"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
wtorek, 27 czerwca 2017
Ważne! Przerwa!
Może wam się to nie spodobać, ale robię przerwę na przynajmniej jeden miesiąc wakacji. Trochę się dzieje w moim życiu, a i rozdziały coraz rzadziej są, jak zauważyliście. Trochę nadrobię i wrócę do was kochani, bo obiecuję wam doprowadzić bloga do końca, zgodnie z wcześniejszym moim planem. Może po drodze wrzucę jakiś bonus, bo pomysłów na nie mam dużo. Jak chcecie, to piszcie od siebie, jakie bonusy chcielibyście przeczytać, a je może stworzą. Trzymajcie się kochani i czekajcie na mój wielki powrót, o ile pewne osoby mnie nie zabiją. Pozdrawiam i miłych wakacji. 💖💖💖💖
piątek, 23 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 90
Od razu po zachodzie słońca poszliśmy znów do biblioteki. Wcześniej spakowaliśmy do torby jedzenie, bo wiedzieliśmy, że za szybko stamtąd nie wyjdziemy.
- Powinieneś wziąć sobie krew w termosie.- powiedziałam to tak zwykłym tonem, jakbym mówiła o herbacie.
Bielikow popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- No co? Ty też możesz być głodny.- burknęłam, gdy nie potraktował mnie poważnie.
Objął mnie, ze śmiechem, ramieniem i przyciągnął bliżej.
- Och Roza, Roza. Nawet nie wiesz, jak ja Cię kocham.- pocałował mnie w skroń.
- Oj wiem, Towarzyszu. Wiem.
W budynku nie mieliśmy trudności i nawet kobieta nie sprawdziła nam dokumentów. Wróciliśmy do naszej alejki i ponowiliśmy poszukiwania. Czytałam każdą najmniejszą linijkę, żeby tylko czegoś nie przegapić. Ale nie za wiele to dało. Niekiedy przyłapałam męża na ukradkowym przeglądaniu się mi, a wtedy tylko się uśmiechał pokrzepiająco i wracał do księgi. Ale i tak czułam na sobie jego spojrzenie. To urocze, ale raczej nam nie pomoże. Zagłębiłam się w któraś z kolei księgę, jednak wciąż męczyła mnie kwestia "Rodzai Strzyg" i tego sposobu. Pchnięta intuicją wróciłam do tego fragmentu i czytałam dokładnie dalej.
- Roza.- przerwał mi ukochany, stojąc przy regale.- Tu jest coś o Moonersach i Chorsenach.
Odłożyłam księgę i zrobiłam miejsce Rosjaninowi, który położył przed nami ledwo wyciągnięty tom. Tytuł głosił "Gwiezdni Ambasadorzy". Zaczęliśmy ją przeglądać, ale nie dowiedzieliśmy się za dużo. A na pewno nie więcej, niż wiedzieliśmy. Były różne przypadki, ale o dzieciach dwóch wampirach nie było mowy przez połowę księgi. Jednak jak już się zaczął temat, nie było widać jego końca. O mocach, o możliwości rozmnażania się i o podobieństwie do morojów. Zaciekawiło mnie, że dampir z dampirem urodzą dampira. Za to dampir z morojem da potomka pełnej wampirzej krwi, władające wszystkimi mocami. Po wielu pokoleniach uznano je za niebezpieczne, ze względu na możliwość buntu ze strony dampirów, jak i potęgi ich dzieci, więc zabili wszystkich, którzy mieli w sobie krew Chorsenów. Przy tym fragmencie spojrzeliśmy na siebie zaniepokojeni.
- To już nie te czasy, nie?- uśmiechnął się słabo były strażnik.
- Dymitr, mówimy o arystokracji.- uświadomiłam mu, z żalem i bólem.
- Nie pozwolę skrzywdzić nikogo z naszej rodziny.- zapewnił.
- Kochanie.- popatrzyłam na niego smutno, głaszcząc jego gładki policzek.- Nie zapewnisz wszystkim bezpieczeństwa, a zwłaszcza za kilka wieków. Niestety, ale muszą poradzić sobie sami.
Ukochany wtulił twarz w moją rękę, w końcu przytuliłam go do siebie. Położyłam się, a on na moi brzuchu. Zaczął bawić się moimi palcami, ma dłużej zatrzymując się przy obrączce i idąc dalej. Nie płakał, ja też nie. Oboje się baliśmy, ale myśl o tym, że ktoś zdobi krzywdę naszym maleństwom działa na nas tak samo. Wywołuje gniew i chcieć walki. Za to nasza bliskość, nas uspokaja. Więc podczas gdy Dymitr zajmował się moją jedną ręką, ja drugą czochrałam go po włosach. Sięgnęłam po poprzednią książkę, o strzygach, i czytałam dalej. To nie możliwe, żeby nic nie było. Zaczęłam czytać szybciej i przerzucać kartki bardziej gorliwie.
- Roza.- mąż złapał mnie za drugą dłoń i obie ucałował.- Spokojnie i cierpliwości. Tak nic nie znajdziesz, a tylko tracisz czas.
Miał rację. Wzięłam głęboko wdech i zaczęłam na spokojnie czytać od momentu na którym skończyłam. Ukochany wziął też inną książkę, ale nie podniósł się ze mnie. Mo też było wygodnie, więc nie narzekałam. Byłam już na ostatnim rozdziale, gdy między kartkami wyczułam mały, delikatny kamyczek. Na początku myślałam, że poprzedniemu czytelnikowi wpadł. Jednak to szybko zostało rozwiane, gdy przy przerzucaniu stron, następna była czysta, a "kamyk" był dalej. Aż się podniosłam, a wraz ze mną Bielikow.
- Co jest Roza?- spytał, marszcząc brwi.
