środa, 29 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 175

Wytłumaczyłam dzieciom co mają zrobić. Gdy byliśmy pod drzwiami odłożyłam blondyna.
Przekręciłam klucz w zamku i przyłożyłam palec do warg, pokazując młodym, aby byli cicho. Zaczęli zasłaniać usta rączkami, żeby stłumić chichot. Pchnęłam drewno, powodując skrzypienie zawiasów.
- Roza to ty?- usłyszałam wołanie męża z głębi mieszkania.
Nie odpowiedziałam, tylko dałam znak dzieciom, które wpadły do środka krzycząc. Kiedy wchodziłam do sypialni, zobaczyłam cudny widok. Dymitr trzymał na rękach siostrzenicę, a reszta biegała wokół nich, przekrzykując się w życzeniach. A najśmieszniejsze to, że połowa słów była po rosyjsku, a połowa po angielsku. Uśmiechnęłam się na tą scenę. Gdy dzieci mnie zauważyły, ucichły, rozstąpiły się i patrzył w moją stronę szeroko otworzonymi oczkami. Razem z Dymitrem zbliżyliśmy się do siebie. Nawet nie zauważyłam, kiedy mój ukochany odłożył Zoję.
- Wszystkiego najlepszego skarbie.- uśmiechnęłam się.
- Dziękuję Roza.
Popatrzył mi głęboko w oczy i nachylił nade mną. Po chwili nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku.
- Ciocia i wujek się kochają- krzyknęła zadowolona.
- Ohyda.- wykrzywił się Pawka.
- Wcale, że nie. To jest bardzo słodkie.- sprzeciwiła się Lili.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Ja tiebia liubliu towarzyszu.- nie mam pojęcia jak jest to po rosyjsku. Muszę się go w końcu spytać. Odpowiedział mi cichy śmiech męża.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
- No teraz macie chwilę dla wujka, a później... później nie będziecie jej mieć.
Strażnik spojrzał na mnie zdziwiony i zaciekawiony, jednak nie miał jak mnie wypytać, ponieważ znów oblazły go szkraby. Każdy złożył mu życzenia. Zoja i Łuka dali mu obrazki i laurki, Liliana własnej roboty szkatułkę, a Pawka samochodzik ze swojej kolekcji. Przypomniało mi się, jak dałam wczoraj Masonowi samochodzik, który kupiłam z mężem na targowisku. Cieszył się jak dziecko i po chwili dyskutował z Eddym o sile silnika i napędzie na cztery koła. A ta mina Dymitra gdy na luzie włączyłam się do rozmowy, bezcenna. Od początku naszej znajomości, dampir wprowadzał nasze grono w swoją kolekcję. Tylko Lissa nie była tym na tyle zainteresowana. A ja wiedziałam wszystko o wszystkich samochodach jakie miał i chciał mieć.
Dzieci nie mogły nacieszyć się wujkiem, ale z pomocą przyszła mi Karolina, która wszystkie zabrała "gdzieś tam".
- Roza jak mogłaś mi uciec z samego rana?- Bielikow wtulił się w zagłębie mojej szyi.
- Chcę, żeby ten dzień był dla ciebie idealny.
- I będzie. Byle tylko była ze mną.- Szepnął, przygryzając płatek mojego ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcze, jednak jeśli chcę, aby niespodzianka się udała, muszę uspokoić moje szalejące hormony.
- Nie ma mowy towarzyszu. Takie przyjemności zostawimy sobie na wieczór. Teraz mamy godzinę na wyszykowanie się. No już, nie ma na co czekać. Popchnęłam go do łazienki, klepiąc w tyłek.
- Kiedyś ci oddam za te klapsy skarbie, więc uważaj.- odkrzyknął mi zza drzwi.
- Nie boję się ciebie.
- A powinnaś. Może skusi się pani na wspólny prysznic.- wyszedł obwiązany jedynie ręcznikiem. Bardzo apetyczny widok, nie powiem.- Tak będzie szybciej.
- Czy ja wiem, czy taki prysznic będzie krótszy.- droczyłam się z nim.
- Roza chyba nie odmówisz solenizantowi.
- Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale przez najbliższe kilka miesięcy będzie nas dzielić osiem lat różnicy. To chyba nie jest właściwe kowboju.
Nim się obejrzałam, stał tuż obok mnie, a następnie zostałam przerzucona przez jego ramię. Szarpałam się i byłam go w plecy, ale zbyt wiele mu to nie za szkodziło. Za to ja wzdrygnęłam się i pisnęłam, gdy uderzył mnie lekko w pupę.
- Mówiłem, że oddam.- czułam, że nie przestaje się uśmiechać.
W końcu postawił mnie na podłodze i zanim wykonałam jakikolwiek ruch, wbił się w moje wargi.
Zdjął całe moje ubranie i wprowadził pod prysznic. Mimo wszystko mycie nie zajęło nam długi. Oczywiście nie mogło się obyć bez małego sexu. Oboje byliśmy za bardzo podnieceni. Poprosiłam, aby zrobił to szybko i mocno. Rzecz jasna, pamiętając o moim stanie.
Wyszykowaliśmy się na czas. Dymitr ubrał czarne, materiałowe spodnie i białą koszulę, którą rozpiął u góry. Mimo tego, że przez chwilą mieliśmy bardzo ostry stosunek, ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem na niego. Po jego minie wnioskowałam, że myśli o tym samym. Miałam na sobie granatową sukienkę z dekoltem wyciętym w serce i obwiązaną w pasie wstążką(↓). Do tego włosy spięte w jego ulubiony sposób. Mimo wszystko mój mąż ograniczył się do pocałowania mnie delikatnie w usta, a następnie w czoło. Zanim wyszliśmy z mieszkania splótł nasze dłonie. Razem ruszyliśmy do garażu. Po kilkunastu minutach kłótni dał mi prowadzić. Rany! Tak dawno nie siedziałam za kółkiem. Uwielbiam to uczucie niezależności i wolności. Tym razem starałam się jechać ostrożnie. Kilka razy może nieznacznie przekroczyłam prędkość, ale to naprawdę mało. Pod restauracją byliśmy przed czasem. Była ona całodobowa, ponieważ prowadziła ją rodzina morojów. Weszliśmy do środki i podeszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry. Mieliśmy tu rezerwację na godzinę drugą.- powiedziałam z uśmiechem.
- Państwa godność?- spytała uprzejmie kobieta w wieku na oko czterdzieści lat. Blond włosy miała związane w równego kucyka. Jak każdy pracownik lokalu ubrana była w biało niebieski uniform z logiem firmy sponsora. Tylko nie podoba mi się, że uśmiecha się głównie do MOJEGO męża. I to jak się uśmiecha. Jakby płacili jej za szerokość uśmiechu. Wlepiała w niego wzrok, jak drapieżnik w swoją wymarzoną ofiarę. Ale nie pozwoliłam sobie zepsuć humoru.
- Bielikow.- odpowiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem.
Dymitr popatrzył na mnie zdziwiony, a później chyba dumny. 
- Widzę, że przyzwyczajasz się do nowego nazwiska. - objął mnie od tyłu i cmoknął mój policzek, podczas gdy pani "plastik" szukała rezerwacji.
Co jakiś czas spoglądała na nas. Wtedy posyłałam jej triumfalny uśmiech.
- Powinnam jako twoja żona.
- Jak to pięknie brzmi Roza Bielikow.- powiedział jakby delektował się tymi dwoma słowami.
Po chwili ta sztuczna suka znalazła naszą rezerwację i pokierowała nas do stolika. Przy tym "niechcący" obtarła się o mojego ukochanego. Gdyby spojrzenie mogło zabić, już by leżała martwa. Ale nie tyle pod moim, co Dymitra. Kelnerka skuliła się pod wpływem wzroku Rosjanina i szybko odeszła.
- Trzy miejsca?!-mój mąż odsunął jedno krzesło i pokazał gestem abym usiadła.
- Tak. Czekamy na niespodziankę dla ciebie, za wtedy.- usiadłam. Ukochany zrobił to samo na jednym z pozostałych siedzeń.
Przyszedł kelner z menu. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy. Po chwili wróciła recepcjonistka z naszym gościem. Podnieśliśmy się.
- Dzień dobry. Ja jestem Rose Hathaway-Bielikow, a to mój mąż Dymitr Bielikow.- przedstawiłam nas, gdy ta typiara sobie poszła. Podałam mężczyźnie rękę, którą on ucałował.
- Witam. Jestem Luis L'Amour.
