Siedzę w tym apartamencie nie wiadomo ile, nie wiadomo po co i nie wiadomo jakim cudem jeszcze żyję. A nie. To ostanie wiadomo. Żeby mnie przemienić. Ha! Dobre sobie. Nigdy nie stanę się dobrowolnie strzygą. Może pomarzyć. Więc mógłby mnie normalnie zabić, a nie sobie jeszcze jakieś nadzieje robi. Strzygą w ogóle jakieś ma? A czy to ma znaczenie? Straciłam mojego Towarzysza i już nigdy go nie odzyskam. Moje przemyślenie przerwało wejście Dymitra do pokoju.
- I jak, Roza, zmieniłaś zdanie?- spytał z cwanym uśmiechem.
Prychnęłam.
- Nie i nie zamierzam - powiedziałam hardo.
- Czemu tak uparcie przy tym trwasz? Pomyśl o zaletach tego.
- No, bo nie ma to jak być mordercą pozbawionym sumienia - zaśmiałam się bez kszty radości.
Zmrużył oczy
- Nie nazwał bym się mordercą. Po prostu próbuję przetrwać. Pomysł tylko- usiadł na kanapie, gdzie siedziałam z podkulonymi nogami.- Ty i ja, na zawsze razem. Przejmiemy władzę, albo uciekniemy stąd. Nic nie będzie już stało na przeszkodzie naszego związki.
- Nie mogę być z kimś, kto mnie nie kocha - fuknęłam.
- Roza, może nie dam ci miłości, ale gdy już będziesz strzygą, to nie będzie mało dla ciebie znaczenia. A pragnę Cię z równą siłą co zawsze. Będziesz silna, niezależna. Nikogo nie będziesz musiała bronić, za nikogo odpowiadać. A razem będziemy niepokonani. Zrozumiesz, że bycie strzygą nie jest złe. Wszyscy to wyolbrzymiają, bo nie znają prawdy. A ja jestem w stanie ci ją pokazać. Jestem taki sam. Nadal. Tylko mądrzejszy. Dotychczas pili z Ciebie, teraz ty będziesz mogła pić z innych. Będziesz najlepszą strzygą, na zawsze ze mną. Ty i ja. Wieczne. Niczego ci nie zabraknie, będziesz królową.
- A przyjaciele?- pytam niepewnie.
Nie powiem, kuszące, ale nie! Nie mogę! Nie zostawię Lissy.
- Przyjaciele - prychnął.- Jacy? Wasylisa, która sobie spokojnie siedzi w akademii, albo baluje na dworze? To jest miłość? Ty narażasz się, przez cały świat do mnie jechałaś, zawsze jesteś w stanie wszysko dla mnie i Lissy poświęcić. A ona nie dość, że nie pojechała z Tobą, to jeszcze chciała cię siłą zatrzymać. Ja nagrodzę cię Roza. Przyłącz się do mnie, zostań moją królową. - wyciągnął do mnie rękę, patrząc na mnie wyczekująco.
Już chciałam prychnąć i zaprotestować, ale się powstrzymałam. Może ma rację. On by nigdy tak nie zrobił na jej miejscu. By mnie wspierał, doradzał, pojechał ze mną. Zawsze był, gdy go potrzebowałam. Dalej jest, dba o mnie, mam wszysko co najlepsze. Czy mam jeszcze kogoś, po za nim? Lissa nawet się o mnie nie troszczy, tylko o to, czy będzie mieć strażniczkę, która odbierze jej mrok. Nie zastanawia się co u mnie, czy żyję. Ani razu nie zadzwoniła. Ma nową przyjaciółkę. W tym czasie Dymitr mnie znalazł, wziął tutaj i chroni przed innymi strzygami. Chce mnie przemienić. Bym była na zawsze z nim. Czy to będzie lepsze? Nie wiem. Będzie inne. Co mam do stracenia? Duszę, która jest pusta, odkąd straciłam tego mężczyznę. Patrzę na niego i widzę te same oczy, tylko małe, czerwone obwódki, ale czy to ważne? Te same włosy, to samo ciało. Nie myślą co robię, wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam go po chłodnym policzku, aż do włosów. Przymknąć oczy i zamruczał. Kiedy je otworzył, nie widziałam miłości. Ale już to mnie nie obchodziło. Miał rację, cholerną rację. Jest moim wszystkim i jeśli go nie będzie, nie będę miała nic. Albo mogę mieć go na wieczność dla siebie.
- Zgadzam się - powiedziałam pewnie.- Chcę, żebyś mnie przemienił.
- Dobrze Roza - uśmiechnął się. - Chodź do mnie.