Ja jednak nie odpowiedziałam, tylko położyłam książkę na ziemi i badałam kolejne strony. Przerzuciłam ostatnią kartkę i...
Nic!
Nie było kamyka. Za to czułam go przez poprzedni kawałek papieru. To oznacza, że...
Zaczęłam badać ostatnią stronę i to tam był kamyk. W niej. Miałam rację. Zaczęłam dokładnie to badać, aż w miejscy sklejenia z okładką zobaczyłam rozwarstwienie. Złapałam sztylet i czubek ostrza włożyłam w szparę między sklejonymi stronami, po czym przejechałam nim wzdłuż kleju. Tak jak myślałam, ukryta strona, a na niej tak długo poszukiwana odpowiedź.
- Powinieneś wziąć sobie krew w termosie.- powiedziałam to tak zwykłym tonem, jakbym mówiła o herbacie.
Bielikow popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- No co? Ty też możesz być głodny.- burknęłam, gdy nie potraktował mnie poważnie.
Objął mnie, ze śmiechem, ramieniem i przyciągnął bliżej.
- Och Roza, Roza. Nawet nie wiesz, jak ja Cię kocham.- pocałował mnie w skroń.
- Oj wiem, Towarzyszu. Wiem.
W budynku nie mieliśmy trudności i nawet kobieta nie sprawdziła nam dokumentów. Wróciliśmy do naszej alejki i ponowiliśmy poszukiwania. Czytałam każdą najmniejszą linijkę, żeby tylko czegoś nie przegapić. Ale nie za wiele to dało. Niekiedy przyłapałam męża na ukradkowym przeglądaniu się mi, a wtedy tylko się uśmiechał pokrzepiająco i wracał do księgi. Ale i tak czułam na sobie jego spojrzenie. To urocze, ale raczej nam nie pomoże. Zagłębiłam się w któraś z kolei księgę, jednak wciąż męczyła mnie kwestia "Rodzai Strzyg" i tego sposobu. Pchnięta intuicją wróciłam do tego fragmentu i czytałam dokładnie dalej.
- Roza.- przerwał mi ukochany, stojąc przy regale.- Tu jest coś o Moonersach i Chorsenach.
Odłożyłam księgę i zrobiłam miejsce Rosjaninowi, który położył przed nami ledwo wyciągnięty tom. Tytuł głosił "Gwiezdni Ambasadorzy". Zaczęliśmy ją przeglądać, ale nie dowiedzieliśmy się za dużo. A na pewno nie więcej, niż wiedzieliśmy. Były różne przypadki, ale o dzieciach dwóch wampirach nie było mowy przez połowę księgi. Jednak jak już się zaczął temat, nie było widać jego końca. O mocach, o możliwości rozmnażania się i o podobieństwie do morojów. Zaciekawiło mnie, że dampir z dampirem urodzą dampira. Za to dampir z morojem da potomka pełnej wampirzej krwi, władające wszystkimi mocami. Po wielu pokoleniach uznano je za niebezpieczne, ze względu na możliwość buntu ze strony dampirów, jak i potęgi ich dzieci, więc zabili wszystkich, którzy mieli w sobie krew Chorsenów. Przy tym fragmencie spojrzeliśmy na siebie zaniepokojeni.
- To już nie te czasy, nie?- uśmiechnął się słabo były strażnik.
- Dymitr, mówimy o arystokracji.- uświadomiłam mu, z żalem i bólem.
- Nie pozwolę skrzywdzić nikogo z naszej rodziny.- zapewnił.
- Kochanie.- popatrzyłam na niego smutno, głaszcząc jego gładki policzek.- Nie zapewnisz wszystkim bezpieczeństwa, a zwłaszcza za kilka wieków. Niestety, ale muszą poradzić sobie sami.
Ukochany wtulił twarz w moją rękę, w końcu przytuliłam go do siebie. Położyłam się, a on na moi brzuchu. Zaczął bawić się moimi palcami, ma dłużej zatrzymując się przy obrączce i idąc dalej. Nie płakał, ja też nie. Oboje się baliśmy, ale myśl o tym, że ktoś zdobi krzywdę naszym maleństwom działa na nas tak samo. Wywołuje gniew i chcieć walki. Za to nasza bliskość, nas uspokaja. Więc podczas gdy Dymitr zajmował się moją jedną ręką, ja drugą czochrałam go po włosach. Sięgnęłam po poprzednią książkę, o strzygach, i czytałam dalej. To nie możliwe, żeby nic nie było. Zaczęłam czytać szybciej i przerzucać kartki bardziej gorliwie.
- Roza.- mąż złapał mnie za drugą dłoń i obie ucałował.- Spokojnie i cierpliwości. Tak nic nie znajdziesz, a tylko tracisz czas.
Miał rację. Wzięłam głęboko wdech i zaczęłam na spokojnie czytać od momentu na którym skończyłam. Ukochany wziął też inną książkę, ale nie podniósł się ze mnie. Mo też było wygodnie, więc nie narzekałam. Byłam już na ostatnim rozdziale, gdy między kartkami wyczułam mały, delikatny kamyczek. Na początku myślałam, że poprzedniemu czytelnikowi wpadł. Jednak to szybko zostało rozwiane, gdy przy przerzucaniu stron, następna była czysta, a "kamyk" był dalej. Aż się podniosłam, a wraz ze mną Bielikow.
- Co jest Roza?- spytał, marszcząc brwi.
Ja jednak nie odpowiedziałam, tylko położyłam książkę na ziemi i badałam kolejne strony. Przerzuciłam ostatnią kartkę i...
Nic!
Nie było kamyka. Za to czułam go przez poprzedni kawałek papieru. To oznacza, że...