___________________________________________________________

wtorek, 28 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 174

Rano, bardzo wcześnie wymknęłam się mężowi z łóżka. Dzisiaj ma urodziny. Zrobiłam nam śniadanie i zostawiłam Dymitrowi z kartką, że wyszłam coś załatwić, żeby się nie martwił i kazała poczekać w pokoju. Wyszłam cicho, zamykając drzwi. Oczywiście wcześniej zrobiłam całą poranną toaletę.
Poszłam do naszej ulubionej kawiarenki, gdzie umówiłam się z Lissą na spotkanie. Zamówiłam dwa kubki gorącej czekolady. Robią tutaj chyba najlepszą na Dworze. Po zapłaceniu usiadłam przy stoliku w kącie. Po chwili przyszła królowa.
- Hej Rose.
- Hej. Wszystko gotowe?
- Oczywiście. Sala udekorowana, tort wygląda pięknie. Gdybyś tylko go widziała. Przysmaki, wszystko jest. Nawet alkohol z samej Rosji.
- Mało ci po moim panieńskim.- zaśmiałam się.
- Jeszcze nigdy się tak nie upiłam. Staczam się przez ciebie.- zawtórowała mi.
- No dobra, wracamy do imprezy. Małe grono gości?
- Rodzina, przyjaciele, strażnicy z Akademii.- wyliczyła.
- Naprawdę?!- najbardziej zaciekawiła mnie ostatnia grupa.- Ciekawe będzie spotkanie z nimi po skończeniu szkoły.
- No.- obie westchnęłyśmy melancholijnie.
Mam nadzieję, że niespodzianka mu się spodoba. Planuję ją już od dawna. A sprzyja mi to, że urodził się w drugi dzień świąt. Nie trzeba całej rodziny ściągać, skoro już są. Kończy dwadzieścia sześć lat. Przez następne kilka miesięcy będzie starszy ode mnie o osiem lat. Taki męski i dojrzały, a ma za żonę jakąś szaloną nastolatkę. Wiem, że patrząc z perspektywy moich doświadczeń, różnię się od ludzkich dziewczyn w moim wieku, ale ob jest i tak bardziej doświadczony. Ciągle się czegoś od niego uczę. Choć nie zostaję mu dłużne. On uczy mnie życia w zgodzie ze sobą, a ja uczę go życia w zgodzie z innymi. Niby podobne, jednak...
- Halo! Ziemia do Rose.- przyjaciółka machała mi dłonią przed twarzą.
- Przepraszam, zamyślił
am się. Coś mówiłaś?-uśmiechnęłam się do niej.
- Pytałam, czy fajerwerki mają być po przemowie, czy w dowolnej chwili wieczoru.
- Mogą być w dowolnej, tylko najlepiej gdy wszyscy będą w jako takim stanie.
- Ok. A kiedy wyjdziemy do ogrodów?- pytała dalej.
- Po zakładaniu życzeń, aż do pokazu fajerwerków. Później pokaż na górnym piętrze i powrót do sali. Tam podadzą tort i jedzenie. A i trzeba coś zorganizować dla dzieci.
- Tym zajęli się Jill z Eddym.
- A właśnie, co łączy tą dwójkę?- pochyliłam się bliżej przyjaciółki.
- Nie wiem dokładnie. Oboje zastrzegają, że to tylko przyjaźń, ale nie jestem przekonana. On bardzo się o nią troszczy. Po tym zamachu prawie nie odstępuje jej na krok.
- Jakim zamachu?!- zamurowało mnie.
- To ty nie wiesz?! Gdy byliście na miesiącu miodowym, moi przeciwnicy zorganizowali zamach na księżniczkę, jako jedyną osobą trzymająca mnie przy władzy. Gdyby nie Adrian, nie przeżyła by tego. Teraz jest połączona z nim pocałunkiem cienia.
- I czemu nikt mi o tym nie powiedział?!- spytałam oburzona.
- Mnie się nie pytaj. Nie ingeruję w przepływ informacji między strażnikami.
- Pierwszą głową jaka poleci będzie Hansa, że mi nie powiedział, a drugą Dymitra, tylko dzięki temu, że dziś ma urodziny. Już ja im pokażę. A jakby coś ci się stało? Jako twoja główna strażniczka powinnam o tym wiedzieć.
Jeszcze chwilę pogadam z Lissą, nadrabiając zaległości. Jednak młoda królowa musiała wracać do obowiązków, skoro chce pojawić się ba przyjęciu.
Następnie udałam się do kwatery strażników. Bez płukania wpadłam do gabinetu Hansa. Nawet nie spojrzał na mnie znad papierów.
- Kogo tu znów nies... Och, Rose to ty. Coś się stało?- spytał gdy w końcu podniósł głowę.
- A uwierz mi, że tak. Jak to się stało, że jako główna strażniczka królowej, nie zostałam powiadomiona o zamachu na Jill?!- podniosłam głos.
- Uspokój się. Byliście wtedy na urlopie, a późnej strażnikiem królowej został Bielikow.
- Ale ja dalej jestem jej strażniczką i powinnam o tym wiedzieć. Więc się pytam, czemu nie wiedziałam?
- No...bo...yyy...- lekko się zmieszał.- Dymitr prosił, żeby nie informować cię, żebyś się nie denerwowała. Więc się męża pytaj. To on powinien ci powiedzieć. Pewnie uznał, że nie zagraża to bezpieczeństwu królowej i nie ma potrzeby mówienia ci o tym. I nie denerwuj się, bo dzieciom zaszkodzisz.
- Nie ma potrzeby?! Jak to nie ma?! A jak w takim razie mam ufać pilnującym mojej przyjaciółki, jeśli o takich rzeczach mi nie mówią?! Może macie jeszcze jakieś tajemnice?!- byłam już na prawdę wkurzona. Oj pogadam sobie z Dymitrem, oj pogadam. Ale to jutro.
- Rose my chcemy dla ciebie dobrze. A teraz usiądź, napij się wody i dokończmy sprawy na dzisiaj.
Westchnęłam, ale wykonałam polecenie, bo co innego mi zostało. Już spokojniejsza uzupełniłam kilka dokumentów i wszystko było gotowe.
- W takim razie, teraz zostało wszystko wysłać, a jak będzie odpowiedź, to dam znać.- strażnik uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki. Czas jest dla mnie bardzo ważny.- też się uśmiechnęłam. Ale po chwili pogroziłam palcem.- To nie znaczy, że ci opuściłam. Teraz idę, bo Dymitr pewnie czeka na mnie od dwóch godzin znając życie. Wrócimy jeszcze do tej rozmowy.- wyszłam z uniesioną głową, trzaskając drzwiami. W drodze do naszego mieszkania wykonałam jeszcze dwa telefony. Do restauracji, potwierdzić dzisiejszą rezerwację i do niespodzianki dla męża. Ale się ucieszy. Jednocześnie to nagroda za ubranie mnie te kilka miesięcy wstecz. Już spokojna i uśmiechnięta weszłam do pokoju dla dzieci.
- Hej, dzieciaki, wstawać. Trzeba zrobić niespodziankę wujkowi Dimce.- zawołałam do nich. Od razu się na mnie rzuciły.
- Ciocia Rose!- wolała zadowolona trójeczka.
- Rose chodźmy już. No dalej.- ciągnęła mnie Lili.
- No dobrze, już dobrze.- wzięłam Łukę na ręce i przytuliłam do siebie.- Co tam mały.
- Nalysowałem wuji samochodźik.- pochwalił się, pokazując kartkę z rysunkiem.
- Bardzo ładne. Wujkowi na pewno się spodoba. Reszta ma swoje prezenty.
- Tak!- odpowiedział mi zgodny krzyk.
Tak więc ruszyliśmy do naszego dawnego mieszkania.
_______________________________________________________
I to zbliżają się urodziny naszego ulubionego strażnika. Kto się cieszy? Bo ja bardzo. A będziecie cieszyć się jeszcze bardziej, bo tak jak mówiłam zrobiłam podliczenie i w czasie wakacji przez 12 dni będą po dwa rozdziały. Muszę nadrobić zaległości. Oczywiście policzyłam razem z feriami, w których czasie były po dwa. Tak więc powinno być 187 rozdziałów do dzisiaj. 💖💖💖💖

poniedziałek, 27 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 173

Otworzyliśmy drzwi i zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu. Nic się nie zmienił od czasu, gdy widziałam go po raz ostatni. Widać, że Lissa o niego dbała. Kurze powycierane, kwiatki podane ładnie rosły. Meble nie ruszone. Tylko pusto było bez tych pierdółek i zdjęć na półkach i szafkach. Podstawowe rzeczy do higieny musieli przynieść służący. Lodówka też była pełna. Gdy wychodziłam z kuchni usłyszałam z sypialni cichy chichot mężczyzny mojego życia. Weszłam do pomieszczenia obok, chcąc się dowiedzieć, jaka jest przyczyna jego dobrego humoru. Stał przy regale za westerny. Wiedziałam na co patrzy.
