sobota, 30 grudnia 2017

Spotkanie - cz. 1

Z dedykacją dla mojej kochanej jubilatki z okazji 12 urodzin. Wszystkiego najlepszego skarbie😚😚😚
___________________________________________
Obudziłem się, gdy Roza jeszcze spała. Patrzyłem na nią oczarowany, wyglądała tak pięknie, pogrążona w słodkim śnie. Byłem taki szczęśliwy. Mam w ramionach kobietę swojego życia, po tylu trudnościach i przeciwnościach losu. Nie mogę w to uwierzyć. Tyle kłótni, obwiniania się, łez i bólu, a teraz? Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, poprawiając ją w swoich ramionach i odgarniając z czoła dampirzycy niesforny kosmyk włosów. Zacząłem okręcać go sobie wokół palca, po czym nachyliłem się i złożyłem na jej czole czuły pocałunek. Mruknęła cicho, wtulając się mocniej we mnie. Powtórzyłem gest i zacząłem całować Rozę po całej twarzy, przez policzki, szczękę aż do ust. Wtedy się poddała i oddała pocałunek. Po krótkiej walce oderwałem się od dziewczyny, na co mruknęła niezadowolona.
- Dzień dobry kochanie - z moich ust wydobył się krótki śmiech.
Podciągnęła się i otworzyła oczy.
- Hej - uśmiechnęła się błogo, wtulając we mnie.- Długo nie śpisz?
- Tylko chwilę. Słodko wyglądasz jak śpisz.
- Dziękuję. Może kiedyś ja będę mogła powiedzieć to o tobie.
- Myślę, że będziesz miała kilka okazji. Chciałbym z Tobą jeszcze trochę poleżeć, ale trzeba iść na służbę.
- Eh... Ty to umiesz popsuć chwilę - westchnęła i podniosła się.
- Zażalenia do królowej - zaśmiałem się.- A co moja królowa chcę na śniadanie? - złożyłem na jej ustach soczysty pocałunek.
- Mmm... jak słodko - uśmiechnęła się błogo.- Zaskocz mnie tygrysie.
Musiałem się bardzo powstrzymywać, żeby nie rzucić się na nią. Użyłem całej swojej silnej woli do założenia ubrań i wyjścia z pokoju, rzucając jej ostatnie spojrzenie pełne miłości. Zszedłem na dół i wszedłem do kuchni, przeczesując włosy. Co mogę zrobić? Dawno w sumie nie jedliśmy jajecznicy. Zabrałem się do robienia. Kiedy nakładałem jajka na talerze, w drzwiach pojawiła się Roza.
- Właśnie miałem cię wołać - uśmiechnąłem się.
Usiadła przy wysepce kuchennej, a ja postawiłem przed nią jedzenie i zająłem miejsce obok ukochanej. Niby mieliśmy dużą jadalnię, ale woleliśmy jeść tutaj. Jakoś tak nam lepiej, niż przy dużym, pustym stole. Cały dom dostaliśmy od Wasylisy, choć o niego nie poprosiliśmy. Podobało nam się małe, skromne mieszkanko w pałacu. Ale królową się uparła. Nie mam pojęcia, po co nam on aż tak duży. No dobrze, jak odwiedzają nas rodziny, może się przydać. Ale dla nich wtedy znalazłyby się mieszkania. Jednak Rose nie mogła jej odmówić, a gdy tylko zobaczyła dom, całkowicie odpuściła. A błysk w jej oczach przekonał i mnie.
Po zjedzeniu i sprzątnięciu, wyszliśmy z domu, zamykając dokładnie drzwi na zamek. Idąc w stronę pałacu, trzymaliśmy się za ręce, szeroko uśmiechnięci. Z dumą i wyższością patrzyłem na zazdrosnych mężczyzn, którzy śledzili nasze złączone dłonie i malinki na szyi mojej ukochanej. Zatrzymaliśmy się przed komnatą pary królewskiej. Spojrzałem w oczy Rozy i pocałowałem ją namiętnie. Oddała pocałunek, zarzucając mi ręce na ramiona i zaczęła bawić się moimi włosami. Ugryzłem ją delikatnie w wargę, gdy chciała ściągnąć mi z nich gumkę. Jęknęła cicho, co wywołało mój uśmiech. W końcu odsunąłem się od dampirzycy i złożyłem pocałunek na jej czole.
- Uważaj na siebie, Towarzyszu - poprosiła, głaszcząc z czułością mój policzek.
- Ty też Roza - wtuliłem się w jej dłoń.
Jak zawsze z wielkim trudem się rozdzieliliśmy. Nie spuszczałem jej z oczu, póki nie zniknęła w środku komnaty. Sam ruszyłem do gabinetu lorda Ozery. Bez pukania wkroczyłem do pomieszczenia i stanąłem pod ścianą, wyrzucając z większości myśli Rozę. Ale tylko większości. Nie powiem, że te godziny minęły szybko, ale byłem niezmiernie szczęśliwy, gdy po kilku godzinach mogłem wrócić do domu, do mojej Rozy. Ona pracuje 3 godziny krócej, bo jeszcze nie doszła do siebie po postrzale. Gdyby to ode mnie zależało, wciąż siedziała by w domu, ale nie miałem z nią szans. Uparła się i koniec. Postanowiłem iść na skróty przez park.
- Dimka - odwróciłem się na dobrze znajomy mi głos.
- Tasza? - zdziwiłem się. - Co tu robisz? Myślałem, że po koronacji wyjechałaś.
- Tak było - wzruszyła ramionami.- Ale wróciłam. Ciężko mi tam było.
- Pewnie zabolało cię to, co zrobiła twoja przyjaciółka- spojrzałem na nią ze współczuciem.
- Trochę. Przyprowadzasz taką sobie zwykłą morojkę, a ta ci morduje królową i jeszcze strzela do księżniczki. Ale trzeba przyznać, że Lissa jest o wiele lepszą królową.
- Tak, to prawda - przyznałem w zamyśleniu.
- Ale nie dlatego tu przyjechałam. Z tęsknoty do ciebie.
Wyprostowałem się, skupiając całą uwagę na niej. Podeszła i położyła dłonie na mojej klatce piersiowej. Złapałem ją za nadgarstki i lekko zdezorientowany zrobiłem krok w tył.
- Tasza, ja naprawdę rozumiem, ale...
- Cały czas o tobie myślę - mówiła spokojnie z uśmiechem.- Po prostu nie mogę przestać. Jesteś w mojej głowie na okrągło. I wiem, że ja w twojej też. Ciągle o mnie myślisz, przypominasz sobie mój głos, włosy, oczy, nos, twarz, ciało i budujesz mnie. Trzymasz ten obraz jak w więzieniu, pragniesz mnie znowu ujrzeć, tęsknisz.
Chciałem przetrwać jej, ale zaczynałem się zastanawiać. To prawda, czasami o niej myślę. Jak o każdym przyjacielu, którego dawno nie widziałem. Chociaż jej wspomnienie jest ze mną częściej. Myślę o niej czasami, przynajmniej raz dziennie. W sumie tęsknię za nią najbardziej. Chciałbym ją widzieć codziennie, spędzać z nią godzinny. Nie mogę się od tych wizji uwolnić całe dnie. Wciąż mi mało, nawet jak widzę ją teraz. Oczywiście jest jeszcze Rose... Ta myśl była jak kubeł zimnej wody. Potrząsnąłem głową. Co za głupoty się w mojej głowie tworzą. Przecież ja cały czas myślę tylko i wyłączne o Rozie, mojej kochanej różyczce. To od niej nie mogę się uwolnić na jawie i we śnie. Powinienem już do niej wracać. Zrobiłem jeszcze krok w tył, puszczając ręce morojki.
- Nataszo, ja rozumiem wszystko, ale wybacz mi. Nie czuje do Ciebie tego, co ty do mnie. Ja jestem szczęśliwy z Rose i jeśli naprawdę mnie kochasz, ciesz się moim szczęściem. Ja już muzę wracać, ale jeśli byś chciała się jeszcze spotkać, to zawsze możesz do mnie napisać lub zadzwonić. Żegnaj - uśmiechnąłem się przepraszająco i poszedłem do domu.
Z uśmiechem wszedłem do domu , gdzie na kanapie siedziała Rose, czytając jakieś czasopismo. Chyba mnie nie usłyszała. Po cichu podszedłem do niej i szybko przeskoczyłem oparcie, na co pisnęła krótko, wystraszona. Położyłem się tak, że Roza była zmuszona do leżenia się pode mną. Szybko ją uwięziłem i zacząłem łaskotać.
- Nie! Nie! Proszę, przestań! -  błagała przez śmiech.- Dymitr! Proszę!
Po chwili przestałem, po czym nachyliłem się i pocałowałem ją delikatnie.
- Hej skarbie - uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć kochanie. Jak tam służba?- pogłaskała mnie po policzku.
Zamknąłem oczy, mrucząc z przyjemności.
- Jak zwykle - wzruszyłem ramionami.- Nudno i smutno bez Ciebie.
Złapałem jej dłoń i pocałowałem jej wnętrze, patrząc głęboko w oczy dampirzycy. Uśmiechnęła się z miłością. Zszedłem z niej i usiadłem obok.
- Pójdę zrobić obiad, dobrze?
- Jasne - również usiadła.- Będę w ogrodzie.
Rozeszliśmy się. Pół godziny późnej przeniosłem jezdne do stolika na zewnątrz. Nie musiałem długo czekać, aż zapach przywabi Rozę. Poszła szybko umyć ręce i razem zasiedliśmy do jedzenia.
- A u królowej coś ciekawego? - spytałem, podczas jedzenia.
- Nieee - westchnęła. - Same papiery, dokumenty, jakieś listy... Na serio jej współczuję. Czasami mógłbyś coś tam szepnąć temu swojemu leniowi, bo niedługo będzie musiał swoją dziewczynę łowić wśród tych papierów.
- Zobaczę co da się zrobić - zaśmiałem się.- Ale on i tak mało roboty nie ma. Też i do niego przychodzi część dokumentów. Zapowiedzi wizyt, pokoje, jakie są zajęte i jakie zająć można, zapasy w kuchni czy dla sprzątaczek, ogrodników. I wszystkie inne sprawy organizacyjne Dworu. Więc też ma ręce pełne roboty.
- Cieszę się, że jesteśmy tylko strażnikami- zaśmiała się Rose.
- Tak, to o wiele lepsze - przyznałem jej rację.
Obiad skończyliśmy w ciszy, po czym razem kontynuowaliśmy pracę w ogrodzie. Dom był bardzo piękny, ale nikt go nie chciał kupić przez 2 lata i tył trochę zarósł. W tamtym tygodniu skończyliśmy odnawiać płot i szopę, a teraz zajęliśmy się resztą. Skosiłem już trawę, ściąłem niepotrzebne drzewa i zrobiłem z nich miejsce przy ognisku. Razem zaczęliśmy przekopywać miejsca, gdzieś Roza chciała mieć kwiaty. Dzisiaj przekopaliśmy kolejną część.
- Dobra, skarbie. Wracamy do domu- zarządziłem dwie godziny po wschodzie słońca.
- Już? - jęknęła rozczarowana.- Nie możemy jeszcze chwilę?
- Nie kochanie - przytuliłem ją od tyłu i pocałowałem w czubek głowy, patrząc na to, co zdążyła zdobić.- Jutro też jest dzień. A teraz chodź. Czas szykować się do spania.
Kiwnęła głową i dała się wprowadzić do domu. Pół godziny później leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku.
- Kolejny cudowny dzień za nami - Roza uśmiechnęła się promienie z zamkniętymi oczami.
- I całe życie, pełne takich dni przed nami.
- A nie znudzi nam się? - wdrapała się na mnie, patrząc mi w oczy z błyskiem.
- Nie. Już ja o to zadbam - również się uśmiechem, po czym obróciłem na bok, zarzucając z siebie dampirzycę i przytulając ją na łyżeczkę.- A teraz śpij Roza.
- Nie chcę mi się - odwróciła się do mnie przodem.
- Roza, spróbuj - nalegałem, całując czubek jej nosa.
- Eh, no dobrze. Dobranoc.
- Słodkich snów, skarbie.
Przytuliłem ją i jak zawsze sen przyszedł szybko.
***
Od mojego spotkania z Taszą minął tydzień. Szczerze, to zacząłem tęsknić za moją przyjaciółką. Miałem nadzieję, że może zadzwoni, żebyśmy się spotkali i pogadali, jak za dawnych lat. Byłoby fajnie. Wiem, że Roza nie miałaby nic przeciwko, bo rozmawiałem z nią. Wie, że jej nie zostawię i tylko ją kocham, a Natasza to tylko przyjaciółka. Siedziałem na łóżku i tak myślałem, wbijając wzrok w komórkę.
- No zadzwoń do niej- usłyszałem zniecierpliwiony głos ukochanej.
Szła właśnie do łazienki, a tak właściwie stała w jej progu, gotowa wziąć prysznic i myślałem, czy do niej nie dołączyć. Co z tego, że już jestem po? Higieny nigdy za dużo. Może Roza znajdzie jeszcze kilka brudnych miejsc. Na tę myśl wstałem i zacząłem do niej podchodzić z uśmiechem. 
- Nawet o tym nie myśl - zatrzymała mnie, opierając dłonie na mojej piersi. - Tym razem nie chcę zalać łazienki, bo potem i tak ja to muszę sprzątać.
- Ale Roza...- popatrzyłem na nią miną zbitego psa.
- Nie ma żadnego "Ale". Dzwoń, a ja szybko wezmę prysznic i jestem cała twoja.
Podałem się. Dampirzyca szybko mnie cmoknęła i zniknęła za drzwiami. Westchnął i wziąłem telefon. W kontaktach znalazłem numer Taszy, ale nie zadzwoniłem. Wahałem się. No ale przecież to tylko Tasza. Moja przyjaciółka. Wziąłem się w garść i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Po chwili usłyszałem sygnał połączenia. Już nie ma odwrotu. Gdy tylko rozbrzmiał dźwięk odebrania, wstałem jak poproszony i zacząłem chodzić w kółko.
- Dimka - odezwała się uradowana.- Czym sobie zasłużyłam na ten zaszczyt?- zaśmiał się.
- Wiesz, skoro jesteś na dworze, moglibyśmy się spotkać. Co ty na to? Tak jak za dawnych lat.
- To świetny pomysł - szczerze się ucieszyła.
- To co powiesz na jutro? Kończę zmianę o 16.
-  A Rose nie będzie mieć nic przeciwko? - zmartwiła się.
- Nie, przecież to tylko spotkanie przyjacielskie.
W tym momencie drzwi do łazienki się otworzyły, a ja spojrzałem w tamtym kierunku i zamarłem. Roza stała w progu, w seksownej pozie i takiej samej, czarno-czerwonej bieliźnie. To był a'la gorset, bez ramiączek, z głębokim dekoltem tak, że piersi prawie jej wypływały. Do tego obcisłe stringi i  czarna narzutka, która zsunęła się z jej ramienia, odsłaniając je. Zmierzyłem ją głodnym spojrzeniem od czubka głowy, po stopy, nie skupiając się całkowicie na słowach morojki. Na nogach miała czarne rajstopy i czółenka, co wydłużało je. Przełknąłem gulę w gardle, gdy zaczęła podchodzić wolnym, kocim, krokiem, patrzeć na mnie kusząco i kołysząc biodrami.
- Co ty na to? - spytała entuzjastycznie kobieta po drugiej stronie połączenia.
- C-co? A tak. Jasne.- zgodziłem się, nawet nie wiem na co.
Roza zdążyła już podejść i złapać mnie zza rękę. Jej palce podążyły w górę, aż do karku, nie przestając patrzeć mi w oczy spod przymrużonych powiek. Serce biło mi w szalonym rytmem, a gorącą krew krążyła w żyłach. Jej dotyk zostawiał palącą ścieżkę tam, gdzie pieściła moją skórę. Gdy już jej dłoń spoczęła na moim karku, odwróciła się do mnie tyłem, nie odkrywając się ciałem od mojego i przeciągnęła się, mrucząc cicho. Cały płonąłem, a wszystko we mnie wołało do niej. Nogą "nie chcący" zahaczyła o wypukłość w moich spodniach. Wciągnąłem  gwałtownie powietrze, a ona uśmiechnęła się triumfalnie
- Cudownie to widzimy się jutro pod kafejką.- zdecydowała Tasza, ale to już nie było ważne. Chciałem jak najszybciej skończyć tą rozmowę.
- No dobrze - odchrząknąłem, aby odzyskać głos.- Wiesz, ja już będę kończył, bo mam jeszcze kilka ważnych spraw do... wypełnienia.- spojrzałem na Rozę znacząco, że to ona jest tymi sprawami.
- Dobrze, to ja ci już nie przeszkadzam. Do jutra i pozdrów Rose.
- Też Cię pozdrawiamy. Dobranoc Nataszo.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko, po czym złapałem Rose w pasie i wręcz rzuciłem się na jej usta.
- Co masz tak ważnego do zdobienia?- szepnęła mi w usta.
- Ujarzmić pewną, nieziemsko seksowną dampirzycę - padłem z nią na łóżko.