Na czworakach podeszłam do niego i usiadłam między jego nogami, opierając się plecami o jego tors. Zadrżałam, gdy odgarniając mi włosy z szyi, musnął opuszkami palców moją skórę. Serce przyspieszyło swój rytm. Teraz już nie ma odwrotu. Bałam się tego, ale już podjęłam decyzję. Poczułam jego chłodny oddech i zamknęłam oczy. Przeszył mnie ból, który natychmiast zamienił się na przyjemność. To było cudowne. Choć pił moja krew już od jakiegoś czasu, wciąż tak samo na mnie działało. To było tysiąc razy silniejsze od ugryzienia moroja. Endorfiny całkowicie przejęły władzę nad moim umysłem. Po woli zaczęłam tracić kontrakt z rzeczywistością, aż nie pochłonęła mnie ciemność.
- I jak, Roza, zmieniłaś zdanie?- spytał z cwanym uśmiechem.
Prychnęłam.
- Nie i nie zamierzam - powiedziałam hardo.
- Czemu tak uparcie przy tym trwasz? Pomyśl o zaletach tego.
- No, bo nie ma to jak być mordercą pozbawionym sumienia - zaśmiałam się bez kszty radości.
Zmrużył oczy
- Nie nazwał bym się mordercą. Po prostu próbuję przetrwać. Pomysł tylko- usiadł na kanapie, gdzie siedziałam z podkulonymi nogami.- Ty i ja, na zawsze razem. Przejmiemy władzę, albo uciekniemy stąd. Nic nie będzie już stało na przeszkodzie naszego związki.
- Nie mogę być z kimś, kto mnie nie kocha - fuknęłam.
- Roza, może nie dam ci miłości, ale gdy już będziesz strzygą, to nie będzie mało dla ciebie znaczenia. A pragnę Cię z równą siłą co zawsze. Będziesz silna, niezależna. Nikogo nie będziesz musiała bronić, za nikogo odpowiadać. A razem będziemy niepokonani. Zrozumiesz, że bycie strzygą nie jest złe. Wszyscy to wyolbrzymiają, bo nie znają prawdy. A ja jestem w stanie ci ją pokazać. Jestem taki sam. Nadal. Tylko mądrzejszy. Dotychczas pili z Ciebie, teraz ty będziesz mogła pić z innych. Będziesz najlepszą strzygą, na zawsze ze mną. Ty i ja. Wieczne. Niczego ci nie zabraknie, będziesz królową.
- A przyjaciele?- pytam niepewnie.
Nie powiem, kuszące, ale nie! Nie mogę! Nie zostawię Lissy.
- Przyjaciele - prychnął.- Jacy? Wasylisa, która sobie spokojnie siedzi w akademii, albo baluje na dworze? To jest miłość? Ty narażasz się, przez cały świat do mnie jechałaś, zawsze jesteś w stanie wszysko dla mnie i Lissy poświęcić. A ona nie dość, że nie pojechała z Tobą, to jeszcze chciała cię siłą zatrzymać. Ja nagrodzę cię Roza. Przyłącz się do mnie, zostań moją królową. - wyciągnął do mnie rękę, patrząc na mnie wyczekująco.
Już chciałam prychnąć i zaprotestować, ale się powstrzymałam. Może ma rację. On by nigdy tak nie zrobił na jej miejscu. By mnie wspierał, doradzał, pojechał ze mną. Zawsze był, gdy go potrzebowałam. Dalej jest, dba o mnie, mam wszysko co najlepsze. Czy mam jeszcze kogoś, po za nim? Lissa nawet się o mnie nie troszczy, tylko o to, czy będzie mieć strażniczkę, która odbierze jej mrok. Nie zastanawia się co u mnie, czy żyję. Ani razu nie zadzwoniła. Ma nową przyjaciółkę. W tym czasie Dymitr mnie znalazł, wziął tutaj i chroni przed innymi strzygami. Chce mnie przemienić. Bym była na zawsze z nim. Czy to będzie lepsze? Nie wiem. Będzie inne. Co mam do stracenia? Duszę, która jest pusta, odkąd straciłam tego mężczyznę. Patrzę na niego i widzę te same oczy, tylko małe, czerwone obwódki, ale czy to ważne? Te same włosy, to samo ciało. Nie myślą co robię, wyciągnęłam dłoń i pogłaskałam go po chłodnym policzku, aż do włosów. Przymknąć oczy i zamruczał. Kiedy je otworzył, nie widziałam miłości. Ale już to mnie nie obchodziło. Miał rację, cholerną rację. Jest moim wszystkim i jeśli go nie będzie, nie będę miała nic. Albo mogę mieć go na wieczność dla siebie.
- Zgadzam się - powiedziałam pewnie.- Chcę, żebyś mnie przemienił.
- Dobrze Roza - uśmiechnął się. - Chodź do mnie.