Zaczęłam badać ostatnią stronę i to tam był kamyk. W niej. Miałam rację. Zaczęłam dokładnie to badać, aż w miejscy sklejenia z okładką zobaczyłam rozwarstwienie. Złapałam sztylet i czubek ostrza włożyłam w szparę między sklejonymi stronami, po czym przejechałam nim wzdłuż kleju. Tak jak myślałam, ukryta strona, a na niej tak długo poszukiwana odpowiedź.
wtorek, 20 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 89
ROSE
- Gdzie ty mnie zabierasz, wariacie.- zaśmiałam się, gdy wchodziliśmy na wieżę Mariacką.a
- Może to nie wieża Eiffla,- również się śmiał.- ale myślę, że i tak będziesz zachwycona.
Gdy znaleźliśmy się na szczycie, stanął za mną, zasłaniają mi oczy i lekko popchnął do przodu. Machałam rękoma przed sobą, aż wyczuwam ścianę. A raczej ściany otworu. Położyłam dłonie na deskach, robiących za parapet, a po chwili mój ukochany odsłonił mi oczy. Widok był oszałamiający. Wszędzie wszechogarniający nas mrok i światła miast pod nami. Na biodrach poczułam silny uścisk palców męża, jak by bał się, że wypadnę.
- Pięknie tu.- przyznał.
Położył głowę w zagłębieniu mojego ramienia tak, że nasze policzki się stykały.
- Martwię się o Ciebie Roza.- przyznał po chwili ciszy.
Odwróciłam się do ukochanego, patrząc mu ze zdziwieniem w oczy.
- Czemu?
- Zadręczasz się myślą , że nie uda nam się. Z każdą chwilą w tej bibliotece denerwujesz się brakiem informacji.
- No bo ile można.- zdenerwowana wrzuciłam ręce w górę i zaczęłam nerwowo krążyć po pomieszczeniu.- Byliśmy tak blisko i co?! Nie ma. Bo niebezpieczne! Co za idiotyzm?!
- Roza, słońce, spokojnie.- złapał mnie za nadgarstki i zmusił do spojrzenia w oczy.- To dobra wiadomość, że już kiedyś były takie strzygi jak ja i jest na to lekarstwo. Trzeba szukać do skutku. Damy radę razem.
Ten krótki monolog Rosjanina napełnił mnie wiarą. Ze wzruszeniem patrzyłam mu w oczy, po czym przeniosłam dłonie na jego chłodnych policzkach i pocałowałam go namiętnie w usta.
Po zwiedzeniu wierzy, poszliśmy do Maka. To znaczy ja poszłam, a Dymitra wrzuciłam na polowanie. Nie pozwolę mu się godzić. W końcu mi uległ i tak o to zajadałam się podwójnym hamburgerem i frytkami, popijając to Pepsi. Po chwili do środka weszła grupka młodzieży, drąca się na cały lokal. W pierwszej chwili miałam ochotę na nich krzyknąć, żeby byli ciszej, ale przypomniały mi się chwilę, gdy z Lissą, Nicko, Ashley, Kevinem i Monią zachowywaliśmy się dokładnie tak samo. Więc zamiast robić aferę, patrzyłam na tą grupkę młodych ludzi, cieszących się najlepszymi latami życia. Czy Dmdampiry, czy moroje, czy ludzie, wszyscy w tym wieku mają podobne zmartwienia. Kończyłam frytki, mocząc je w pozostałości ketchupu na tacce, kiedy drzwi się otworzyły, a chwilę później obok mnie usiadła barczysta postać i objęła mnie ramieniem.
- Jak zostanę odmieniony, przyjedziemy tu i zjem 5 takich burgerów.- wskazał na puste opanowanie.
- A ja to nagram, bo za pierwszym razem nie uwierzę.
Wstaliśmy, ja się ubrałam i razem wyszliśmy na chłodne, nocne powietrze. Razem trzymając się za ręce poszliśmy do hotelu.
- Roza, ile jeszcze ten twój okres będzie trwał.- jęknął Dymitr, ściągając swój płaszcz.
Zaczyna się. Od czasu porodu co miesiąc to samo pytanie. Westchnęłam ciężko, zdejmują z siebie swoje ubranie wierzchnie.
- Tyle co zawsze.
Poszłam do łazienki zmyć makijaż. Gdy wycierałam twarz wacikiem, poczułam na talii silne dłonie i ciepły oddech na karku. Zadrżałam, a włoski stanęły mi dęba.
- Jak już ci się skończy, będziemy się kochać dzień i noc.- mruknął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
- Dy-dymitr.- zajaknęłam się.- Proszę... przestań...
Odsunął się ode mnie.
- Dobrze Roza. Wiesz, że poczekam. Dla ciebie warto.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, wracając do zmywania tuszu z rzęs.
- Ale wspólnego prysznica mi nie odmówisz?- spytał.
- Na to mogę się zgodzić.- stwierdziłam, a on uśmiechnął się triumfalnie.
Gdy skończyłam czyścić buzię, rozebraliśmy się nawzajem i weszliśmy do kabiny. Po dość długim prysznicu i licznych pocałunkach, opuściliśmy ją. Dymitr wytarł najpierw siebie, potem dokładnie mnie, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, owinął mnie i podniósł jak pannę młodą.
- Co ty chcesz jeszcze ze mną zrobić?- zaśmiałam się, zarzucając mu ręce na kark.
- Tylko dobrze, Roza.- również się uśmiechnął.
- No dobrze, Towarzyszu. Skoro musisz.
Położył mnie delikatnie na miękkim łóżku i wrócił do łazienki. Po chwili wrócił z balsamem do ciała. Położyłam się odprężona, a on przystąpił do działania. O tak. To jest to czego teraz mi trzeba. Po bardzo dobrym i dokładnym masażu, nie mogłam się ruszyć. Bielikow uzbrojony w książkę, położył się obok mnie, a ja się w niego wtuliłam.
