czwartek, 31 marca 2016

ROZDZIAŁ 96

- Lili. A widziałaś swoje zabawki. Bo wszystko co jest w tym domu należy do każdego. Z wyjątkiem bardziej osobistych rzeczy. Np. Zabawki są twoje. Kiedy pojawią się nasze dzieci, będą wasze wspólne, ale na razie są tylko twoje.
- Naprawdę?!- Oczy brunetki stały się duże jak spodki i pobiegła to sprawdzić.
- Dzwonił Abe.- powiedziałam, gdy byłam pewna, że mała nie słyszy.- Mamy zaproszenie na pogrzeb tej Eli. I jakieś papiery adopcyjne do uzupełnienia.
- Kiedy?- Dymitr spojrzał na mnie z nad talerza.
- Jeszcze nie wiem. Chciałam najpierw zadać pytanie czy? To może być dla niej duże przeżycie.
- Większe niż miała?!- to ewidentnie było pytanie retoryczne.
Ale miał rację. Dużo przeszła. Za dużo.
- Nie wiem. Nie jestem przekonana. Martwię się o nią.
- Wiem Roza. Włącza ci się instynkt macierzyński.
- Wcale, że nie.- oburzyłam się.
- Wcale,że tak skarbie.- posadził mnie sobie na kolanach.- Ale to nic złego. Wręcz przeciwnie. To pokazuje, że dojrzałaś do tej decyzji.- pogłaskał mój brzuch z małą istotką w środku.- Zawsze bądź taka sama Roza. Nigdy się nie zmieniaj.
Pocałował mnie w kark. Westchnęłam ciężko. Wstałam z ukochanego, żeby mógł dokończyć jedzenie.
- Czyli uważasz, że powinniśmy tam iść?- upewniałam się.
- To była jej matka. Należy jej się to.
- Dobrze, dowiem się od ojca szczegółów.
- Ja też mam wieści. Królowa zażądała, żebyś stawiła się jutro na dworze z Lilianą.
- "Lissa" i "zażądała". Jak ja dawno nie słyszałam tego zestawienia. Czyli, że to pilne?
- Nie wiem. Ja tylko przekazuję.- uśmiechnął się.
- To jutro przekażesz Lili wiadomość o pogrzebie.- odwzajemniłam uśmiech.
- Czemu ja?
- Bo doskonale wiesz, że nie umiem być delikatna w takich sprawach.
- No dobra.- poddał się.
Siedzieliśmy dalej w ciszy, patrząc na siebie. Gdy Dymitr skończył jeść, włożyłam brudne naczynia do zmywarki.
- Muszę z tobą jeszcze o czymś porozmawiać.- przypomniał mi się mój problem.- Trochę mnie to martwi. Od pewnego czasu łapię się na nie uwadze, np. płacz Lili potraktowałam jako szelest liści, a w sobotę uznałam sukienkę za kawałek materiału. Dopiero po kilku minutach uświadomiłam sobie, że to ubranie. Co chwila przyłapuję się na nie uwadze i nie wiem co z tym zrobić. Nie mogę sobie na to pozwolić w naszym zawodzie. To możliwe, żebym wyszła z wprawy?
- Nie wiem Roza. Może to przez ciążę, przytępia twoje zmysł. Albo czujesz się zbyt bezpiecznie ze mną.- uśmiechnął się.- Wiesz, że zawsze cię obronię.
- Pewnie masz rację. Z tobą zawsze jest mi za dobrze.- uśmiechnęłam się zalotnie.
- Nie kuś, kochanie, nie kuś.
- Bo co?- podeszłam do niego zmysłowym krokiem.
On wstał, objął mnie w pasie i gwałtownie przyciągnął do siebie, gorliwie pożądając dotyku moich ust. Zatopiłam się w cieple wywołanym namiętnym pocałunkiem. Patrzyliśmy na siebie z miłością, stykając się czołami
- Roza. Nie teraz. Poczekamy, aż Lili zaśnie.- szepnął mój ukochany.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że znowu siedzi na krześle, a ja na jego kolanach i to w rozkroku.
- Dobrze, ale trzymam cię za słowo, Towarzyszu.
Zeszłam z ukochanego, po następnym pocałunku. Potem poszliśmy na górę poszukać dziewczynki. Była w swoim pokoju i bawiła się lalkami Barbie. Wyglądała tak słodko i niewinnie. A za dziesięć lat będzie zawodową zabójczynią nieśmiertelnych wampirów. Już mi jej szkoda.
Otrząsnęłam się z tych myśli. Kiedyś ja byłam na jej miejscu i nie chciałam, by ktokolwiek mi współczuł. Dalej nie chcę. Kiedyś ona będzie silną kobietą i na pewno też nie będzie tego chciała.
Poczułam oplatające mnie, silne ramiona Dymitra.
- Możemy się przyłączyć?- spytał z uśmiechem.
Dopiero teraz mała nas zauważyła.
- Tak. Chodźcie.- wstała i pociągnęła nas za dłonie. Uklękła przy rozrzuconych zabawkach, więc my zrobiliśmy to samo.- Zobaczcie. To jest Keycy.- podała mi lalkę z długimi, czarnymi włosami. Czułam się trochę dziwnie. Ostatni raz bawiłam się takimi zabawkami jak miałam sześć, siedem lat.- Bardzo lubi koty. Zawsze marzyła o prawdziwej miłości. Pracuje jako opiekunka do dzieci...
Czyli kompletne moje przeciwieństwo. Koty nigdy mnie nie lubiły, zresztą z wzajemnością, miłości nie szukałam, najważniejsze było bezpieczeństwo Lissy, a do dzieci się nie pcham. To wszystko co mam to przypadek, albo przeznaczenie. Nie ważne co, ale wiem, że nie zamieniłabym tego za nic w świecie. Bielikow zaśmiał się cicho, pewnie sądząc to samo o podobieństwie między mną, a lalką. Kto mi wmówi, że nie zasłużył na tego porządnego kuksańca w bok? Nie mogłam się powstrzymać.
- A to William.- mała nie zwracając na nasze zachowanie uwagi, kontynuowała wykład. Podała strażnikowi lalkę chłopaka z blond włosami, dziwnie podobnego do Christiana. Szybko odsunęłam od siebie te myśli.
Pomogła mi w tym zmieszana mina ukochanego. Pewnie nigdy nie miał w ręce lalki. Nie! Chwila! Była taka historia...
Opowiadał mi ją na jednym z treningów.
- Co Towarzyszu, myślisz jak tu wziąć ślub z Williamem.- zaśmiałam się.
Lili patrzyła na mnie zdziwiona, a mąż spiorunował mnie wzrokiem. Jednak zignorowałam to, próbując powstrzymać śmiech. Ale dopadła mnie jakaś nagła głupawka i nie mogłam się uspokoić. Turlałam się po całej podłodze. Teraz obserwowały mnie dwie pary zdziwionych oczu. Po kilku minutach w końcu zaczęłam się uspokajać. Patrzyłam z błogą miną w sufit, pozytywnie zmęczona tym nagłym wybuchem śmiechu.
- Przepraszam, ale nie mogłam się uspokoić. To chyba objawy ciąży.
- A o co ci chodziło?- spytała Lili.
- Na jednym z treningów Dymitr powiedział mi, że jak chciał bawić się ze starszą siostrą i jej koleżankami, musiał dać się przebrać i wziąć ślub ze wszystkimi lalkami.- wyrzuciłam na jednym oddechu i znowu zaczęłam się śmiać.
Tym razem zawtórowała mi siostra. Tylko mój mąż siedział obruszony. Przez resztę dnia bawiliśmy się lalkami z Lilianą. Oczywiście skoczyło się namiętnym pocałunkiem Willa i Keycy oraz lekkim cmoknięciem Dymitra przeze mnie.