Na czworakach podeszłam do niego i usiadłam między jego nogami, opierając się plecami o jego tors. Zadrżałam, gdy odgarniając mi włosy z szyi, musnął opuszkami palców moją skórę. Serce przyspieszyło swój rytm. Teraz już nie ma odwrotu. Bałam się tego, ale już podjęłam decyzję. Poczułam jego chłodny oddech i zamknęłam oczy. Przeszył mnie ból, który natychmiast zamienił się na przyjemność. To było cudowne. Choć pił moja krew już od jakiegoś czasu, wciąż tak samo na mnie działało. To było tysiąc razy silniejsze od ugryzienia moroja. Endorfiny całkowicie przejęły władzę nad moim umysłem. Po woli zaczęłam tracić kontrakt z rzeczywistością, aż nie pochłonęła mnie ciemność.
***
Obudziłam się na czymś miękkim. Coś się zmieniło. Słyszałam nowe dźwięki, czułam intensywniejsze zapachy, w tym zapach krwi. Otworzyłam oczy, biorąc głęboki oddech. Gardło miałam suche, jakbym tydzień nic nie piła. Odwróciła się na bok i zaczęłam kaszleć. Wzrokiem szybko odszukałam szklankę z czerwoną cieczą i wypiłam ją jednym haustem. Z ulgą usiadłam na łóżku, jednak wciąż było mi mało. Zaczęłam instynktownie szukać pożywienie. Dopiero teraz zauważyłam obok Bielikowa z chytrym uśmiechem, jednak olałam go. Wiedziałam, że gdzieś tu znajdę więcej krwi. Weszła do salonu, gdzie znalazłam to, co szukałam. W rogu siedziała wystraszona morojka. Nie trudziłam się na żadne pogaduszki, po prostu w szybkim tempie znalazłam się przy niej i wbiłam zęby w jej gardło, rozrywając je. Kw ciekła mi po brodzie, gdy wypijałam z niej życie. Gdy skończyłam, rzuciłam ciało w kąt i otarłam usta. Przeklnęłam głośno. Pobrudziłam ulubioną bluzkę. Odwróciła się, słysząc za sobą oklaski. W przejściu między salonem, a sypialnią o framugę opierał się Dymitr. Dopiero teraz mu się przejrzałam dokładniej. Nie czułam miłości, ale pożądanie jak najbardziej. Podeszłam do niego kocim krokiem, z kusicielskim uśmiechem. Złapał mnie za biodra, gdy tylko podeszłam i położyłam dłonie na jego torsie.
- I jak ci się podoba nowe, lepsze życie, Roza? - zamruczał, całując mnie po szyi.
- Cudownie - szepnęłam mu do ucha. - Ale chyba trochę za mało mi jeszcze wrażeń.
- Czego chcesz jeszcze od nie życia, skarbie?
- Ciebie we mnie- wzdycham z przyjemności, dając mu lepszy dostęp. - Za dużo czasu minęło pod naszego pierwszego razu.
- Też tak sądzę.
Podniósł mnie i zniósł do sypialni. To było coś cudownego. Tyle emocji, namiętności, czystego pożądania i zero delikatności. Jednak na tym się nie skończyło. Wciąż było mi go mało. Uprawialiśmy sex wszędzie, gdzie się dało. Raz on dominował, raz ja. I tak przez cały dzień. Nie zważając na nic. To był nasz czas, który wszysko wynagrodził. Po wielu godzinach, w końcu postanowiliśmy zakończyć zabawę. Znaczy na teraz. Dymitr jest tak świetny w łóżku, że jeszcze do tego wrócimy.
- Teraz Roza, musimy iść do Galiny - oświadczył Dymitr, gdy się ubieraliśmy.
- Nic nie musimy - prychnęłam rozzłoszczona. - Sam mówiłeś, że przejmiemy tu władzę. Pozwolisz, że zacytuję "razem będziemy niepokonani". Jestem niezależna i to ja decyduję, z kim się będę spotkać. I na pewno nie będzie to teraz Galina - usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję.
- Roza - stanął za mną i zaczął masować mi ramiona.- Jeszcze ją zabjemy. Ale na razie musimy być jej posłuszni, kocico. Inaczej to dla nas to się źle skończy.
Westchnęłam i wstałam.
- Niech ci będzie - warknęłam.- Ale następnym razem nie będę tak potulna.
Idę do drzwi i nie czekając na Bielikowa wychodzę. Po chwili mnie dogania i obejmuje ramieniem. Wszystkie strzygi płci męskiej oglądali się za mną, ale szybko odwracali wzrok, gdy Dymitr na nich warczał. Bardzo łechtało to moje ego. Uśmiechnęła się, poprawiając sobie biust i zaczęłam bardzuej kręcić biodrami. Mężczyźni ślinili się na mój widok, a kobiety pękały z zazdrości. No i mój mentor. Przyciągnął mnie bliżej siebie, kładąc dłoń na moim biodrze.
- Coś nie tak, skarbie? - spytałam przesłodzonym głosem.