- Dobranoc Roza.- musnął ustami moje czoło.
Jednak ka byłam tak zmęczona i przyjemnie obolała, że jedyne ma co się wysiliłam, to ciche mruknięcie, podsumowane śmiechem mojego męża i wzmocnieniem uścisku. Już po chwili spałam.
- Gdzie ty mnie zabierasz, wariacie.- zaśmiałam się, gdy wchodziliśmy na wieżę Mariacką.a
- Może to nie wieża Eiffla,- również się śmiał.- ale myślę, że i tak będziesz zachwycona.
Gdy znaleźliśmy się na szczycie, stanął za mną, zasłaniają mi oczy i lekko popchnął do przodu. Machałam rękoma przed sobą, aż wyczuwam ścianę. A raczej ściany otworu. Położyłam dłonie na deskach, robiących za parapet, a po chwili mój ukochany odsłonił mi oczy. Widok był oszałamiający. Wszędzie wszechogarniający nas mrok i światła miast pod nami. Na biodrach poczułam silny uścisk palców męża, jak by bał się, że wypadnę.
- Pięknie tu.- przyznał.
Położył głowę w zagłębieniu mojego ramienia tak, że nasze policzki się stykały.
- Martwię się o Ciebie Roza.- przyznał po chwili ciszy.
Odwróciłam się do ukochanego, patrząc mu ze zdziwieniem w oczy.
- Czemu?
- Zadręczasz się myślą , że nie uda nam się. Z każdą chwilą w tej bibliotece denerwujesz się brakiem informacji.
- No bo ile można.- zdenerwowana wrzuciłam ręce w górę i zaczęłam nerwowo krążyć po pomieszczeniu.- Byliśmy tak blisko i co?! Nie ma. Bo niebezpieczne! Co za idiotyzm?!
- Roza, słońce, spokojnie.- złapał mnie za nadgarstki i zmusił do spojrzenia w oczy.- To dobra wiadomość, że już kiedyś były takie strzygi jak ja i jest na to lekarstwo. Trzeba szukać do skutku. Damy radę razem.
Ten krótki monolog Rosjanina napełnił mnie wiarą. Ze wzruszeniem patrzyłam mu w oczy, po czym przeniosłam dłonie na jego chłodnych policzkach i pocałowałam go namiętnie w usta.
Po zwiedzeniu wierzy, poszliśmy do Maka. To znaczy ja poszłam, a Dymitra wrzuciłam na polowanie. Nie pozwolę mu się godzić. W końcu mi uległ i tak o to zajadałam się podwójnym hamburgerem i frytkami, popijając to Pepsi. Po chwili do środka weszła grupka młodzieży, drąca się na cały lokal. W pierwszej chwili miałam ochotę na nich krzyknąć, żeby byli ciszej, ale przypomniały mi się chwilę, gdy z Lissą, Nicko, Ashley, Kevinem i Monią zachowywaliśmy się dokładnie tak samo. Więc zamiast robić aferę, patrzyłam na tą grupkę młodych ludzi, cieszących się najlepszymi latami życia. Czy Dmdampiry, czy moroje, czy ludzie, wszyscy w tym wieku mają podobne zmartwienia. Kończyłam frytki, mocząc je w pozostałości ketchupu na tacce, kiedy drzwi się otworzyły, a chwilę później obok mnie usiadła barczysta postać i objęła mnie ramieniem.
- Jak zostanę odmieniony, przyjedziemy tu i zjem 5 takich burgerów.- wskazał na puste opanowanie.
- A ja to nagram, bo za pierwszym razem nie uwierzę.
Wstaliśmy, ja się ubrałam i razem wyszliśmy na chłodne, nocne powietrze. Razem trzymając się za ręce poszliśmy do hotelu.
- Roza, ile jeszcze ten twój okres będzie trwał.- jęknął Dymitr, ściągając swój płaszcz.
Zaczyna się. Od czasu porodu co miesiąc to samo pytanie. Westchnęłam ciężko, zdejmują z siebie swoje ubranie wierzchnie.
- Tyle co zawsze.
Poszłam do łazienki zmyć makijaż. Gdy wycierałam twarz wacikiem, poczułam na talii silne dłonie i ciepły oddech na karku. Zadrżałam, a włoski stanęły mi dęba.
- Jak już ci się skończy, będziemy się kochać dzień i noc.- mruknął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
- Dy-dymitr.- zajaknęłam się.- Proszę... przestań...
Odsunął się ode mnie.
- Dobrze Roza. Wiesz, że poczekam. Dla ciebie warto.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, wracając do zmywania tuszu z rzęs.
- Ale wspólnego prysznica mi nie odmówisz?- spytał.
- Na to mogę się zgodzić.- stwierdziłam, a on uśmiechnął się triumfalnie.
Gdy skończyłam czyścić buzię, rozebraliśmy się nawzajem i weszliśmy do kabiny. Po dość długim prysznicu i licznych pocałunkach, opuściliśmy ją. Dymitr wytarł najpierw siebie, potem dokładnie mnie, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, owinął mnie i podniósł jak pannę młodą.
- Co ty chcesz jeszcze ze mną zrobić?- zaśmiałam się, zarzucając mu ręce na kark.
- Tylko dobrze, Roza.- również się uśmiechnął.
- No dobrze, Towarzyszu. Skoro musisz.
Położył mnie delikatnie na miękkim łóżku i wrócił do łazienki. Po chwili wrócił z balsamem do ciała. Położyłam się odprężona, a on przystąpił do działania. O tak. To jest to czego teraz mi trzeba. Po bardzo dobrym i dokładnym masażu, nie mogłam się ruszyć. Bielikow uzbrojony w książkę, położył się obok mnie, a ja się w niego wtuliłam.
