rosjanin schował się za otworzonymi na oścież do środka drzwiami, a ja stanęła pod oknem na przeciw wejścia.
- Galina, chodź tu!- zawołałam ni to przestraszona, ni zaciekawiona.
- Co jest?- weszła po chwili.
Zaczęła się rozglądać, ale w tej samej chwili Dymitr zamknął drzwi i tak zostaliśmy sami, odcięci od reszty strzyg. Przyjęliśmy postawy obronne i zaczęliśmy ją okrążać, jak ofiarę.
- Co się dzieje? Co wy robicie?- patrzyła czujnie, gotowa na atak, to na mnie, to na mężczyznę.
- Przejmujemy władzę- uśmiechnęłam się chytrze.
- Ha! Powodzenia.- zakpiła.- Musicie mnie zabić, jeśli chcecie władzy, a jeszcze żadna strzyga mnie nie pokonała, a co dopiero mówić o zabiciu.
- Tak, tylko, że teraz jesteśmy we dwoje. A ty jesteś ciut osłabiona, nie prawdasz?- z uśmiechem wskazuje na ranę w jej nodze.
- Małe draścięcie- mimo pewności w jej głosie, zauważyłam niepokój w oczach strzygi.
W tej chwili rzucił się na nią Dymitr, ale błyskawicznie się odwróciła i odparła atak, rzucając go na ścianę. Teraz moja kolej. Wymieniałyśmy ciosy, jeden po drogim, aż dostałam w twarz i mnie odrzuciło. Wściekła, rzuciłam sie na nia jeszcze raz, jednak tym razem z Rosjaninem. Musiała walczyć na dwa fronty i czuliśmy, jak się męczy. Nagle mnie pochłonęła na ścianę, a drugiej strzydze skręciła kark.
- Nie!- ryknęłam, choć wiedziałam, że to go nie zabiło, a jedynie pozbawiło przytomności.
Mimo wszystko poczułam wielką wściekłość. Rzuciłam się na nią i po zaciętej walce z całą swoją dzikością rzuciłam ją na ścianę.
- Ostanie słowo?- uśmiechnęłam się szalenie.
- Pieprz się dziwko- warknęła.
Z moich ust wydobył się cichy niski warkot, a po chwili na ziemię upadło sztywne ciało Galiny, za to jej głową została w moich dłoniach.
- Sama się pieprz- pluje w kierunku trupa.- Z diabłem.
Podeszłam do Dymitra. Za szybko się nie obudzi. Wzięłam go na ręce i zniosłam na dół. Wszyskie strzygi patrzyły na mnie, szukając Galiny. Nieprzytomną strzygę położyła na kanapie i z głową w rękach wkroczyłam na stolik od kawy w salonie.
- Wszyscy mnie słuchać! Galina nie żyje i teraz my jesteśmy waszymi przywódcami- pokazuje swoje trofeum- Macie się nas słuchać bez zająknięcia. Każdy kto się sprzeciwi, czy zawaha, straci głowę w sekundę. Zero litości.
Gdy schodziłam z "podium" dalej była cisza. Strzygi patrzyły na mnie w szoku i z pokorą.
- Na co jeszcze czekacie? Na strażników czy słońce? Już do aut!- wydarłam się na nie.
Wybiegły szybciej niż tu w wbiegły. Gdy ostatnia wyszła, podeszła do Bielikow. Chciałam już go wziąć, gdy ten się obudził. Otworzył czujnie oczy i zaczął rozglądać się dookoła.
- Co się stało? Gdzie Galina?- spytał zdezorientowany.
- Miejmy nadzieję, że w najgłębszej otchłani piekieł.
- Nie żyje?- podnosi się i patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Tak- uśmiecham się złowieszczo- Teraz my tu rządzimy.
 On również się uśmiecha.
- Oj na miejscu tych pseudowampiów już bym się trząsł. Świat nas popamięta.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

To koniec - cz. 2

Z dedykacją dla Marty, bo bardzo na to czekała *sarkazm*, żeby miała serce i patrzyła w serce i jeszcze dla niej i Marzenki za te jedyne dwa komy pod poprzednią częścią (Tak, gardzę tymi, którzy wiem, że czytają, a nie komentują.) Miłego czytania 😚😚
_____________________________________________________________
Po skończonej zmianie udałem się do kafejki, gdzie miałem się spotkać z przyjaciółką. Od razu zauważyłem ją przy stoliku. Usiadłem naprzeciwko niej z uśmiechem.
- Witaj Taszo.
