Strony

niedziela, 4 września 2016

ROZDZIAŁ 239

Dopiero wieczorem otworzyliśmy list.

Dzieci. Życzę wam szczęśliwego życia. Ale razem na pewno takie będzie. Jesteście dla siebie stworzeni i zawsze się odnajdziecie. Rose, wiem, że nasze relacje były dziwne, a jeszcze dziwniej się zaczęły. Jednak od samego początku wiedziałam, że jesteś świetną strażniczką. A jeszcze lepszym człowiekiem. Życie zmusi cię do wielu poświęceń. A największe za córkę. Ale po co ci to w ogóle mówię? Sama wiem co matka może zrobić dla dziecka. Odwiedzajcie czasem Bai. Nie wątpię, że dziewczyny sobie poradzą beze mnie, ale potrzebne im wsparcie. Liczę na was. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zawalczycie na korzyść dampirów.

Patrzyłam na to tępo. Ten list zostawił więcej wątpliwości niż jakakolwiek wróżba . Poświęcenie za Anastazję. Czy będę do tego zdolna? Popatrzyłam na dzieci wierzgające w łóżeczka i rozmawiające ze sobą w sobie tylko znanym języku. Tak. Oddała bym za nią życie. Za oboje. Dymitr patrzył niepewnie, to na mnie, to na dzieci.
- Roza myślisz, że...
- Nie wiem, co o tym myśleć.- przerwałam mu i znowu spojrzałam na nasz mały cud.- Ale wiem, że dla jej dobra zrobię wszystko. Jednak nie martwmy się tym teraz. Czuję, że mamy na to czas.
Przytuliliśmy się do siebie.
- Trzeba dzieci umyć.- zauważył mój mąż, gdy przysypiałam.
- Yhym...- mruknęłam i chciałam się podnieść.
- Leż Roza. Ja to zrobię. Ty pomogłaś i wspierałaś nas cały dzień. Teraz moja kolej coś zrobić.
Mogłam się kłócić, ale nie miałam siły. To prawda. Kobiety spędził cały dzień załamanie w pokojach, więc ja z Lili i ich dziećmi się wszystkim zajęliśmy. Nie byliśmy na tyle związani z Jewą i nie rozpaczaliśmy mocno, choć w każdego to uderzyło. Dymitr chciał mi pomóc, ale w swoim stanie nie było możliwości, aby cokolwiek zrobił, dlatego kazałam mu siedzieć w miejscu. Gdy zrobiliśmy dość łatwy obiad obiad, czyli makaron z sosem znalezionym przez Pawkę w szafce ze słoikami, Lili wzięła porcję dla Oleny i po drodze zawołała gości dziewczyn. Szybko zeszli i zabrali porcje dla siebie i ukochanych. Za to Dymitr zaniósł jedzenie młodszej siostrze, a później, żeby przestał o myśleć o tragedii, nakarmił Łukę i Zoję. Później zabraliśmy wszystkiego dzieci na spacer na plac zabaw. Musieliśmy jechać samochodem, bo w Bai żadnego nie było. Po raz pierwszy od dawna to ja kierowałam. Ale starałam się jechać spokojnie. Dzieci się bawiły. A my siedzieliśmy z naszymi na ławce. One jako jedyne były w stanie odciągnąć uwagę strażnika od wydarzenia z rana. Po powrocie zrobiliśmy wszystkim kolację i roznieśliśmy po pokojach. Wieczorem Dymitr już ochłonął, więc był bardziej przydatny. Ale mimo wszystko byłam bardzo zmęczona. Atmosfera w domu była przygnębiająca.
Wystraszyłam się gdy Bielikow położył się obok mnie. Zamyśliłam się tak bardzo, że straciłam poczucie czasu.
- O czym myślisz?- spytał, przyciągając mnie do siebie.
- O dzisiejszym dniu.- westchnęłam zmęczona.
Mocno wtuliłam się w ukochanego i zasnęłam.