środa, 30 marca 2016

ROZDZIAŁ 95

Nagle zadzwonił telefon.
- Poczekaj chwilę.- podeszłam do aparatu i odebrałam.- Halo?
- Witaj córeczko.- usłyszałam głos Abe'a.
- Cześć Staruszku, o co chodzi?
- A tak dzwonię, zapytać jak się trzyma Lili i co porabiacie?
- A dobrze. Jakoś to znosi, choć jest jej ciężko. Teraz gramy w gry. To powiesz mi, po co dzwonisz?
- A to już nie mogę chcieć pogadać z córkami? Czemu zakładasz, że mam jakiś powód?
- Bo zawsze go masz. Nie marudzić, tylko przechodź do rzeczy.
- Chodzi o pogrzeb Elizabeth.- osłupiałam.- Pomyślałem, że dziewczynka powinna być na nim.
Wymusiłam uśmiech skierowany do siostry i poszłam do kuchni tak, żeby nie słyszała rozmowy.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.- powiedziałam z po wątpieniem.- Już sama jej śmierć, jest trudna, a co dopiero pogrzeb.
- Myślę, że powinna się na nim pojawić z samego faktu, uszanowania pamięci.
- No dobra, ale jak to załatwiliście? Alchemicy i ty?
- Uznali, że kobietę zaatakował wąż. Jakiś tam podobno grasował, czy coś w ten deseń. Skontaktowałem się z jej siostrą i powiedziałem, że Lilianą zaopiekowała się moją starsza córka z mężem. Chciała ją odwiedzić, więc powiedziałem, że mieszkacie w Rosji i po uroczystościach pochówku tam ją zabieracie. Przygotowałem też wszystkie papiery adopcyjne i wystarczy podpisać i macie absolutną opiekę nad dziewczynką.
- No dobra. Zastanowimy się i zadzwonimy, omówić szczegóły.
- Dobrze. To córeczko pozdrów ode mnie małą i tego swojego nieszczęsnego męża.- powiedział lekko.
- Nie udawaj. Wiem, że go polubiłeś. Przyznaj, że ci zaimponował.
- On jest straszny!- narzekał.- Przez pół roku szukam na jego temat jakiś informacji i wszystkie dobre. Zawsze postępował właściwie, - jak ja nie lubię tego słowa. Prawie rozwaliło nasz związek.- miły, uprzejmy, bohater. Nie ma na niego, żadnego haka. Wszyscy go szanują, a strzygi drżą na samo jego nazwisko. Chyba na całym świecie nie ma osoby, która by źle o nim powiedziała. Już jako dziecko z przedszkola bronił słabszych i ratował zwierzęta. Choćbym nie wiem jak się starał, nie do się nienawidzić takiego człowieka. To koszmar! Czy jego matka nie pomyślała o jego teściu?- mimowolnie się uśmiechnęłam.- Rose, naprawdę nie mogłaś wybrać sobie kogoś choć odrobinę gorszego? Wiesz w jakiej ty mnie sytuacji stawiasz?
- Wolałbyś Iwaszkowa? Powinieneś się cieszyć, że jest taki dobry. I nie martw się. On mnie nie skrzywdzi. A jak brakuje ci poczucia własnej wartości, to możesz przejrzeć moją kartotekę.
- Zrobiłem to raz i już mi wystarczy. Wy jesteście kompletnymi przeciwieństwami. Jak ktoś, z taką przeszłością, może być tak sławny i szanowany?! Jak?! Ale to chyba dziedziczne.
- Nie schlebiaj sobie.- prychnęłam.- Dobra, ja muszę kończyć, bo siostra się niecierpliwi.
- No dobrze Rose. To pa.
- Pa.- odłożyłam telefon i wróciłam do Liliany. Opadłam ciężko na krzesło.
- Kto to był?- spytała moja przeciwniczka.
- Tata. Mała, pamiętaj. Jeśli twój chłopak nie będzie tak idealny jak Dymitr, nawet nie wspominaj o nim ojcu. Najlepiej do ślubu, a i to nie jest pewne.- dziewczynka zaśmiała się.- Śmiej się śmiej. Zobaczymy jak zabierze go na na polowanie, czy też będzie ci tak wesoło. Dobra, moja kolej?- przytaknęła.
- A czemu ty nie pracujesz?- spytała po jakimś czasie.
- Bo ja jestem na urlopie. - rzuciłam kości i przesunęłam pionek o osiem pól.- Niedługo będziesz ciocią. Myślałam, że zauważyłaś.
- Naprawdę?! No tak. Dymitr coś wspominał o dziecku.
- Czekałam na odpowiednią chwilę. I tak duże się dzisiaj dowiedziałaś. Jak się z tym wszystkim czujesz?- spytałam po jej ruchu.
- Dobrze. Trochę zszokowana. Mama nigdy mi o tym nie mówiła.
- Chciała cię ochronić przed takim losem. Żebyś żyła jak normalna dziewczynka.- Liliana posmutniała na wspomnienie matki.- Lili, wiem, że to trudne. Ale każdy ból mija. Jeszcze jest świeży, ale dasz rade. Zachowujesz się o wiele dorosłej niż twoi rówieśnicy. Jesteś córką Abe'a Mazur. Silną dziewczyną. I masz nas.- uśmiechnęła się słabo. Podeszła i przytuliła się do mnie.
- Dziękuję Rose. Za wszystko. Kocham Cię.
- Ja ciebie też kruszynko.
W tym momencie wszedł Dymitr.
- Dla takiego widoku, to aż chce się wracać do domu.- uśmiechnął się.
- Może zamiast gadać, przyjdziesz i do nas dołączysz, Towarzyszu.
Trochę zmieszany i niepewny podszedł, podniósł mnie, usiadł i wziął nas na kolana.
- Teraz mam dwie królewny.- mruknął już całkowicie odprężony.
Chwilę tak siedzieliśmy, ale potem zeszłam z ukochanego.
- Jesteś zmęczony i jest ci ciężko, choć tego nie powiesz.- odpowiedziałam na jego zdziwiony wzrok.- Idź się teraz ogarnij, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść. A my zrobimy coś do jedzenia.
- Naprawdę aż tak to po mnie widać?- spytał.
- Nie, ale ja to widzę. Znam cię.
- No dobrze.- podniósł się ciężko. Podszedł do mnie i pocałował w czoło.- Tylko proszę Rose, nie spal kuchni.- dalej był poważny.
- Ej! Dzisiaj ładnie zrobiłam obiad. Prawda?- poszukałam wsparcia u Liliany i je dostałam. Mała energicznie pokiwała główką.
- Dobrze kochanie.- pocałował mnie. Następnie skierował się na górę.
Ja z siostrą udaliśmy się do kuchni.
- Naprawdę musicie się długo znać, skoro wiesz, że jest zmęczony, choć tego nie okazuje.- zagadnęła dziewczynka, gdy kurczak grał się na patelni.
Parsknęłam śmiechem.
- Normalnie jest bardzo zamknięty. Zobaczysz to, jak pojedziemy na dwór w godzinach jego pracy. Znamy się tylko od roku. Ale czuję jakbym spędziła z nim całe życie. Dużo się też przez ten czas wydarzyło, co miało wpływ na nasze zrozumienie. On też mnie doskonale zna. Normalnie umiem kłamać w żywe oczy i każdy mi wierzy. A on zawsze wie kiedy nie mówię prawdy.
- Po prostu to czuję.- w pomieszczeniu pojawił się obiekt naszej rozmowy.- Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak jest.- opadł ciężko na krzesło przy stole.
Położyłam mu przed nosem ciepły obiad.