- Dimka, nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się na to spotkanie. Myślałam, że się na mnie obraziłeś.
- Nie, nic z tych rzeczy. Może trochę się obawiałem, że to ty nie chcesz mnie widzieć. Mam nadzieję, za mój związek z Rose nie zniszczy naszej przyjaźni, bo bardzo mi zależy na niej i tobie- dodałem z nadzieją
- Och, oczywiście, że nie - machnęła ręką. - Chciałam cię przeprosić. Na prawdę nie wiem, co we mnie wystąpiło na naszym ostatnim spotkaniu. To prawda, jestem zazdrosna o Rose, ale cieszę się twoim szczęściem. Po za tym, przecież nie zmuszę cię do miłości.
- Jestem pewny, że kiedyś znajdziesz swój ideał - złapałem ją za dłoń w geście wsparcia.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie miło.
- Mój ideał jest przede mną. Ale może kiedyś zechce mnie ktoś choć w połowie tak wspaniały jak ty.
Zaskoczyły mnie jej słowa i odwaga z jakimi je powiedziała. Każda dziewczyna by spuściła wzrok zawstydzona, a ona wciąż popatrzyła mi głęboko w oczy.
- Nie przesadzaj. Nie jestem idealny. Na pewno znajdziesz lepszego. Skończmy lepiej ten temat.
- No dobrze- odpuściła i zabrała dłoń.- Zamówiłam już nam kawę.
- O! Dzięki. Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiałem się.- Tak jak nad jeziorem te naście lat temu.
- O tak! - zaśmiałam się.- Nie tak łatwo mnie wrzucić do wody.
- Uważaj, następnym razem nawet magia Ci nie pomoże - pogroziłem jej rozbawionymi.
- Jeszcze zobaczymy, kto się skąpie. A będziemy mieli okazję sprawdzić, bo zamierzam za miesiąc wyjechać nad jezioro i przy okazji wziąć Christianka i Lissę. Więc ty i Rose też pojedziecie.
- To wspaniałe. Będzie jak za dawnych lat - ucieszyłem się.
- A nawet i lepiej- w tej chwili podali nam napoje.
***
ROSE
Dymitr od jakiegoś czasu jest inny. Zmienił się i to mnie martwi. Dalej jest kochany, ale nie wychodzi z inicjatywą pieszczot, już nie tak często obdarza mnie czułymi gestami, coraz rzadziej słyszę z jego ust wyznania miłości, ciągle jest jakiś zamyślony i nieobecny. A jak pytam, co się dzieje, to mnie zbywa, że to nic takiego, dużo pracy, że jest zmęczony. Już nie jest tak chętny na igraszki w łóżku, czy wspólne kąpiele. Częściej mnie przytula, niż całuje, a jeśli już, to nie tak długo, jak kiedyś. Nie wkłada w to tyle serca. Za to na spotkanie z Taszą, czy po powrocie uśmiech nie schodzi mu z ust. Ufam mu, ale jednak serce mi pęka, bo już nie śmieje się przy mnie jak dawniej. Jak przy niej. Tak, przyznaję się. Ja Rose Hathaway jestem zazdrosna o Nataszę Ozerę. Ale jaka kobieta by nie była? Muszę porozmawiać dzisiaj poważnie z Dymitrem o naszym związku. Usłyszałam zgrzyt kluczy w zamku. O wilku mowa. Podeszłam spokojnie na próg, patrząc, jak Dymitr ściąga buty. Tym razem nie był tak zadowolony. O proszę. Jakaś nowość. Za to zamyślenie ma po staremu. Spojrzał na mnie, a wtedy dostrzegłam w jego oczach żal i przeprosiny. Czyżby zrozumiał, że mnie zaniedbał? I tak czeka nas rozmowa.
- Dymitr, musimy porozmawiać.
- Tak, to prawda - przyznał ze skruchą.
Odwróciłam się do niego plecami i usiadłam na kanapie w salonie. Po chwili strażnik dołączy do mnie.
- Dymitr, ja mam już tego powoli dość. Wiem, że stęskniłeś się za przyjaciółką i chcesz nadrobić te lata, ale tak trochę czuje się odrzuca, odsunięta na bok. Nie chcę ci zabronić się z nią widzieć, ale tęsknię za Tobą i twoją miłością. Tak nie powinn...
- To koniec Roza - przerwał mi, zwieszając głowę.
- Co? Czego?- nie rozumiałam.
Podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy, jednak nie umiałam nic wyczytać z jego twarzy.
- Nas- powiedział spokojnie, nie odwracając wzroku.