piątek, 15 grudnia 2017

Wyjeżdżam- cz.4

Dedykuję to (znowu) Klauduś, sama wie, czemu. Mam nadzieję, że ci się spodoba słońce 💖💖💖💖
_________________________________________

Otworzyłam oczy, czując jego oddech łaskoczący  moją twarz. Wciągnęłam powietrze, kiedy zobaczyłam czekoladowe tęczówki milimetry ode mnie. Nawet nie usłyszałam,  kiedy znalazł się tak blisko mnie. Serce mi przyspieszyło, gdy drugą ręką złapał mnie w talii. Widziałam, co chce zrobić i nie miałam zamiaru się bronić. Zbliżył się jeszcze bardziej i lekko musnął wargami moje usta. Zadrżałam. Zaczęłam powoli poruszać ustami, oddając pocałunek. Delikatne przepychanki szybko zmieniły się w zawziętą walkę o dominację. Dłońmi badałam umięśnione ramiona ukochanego, póki nie złapał mnie za nadgarstki i nie przycisnął do ściany za nami, mocno napierając na moje ciało. Jęknęłam mu cicho w usta, co zagłuszył nasz pocałunek. Całowaliśmy się bez opamiętania. Tak bardzo za nim tęskniłam. Za smakiem jego ust. W nasz pocałunek przelaliśmy cały ból, tęsknotę, MIŁOŚĆ. Po chwili Dymitr odsunął się ode mnie, po czym schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, dysząc ciężko. Mi samej trudno było złapać oddech. W końcu uwolnił mi ręce, swoimi ramionami obejmując mnie w talii i przyciskając bliżej siebie. Usłyszałam stłumiony szloch zza moich włosów, więc złapałam go za głowę, przytulając, żeby poczuł się bezpiecznie.
- Roza, tylko ty mnie umiesz zrozumieć, wiesz jaki byłem, wiesz co przeżyłem. Tylko ty możesz mnie zrozumieć, tylko tobie mogę się zwierzyć. To tak bardzo boli.
Zamknęłam oczy, wsłuchując się w jego umęczony głos. Wciąż mocno go trzymając zaczęłam cofać się w stronę łóżka. Pociągnęłam go na materac, gdzie się położyliśmy i on się we mnie wtulił, wciąż cicho pochlipując. Pozwoliłam mu uwolnić wszystkie uczucia, jakie tyle chował w sobie. Wypłakać, aż do ukojenia. Nie trwało to długo, jak leżał tylko we mnie wtulony, już nie płacząc, pogrążony w swoich myślach. Głaskałam go po włosach, gdy podniósł głowę i spojrzał na mnie wystraszony.
- Roza, co ja ma zrobić?
- Ciii... Spokojnie, wszystko się ułoży.- cmoknęłam go w głowę.- Musisz sam uwierzyć, że nie jesteś już strzygą, że to co było, się nie liczy.
- Ale jak?
Zastanowiłam się chwilę.
- Co dla strzygi jest ładne?- spytałam w końcu.
- Nic. One nie widzą piękna.- spuścił głowę.
Złapałam go za podbródek i zmusiłam, by spojrzał mi w oczy.
- A ty? Widzisz piękno? Udowodnij, nie mi, strażnikom, moroją, a sobie. Pokaż, że ten potwór w tobie już nie żyje. Znajdź jedną jedyną piękna rzecz. I ciesz się jej pięknem. Rozejrzyj się dookoła. Co jest dla ciebie piękne?
Uniósł się lekko i omiótł spojrzeniem pokój. Następnie znów zatrzymał go na mnie. Zrobiło mi się przyjemnie pod palącym dotykiem jego oczu.
- Widzę piękno. Ty jesteś piękna. Nie tylko ciałem, ale i charakterem. Tyle wycierpiałaś, tyle przeżyłaś, a wciąż jesteś silna, lepsza z każdą chwilą. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. Mimo wszystkich rzeczy, jakie ci robiłem, nie zostawiłaś mnie, nie uciekłaś, mało tego, walczyłaś jak lew o moje dobro. Byłaś przy mnie. Mimo tego, że Cię odrzucałem, nigdy się nie poddałaś. Jesteś najpiękniejszym co mi się przytrafiło. I nie chce cię nigdy stracić.
Jego słowa bardzo mnie wzruszyły. Podniosłam się lekko, zarzucając mu ręce na ramiona.
- Nie stracisz. Powiedz tylko słowo, a będę twoja na zawsze.- szepnęłam z łzami szczęścia.
- Kocham cię Roza.
Nim doszły do mojej świadomości jego słowa, już trwaliśmy w namiętnym pocałunki. Ten był inny, jedyny w swoim rodzaju. Opadliśmy na łóżko, napawając się tą chwilą. Chciałam wziąć z ukochanego jak najwięcej, na wypadek, jakby się chciał rozmyślić. Jednak nie zapowiadało się na to. Podczas gdy nasze języki złączył się w gorącym tańcu, na brzuchu poczułam ciepłe, smukłe dłonie. Nie trwało długo, jak oboje pozbyliśmy się naszych ubrań. To było cudowne kochać się z nim po tak długim czasie. Na nowo czuć jedność naszych ciał, to jak się dopełniamy, wiedzieć, że znów mam go tylko dla siebie. Leżeliśmy błogo zmęczeni, w swoich mocnych uściskach. Dymitr bawił się moimi włosami, a ja czułam się tak wspaniale w jego ramionach.
- Każda chwila z Tobą Roza jest dla mnie jak błogosławieństwo. Nie da się wyrazić, tego, jak bardzo jestem szczęśliwy. Roza... Jesteś sensem mojego życia. Czym ja jestem bez ciebie?
- Ja jestem pustką.- szepnęłam. - Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Ale teraz... teraz jestem pełna. Z Tobą. Na prawdę mnie kochasz?
- Kocham. Sam w to nie wierzyłem, ale dwa dni....Tyle ci wystarczyło, abym na nowo uwierzył w swoje uczucia. Uratowałaś mnie.
- Jeszcze nie - posmutniałam.- Wiesz, że nie jesteś strzygą, kochasz mnie. Ale nie wierzysz w swoją niewinność.
- Roza...
- Nie. Nie mogę na to pozwolić. Będę blisko, ale jeśli sobie nie wybaczysz, nie będę mogła być z Tobą.
Przez chwilę trwała cisza.
- To nie jest takie proste...
- Nie powiedziałam, że jest. Od dawna wiem, że życie nie jest proste.
- Tak- zamyślił się.- Ale obiecuję ci Roza, że zrobię wszystko, żebyś była moja.