wtorek, 29 marca 2016

ROZDZIAŁ 94

- Znowu zaczynasz?- westchnęłam ciężko.- Myślałam, że już sobie odpuściłeś.
- Co zaczynam?!- był szczerze zdziwiony.
Ach ci faceci. Wszystko trzeba im tłumaczyć.
- Swoje lekcje typu zen.- teraz zwróciłam się do siostry. Przyglądała się temu wszystkiemu z zainteresowaniem i śmiechem.- Zawsze uwielbiał je dawać. Mądre rady na przyszłość.
- A kto to jest Wiktor?- spytała Liliana.
- Był on najlepszym przyjacielem ojca Lissy, a ona mówiła na niego wujek. Ale bardzo ją skrzywdził. Chciał wykorzystać jej, hymn... talent medyczny,- nie wiedziałam, jak inaczej to nazwać.- za co trafił do więzienia, na dożywocie.- była to prawda. Nie musi wiedzieć co było później.
Reszta śniadania zeszła nam na rozmowie z dziewczynką. Pytaliśmy ja raczej o neutralne rzeczy. Czy miała koleżanki w przedszkolu i szkole? Czy miała jakieś zwierzątko? Ulubiony kolor, bajka? Takie bzdety odciągające uwagę dziecka, od tragedii. Zauważyłam następne podobieństwo między nami. To również cechowało Abe'a: Chęć bycia w centrum uwagi. Lubiła o sobie mówić. Ja też zawsze chciałam zwrócić na siebie uwagę, przede wszystkim matki. Ona najmniej się mną opiekowała. Trudno mi uwierzyć, że nasza relacja uległa takiej zmianie. Trudno mi uwierzyć w wiele innych rzeczy, które miały miejsce przez ostatni rok. Po śniadaniu, my zaczęłyśmy sprzątać, a mój ukochany szykował się do pracy. Już gotowy zszedł do nas, pożegnać się.
- Pa słońce.- pocałował mnie czule.
- Uważaj na siebie.- martwiłam się o niego.
- Spokojnie Roza, wiesz jaka jest prawdopodobieństwo na atak.
- Aż nazbyt duża.
- Hej, sama mówiłaś, że jestem niepokonany.
- Ja tylko chcę, żebyś uważał. Na siebie i Lissę.
Poprosiłam, aby podczas mojego zwolnienia to Dymitr opiekował się królową. Szybko przystali na tą propozycje. W końcu nie ma lepszego strażnika od naszej dwójki, jeśli wierzyć innym ludziom. Nasza historia i poczynania obrosły do legendy, tak samo jak my. Mój mąż kucnął przy Lilianie, która na podłodze oglądała bajkę w telewizorze. Pożegnał się z nią, całując w czoło, a ona go przytuliła.
- Uważaj na siebie.- powtórzyła za mną.
Chyba mała rozumiała, że ma niebezpieczną prace. On uśmiechnął się, jeszcze raz pocałował ją w czoło i po zapewnieniach, że nic mu nie będzie, wyszedł.
- Lili, musimy porozmawiać. To bardzo ważne.- stanęłam koło niej.
Dziewczynka podała mi rączkę i dała się zaprowadzić do pokoju obok. Nasz salon wyglądał jak z wizji Avery. Wygląd drewnianej chatki miał pokój, do którego weszłyśmy. Bardziej to była biblioteczka. Znajdowało się tam biurko z lampką, bordowe fotele i sofa, regały na trofea lub inne wyróżnienia, półki na książki oraz kominek. Na ścianach wisiały ozdoby i namalowane zostały herby rodzin królewskich. Centralnie nad kominem widniały godła Dragomirów i Ozerów. Przez wielkie okno wpadało słabe światło księżyca.
Rozpaliłam ogień w kominku i usiadłyśmy na sofie.
- Jak pewnie zauważyłaś, nie jesteśmy zwykłymi ludźmi.- zaczęłam, a mała pokiwała tylko głową.- Na pewno masz wiele pytań, ale prosiłabym, żebyś najpierw uważnie mnie wysłuchała. Później możesz pytać o co chcesz, a przez następne dni będziesz miała czas, na wybranie swojej przyszłości. Słyszałaś o wampirach...?
I tak zaczęłam wyjaśniać jej kim jesteśmy, kim ona jest, kim są Lissa i nasz ojciec, kim był mężczyzna, który zabił jej matkę i jakie jest nasze przeznaczenie. Zajęło mi to pół dnia. Opowiedziałam to bardzo ogólnie. Następnie dałam jej wybór jakie życie chce mieć.
- Ale nie musisz odpowiadać teraz. Masz czasu ile chcesz, bo to wybór na całe życie. Po ukończeniu szkolenia i złożeniu przysięgi, nie ma odwrotu.
Potem była kolej na szczegóły i pytania. Najbardziej szczegółowo zapoznałam ją ze zwyczajami, tradycjami i służbą strażników. Tak, żeby miała pełny obraz zalet i wad naszej pracy.
- Czyli zabijacie złe wampiry, aby nie zabiły... morów? Tak ich nazywacie?
- Morojów.- poprawiłam ją
- Morojów, od których zależy istnienie innych dampirów? Ale w zamian wyrzekacie się prawie wszystkiego, żeby oni byli bezpieczni?- moja siostra upewniała się, czy dobrze zrozumiała.
- Tak, oni są najważniejsi. - powtórzyłam naszą mantę.- I ważne jest, żebyś po zachodzie słońca nie wychodziła sama z domu.- ostrzegłam.
Widać było, że patrzy na to dość sceptycznie. Zastanawiała się chwilę, po czym odpowiedziała.
- Chcę zostać strażniczką.- jej głos był bardzo pewny siebie.
- Lili, chcę żeby jeszcze przemyślała temat. To bardzo poważna sprawa. I nie możesz kierować się chęcią zemsty. Musisz być gotowa, w każdej chwili oddać życie za podopiecznego, a strzygi zabijać dlatego, że są złe.
- Ale ja podjęłam decyzję.- powiedziała bardzo poważnie. Teraz zachowywała się o wiele poważniej, niż sugerował to jej wygląd. Zastanawiam się, czy to też nie jest rodzinne.
- Rozumiem, ale i tak nalegam, żebyś ją przemyślała. Jeśli za kilka dni dalej będziesz tak sądziła, to po powrocie od ojca, zaczniemy treningi. Masz tyle czasu na pomyślnie.
Po rozmowie obie poczułyśmy się głodne. W lodówce był kurczak na obiad. Kiedy mój ukochany to wszystko zrobił? Zaczęłam przygotowania do jedzenia. Odgrzałam ziemniaki, mięso i zrobiłam surówkę. O dziwo nic nie przypaliłam. Jak zawsze było pyszne.
- Opowiedz mi coś o sobie i Dymitrze.- poprosiła mała.- O waszych dzieciństwach, jak się poznaliście.
- Myślę, żeby z tym poczekać na naszego strażnika.
Posprzątałyśmy po obiedzie i wróciliśmy do pokoju z kominkiem.
Tam rozmawiałyśmy o różnych rzeczach. W jednej z szafek znalazłam jakieś gry planszowe i zaczęłyśmy zabawę.