- Dobranoc Roza.- musnął ustami moje czoło.
Jednak ka byłam tak zmęczona i przyjemnie obolała, że jedyne ma co się wysiliłam, to ciche mruknięcie, podsumowane śmiechem mojego męża i wzmocnieniem uścisku. Już po chwili spałam.
niedziela, 18 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 88
Obudziłam się bardzo wypoczęta i gotowa na kolejny dzień pełen ksiąg. Przeciągnęłam się i otworzyłam ostrożnie oczy. Ale o dziwo nie oślepiło mnie światło. Wszędzie panował mrok, tylko lekki blask dochodził zza książki mojej poduszki. W ogóle się przemieściłam z ud na brzuch męża, a on w ogóle położył się na plecy, czytając na leżąco. Musiał poczuć mój ruch, bo odłożył książkę i komórkę, w której włączył latarkę, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem. Klasnąl w dłonie, a w całej bibliotece zaczęły stopniowo zapalać się światła.
- Hej.- mruknęłam zaspana, podnosząc się.
- Dzień dobry kochanie. Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Lubię, gdy jesteś moją podusią z wbudowanym grzejniczkiem.
- Aaa...- zaśmiał się.- To aż tak jestem innowacyjny?
- Ehem.- pokiwałam głową. Nagle zaburczało mi w brzuchu.- Chyba głodna jestem.
- Chyba tak.
Po chwili wyciągnął z plecaka chleb i sałatkę z gyrosem, a do tego herbatka z termosu. Na razie tyle musiało mi wystarczyć. Po śniadaniu na nowo wzięliśmy się do pracy.
- Kochanie, a gdzie ta książka, co mi ją wczoraj przebrałeś?- spytałam na wstępie.
- Tam.- wskazał za stos ksiąg.
Podeszłam i zaczęłam kartkować do momentu, w którym skończyłam.
Dalej były różne eksperymenty, nie zawsze udane, ale za dużo nie wniosły do naszego życia. Aż trafiłam na drugie przemienienie w strzygę. Serce zabiło mi szybciej z powróconej nadziei.
Strzygę da się uratować. Wystarczy aby użytkownik Ducha napełnił sztylet swoją magią i sam przebił nim serce strzygi. Jednak co tak naprawdę dzieje się z taką osobą? Szereg badań nie wskazał na żadne różnice fizjologiczne, jednakże ma to wpływ duchowy. Taka osoba nie jest w stanie zrobić krzywdy nikomu, kto na to nie zasługuje. Pojawiło się pytanie, więc, czy takowa osoba na nowo może stać się strzygą? Odpowiedź brzmi tak, jednak inną, niż znamy dotychczas. Ben, pierwszy odmieniony, poddał się naszemu eksperymentowi pod lekkim naciskiem. Zyskał cechy wyglądu strzygi, oraz ich siłę i szybkość. Jedyna rzecz, która ich wyróżniała, to wnętrze. Nowa strzyga miała uczucia o tej samej sile, co wcześniej. Jednak próba odmienienia go, tym razem się nie powiodła i zginął z rąk żony.
Kartkowałam kolejne strony, ale nic więcej się nie dowiedziałam. Sfrustrowana zatrzasnęłam księgę i chwyciłam kolejną. Wyłapałam zmartwione spojrzenie ukochanego, przykute moim zachowaniem, ale zignorowałam to. Mam okres, to mogę. Siedzimy tu już dwa dni i nic nam to nie daje. Zaczęłam przeglądać kolejne książki. Może skoro już coś o takich jak Dymitr wiedzieli, uda nam się to znaleźć.
DYMITR
Patrzyłem zmartwiony, ale i też zauroczony. Jest taka piękna, gdy tak bardzo skupia się na odnalezieniu informacji. Jak co chwilę marszczy swój mały, zgrabny nosek, albo nieświadomie wysuwa różowy język. Czym bardziej ją obserwuję, tym bardziej jestem pełen podziwu dla jej siły. Po tym wszystkim, co przeszła... A mimo to jest tu ze mną i uśmiecha się częściej niż którykolwiek, kogo znam. Jeszcze nigdy nie widziałem osoby, która tak jak ona brała z życia co najlepsze i kroczyła przeciw przeszkodą i trudnością do prawdy. Przez nią nie mogę się na niczym skupić. Już całkowicie znikły wszystkie kariery, dystans między nimi i to poczucie obowiązku, gdy była moją uczennicą. Teraz jej bliskość mnie dekoncentruje i każę skupić się tylko na sobie. I łatwo się temu poddaję. Otrząsnąłem się z tych myśli i wróciłem do księgi. Starałem się ze wszystkich sił nie uciekać wzrokiem do mojej Różyczki, ale to nie było takie łatwe. Do tego doskwierał mi głód, ale póki wytrzymuję, nie chcę martwić mojej kochanej żony. I tak sytuacja w jakiej się znalazła wiele od niej wymaga. A opieka trójką dzieci... to bardzo wiele od niej wymagało. Ale poradziła sobie doskonale. Nie chcę jej teraz zawieść. Niekiedy myślę, że jakbym zniknął, byłoby lepiej, ale to nie prawda. Przypominam sobie, że to łatwiejsze rozwiązanie. Gdy Roza miała możliwość odmienienia mnie pierwszy raz, nie poddała się, co było łatwiejsze, a zrobiła wszystko, abym znów był dla świata. Dla niej. Tym razem mogę dokładnie sam przypatrywać się tym staraniom.
- Coś tu mam.- nagle się rozpromieniła. Położyłem książkę i podszedłem do niej na czworakach.