Jak obiecał, tak się stało. Jest dampirem już od tygodnia. Wybaczał sobie, powoli, stopniowo, aż był całkowicie wolny. Dostał się do straży królewskiej, za to ja dostałam pod ochronę Lissę. Zamieszkaliśmy nieoficjalnie razem, bo oficjalnie mieliśmy po prostu pokoje obok siebie. Ale każdy wiedział, że jeśli któregoś z nas nie ma w jego pokoju, musi go szukać w drugim. Chyba że nie ma nas nigdzie. To znaczy, że jesteśmy na randce. A ich mało nie jest. Prawie codziennie mnie zaskakuje licznymi wyjściami, kolacjami, atrakcjami. O dziwo Hans dość łaskawie na to patrzy. W sumie Lissa stara się przekonać Tatianę do związków dampirów i dobrze jej idzie. Jednak nie jestem pewna, czy to aktualne, bo Croft zaprosił Dymitra do biura. Strasznie się denerwowałam. Skąd wiem, że w naszej sprawie? Bo powiedział to Dymitrowi, a on mi, gdy tylko tu wpadł. Nie ma go już z dwie godziny i zaczynam się bardzo martwić. Nie! Dość! Wstałam i już chciałam wyjść, gdy do mieszkania wpadła mój ukochany.
- Roza!- złapał mnie w objęcia i mocno przytulił.
Czułam jak jego mieście się rozluźniają. Zaczęłam go głaskać po ramionach.
- Co się stało, kochanie?- spytałam łagodnie.
- Roza- spojrzał na mnie z żalem i tęsknotą.- Ja nie chcę, ale oni mi każą. Nie mam innego wyboru. Muszę wyjechać.
- Co? Gdzie? Czemu?
- Hans uznał, że za bardzo odnosimy się z naszym związkiem, co może zagrozić wprowadzeniu dekretu. Jutro lecę do Akademii św. Władimira.
- Już jutro?- jęknęłam, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Nie martw się Roza, wszystko będzie dobrze- cmoknął mnie w czubek głowy, lekko kołysząc.
- Jak? Znowu cię tracę.
- Obiecuję... nie! Ja przyrzekam, że jak tylko królowa zatwierdzi dekret o związkach dampirów, pobierzemy się i już nigdy się mnie nie pozbędziesz.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
- Czy mam to uznać, za oświadczyny?
Na moje słowa klęknął i wyciągnął pudełko z pięknym pierścionkiem. Musiał być bardzo drogi, bo błyszczał na kilometr. Zakryłam usta dłońmi, otwierając szeroko oczy.
- A zgodzisz się?- spytał z wyzywającym uśmiechem.
Na chwilę odebrało mi głos.
- Tak- odpowiedziałam w końcu.-TAK! TAK! TAK!
Rzuciłam się na niego, tak, że się przewróciliśmy. On zaczął się śmiać, ale nie długo, bo uciszyłam go pocałunkiem. Przez długie minuty nie potrafiliśmy się od siebie odsunąć.
- Kocham cię Roza. Obiecuję ci, że nigdy więcej cię nie zostawię. Zawsze możesz do mnie zadzwonić, a jedno twoje słowo i przyjadę do ciebie. Zawsze- mówiąc to, założył mi na palec serdeczne pierścionek.- I od dzisiaj już oficjalnie jesteś tylko moja.
- Zawsze byłam. Ślub to już będzie tylko formalność- zapewniłam.
Dopiero wypowiadając to, zrozumiałam, co to wszystko znaczy. Ślub. Będę czyjąś żoną. I to mojego ukochanego. Czy dam sobie radę? A czy to coś zmieni? Nie, na pewno nie. Jednak do tego czasu będziemy oddzielnie. Pomyśleć, że znowu będę spędzać noce w pustym łóżku, bez jego ciepłych ramion, wspaniałego zapachu, poczucia bezpieczeństwa. Bez wspólnych wieczorów przy filmach, gdy obrzucamy się popcornem i kończymy łaskocząc się na podłodze. Tego nie będziemy, bo on wyjedzie, znajdzie się kilometry ode mnie. Prawie po drugiej stronie stanu. Nawet nie zauważyłam kiedy po pomocy policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Coś się stało Roza? Nie podoba ci się pierścionek?- zmartwił się mój narzeczony.
- Nie! Jest piękny, tylko...- szloch wstrząsnął moim ciałem.
- Tylko?
- Nie chcę ci znów stracić. Nie chcę żebyś wyjechał.
Zaniosłam się wielkim płaczem. Dymitr przyciągnął mnie do swojej piersi i kołysał uspakajająco. Doskonale wiedział, jak mnie pocieszyć.
- Roza, ja też chętnie bym został. Cholera, wszystko próbowałem zrobić, ale nie mogę. Jestem bezradny. Tak bardzo chciałbym zostać. Przy tobie, zawsze. Ale nie mogę- głos mu się łamał.
Podniosłam głowę i spojrzałam w oczy strażnika. Były zaszklone. Złapałam go za policzki i pocałowałam czułe. Oddał pocałunek z podwójną siłą, jakby chciał chłonąć mnie jak najwięcej. Ta rozłąka będzie ciężką próba dla nas obojga.
- Roza, chcesz iść na ostatni spacer że mną, zanim odjadę?- spytał Rosjanin, głaszcząc mnie po policzku.
Przymknęłam na chwile oczy.
- Nie - złapałam jego dłoń, patrząc mu prosto w oczy.- chcę tej ostatniej nocy mieć cię tu. Tylko dla siebie. Wykorzystać każdą naszą wspólną chwilę, póki tu jesteś.
- A gdzie dokładnie Roza?- wymruczał mi do ucha, całując moją szyję.
-Mrrr... ty już dobrze wiesz, gdzie.
Ścisnęłam go za rękę i pociągnęłam do sypialni.
***
Dymitr

Od dwóch tygodni uczę w akademii. Bardzo ciężko mi bez Rozy. Bez jej uśmiechu, miękkości skóry i pięknego zapachu. Codziennie rozmawiamy, co trochę łagodzi ból w sercu, ale nie do końca. Czegoś wciąż brakuje. Wszedłem na salę treningową i czekając na swoją grupę, wyciszyłem jedną komórkę. Miałem jeszcze drugą, która zawsze była naładowana i miała wyłączony dźwięk. Tak jak Roza. To nasze telefony awaryjne. Używamy je tylko w nagłych wypadkach. Jak do tej pory żadne  z nas nie musiało tego robić. Zacząłem się rozciągać, aż do sali weszli uczniowie. Była to miła grupa z podstawówki. Uwielbiam te dzieciaki. I nawet nieźle im idzie, więc nie dałem im za dużych forów. Świetnie sobie radzili. Kazałem im się rozciągać, a później pokazałem kilka nowych technik walki. Patrzyłem jak w dwójkach ćwiczą, wspominając treningi z Rozą. To były piękne czasy. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Zdziwiony spojrzałem na wyciszoną komórkę i wtedy zrozumiałem, że to alarmowy. Szybko podszedłem do niego i odebrałem.
- Roza, coś się stało?- zacząłem, bez ogródek, zmartwiony.
- Dymitr...- wyszeptała przez szloch.
- Ty płaczesz? Coś się stało?- spytałem już wystraszony nie ma żarty.
- T-t - przełknęła łzy.- to nie rozmowa na komórkę. Możesz jutro przelecieć?
- Oczywiście kochanie. Zaraz wszystko załatwię...
- Nie musisz się spieszyć. To... nie ucieknie, a ja muszę pozbierać myśli.
- Roza...
- Dokończ swój dzisiejszy plan dnia, a jutro przyjedziesz.
- Jeszcze dzisiaj będę przy tobie Roza- oznajmił i rozłączyłem się, nie dając jej szansy na zaprzeczenie.
- Coś się stało strażnik?- spytał czternastoletni dampir.
Zauważyłem, że wszyscy przerwali ćwiczenia i patrzyli na mnie zmartwieni i zaniepokojeni.
- Nie, nie - uspokoiłam ich. - Wracajcie do ćwiczeń. A od jutra, nie wiem jak długo, będziecie mieli zastępstwo.
- Nieee...- dzieciaki zaczęły jęczeć
- Ale wróci strażnik do nas?- spytała mała brunetka o dużych oczach.
Często jak na nią patrzyłem, kojarzyła mi się z Rozą. Byłem pewny, że jakbyśmy mógł mieć dzieci, nasza córeczka tak by wyglądała. Spytałam na resztę dzieciaków. Nie chciałem ich oszukiwać.
- Nie wiem, na prawdę nie wiem.
Nie wiedziałem czego się spodziewać. Najchętniej już bym wyszedł i poleciał do Rose, ale jak mówi, że potrzebuje czasu, dam jej go.
- No ale co to za obijanie się. Już do ćwiczeń!
- Tak jest!- zasalutowały mi i na nowo zaczeli walczyć.
Po treningu od razu udałem się do dyrektorki. Zapukałem do drzwi.
- Proszę!- usłyszałem z drugiej strony i wszedłem.- O! Strażnik Bielikow. Właśnie miałam kogoś po strażnika posłać.
- Coś się stało?- spytałem.
- Dostaliśmy wiadomość z Dworu, żeby strażnik jak najszybciej tam dotarł. Samolot już czeka.
Zaskoczyło mnie to. Czyli, że to bardzo ważne.
- Tak jest - skinąłem głową i odwróciłem się do wyjścia.
Wróciłem do pokoju i spakowałem się. Coraz bardziej martwiłem się o Rozę. Jednocześnie chciałem jak najszybciej znaleźć się w jej ramionach. Wziąłem swoją torbę i wyszedłem z pokoju, mając cichą nadzieję, że więcej tu nie wrócę. W samolocie siedziałem jak na szpilkach, czekając na lądowanie. Gdy tylko opuściłem pokład, chciałem biec do Rozy. Jednak zatrzymał mnie orszak powitalny. Na czele stała księżniczka z Lordem Ozerą, a przy nich Eddy. Dampir podszedł i wziął ode mnie torbę.
- W parku - oznajmił.
Kiwnąłem mu z wdzięcznością głową. Schyliłem ją jeszcze przed Wasylisą, ale ona machnęła ręką i kazała mi iść. Czym szybciej popędziłem do naszego ulubionego parku. Tam zobaczyłem na ławce zamyśloną moją narzeczoną. Natychmiastowo znalazłem się przy niej.
- Roza, nic ci nie jest? - zacząłem ją dokładnie oglądać.
Gdy upewniłem się, że jest cała i zdrowa, zamknąłem ją w ramionach.
- Kochanie, tak bardzo tęskniłem. Co się stało?- spojrzałam na nią z troską i czułością.
- Dymitr, bo j-ja... to j-jest... ni-nie mam po-pojęcia ja-jak... no-no bo przecież... to nie-nie możliwe... a je-jednak się sta-stało... ja nieeeee wieeeeeem!- strasznie się denerwowała.
Złapałam ją za trzęsące się dłonie i zacząłem pocierać ich knykcie.
- Roza, spokojnie, powiedz po prostu co się stało.
- Ale jeśli nie będziesz mi przerywać- spojrzałam na mnie prosząco.
Kiwnąłem głową.
- Je-jestem w ciąży...
Na chwilę odebrało mi mowę. Pierwsza myśl: czy Roza mnie zdradziła? Na pewno. Innej możliwości nie ma. Ale chciałem ja wysłuchać. W sumie i tak kontynuowała, zanim dobrze to przemyślałem.
- ....Ale jestem na sto procent pewna, że z Tobą. Naprawdę ani cię nie zdradziłam, nikt mnie nie zgwałcił, nic. Jesteś jedyną osobą z którą współżyłam. Nie ma innej możliwości. Nie wiem jak, ale to ty jesteś ojcem. Wierzysz mi?
Spojrzałem jej w oczy i widziałem bezgraniczną miłość, nadzieję, zaufanie, ale i strach. Przecież ona nie mogłaby mnie zdradzić. Przyciągnął ją do siebie i pocałowałam.
- Wierzę ci Roza- zapewniłem i dopiero teraz do mnie dotarło.- Roza, będę ojcem! Będziemy rodzicami!
Wstałem z nią na rękach i zacząłem nas kręcić.
Śmiała się w moich ramionach przez łzy. W końcu ją postawiłem i spojrzałem głęboko w oczy dampirzycy, kładąc dłonie na jej talii.
- Tak bardzo Cię kocham Roza. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i jeszcze założymy razem rodzinę. Jeszcze tylko ślub i już nic nas nie rozdzieli- klęknąłem do jej brzucha i dotknęłam go z czcią oraz miłością.- Ciebie kruszynko też kocham i już nie mogę się doczekać, aż będziesz przy nas.
- Dymitr, a nie chciałbyś że mną iść do ginekologa - spytała z promienny uśmiechem.
- Zobaczyć nasz promyczek?- wstałem na równe nogi i złapałem ja za rękę.- Zawsze.
- I już nas nie zostawisz?
- Nigdy Roza. Zostanę z wami na zawsze.