Biegłam przez las. Czemu? Bo ktoś porwał naszą małą księżniczkę. Goniłam strzygę, która trzymała Nastkę. Nagle się zatrzymała i weszła do jakiegoś domu. Podbiegłam do ściany budynku, mocno ściskając sztylet. Policzyłam do trzech i otworzyłam drzwi. W środku było pełno krwi i ciał, aż zbierało mi się na wymioty. Weszła na górę i prawie dostałam zawału. Patrzyłam przestraszona na mojego kochanego synka, przybitego do drzwi włócznią wbitą prosto w jego serce. Za nimi usłyszałam płacz i jakieś głosy. Pokonałam zawroty głowy i weszłam. Na środku stała ta sama strzyga z Nastką na rękach. Do łóżka niedaleko przywiązany był mój mąż. Był nagi i cały w ranach i siniakach. Śladach po torturach.
- Puść ich! -wrzeszczałam.
- Puszcze, jeśli ty się poświęcisz.
- Oddam z nich nawet życie.
- Roza nie!- odezwał się Dymitr, za co dostał po twarzy od potwora.
- Sieć cicho!- wydarł się na niego.- A ty musisz...
I w tym momencie zawaliła się podłoga i spadłam na dół.
W następnej scenie widziałam płonący dom. Wybiegła z niego piętnastoletnia Lili z pięcioletnimi dziećmi.
- Dymitr. Uciekaj stamtąd.- krzyczała.
W drzwiach zobaczyłam znajomą sylwetkę Rosjanina.
- Nie mogę. Roza.
- Już jej nie uratujesz.
- To zginę z nią. Zaopiekuj się dziećmi.
- Chyba żartujesz. Nie rób tego.
Ale było za późno. Przeniosłam się do środka. Widziałam siebie, leżąca na podłodze. Nogi przygniatała mi płonąca belka. Ledwo oddychałam, kaszląc co chwilę. Nagle do pokoju wpadł strażnik. Bosko wyglądał wśród płomieni.
- Roza.- podszedł do mnie, łzami w oczy.
- Cześć towarzyszu.- ledwo mówiłam. Popatrzyłam na niego czule.- Wiesz, że bardzo Cię kocham.
- Nie żegnaj się skarbie, już nigdy się nie rozstaniemy.
Pokręciłam głową.
- Mnie się nie da uratować. Ale ty jeszcze możesz uciec. Zaopiekuj się dziećmi.
- Nie mogę. Ilekroć na nie spojrzę zobaczę ciebie. Wolę stokroć umrzeć, niż raz żyć bez ciebie.
Położył się obok mnie, przytulił i pocałował namiętnie, ostatni raz.

Obudziłam się z krzykiem. Otuliły mnie silne ramiona.
- Spokojne Roza to tylko zły sen.- ukochany kołysał się ze mną. Zawsze mnie to uspokaja.
- Był taki realistyczny.
- Opowiesz mi?
I tak zrobiłam. Pierwszy był bardziej bolesny. W drugim bardziej martwiło mnie, że dzieci zostaną bez rodziców.
- Ten drugi sen... zrobił bym tak.- powiedział, gdy skończyłam.
- Nie chcę, żebyś bez potrzeby umierał. Zwłaszcza, gdy możesz się uratować.
- Ostatnie dni pokazały mi, że życie jest strasznie kruche. A ja nie chce zostać bez ciebie. Ty dajesz mi siłę, aby wierzyć w sens naszego istnienia.
- To co mówiłeś rano po...- nie wiedziałam jak to powiedzieć.
- Po dowiedzeniu się o śmierci babci.- dokończył za mnie. Smutno pokiwałam głową.- Czasami tak myślę, ale tylko po części. Nie chcę zaszczytów. Zależy mi na pomocy innym. Mój stosunek do służby nie zmienił się aż tak bardzo. Byłem zdesperowany i wystraszony tym, jak łatwo stracić kogoś bliskiego. Wydawało mi się, że zawsze będzie przy mnie. A jednak. Chcę dalej służyć moroją. Teraz mi głupio za niektóre rzeczy, które powiedziałem.
- W wielu miałeś rację, ale ucieczka to łatwiejsze rozwiązanie.
- Wiem. Dlatego chcę dalej służyć u boku Christiana.
- Jak wrócimy, skończy ci się urlop.- zauważyłam.
- jak chcesz to mogę go przedłużyć dla was.
Przez chwilę się wahałam. Nie chciałam znowu siedzieć sama. Ale z drugiej strony będę miała dzieci. A z takim typem wzrostu, to kilka tygodni po powrocie zaczną raczkować. A zatrzymanie go w domu było by samolubne.
- Nie. Nie chcę żebyś nadszarpywał sobie reputację i opinię odpowiedzialnego strażnika.
- To dla mnie nie jest ważne.
- Ale dla mnie jest. Masz na utrzymaniu mnie, Lili, dzieci i Gwiazdkę. Po za tym, reprezentujemy związki dampirów i czy w przyszłości nasze dzieci będą mogły być szczęśliwe z kim będą chcieli.
- Ale jesteś pewna?- spytał.
- Tak.
___________________________________________________________
Pewnie dziwi was to, że tak jesteście przeze mnie rozpieszczani. Po prostu mam teraz wenę i postanowiłam zostać przy codziennych rozdziałach. A żeby nadrobić zaległości, dodaję po dwa. To skąd dzisiaj cztery? Bo ostatnio przez dwa dni było po jednym. I nadrobiłam dzisiaj nadrabianie ze wczoraj i przed wczoraj. Mam nadzieję, że się cieszcie. Liczę na dużo komentarzy. To bardzo motywuje, ale chyba to już wiecie.💖💖💖💖

3 komentarze:

  1. Swietne rozdziały. Widać, że masz wenę. Mam nadzieję, że będziesz mieć ją zawsze.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę mnóstwa weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Fajny rozdział...choć trochę się wystraszyłam tym snem Rose. Czekam na nexta i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny

    OdpowiedzUsuń