poniedziałek, 28 marca 2016

ROZDZIAŁ 93

Otworzyłam oczy. Wszędzie było ciemno. Lili była odwrócona do mnie tyłem i mocno wtulona, jeszcze spała. Dymitra nie było. Ciekawe czy kręci się gdzieś w domu, czy już wyszedł? Ostrożnie, żeby nie obudzić siostry, wydostałam się z jej objęć i poszłam umyć. W szlafroku i samej bieliźnie skierowałam się do garderoby. Znalazłam tam ukochanego w samych bokserkach.
- Mmm... taki widok codziennie.- powitałam go zalotną miną. 
- Tak?- uśmiechnął się cwanie. Podszedł i mnie pocałował.- Ja jednak wolę taki.- Ściągnął ze mnie szlafrok. Poczułam jego dłonie na tali, a następnie na okrągłym brzuchu.- Roza nawet nie wiesz jak szczęśliwy jestem.
- Mogła bym strzelać. Ja czuję się tak samo. Już nie mam wątpliwości. Damy radę.
- Wiem, kochanie. Ale nie kuś tak, bo spóźnię się na służbę.- pocałował mnie namiętnie i wrócił do swoich ubrań.
Ja poszłam na swoją część. Dymitr po chwili wyszedł ubrany, obdarzając mnie po drodze czułym dotykiem. Po moim ciele rozeszła się fala ciepła.
- Wciąż wisisz mi niespodziankę.- szepnął zmysłowym głosem.
Do ciepła doszedł przyjemny dreszcz podniesienia. Ubrałam się w zieloną, luźną tunikę z rękawami trzy czwarte i spodnie dresowe.  Wróciłam do sypialni, gdzie usiadłam przy toaletce i zaczęłam się czesać, patrząc w lustrze na śpiąca Lilianę. W tym momencie, mała zaczęła się budzić. Przetarła piąstkami zaspane oczka. Zapaliłam lampkę, żeby mogła coś widzieć, ale nie raziła jej. Rozglądała się zdezorientowana. Chyba wierzyła, że to tylko sen. Wstała, ubrała kapcie i podeszła do mnie. Przytuliłam ją i posadziłam sobie na kolanach.
- To nie był sen?- spytała smutno. Serce mi się krajało.
- Tak mi przykro.- przytuliłam ją mocniej.
- Mama nie chciałaby, żebym była smutna?- bardziej zapytała niż stwierdziła.
- Jestem tego pewna. Poświęciła swoje życie dla ciebie. Uszanuj jej ofiarę i bierz z życia jak najwięcej. Bądź szczęśliwa. Wiem, że teraz to trudne, ale za kilka lat dasz radę z tym żyć.
- Dymitr już poszedł?- zmieniła temat.
- Nie. Jest na dole, robi śniadanie. Dzisiaj będziemy musiały porozmawiać o nas. Ale to jak Dymitr wyjdzie. A teraz przebierz się z tej piżamki i zobaczymy, co przygotował nasz kucharz.- uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Dobrze.- powiedziała, bez entuzjazmu i wyszła. Z ciężkim westchnieniem wróciłam do poprzedniego zajęcia. Zostawiłam włosy opadające falami na plecy. Nie malowałam się, bo nigdzie nie wychodziłam. Miałam cały dzień na wytłumaczenie siostrze, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi i kim jesteśmy, oraz cały miesiąc, żeby oswoić ją z jej przeznaczeniem. No, bułka z masłem. Hmm... zjadłabym sobie bułkę. Taką prosto z pieca. Skąd ta nagła ochota?
Ding!
Zapach. Nie no, nie wierzę. Zeszłam na dół w chwili gdy Dymitr stawiał na stole talerz ciepłego pieczywa. Moje wymarzone bułeczki. Po chwili dołączyła do nas Lili.
- Sam je upiekłeś, Towarzyszu?- chwyciłam pierwszą i zaczęłam kroić. Obie połówki położyłam na talerzu przed dziewczynką.- To o której ty wstałeś?
- Dość wcześnie, żeby zadbać o panienki Mazur.- uśmiechnął się cwanie. Lili mimo ponurego poranka, nie mogła powstrzymać śmiechu. Chyba jej się spodobało. Mnie ani trochę.
- Bielikow. Uważaj sobie.- zagroziłam mu nożem, którym przekroiłam kolejną bułkę.
- Roza, ty mi grozisz?- uśmiechnął się.- Skarbie czemu tak się denerwujesz? Dziecku zaszkodzisz.
Pogłaskał mnie po brzuchu, co spowodowało następną falę ciepła. Cholera! On wykorzystuje moją słabość do jego dotyku. Zabrał mi z ręki narzędzie i nagle zaczął łaskotać.
- Dymitr! Przestań! Dość! Zostaw mnie!- krzyczałam przez śmiech.
- Chodź mała. Pomóż mi, bo się wyrwie.- mój mąż spojrzał na Lilianę.
Dwa razy nie była trzeba jej powtarzać. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na sofie, atakowana przez dwoje napastników. Nigdy nie widziałam mojego męża bardziej szczęśliwego. No może kiedy powiedziałam, że jestem w ciąży. Użyłam jedynej broni, jaką miałam na ukochanego. Uniosłam się lekko i go pocałowałam. Szybko oddał się przyjemności, a mała nie chciała nam przeszkadzać.
- Roza, to nie fair.- udawał obrażonego.- Wykorzystałaś moją słabość.
- Cel uświęca środki, Towarzyszu.- wróciliśmy do jadalni i zaczęliśmy jeść.
- A dlaczego ty- Lili spojrzała na mnie.- mówisz na Dymitra "towarzyszu", a on na ciebie "Roza"?
z mężem popatrzyliśmy na siebie czułe, a potem nasza spojrzenia powędrowały na dziewczynkę.
- Dlatego, że Dymitr pochodzi z Rosji i na początku tak go przezywałam.- wyjaśniłam.- I zostało mi to do dzisiaj.
- Tak samo jak stereotypowe wyobrażenie Syberii, mimo, że byłaś tam dwa razy.- wtrącił Bielikow, gryząc bułkę z szynką.
- Teraz twoja kolej, Towarzyszu.- zauważyłam.- Tłumacz się.
- Mówię do niej Roza, ponieważ tak brzmi jej imię po Rosyjsku.- wyjaśnił.
Co?!
Tylko tyle?!
To jakieś żarty?! Muszę wyciągnąć z niego więcej. 
- I...- Zachęciłam.
- I...?- nie wiedział o co mi chodzi.
- Tylko dla tego tak na mnie mówisz? Nie wiąże się z tym żadna historia?- próbowałam go naprowadzić.
- Mam powiedzieć, kiedy pierwszy raz cię tak nazwałem?!- zdziwił się.
Eh ci faceci. Ale spodziewałam się takiej reakcji. To było w nocy porwania Lissy. Afera z naszyjnikiem od Daszkowa.
- A co? Mam cię wyręczyć?
- Droga wolna. Ciekawi mnie jak to opowiesz?- wyprostował się w krześle, krzyżując ręce na piersi z chytrym uśmieszkiem.
- A żebyś wiedział, że powiem.- posłałam mu wrogie spojrzenie, a następnie uśmiechnęłam się do siostry.- Pierwszy raz nazwał mnie tak, kiedy wyznawał mi miłość.
- Naprawdę?!- dziewczynka była tym zauroczona.
- Naprawdę.- zdziwił się mój ukochany.- Tak to postrzegasz?
Westchnęłam zrezygnowana.
- Oczywiście głuptasie. A ty nie? W sumie gdyby nie to, nie bylibyśmy dzisiaj małżeństwem.
- Nie miałem pojęcia, że aż tak poważnie to potraktowałaś. Sądzę, że znając nas i moją słabość do ciebie w końcu bym wyznał ci miłość. Dzięki Wiktorowi stało się to szybciej.
- Ach! Już ci wierzę. A zwłaszcza z twoją otwartością i brakiem samokontroli.- zauważyłam sarkastycznie.- Ale swoją drogą, aż dziwne, że ten drań, chcąc zniszczyć nam życie, uświadomił nas o naszej miłości.
- Życie nie zawsze układa się po naszej myśli.- zauważył Dymitr.