piątek, 1 grudnia 2017

Pijana

Choć słońce widniało na samym środku nieboskłonu, Akademia św. Władimira od dawna pogrążona była we śnie. Nigdzie nie było widać najmniejszego śladu życia. Jednak jeśli ktoś się przyjrzy, zauważy ukryte w cieniu postacie, pilnujące porządku na terenie placówki, cienie szybko przemieszczające się przez oświetlony plac. To jedyne oznaki społeczność, żyjącej w zabytkowym zamku.
Przez gęstwiny koron drzew lasu, otaczającego uczelnię, przedzierały się wąskie promienie słońca, oświetlając ściółkę. W ciszy dnia i akompaniamencie dźwięków życia leśnego, między drzewami żwawo wkroczył młody mężczyzna, a jego długi płaszcz lekko muskał pokrytą liśćmi i igłami ziemię. Doskonale wiedział, dokąd zmierza. Szedł po śladach swojej uczennicy już trochę zasłonięte świeżą warstwą śniegu. Nie miał pojęcie, czemu to zrobiła, czemu tam poszła. Przecież sama mu mówiła, że chce stać się dorosła, odpowiedzialna. Przecież jakby ktoś inny ją nakrył, nie miałaby już szans na dalszą naukę. A czemu on na nią nie naskarży? Sam nie wie. Często nad tym myślał i zawsze używał tych samych argumentów. Jest mądra, trochę uparta, ale ma szczytny cel, do którego dąży. Dla księżniczki jest w stanie zrobić wszystko. Potrzebuje tylko, żeby ktoś ją naprowadził na dobrą drogę, wskazał kierunek w którym powinna iść. I jako jej mentor, podjął się tego zadania. Już z daleka usłyszał śmiechy i  hałas ze starej stróżówki. Nie zwlekając, otworzył szybko drzwi, a wszyscy zamilkli, patrząc na niego ze strachem. Nic dziennego, skoro patrzył na nich karcąco. Odnalazł też swoją uczennicę, kompletnie pijaną na kolanach młodego Zeklosa. Aż tak nie kontaktowała, że nawet nie spojrzała na strażnika. To tylko stworzyło jego gniew
- Od trzech godzin, chyba trwa cisza nocna - zauważył obojętnym tonem.
Cisza. Nikt nic nie powiedział, za to co poniektórzy spuszczali wzrok.
- Po za tym - kontynuował Dymitr.- Picie alkoholu na terenie akademii jest surowo zakazane. Macie szczęście, że nie nakryła was strażniczka Pietrowa, bo już wszyscy byście wylecieli. Ja nie powiem tego pani dyrektor, ale każdy z was dostanie solidną karę. A teraz wszyscy wracać do dormitorium.
Wszyscy wyszli, na łóżku została tylko jego uczennica.
- Rose - powiedział jej imię, może trochę za ostro.
Dampirzyca spróbowała wstać, ale już po pierwszym kroku zachwiała się i gdyby nie szybki refleks strażnika, wylądowałaby na podłodze. Dość mocno szepnął ja za ramię i wprowadził.
- Jesteś na mnie zły?- spytała po pewnym czasie.
- Zawiedziony - przyznał. - I zły trochę też. Co ci w ogóle odbiło, żeby tam iść? I do tego jesteś najbardziej pijana. Nie chcesz być strażniczką księżniczki?
- Chcę!- zatrzymała się naburmuszona.
- Choć i nie zachowuj się jak dziecko - warknął.
- To przestań mnie tak traktować - ruszyła za nim.
- Traktuję cię tak, jak na to zasługujesz. A dzisiejsze zachowanie wcale nie pokazało twojej dojrzałości.
- Jestem kobietą. Popełniłam czasem błędy, ale umiem w sytuacji zagrożenie zachować się dojrzale.
- Jakoś tego nie pokazujesz.
- Udowodnić ci to?- znowu się zatrzymała.
- Ciekawe w jaki sposób chcesz to zrobić?- również się zatrzymał, zakładając ręce na piersi.
Podeszła do niego i... pocałowała go. Zrobiła to tak szybko, że on się nawet tego nie spodziewał. Nie wiedział czemu, ale oddał pocałunek. Może dlatego, że się tego nie spodziewał? Coś mu kazało to zrobić. Stracił kontrolę nad swoim ciałem na jedną chwilę, w której przelał wszystko swoje emocje, w jeden pocałunek. Chciał tego. Poczuć jej usta, ich smak, to jak były miękkie. Jednak szybko się opamiętał o odsunął Rose od siebie. Oboje dyszeli ciężko.
- Nigdy więcej tego nie rób - spojrzał na nią groźnie.
Jednak dampirzyca nie zwracała na to uwagi, dotykając swoich ust.
- Co tym chciałaś udowodnić?- spytał.
- Co udowodnić? Że umiem jak każdą dojrzała kobieta wybierać dojrzałych mężczyzn. Że umiem na nich działać. Ale... ty odwzajemniłeś pocałunek. Czemu?
Bił się z myślami, czy jej powiedzieć. W sumie i tak nic nie będzie pamiętać, a mu będzie lżej, jak komuś powie.
- Bo mi się podobał- wzruszył ramionami udając obojętność.
- Podobam ci się? - była wyraźnie zaskoczona.
Westchnął. Co miał jej powiedzieć, jak sam nie wiedział co się u niego dzieje?
- Nie wiem Rose, ale to nie ma znaczenia.
- Jak to nie ma?
- Po prostu. Jestem twoim nauczycielem i nie mogę być nikim więcej. A ty i tak nie będziesz tego pamiętać.
- A jak będę?
- To wtedy porozmawiamy. A teraz oprowadzę cię do pokoju.
Dalej szli w ciszy, ale nie długo trwało, gdy Rose się odezwała.
- Będę miała karę?- bardziej stwierdziła niż  spytała.
- Myślę że kac na treningu będzie dostateczną karą.
- Co? Jutro też chcesz mi zrobić trening?- jęknęła.
- Dzień jak każdy inny. Nie widzę powodu, żeby nie było naszego treningu.
Nic więcej nie powiedziała, tylko coś tam burczała pod nosem. Strażnik zaprowadził ja do pokoju i napisał jej na kartce "Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie dzisiaj swoją obecnością na treningu. Dymitr". Pożegnał się jeszcze z uczennicą i wrócił do swojego pokoju. Przez długi czas nie mógł zasnąć, ale w końcu zapał w sen.
Z samego rana, o samej kawie, podszedł na salę treningową. Czekał na swoją uczennice, myśląc, jak się czuje. Wpadła na salę spóźniona i wściekła jak osa. Jednak na treningu zachowywała się normalnie. Albo nie pamiętała, albo udawała. W końcu spojrzała na niego, już trochę spokojniejsza.
- Dymitr? Co się wczoraj wydarzyło? Słyszałam od znajomych że nas nakryłeś, ale nic nie pamiętam. Przepraszam, jeśli zrobiłam lub powiedziałam coś głupiego. I w ogóle za to, że tam poszłam. Miałam gorszy dzień i potrzebowałam tego, choć wiem, że to mnie nie usprawiedliwia.
- Nie zrobiłaś nic głupiego. Po prostu odprowadziłem cię do pokoju. To prawda, nie było to najmądrzejsze - przyznał
- Wiem i dlatego jestem gotowa wziąć za to odpowiedzialność - wypuściła ciężkie powietrze.
Chyba jednak źle ja ocenił. Na prawdę gdy trzeba, umie być dojrzała.
- Od kiedy to tak dojrzałe decyzje podejmujesz?- zaśmiał się, choć tak na prawdę był z niej bardzo dumny.- Myślę, że dzisiejszy trening i twój kac, to wystarczająca kara.
- I nie dasz mi nic więcej, żadnego pouczenia, lekcji zen?
- Rozumiesz swoją winę, więc nie widzę sensu w dołowaniu cię jeszcze bardziej. - wzruszył ramionami.
Z jednej strony to dobrze, że niczego nie pamięta, ale jednak Dymitr chciałby... On sam nie wie, czego chce. Jednak wie, że Rose w jakiś sposób jest dla niego ważna. Nie wie jak i czemu, ale wie, że to staje się niebezpieczne.