- Jest sposób na odmienienie strzygi drugiego stopnia.- przeczytałem na głos, widząc wzrokiem za jej zadbanym palcem.- Jest to skomplikowany proces, wymagający wielkiego poświęcenia, wiary w możliwości, czystego serca i wielkiej miłości. Jednakże...- Roza odwróciłam stronę, ale już z pierwszą linijką nasz zapał opadł.-... zostanie to moją tajemnicą. Ta wiedza jest zbyt niebezpieczna...
Westchnęliśmy oboje. Poczułem, że ciało brunetki napina się.
- Nie. To nie możliwe! Coś nam umknęło. To nie może być prawda. Tyle szukania i nic!
- Roza.- złapałem ją za nadgarstki.- Roza proszę uspokój się i spójrz na mnie.
Przestała mi się wyrywać i popatrzyła mi w oczy. Przyciągnął ją do siebie i zamknąłem w silnym uścisku i wiedziałem, że mimo szybko unoszącej się klatki piersiowej i rwanego oddechu, czułem jak się uspokaja.
- Już dość. - przerwałem ciszę.
Kobieta oderwała się ode mnie i spojrzała mi zdziwiona w oczy.
- Czego?- zmarszczyła brwi.
- Tego wszystkiego.- wskazałem dłońmi na regały.- Tego miejsca. Ono cię wykończy. Porywam cię. Na spontaniczną randkę.- uśmiechnęłam się tajemniczo.
Moja ukochana się roześmiała i wtuliła we mnie.
- Zdaję się na twoją wolę, królu.- mruknęłam, a ja, tuląc ją, poczułem, że mam w ramionach cały świat.
- Hej.- mruknęłam zaspana, podnosząc się.
- Dzień dobry kochanie. Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Lubię, gdy jesteś moją podusią z wbudowanym grzejniczkiem.
- Aaa...- zaśmiał się.- To aż tak jestem innowacyjny?
- Ehem.- pokiwałam głową. Nagle zaburczało mi w brzuchu.- Chyba głodna jestem.
- Chyba tak.
Po chwili wyciągnął z plecaka chleb i sałatkę z gyrosem, a do tego herbatka z termosu. Na razie tyle musiało mi wystarczyć. Po śniadaniu na nowo wzięliśmy się do pracy.
- Kochanie, a gdzie ta książka, co mi ją wczoraj przebrałeś?- spytałam na wstępie.
- Tam.- wskazał za stos ksiąg.
Podeszłam i zaczęłam kartkować do momentu, w którym skończyłam.
Drugi polegał na sprawdzeniu odporności dampirów na różnego rodzaju trucizny. Jednak żadna próba nie przeszła pomyślnie...
Dalej były różne eksperymenty, nie zawsze udane, ale za dużo nie wniosły do naszego życia. Aż trafiłam na drugie przemienienie w strzygę. Serce zabiło mi szybciej z powróconej nadziei.
Strzygę da się uratować. Wystarczy aby użytkownik Ducha napełnił sztylet swoją magią i sam przebił nim serce strzygi. Jednak co tak naprawdę dzieje się z taką osobą? Szereg badań nie wskazał na żadne różnice fizjologiczne, jednakże ma to wpływ duchowy. Taka osoba nie jest w stanie zrobić krzywdy nikomu, kto na to nie zasługuje. Pojawiło się pytanie, więc, czy takowa osoba na nowo może stać się strzygą? Odpowiedź brzmi tak, jednak inną, niż znamy dotychczas. Ben, pierwszy odmieniony, poddał się naszemu eksperymentowi pod lekkim naciskiem. Zyskał cechy wyglądu strzygi, oraz ich siłę i szybkość. Jedyna rzecz, która ich wyróżniała, to wnętrze. Nowa strzyga miała uczucia o tej samej sile, co wcześniej. Jednak próba odmienienia go, tym razem się nie powiodła i zginął z rąk żony.
Kartkowałam kolejne strony, ale nic więcej się nie dowiedziałam. Sfrustrowana zatrzasnęłam księgę i chwyciłam kolejną. Wyłapałam zmartwione spojrzenie ukochanego, przykute moim zachowaniem, ale zignorowałam to. Mam okres, to mogę. Siedzimy tu już dwa dni i nic nam to nie daje. Zaczęłam przeglądać kolejne książki. Może skoro już coś o takich jak Dymitr wiedzieli, uda nam się to znaleźć.
DYMITR
Patrzyłem zmartwiony, ale i też zauroczony. Jest taka piękna, gdy tak bardzo skupia się na odnalezieniu informacji. Jak co chwilę marszczy swój mały, zgrabny nosek, albo nieświadomie wysuwa różowy język. Czym bardziej ją obserwuję, tym bardziej jestem pełen podziwu dla jej siły. Po tym wszystkim, co przeszła... A mimo to jest tu ze mną i uśmiecha się częściej niż którykolwiek, kogo znam. Jeszcze nigdy nie widziałem osoby, która tak jak ona brała z życia co najlepsze i kroczyła przeciw przeszkodą i trudnością do prawdy. Przez nią nie mogę się na niczym skupić. Już całkowicie znikły wszystkie kariery, dystans między nimi i to poczucie obowiązku, gdy była moją uczennicą. Teraz jej bliskość mnie dekoncentruje i każę skupić się tylko na sobie. I łatwo się temu poddaję. Otrząsnąłem się z tych myśli i wróciłem do księgi. Starałem się ze wszystkich sił nie uciekać wzrokiem do mojej Różyczki, ale to nie było takie łatwe. Do tego doskwierał mi głód, ale póki wytrzymuję, nie chcę martwić mojej kochanej żony. I tak sytuacja w jakiej się znalazła wiele od niej wymaga. A opieka trójką dzieci... to bardzo wiele od niej wymagało. Ale poradziła sobie doskonale. Nie chcę jej teraz zawieść. Niekiedy myślę, że jakbym zniknął, byłoby lepiej, ale to nie prawda. Przypominam sobie, że to łatwiejsze rozwiązanie. Gdy Roza miała możliwość odmienienia mnie pierwszy raz, nie poddała się, co było łatwiejsze, a zrobiła wszystko, abym znów był dla świata. Dla niej. Tym razem mogę dokładnie sam przypatrywać się tym staraniom.