- Wciąż pasuje jak ulał.- zaśmiałam się, wygładzając jego prochowiec, wiszący na haczyku.
- To prawda Roza.- objął mnie ramieniem i wpatrywaliśmy się ten widok, jak w jakieś zdjęcie.- No chyba czas spać kochanie.
- Tak.- uśmiechnęłam się.- Ty kąpiesz się pierwszy.
- Dobrze skarbie.- cmoknął mnie w skroń, po czym zniknął za drzwiami łazienki.
Jeszcze chwilę wszystko oglądałam i położyłam się na łóżko. Po kilku minutach z pokoju obok wyszedł mój mąż w samym ręczniku. Z włosów skapywała mu woda prosto na umięśnioną klatę. To dodawało mu seksapilu. Ten widok bardzo mnie podniecił. Nagle znalazł się przy mnie, a następnie na mnie. Moje serce zabiło szybciej.
- Roza, jak dalej będziesz tak pożerała mnie wzrokiem, możesz już dzisiaj nie dojść do łazienki.- szepnął mi zmysłowo do ucha, ze swoim cudownym akcentem, przygryzając jego płatek . Wiedział jak bardzo to na mnie działa.
- Bardzo kusząca propozycja, jednak pozwoli pan, że zanim zdecyduję się na tą nie przyzwoitość, pójdę nas odświeżyć.- wiedziałam, że użycie liczby mnogiej zmieni tor jego myślenia.
Nie myliłam się. Przewrócił się na drugą połowę łóżka, a jego dłoń powędrowała na mój brzuch.
- Tatuś bardzo was kocha i nie może doczekać się, kiedy was zobaczy. Jednak musi być cierpliwy. Ale mam jeszcze waszą mamusię i ma razie mi wystarczy.- zaśmiał się, przenosząc wzrok z brzucha na mnie.
Szturchnęłam go w ramię, udając obrażoną.
- Na razie?! To na nią też sobie poczekasz.- podniosłam się z pościeli i ruszyłam w kierunku łazienki. Zatrzymałam się przy otwartych drzwiach.- I pamiętaj, kotku. Ze mną się nie zadziera.- po czym weszłam do pomieszczenia.
Usłyszałam jeszcze z drugiego pokoju:
- Przynajmniej mogę cię udobruchać. Aż będziesz błagać o litość.
- Ani mi się śni.- okrzyknęłam. Ja nie potrzebuję litości i o nią nie proszę.
Postanowiłam wziąć kąpiel w wannie, aby jeszcze bardziej go poręczyć. W wannie spędziłam z pół godziny, póki nie wystygła woda. Po drodze do łazienki wzięłam bieliznę, która była w szafie. Ubrałam ją i zakryłam ją ręcznikiem, tak żeby Dymitr nie wiedział, że ją mam. Na szczęście stanik nie miał ramiączek, co ułatwiło mi zadanie. Po cichu wyszłam z pomieszczenia. Ukochany tego nawet nie zauważył, pochłonięty lekturą. Nie wiedziałam, że wziął ze sobą jeden ze swoich westernów. Zgasiłam światło i podeszłam do męża. Dopiero teraz zwrócił na mnie uwagę. Jak w transie odłożył książkę i na czworakach zbliżył się do mnie. Wprost rozbierał mnie wygłodniałym wzrokiem. Nachyliłam się w jego stronę, a on złączył nasze usta w bardzo namiętnym pocałunku. W między czasie zdarł ze mnie ręcznik.
- Rozzzza- wymruczał, gdy zobaczył co mam na sobie.
Oczy strażnika pociemniały z pożądania, a mój oddech przyspieszył. Mąż pociągnął mnie na łóżko, po czym zawisł nad moim półnagim ciele. Patrzył prosto w moje oczy. Pełne pożądania i pragnienia jego bliskości. Chcąc się jednak ze mną podroczyć, wolno jeździł po mojej skórze, rozpalając mnie. Ustami delikatnie muskał moje wargi. Niby mimochodem musnął dolną, prosząc o dostęp, który natychmiast mu dałam. Jęknęłam, gdy nasze języki zaczęły walkę o dominację. Poczułam, że Dymitr się uśmiechnął. Rozpuściłam mu włosy i zaczęłam się nimi bawić. Mój ukochany zrobił to samo z moimi. Drugą dłonią jeździł po moich plecach, po czym zdjął mi stanik. Zajął się moimi piersiami. Ugniatał je, drażnił sutki, nie zaprzestając pocałunków. Coraz częściej jęczałam i mocniej ciągnęłam go za włosy. On też co chwila wydawał gardłowy jęk, co wzmożyło moje pożądanie. Byłam podnieca do granic możliwości. Strażnik dłońmi badał mój brzuch, jakby czekał na kolejne kopnięcie. Ustami od pewnego czasu pięści mi szyję. Wszystko działo się tak szybko, że nie nadążałam za jego ruchami, a jednocześnie tak niesamowicie wolno. Chciałam już poczuć go w sobie, ale wiem, że na to muszę cierpliwie poczekać. Chcąc nie myśleć jak bardzo go pragnę, skupiłam się na doznaniach chwili. Zwinne palce mężczyzny błądziły blisko gumki od moich majtek, działających bardzo na wyobraźnię. Mimo tego, nie spieszył się z pozbyciem mnie ich. Ja za to szaleją i wijąc się pod jego ciałem, ściągnęłam mu ręcznik. On wydawał się tego nie zauważyć, pochłonięty swoim zajęciem. Wygięłam się w łuk, jęczy i dopiero wtedy Bielikow postanowił mnie rozebrać do końca. Pocałunkami zszedł z moich piersi na brzuch, zahaczając kciuki o gumkę. Wraz z posuwaniem się jego warg niżej, zsunął moją bieliznę. Ponownie wygięłam się w łuk, gdy zaczął szybko poruszać językiem we mnie, a palcem masować moją łechtaczkę. Było mi tak dobrze.
- Dymitr...- wysapałam, gdy byłam naprawdę blisko.
Wtedy wrócił wargami do moich ust i pocałował namiętnie. Czułam swój smak i zapach. Nagle poczułam, jak we mnie wszedł. Pisałam z zaskoczenia. Poruszał się we mnie wolno i ostrożnie. Jednak ja byłam zbyt podniecona. Przygryzłam lekko jego dolną wargę, chcąc aby przyspieszył. Zrozumiał mnie i wykonał moją prośbę, wciąż uważając na dzieci. Po kilku minutach oboje doszliśmy, wołając swoje imiona. Opadłam bez sił na pościel, a mój mąż zrobił to samo obok, po czym zamknął mnie w swoich ramionach. Oddychaliśmy ciężko. Cała drżałam jeszcze z powodu niedawnego spełnienia. Czułam się kochana i bezpieczna w objęciach ukochanego. A świadomość, że mogę mieć go na zawsze, pozwala mi spokojne spać w nocy. Już dawno nie miałam żadnego koszmaru. I tym razem nie miałam problemu z zaśnięciem. Przy nim wszystko jest łatwe. Ostatnie co usłyszałam to jego wyznanie miłosne skierowane do mnie.
- Kocham Cię Roza. Zawsze bądź przy mnie.
Ostatkiem sił, mruknęłam coś, co miało brzmieć jak : "zawsze będę", ale wyszedł niezrozumiały bełkot i moje powieki opadły na dobre.
_____________________________________________________________
Jestem rozczarowana. Ostatni rozdział miał tylko trzy komentarze. A ja tak lubię je czytać. Nie chciałam tego robić, ale chyba nie mam wyboru. Przez wakacje sprawdzę i nadrobię tak, żeby wyszło rozdział dziennie w czasie roku szkolnego. Reszta rozdziałów będzie pojawiać się jeśli będzie przynajmniej 5 komentarzy. Kocham was i liczę, że mnie nie zawiedziecie. 💖

sobota, 25 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 172

Bardzo cieszyłam się z perspektywy spędzenia świąt w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół. Na prywatnym drugim śniadaniu na dworze byliśmy my wszyscy, którzy teraz mieszkamy pod jednym dachem, Mason z Mią, oczywiście gospodarze, Jill, która razem z Sonią Karp szybko zaopiekowały się dziećmi, Michaił, Eddy oraz Iwaszkow razem ze swoją lepszą połówką.