środa, 15 listopada 2017

Wybór- cz.3

W końcu weszłam do swojego pokoju, wykąpałam się i przebrałam. Wczoraj nie myślałam o tym, ale teraz wyraźnie czułam się brudna. Do tego, wciąż miałam na sobie ubrania w których walczyłam. Mam nadzieję, że ta krew się zmyje. Po godzinie wyszłam z budynku z weteranem i ubraniami dla Dymitra. Cudem wybłagałam od akademii pudło z jego rzeczami "aby oddać jego rodzinie". Ale tak na prawdę chciałam mieć choć cząstkę jego dla siebie. Słońce już świeciło. Ponieważ przyjechaliśmy tu w środku ludzkiego dnia, przespaliśmy całą noc. Zatrzymałam się widząc zbiorowisko nie daleko kościoła. Przyspieszyłam kroku, czując, że tam jest Lissa i po chwili przepchnęłam się przez tłum. W środku, na ławce siedziała księżniczka, Hans, a pomiędzy nimi Dymitr. Wyglądał na opanowanego, choć z jego oczu wyczytałam zagubienie, lekki strach i zrozumiałam że chce wrócić do celi. Nie dziwiłam mu się. Wszyscy obserwowali go jak tygrysa w cyrku. Gdy tylko mnie zauważył, wręcz krzyczał wzrokiem. Ale i bez tego bym podeszła. Tak bardzo pragnęłam przytulić go i uspokoić, jednak jedyne, co mogłam zrobić to usiąść między nim, a Hansem i dyskretnie chwycić go za dłoń. Czując to, ścisnął ją tak mocno, że aż poczułam ból. Ale nie ukazałam tego, żeby ani on, ani inni nie wystraszyli się. Czułam jego strach i panikę, mimo że nie pokazywał tego nikomu. Kciukiem potarłam delikatnie jego dłoń, na co lekką się odprężył.
- Co się dzieje?- spytałam Hansa.
On odchrząknął i podniósł się. Stanął na przeciwko nas z trójką morojów. Zrozumiałam, że czas na przesłuchanie. Pytali o to, czy światło ma na niego wpływ, o oczy, czy zmieniają kolor i inne brednie. Serio, te pytania były tak nie dorzeczne, że niektórzy ze strażników powstrzymywali śmiech, nawet Dymitr. Boże, co to było? Musiał nawet obiecać, że przyjdzie na jutrzejsze nabożeństwo. Następnie pytali go i Lissę o wczorajszą noc. Od razu zauważyłam, że Bielikowa wciąż gryzą wyrzuty sumienia za to co robił jako strzyga. Starałam się go uspakajać, gdy dłoń mu za bardzo drżała. To była jedyną część cięła, no i oczy, które pozwalały mi i tylko mi poczuć jego zdenerwowanie. Uspokoił się znacznie, gdy Lissa mówiła o walce w magazynie. Czułam między nimi tą nić porozumienia. On ja wprost ubóstwiał, za to co zrobiła. Gdyby nie ufam mi tak, jak ufa, mogłabym być zazdrosna. Ale nie jestem. Cieszę się, że przy nas czuje się bezpieczny. Były też pytania o jego przemianę i próba ze sztyletem. Udowodniono tylko, że jest... dampirem. Brawa dla nich.
- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania?- spytał Hans.
- Ja.- wstałam puszczając dłoń Dymitra i odwracając się w jego stronę.
Dampir posłał mi zdziwione spojrzenie, ale wzrokiem pokazałam mu, żeby mi zaufał.
- Kiedy byłeś jedną ze strzyg- świadomie użyłam czasu przeszłego- miałeś kontakt z nimi wszystkimi. Wiedziałeś, gdzie przebywają strzygi w Rosji i Stanach, tak?
- Tak.
- Czy teraz także wiesz, gdzie są?
Lissa zmarszczyła czoło. Przestraszyła się, iż zamierzam dowieść, iż Dymitr nadal kontaktuje się za strzygami.
- Tak – przyznał. – O ile jeszcze się nie przeniosły. – Tym razem odpowiedział szybciej. Nie byłam pewna, czy zorientował się, do czego zmierzam, czy po prostu mi zaufał.
- Podzielisz się tymi informacjami ze strażnikami? – ciągnęłam. – Wskażesz nam kryjówki strzyg, żebyśmy mogli je zaatakować?
Dopięłam swego. Przejście do ofensywy w walce ze strzygami było gorąco dyskutowane i miało wielu zwolenników, podobnie jak przeciwników. Słuchałam reakcji w tłumie. Jedni twierdzili, że nawołuje do samobójczej walki, inni sądzili, że zyskalibyśmy cenną przewagę.
-Tak – oparł głośno i wyraźnie. – Powiem wam wszystko, co wiem o planach strzyg i ich kryjówkach. Będę walczył przeciwko nim razem z wami albo zostanę z tyłu, jeśli tego zażądacie.
Hans pochylił się do przodu. Był podekscytowany.
-To bezcenne informacje.
Przyznałam mu kolejny punkt.
Drugi moroj spurpurowiał z niezadowolenia. A może był to efekt promieni słonecznych? Moroje zamierzali sprawdzić, czy Dymitr spłonie w świetle dnia, lecz teraz słońce zaczynało im również doskwierać.
-Chwileczkę! – ten sam usiłował zapanować nad emocjonalnymi gapiami. – Nie prowadzimy takiej strategii. Poza tym on może kłamać…
Jego słowa zagłuszył krzyk kobiety. Mały chłopiec, moroj, najwyżej sześcioletni, wyrwał się z tłumu i biegł w naszą stronę. Wrzeszczała jego matka. Zagrodziłam mu drogę i złapałam za rękę. Nie bałam się, że Dymitr zrobi mu krzywdę, ale ona mogła dostać ataku serca ze strachu. Podeszła do mnie z wdzięcznością.
-Mam pytanie – zaczął dzielnie malec.
Matka zamierzała go zabrać, ale powstrzymałam ją ruchem ręki.
-Chwileczkę. – Uśmiechnęłam się do chłopca. – O co chcesz zapytać? Śmiało. – Matka zerkała z przestrachem na Dymitra. – Nie pozwolę, by coś mu się stało – zapewniłam ją szeptem, lecz nie wydawała się przekonana. W każdym razie została na miejscu.
Pierwszy moroj przewrócił oczami.
-To śmieszne…
-Skoro jesteś strzygą… - tym razem chłopiec przemówił głośniej – to dlaczego nie masz rogów? Mój kolega Jeffrey mówił, że strzygi są rogowate.
Dymitr znów popatrzył na mnie. Rozumieliśmy się. Odpowiedział chłopcu z łagodną, poważną miną.
-Strzygi nie mają rogów. A nawet gdyby tak było, to bez znaczenia, bo ja nie jestem strzygą.
-Strzygi mają czerwone oczy – wyjaśniłam. – Czy jego oczy są czerwone?
Chłopiec nachylił się bardziej.
-Nie. Są brązowe.
-Co jeszcze wiesz o strzygach? – ciągnęłam.
-Mają kły, jak my – odpowiedział rezolutnie.
-Masz kły? – spytałam radośnie Dymitra.
Dymitr uśmiechnął się – szerokim, cudownym uśmiechem, który całkowicie mnie zaskoczył. Tak rzadko to robił. Nawet gdy był rozbawiony albo szczęśliwy, uśmiechał się półgębkiem. Teraz pokazał wszystkie zęby, normalne jak u ludzi i dampirów. Nie miał kłów.
Mały był pod wrażeniem.
-No, Jonathanie – odezwała się niespokojnie jego matka. – Zadałeś pytanie, więc możemy już iść.
-Strzygi są supersilne. – Jonathan zapewne zamierzał kiedyś zostać prawnikiem. – Nic nie może ich zranić.
Tym razem nie odezwałam się w obawie, że zażąda, by serce Dymitra zostało przebite sztyletem. Właściwie byłam zdziwiona, że nikt z zebranych nie wpadł na ten pomysł. Chłopiec wbił wzrok w Dymitra.
-Jesteś supersilny? Można cię zranić?
-Oczywiście, że można – odparł pytany. – Jestem silny, ale odczuwam ból.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaproponowała malcowi czegoś, czego nie powinnam.
-Powinieneś go uderzyć i przekonać się na własne oczy.
Jego matka znów krzyknęła, ale Johnatan był szybszy i wyrwał się jej. Podbiegł do Dymitra, zanim ktokolwiek zdążył go złapać – no, ja zdążyłabym – i uderzył małą piąstką w kolano.
Dymitr zareagował błyskawicznie, jak wtedy, gdy unikał ciosów przeciwnika. Udał, że leci do tyłu, jakby Jonathan go znokautował. Chwycił się przy tym za kolano i jęknął z bólu.
Kilka osób się roześmiało i wtedy jeden ze strażników chwycił chłopca i oddał go matce, która nieomal wpadła w histerię. Odciągany zerknął jeszcze przez ramię na Dymitra.
-On chyba nie jest taki silny. Nie jest strzygą.
Wywołał tą uwagą jeszcze większe rozbawienie. Trzeci moroj biorący udział w przesłuchaniu nie odzywał się do tej pory, ale teraz wstał.
-Widziałem już wystarczająco dużo. Uważam, że nadal trzeba go pilnować, lecz nie jest strzygą. Przydzielcie mu mieszkanie i miejcie na oku. Zanim zapadną dalsze decyzje.
Pierwszy moroj zerwał się z miejsca.
-Ależ…
Tamten machnął ręką.
-Nie będziemy tracić czasu. Jest gorąco i chcę pójść do łóżka. Nie twierdzę, że rozumiem, co się stało, lecz to nasz najmniejszy problem. Członkowie Rady skaczą sobie do gardeł z powodu nowego dekretu. To, co dziś widzieliśmy, jest pozytywnym zjawiskiem, nawet cudownym. Może odmienić nasze życie. Założę się stosowny raport Jej Wysokości
Wszyscy zaczęli się rozchodzić, po za naszą trójką i strażnikami Dymitra. Bielikow posłał mi wdzięczny uśmiech. Dopiero teraz zauważył zrywkę, którą trzymałam. Zaciekawiony chciał mi ją zabrać, ale mu nie pozwoliłam.
- A, a, a- odsunęłam się z uśmiechem.- Dam ci to dopiero w łazience.
- Czyżbyś coś mi sugerowała?- spytał, unosząc jedną brew do góry.
Ale i tak poszliśmy razem ze strażnikami do budynku aresztu. To tam były łaźnie dla więźniów. Lissa pomachała nam, wiedząc, że zostawia go w dobrych rękach.
- Na przykład to, że wciąż masz na sobie ubrania z wczorajszej walki?- zauważyłam.
- Nie mam nic na zmianę.
Nic nie odpowiedziałam, powstrzymując śmiech. Dalej w ciszy szliśmy do łazienek. Przy prysznicach wcisnęłam Dymitrowi w ręce worek i wepchnęłam go do środka. Po chwili usłyszałam szelest.
- Rose, skąd ty masz moje ubrania?- spytał przez drzwi.
- W Akademii zostawiłeś i bardzo za Tobą tęskniły.
- Ale skąd ty je...
- Dymitr, pogadamy jak się wykąpiesz. Nie będę gadać z drzwiami.
Westchnął, ale nic więcej nie powiedział. Zaczęła lać się woda, a ja podeszłam do jego strażników.
- Niech później wróci do celi. Powiedzcie mu, że zaraz wrócę.
Kiwnęli mi głowami, a ja ruszyłam biegiem. Do pokoju. Wzięłam pieniądze jakie miałam i poszłam do baru niedaleko.
- Dzień dobry- usłyszałam gdy doszłam do lady.
- Dzień dobry.  Poproszę dwa razy obiad dnia, na wynos.
Zapłaciłam, a po dziesięciu minutach dostałam zrywkę z dwoma styropianowymi pudłkami. Wróciłam z nią do Dymitra.
- Proszę- podałam mu jego porcję i sztućce.
Otworzyłam swoje pudełko i uderzył mnie piękny zapach. Mmm... ryba z frytkami. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo głodna jestem. Jednak Dymitr patrzył na to niepewnie. No tak. Przecież od kilku miesięcy nie jadł normalnego jedzenia.
- Spokojnie Towarzyszu, nie otrujesz się.- posłałam mu uśmiech.
Odwzajemnił go i pomału wziął jedną frytkę do ust. To był uroczy widok. Skojarzył mi się z dzieckiem, które uczy się nowych smaków i rzeczy. Po chwili oboje zajadaliśmy się obiadem.
- Umm... pycha!- westchnęłam z przyjemności.- Lepsze to chyba tylko w Bai jadłam. A właśnie!- spojrzałam na Rosjanina.- Nigdy nie mówiłeś, że gotujesz.
- Nie gotuje.
- Od twojej mamy słyszałam co innego.
- No może trochę- spojrzałam na niego znacząco.- No dobra, często jej pomagałem i gotowałem osobno dla siebie. Jestem strasznym głodomorem- zaśmiał się - Karolina zawsze mówiła, że w związku to ja będę kurą domową.