Byłam w szoku.
- S-słucham? Ale... jak to? Dymitr...
- Ja kocham Taszę - przyznał, tym razem spuszczając wzrok.
To było jak cios prosto w serce. Nie, to był cios w serce. Czułam jakby mi pękło. Złapałam się za klatkę piersiową, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Byłam w wielkim szoku.
- Na początku myślałem, że po prostu dobrze się czuje w jej towarzystwie. Ale to coś więcej. Sądziłem, że to ty jesteś tą jedyną, bo z nią nie miałem kontaktu. Jednak teraz wiem, że to ją kocham. Próbowałem temu zapobiec, zmuszałem się do okazywania tobie miłości, bo po tym wszystkim co przeszliśmy, musiałaś to być ty. Ale myliłem się. Już cię nie kocham Roza.
Każde słowo bolało, jakby przekręcał ostrze wbite mi wcześniej w serce. Nie mogłam pojąć tego co się działo. Szloch wstrząsnął moim ciałem, ale nie pozwoliłam polecieć łzą. Zgięłam się w pół, powstrzymując płacz.
- Roza? Coś ci jest?- spytał zmartwiony, wyciągając do mnie ręce.
- Nie dotykaj mnie!- wrzasnęłam nie swoim głosem, co go powstrzymało, bo zamarł w bezruchu.- Cały czas mnie okłamywałeś, oszukiwałeś.
- Roza, to nie...
- Milcz!- powiedziałam ostrym, zimnym głosem, prostując się i ostatkiem sił spojrzałam na niego bez uczuć.- Teraz pójdziesz na górę, spakujesz się i wypierdalasz z mojego życia. Nie chcę Cię więcej widzieć. Nigdy.
Pokornie, może trochę wystraszony wstał i skierował się na schody.
- A i jeszcze jedno - odezwałam się, gdy był już w ich połowie.- Nigdy więcej nie mów do mnie "Roza". Nie jestem już nią i nigdy nie będę.
Bez słowa poszedł na górę. Pociekły mi pierwsze łzy, Ale nie pozwoliłam sobie na histerię. Nie, dopóki jest w domu. Nie okażę słabości, nie pokaże jak bardzo mnie skrzywdził po raz kolejny. I po raz ostatni. Po dziesięciu minutach szedł z walizkami i położył klucze na stole. Nie spojrzałam na niego, kiedy wychodził z pokoju.
- Żegnaj Rose - to ostatnie co usłyszałam i to wywołało mój cichy płacz.
Następny dźwięk to trzask drzwi. Tym razem się nie powstrzymywałam. Wszystkie bariery pękły i zaczęłam ryczeć, skulona na kanapie. Straciłam go, odszedł. Już nigdy mnie nie przytuli, nie powie, jak bardzo kocha, nie pocałuje, nie będzie mnie kołysał po złym śnie. Już nigdy go nie będzie w moim życiu. A ja nie chcę nikogo innego. Tyle o nas walczyłam, a teraz to straciłam przez jego spotkania z "przyjaciółką". Jak ja jej nienawidzę. I jego. Ich. Teraz to oni są całością. A ja zostałam sama. Wciąż czuje jego zapach na kanapie. Wspomnienia uderzyły we mnie. Jak się przytulaliśmy, łaskotaliśmy, wydurnialiśmy, kochaliśmy.  Nie mogę, tu jest za dużo wspomnień. Wstałam, założyłam kapcie i szurając nogami, poszłam do kuchni. Od razu zobaczyłam wspomnienia, jak Rosjanin gotował, a ja mu pomagałam, podkradając jedzenie i jak się zawsze śmialiśmy. Pamiętam jak raz wstałam wcześniej od Dymitra i postanowiłam sama zrobić tosty na śniadanie. Nawet mi wychodziły. W pewnym momencie wszedł Dymitr w samych bokserka i zmarszczył nos.
- Czy coś się pali?- spytał, rozglądają się
dookoła.
- Tak, moja ochota na ciebie- mruknęłam, przejeżdżając spojrzeniem po jego umięśnionym torsie.
- Rose, toster się pali!- krzyknął, co mnie ostudziło i razem rzuciliśmy się na jego gaszenie. Po wszyskim wybuchliś śmiechem.