- Coś tu mam.- nagle się rozpromieniła. Położyłem książkę i podszedłem do niej na czworakach.
- Jest sposób na odmienienie strzygi drugiego stopnia.- przeczytałem na głos, widząc wzrokiem za jej zadbanym palcem.- Jest to skomplikowany proces, wymagający wielkiego poświęcenia, wiary w możliwości, czystego serca i wielkiej miłości. Jednakże...- Roza odwróciłam stronę, ale już z pierwszą linijką nasz zapał opadł.-... zostanie to moją tajemnicą. Ta wiedza jest zbyt niebezpieczna...
Westchnęliśmy oboje. Poczułem, że ciało brunetki napina się.
- Nie. To nie możliwe! Coś nam umknęło. To nie może być prawda. Tyle szukania i nic!
- Roza.- złapałem ją za nadgarstki.- Roza proszę uspokój się i spójrz na mnie.
Przestała mi się wyrywać i popatrzyła mi w oczy. Przyciągnął ją do siebie i zamknąłem w silnym uścisku i wiedziałem, że mimo szybko unoszącej się klatki piersiowej i rwanego oddechu, czułem jak się uspokaja.
- Już dość. - przerwałem ciszę.
Kobieta oderwała się ode mnie i spojrzała mi zdziwiona w oczy.
- Czego?- zmarszczyła brwi.
- Tego wszystkiego.- wskazałem dłońmi na regały.- Tego miejsca. Ono cię wykończy. Porywam cię. Na spontaniczną randkę.- uśmiechnęłam się tajemniczo.
Moja ukochana się roześmiała i wtuliła we mnie.
- Zdaję się na twoją wolę, królu.- mruknęłam, a ja, tuląc ją, poczułem, że mam w ramionach cały świat.
sobota, 17 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 87
- Dymitr.- zwróciłam na siebie jego uwagę.- tu może być coś ciekawego.
Siedzimy tu już od kilku godzin i jak na razie nic nie znaleźliśmy, więc może ta książka nam pomoże. Usiadłam obok męża i przewróciłam skórzaną okładkę z złoconym tytułem. Historia na wieki zagubiona
Nie wiem, skąd się tu wzięliśmy . Ale też nie powiem, że po prostu jesteśmy. Pamiętam nasz pierwszy dzień na ziemi, ale nie wiem, skąd pochodzimy. Nikogo nie pamiętam, jedyne co znałem to język, swoje imię i że jesteśmy morojami, a ci drudzy to strzygi. Najpierw było światło, biały, oślepiający blask. Były nas setki. Szliśmy jasnym tunelem, aż do końca. Na końcu było pustkowie i błękitne niego. Wyszliśmy z białego portalu. Na przeciwko nas pojawił się drugi, czarny portal. Z niego wyszły dziesiątki naszych dzisiejszych koszmarów. Blade jak trupy, z czerwonymi obwódkami wokół źrenic. Słońce choć piękne, nas raziło, a im odbierało siły, więc schowaliśmy się pod drzewami. Nagle strzygi zwęszyły ofiarę w zaroślach i się na nią rzuciły. Postanowiliśmy współpracować. My zajmowaliśmy się rozwojem wewnętrznym naszego gatunku i poznawaniem nas, a strzygi walką o przetrwanie. Polowały i budowały schronienia dla nas i siebie. Wszyscy odkryliśmy w sobie nieśmiertelność. Po latach spotkaliśmy pierwszych ludzi. Nie byli jacyś wysoko rozwinięci. Cześć z nas zbratała się z nimi, część wolała nie mieszać się z nimi. Strzygi wręcz traktowali ich jako kolejną zwierzynę. Wtedy pojawiły się pierwsze zgrzyty między naszymi rasami. Z tej małej grupki morojów, nazwanych zdrajcami wytworzyli się dzisiejsi stróże, ukrywający się po lasach. Jednak coraz korzystniejsze dla nas było trzymanie się bliżej ludzi, czego strzygi nie umiały pojąć, jednak to tolerowali. W starożytności osobiście byłem świadkiem narodzin jednego z pierwszych dampirow. Są one podobne do ludzi, ale zwinniejsi, bardziej szybcy i odmieni na choroby. Niestety wtedy też strzygi stały się najlepszymi kreaturami świata. Zachłanność jednego odbiła się na całym gatunku. Wystarczyło, że moroj zabił człowieka wypijając z niego całą krew. Strzygi straciły resztę sumienia i odporność na słońce, my staliśmy się słabi śmiertelni, a dzień odbierał nam siły, natomiast dampiry nie mogły mieć ze sobą dzieci. Nie bez powodu to strzygi były myśliwym. Dalej tak jest, jednak zmieniła się ofiara. Teraz w dampirzym obowiązku jest nas chronić, w zamian za rodzicielstwo.
Od wieków żyjecie między ludźmi, a Morojami i stoicie jak ścianą, oddzielając wampiry żywe od martwych. Jednak czy tylko tym jest wasze dziedzictwo? Uczycie się zabijać, wiedząc, że bez morojów nie jesteście w stanie dać życia. Ale los jest sprawiedliwy. Co wy z tego macie? Wiadomo, że nie możecie mieć dzieci ze sobą, ani z ludźmi. A co ze strzygami. Eksperyment trudny, ale nie niemożliwy. Po zbadaniu krwi moroja, strzygi i dampira doszliśmy do rozwiązania zagadki. Jeśli dampir napije się krwi strzygi i dojedzie do kopulacji, jest szansa, że urodzi się mała strzyga, ale pierwotna, opisana przez Hektora Milsa...