niedziela, 27 marca 2016

ROZDZIAŁ 92

- Dymitr bardzo Cię kocha.- zauważyła Liliana, wkładając naczynia do zmywarki. Jak na swój młody wiek, była bardzo zaradna.
- Wiem. I życzę Ci z całego serca, żebyś znalazła takiego Dymitra w swoim życiu.
- Chłopak mojej mamy nie dbał tak o nią. Ostatnio coraz bardziej się kłócili. Ale nie mogła go zostawić. Utrzymywał nas. Mama pracowała jako sprzątaczka. Nie było nas stać na wiele rzeczy. Wtedy pojawił się on. Wspomógł nas finansowo, w zamian za sprzątanie u niego. Potem mama się w nim zakochała i byli ze sobą.
- I to wszystko ci mówiła?
- Słyszałam ich jak się kłócili.
- Chodźmy może spać. To był ciężki dzień.
- Rose?-zawahała się.- Mogę spać dzisiaj z wami?
- Oczywiście. Idź się wyszukuj i przebierz w piżamkę, a ja też się wyszukuję. Ale chodźmy do nas, bo jeśli Dymitr zobaczy, że mnie nie ma, to bardzo się wystraszy.
- Dobrze.
Na górze rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam do naszej sypialni, dokładniej łazienki, a mała zapewne też wyszykować się do spania. Zmyłam makijaż, wzięłam ciepły prysznic i umyłam głowę. Zajęło mi to prawie godzinę. Kiedy wyszłam na środku stała Lili z pluszowym tygrysem i jakąś książką.
- Mama mi ją zawsze czytała.- wyjaśniła, widząc mój wzrok na lewej ręce.
Usiadłam na łóżku i zachęciłam ją by podeszła. Po chwili dziewczynka leżała opatulona kołdrą. Zasłoniłam okna granatową zasłoną. Jak będzie za jasno, może nie zasnąć. Zapaliłam lampkę i zaczęłam czytać książkę. Był to "Kot w butach". Słyszałam kiedyś o niej, ale nie czytałam jej. Była ładna, ale nie pomogła Liliana zasnąć. Obudziła jej wspomnienia. Po jej policzkach spłynęły łzy. Otarł je szybko.
 - Kim jest Mason?- chciała odwrócić moją uwagę od swojego smutku. Albo swoją.
- To dość zabawne. Jest dla mnie jak brat.
- Jak zdobywa się takich przyjaciół?
- Przede wszystkim trzeba ich słuchać, bronić, wspierać i poznawać bliżej. Chcesz wiedzieć jak zaczęła się moja przyjaźń z Lissą?- pokiwała głową.- Usiadłam z nią w ławce w przedszkolu. Nauczycielka kazała nam napisać nawzajem imiona i nazwiska. Ja jej, ona moje. Uznałam, że za dużo wymaga i rzuciłam w nią zeszytem, mówiąc, że jest szowinistyczną świnią. Tak stałyśmy się nierozłączne do dziś.
- Napisać imię i nazwisko? Nie wiem czy to tak dużo.
- Ja jestem Rosemarie Hathaway, a ona Wasylissa Dragomir. A miałyśmy z cztery lata.
- Dobra to jest dużo.- uśmiechnęła się.
Położyłam się koło niej i objęłam ją ramieniem. Lili wtuliła się mocniej we mnie, ściskając swojego tygryska, jak jakiś talizman.
- Ma jakieś imię?- spytałam łapiąc łapkę maskotki i dotykając nią twarzy dziewczynki.
- Tak. Glamour. Z francuskiego czarująca.
- Znasz francuski?
- Si.
- To niech nasza Glamour chroni cię przed złem.
- A ty mnie obronisz?
- Przed wszystkim co ci będzie grozić. Idź spać. Przy nas jesteś bezpieczna.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Panowała absolutna cisza. Nie podobała mi się. Było w niej coś dziwnego. Może tylko mi się zdaje. Pewnie jestem przewrażliwiona. Oddech Liliany był spokojny. Po kilku minutach spała. Już nie naciskała ciałem tak mocno na mnie, ale tygrys był uwięziony w ciasnych kleszczach jej rąk. Moje ramię również.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Mam nadzieję, że to Dymitr. Ten ktoś kręcił się po domu, a następnie wszedł na górę. Starał się cicho chodzić, jednak słyszałam jego kroki. Drzwi do pokoju zaczęły się otwierać. Po cichu wszedł mój mąż. Odetchnęłam z ulgą. Podszedł, patrząc na nas czule.
- Czemu jeszcze nie spisz?- spytał szeptem.
- Zanim zasnęłam, usłyszałam, że ktoś wchodzi. Musiałam się upewnić, czy to mój Towarzysz.
- Słodko razem wyglądacie. A znajdzie się miejsce dla mnie?
- Zawsze. Aż tak gruba nie jestem.
- Dobrze skarbie.- ledwo powstrzymał śmiech.
Pochylił się i delikatnie musnął ustami moje wargi, a następnie ucałował czółko Lili. Później skierował się do łazienki. Słyszałam ciche lanie wody, a po jakimś czasie wyszedł. Przez kilka sekund, zanim nie zamknął drzwi i nie zgasił światła, mogłam rozkoszować się widokiem. A było czym. Z mokrych, lekko rozczochranych włosów, skapywały krople wody prosto na umięśniony, również mokry tors. Miał na sobie tylko spodnie, co- gdyby nie ośmiolatka przy nas- bardzo by mi przeszkadzało. Patrzył na nas, uśmiechając się cwanie. Musiałam mieć komiczną minę. Następnie obszedł łóżko dokoła. Nie mogłam widzieć co robi, więc zdałam się na inne zmysły. Słyszałam kroki, potem ciszę, a na końcu poczułam, jak pod ciężarem strażnika ugina się łóżko. Oczywiście temu też towarzyszył odgłos sprężyn. Silna ręką objęła mnie i Lilianę, a druga zajęła się moimi włosami. Przysunął się bliżej, pozwalając mi wtulić się w siebie, nie budząc małej. Gdy jego palce nacieszyły się dotykiem moich kosmyków, położył mi swoją rękę pod głowę. Wtuliłam się w niego, mocniej przyciskając do siebie Lili.
- Będziesz bardzo dobrą matką Roza.- szepnął mi do ucha, całując moją szyję. Słyszałam też, że dyskretnie zaciągnął się moim zapachem.- Nigdy nie miej w to wątpliwości. Ja tiebia liubliu Roza.
Po jakimś czasie zasnęłam.
Obudził mnie nagły krzyk. 
Otworzyłam czujnie oczy. To Liliana. Siedziała ciężko oddychając, cała mokra. Usiadłam i przytuliłam ją. Od razu się odwróciła i wtuliła we mnie, szlochając. Kołysałam ją, uspokajająco głaszcząc po plecach.
-Cii... już dobrze. Spokojnie, to był tylko sen. Nie bój się, my cię obronimy. Cichutko. Nie jesteś sama. Nigdy nie będziesz.- szeptałam jej uspakajająco.
Odsunęła się, a ja popatrzyłam na nią pokrzepiająco.
- Już lepiej?- pokiwała smutno głową. Napotkałam zmartwiony wzrok męża.- Może chcesz spać pomiędzy nami?- znowu kiwnięcie.
Wzięłam ja na ręce i położyłam obok ukochanego. Podałam jej tygrysicę, która spadła na podłogę. Mała ścisnęła ją mocno, szepcząc coś, zapewne po francusku. Przytuliliśmy dziewczynkę, obdarzając rodzicielską opieką. Nie zastąpimy jej rodziców, ale postaramy się stworzyć kochająca, piękną rodzinę.
Dymitr pocałował nas w czoła.
- Dobranoc, moje królewny.
- Dobranoc.- odpowiedziałyśmy jednocześnie.