Zakryłam usta dłonią, choć to nie powstrzymało jęku żałości i rozpaczy. W łzach wzięłam lody z zamrażalnika i opuściłam kuchnię jak najprędzej. Wdrapałam się po schodach na górę i nie pewnie stanęłam przed naszą sypialnią. Po długim wahania weszłam do środka. Od razu uderzył mnie zapach naszych ciał i porannego sexu. Jeszce pół dna temu, mówił, że mnie kocha, a teraz... Cała zapłakana padłam na łóżko, odurzając się jego zapachem. Nie wiem ile tak leżałam. To mogły być minuty, godziny, a nawet lata. To dla mnie nie miało żadnego znaczenia. Nic nie ma znaczenia bez niego. Gdy już zabrakło mi łez, postanowiłam się jakoś ogarnąć. Wzięłam piżamę i poszłam wziąć prysznic. Jednak i on nie ukoił mojego cierpienia. Po opuszczeniu kabiny ubrałam się,  związałam włosy w kok i założyłam szlafrok. Spojrzałam w lustro, na swoją marną osobę. Blada skóra, opuchnięte powieki, usta spuchnięte od ciągłego ich gryzienia, oczy zagasłe, bez wyrazu i świeże ślady po łzach na policzku. Czułam się jak chodzący trup. Cała radość znikła z mojego życia. Zostawił mnie. Na zawsze. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Bez jedno ramion jestem taka bezbronna, zagubiona. Pomocy! Zawyłam z rozpaczy na cały dom i pięścią rozbiłam lustro. Już nic nie mogę zrobić. Ta cholerna bezradność, gdy poświęcasz wszystko dla tej ukochanej osoby, a ona zostawia cię z niczym. Nie mam niczego. Powietrza, miłości, opieki, chcecie do życia. Wyszłam z łazienki, z ciężkim sercem oraz kroplami łez i krwi kapiącymi na ziemię, dowlokłam się do łóżka. Gdzie jest najwięcej wspomnień, zapachu, jego. Jak żyć? Sięgnęłam po lody i zaczęłam je jeść. W filmach tak robią. Czemu to dalej boli, czemu to nie przynosi ulgi, czemu dalej cierpię? W czym jestem gorsza od Taszy? Co ona ma, czego brakuje mi? To miała być moją bajka, Dymitr miał być moim księciem. A ona miała być okropnym, przebrzydłym gradem. A to ja wyszłam jako przeszkoda ich miłości. Aż mi się niedobrze robi. A niech zgniją gdzieś. Jeszcze mnie popamięta. Tak odebrać mi ukochanego... Nie ma szans. Zabiję sukę, zabiję... Ale skoro Dymitr jest z nią szczęśliwy... Kocham go i chcę dla niego jak najlepiej. Teraz będzie mógł z nią mieć dzieci. Będzie szczęśliwy, a tym się moja mała część cieszy. A cała reszta płacze. Jak ja go kocham. Tak bardzo chciałabym, żeby teraz tutaj wpadł, przeprosił mnie, zrozumiał, jaki błąd popełnił. A ja bym mu wybaczyła. Boże, wszysko bym wybaczyła, tylko niech wróci. Zrzuciłam już puste pudełko z łóżka i wtuliłam się w poduszkę, błagając o sen. Ale ten nie chciał nadejść. Nawet jak przestałam płakać, wierciłam się niemiłosiernie na łóżku. Tak mi go brakowało. Jest już środek nocy, a ja nie mogę zasnąć. Jutro na służbę będę nieprzytomna. Może wezmę wolne. Tak, przyda mi się. Wzięłam komórkę i napisałam Hansowi, że jutro nie mogę być w pracy, sytuacja kryzysowa i żeby nie mówił tego królowej, tylko coś wymyślił, że z Dymitrem gdzieś jadę, czy coś. Nie chcę jej martwić, a na razie chcę być sama. Chce tylko Dymitra. Mojego Towarzysza. Nie, nie zasnę. Nie ma szans. Chwila! Widziałam gdzieś tabletki nasenne. Tak. To moja nadzieja. Zewlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Zaczęłam przeszukiwać półki, aż je znalazłam. Zaczęłam czytać na opakowaniu dawkę. Wysypałam na rękę dwie tabletki i już chciałam odłożyć pudełko, ale się zawahałam. Dwie, żeby zasnąć i się obudzić. A jakby się już więcej nie obudzić? Wiem, szaleństwo, ale... czemu nie? O Lissę się nie martwię. Ma innych strażników, ma Christiana. Poradzi sobie. A Dymitr ma Taszę, co mnie boli. Strasznie boli. Bez niego moje życie nie ma sensu. Ale czy na pewno? Jest tyle rzeczy, które mogę zrobić, poznać, w końcu podróżować po świecie. Czemu nawet w tych planach widzę obok mojego ukochanego? No tak, to z nim miałam to wszysko robić. A teraz, bez niego to nic nie znaczy. Ja nic nie znaczę. Wysypałam na dłoń pół opakowania i wróciłam do łóżka. Patrzyłam na to z niepewnością, bijąc się z myślami. Jak to zrobię, stracę wszysko. Ale czy już tak się nie stało, czy mam jeszcze cokolwiek? To była chwila, sekunda w której szala przesunęła się na jedną stronę. Sekunda, po której bym już tego nie zrobiła. Ale zrobiłam. Wsyłam wszyskie tabletki do ust i połknęłam. Położyłam się i czekałam na sen. Nagle zaczęło mnie palić w żołądku. To był niewyobrażalny ból. Zrobiło mi się słabo i poleciałam do toalety zwrócić obiad. Nie tak to miało wyglądać. Czując narastające zmęczenie, wróciłam do łóżka. Na reszcie to się skończy, będę miała spokój, nigdy więcej bólu i cierpienia. Zamknęłam oczy i zasnęłam snem wiecznym.

