Jeszcze trochę płakał. Później tylko tak leżeliśmy. W końcu jego oddech się uspokoił. Znaczy, że zasnął. Powoli, tak żeby go nie obudzić wstałam i ubrałam się. Zajrzałam do dzieci, ale jeszcze spały. Zostawiłam im elektryczną niańkę i poszłam do kuchni. Na środku stołu stał talerz z kanapkami. Nikt nawet nie zjadł śniadania. Wzięłam talerze i nałożyłam każdemu po kilka kromek. W szafkach znalazłam kakao, więc zagrzałam garnek mleka i każdemu zrobiłam ciepłą czekoladę z bitą śmietaną, którą znalazłam w lodówce i cynamonem. Pomyślałam tez o Łuce, więc do talerzyk nasypałam mu kaszki i zalałam ciepłym mlekiem. Do tego dodałam ucierane jabłka z cynamonem. Może nie jestem aż taką złą kucharką. Wszystko położyłam na tackę. Najpierw poszłam do Karoliny i dzieci. Z Pawką odnalazłam również Lili. Kazałam jej przypilnować, żeby wszyscy zjedli. Podziękowali mi ze smutnymi uśmiechami. Następnie poszłam do Soni. Spała przytulona do syna.
- Sonia.- potrząsnęłam nią delikatnie.
Od razu się obudziła. Podałam jej kanapki i napój, a sama posadziłam siostrzeńca w krzesełku do karmienia i postawiłam przed nim talerzyk z kaszką. Jednak nie miał apetytu, taki był smutny. Zaczęłam go karmić to jakoś całość przełknął.
- Nie musiałaś tego robić.- wychrypiała moja szwagierka.- Masz do opieki swoje dzieci i jeszcze nas musisz niańczyć. Ja to powinnam robić jako matka.- spuściła smutny wzrok.
- Nie wygłupiaj się.- usiadłam z Łuką obok niej.- w rodzinie trzeba sobie pomagać. A to dla mnie przyjemność. Sama wiem, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. Nie ma się głowy do opiekowania się sobą, a co innego innymi. A teraz kładź się i odpoczywaj.- podałam jej dziecko.
Po drodze do drzwi zabrałam puste talerze i kubki. Następnie poszłam do Oleny. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Ta kobieta, która zawsze jest uśmiechnięta, miła dla innych i pełna energii, leżała teraz cała załamana. Był to smutny widok.
-Mamo.- odezwałam się.
Najstarsza z Bielikowów spojrzała ma mnie. Podałam jej jedzenie i picie.
- Dziękuję dziecko.- wysiliła się na słaby uśmiech.- Jesteś prawdziwym klejnotem w naszej rodzinie. Sama powinnam pamiętać o śniadaniu.
- Przy tym, co się stało, trudno myśleć o czymkolwiek. Spokojne, to nie jest żaden problem.- dodałam, gdy chciała się odezwać.- A teraz zjedz i odpoczywaj.
Ucałowałam jej czoło i wyszłam.
Wiktoria nie spała, gdy do niej weszłam. siedziała na łóżku czytając coś, a z jej oczu płynęły łzy . Spojrzała na mnie, kiedy podeszłam bliżej.
- Masz, bo pewnie nie jadłaś nic. A to na osłodę.
- Dzięki, ale nie mam apetytu.
- Nie pytam się, czy masz, tylko daję ci do zjedzenia. Musisz mieć siłę.- kobieta popatrzyła nie pewnie na talerz.- No już jedz. Bo cię sama nakarmię.
Wiki parsknęła śmiechem i jakoś wmusiła w siebie jedzenie i picie.
- Co tam masz?- spytałam patrząc na list, napisany cerlicą.
- Ostatnia wola babci i gdzie szukać testamentu. Znalazłam dzisiaj na jej biurku. Leżał tam też list.
Z pod poduszki wyciągnę zaklejoną kopertę i mi podała. Było na niej, "Dla Rose i Dymitra."
- Weź obie rzeczy. Dymitra powinien o tym wiedzieć.- jeszcze bardziej zaczęła płakać.- Zostaniesz ze mną?- spytała z nadzieją.
- Nie mogę. Muszę zaopiekować się twoim bratem.
- Dobrze.- powiedziała smutno.