- Nie, skądże- mruknął tym samym głosem z sarkazmem.
- To dobrze- uśmiechnąłem się.
- I jak ci się podoba nowe, lepsze życie, Roza? - zamruczał, całując mnie po szyi.
- Cudownie - szepnęłam mu do ucha. - Ale chyba trochę za mało mi jeszcze wrażeń.
- Czego chcesz jeszcze od nie życia, skarbie?
- Ciebie we mnie- wzdycham z przyjemności, dając mu lepszy dostęp. - Za dużo czasu minęło pod naszego pierwszego razu.
- Też tak sądzę.
Podniósł mnie i zniósł do sypialni. To było coś cudownego. Tyle emocji, namiętności, czystego pożądania i zero delikatności. Jednak na tym się nie skończyło. Wciąż było mi go mało. Uprawialiśmy sex wszędzie, gdzie się dało. Raz on dominował, raz ja. I tak przez cały dzień. Nie zważając na nic. To był nasz czas, który wszysko wynagrodził. Po wielu godzinach, w końcu postanowiliśmy zakończyć zabawę. Znaczy na teraz. Dymitr jest tak świetny w łóżku, że jeszcze do tego wrócimy.
- Teraz Roza, musimy iść do Galiny - oświadczył Dymitr, gdy się ubieraliśmy.
- Nic nie musimy - prychnęłam rozzłoszczona. - Sam mówiłeś, że przejmiemy tu władzę. Pozwolisz, że zacytuję "razem będziemy niepokonani". Jestem niezależna i to ja decyduję, z kim się będę spotkać. I na pewno nie będzie to teraz Galina - usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję.
- Roza - stanął za mną i zaczął masować mi ramiona.- Jeszcze ją zabjemy. Ale na razie musimy być jej posłuszni, kocico. Inaczej to dla nas to się źle skończy.
Westchnęłam i wstałam.
- Niech ci będzie - warknęłam.- Ale następnym razem nie będę tak potulna.
Idę do drzwi i nie czekając na Bielikowa wychodzę. Po chwili mnie dogania i obejmuje ramieniem. Wszystkie strzygi płci męskiej oglądali się za mną, ale szybko odwracali wzrok, gdy Dymitr na nich warczał. Bardzo łechtało to moje ego. Uśmiechnęła się, poprawiając sobie biust i zaczęłam bardzuej kręcić biodrami. Mężczyźni ślinili się na mój widok, a kobiety pękały z zazdrości. No i mój mentor. Przyciągnął mnie bliżej siebie, kładąc dłoń na moim biodrze.
- Coś nie tak, skarbie? - spytałam przesłodzonym głosem.
- Nie, skądże- mruknął tym samym głosem z sarkazmem.
- To dobrze- uśmiechnąłem się.
Nagle poczułam jego dłoń na tyłku.
- Nie zapędzasz się?- warknęłam, zabierając ją, ale po chwili znowu się tam pojawiła.
Strzyga wzmocniła uścisk.
- Jesteś moja i będę robił z Tobą co mi się podoba.
- Hola hola kowboju- zatrzymałam się i odwróciłam się w jego stronę, tworząc dystans między nami przez położenie dłoni na jego torsie.- To, że mnie przemieniłeś i że pieprzyliśmy się cały dzień nie czyni cię moim właścicielem. Jestem strzygą, jestem wolna i mogę robić co chcę.
- Hola hola kowboju- zatrzymałam się i odwróciłam się w jego stronę, tworząc dystans między nami przez położenie dłoni na jego torsie.- To, że mnie przemieniłeś i że pieprzyliśmy się cały dzień nie czyni cię moim właścicielem. Jestem strzygą, jestem wolna i mogę robić co chcę.
Cofnął się dwa kroki ze skrzyżowanymi rękoma na piesi i uśmiechnął się cwanie. Nie takiej reakcji się spodziewałam. Przybrałam pozycję obronną.
- Skoro ty jesteś wolna, to ja też i też mogę robić co chcę?- zapytał.
- Tak?- odpowiedziałam nie pewna, do czego zmierza.
- Czyli nie pogniewasz się, jak tą noc siedzę z Adele?
- Słucham?!- ryknęłam.- Słuchaj no! Może jesteś strzygą, możemy robić co chcemy, ale jak tylko zobaczę cię z inną kobietą, zabije was bez zawahania. Oboje.
- Ciekawe- zaśmiał się.