DYMITR

- I jak? - spytała zmartwiona Tasza, gdy usiadłem obok niej na ławce w parku.- Jak to zniosła?
- Ehh... - przeczesałem włosy dłonią.- Kiepsko.
- Och Dimka, to nie twoja wina.- złapała mnie za dłoń.- Najwidoczniej nie było wam dane być razem. Przyjdzie jej, uwierz mi. Każda kobieta by się załamała, ale tak będzie lepiej. Popłacze, popłacze i zapomni. Nie możesz się przecież zmuszać do miłości. Wtedy byście oboje cierpieli, a tak ma okazję poznać kogoś odpowiedniego dla siebie. Za to nam teraz nic nie stoi na przeszkodzie. Możemy być już razem. Zawsze.
- Na zawsze - dodałem łapiąc ją za dłonie i patrząc jej prosto w oczy.- Szkoda, że byłem tak ślepy i nie zauważyłem, że to ty jesteś moją jedyną miłością.
- Kocham cię Dimka.
- Ja Ciebie też Tasza.
Patrzyliśmy na siebie z miłością. Jak mogłem wybrać Rose, mając przed sobą takiego anioła? Przecież zawsze to ją kochałem. Jej twarz była coraz bliżej mojej, a mi to w ogóle nie przeszkadzało. Położyła dłonie na moim torsie i zaczęła nimi jechać wyżej, a moje idealnie się wpasowały do jej talii. Jakby tylko na to czekały. W końcu nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku pełnym miłości. Tak długo na to czekałem. Mogłem to zrobić wczesnej, ale czułbym że zdradzam Rose, a na to nie zasługuje żadna kobieta. Jednak już jestem wolny i mogę robić co chcę. A teraz chcę rozkoszować się słodkim smakiem ust Taszy. Przygryzłem jej wargę, na co zamruczała rozkosznie. Boże, to najpiękniejszy dzień na świecie. Po chwili się od siebie oderwaliśmy, nie odsuwając się od siebie. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy, jak teraz, gdy mam w ramionach tą kobietę.
- Dimka, to może zamieszkamy razem? W sumie i tak nie masz co z sobą zrobić - morojka wskazała na moje bagaże.
- Masz rację - zaśmiałem się.- Ale zmieścimy się?
- Oczywiście. Najwyżej będę spała na tobie. Mam nadzieję, że jesteś wygodny - dźgnęła mnie w brzuch.- Wow. Ale mięśnie.
Zaczęła mnie po nich dotykać, zafascynowana, co przyjemnie łechtało moje ego.
- To może już pójdziemy. Mam nadzieję, że masz pełną lodówkę, bo trochę zgłodniałem.
- Biedaku, ty pewnie od rana nic nie jadłeś- pogładziła mnie po policzku.- Chodź, czas się Tobą porządnie zająć.
Złączyliśmy nasze dłonie i poszliśmy do jej mieszkania. Było bardzo podobne do tego, które na początku dzielił z Rose, ale w innych kolorach. Zostawiłem torby w sypialni i zająłem się urzędowaniem w kuchni. Postanowiłem zrobić spaghetti. Wyciągnąłem wszystkie składniki i zacząłem przygotowywać sos.
- Od razu widać, że jesteś w swoim żywiole.- zaśmiała się morojka.