- No Hathaway.- Mason objął mnie ramieniem.- może tym razem święta będą udane i nikt nie zginie.
- No pewnie, pod warunkiem, że zabierzesz tą rękę.- straciłam dłoń przyjaciela z ramienia.- Dymitr ma do ciebie pewne zaufanie, ale od czasu Wincentego jest strasznie zazdrosny.
- Jasne pani Bielikow.- podniósł ręce w obronnym geście.- O wilku mowa.
Chciałam się odwrócić, ale nagle poczułam na talii silne dłonie, a na szyi ciepłe usta.
- Witaj skarbie.- mruknął mi do ucha mąż.- Hej Mason.-wymienili ze sobą przyjacielskie uściski dłoni, po czym ukochany na nowo zamknął mnie w swoim uścisku, kładąc głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Gdzie byłeś towarzyszu?- spytałam.
- To ja pójdę poszukać swojej miłości. Miło się rozmawiało. Dobrej zabawy.- mój przyjaciel zaczął się oddalać
- Tylko nie zabłądź w czyichś ramionach.- krzyknęłam za nim.
- Na przykład w twoich?- spytał, puścił mi oczko i zaczął rozmawiać z Eddym. 
- Głupek.- zaśmiałam się.- To gdzie byłeś?- odwróciłam się w stronę Bielikowa i oparłam dłonie na jego torsie.
- Czy muszę ci się ze wszystkiego spowiadać?- spytał rozbawiony.
- A masz przede mną jakieś tajemnice.
- Nic co by zagrażało naszej miłości.
- To bardzo nie jasna odpowiedz.- zauważyłam.- Jednak coś ukrywasz.
- Tylko i jedynie dla twojego dobra.- patrzył na mnie z troską i miłością. I jak tu się na niego gniewać?
- No dobrze.- westchnęłam.- Niech Ci będzie.
- Może jako przeprosiny, da się pani zaprosić do tańca.- ukłonił się, wystawiając rękę.
Podałam mu swoją dłoń i już po chwili kręciliśmy się na parkiecie, wśród innych par. Dymitr jest dobrym tancerzem. Wygląda na to, że aż za dobrym. Skończyła się piosenka, a my zostaliśmy sami na środku, ponieważ cała reszta nas podziwiała. Na dodatek, gdy spojrzałam nad siebie, zauważyłam jemiołę. Mi to nie sprawiało problemu, ale mój mężczyzna... to inna sytuacja. Wszyscy patrzyli na nas, ale ja tylko widziałam czekoladowe tęczówki. Strażnik podniósł głowę, a gdy na nowo zwrócił wzrok na mnie, na jego ustach pojawił się kuszący, cwany uśmieszek. Czyżby naprawdę zamierzał to zrobić?! Pocałować mnie ns oczach naszych przyjaciół?! Najwidoczniej tak. Pochylił się w stronę moich ust. Zawisł milimetr przed nimi i spojrzał mi głęboko w oczy. Następnie oboje je przymrużyliśmy, a nasze wargi się spotkały. Cały świat przestał istnieć. Głosy, wiwaty i gwiazdy dochodziły do mnie z daleka. Myślałam, że tylko muśnie delikatnie moje wargi. Jednak z czasem pocałunki stały się mocniejsze, bardziej natarczywe. Nie zwracał już uwagi, czy ktoś nas obserwuje. Liczyła się tylko nasza chwila bliskości, która trwała całą wieczność. Gdy w końcu się od siebie odkleiliśmy, jęknęłam nie zadowolona. Ale i tak na dużo sobie pozwolił.
- Inni powinni brać z was przykład.- zaśmiał się Mason, podchodząc do nas z jakimś pakunkiem.- A to dla was ode mnie i mojej żony.
- Och Mass. Nie było trzeba 
Wzięliśmy prezent i ostrożnie rozwinęliśmy. W środku był atlas biologiczny. Zawsze marzyłam o studiowaniu tego kierunku. Ale z wiadomych powodów, szkoła musi poczekać. Przytuliłam przyjaciela, a Dymitr tylko podziękował, tuląc mnie od tyłu i kładąc dłonie na moim okrągłym brzuszku. Nagle poczułam...
- Kopie!- krzyknęłam zszokowana, zwracając na siebie uwagę innych.
Wszyscy od razu zebrali się wokół nas.
- Ja nic nie czułem Roza- zdziwił się mój mąż. 
- To normalne.- goście spojrzeli na Sydney.- Gdy moja mama była w ciąży, też tak było. Z czasem kopnięcia staną się mocniejsze i inne osoby będą mogły je poczuć. Ale na razie to przyjemność tylko dla matki.
Dymitr ucieszył się tak bardzo, że chwycił mnie w ramiona i okręcił się ze mną wokół własnej osi.
Alchemiczka przytuliła mnie, a towarzyszący jej moroj uścisnął strażnikowi dłoń. Nie powiem, że się lubili, ale zaczęli tolerować. Mimo, że Adrian twierdzi, że całkowicie oddał serce Sydney, Bielikow wciąż podchodzi do niego z rezerwą.
Po tym jak wszyscy złożyli nam gratulacje i tak dalej, zaczęło się wymienianie prezentami. Dla każdego coś mieliśmy. Od Lissy dostałam okrągłe kolczyki z herbem jej rodziny. Od Soni i Michaiła dostaliśmy wazony na kwiaty. Były bardzo piękne. Blado różowe z niebieskimi kwiatkami. Sydney i Iwaszkow dali nam ubranka dla niemowląt. Lili w większości dostawała zabawki i pluszaki. Ale Mason lubi być oryginalny i dał jej sztuczny sztylet. Mała bardzo się ucieszyła.
- Ha jednak nie miałem racji.- znikąd pojawił się nasz ojciec.- Nie tylko Rose cieszy broń w prezencie.
- Gdybyś musiał tyle czekać na pierwszą lekcję, na której w końcu mogłam choć dotknąć sztyletu, też byś się cieszył z każdej takiej okazji.
Oczywiście nie tylko to sprawiło mi taką radość. Wiadomo, że Dymitr musiał się namęczyć, aby go zdobić. Takich nie robią masowo. On jest jeden jedyny, wyjątkowy.
Kiedy byliśmy już zmęczeni balowaniem, Lissa i Christian zaprowadzili nas do pokoju z kominkiem. Dzieci poszły spać do komnaty, którą wskazała im królowa. Po wielu namowach wszyscy zgodzili się zostać na Dworze na noc. Bielikówny postanowiły też już się położyć, a Iwaszkow z alchemiczką poszli do swojego domu.
W niewielkim gronie, z ciepłymi napojami usiedliśmy przy ogniu i wspominaliśmy.
- A pamiętacie, jak Rose upiła się przy ognisku?- zapytał ze śmiechem Eddy.
- Którym?- spytałam, bo trochę ich było.
- Mówisz tak, jakbyś cokolwiek pamiętała.- zaśmiał się Mason, a reszta mu zawtórowała.
- Ale trzeba przyznać, że ma mocną głowę.- zauważyła Lissa.
- Wyszła za Rosjanina, więc musi- zakpił Christian.
- To trzeba przyznać. Dymitr może dużo wypić.-poklepałam ukochanego po dłoniach, którymi mnie obejmował. Leżałam pomiędzy jego nogami, oparta plecami o tors męża.
- Ale chyba nigdy nie widziałam Dymitr upitego.- Lissa zmarszczyła brwi.- Nawet na waszym weselu.
- A ja widziałem.- przypomniał sobie Eddy.- Po naszej akcji w Nowosybirsku, Bielikowie urządzili ognisko. To jedyny raz, gdy mogłem zobaczyć go pijanego.- we dwoje zaczęliśmy się śmiać z tamtej nocy.
Później w skrócie opowiedziałam zachowanie męża. Po kilku godzinach wspominania, uznaliśmy że czas się zbierać. Na szczęście mieliśmy jeszcze klucze do naszego starego domu.

środa, 22 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 171

- Ciocia Rose, ciocia Rose.
Poczułam jakiś ciężar na klatce piersiowej.
Otworzyłam czujnie oczy, ale uspokoiłam się, patrząc w błękitne tęczówki.
- Ciociu, a w noćy był gwiazdol. Wsyscy dostali plezenty.- chłopiec był bardzo szczęśliwy.
- Właśnie wujek, wstawaj.- usłyszałam z boku.