Nie mogłam patrzeć na jej cierpienie. Przytuliłam ją i czekałam aż zaśnie. Nie trwało to długo. Przed wyjściem zabrałam od niej naczynia. Jeszcze wstąpiłam do Oleny i od niej też zabrałam pusty talerz i kubek. Następnym przystankiem był pokój Karoliny. Wszystkie dzieci stały, tylko Karolina obserwowała moje ruchy.
- Dziękuję Rose. Za wszystko. Byłabyś dobrą kelnerką.
- Myślę, że ty jesteś lepszą. A teraz odpoczywaj.
Ostatni talerz i kubek zostawiłam Dymitrowi. Następnie poszłam odłożyć brudne naczynia do zlewu i je posprzątałam, bo wiem, że gdy mąż się obudzi już mnie nie wypuści. Nagle wpadłam na pomysł. Wzięłam książkę telefoniczną. To takie dziwne w dzisiejszych czasach. Znalazłam numer telefonu do chłopaków Karoliny i Wiktorii. Powiedziałam jaka jest sytuacja, a oni obiecali, że zaraz będą. Pięć minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. To byli oni. Przytulili mnie na przywitanie, a ja powiedziałam im, gdzie są dziewczyny. Szybko tam poszli. Ja sama wróciłam do męża.
- Skarbie. Śniadanie.
Otworzył smutne oczy. Podałam mu kanapki, ale on nie chciał jeść.
- Nie jestem głodny.- upierał się.
- Nie wkręcaj mnie tylko jedz.
Gdy tego nie zrobił, sama zaczęłam go karmić. W końcu uległ i zjadł wszystko z apetytem.
- A jednak byłeś głodny.- zabrałam mu talerz i podałam kubek.
- Jesteś wspaniała Roza.
Nagle dzieci zaczęły płakać. W sumie i tak długo wytrzymały.
- Zostań.- położyłam męża, gdy zaczął się podnosić.
- Muszę czymś zająć myśli.- sprzeciwił się.
- To poczytaj. Jesteś roztrzęsiony i wszystko zacznie ci wypadać z rąk.
Posłuchał mnie. Wzięłam najpierw Felixa. Okazało się, że trzeba zmienić pieluchy. Położyłam go na łóżku i poszłam po cały zestaw do torby. W tym czasie ukochany głaskał małego po główce, ciągle płacząc. Uklękłam przed łóżkiem i zajęłam synowi pieluchę. Następnie mokrą chusteczką wytarłam mu tyłeczek, ucałowałam go i nawilżyłam kremem. Na koniec założyłam czystego pampersa i wsadziłam mój skarb do łóżeczka. To samo zrobiłam z córką, tylko jeszcze obmyłam jej miejsca intymne zaparzonym rumiankiem i zamiast kremu, posypałam jej pupcię talkiem w proszku. Trochę pokołysałam Nastkę na rękach i również położyłam spać. W końcu położyłam się koło męża, który na nowo się we mnie wtulił. Byłam z siebie dumna, że zapewniam mu bezpieczeństwo. Patrzyłam jak się uspokaja. Przypomniałam sobie o listach od Jewy i po nie sięgnęłam.
- Co to Roza?- spytał.
- Ostatnia wola twojej Babci.- na te słowa wyprostował się i zabrał mi kartki. Najpierw czytał tą otworzoną.
"Wiem, że pewnie to was boli, ale na każdego przychodzi czas, a ja i tak za długo się za siedziałam. Już zobaczyłam wszystkie swoje wnuki i ich wszystkich dzieci. Możliwe, że będziecie mieć ich więcej, ale ja już ich nie poznam. Wiktoria za pewne nie będzie mieć dzieci, jeśli chce pozostać wierna Mikołajowi.
Dimka chcę żebyś dbał o Rose, bo żadna kobieta nie ma czystszego serca od niej. Córeczko, chcę być pochowana przy moim mężu. Mój testament jest u pana Dorkow. Pamiętajcie, że wszystkich was bardzo kocham i zawsze będę nad wami czuwać. Wasza kochana Babka."
Pod koniec czytania głos strażnika się łamał. Przytuliłam go do siebie, gdy z oczu popłyneły mu łzy. Nic nie mówiłam, tylko głaskałam go po głowie.
Ja płacze!!! Czekam na następny i życzę weny...
OdpowiedzUsuńJezu ryczę.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńMatko rycze. Super rozdział. Lece czytać kolejny.
OdpowiedzUsuń