Dostałem nagle uczucia deja vu. Z miesiąc temu stałem w podobnej kuchni i akurat też robiłem to samo danie. Wtedy Rose pierwszy raz widziała jak gotuję. Powiedziała bardzo podobne słowa. "Od razu widać, że wiesz gdzie twoje miejsce"- usłyszałem w głowie jej głos. Poczułem ukucie w sercu z nie wyjaśnioną tęsknotą. Ale przecież kocham Taszę, mimo że jakiś cichy głosik z tyłu głowy temu zaprzecza. Tyle że bez niego doskonale wiem, co czuję. Wtedy też rzuciłem się za Rose i zacząłem ją łaskotać. Do Taszy jedynie się delikatnie uśmiechnąłem.
- Idę do karmicieli, ale wrócę za jakieś pół godziny. Muszę  wszysko załatwić na nasz wyjazd.
- Nasz wyjazd? - zdziwiłem się.
- No tak. Skoro mam ciebie już mogę w spokoju wracać. Mówiłam, że to za Tobą tęskniłam.
- No dobrze. Ale zaczekaj z tym jeszcze.
- Na co chesz czekać?- zdziwiła się.
- Muszę załatwić sobie zmianę przydziału, a nie wyjadę, nie będąc pewnym, że Christian ma odpowiednią ochronę.
- Cały Ty - pokręciła z uśmiechem głową.- Dobrze, dam ci jeszcze czas. Ale też nie za długo, bo chcę jeszcze znaleźć pracę.
- Oj nie skarbie- podszedłem do niej ze śmiechem, obejmując ją i całując w szyję.- Ty to będziesz siedzieć w domu i dzieci wychowywać. A ja będę nas utrzymywać.
- Co tu chcesz że mnie kurę domową zrobić- zaśmiała się.
- Ja gotuję, nie narzekaj.
- No już dobrze, już dobrze, ty mój mężczyzno przy garach - złapała mnie za kołnierz i przyciągnęła, obdarowując słodkim, ale krótkim pocałunkiem w usta.- To ja już pójdę.
- Idź, idź. Bo ci wszyskich karmicieli zjedzą. - klepnąłem ją w tyłek, na co podskoczyła zaskoczona, a ja posłałem jej piękny uśmiech.
- Dimka, ty... ty... ugh! Policzymy się jak wrócę - pogroziła mi palcem i wyszła, a ja zacząłem się śmiać.
Wziąłem się do robienia obiadu. W między czasie Tasza wróciła, ale zamknęła się w sypialni. Gdy sos i makaron się grały, postanowiłem zrobić klimat do kolacji. Była to w końcu nasza pierwsza wspólna noc. Wyciągnąłem zastawę, znalazłem gdzieś w szafkach obrus, świeczki i wino, po czym wszysko dałem na stół. Uczesałem się i polałem wodą kolońską, po czym podeszłem i zapukałem do sypialni. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja zamarłem. Tasza miała piękną sukienkę syrenkę w arktcznym odcieniu niebieskiego, a włosy ułożyłam w piękne loki.
- Słucham? - oparła się o futrynę ze słodkim uśmiechem.
- Czy ma Pani zaszczyci mnie swoim towarzystwem na kolacji?- ukłoniłem się w pas.
- Co za szarmancja, strażniku- zachichotała i położyła swoją dłoń na mojej.
Poprowadziłam ja do stołu i pozwoliłem usiąść. Po chwili przyniosłem jedzenie i usiadłem obok morojki. Chciałem być jak najbliżej niej. Nałożyłem nam jedzenie i polałem wino. Przez całą kolację śmialiśmy się, wspominając dawne lata i i planując przyszłe. Całkowicie zapomniałem o sytuacji z Rose. Przy Taszy cały świat przetrwał istnieć. Przy jej uśmiechu, oczach, teraz tak błyszczących w blasku świec. To jak zgrabnie i z wdziękiem piła wino. Anioł nie kobieta. Skąd się takie istoty biorą na ziemi? Chyba tylko dla rozgrzeszenia takich grzeszników jak ja. Ale ja byłem ślepy...
- Słuchasz mnie?- uśmiechnęła się rozbawiona.
- Co? Eee... wybacz, zapatrzyłem się- okazałem skruchę.
- A na co? - oblizała seksownie wargi, a moje serce przyśpieszyło.
Złapałem jej dłoń i pocałowałem jej wewnętrzną stronę.
- Na cudowną kobietę, która otworzyła mi oczy - nie przestałem patrząc jej w oczy. Widziałem w nich, że chce tego co ja.