- Ja nie mam za dobrych kontaktów z kuchenką. Wiesz, różnice poglądów. Z mikrofalą jeszcze, ale kuchenka? Nigdy w życiu.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Jak wszystko się ułoży, mogę zaprosić cię na obiad.- powiedział, wybierając usta serwetką.
- Jeśli gotujesz tak dobrze jak reszta twojej rodziny, będę częstym gościem.
Dostrzegłam tęskne spojrzenia, jakie rzucał książce leżącej na prowizorycznym łóżku. Uśmiechnęłam się lekko.
- No już, czytaj- na jego niezrozumiały wzrok kiwnęłam na książkę.- Ja sobie popatrzę.
Niepewnie wstał i wziął książkę. Patrząc na mnie, jakby pytał, czy na pewno, otworzył na pierwszej stronie. Jednak nie musiałam czekać długo, aż lektura całkiem go wciągnęła. Oparł się o ścianę i czytał, przerzucając co chwilę strony. Nie sądziłam jak wciągające będzie patrzenie na niego. To jak w skupieniu jego oczy smagały tekst, jak czasami się uśmiechał, a innym razem przygryzał wargę w zastanowieniu. W tym wydaniu był jeszcze bardziej seksowny, niż zazwyczaj.
- Widzisz Coś, co ci się podoba, Roza?- spytał z uśmiechem, podnosząc na mnie wzrok.
- Oj dużo rzeczy.- ostentacyjnie przyjechałam wzrokiem po jego sylwetce od góry do dołu, zwilżając wargi.
- Wyglądasz, jakbyś zaraz miała się na mnie rzucić. - zaśmiał się, choć w jego oczach widziałam błysk fascynacji.
Oj nawet nie wiesz, jak chętnie bym to zrobiła. Jedno twoje słowo. Ale wiedziałam, że nie mogę tego powiedzieć. W sumie, nie wiedziałam, co powiedzieć. Od tego uratowały mnie kroki na korytarzu. Dymitr zaciekawiony wyprostował się i stanął na przeciwko krat w tej samej chwili, co nasz gość po przeciwnej stronie. Była to Tasza.
- Dimka!- uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj Nataszo.- Rosjanin odpowiedział wesoło, aż mogłam sobie wyobrazić jego uśmiech.
Zabolało mnie to, co wiem, że będę musiała mu potem powiedzieć. Ale to będzie dla niego najlepsze, nawet jakbym miała go stracić na zawsze.
- Przyszłabym wcześniej, ale nie chcieli mnie wpuścić. Powtarzali w kółko, że wstęp mają tylko Lissa i Rose. A tak swoją drogą, ciekawe, gdzie ona jest? Od wczoraj młody Iwaszkow jej szuka- odwróciła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała.
Musiała mnie nie zauważyć. Bielikow doszedł do tego samego wniosku. Odwrócił głowę w moją stronę, a ja zaczęłam mu pokazywać, że nie. Wolę żeby nie wiedziała, że tu jestem.
- No nieważne- podniosła głowę w chwili, kiedy Dymitr odwrócił wzrok znowu na nią.- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie jest źle.
- Mój ty biedaku.- pogłaskała go po policzku.
Widziałam jak ona patrzy na niego z czułością i miłością. Jestem pewna, że dampir czuję się dobrze w jej towarzystwie i nie mam zamiaru wyobrażać sobie co jeszcze. I tak to, że muszę na nich patrzeć, boli.
- Wiesz...- zaczęła, zabierając rękę.- pomyślałam sobie, że skoro już nie musisz uczyć w akademii, to może przemyślałbyś jeszcze raz moją propozycję z zimy? Żebyś był moi strażnikiem- dokończyła z uroczym uśmiechem.
I to niby ja chcę się na niego rzucić? Ona by się go nawet nie pytała.
- Nie wiem, Nataszo. Na razie jestem zagubiony, wiele rzeczy muszę sobie przemyśleć. Ale na pewno dam ci znać.
- Dobrze. Ja muszę już iść, bo jestem w trakcie przywracania godności mojej i Chrisa. I nie chwaląc się, dobrze mi idzie.
- To życzę ci powodzenia.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć. A ty pomyśl o mojej propozycji.- pocałowała go w policzek, na co odwróciłam wzrok, po czym usłyszałam oddalający się stukot jej obcasów na kamiennej posadzce.
DYMITR
Zszokowany odwróciłem się od krat, trzymając policzek. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć. Spojrzałem na Rose i czułem, że serce mi pęka. Nie patrzyła na mnie, a na swoje stopy, opierając głowę o kolana. Czułem jej ból. Niby to Natasza mnie pocałowała, ale mimo wszystko, było mi z tym źle. Przetarłem dłońmi twarz i oparłem się ścianę, zjeżdżając po niej w dół.
- Powinieneś się zgodzić.- usłyszałem z boku.
Spojrzałem tam, ale Rose nie zmieniła pozycji. Nie mogłem uwierzyć. Wiem, że mnie kocha i widzę jak cierpi po mojej krótkiej rozmowie z morojką, a mimo wszystko chce, żebym był jej strażnikiem.
- To samo mówiłaś wtedy.- zauważyłem.
Wzrokiem wypalałem w niej dziurę, ale ona wciąż nie podniosła głowy.
- Wiem. I teraz to powtarzam, bo myślę  to samo co wtedy. Z nią będziesz szczęśliwy. Nie tylko ja i Lissa możemy ci pomóc.- w końcu podniosła wzrok.- Widziałam, jak na siebie patrzycie.
Choć starała się zachować spokój, jej uśmiech nie umiał zagłuszyć bólu wołającego z jej oczu. Mimo tego była gotowa wypuścić mnie, jeśli byłbym szczęśliwszy.
- Nie kocham jej.- zapewniłem.- Nikogo nie jestem w stanie kochać.
- Teraz. Ale to się zmieni, wierzę w to. A najlepiej będzie, jeśli twoje uczucia obudzą się do Taszy. Nie każ mi wymieniać powodów.
Nie kazałem, bo sam nawet nie mogłem o tym myśleć.
- Roza, pół roku temu jej odmówiłem.
- Bo kochałeś mnie. Teraz sam mówisz, że nie kochasz.
Nie kochałem, ale wyraźnie coś czułem. Już widziałem ją na moich obiadach, jak często byśmy spędzali czas. Nie widzę swojego życia bez niej, a tym bardziej z Taszą u boku. Nie wiem...
- Obiecaj mi, że się nad tym pożądanie zastanowisz.- poprosiła.
- Obiecuję.- uśmiechnął się.- Czemu Adrian cię szuka?
Wypuściła głośno powietrze.
- Już nie szuka. Spotkałam go rano. Musiałam z nim zerwać.
ROSE
- Byliście razem? Czemu z nim zerwałaś? Myślę, że byłabyś z nim szczęśliwa.
- Nie mogłam z nim być, skoro kocham ciebie. Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Książka cię woła.- uśmiechnęłam się smutno patrząc na western leżący na posadzce.
- Nie ucieknie. Chodź tu do mnie- wyciągnął rękę, jakby chciał mnie wziąć pod swoje skrzydła.
Podeszłam i weszłam pod jego ramię. Objął mnie i przykrył prochowcem.
- To był męczący dzień- uznałam.
- Dziękuję, że przy mnie byłaś. Nawet nie wiesz jak mi pomogłaś.
- Obiecałam, że przy tobie będę. Po za tym, próbnie zostałam twoją strażniczką.
- Co to znaczy?- mogłam sobie wyobrazić, jak marszczy czoło.
- Byłam u Hansa, żeby przeniósł cię do jakichś bardziej cywilizowanych warunków. Za jakiś czas powinni tu po nas przyjść. Od razu pochwalił mnie za tą całą misję w magazynie. Mam szansę zostać strażniczką Lissy, ale muszę jeszcze się wykazać. Zasugerował, że jeśli będę cię pilnować, uda mi się. Ale i tak bym przy tobie była.
- Wiem Roza. Wierzę ci.
Siedzieliśmy tak w ciszy nie wiem ile, aż nie rozległy się kolejne, tym razem bardziej liczne odgłosy kroków. Poruszyłam się, a mój ukochany podniósł rękę. Doskonale się zrozumieliśmy. Wstaliśmy, równo z tym, jak Hans ze strażnikami wyszli zza ściany. Otworzono kraty i wyszliśmy. Po drodze Rosjanin podniósł swoją książkę.
- Możemy po drodze zajść do mojego pokoju?- spytałam Hansa.- Są tam rzeczy Dymitra z Akademii.
- Dobrze.- zgodził się po zastanowieniu Croft.
Do mojego mieszkania szybko doszliśmy. Rzeczy Bielikowa były w kartonie w pawlaczu. Wysoki strażnik pomógł mi to zdjąć, a jego właściciel sam je wziął. Zabrałam jeszcze kilka swoich rzeczy, takich jak piżamę i kosmetyki.
- Czy to moja koszulka?- podskoczyłam ze strachu.
Dymitr patrzył mi przez ramię do szafy.
- Nie strasz mnie tak. No tak. Czasami w niej spałam.- przyznałam, robiąc się cała czerwona.
- Czasami?- uniósł brew.
- Tak- wyciągnęłam ją i podałam mu.- Zapomniałam, że tu jest.
Tak na prawdę chciałam ją zachować dla siebie. Ale przecież mu tego nie powiem. Jednak musiał to... nie wiem, wyczytać z twarzy, domyślić się? Nie wie, ale oddał mi ją. Jeszcze bardziej czerwona, schowałam ją na swoje miejsce.
- Chciałbym Cię kiedyś w niej zobaczyć.- szepnął mi do ucha.
Poczułam jak robi mi się gorąco, a serce przyśpiesza bicie. Zaskoczył mnie, na prawdę. Jednak musiałam się uspokoić.
- Może kiedyś, jak niespodziewanie przyjedziesz do mnie rano. Ale wiedz, że będziesz musiał mi zrobić śniadanie.
- Z wielką przyjemnością bym ci gotował.
W końcu spakowałam się i poszliśmy do naszego pokoju tymczasowego. Nie różnił się za bardzo od innych. Prosto umeblowany z łóżkiem, biurkiem, regałem i szafkami. Usiedliśmy na łóżku, rzucając swoje rzeczy na podłogę. Oboje nie wiedzieliśmy co robić.
- Chyba powinniśmy szykować się do  spania.- odezwałam się w końcu.
- Ty możesz pierwsza.- wskazał na jedne drzwi.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Prysznic z myciem głowy, na co nie miałam czasu wcześniej, zmycie makijażu ubranie piżamy zajęło mi godzinę. Jednak Dymitr chyba tego nie zauważył, bo nawet jak wyszłam nie zareagował, zaczytany w swój western.
- Towarzyszu.- zwróciłam jego uwagę.- Wolne.
Wstał szybko i wziął swoje rzeczy. W drodze do łazienki, stanął za mną.
- Miałem zobaczyć cię w czymś innym.- szepnął i zniknął za drzwiami.
O co mu chodzi? Czemu on to robi? Czemu się tak nade mną znęca? Usiadłam na łóżku, nie wiedząc, co o tym myśleć. Nie trwało długo, jak Rosjanin się wykąpał.  Uśmiechnął się szeroko, ale ja patrzyłam na niego poważnie.
- Czemu to robisz?- spytałam.
- Słucham?
- No to wszystko. To u mnie w mieszkaniu i zanim poszedłeś się myć. Wczoraj mówiłeś, że chcesz trzymać się ode mnie z daleka, później ta rozmowa z Taszą... co ty chcesz osiągnąć?- wstałam, stając na przeciwko dampira.-Nie wiem, udowodnić mi, czy sobie, że umiesz mnie pokochać?
- J-ja myślałem, że będzie ci miło. Sam nie wiem. Coś czuję w twojej obecności, pragnę cię!- powiedział rozpaczliwie.
- Rozumiem, że mnie pożądasz, ale to jeszcze nie jest miłość.
- Wiem.
- Nie chcę, żebyś robił coś dla mnie, a dla siebie.
- Jak mam coś robić dla siebie, skoro nie wiem, kim jestem?
Złapałam go za twarz, aby spojrzał na mnie.
- Jesteś najlepszym strażnikiem, wojownikiem , mężczyzną, jakiego znam. Każdemu chcesz pomóc, kochany przez całą rodzinę, honorowy, odpowiedzialny i zawsze przestrzegający reguł. Jeśli chcesz pokazać, że nie jesteś strzygą, pokochaj wszystko to, co ona nienawidzi. Piękno. Słońce. Doceniaj życie, póki je masz. Ciesz się z tego co masz.
- Cieszę się, ale to trudne, gdy pamiętam, co robiłem.
- To nie byłeś ty!- krzyknęłam zrozpaczona.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Zamknęłam oczy, chcąc się uspokoić.
- Dużo myślałem pod prysznicem o moim wyborcze. Podjąłem decyzję.