sobota, 26 marca 2016

ROZDZIAŁ 91

I drugi. Życzę wszystkim wesołych Świąt, szybkiego zająca z prezentami, słodkiego baranka i ciepłego dyngusa.
A rozdział z dedykacją dla Oli. Dzięki za rozmowę dzisiaj i wczoraj. Pozdrawiam wszystkich czytelników i jeszcze raz Wesołych Świąt. :-*
__________________________________________________________
-Rose?- usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam na schodach Lili. Stała nie pewna co zrobić. 
- Chodź do nas.- machnęłam zachęcająco ręką. Mała podeszła i usiadła, przytulając się do mnie.- Lissa, to moja siostra Liliana. Lili, to moja przyjaciółka Lissa.
- Cześć skarbie.- królowa wyciągnęła do dziewczynki dłoń. Ta niepewnie ucisnęła ją. Cały czas trzymała moją rękę, do której się przytuliła.
- Dzień dobry.
- Mów mi Lissa. Siostry mojej siostry są moimi siostrami.
Mimowolnie zaśmiałam się.
- Też jesteś moją siostrą?- spytała zbita z tropu.
- Nie.- pospieszyłam z wyjaśnieniami.- Lissa jest dla mnie jak siostra. Z nią się wychowywałam. Ale nie jesteśmy spokrewnione.
W tej chwili stanął przed nami mój mąż.
- Czy może moje panie dadzą zaprosić się na kolację?
Poszliśmy do jadalni. Tam już czekały cztery talerze z jakimś ciastem, oblanym czekoladą. Jak naleśniki, ale o kształcie kuli. Masa zbitej formy z pysznym brązowym płynem.
- No towarzyszu,- pocałowałam ukochanego w policzek.- muszę przyznać, postarałeś się.
- Aż zazdroszczę ci takiego kucharza.- uśmiechnęła się moja przyjaciółka.
- A Ozera czasem nie gotuje? Przecież chodził w akademii na lekcje gastronomii.- doskonale to pamiętałam. W końcu podczas zajęć polowych musiałam za nim chodzić krok w krok. Usiedliśmy do stołu.
- Tak, ale to rzadko. Wiesz przecież.
- Dlaczego?- spytała znad talerza mała.
- Wyjaśnię ci jutro.- ucięłam.
- Czemu nie możesz teraz?- nie odpuszczała.
- Zaczynam między wami widzieć coraz większe podobieństwo.- zaśmiałam się Lissa.
- Dlatego, że teraz tego nie zrozumiesz. Cierpliwości.
- Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym moja Roza będzie cierpliwa.- droczył się ze mną Bielikow.
- Nie jestem cierpliwa, tylko zalecam jej cierpliwość. A co tam u naszego rudzielca?- zmieniłam temat, bo ten nas trochę irytował.
- Chodzi ci o Masona? On i Mia chcą wyprowadzić się tak jak wy, ale będą odwiedzać Dwór ze względu na pracę Mii.
- No proszę. Słyszysz kochanie?- spytał Dymitr Jesteśmy natchnieniem dla innych.
- Za takie natchnienie to ja dziękuję.- powiedziała sarkastycznie królowa.- Nawet nie wiesz jak bez ciebie jest nudno.
- Nie masz tam żadnej pyskatej, aroganckiej Rose Hathaway?- uśmiechnęłam się.
- Ty jesteś jedna jedyna.- zaśmiałyśmy się.
- Daj mi jeszcze rok, a nie będę opuszczać cię na krok.
- Pamiętaj o rodzinie. Nie po to ustanowiłam te prawo, żebyś miała je gdzieś.
- Wiesz, że ja każde prawo mam gdzieś.- Zaśmiałyśmy się wszyscy. No oprócz Lili. To było trochę nie sprawiedliwe względem jej.- Smakuje ci Lili?-zmieniłam temat na przyjazny jej.
- Bardzo. Nigdy czegoś takiego nie jadłam. Dobrze gotujesz... Dymitr.- zawahała się przy jego imieniu. Nie była pewna czy może mówić mu po imieniu.
- Dziękuję.- odpowiedział mój ukochany.
- A powiedz,- Lissa podjęła naszą inicjatywę.- Masz jakieś zainteresowania.
- W szkole chodziłam do kółka teatralnego. Właśnie, a co będzie z moją szkołą.
- Spokojnie.- powiedziałam.- Zadzwonię do taty. On jest bardzo wpływowy. Na pewno coś zdradzi. Mówisz, że lubisz aktorstwo? Brałaś udział w jakiś przedstawieniach?
- Tak. Co roku w przedszkolu mieliśmy występy. W każdym brałam udział.
- Musisz być bardzo zdolna.- zauważyła mojka.
- No ba.- odpowiedziałam za nią.- W końcu to moja siostra.
Zaśmialiśmy się, tym razem wszyscy. Czułam się dumna z tego, że mam siostrę. I chciałam, by ona też była dumna ze mnie.
- Jak późno.- królowa zerwała się z krzesła.- Zasiedziałam się, a Christian zapewne już cały Dwór postawił na nogi. Muszę lecieć.- szybko pocałowała mnie w policzek i uścisnęła małą. Ze strażnikiem wymieniła grzeczności. Chwila, strażnik? Strażnicy!
- Lissa stój!- zatrzymałam ją przy drzwiach.
- O co chodzi Rose.- popatrzyła na mnie zdziwiona. I nie tylko ona. Z kuchni wyszła reszta publiki.
- Strażnicy. Gdzie twoi strażnicy?
- Nie ma ich. Miałam pojechać tylko do ciebie.
- Jak to "nie ma ich"?!- Byłam zła na jej nieuwagę.- A co jakby zaatakowała cię strzyga w połowie drogi?! Pomyślałaś, jakie to by miało skutki na Dworze. Albo jakbyśmy się czuła ja lub Christian?
- Działałam pod impulsem. Nie myślałam o tym.
- Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale nie wyjdziesz z tego domu, przed wschodem słońca, bez opieki.
- A skąd ja ci teraz wstrząsnę strażników?
Spojrzałam wymowie na Dymitra. Podziałało.
- Ja mogę cię odnieść.- zaoferował się mój mąż.
- O nie...
- To dobry pomysł.- nie słuchałam przyjaciółki.
- Nie mogę na to pozwolić. Jutro zaczynasz pracę. Dzisiaj jeszcze masz urlop.
- I tak mam kilka spraw. Chciałem załatwić je jutro, ale jest okazja, by zrobić to dziś.
- No właśnie.- wsparłam go.- Masz dwie opcje. Albo jedziesz z Dymitrem, albo zostajesz na noc.
- No dobra.- poddała się.
- Świetnie. A my w tym czasie posprzątamy po kolacji, prawda Lili?- podałam siostrze dłoń. Ochoczo ją złapała i chyba nie zamierzała puszczać.
Dymitr wziął kluczyki. Następnie podszedł do nas i zostawił na moim czole pocałunek. To samo zrobił z dziewczynką.
- Nie czekaj na mnie Roza. Nie wiem, kiedy wrócę.
Na następny dotyk jego ust mogłam liczyć tylko ja. Skierowali się do drzwi.
- Dymitr.- odwrócił się na dźwięk imienia.- Sztylet.
Nie rozumiał. Ale po chwili dostał olśnienia. Podszedł do szafki i wziął broń.
Co ja bym bez ciebie zrobił Roza.- popatrzył na mnie z czułością.
- No idź już. Bo Christian narobi wam więcej wstydu, niż własnym istnieniem. Co ty właściwie widzisz w swoim chłopaku?
- Spytałabym cię o to samo, gdyby odpowiedz nie była oczywista. - zaśmiałyśmy się. Nawet Lili nie umiała powstrzymać chichotu. Tylko Dymitr stał nie wzruszony.
Po chwili wyszli. Razem z siostrą zaczęłyśmy sprzątanie.