Właśnie w tym momencie korytarzem szła strzyga. Kiedyś musiała być dampirzycą. Seksowną dampirzycą. Miała długie, czarne włosy, opadające miękkimi falami na jej plecy, które w dużej mierze pewne odsłaniała bluzka. Jej zaukrąglenia były takie, jakie powinny być i jesz bezwstydnie kołysały się przy każdym jej ruchu. No koszmar. W odsłoniętym pempku widniał kolczyk. A najgorsze, że Dymitr nie mógł od niej oderwać wzroku. To na mnie ma tak patrzeć! Gdy nas mijała, przyciągnął ją i pocałował namiętnie. A ona jeszcze oddała pieszczotę. No tego to za dużo! Wściekła złapała ja za włosy i z całej siły pociągnęłam, wyrywając jej głowę. Ciało strzygi opadło sztywne na ziemię, a głowę rzuciłam zaraz obok i zdeptałam. Rzuciłam ostre spojrzenie na Rosjanina, który uśmiechał się triumfalnie.
- To było ostrzeżenie- warknęłam jeszcze i ruszyłam przed siebie.
- To jak nie chesz, żebym wzbudzał twoja zazdrość, to ty nie wzbudzaj mojej- dogonił mnie.
- Jesteś o mnie zazdrosny?- zakpiłam, uśmiechając się.
- A ty nie?- na jego twarzy pojawiła się konsternacja
- Ja tylko dbam o to co moje - prychnęłam.
- Czyli, że Ty nie jesteś moja, a ja jestem twój?
- Słuchaj.- zatrzymałam się przed nim.- Przemieniłeś mnie, dlatego, że chciałam cię mieć tylko dla siebie i ty chciałeś mnie mieć. Jakbyś nie chciał, masz tu mnóstwo strzyg. Ale na to wychodzi, że najbardziej chesz mnie. Ale to nie znaczy, że ja nie mogę szukać czegoś u innych.
- Jak dla mnie to właśnie to znaczy. Ciałem cię mieć na zawsze tylko dla siebie. A u innych nie masz co szukać, bo nic lepszego nie znajdziesz.
- Wiesz, zawsze można to sprawdzić.
Nagle zostałam przyszpilona do ściany i zmuszona do patrzenia w czerwone oczy Rosjanina.
- Nie przeginaj smarkulo. Jeśli chesz zostać tu razem ze mną i rządzić, to masz się mnie słuchać. Przemieniłem cię, powinnaś być wdzięczna, a nie się jeszcze stawiasz. Od teraz masz być grzeczna - warknął i pociągnął mnie za sobą.
Szłam za nim naburmuszona. Co za buc! "Od teraz masz być grzeczna" Pff... I czego jeszcze. Przemienił mnie, to niech się teraz męczy. W końcu doszliśmy do wielkich drzwi. Dymitr zatrzymał się i spojrzał na mnie. Wciąż byłam zła i on dobrze o tym wiedział. Przetarł twarz dłońmi. Zapukał do drzwi i spojrzał na mnie.
- Roza, błagam Cię. Z Galiną nie ma żartów, ona nie będzie tak wyrozumiała dla ciebie jak ja. Nie popuści żadnej zniewagi. Proszę Cię, nie narób nam kłopotów. Już samo to, że mogłem cię przemienić, było aktem łaski z jej strony. Musisz być posłuszna. Ten jeden raz schowaj dumę do kieszeni. Później pójdziemy na polowanie i będziesz mogła się wyżyć. Ale teraz błagam Cię, zachowuj się.
Westchnęłam. Z pokoju doszło nas obojętne "wejść"
- Niech ci będzie. Ale jeśli mnie sprowokuje, nie ręczę za siebie- ostrzegłam i otworzyłam drzwi.
Próg przekroczyłam dumnie, z uniesioną głową. Gdy tylko Galina mnie zobaczyła, wstała z uśmiechem.
- A więc to ty jesteś tą dampirzycą, o którą Dimka tak walczył?- spytała, obchodząc mnie dookoła i oglądając jak jakiś nowy nabytek.- Wyglądasz nawet nieźle, masz styl, a już po samej twojej minie widać, że nie dajesz sobie w kaszę dmuchać. Nie jesteś za wysoka, ale pozory czasem mylą. Słyszałam, że dobrze walczysz - znowu stanęła przede mną.- Zaatakuj mnie!
- Z przyjemnością - uśmiechnęła się i rzuciłam na nią.
To był ten czas. Teraz ją zniszczę. Jednak już po dziesięciu minutach, okazało się, że szybciej ona zniszczy mnie. Stałam pod ścianą bez możliwości ruchu, uwięziona przez strzygę. Puściła mnie, a ja upokożona wróciłam na poprzednie miejsce.
- Bardzo dobrze. Jesteś naprawdę świetna. Rzadło zdarza się tak dobry przeciwnik. Wyśmienicie, że mam Cię w swoich szeregach.
- Przecież cię nie pokonałam- nie rozumiałam.
- Och dziecko - zaśmiała się kpiąco.- Nikt mnie nigdy nie pokonał.