___________________________________________________________________________
Wiem, wiem, jestem okropna. Następna i ostatnia część tego już 15 grudnia. Baaardzo dziękuję RozaDhampir za wskazanie głupich błędów mojej autokorekty, typu :"styropianowymi perełkami"
i "Oboje wyjechaliśmy śmiechem."


 Piękne zilustrowanie jej autorstwa.
I dla takich gworzań jak ona: zrywka=reklamówka foliowa,
Pawlacz- "schowek. Robisz go między szafa a sufitem żeby zapełnić miejsce i jest jakby wbudowane w ścianę bo to się robi jak szafa jest wbudowana w ścianę chociaż nie tylko, czasem jest wiszące nad drzwiami w suficie"
~Marta ;-)

wtorek, 31 października 2017

Halloween

Było mi to dość trudno umieścić w pasującym czasie, więc uznamy, że dla tego bonusu akcja Akademii wampirów zaczęła się dwa miesiące wcześniej i teraz jest po pierwszej części serii.
NIE MA POWIĄZANIA Z POPRZEDNIMI BONUSAMI!!!!
____________________________________
Ostatni raz spojrzałam w lustro, poprawiając swoje włosy, po czym opuściłam pokój. Szłam dobrze znanymi mi korytarzami, aż do drzwi na zewnątrz. Później skierowała się drogą, którą pokonuję dwa razy dziennie w tą i z powrotem. W końcu stanęła przed wielkimi drzwiami sali gimnastycznej. Weszłam do środka i wtopiłam się w tłum. Przedzierając się między przebierańcami, rozglądała się za przyjaciółką. Wiedziałam, gdzie jest i tam się zbliżałam. w końcu ujrzała koronę z pawich piór, a tym samym Lissę. Podeszłam do niej i lekko klepnęłam w ramie. Ona, w przeciwieństwie do mnie, nie miała pojęcia, co ubiorę. Dlatego też zdjęła maskę i patrzyła zszokowana na mój kostium, od brązowych kozaków, przez brązowo-białą sukienkę, z narzuconą kataną z frędzlami, po sam czubek głowy z luźnymi warkoczami, ozdobiony kowbojskim kapeluszem.
- Wow!- tylko tyle była w stanie wydusić. 
- No nieźle Hathaway- zza morojki wyłonił się Mason w czarno-czerwonej pelerynie i sztucznych kłach.- Wyglądasz jak bardzo sexi wieśniaczka.
- Jestem kowbojką, imbecylu- trzepnęłam go w bark.- I przynajmniej mam oryginalne przebranie.- wskazałam na Ozerę, który właśnie w tej chwili do nas dołączy.
Uśmiechał się szeroko, póki nie zauważył Masona. Byli w tanich samych strojach.
- Nie no, bez jaj- jęknął rudzielec.
- Ja przynajmniej nie muszę mieć sztucznych kłów- Christian uśmiechnął się szeroko, pokazując wszystkie zęby.
- Nie szpanuj tak, bo ci wypadną - prychnęłam, przywracając oczami.- A widział ktoś może Eddy'ego?
Wszyscy pokręcili przecząco głowami. No trudno, może się znajdzie. Szybko złapałam Lissę za dłonie i pociągnęłam w tłum tańczących ludzi, zanim zdążył zrobić to kruk chłopak. Tańczyliśmy dość długo, póki morojki nie porwał jej pseudo wampir. Jednak mnie szybko pod skrzydła wziął Mason i nie razem poruszaliśmy się w rytm. Nagle puścili wolną piosenkę, więc przytuliłam się do przyjaciela, w wręcz na nim uwiesiłam. Zachichotał, ale nic nie powiedział. Kiwaliśmy się lekko, co traktowałam jako odpoczynek. Chyba jednak tańczyliśmy dość długo, spoko już jestem zmęczona.
- Idę się napić- powiedziałam dampirowi na ucho.
On tylko mnie puścił i kiwnął z uśmiechem głową. Ruszyłam do stolika pod ścianą i nalałam sobie ponczu do szklanki. Oparłam się o blat i popijając, przeglądałam się tańczącym. No dobrze, szukałam jednej osoby. Dymitra. Ale nie było go nigdzie wśród strażników. Może nie ma dzisiaj warty i wolał zostać w pokoju, choć nie cieszyła mnie ta perspektywa. Specjalnie dla niego się tak przebrałam, w końcu uwielbia westerny. Chociaż co ja się łudzę. Oboje doskonale wiemy czemu nie możemy być razem. Pogrążona w myślach bawiłam się kubkiem, póki ktoś nie stanął przede mną. Był to mężczyzna w miętowym garniturze z białą muchą. Twarz miał przykrytą wielką maską wenecką w kształcie dzioba orła. Wyciągnął do mnie elokwentnie dłoń, jednak ja odmówiła. Przez myślenie o mentorze odechciało mi się filtrów. Jednak on nie odpuścił i podszedł bliżej, łapiąc mnie za nadgarstek. O dziwo, na ten dotyk przeszedł mnie dreszcz. Nasze spojrzenia na sekundę się spotkały i w jego zauważyłam coś znajomego. Chciałam wytrwać rękę, ale on był szybszy i pociągnął mnie do przodu, a sam stanął za mną.
- Że mną nie zatańczysz Roza?- spytał głęboki głos z rosyjskim akcentem.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Dymitr - szepnęłam ledwie słyszalne, ale do niego to dotarło.
- Tak.- potwierdził, choć wcale tego nie potrzebowałam.
Popchnął mnie w tłum, nie oddalając się ode mnie na milimetr. W pewnym momencie obrócił mnie w swoją stronę i przysunął bliżej, łapiąc mnie w pasie. Akurat znowu leciała wolna piosenka i oboje szybko odnaleźliśmy się w rytmie. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i napawałam się tą chwilą, patrząc mu głęboko w oczy. Podniosłam się na palcach, a on, jakby czytając w moich myślach schylił się do mnie.
- Myślałam, że to nie zabawa dla ciebie- szepnęłam mu do ucha.
Pochylił się bardziej, a jego oddech łaskotał mnie po szyi, gdy do mnie mówił.
- Wybacz mi Roza, nie chciałbym robić ci nadziei, ale nie mogłem się powstrzymać. Tak pięknie wyglądasz w tym stroju, kowbojeczko- odpowiedział głębokim głosem.
- Nie martw się. Rozumiem, czemu nie możemy być razem- dodałam trochę smutna, ale nie długo.
Nie pozwolę, żeby to popsuło mi tą chwilę. Nie wiem, ile tańczyliśmy, ale czułam, że mogę w jego ramionach spędzić resztę życia. W pewnym momencie już tylko kołysaliśmy się na boki w takt naszej własnej muzyki, słyszalnej tylko dla nas, mocno wtuleni w siebie. Nagle Dymitr się odsunął i zabrał jedną dłoń, a drugą przejechał po całej mojej ręce, aż nie doszedł do końca, łapiąc mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął chytrze i pociągnął mnie za sobą przez tłum. Dałam się prowadzić, aż nie wyszliśmy na zewnątrz. Wcześniej mój mentor wziął swój płaszcz i zarzucił mi na ramiona. Mimo, że słońce już wstało, było dość chłodno. W końcu zaczął się listopad. Chwilę szliśmy w ciszy po pustym placu, napawają się słabymi promieniami słońca. Nawet nie zauważyłam, że wciąż trzymamy się za ręce.
- Bardzo ładne przebranie Rose- odezwał się w końcu strażnik.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Miałam nadzieję, że ci się spodoba- przyznałam.
Weszliśmy między drzewa, zagłębiając się w las.
- Specjalnie dla mnie założyłaś strój kowbojki?
- Pomyślałam, że nie będziesz mógł oderwać ode mnie wzroku, jak od tych swoich westernów- uśmiechnęłam się, spoglądając na Bielikowa i stanęłam na przeciwko niego - I chyba mi się udało.
Podniosłam ręce i delikatne zdięłam mu maskę. Dymitr, równie z uśmiechem, założył sobie mój kapelusz i przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta. Zaskoczył mnie, nie powiem, ale od razu oddałam pocałunek, zarzucając mu ręce na kark. Znalazłam jego kucyk i uwolniłam z gumki, żeby za chwilę cieszyć się dotykiem aksamitnych włosów. W tym czasie mentor złapał mnie za biodra i przysunął bliżej siebie. To było niezwykłe, nie spotykane, inne. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Najcenniejszy pocałunek w całym moim życiu. To... nic nie jest w stanie wyrazić, jak wspaniałe czułam się będąc tak blisko niego. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak tak nie mogło być. Odsunął się ode mnie, a ja cicho jęknęłam z niezadowolenia. Oboje mieliśmy urywany oddech. Z emocji zatoczyłam się do tyłu i oparłam o drzewo, patrząc na ukochanego. Włosy miał rozczochrane, a usta gorące i opuchnięte, tak kuszące. W jego oczach odbijały te same emocje, które ja czułam. A że odkąd zaprosił mnie do tańca nie jest sobą, nie próbował się powstrzymywać. Przycisnął mnie do drzewa, całując dziko, namiętnie, z pragnieniem. Jęknęłam znowu, tym razem z przyjemności, ale nie miałam szansy za bardzo się wypowiedzieć, ponieważ z łatwością uciszył mnie pocałunkiem. Pragnęłam go, tak bardzo chciałam go mieć dla siebie, na zawsze. Ale w tej chwili myślałam o jego umięśnionych ramionach, długich włosach, twardych plecach, których nie mogłam dotknąć, ponieważ trzymał mnie w nadgarstkach. W pewnym momencie je puścił, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, złapał mnie pod tyłkiem i uniósł. Oplotłam go w pasie nogami, przyciskając jeszcze mocniej siebie. Kapelusz już dawno leżał na ziemi obok maski. Ciepłe dłonie Dymitra jeździły po moich udach. Powoli pocałunkami zszedł niżej, na moją szyję. Przycisnęłam go do niej mocniej, a sama przymknęłam oczy, odchylając głowę
- Roza - wysapał strażnik.- Nawet nie wiesz, jak cię pragnę.
- Pokaż mi to - jęknęłam.- Zrób to! Teraz!
- Nie możemy Roza.
Złapałam go za rozgrzane policzki i zmusiłam żeby spojrzał na mnie. Dyszał, tak samo jak ja, usta miał spuchnięte, a wzrok rozkojarzony i rozbiegany, z krzyczącym podnieceniem.
- Chcesz tego tak samo jak ja. Ograniczają cię zasady, które mają się nijak do naszych uczuć. Kocham Cię Dymitr i nic tego nie zmieni. - wypaliłam bez zastanowienia.
Zawiesił głowę w zamyśleniu, ale nagle ja podniósł, patrząc na mnie dziwnie. Z niedowierzaniem i...nadzieją.
- Kochasz mnie?
- Tak- powiedziałam, zagryzając wewnętrzna stronę policzka.- Wiesz, że uczuć nie można powstrzymać. Kocham Cię i nie umiem przestać, choć...
W pół zdania przerwał mi pocałunkiem. Jeszcze nigdy mnie tak nie całował. To było inne, tak niezwykłe, że pewnie gdybym stała, nogi ugięły by się pode mną. Poczułam niesamowity ścisk w żołądku, a od ust przez całe ciało, aż do końcówek palców przeszła mnie fala gorąca. Pragnęłam, żeby nigdy nie przestawał, by to trwało w nieskończoność. To był najlepszy pocałunek świata.
- Ja też Cię kocham Roza. Kocham i nie mogę przestać. Nie chcę przestać. Chcę tylko ciebie i jedynie dla mnie. Masz rację, tak jak ty, chcę ciebie tu i teraz. Ale to wbrew zasadą.
- Tak samo, jak wszystko co robimy odkąd się tu znaleźliśmy- zauważyłam
- Roza, współżycie to poważna sprawa. Nie chcę tego robić byle gdzie. Każda kobieta zasługuje, by jej pierwszy raz był wyjątkowy.
- Bardziej wyjątkowy niż z Tobą nie będzie. Nie ważne gdzie. Nie ważne kiedy, ważne żeby z kimś, kogo się kocha. Dzięki tobie to zrozumiałam.
- I chcesz teraz na mnie przetestować mogą lekcje?- zaśmiał się.
- To jak będzie?- przejechałam dłonią po jego ramieniu, badając wszystkie mięśnie, nie przestając patrzeć mu w oczy.
- Czemu tak bardzo nie potrafię co się oprzeć, Roza?
- Bo mam daj przekonywania.
Oboje se zaśmialiśmy. Rosjanin postawił mnie na ziemi i złapał za dłoń. Zaczęliśmy iść głębiej w las.
- Dokąd idziemy Towarzyszu?- spytałam zaciekawiona.
- W bardziej ustronne i odpowiednie  miejsce - szepnął, a mi zrobiło się ciepło.
- No to prowadź. Ta noc będzie nasza.
- O tak Roza, tylko moja i twoja.
Wziął mnie na ręce i przeszedł przez krzaki, gdzie nagle drogą spadała w dół. Zbiegł i postawił mnie na płaskiej powierzchni. Przed nami była zasłona z gałązek płaczącej wierzby. Dymitr odsłonił kurtynę, a ja zapomniałam, jak się oddycha. Znaleźliśmy się na małej polance, ze świeżą zieloną trawą, otoczonej wierzbami. W promieniach słonecznych wszystko wyglądało na żywe i bajeczne. Na środku stało małe drzewko, którego liście były już żółte. Ale po za tym wszystko żyło zielenią. To aż dziwne, patrząc na to, że mamy już listopad. Ruszyliśmy na środek, gdzie stanęliśmy na przeciwko siebie. Nagle poczułam się głupio. Tak bardzo tego chciałam, ale nie wiedziałam co zrobić. Bałam się, na prawdę się bałam. Dymitr musiał to zauważyć, po przybliżył się do mnie i położył swoje silne dłonie mi na biodrach.
- Nie bój się Roza- powiedział melodyjne.
- Nie boję - chciałam brzmieć pewnie, ale chyba mi nie wyszło.
- Przecież widzę - roześmiał się i przyłożył swoje czoło do mojeg.- Spokojnie kochanie, zaufaj mi. Chyba że nie chcesz...
- Chcę!- zawołałam gwałtownie, po czym się uspokoiłam.- Chcę, ale jak sam zauważyłeś, to mój pierwszy raz i nie wiem co robić.
- Daj się ponieść chwili. Zobaczysz, że będziesz wiedziała.
Nie dał mi nic powiedzieć, bo pocałował mnie delikatnie i z uczuciem. Oddałam pocałunek, wkładając w to całą miłość i zaufanie, jakie do niego miałam. Zaczął mię całować coraz bardziej namiętnie. Przejechał językiem po mojej dolnej wadze, prosząc o dostęp, który mu bez wahania dałam. Zaczął jak w noc uroku podnosić moją sukienkę, aż jej nie ściągnął że mnie. Trzymał mnie teraz w ramionach prawie gołą, jedynie w bieliźnie. Czułam dreszcze ekscytacji i podniecenia. Sama przejęłam inicjatywę i zajęłam się guzikami jego marynarki. Zsunęłam ją mu z ramion i przeszłam do pozbywania się koszuli. Czułam, że Dymitr chcę jak najszybciej przybyć się reszty mojego ubioru, Ale czekał cierpliwie. Napawałam się dotykiem jego dłoni, błądzących po całym moim ciele. To było takie przyjemne i niezwykłe. Zdjęła mu ostatnią część górnej garderoby i mogłam cieszyć się ciepłem jego torsu. Przejechałam po nim dłońmi, aż na ramiona i przyciągnęłam bliżej siebie. Zaczęłam bawić się jego włosami, podczas gdy Rosjanin zajął się swoimo spodniami. Gdy był już tylko jak ja w butach i bieliźnie, wziął mnie na ręce i delikatnie posadził na trawie, nie przestając całować. Zaczął schodzić pocałunkami coraz niżej na szyję, dekolt. Od tyłu pozbył się pierwszej przeszkody na swojej drodze, po czym schodził dalej w dół. Oszczędził moje majtki i od razu przeszedł do rajstop. Powoli ściągał je milimetr po milimetrze, całując zaraz za nimi. Jego pocałunki mnie rozpalały. Zaczęłam szybciej oddychać i cicho pojękiwać. Gdy byliśmy już zupełnie nadzy, Dymitr pojawił się tuż nade mną.
- Jesteś pewna?- spojrzał na mnie z troską.
- Bardziej nie będę.
- Odpręż się. Jesteś bardzo piękna Roza.
To była ta chwilą. Ten moment, na który czekałam od dawna. Nie umiem tego opisać. Jeden wielki wybuch namiętności, miłości i rozkoszy. Świat przestał istnieć. Byliśmy tylko my. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Dymitr był idealny, ostrożny, ale dał się ponieść emocjom. Jak obiecał prowadził mnie z precyzją, jaką również wkładał w nasze treningi. Delikatnie wprowadził w ten nowy, nieznany mi świat kobiecości, intymności. Pokazał erotyczną stroje życia. To była moją najcudowniejsza chwilą w życiu, której nigdy mu nie zapomnę.

sobota, 14 października 2017

Roza, nie zostawiaj mnie- cz.2

Z dedykacją dla Klaudii, która skończyła w końcu AW! Brawo! 💖💗💖💖💖💗
__________________________________________
ROSE