ROZDZIAŁ 90

Kiedy weszliśmy do domu, Dymitr zaniósł bagaże Lili na górę do pokoju. Potem będzie trzeba zrobić przemeblowanie, chyba, że urodzi się jedno dziecko. Szlak! Oczywiście, że urodzi się jedno. Przecież normalnym ludziom trudno mieć bliźniaki, a co dopiero dampirom, którzy będą je mieli tylko dzięki magi. Oprowadziłam dziewczynkę po domu, kończąc na jej królestwie. Usiadła tam ciężko na jednym z łóżek. Drugie było zajęte przez walizki. Przysiadłam się obok. Dymitr w tym czasie robił kolację. Obiad był parę dobrych godzin temu. Mała przytuliła się do mnie. Pogłaskałam ją po włosach.
- Spokojnie. Jestem tu. Wiem, że nie zastąpię ci mamy, bo z własnego doświadczenia wiem, że to nie możliwe. Ale chcę być dla ciebie dobrą siostrą i chcę, żebyś wiedziała, że cokolwiek się stanie, ja i Dymitr zrobimy wszystko, aby ci pomóc. Zawsze będziesz miała u nas wsparcie w każdej sprawie.
- Czy ten ból kiedyś minie?
- Tak. Nie będzie to łatwe, ale wrócisz do w miarę normalnego życia. Moja przyjaciółka straciła całą rodzinę, a prawie nawet mnie. Ale dzięki temu, jest teraz naprawdę silną kobietą. I wiem, że ty kiedyś też taka będziesz. Jej rodzina była również moją rodziną. To była wielka tragedia, ale pozbierałyśmy się. Co nie znaczy, że masz zapomnieć o mamie. Wręcz przeciwnie. Wspominaj ją dobrze i pamiętaj, ona nie chciałaby, żebyś się smuciła. Pomożemy Ci.
- Już pomogliście. Dziękuję.
- Czego nie robi się dla rodziny. Zaraz będzie kolacja.
- Kolacja?!- zdziwiła się. No tak. Zmiany czasu.
- Tak. My funkcjonujemy inaczej. Jutro ci wszystko wyjaśnię. Dzisiaj był ciężki dzień, a raczej noc. Masz teraz chwilę dla siebie. Możesz się rozpakować, umyć, nawet zrobić przemeblowanie. Zawołam cię kiedy będzie gotowe jedzenie. Jak będziesz chciała to możesz zejść na dół wcześniej. Masz na coś uczulenie, czegoś nie możesz jeść lub w prost przeciwnie, coś co chciałabyś zjeść.
- Nie. Proszę się nie kłopotać. Zjem wszystko.
- To żaden problem. I mów mi Rose, a Dymitr też nie pogniewa się, jeśli będziecie na Ty.
- Dobrze.
Wstałam i skierowałam się do wyjścia, kiedy znów usłyszałam jaj słodki głosik.
- Rose.- odwróciłam się do niej.- Dziękuję.- uśmiechnęła się.- Za wszystko.
- Nie ma sprawy.- odwzajemniłam uśmiech i zamknęłam drzwi.
Zeszłam na dół, prowadzona pysznym zapachem, aż do kuchni. Stanęłam w progu.
- A co to za pyszne zapachy?
- A taka niespodzianka. Nam wszystkim się należy. To był niezły szok.
- Dziwne, że ta dampirzyca nie umiała się obronić.
Na moje słowa Dymitr zatrzymał się w pół ruchu.
- Rose, to nie była dampirzyca.
Zatkało mnie.
- Matka Liliany była zwykłą kobietą. I mój ojciec z nią...
- Rose, chyba nie myślisz w ten sposób. Miłość nie ma barier. Powinnaś to wiedzieć na własnym przykładzie.
Zawstydziłam się. Miał rację. Najwidoczniej ta Ela musiała być wyjątkową kobietą, skoro była z wampirem. To dziwna myśl. Wiedziałam, że gdzieś na świecie jest więcej mojego rodzeństwa. Brałam to pod uwagę, ale poznać dowód na to. Nie mogłam oswoić się z tą myślą. Postanowiłam zmienić temat.
- Przydało by się poznać Lili z naszą królową.
- Powiem jej jutro o tym.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Kto to może być tak późno?- zdziwiłam się.
Poszłam zobaczyć kto jest tajemniczym gościem. Otworzyłam drzwi i w ramiona wpadła mi zapłakana przyjaciółka.
- Liss, co się stało?- wprowadziłam morojkę do salonu.- Czemu płaczesz?
- Ja... jestem... nie mogę...pilnowałam się...- dukała.
- Spokojnie, uspokój się. Oddychaj. Już lepiej?- pokiwała głową.- To teraz na spokojnie. Powiedz jeszcze raz, od początku, co się stało.
-Ja- wzięła głęboki wdech.- jestem w ciąży.- wyrzuciła z siebie i rozpłakała się. 
-Cii... spokojnie. Wszystko będzie dobrze.- uspakajałam ją. No nie. Z wojowniczki stałam się pocieszycielką.
Po kilku minutach młoda królowa uspokoiła się.
- A Christian wie?- spytałam.
- Nie. Jak tylko zrobiłam test wsiadłam w samochód i przyjechałam tu.
- Ojciec twojego dziecka nie wie, że nim będzie? Powinnaś mu powiedzieć.
- Ale jak?
- No nie wiem. Może: "Hej kochanie, ustanowiłam nowe prawo, dowiedziałam się najnowszych plotek, wysłuchałam dwa tuziny morojów i będziemy rodzicami" mówię ci. Efekt murowany.
Dymitr popatrzył na mnie karcąco, ale Lissie to pomogło i uśmiechnęła się blado.
- Przecież nie może być źle.- dodałam- Kocha cię, ty kochasz go. Myślę, że nawet się ucieszy.
- Może masz rację. Powinnam mu powiedzieć. Dziękuję Rose. Zawsze wiesz jak mnie pocieszyć.
- Mam wprawę.- obie się roześmiałyśmy.- A teraz idź do łazienki i umyj tą swoją zapłakaną buźkę. I uśmiechnij się. Będziesz mamą.
Zrobiła tak jak poleciłam. Po chwili z toalety wyszła piękna dumna królowa.
- Od razu lepiej.
- A na poprawienie humoru zapraszam na kolację.- z kuchni wyłonił się mój ukochany.
- Lissa muszę powiedzieć ci coś ważnego. W naszym domu jest nowa lokatorka. Jest to Liliana. Ma około ośmiu lat. Jej mamę zabiła strzyga. Ale to nie koniec. Jest moją siostrą, od strony Abe'a.
- Czyli znalazłaś następną, przybraną siostrę, tym razem swoją?
- Tak. Tylko, że ona nic o nas nie wie. Jej matka była zwykłą kobietą.
- Ja nie wiem co powiedzieć. Gratulacje. I co z nią zrobicie. To znaczy wyślecie do szkoły?
- Jeszcze nie wiem. Jutro jej wszystko opowiem i zdecyduje czy chce bronić morojów, czy nie. Ale nie sądzę, żeby była potrzeba wysyłać ją do akademii. Mamy przecież Dymitra.
- Ja to słyszę.- krzyknął kucharz.
- I dobrze.- odkrzyknęłam.