Na moim mężu siedziała Zoja.- Wstań, bo jak nie, to Ciocia Rose cię zrzuci.
Dymitr jednak dalej leżał. Nagle wykonał taki ruch, że dwoje dzieci leżało pod nim, na jego połowie. Zrobił to bardzo szybko. Zanim maluchy zrozumiały co się dzieje, zaczął je łaskotać. Cieszyłam się, że po naszej nocnej zabawie, pomyśleliśmy o ubraniu się.
- Dzieci!- zza drzwi wychyliła się Sonia- Idźcie na dół do Lili i Pawki i poszukajcie prezentów dla cioci i wujka.
I już ich nie było. Szybko przegraliśmy się i wykonaliśmy poranną toaletę, po czym zeszliśmy na dół. Wszystkie dzieciaki szukały prezentów, a Lili i Pawka, jako jedyne umiejące czytać, rozdawali je odpowiednim osobą. Dymitr wymyślił, że będą miały więcej zabawy, jeśli pochowamy podarki w całym domu, a przy każdym będzie wskazówka do następnego. On to ma głowę. Maluchy biegły po całym domu. Reszta w tym czasie czekała na śniadanie w jadalni. Widać, że każdy dopiero co wstał. O dziwo nie widziałam nigdzie Oleny. Przecież ona zawsze była pierwsza na nogach.
- Mamo!- mój mąż wleciał do kuchni. Dopiero teraz zauważyłam, że to tam jest kobieta.- Co ty wyprawiasz?! Przecież jesteś gościem. Nie możesz gotować. Po to wyjechałaś, żeby odpocząć.
- Oj już tak nie dramatyzuj.- westchnęła kobieta, ignorując syna.
On jednak nie ustąpił i po krótkiej wymianie zdań Olena usiadła nadąsana. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Po chwili na twarzy dampirzycy pojawił się uśmiech. Pomyślałam, że pomogę mojemu ukochanemu. Gdy weszłam do kuchni, Dymitr kazał mi wracać do stołu. Z następnej wymiany zdań to ja wyszłam zwycięsko. Kilka minut później na stole były wszystkie potrawy. Zawołaliśmy dzieci, które na moment pojawiły się w salonie.
- Ale mamo, prezenty.- zaprotestował Pawka.
- Prezenty nie uciekną,- zauważyła babcia chłopca.- a śniadanie trzeba zjeść.
- Jeszcze chwila.- Lili już chciała odejść, ale zatrzymały ją moje słowa.
- Są naleśniki.
Jak na zawołanie cała czwórka zajęła swoje miejsca. No Łuka został zaciągnięty przez Pawkę, bo on jeszcze pije z butelki, albo kaszki, więc taka potrawa nie robi na nim wrażenia. Chłopiec wyrwał się z kolan Soni.
- Ciocia! Chcie do ciocia!- wyciągnął w moim kierunku małe rączki.
Bardzo spodobał mi się ten pomysł. Też stęskniłam się za tym brzdącem. Po zapewnieniu siostry Dymitra i wielu próbach syna, mały trafił na moje kolana. Od razu przytulił się do mojego okrągłego brzucha, jak to miał w zwyczaju i zaczął bawić się moimi ciemnymi włosami. W tym czasie ja głaskałam jego główkę. Mimo tego, że jego jasne loki różniły się od brązowych włosów reszty Bielikowów, były identycznie miękkie i jedwabiste.
- Masz adoratora Roza.- zaśmiał się mój mąż.
Razem karmiliśmy siostrzeńca. Sami też zajadaliśmy się naszymi dziełami kulinarnymi.
Gdy na chwilę doniosłam głowę, napotkałam spojrzenie oczu mojej matki. Patrzyła z czułością, wzruszeniem, wymieszanym z żalem. Posłałam jej uśmiech.
- Możemy już otworzyć prezenty?- cała czwóreczka spojrzała na nas błagalnie, gdy siedzieliśmy wszyscy w salonie, popijając ciepłe napoje.
- Jasne.- uśmiechnął się mój mąż.
Dzieci jeszcze kilka minut szukały wszystkich ukrytych pakunków i kładły je na stoliku. Następnie zebrały się przy nim w kółeczku. Pawka i Lili czytali, a Zoja i Łuka rozdawali.
- Rose.- Lili podała torebkę blondynkowi.
- Dziękuję.- powiedziałam, odbierając prezent. Chłopiec uśmiechnął się do mnie promienie.
Zajrzałam do środka torebki. Wyciągnęłam z niej perfumy, złote kolczyki i sztylet. Przyjrzałam się zachwycona broni. Rękojeści kończyła się uformowana z wielką dokładnością różą. Na ostrzu był wygrawerowany napis "Mojej Rozie- Towarzysz". Był piękny. Usiadłam mojemu Mikołajowi na kolanach i pocałowałam go w policzek.
- Rose.- zaśmiał się mój ojciec.- Tylko ty mogłaś ucieszyć się ze sztyletu, jako prezentu.
- Lepiej staruszku pochwal się co ty dostałeś od Gwiazdora, czy kto tam jest u was w Turcji.
- U nas jest Mikołaj. A dostałem od niego...- zaczął odwijać papier.
Doskonale wiem co dostał. Zegarek, czerwony krawat w żółte groszki i kolejną chustę do kolekcji. Dzieci podały jeszcze dwa podarki. W sumie każdy dostał po trzy. Od nas, moich rodziców i rodziny Dymitra.
Wracając. Abe od swojej narzeczonej dostał jakąś biżuterię, o jakiej marzył od nie wiadomo kiedy, a od Bielikowów własnej roboty nalewkę. O tak. Rosyjski alkohol jest najlepszy. Ja jeszcze dostałam od rodziców ubranka dla dzieci, a od Rosjan cały zestaw matrioszek.
Moja mama od Abe'a dostała bransoletkę z znakami które dostają strażnicy i Nazarem(↓). Bardzo się ucieszyła. My podarowaliśmy jej fartuch do gotowania z napisem " Jestem kurą domową", na co wszyscy się śmiali. Ona też. A trzecim prezentem był obraz na ścianę. Każda z rodziny Bielikowa dostała kosmetyki, ramki na zdjęcia i takie różne ozdoby. Dymitr dostał od moich rodziców książkę kucharską, a od swojej rodziny Album na zdjęcia. Ja podarowałam mu kowbojski kapelusz, płytę z ulubionymi piosenkami i na samym dnie najnowszy, jeszcze nie wydany western z dedykacją od samego autora. Pewnie nikt nie uwierzy, ale Louis L'Amour jest morojem. Ludzie myślą, że nie żyje, ale tak na prawdę siedzi w jakimś domku w lesie i kontynuuje swoją twórczość dla naszego gatunku. Wiele mnie to kosztowało, bo książka została przetłumaczona na cerlicę, a później podpisana. Ale warto dla widoku uśmiechniętego męża. Ukochany gdy tylko otworzył pierwszą stronę i przeczytał odręczny podpis, spojrzał na mnie nie dowierzając, a następnie wziął na ręce i zaczął się kręcić ze mną w objęciach. Gdy w końcu się zatrzymał, objęłam do nogami w biodrach, a on zachłannie wbił się w moje wargi.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu Dymitr.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę.
Usiedliśmy na swoim miejscu jak gdyby nigdy nic, a reszta patrzyła na nas z uśmiechem. Nawet mój ojciec. Jakby był dumny. Tylko Łuka nic nie rozumiał.
- Ja tez chce samolocik jak ciocia.- poskarżył się. Dostaniesz,- obiecał strażnik.- ale może najpierw otwórzcie swoje prezenty.
Dzieci dostały zabawki. Mnóstwo zabawek. Do tego, Pawka od moich rodziców dostał teleskop, Lili od nas różowy rowerek, a Zoja od swojej rodziny nowe kredki.
- A to ode mnie.- moja siostra podeszła do nas i niepewnie podała nam torebkę. W środku była ramka z naszym zdjęciem. Byliśmy tam ja z mężem i dość dużym brzuszkiem oraz Lili. Jedliśmy watę cukrową w wesołym miasteczku. Oboje ją przytuliliśmy. To na pewno moje najlepsze święta w życiu.
______________________________________
Z dedykacją dla Mańki, która we mnie wierzy. Kocham Cię.