Obudziłam się, tak jak zasnęłam, w objęciach Dymitra. Widać, że spał twardo jak nigdy. A przynajmniej, odkąd został strażnikiem. Ściskał mnie w ciasnym potrzasku swoich ramion, jakby bał się, że mu ucieknę. Wyglądał tak niewinnie i spokojnie, choć jego twarz wykrzywił lekki grymas. Po rozbudzeniu się, zaczęłam, jak wczoraj, delikatnie drapać go po głowie. Uśmiechnął się, mocniej wtulając w moją pierś. Nie wiem, co mu się śniło, ale to na pewno nie był dobry sen. Nie wiem, co on o tym myśli, ale ta wspólna noc wiele dla mnie znaczy. Po raz pierwszy razem przespaliśmy całą noc w swoich ramionach. Cieszyłam się, że mi zaufał i dał się sobą zaopiekować. Teraz moja kolej, aby odwdzięczyć się za to, jak on troszczył się o mnie i zawsze był, kiedy go potrzebowałam.
Pocałowałam go w czoło i wtedy zaczął się wiercić. Otwierał oczy, na które co chwilę opadały mu powieki. W końcu przetarł zaspane oczy i spojrzałam nimi na mnie.
- Dzień dobry skarbie- przywitałam go z uśmiechem.
Jednak nie odwzajemnił go. Uniósł się i odsunął ode mnie. Szlag! Ale ze mnie idiotka. Czemu nie umiem trzymać języka za zębami? Westchnęłam. Znowu się przeze mnie zamknął w sobie. Podniosłam się, a on śledził każdy mój ruch.
- Ja muszę wyjść załatwić kilka spraw- powiedziałam ze smutkiem.
W jego oczach pojawiła się panika, co szczerze mnie zdziwiło. Jednak nie pokazałam tego i kontynuowała, żeby go przekonać.
- Pójdę po jakieś swoje rzeczy  i zaraz wrócę. To zajmie mi szybciej niż myślisz. Przyniosę ci jakieś westerny- dodałam z uśmiechem.
Jednak on nie odwzajemnił tego, za to złapał moją rękę, patrząc na mnie ze strachem i błaganiem.
- Roza, nie zostawiaj mnie tutaj- prosił.
- Wczoraj chciałeś co innego - zauważyłam.
- Ja... nie wiem, jestem zagubiony. Dobrze mi przy tobie i jeśli nie chcesz, żebym cię odrzucił, zostań ze mną. Za dużo myślę w samotności. Boję się- dodał szeptem.
- Słucham?- byłam zdziwiona. Wręcz zszokowana.
- Boję się!- dodał głośniej.- Boję się samotności, że coś komuś zrobię, że skrzywdzę cię jeszcze bardziej. Nie umiem sobie już z tym poradzić sam. Ty i księżniczka jako jedyne możecie mi pomóc.
Uległam i usiadłam z powrotem obok niego. Dymitr podsunął się do mnie i nieśmiało położył głowę na mojej piersi, niczym kot, proszący się o pieszczotę. Objął mnie ramieniem, a ja jego. Ręce, które mieliśmy wolne, spletliśmy przed nami. Siedzieliśmy tak w ciszy, otoczeni tylko naszymi oddechami. W końcu przerwałam błogą ciszę.
- Co ci się dzisiaj śniło?- spytałam łagodnym głosem.
Poczułam jak się spiął. Jednak, gdy już myślałam, że nie odpowie, zrobił to.
- Byłem sam, przed sądem. Osądzali mnie za wszystko co robiłem jako strzyga. Zaczęły pojawiać się duchy moich ofiar, zbliżały się, wciąż powtarzali, że jestem mordercą, że ich zabiłem, że nie zasługuję na życie- zaczął płakać.
- Cii...- głaskałam go po głowie, składając lekkie pocałunki na jej czubku.- To tylko sen, jestem tu. Przy mnie nic ci nie grozi. To nie była twoja wina. Nic nie mogłeś zrobić.
- I... nagle pojawiła się bardzo jasna postać. Przegoniła duchy i w ciemności  zostaliśmy tylko ja i ona. To byłaś ty. Wyglądałaś tam tak pięknie. Jak... jak anioł. Stałaś przede mną, klęczącym z delikatnym uśmiechem i podałaś mi dłoń. A gdy ją złapałem... obudziłem się. Ja już nic nie wiem. Nie wiem, co jest słuszne, a co właściwe. Byłoby o wiele lepiej, gdybyś mnie zabiła.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Nie. On na pewno tak nie myśli. To nie możliwe. Złapałam obiema dłońmi jego twarz i skierowałam na swoją.
- Nigdy nie waż się tak myśleć, a co dopiero mówić. Nie wyobrażam sobie mojego świata bez ciebie. Gdyby nie ty, nie wiem co by ze mną było. Nie możesz myśleć, że bez Ciebie byłoby mi lepiej. Nie możesz- przytuliłam go mocno do siebie, płacząc.- Nie przeżyłabym tego. Powinieneś się cieszyć z szansy, jaką dał ci los, a nie się nad sobą użalać. Jesteś zbyt dla mnie ważny. Kocham Cię.
- Och, Roza... ty tego nie rozumiesz...
- Czego? Tego że zawsze tylko ukrywasz się za zasadami i regułami, że tak naprawdę wewnątrz się boisz? Ja też się boję. Boję się, że Cię stracę, że zostanę sama, albo że wyląduje na ulicy jako dziwka sprzedająca krew. Tak samo mogłabym powiedzieć, że lepiej by było, gdybyś się za mną nie wstawił  i pozwolił Kirowej mnie wywalić. Nie dość, że zmarnowałam twój czas, to jeszcze przeze mnie zostałeś strzygą.
- Słucham?- podniósł na mnie zaczerwienione oczy.- Nie zmarnowałaś mojego czasu. Każdy dzień który z Tobą spędziłem, był jak błogosławieństwo losu. To był najlepszy czas w moim życiu. I to nie twoja wina, że Natan mnie przemienił. Nikt nie mógł nic na to poradzić.
- Gdybym nie wymyśliła tej całej akcji odbicia zakładników z jaskini, nic by się nie stało.
- Rose, czy ty nie rozumiesz?- odsunął się, siadając przede mną po turecku tak, żeby patrzeć mi w oczy.- Dzięki tobie uratowaliśmy mnóstwo morojów i dampirów.
- Ale za jaką cenę?! Straciłam Ciebie. Straciłam tą część siebie, która na zawsze zostanie z Tobą. Zostałam sama.
- Jestem tu- położył dłoń na moim kolanie w geście uspokojenia.
- Tak, wiem- uśmiechnęłam się gorzko.- Ale nie wiadomo ile ja tu będę.
- Co? A gdzie masz iść? Przecież, z tego co wiem, księżniczka nigdzie się nie wybiera.
- Tylko, że moje życie, nie będzie już zależało od Lissy. Nie wiem, kogo dostanę w przydziale, ale na pewno nie dadzą mi jej.
- Czemu?- oburzył się.- Przecież miałaś najlepszy wynik z egzaminu. Kto cię chce na przydział?
- Póki co Tasza i Adrian, ale pewnie ich nie dostanę.
- Ale czemu? Jesteś jedną z najlepszych wojowniczej.
- Nikt nie chce uciekającej strażniczki. Najpierw z Lissą na dwa lata, później do Rosji, a jak już byliśmy na Dworze, to uciekłam, wtedy co spotkaliśmy się w hotelu.
- Czyli, w sumie to też moja wina- z jego twarzy nie mogłam wyczytać żadnych uczuć.
- Nie! Nic nigdy nie było twoją winą. To był mój wybór. I muszę ponieść tego konsekwencje.
- Od kiedy to ty bierzesz odpowiedzialność za swoje przewinienia?- uśmiechnął się.
- Od kiedy żaden boski Rosjanin się za mną nie wstawia. Ale nie żałuję tego.
- Czemu?- spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Bo dzięki temu odzyskałam ciebie.
Przysunął się bliżej mnie i przytulił.
- Hej gołąbeczki.- usłyszeliśmy wesoły szczebiot mojej przyjaciółki.
Zza ściany wyłoniła się Lissa z szerokim uśmiechem. Dymitr odskoczył ode mnie jak poparzony, a ja się uśmiechnęłam kręcąc głową. Może i ufał Lissie po tym, jak go odmieniła, ale nie umiał przy innych okazywać uczuć. Wstałam w momencie, gdy otworzyli kraty i ruszyłam do Dragomirówny.
- Pilnuj go proszę- szepnęłam jej na ucho.- Niech za dużo nie myśli.
Pokiwała mi głowa i podeszła do Bielikowa. Odwróciłam się jeszcze, łapiąc jego tęskne spojrzenie i posłałam mu całusa. Następnie ruszyłam do wyjścia. Kierunek: kwatera straży. Jednak pewna osoba pokrzyżowała mi plany.
- Tu jesteś mała dampirzyco.- usłyszałam wesoły głos.
Serce mi przyspieszyło. Cholera! Jak mogłam zapomnieć o chłopaku. Jestem koszmarną dziewczyną. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się przodem do Iwaszkowa.
- Hej Adrian.- wymusiłam uśmiech.
- Wszędzie cię szukałem- oznajmił wciąż w dobrym humorze, jednak szybko zastąpiło go zmartwienie.- Coś się stało?
Zaczęłam przestępować z nogi na nogę, aż w końcu westchnęłam ciężko.
- Musimy porozmawiać. Ale w bardziej ustronnym miejscu- dodałam, widząc przystających i obserwujących nas co niektórych mieszkańców Dworu, głównie morojów.
- No dobrze.
Bez słowa ruszyliśmy w stronę parku. Idąc ramię w ramię z Iwaszkowem, myślałam nad najlepszym doborem słów. Jednak, cokolwiek przyszło mi do głowy brzmiało słabo i tandetnie. W końcu stanęliśmy w zaciszu pod jednym z drzew. Zapanowała miedzy nami cisza, którą widziałam, że to ja muszę przerwać. 
- Wczoraj Lissa odmieniła Dymitra.- palnęłam, po czym uświadomiłam sobie, że on o tym wie.
Wszyscy na Dworze wiedzą. Postanowiłam kontynuować, nie zważając na to, że jego spojrzenie stwardniało.
- To z nim w celi spędziłam noc. Ale do niczego nie doszło między nami- dodałam szybko.- On jest rozbity i jestem z nim jako przyjaciółka. Dymitr nie chce że mną być. Jest strasznie zagubiony. Ale nie o tym chciałam rozmawiać. 
- Spodziewam się- warknął nieprzyjemnie Adrian.- Chcesz że mną zerwać?
Wypuściłam ciężko powietrze. To mu starczyło jako odpowiedź. 
- Przez niego?- kontynuował.
- Nie! To ani jego, ani twoja wina. Będąc z nim uświadomiłam sobie, że kocham Cię, ale to nie to samo uczucie, jakim darzę Dymitra. I mimo, że może nigdy nie będziemy razem, nie mogę cię oszukiwać. Jesteś bardzo wartościowym mężczyzną i jeszcze nie jedna kobieta cię zechce. Ja nie pokocham nigdy nikogo tak mocna jak Dymitra, dlatego jeśli nie będę mogła być z nim, nie będę z nikim.
Skończyłam swój monolog i czekałam na reakcję Iwaszkowa. Spodziewałam się wybuchu wściekłości i szczerze wolałabym już, żeby zmieszał mnie z błotem, wdeptał w ziemię i wyzywał od suk, bo tak się właśnie czułam, widząc ból w jego oczach. Nagle sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów, po czym włożył jednego do ust. To jeszcze bardziej przyprawiło mnie o ścisk w sercu.
- Powinienem się tego spodziewać - mruknął, podpalając go.
- Adrian...- zaczęłam ze skruchą, ale przerwał mi gestem ręki. W sumie i dobrze, bo i tak nie wiedziałam co powiedzieć.
- Skończ Rose!- wypuścił dym z ust.- Przecież oboje wiemy, że zgodziłaś się ze mną być, tylko dlatego, że dałem ci pieniądze na poszukiwania tego twojego Ruska. Wrócił i już idę w odstawkę. Mówiłem, że tak będzie. Miałem być tylko zastępcą, chwilowa odskocznią na brak Dymitra. A ja naiwnie wierzyłem, że to przerywa, nawet jeśli Lissa go odmieni. Więc nie kłam, że mnie kochasz.
- Kocham. - zapewniłam.- Może nie tak mocno jak Dymitra, ale jesteś dla mnie ważny. Dlatego nie chcę Cię okazywać. Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, dla której będziesz najważniejszy, tak jak dla mnie Dymitr. Nie jest nam pisane być razem i to nie jest dla mnie łatwe, ale wiem, że to jedyna właściwa decyzja, dla nas obojga. Dla naszego honoru.
- Przestań pieprzyć. Mam tego dość. Jutro wyjeżdżam.
- Nie musisz. Mnie samą pewnie niedługo odeślą...
- Nie wszystko kręci się wokół ciebie Rose. Dużo ostatnio myślałem i idę na studia. Chciałem cię prosić, żebyś pojechała że mną, ale to już chyba nieaktualne.
Byłam zaskoczona, na prawdę. Nie spodziewałam się takiej decyzji z jego strony. Pod wpływem chwili przytuliłam go. Zastygł zdziwiony w bezruchu.
- Życzę Ci szczęścia w życiu.- cmoknęłam go w policzek i odbiegłam.
Serce ściskał mi żal, że tracę ważną osobę w moim życiu, jedna czułam, że robię dobrze. Nawet jak stracę ukochanego Rosjanina, nie będę tkwiła w nieszczęśliwym związku, oszukując nas oboje. Nie zwalniając, biegłam przez Dwór, prosto do kwatery straży. Wyparowałam do środka i bez żadnego słowa, weszłam do biura Hansa.
- Czemu strażnik Bielikow siedzi w areszcie?- zaczęłam bez owijania w bawełnę.
- Hathaway! Nikt cię nie nauczył pukać.- był bardziej zaskoczony niż zły.
- Przecież on nie jest niczemu winny.
- Jest tam dla bezpieczeństwa.- mruknął, wracając do dokumentów na biurku.
- Dymitr został odmieniony! Nie stanowi dla nikogo zagrożenia!- podniosłam głos. 
- Zajmowaliśmy go tam dla jego własnej bezpieczeństwa- wytłumaczył, również już ostrzej.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Dla jego bezpieczeństwa? Pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Był strzygą, a wielu artystów nie przyjmuje do wiadomości, że został odmieniony. Ktoś mogłyby go zaatakować, albo i zabić, robiąc mu samosąd. Również to sprawia, że moroje czują się bezpiecznie i moją na to spojrzeć bardziej obiektywnie. Strażnicy w areszcie nie tylko mają pilnować, aby nikt nie wyszedł, ale żeby też nie wszedł.
- No dobrze. Ale trzeba w takich warunkach.
- Powiedz mi Rose, czemu ci aż tak na nim zależy? Wiem, że zostałaś na noc w celi i zamierzasz tam być.
- Był moim mentorem. To dzięki niemu jestem tak dobra.
- Nie chodzi tylko o to, prawda?
- Nie będę się z niczego tłumaczyć!- uniosłam się.- To moja sprawa gdzie i z kim chcę spać!
Jednak po chwili zrozumiałam co powiedziałam i zakryłam usta dłonią. Jednak było już za późno.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nic.
- Rose, jako strażnicy, ty i Dymitr nie możecie być razem- upomniał mnie.
- Wiem i nie jesteśmy.- odpowiedziałam zniecierpliwiona, krzyżując ręce na piersi.
- Ale chciałabyś.
- A czy to ma znaczenie.- spuściłam głowę.- Ja chcę tylko jak najlepiej dla Dymitra. Daj mu jakiś pokój. Mogę nawet sama go pilnować.
- Nie mogę ryzykować, że do czegoś między wami dojdzie. Związki między dampirami są zabronione
- Po pierwsze, to niczego nie zmieni, po drugie nikt nie musi o tym wiedzieć, jeśli dostaniemy różne przydziały i pokoje obok, a po trzecie, i tak pewnie będę zmuszona gdzieś wyjechać, jak nie dostanę przydziału na Dworze.
A po czwarte, Dymitrowi nie za bardzo się śpieszy, żeby cokolwiek między nami zaszło. Ale ten tematy już przemilczałam.
- Zgoda - westchnął.- na razie przydzielę mu jakiś pokój na końcu budynku dampirów. Zrobimy to jutro w dzień, żeby nikt nieodpowiedni się nie dowiedział, a jeszcze dzisiaj będzie przesłuchiwany, czy wciąż jest strzygą. A co do wyboru... Dobrze poradziłaś sobie na akcji i dodać twoje wyniki z testu i oddanie księżniczce Wasylisie, masz duże szansy wrócić do osób proponowanych na jej strażników.
- Naprawdę?!- nie mogłam uwierzyć.
- Ale jeszcze musisz się przyłożyć, jeśli chcesz być jej strażniczką.
- Co mam zrobić?- spytałam pełna zapału.
- No nie wiem- udał zastanowienie.- Jakbyś udowodniła, że umiesz kogoś pilnować jak oka w głowie. Tylko, że nie można narażać żadnego moroja, w razie gdybyś postanowiła znowu uciec. Gdyby znalazł się ktoś, nie moroj, do pilnowania...
- Jest taka jedna osoba- zrozumiałam o co mu chodzi.
Pokiwał głową i wskazał drzwi.
- A teraz won mi. Mam dużo pracy.
- Tak jest strażniku Croft!- zasalutowałam z uśmiechem i wybiegłam.
___________________________________________

Tak jak podejrzewałam nie umiem nie pisać i mam mnóstwo pomysłów na bonusy. Od teraz będą one w 1 i 15 dniu miesiąca. Mam nadzieję, że się cieszycie. Już 1 listopada 3 część tego.