Oboje w tym samym czasie wstaliśmy i przywarliśmy do siebie ustami. Byliśmy spragnieni naszej bliskości. Przygryzłem jej wargę, prosząc o dostęp, ale ona się ze mną droczyła i gdy myślałam, że mi go da, nie dawała. W tym czasie zatopiła dłonie w moich włosach, ciągnąć za nie i drapiąc mnie w głowę. Straciłem cierpliwość i złapałem ją za pośladki. Jęknęła cicho dając mi to, co chciałem. Zaczęliśmy walkę o dominację, gdzie wpadliśmy na różne meble, aż nie przyparłem jej do ściany. Wtedy wygrałem nasza potyczkę, a jako nagrodę pozwoliłem sobie zdjąć jej sukienkę. Ona już dawno rzuciła moją koszulę gdzieś w kąt. Podniosłem ja za tyłek, a morojka oplotła mnie nogami w pasie. Zaniosłem ją do sypialni i położyłem na łóżku. Zacząłem całować jej nogi, ściągając z nich jej pończochy. Następnie znalazłem się nad nią i pocałowałem delikatne jej słodkie usta. W tym czasie Tasza zajęła się moimi spodniami. Pozbyłem się jej bielizny, tak jak ona i już było tak blisko, nasze ciała odnajdywały już wspólny rytm, gdy nagle...
To było jak uderzenie w twarz metalowym wiadrem z zimną wodą. Co się dzieje?!  Co ja do cholery robię?! Odskoczyłem od niej jak poparzony pod ścianę, dysząc.
- C- co się stało? - pyta zdziwiona morojka.
Otwierałem i zamykałem usta,gdy przypomniało mi się szybko, co się działo. Całe dnie z Taszą, to jak myślałem, że ją kocham. To jak zostawiłem Rozę. Boże! Czemu to zrobiłem? Przecież tylko ją kocham. Jakie szataństwo podsuwało mi te myśli... chwila! Zszokowany uniosłem wzrok. Czułem zdradę, wściekłości, nienawiść i zawiedzenie.
- To ty! Ty używałaś wpływu! Przez ciebie to wszysko. Zniszczyłaś mi życie- zacząłem pośpieszcie się ubierać.
- Dy-dymitr... Ale to nie tak....
- Milcz! Przez ciebie Roza mnie nienawidzi! A ja Ciebie!
Wybiegłem z mieszkania i udałem się do domu mojego i Rozy. Byłem nawet skory błagać ją o wybaczanie. Nawet czołgać się pod jej nogami. Wszysko, byle mi wybaczyła. Wszedłem do domu, o dziwo był otwarty. Nie było jej nigdzie na dole, więc pobiegłem na pierwsze piętro. Zatrzymałem się przy drzwiach od sypialni i się uspokoiłem. Zapukałem w nie. Nic. Nie chcę na razie tam wchodzić.
- Roza. Ja wiem, że nie chesz mnie widzieć, wiem, że Cię zraniłem. Mogę mówić, że to nie moja wina, ale to noc nie zmieni. Proszę skarbie, wybacz mi. Zrobię wszystko. Roza, proszę.
Dalej nic. Nasłuchuję, cisza. Może śpi. Cicho otwieram drzwi i rozglądam się po pokoju. Oddycham z ulgą, widząc ją śpiąca na łóżku. Musiała być tak zrozpaczona, że nawet nie miała sił pod kołdrę wejść. Może śpi na tyle mocno, że dałbym radę ją pod nią włożyć? Podeszłem do niej i delikatnie podniosłem ukochaną. Ale coś mnie zaniepokoiło. Przeglądałem się jej i miałem wrażenie, że nie oddycha. Wystraszony sprawdziłem puls. Nic nie wyczułem. Położyłem ja z powrotem i już przerażony sprawdzałem wszędzie. Serce mi biło jak szalone, a dłonie się trzęsły. Nie, to nie możliwe, ona nie mogła... co się stało? Nie zważając już na nic zacząłem RKO, jednocześnie wybrałem numer do królowej.
- Królowa Wasylisa, słucham -wyklepała formułkę sennym głosem.
- Lissa - odezwałem się drżacym, łamiącym się głosem. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach zaczął lecieć łzy.
- Dymitr?! - od razu się ożywiła.- Co się stało?
Usłyszałem jeszcze jakieś poruszenie i głos Christiana, pytającego, co się dzieje.
- Roza, ona nie oddycha... ja nie-nie wiem co się stało.
- Co? Zaraz tam jesteśmy!- rozłączyła się, a ja nie przestałem.