Wiem wczoraj nie było, ale miałam straszny brak weny. Musiałam wyleczyć ten rozdział i daję go dzisiaj wierząc, że jest dobry. Nie wiem kiedy następny, ale gdy do trwam do nowego roku, pójdzie jak spłatka. I zastanawiam się czy w przyszłym roku szkolnym nie dawać rozdziałów rzadziej. Tak dwa razy w tygodniu. Ale to zobaczę po wakacjach. 💖
Później może pojawić się więcej zdjęć.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 170

Po oświadczynach, para zawiadomiła o ciąży. Moroje przyjęli to dobrze, tylko kilka osób miało jakieś "ale". Jednak szybko zostali uspokojeni.
Obie z królową poszłyśmy poprawić makijaże.
- Widzisz?! Mówiłam, że nie ma się czym przejmować.
- Miałaś rację. Nie wiedziałam, że tak łatwo pójdzie. I patrz jaki piękny pierścionek kupił mi Christian.- moja przyjaciółka była cała w skowronkach. Ale co się dziwić. Sama nie zachowywałam się lepiej po oświadczynach Dymitra.
Popatrzyłam na swoją obrączkę, a później pierścionek, który wtedy od niego dostałam. Tak, wciąż go noszę.
- Dalej nie mogę uwierzyć, że nie jesteśmy już w akademii, a ja jestem żoną TEGO Dymitra Bielikowa. Nauczyciela, w którym zakochałam się do szaleństwa z wzajemnością, ale z którym wspólna przyszłość była niemożliwa. A teraz proszę.
- Też nie mogę w to wszystko uwierzyć. Christian mi się oświadczył przed całą arystokracją i wyższością świata morojów.
- Ale byłaby siara, gdybyś odmówiła.-zachichotałam.
- Nigdy bym mu tego nie zrobiła. Kocham go i wiesz, że czekałam na to od dawna. Jednak ta chwila wydaje się być idealna. Cieszę się, że to stało się teraz.
Tak samo myślę o moim pierwszym razie z Dymitrem. Marzyłam o tym od dawna, ale cieszę się, że nie stało się to przed wydarzeniami w warowni. To był idealna chwila
- Kiedy chciałabyś ślub?- zapytałam.
- Ee... jeszcze nie rozmawialiśmy o tym...- lekko się zmieszała.
- No jasne, że nie. Przecież przed kilkoma minutami ci się oświadczył. Dlatego pytam się, kiedy TY chciałabyś ślub?
- Mi by najlepiej pasowało w lipcu, po porodzie, ale też nie tak od razu. Żebyśmy mogli odpocząć i chrzciny wyprawić. Co o tym myślisz?- spojrzała na mnie.
- A co to, za mnie wychodzisz?- spytałam zdziwiona jej pytaniem.
- Ale chodziło mi o makijaż.- zamrugała zdezorientowana.
- A skoro tak, to świetnie.- powiedziałam i zaczęłam się śmiać, a królowa mi zawtórowała.- No ale wracamy do naszych mężczyzn, bo zaczną się martwić.
Tak też zrobiłyśmy. Christian od razu wziął swoją narzeczoną na kolana. Ta na początku się buntowała, ale on nie ustępował i tak została. Nikt nie miał im tego za złe. Byli szczęśliwie zakochani i świeżo po oświadczynach. Każdego cieszył ten widok. Już ustawiła się kolejka do składania gratulacji.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Przez jakąś godzinę tańczyłam z Dymitrem, póki nie uznał, że nie mogę się przemęczać. A nasze gołąbeczki podbijały parkiet. Moi rodzice też nieźle balowali. Coś czuję, że jutro Abe będzie potrzebował tej magicznej mikstury z Rosji. Dobrze, że mam tego cały słoiczek po dżemie. Po kilku godzinach zabawy, wszyscy zaczęli się zbierać. Goście żegnali gospodarzy i gratulowali dziecka i zaręczyn. Dymitr też chciał się zbierać, ale królowa poprosiła, abyśmy zaczekali. Tak też zrobiliśmy. Rodzicom kazała jechać z Lili do domu, bo było po drugiej morojskiej nocy. Dziewczynka spała na rękach Bielikowa. Oddał ją mojej mamie, a ta trochę spędzona, wzięła małą. Mam nadzieję, że instynkt macierzyński nie zaginął w niej całkowicie.
Gdy zostaliśmy we czwórkę, Lissa zaprowadziła nas do sali dla gości królowej. Usiedliśmy na sofie jak zawsze. Moja przyjaciółka wyjaśniła nam o co chodzi.
- Przepraszam, że tak późno, ale to bardzo ważne. Gdy tańczyliście podeszła do nas czarownica.- to fakt. Oboje je wtedy obserwowaliśmy.- Dostałam propozycję, aby zrobić dla nich kwaterę tutaj. Będą mogły nas bronić, pomagać alchemikom. Tworzyć iluzję i tak dalej. Odciążyło by to dampiry. Jednak nie jest to do końca to samo, więc strażacy dalej będą potrzebni. Do rzeczy. Po co wam o tym mówię? Chciałabym, żebyście sprawdzili te czarownice, które tu przyjadą. Zwracam się do was jako moich zaufanych strażników i przyjaciół. Z Masonem porozmawiam jutro jak przyjedzie, a z Eddym, jak wytrzeźwieje. To zgadzacie się.
- Ja tam nic przeciwko nie mam.- zgodziłam się ku ucieszy morojki.
- W to dobry pomysł. A kiedy to będzie?- dzień dobry oficjalny strażniku. Ale się od tego odzwyczaiłam.
- Najwcześniej po nowym roku.- odpowiedziała zadowolona Lissa.
- No dobrze. To wszystko?- spytałam chcąc już wracać.
- Jeszcze ostatnia sprawa. W sumie chciałam ją załatwić później, ale skoro już jesteście... Chcę, założyć dm dziecka dla dampirów w domu moich rodziców. W odpowiednim czasie podopieczni będą posłani do Akademii ma całym świecie. A pary dampirów będą mogły adoptować dzieci. Chcę żebyście raz w miesiącu, z innymi strażnikami tam przyjeżdżali i dawali rady, pomagali. Wiecie, takie różne rzeczy. No i jeden mały pokaz walki. Ty Rose oczywiście po porodzie.- ostrzegła od razu.
- Jak dla mnie, ty też się zbytnio przemęczasz.- naburmuszyłam się, na co królowa zachichotała.
- To jak? Zgadzacie się?- popatrzyła na mnie z nadzieją.
- Moją opinię znasz.- przypomniało mi się, jak odwiedziła mnie w śnie.
- To świetne rozwiązanie problemu wielu dampirów.- zgodził się mój mąż.
- To wspaniale. Dziękuję wam bardzo. Cieszę się, że was mam. Jesteście wspaniali. I Rose, dziękuję za dzisiaj.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele.- posłałam jej w powietrzu buziaka, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
- No dobra, to my będziemy się zbierać.- pożegnaliśmy się z parą.
W domu byliśmy trzy kwadranse później. Odwiózł nas Leo. Lubiłam go i miałam duże zaufanie. Umiał się pośmiać, ale jak trzeba, to zachowa zimną krew. Jest dobrym strażnikiem. Mimo, że między nami są trzy lata różnicy, dobrze się dogadujemy. Pożegnaliśmy się z dampirem i weszliśmy do domu. Wszędzie było cicho i pusto.
- Rozzzza.- ukochany objął mnie w pasie, a przy uchu poczułam jego ciepły oddech i przeszedł mnie dreszcz.- Może w końcu pomogę ci pozbyć się tej sukienki. Wiem, że tylko ci przeszkadza.
Odwróciłam się przodem do niego i zarzuciłam ręce mu na kark.
- Może później kochanie.- wyszeptałam seksownie.- Teraz mamy coś do zrobienia.
- Co?- patrzył na mnie zdziwiony.
- Skarbie, który jutro jest?
- 25 grudzień.
- I co będzie?- ciągnęłam.
- Śniadanie na Dworze?- spytał nie pewnie.
- Wcześniej.
- Śniadanie z rodziną.- rozmarzył się.
- Inaczej. Kto jako pierwszy budzi się w tym magicznym dniu i po co.
- Co dziwne dzieci, żeby... Oł!
- No właśnie oł! Wszyscy śpią, a prezenty same pod choinkę nie pójdą. Do roboty.- klepnęłam go w tyłek, na co zamruczał seksownie. Myślę, że i tak mi w nocy nie odpuści.

niedziela, 19 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 169

Dałabym wczoraj, ale jak zwykle nie zdążyłam. Czyli jak zwykle będzie drugi wieczorem. I następnym razem, gdy piszę 5 komentarzy, chodzi mi o komentarze różnych osób. Ale miło mieć taką fankę. Dzięki Oliwia💖. Życzę wszystkim miłego czytania. 