- Nawet Dymitr?- otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nawet on. W końcu sama go kiedyś szkoliłam. A do tego jestem strzygą od kilku dobrych lat. Ale nie martw się, jak na strzygę, która ma kilka godzin jesteś naprawdę silna. A teraz możecie odejść- usiadła znowu na fotelu i wróciła do swoich spraw tak, jakby nad tu w ogóle nie było.
Dymitr złapał mnie za ramię i wyciągnął z pokoju. Zaczął biec, łącząc nasze dłonie, a ja za nim. To take cudowne, czułam się, jakbym leciała. Moje nogi same niosły mnie, omijając wszelkie przeszkody. Zrównałam się z Rosjaninem i w oka mgnieniu znaleźliśmy się na dworze, ale nie zwolniliśmy. Tym razem on biegł trochę z przodu, prowadząc mnie przez labirynt, a ja starała się zapamiętać każdy zakręt. W końcu znaleźliśmy się na w lesie i dopiero teraz zaczęła się zabawa. Dymitr puścił mnie i zaczął biec szybciej. Chociaż starałam się, on oddalał się coraz bardziej. Gdy straciłam go z oczu, ztrzymałam się na polanie, nie mając pojęcia gdzie pobiegł . Uspokoiłam się i użyłam swoich zmysłów. Nie słyszałam nic prócz szelestu liści na wietrze i nocnych zwierząt. Gdzieś w oddali szumiał jeszcze strumyk, ale to bardzo cicho. Postanowiłam złapać jego zapach. Wyciągnęłam powietrze i uderzyło we mnie setki zapachów. Drzew, krzaków, ziół, kwiatów, zwierząt, ziemi i mchu. Oraz ta jedna, charakterystyczna woń. Z uśmiechem zaczęłam za nią podążać. Biegłam, rozkoszując się nocą, omijałam przeszkody i rejestrowałem wszystkie bodźce naokoło. Życie strzygi jest cudowne. Ale ja byłam głupia. Nagle zgubiłam trop. Znowu się zatrzymałam i zacząłem rozglądać, jednak to nic mi nie dało. Nagle usłyszałam trzask nad sobą. Spojrzałam w górę i zobaczyłam na drzewie Dymitra. Zdążyłam zrobić unik, dzięki czemu skoczył jakieś pół metra ode mnie. Zaczęliśmy walkę. Wymieniliśmy na wzajem ciosy i się broniliśmy. Ktoś z boku mógł nad porównać do walczących lwów o podobnej sile i zręczności. Nikt nie był lepszy. Byliśmy na równi. Jednak mimo wszysko byłam młodą strzygą, jeszcze nie umiałam do końca panować nad swoimi zdolnościami, nad swoim ciałem. To ja popełniłam błąd i po chwili już stałam przygwożdżona do drzewa. Jednak nie podałam się. Została mi ostania broń w walce z Rosjaninem i postanowiłam ją wykorzystać. Pocałowałam go. Nikogo chyba nie zdziwi to, że oddał pocałunek, poluźniając uścisk. Dłonie zrzuciłam mu na kark, bawiąc się jego włosami, a on swoją jedną dłoń, przeniósł na moje biodro. Wykorzystałam tą chwilę nieuwagi, no bo po to ją stworzyłam. Zjechała dłonią w dół, zabrałam jego z mojej tali i załapałam za nią Dymitra. Wzmocniłam uścisk i po chwili zrobiłam dźwignię, powalając go na ziemię. Szybko usiadłam mu na biodrach, a ręce przyszpiliłam mu w nadgarstkach do ziemi. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Proszę, proszę, oto już drugi raz pokonałam wielkiego wojownika, Dymitra Bielikow.
- A policzyć ci, ile razy ja Cię pokonałam? - uśmiechnął się chytrze, a mi miną zrzedła.
- Nie musisz - warknęłam. Jednak po chwili się nad czymś zastanowiła i przybrałam zalotną minę.- Czy mam rozumieć, że znowu będziesz moim mentorem, Towarzyszu?
- Tak - uśmiechnął się zadziornie.
- Ale czy to nie oznacza, że nie powinno łączyć nas nic po za treningami?- pochyliłam się bliżej jego ust, ocierając się o jego męskość.
Jęknął, patrząc na mnie z czystym pożądaniem. Pochyliłam się i złapałam zębami za wargę rosjanina, ciągnąć ją. Kolejny jęk. Zaczynam całować go po szczęście, a późnej po szyi, jednocześnie unosząc jego bluzkę do góry.
- Co robisz?- spytał, przez śmiech.- A co z polowaniem?
On sam zaczął mnie rozbierać. Jego zimny dotyk rozpalał mnie.
- Jeśli zaraz mnie nie przelecisz, jest dość duże prawdopodobieństwo, że zgwałcę swoją przyszłą ofiarę.