Nie wiem ile minęło czasu. Mogły to być sekundy, minuty, albo i godziny. Nawet na chwilę nie przestałem ratować mojej Rozy. Ona nie mogła umrzeć, nie mogła mnie zostawić. Wołałem żeby wstała, nie droczyła się ze mną. Żeby się obudziła. Ale ona nawet się nie poruszyła. Poczułem, że ktoś mnie odciąga, ale się nie dałem, byłem silniejszy. Nie zostawię Rozy. Poczułem delikatną dłoń na ramieniu.  Odwróciłem głowę i spotkałem się ze spokojnym, ale smutnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Dymitr, zrobiłeś co mogłeś. Już dość. Daj teraz pracować innym.
Powoli wstałem i dałem się odciągnąć usiadłem z Lissa pod ścianą i patrzyłem jak ratownicy zajmują się Rozą. Zapłakany wtuliłem się w morojkę. Roza. Moja kochana Roza. Jak ona mogła mnie zostawić. Ale... to ja pierwszy ją zostawiłem. To wszystko moja wina. Jeszcze bardziej się rozpłakałem. Gdybym jej nie zostawił, nie zaniedbał... Ale czy to moja wina? Po co mam bronić i bać na siebie winny tej suki? To wszystko jej wina. Rozjebała mi życie. To przez nią Roza nie żyje. To jej wina. Podniosłem się i wybiegłem do siłowni. Zacząłem wyżywać się na worku treningowym, póki nie poczułem ulgi z bólu rąk. Wtedy padłem na kolana i zacząłem płakać. Po pewnym czasie wstałem i wróciłem do sypialni. Spojrzałem na łóżko, gdzie wciąż Kraka Roza. Tak piękna, jak pogrążona w śnie. W śnie z którego nigdy się nie obudzi. Wszedłem do łazienki i przemyłem twarz, chciałem spojrzeć w lustro, ale było ono zbite. Wręcz zobaczyłem, jak dampirzyca je rozbija. Po chwili, na półce pod lustrem dostrzegłem tabletki nasenne. Opakowanie było puste do połowy, a obok leżała oderwana zawleczka. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła. Wróciłem z tabletkami i upadłem przed łóżkiem na kolanach.
- Roza, czemu? Czemu ukarałaś mnie w tak okrutny sposób? Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? Bo ja sobie już nigdy.
Ukryłem twarz w jej brzuchu, składając dłonie sio modlitwy. Płakałam, co chwilę przepraszając moją ukochaną. Boże, jak ją zawiniłem. Nie widzę swojego przebaczenia. Nie widzę.
- Dymitr- usłyszałem delikatny głos Lissy.
Stała w drzwiach z bólem w oczach. Już nie wyglądała tak idealnie i nienagannie jak zawsze jej twarz była zaczerwieniona, włosy potargane, o pogniecionych ubraniach już nie wspomnę. Ale ja pewnie też nie wyglądałem lepiej. To była też dla niej ważna osoba.
- Co powiedział lekarz?- spytałem, głaszcząc już zimny policzek Rozy.
- Zgon stwierdzili z 3 godziny temu. To było 10 minut przed twoim telefonem. Według pierwszych badań przedawkowała leki, ale to nie jest pewne. Chcą ją zabrać na sekcję zwłok.
- Niech, niech dadzą nam jeszcze trochę czasu- rozpłakałem się jeszcze bardziej.- Zabiję ją. Zabiję sukę. To wszystko jej wina.
- Kogo? Co się właściwie stało?- królową podeszła i usiadła obok mnie, starając się nie patrzeć na swoją strażniczkę.
- To wszystko przez Taszę Ozerę. Zaczęliśmy się spotykać, jak przyjaciele. Ale ona wpływem sprawiła, że się w niej zakochałem. Wtedy zostawiłem Rozę bo sądziłem, że to Taszę kocham. A to nie prawda. Moja jedyna i prawdziwą miłością jest i będzie Roza. Na zawsze. Nie spocznę, aż nie pomszczę jej śmierci.  Pożałuję tego, że się w ogóle urodziła. Zrobię jej piekło na ziemi. Przyrzekam Roza.
____________________________________
Tak w oto wielkim stylu skończyły się dwa lata tego bloga. Liczę na wasze komentarze, bo bardzo one motywują. Następny bonus postaram się dać 15, ale nic nie obiecuję, bo w piątek studniówka, a bonus ledwo zaczęły i nawet nie mam na niego do końca pomysłu. No i to zależy, czy przeżyję po tym bonusie. I nie, nie będzie kolejnej części. Kocham was i oszczędźcie mnie 💖💖💖💖