_____________________________________________________
Do sali, dumnym krokiem, weszła para królewska. Po mojej przyjaciółce nie było widać, że niedawno miała kryzys. Za nimi podążała Jill z... Eddym?! No widzę, że coś mnie ominęło. Jednak moją uwagę przykuła postać w rogu. Musiała przyjść niedawno, ponieważ wcześniej jej nie zauważyłam. Nie był to ani moroj, ani dampir. Bardziej człowiek, ale trudno mi uwierzyć, że lisa zaprosiła zwykła kobietę. Miała ciemną sukienkę, która łatwo wtapiała się w cień. Na jej szyi coś błysnęło. Dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że to może być czarownica. Zauważyłam że Bielikow również lustruje nową postać w kącie.
Lissa z Christianem zajęli miejsce obok nas. Jednak młoda królowa wstała i zaczęła swoją przemowę
- Dziękuję wszystkim za przybycie. W tym roku postanowiłam, że razem z nami świętują dampiry i alchemicy. Święta to niezwykły, magiczny czas, podczas którego wszyscy zapominamy o różnicach między nami. Nikt nie jest idealny. Każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę. Ale każdy ma w społeczeństwie jakaś ważną rolę. Wielu za nas, razem ze mną zawdzięcza strażnikom życie. Więc czemu mają być gorsi od nas. Alchemicy również nas chronią. Nasz świat, naszą tajemnicę. Ostatnio nastąpiło wiele radykalnych zmian. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, doradzali, a nawet krytykowali. Święta to nie tylko prezenty, jedzenie czy "Kevin sam w domu".- uśmiechnęła się, a po sali rozległ się grupowy chichot.- Ale święta to czas, który spędzamy wspólnie z rodziną i przyjaciółmi. Popatrzcie się na osoby, z których spędzanie ten czas. Mężów, chłopaków, rodziców, siostry braci, dzieci. Co byłoby, gdyby ich zabrakło? Wasze życie zmieniło by się. A teraz pomyślcie co czują ci, którzy są sami. Nie mają nikogo. W takiej sytuacji jest dużo dampirów. Służba rodzica nie pozwala mu zaznać radości ze świąt. Rok temu straciłam najlepszego przyjaciela, trzy lata temu na święta miałam tylko moją przyjaciółkę Rose Hathaway i gdyby nie ona, nie byłoby mnie tu z wami. Życzę każdemu aby miał tak wierną strażniczkę i przyjaciółkę. Życzę wam szczęścia, zdrowia, bo to w życiu jest najważniejsze. Możemy powiedzieć, że dobrze żyjemy, gdy jesteśmy szczęśliwi. Nie tylko z pracy, ale i prywatnie. Święta to czas kiedy jesteśmy razem i nie zmarnujmy go.- zakończyła, a wszyscy zaczęli bić brawa. Dostała prawdziwe owacje na stojąco. Królowa zajęła na nowo swoje miejsce.
- Świetnie ci poszło.- powiedziałam.
- Dzięki. Mam nadzieje, że drugie moje przemówienie spotka się z podobną reakcją.- westchnęła.
- Nie denerwuj się, bo to dziecku szkodzi.- upomniałam ją.- A co chodzi z alchemikami? Gdzie oni są?
- W sumie przyszła tylko jedna, jako osoba towarzysząca.- wskazała jedno z miejsc.
Nie mogłam uwierzyć. Siedziała tam Sydney, obok Iwaszkowa. Co chwilę zerkali na siebie, a gdy ich spojrzenia się krzyżowały, było widać w nich miłość. Jeśli ukrywają się ze swoimi uczuciami, to coś im nie wychodzi.
Na stole zaczęły pojawiać się potrawy znoszone przez służbę. Po sali rozległy się odgłosy rozmów i szukania sztućców o talerze. Jedzenia było dużo i bardzo mi smakowało. Mogłoby konkurować z potrawami mojego męża, ale i tak by przegrały. A naczynia też cieszyły oczy. Cała zastawa była z porcelany, srebra i kryształu. Tylko zestaw dla rodziny królewskiej był ze złota z ruinami, diamentami, szafirami i innymi klejnotami. W pomieszczeniu było jasno za sprawą wielkiego, kryształowego żyrandola. 
Po jakimś czasie zaczęli rozlewać alkohol. Jednak przy naszym stoliku popisali tylko Abe, Christian i Eddy. Dymitri Janine oficjalnie byli na służbie, ja i Lissa w ciąży, a Lili i Jill nieletnie. W sumie moja siostra już bawiła się i podbijała parkiet z koleżankami i kolegami poznanymi w kawiarni. Wtedy z Dymitrem daliśmy pokaż naszej miłości.
Królowa chciała na nowo zabrać głos, ale powstrzymałam ją. Powiedziałam, że ludzie lepiej to przyjmą na koniec, w lekkim stanie upojenia alkoholowego. Tak naprawdę wiedziałam, że lepiej to przyjmą po niespodziance jej chłopaka. Jednocześnie nie chciałam go po pędząć. To bardzo ważna decyzja. Przesłał mi wdzięczne spojrzenie, na co uśmiechnęłam się. Nasza niema rozmowa nie uszła uwadze Bielikowa.
- O co wam chodzi Roza?- zapytał się mnie szeptem.
- A nic. Zobaczysz. Od kiedy ty taki niecierpliwy?- zadrwiłam z cwanym uśmieszkiem. On tylko pokręcił zrezygnowany głową.
- Co Bielikow, już ci Rose daje w kość?- zaśmiał się Ozera.
- Uważaj żebym tobie nie dała.- odgryzłam się.
Nagle mój ojciec zaczął się śmiać. Popatrzyliśmy się na niego czekając na wyjaśnienia.
- Rose, wiesz jak to dwuznacznie zabrzmiało- jeszcze bardziej chichotał, a Christian się do niego dołączył.
- I ty przeciwko mnie Żmiju?!- niedowierzałam.
- Ale czemu od razu przeciwko?!- ciągnął Ozera ze złośliwym uśmieszkiem.- Skoro tego potrzebujesz... Tyle, że jest problem. Ja mam piękną dziewczynę, którą bardzo kocham, a teraz chce mnie zabić wzrokiem.- przytulił królowa i cmoknął w skroń.
- Czy wy chociaż przy świątecznym stole możecie się zachować normalnie?!- zezłościła się Lissa.
- Nie gniewaj się skarbie.- uspokajał ukochaną moroj.- Złość piękności szkodzi. - To tobie Lordzie Ozera- nałożyłam nacisk na tytuł.- trzeba Melisy kupić na uspokojenie.
Gdyby można było zabijać wzrokiem, to leżałabym już martwa. Ale że nie może, to jego mina wydała się tylko bardziej kosmiczna.
W końcu Christian wstał. W ślad za nimi podniosła się Lissa, ale on kazał jej usiąść. Zwrócił uwagę wszystkich, szukając łyżeczką w kieliszek.
- Eghem.. dobrze, chciałbym coś ogłosić. Wam goście, a przede wszystkim naszej pięknej królowej.- popatrzył morojce głęboko w oczy.- Znamy się ponad rok. Mieliśmy swoje wzloty i upadki. Na początku nasza znajomość była trudna. Świat stawał przeciwko naszej miłości. Ty, księżniczka, ja syn potępionych. Ale mimo wszystko jesteśmy tu razem. Przez wszystkie trudności przechodziliśmy ramię w ramię. Zawsze blisko. Wspierając nawzajem. Nawet gdy między nami ne układało się najlepiej, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Jesteś światełkiem świata, które wyciągnęło mnie z cienia. Oświeciłaś, pokazując dobrą stronę. Wiem, że nie jest ze mną łatwo, ale staram się. A miłość dodaje mi siły. I chcę aby twoja miłość dodawała mi siły do końca życia. Wasylisso Sabino Rheao Dragomir,- klęknął przed dziewczyną, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko.- czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i zostaniesz moją żoną?- otworzył pudełko z pięknym pierścionkiem.
Zobaczyłam stróżki łez na policzkach przyjaciółki. I tyle z makijażu. Ale szczęście mojej najlepszej przyjaciółki jest ważniejsze. Na całej sali była niezmącona cisza. Dało się czuć napięcie, w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Tak!- Lissa z krzykiem rzuciła się w objęcia ukochanego. Wszyscy zaczęli klaskać i wołać "Gorzko! Gorzko!", więc narzeczeni, nie mając większego wyboru, znaczyli usta w pocałunku. Owacje stały się większe, a gdzie nie gdzie przebiły się gwiazdy. Sama się popłakałam. Dymitr przyciągnął mnie do siebie i pocałował w skroń.