Jeszcze raz się zaśmiał i obrucił nas tak, że to ją byłam na dole. Całował mnie po szyi, jeżdżąc dłońmi wzdłuż mojej talii. Szybko pozbyliśmy się naszych ubrań lecz jeszcze się nie złączyliśmy. Dymitr zaczął się nade mną zlecać. Sprawiało mi to dużo przyjemności i podniecało, jednak przypominało mi jak daleko jestem od szczytu.
- Dymitr - sapnęłam.- Błagam!
- O co Roza?- czułam, że się uśmiecha.
- Zrób to!- jęczałam.- Teraz.
Uśmiechnął się całując moją szyję, po czym wszedł we mnie niespodziewanie. Jęknęłam przeciągle, zamykając oczy i odchylając głowę. Po chwil westchnęłam i próbowałam uspokoić szybki oddech. Jednak wtedy zaczął się we mnie poruszać, a każdy jego ruch wywoływał nasze jęki. Cale moje ciało płonęło zywym ogniem, wywołanym przez jego dotyk. Zaciskałam się na nim boleśnie, pragnąc spełnienia. On Napierała na mnie coraz mocniej i szybciej, sapiąc. Oboje szczytowaliśmy w tym samym czasie, krzycząc swoje imiona, ale widziałam, że to jeszcze nie koniec. Nie wiem ile trwało zanim nie ubraliśmy się z powrotem. Przy 5 turze przestałam liczyć. Ale może było ich z 8? Gdy już się ubraliśmy, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. W jego oczach nadal było pożądanie.
- I co Roza?- szepnął, wciąż ciężko oddychając.- Dalej uważasz, że ktoś byłby w staje mnie tobie zastąpić.
- Nie. Inaczej by mnie tu nie było- popchnęłam go na drzewo i znowu zaczęłam się do niego dobierać.
***
Od mojej przemiany minął już miesiąc. Dymitr wszyskiego mnie nauczył. Zasad życia strzyg, używania nowych zdolności w walce, polowania oraz nawigacji korzystając z nocnego nieba. Nawet stoczyliśmy w dwójkę walkę ze strażnikami dość licznej rodziny morojów. Ale to była wyżerka. Galina nam ufa i daje najważniejsze misję. I dobrze. Jesteśmy coraz bliżej niej. A dzisiaj zaatakujemy. Wszysko mamy zaplanowane. Idziemy w nocy na grupowe polowanie. Dymitr jako swój test ma je poprowadzić. Szybko podzielił grupy, gdzie ja, on i "przywódczyni" jesteśmy razem w jednej i atakujemy dom z królewskiego rodu: Tarus. Nie najlepsze sobie wybrali miejsce na wakacje. Uśmiechnęłam się szatańsko na tą myśl. Ale najpierw Galina. Wyjechaliśmy po zmroku dziesięcioma autami. Nie długo po wyjeździe do miasta, wszyskie się rozjechały w różne strony. Za nami jechało tylko jedne z resztą naszej grupy. Zatrzymaliśmy się dwie ulice dalej i zakradliśmy pod tylnie drzwi. Dymitr dowodził i zatrzymał się przy drzwiach od kuchni, ja byłam tuż za nim, a po drugiej stronie drzwi stała Galiną. Rosjanin uznał, że jako najsilniejsza idzie pierwsza, późnej reszta strzyg, a my zamykamy pochód. Tak też zrobiliśmy. Kobieta wywarzyła drzwi i wpadła do środka, a za nią reszta strzyg, my na końcu. Mieliśmy przewagę, ale mimo to rozpętało się piekło. Mimo początkowej fali zwycięstwa, o której świadczyły dwa martwe ciała, moroja i dampira, teraz strzygi padały jak muchy. Jeden strażnik rzucił się na mnie, ale po kilku minutach, to ja pozbawiłam go życia i wypiłam całą jego krew. Dymitr patrzył na mnie z dumą. Oboje wymieniliśmy spojrzenia i pobiegliśmy na górę. Wywarzyliśmy drzwi od dwóch pierwszych pokoi po przeciwnych stronach. Niestety ja wpadłam do mieszkania strażnika. Nie było łatwo i kilka razy posłał mnie na ścianę, ale odwiedziłam się mu złamaniem karku. Jednak nie wyszłam całkiem bez szfanku, bo udało mu się wcześniej mnie drasnąć sztyletem w ramię. Piekło jak cholera, Ale da się przeżyć. Wyszłam i zobaczyłam zakrwawionego, ale zadowolone Dymitra.
- Zostawiłem ci tam morojkę, przy da ci się dużo siły- wskazał za siebie.
Spragniona wepchnęłam się do pokoju i weszła na łóżko, gdzie leżały dwa ciała. Jedno już było wysuszone, ale drugie... Bezzwłocznie nachyliłam się i wbiłam trupowi w szyję. Od razu poczułam słodko smak i płynącą z niego siłę. Tak dawno nie piłam krwi morojów, a świadomość, że to królewski ród jeszcze bardziej mnie upaja. To była najcenniejsza słodycz na świecie. Czego chcieć więcej. Niestety wszystko co dobre kiedyś się konczy. Wstałam i podeszłam do mężczyzny czekającego na mnie w progu.