piątek, 25 marca 2016

ROZDZIAŁ 89

 Mój ukochany położył Lili na tylnym siedzeniu i przykrył kocem. Ale nie pojechaliśmy. Staliśmy na ulicy w swoich myślach. Dymitr chyba już wszystko przemyślał, bo podszedł do mnie i pocałował w czoło. Przytuliłam się do niego.
- To takie przykre.- westchnęłam, powstrzymując łzy. Nie mogłam teraz płakać. Siostra mnie potrzebowała.
- Wiem Roza.- mu też było ciężko.- Dowiedziałaś się czegoś?
- Mieszkały z chłopakiem jej mamy. Dzisiaj się pokłócili i dlatego wyszły. Jest córką Abe'a. A ty coś wiesz o jej matce?
- Nazywała się Elizabeth Znole. Znalazłem adres chyba jej chłopaka.
- Musimy tam pojechać i zabrać jej rzeczy.- stwierdziłam.
- To jest niedaleko. Pójdę tam, a ty pilnuj jej.- kiwnęłam głową na zgodę. Pochylił się i pocałował mnie namiętnie. Ostatni pocałunek złożył na moim czole.- Uważajcie na siebie. Zaraz wrócę.
Pobiegł.
Wsiadłam do samochodu, koło Lili i położyłam jej małą główkę sobie ja kolanach. Zapięłam prasy i czekałam. Po godzinie wrócił mój ukochany. W rękach miał dwie małe walizki. Włożył je do bagażnika i usiadł za kierownicą. Odjechaliśmy. Przez całą drogę, żadne z nas się nie odezwał. Zatrzymaliśmy się pod domem Abe'a. Kolejna wielka willa. Obudziłam Lili Szła smutno za nami. Zadzwoniliśmy dzwonkiem i po chwili w drzwiach stanął sam gospodarz.
- O witajcie.- powiedział mój ojciec, jak zwykle radosny.
- Hej staruszku. Mam do ciebie pytanie. Pamiętasz nie jaką Elizabeth Znole?
- Hymn... Coś mi świta. A Ela! Była to dobra kobieta.
- Dobrze to ująłeś. Była. Poznaj oto jej córka Lili Znole. To również twoja córka. - popchnęłam do przodu siostrę. Abe patrzył zszokowany to na małą, to na nas.
- No, tą bezpośredniość ma po tobie.- usłyszałam głos, którego się nie spodziewałam usłyszeć.
- Mama?!- podeszłam do strażniczki i ją przytuliłam.- co tu tu robisz?
- Mieszkam.
***
Dziesięć minut później siedzieliśmy w salonie i wyjaśnialiśmy sobie wszystko, popijając herbatę. Liliana spała w jednym z pokoi. Zaczęli moi rodzice.
- Pamiętasz, że na weselu złapałam jeden z bukietów?- pokiwałam głową. To były kwiaty Mii.- Więc ja z twoim ojcem postanowiliśmy się pobrać.
Za nie mówiłam. Na szczęście Dymitr zachował zimną krew.
- Gratuluję państwu.
- Chwila. A co z księciem Szelskim? Przecież jesteś jego strażniczką.
- Już nie.- wtrącił się mój ojciec. Wyglądał na szczęśliwego. Oboje tak wyglądali.- Teraz to moja strażniczka.- bez skrępowania objął moją mamę ramieniem.
- Wow. No to co mogę powiedzieć? Gratulacje. Cieszę się z waszego szczęścia.- uśmiechnęłam się.
- Naprawdę?!- byli szczerze zdziwieni.
- No tak. Tylko uważać. Wystarczy mi już jedna siostra.
Mama chyba lekko się zawstydziła.
- Jak wolisz może być brat.- Abe siedział nie wzruszony.- A poza tym, my ci do łóżka nie wchodzimy.
- Z tym akurat bym się kłóciła.
I pewnie by tak było, gdyby nie podali obiadu.  Obudziliśmy Lilianę, żeby też coś zjadła, ale ona tylko podziabała widelcem w talerzu i wróciła do pokoju spać.
- To teraz wasza kolej.
Dymitr już otwierał usta, ale ja go uprzedziłam.
- Matkę Liliany zabiła strzyga. Mała uciekła, a my ją znaleźliśmy. Wszystkie jej rzeczy są w bagażniku. Teraz pytanie, kto ją będzie wychowywał.
- Poślijcie ją do Akademii.- podsunęła jak zwykle dobra matka Janine Hathaway.
- Żeby miała takie dzieciństwo jak ja?! Nie ma mowy.- oburzyłam się. Nie. Ta dziewczyna zasługuje na coś lepszego.- Jeśli nie chcecie się nią opiekować, my to możemy zrobić.
- Świetny pomysł.- uznał Abe.- No to problem z głowy.
- Żartujesz- powiedziałam jednocześnie ze strażniczką. Ale z zasadniczą różnicą. On nie dowierzała, że on na to pozwoli. A ja nie wierzyłam, że tak szybko się zgodzi.
- Przecież to młoda dampirzyca. Kiedyś będzie bronić morojów. Musi się tego nauczyć.
- Będzie, albo nie będzie.- staruszek podważył jej słowa. Oj po cienkim lodzie stąpa. W sumie to oboje stąpają. Przecież to Abe Mazur.- To zależy od niej. A znajdź mi lepszego nauczyciela niż strażnik Bielikow. Przecież to on nauczył naszą córkę tak walczyć. Jest najlepsza na całym Dworze.
- Miała do tego talent.- zaprzeczył mój mąż.- Nigdy nie spotkałem nikogo tak zdolnego, na takim poziomie wiedzy.- nie chciałam robić awantury, więc uznałam to za komplement.
- Talent zapewne ma po mamusi,- mój ojciec popatrzył na swoją nową strażniczkę szczenięcym wzrokiem, od czego ta zmiękła. Zrobiło mi się niedobrze. Nigdy do tego nie przywyknę. Podczas nieuwagi moroja, Dymitr ścisnął moją dłoń i popatrzył na mnie tak samo. Czułam, że się rozpływam.
- A uparta niczym tatuś.- odwdzięczyła mu się moja matka.
- Czyli, że się zgadzacie?- nie wierzyłam, że tak łatwo poszło.
- Tak.- powiedzieli jednocześnie i wróciliśmy do jedzenia.
W tym momencie zeszła mała i uznała, że jednak coś zje. Talerz wciąż na nią czekał. Usiadła między mną a Dymitrem.
- Lili.- Odezwałam się w końcu.- Po obiedzie pojedziesz z nami do domu, chyba, że chcesz bliżej poznać tatę.
- A ile mogła bym tu zostać?- spytała. Popatrzyłam na ojca.
- Ile tylko chcesz skarbie.- odezwał się.
Uzgodniliśmy, że dziewczynka przyjedzie tu na tydzień, ale to za tydzień. Najpierw zamieszka z nami. Teraz potrzebuje wsparcia, a czułam, że nam bardziej ufa. W końcu to my ją uratowaliśmy i będziemy się nią opiekować.
Po obiedzie rozmawialiśmy o różnych sprawach. Lili ani na chwilę nie chciała się ode mnie odkleić. Polubiłam ją. Cierpieniem było patrzeć, jak bardzo jest smutna. Siedzieliśmy tam jeszcze jakiś czas atmosfera trochę się rozluźniła. Przeszliśmy na bardziej neutralne tematy. Przede wszystkim omawialiśmy ślub. Mama poprosiła mnie na druhnę. Lili też, ale mała na razie jest niedostępna. Musiała przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Po trzech godzinach uznaliśmy, że trzeba wracać.