- To był ten wielki plan Roza?- spytał z uśmiechem.
- Dla szczęścia bliskiej osoby warto czasem zawrzeć rozejm z wrogiem, a nawet chłopakiem przyjaciółki.

piątek, 17 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 168

Przy wejściu gości witał Christian.
- Witaj Lordzie Ozera.- pierwsi weszli moi rodzice.
My zatrzymaliśmy się z nim pogadać, ponieważ za nami i tak nikt nie wchodził.
- Od kiedy to stoisz na bramce?- zadrwiłam z niego.
- Wiesz, osobiście chciałem sprawdzić czy nie przyjdzie jakaś fałszywa Rose Hathaway. Ale teraz mam pewność, że jesteś prawdziwa.
- Aż tak się za mną stęskniłeś?- zrobiłam dzióbek, udając smutek.
- Jak dla mnie mogłabyś w ogóle nie wracać, ale Lissa by tego nie wytrzymała. Bardzo za tobą tęskni.- westchnął.
Zrobiło mi się smutno. Sama też chciałabym, żeby między nami było jak kiedyś. Popatrzyłam na męża. Wiedział o co mi chodzi. Kiwnął głową ma zgodę.
- Gdzie ona jest?- spytałam moroja.
- W naszej komnacie. Przygotowuje się.
- Idź do niej. Będziemy czekać przy naszym stoliku.- Dymitr cmoknął mnie w czoło i poszłam.
Stanęłam przy jej drzwiach. Pilnowali jej dwaj strażnicy.
- Proszę pani, tam nie można wejść.- zatrzymał mnie jeden z nich.
- Sama jestem jej strażniczką Leo.- skrzyżowałam ręce na piersi.
Z każdym z ochroniarzy królowej znam się po imieniu. Muszę wiedzieć, kto pilnuje mojej przyjaciółki.
- Rose?! O matko. Nie poznałem cię. Proszę, wchodź.
Ha! Ludzie z którymi mam pracować mnie nie poznali. Brawo dziewczyny. Bez pukanie weszłam. Lissa siedziała smutna na łóżku.
- Co to za mina przyszła mamo?- uśmiechnęłam się do niej.
Podniosła się na mój głos i pobiegła, wtulając się we mnie. Miała na sobie zwiewną miętową sukienkę do ziemi na cienkich ramiączkach. Ciasno opinała się w biuście. Pod nim miała szarfę związaną z tyłu w kokardę. Reszta sukienki była rozszerzona i zakrywała jej brzuszek. To już trzeci miesiąc. Makijaż pewnie miała ładny i pracochłonny, ale teraz był rozmazany od jej płaczu.
- Spokojnie.- głaskałam ją po plecach.- Co się dzieje?
Podprowadziłam królową do łóżka i czekałam aż się uspokoi. Po chwili już nie płakała.
- Rose. Boję się.
- Czego? Ktoś ci grozi?- rozejrzałam się czujnie po pokoju.
- Nie.- zapewniła szybko.- Tylko z Christianem chcemy ogłosić, że spodziewamy się dziecka. Boję się ich reakcji.
Odetchnęłam z ulgą.
- Liss, popatrz na mnie.- morojka podniosła głowę.- To wasze szczęście i nikt nie może wam tego zepsuć. Nie ważne co mówią inni. Nie przejmujesz się tym, że będą mieć pretensje o dampirów, a boisz się swojego stanu. Przecież to normalna kolej rzeczy. My jesteśmy czymś nowym. A ciąża u królowej? Jak mogą zareagować?- pocieszałam ją.
- Mogą myśleć, że nie dam rady.
- A co wu myślicie?
- Mam przy sobie Christiana i wiem, że zawsze mogę polegać na tobie.
- Pamiętasz plotki na mój temat w akademii?- pokiwała głową, że tak.- Nie przejmowałam się nimi z jednego powodu. Wiesz jakiego?- tym razem zaprzeczyła.- Osoby na których mi zależało nie wierzyły w nie. I to był dla mnie najważniejsze. Nie ważne, co myślą inni, ważne co myślisz ty.- skończyłam swój wywód.
Lissa patrzyła na mnie w szoku. Po chwili na jej zapłakanej twarzy pojawił się uśmiech.
- Rose, od kiedy ty jesteś taka... no taka.- zaśmiała się.
- Miałam dobrego nauczyciela.- uśmiechnęłam się na myśl, że dałam jej lekcję typu zen mojego męża.
- Jesteście dla siebie idealni.- powiedziała.
- Wy też.
Obie się uśmiechnęłyśmy.
- Dobra wasza wysokość. Trzeba zrobić z ciebie bóstwo.
Zagoniłam ją do łazienki, żeby umyła twarz, a następnie posadziłam przed lustrem. Rozpuściłam jej poburzonego koka i palcami wygładziłam blond loki. Z boku zaplotłam małego warkoczyka, a resztę spięłam trochę wyżej, dodając im efektu większej objętości. Spryskałam je toną lakieru i innych kosmetyków. Następnie zajęłam się jej makijażem. Na koniec dałam jej naszyjnik z turkusem w kształcie serca i tego samego koloru kolczyki. Pokazałam jej efekt końcowy w wielkim lustrze na jednej ze ścian. Zrobiła wielkie oczy.
- Tylkoesię nie popłacz, bo makijaż zmyjesz.- byłam dumna ze swojego dzieła.
- Dziękuję Rose. Jesteś wspaniała.- przytuliła mnie.
- Czego nie robi się dla przyjaciół. Ale jeszcze jeden dodatek. Gdzie komnata pełna tiar.-spytałam na co obie się zaśmiałyśmy.
Lissa zaprowadziła mnie do drzwi po drugiej stronie pokoju. W środku otworzyłam szeroko oczy. Nie no! Ona na serio ma pokój z tiarami?! Był nie większy niż składzik na manekiny. Wszędzie były korony i diademy. Przeszłam po pomieszczeniu i znalazłam idealną. Mała, srebrna z mnóstwem diamencików i szafirów. Podałam tiarę młodej królowej, a ona ją ubrała.
- Teraz muszę iść. Myślę, że dalej sobie poradzisz.- powiedziałam przy drzwiach.
- Tak. Też tak myślę. Dziękuję i do zobaczenia na przyjęciu.
Wyszłam od królowej i pożegnałam się z jej strażnikami.
- Leo, Martin. Macie jej pilnować. Na przyjęciu ogłosi coś, co może nie spodobać się arystokracji. W razie awantury nikt po za nami, Ozerą i moimi rodzicami nie ma prawa się do niej zbliżyć.
- Tak jest, strażniczko Hathaway-Bielikow.- pierwszy z nich ukłonił się teatralne z uśmiechem.- Rany dłuższego nazwiska chyba nie da się mieć.
- Szczęście jest tego warte. Coś o tym wiesz.- stwierdziłam.
Leo ma od jakiś siedmiu tygodni żonę, z tego co słyszałam. Jest to również strażniczka. Teraz zastanawiają się nad adopcją.
- Tak. To wszystko dzięki wam.
- No dobra. Teraz muszę iść. A ty macie mieć oczy dookoła głowy.
Poszłam do sali i usiadłam koło męża. Po jego prawej siedziała Lili.
- Jesteś w końcu.- ukochany złączył pod stołem nasze dłonie i położył je na moim kolanie.
- Lissa miała mały kryzys, ale wszystko już jest w porządku. A co stęskniłeś się?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.- wtrącił się Abe siedzący z moją mamą, na przeciwko nas.- Myślałem, że zaraz postawi na nogi cały dwór. Pytał o ciebie każdego strażnika, jaki nas mijał.
Popatrzyłam na Dymitra z miłością. On odpowiedział tym samym i mocniej ścisnął moją dłoń.
Teraz mogłam na spokojnie rozejrzeć się po sali. Stoły z białymi obrusami i świeczkami zostały ustawione w literę U. Środkowy był dla królowej i jej gości. Właśnie przy nim siedzieliśmy. Pomiędzy ramionami litery można było tańczyć. Ale w tej chwili wszyscy zajmowali miejsca i czekają na przybycie Lissy. Za nami stała wielka do sufitu choinka. Ściany i posadzkę pokrywał marmur. Wszędzie na ścianach zawieszone były łańcuchy i stroiki ze świeczkami. To dodawało pomieszczeniu świątecznej atmosfery. W tle grała cicha muzyka, ale goście zagłuszali ją rozmowami.
Nagle rozległ się dźwięk fanfar i główne drzwi się otworzyły.