- Wiesz, gdy tak na ciebie patrzyłem, dałaś mi pomysł na świętowanie naszego zwycięstwa
- przyciągnął mnie do siebie i złączy nasze usta w pocałunku z krwią.
- Też mam kilka wizji, tygrysie, które pragnę spełnić- szepnęłam mu do ucha, ocierając się o jego męskość - Z Tobą w roli głównej, oczywiście.
Odwróciłam się od niego i ruszyłam w głąb korytarza, jednak czułam na sobie jego pożądliwe spojrzenie.
Przeszukaliśmy resztę pokoi, jednak nikogo więcej nie było. Idealnie. Razem z Dymitrem weszliśmy do ostatniego pokoju. Rosjanin schował się za otworzonymi na oścież do środka drzwiami, a ja stanęła pod oknem na przeciw wejścia.
- Galina, chodź tu!- zawołałam ni to przestraszona, ni zaciekawiona.
- Co jest?- weszła po chwili.
Zaczęła się rozglądać, ale w tej samej chwili Dymitr zamknął drzwi i tak zostaliśmy sami, odcięci od reszty strzyg. Przyjęliśmy postawy obronne i zaczęliśmy ją okrążać, jak ofiarę.
- Co się dzieje? Co wy robicie?- patrzyła czujnie, gotowa na atak, to na mnie, to na mężczyznę.
- Przejmujemy władzę- uśmiechnęłam się chytrze.
- Ha! Powodzenia.- zakpiła.- Musicie mnie zabić, jeśli chcecie władzy, a jeszcze żadna strzyga mnie nie pokonała, a co dopiero mówić o zabiciu.
- Tak, tylko, że teraz jesteśmy we dwoje. A ty jesteś ciut osłabiona, nie prawdasz?- z uśmiechem wskazuje na ranę w jej nodze.
- Małe draścięcie- mimo pewności w jej głosie, zauważyłam niepokój w oczach strzygi.
W tej chwili rzucił się na nią Dymitr, ale błyskawicznie się odwróciła i odparła atak, rzucając go na ścianę. Teraz moja kolej. Wymieniałyśmy ciosy, jeden po drogim, aż dostałam w twarz i mnie odrzuciło. Wściekła, rzuciłam sie na nia jeszcze raz, jednak tym razem z Rosjaninem. Musiała walczyć na dwa fronty i czuliśmy, jak się męczy. Nagle mnie pochłonęła na ścianę, a drugiej strzydze skręciła kark.
- Nie!- ryknęłam, choć wiedziałam, że to go nie zabiło, a jedynie pozbawiło przytomności.
Mimo wszystko poczułam wielką wściekłość. Rzuciłam się na nią i po zaciętej walce z całą swoją dzikością rzuciłam ją na ścianę.
- Ostanie słowo?- uśmiechnęłam się szalenie.
- Pieprz się dziwko- warknęła.
Z moich ust wydobył się cichy niski warkot, a po chwili na ziemię upadło sztywne ciało Galiny, za to jej głową została w moich dłoniach.
- Sama się pieprz- pluje w kierunku trupa.- Z diabłem.
Podeszłam do Dymitra. Za szybko się nie obudzi. Wzięłam go na ręce i zniosłam na dół. Wszyskie strzygi patrzyły na mnie, szukając Galiny. Nieprzytomną strzygę położyła na kanapie i z głową w rękach wkroczyłam na stolik od kawy w salonie.
- Wszyscy mnie słuchać! Galina nie żyje i teraz my jesteśmy waszymi przywódcami- pokazuje swoje trofeum- Macie się nas słuchać bez zająknięcia. Każdy kto się sprzeciwi, czy zawaha, straci głowę w sekundę. Zero litości.
Gdy schodziłam z "podium" dalej była cisza. Strzygi patrzyły na mnie w szoku i z pokorą.
- Na co jeszcze czekacie? Na strażników czy słońce? Już do aut!- wydarłam się na nie.
Wybiegły szybciej niż tu w wbiegły. Gdy ostatnia wyszła, podeszła do Bielikow. Chciałam już go wziąć, gdy ten się obudził. Otworzył czujnie oczy i zaczął rozglądać się dookoła.
- Co się stało? Gdzie Galina?- spytał zdezorientowany.
- Miejmy nadzieję, że w najgłębszej otchłani piekieł.
- Nie żyje?- podnosi się i patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Tak- uśmiecham się złowieszczo- Teraz my tu rządzimy.
On również się uśmiecha.
- Oj na miejscu tych pseudowampiów już bym się trząsł. Świat nas popamięta.