- Towarzyszu.- oderwałam się od lektury.- Kto napisał te kroniki.
Ukochany spojrzał na mnie zdziwiony, a później sprawdził pierwszą stronę
- Hektor Mils.- zmarszczył brwi.- A co?
- Nic, tylko ciekawych rzeczy się dowiaduję.
Wróciłam do książki.
... w "Historii na wieki zagubionej.". Podczas naszych badań urodziła się dziewczynka wyglądająca jak strzygą. Niestety dampirzyca zmarła podczas porodu. Okazało się, że płód żywił się jej krwią, a po sześciu miesiącach po prostu wyszła z brzucha matki, rozrywając ją na strzępy. Nazwaliśmy ją Sue Tym czasem, gdy to kobieta była strzygą, samodzielnie urodziła dziecko. Tym razem był to chłopiec, Taylor. Oboje wychowywali się w laboratorium, ale mieli zapewnione beztroskie dzieciństwo. Niekiedy robiliśmy na nich badania kontrolne. Wygląd i niektóre zdolności mieli strzyg, to jest siłę, szybkość, zręczność i nieśmiertelność, musieli pić krew, ale mieli uczucia jak dampiry. Żywili się wyłącznie krwią, ale musieli spać. Słońce nie robiło im żadnej krzywdy, za to jakimkolwiek kontakt z mocą ducha parzył ich. Po dziesięciu wiosnach, ich rozwój odpowiadał dwudziestoletnim ludziom . Zakochali się w sobie i wkrótce Sue zaszła w ciążę. Niestety ona i dzieci nie przeżyli, nie było takiej możliwości. One zjadały ją od środka, za to ona zabijała je trucizną, jaka płynęła w jej krwi strzygi. Nie mamy pojęcia, czemu nie zaszkodziła ona wcześniej Taylor'owi, ani jakie byłyby ich dzieci. Chłopak za to zabił się z rozpaczy za ukochaną i dziećmi. Tak zakończył się pierwszy eksperyment. Drugi polegał na...
- Roza.- mąż objął mniej od tyłu i zaczął całować po szyi.- Odłóż już to, bo zaraz mi tu padniesz. Oczy to ty już na zapałkach trzymasz.
- Wcale nie.- fuknęłam.
Chciałam się kłócić dalej, ale moje plany pokrzyżowało mi ziewnięcie, wydobywające się z moich ust.
- No jasne.- zaśmiał się.- Już bez gadania.
- Czekaj, jeszcze pójdę do toalety.
Wzięłam torebkę z podpaskami i poszłam do łazienki. Gdy wróciłam, zauważyłam, że Dymitr siedzi pośród ksiąg, a obok leży jego prochowiec.
- Pobrudzi ci się.- zauważyłam.
- Nie martw się, a teraz chodź tu.- poklepał się po udach.
Podeszłam i kucnęłam, a on wtedy pociągnął mnie tak, że położyłam głowę tam, gdzie przed chwilą się uderzał. Okrył mnie swoim płaszczem, a ja mogłam do woli rozkoszować się zapachem jego wody kolońskiej. Poczułam delikatny pocałunek na skroni i usłyszałam ciche dobranoc po rosyjsku. Nim się obejrzałam spałam otulona jego ciepłem.
Siedzimy tu już od kilku godzin i jak na razie nic nie znaleźliśmy, więc może ta książka nam pomoże. Usiadłam obok męża i przewróciłam skórzaną okładkę z złoconym tytułem. Historia na wieki zagubiona
Początek historii.
KRONIKI
DZIEŃ PIERWSZY...
- Tam już chyba nic nie znajdziemy.- zauważyłam.
- Nie wiem Roza. Ja mogę przekartkować koniec, a ty szukaj dalej.- Rosjanin odwrócił księgę.
Podniosłam się i znowu zaczęłam szukać między gabinetami, coś, co może nam pomóc. Wciąż nie dawało mi spokoju, skąd się jednak wzięli moroje i strzygi, jacy byli ba początku. Wstęp nie mówił za dużo, ale my mamy za mało czasu, aby się wczytywać w to głębiej. Wzięłam więc pięć losowych ksiąg i wróciłam na podłogę, po czym zaczęłam je przeglądać. Uwagę zwróciła mi jedna, poświęcona w całości dampirom. Otworzyłam ją na spisie treści i jeździłam palcem po tytułach rozdziałów. Zatrzymałam się na jednym. Pośpiesznie otworzyłam na odpowiednim rozdziale i zaczęłam czytać.
ROZDZIAŁ X
TO, CO NIE WYJDZIE PO ZA TAJNE LABORATORIUM KRÓLEWSKIE.
Od wieków żyjecie między ludźmi, a Morojami i stoicie jak ścianą, oddzielając wampiry żywe od martwych. Jednak czy tylko tym jest wasze dziedzictwo? Uczycie się zabijać, wiedząc, że bez morojów nie jesteście w stanie dać życia. Ale los jest sprawiedliwy. Co wy z tego macie? Wiadomo, że nie możecie mieć dzieci ze sobą, ani z ludźmi. A co ze strzygami. Eksperyment trudny, ale nie niemożliwy. Po zbadaniu krwi moroja, strzygi i dampira doszliśmy do rozwiązania zagadki. Jeśli dampir napije się krwi strzygi i dojedzie do kopulacji, jest szansa, że urodzi się mała strzyga, ale pierwotna, opisana przez Hektora Milsa...
- Towarzyszu.- oderwałam się od lektury.- Kto napisał te kroniki.
Ukochany spojrzał na mnie zdziwiony, a później sprawdził pierwszą stronę
- Hektor Mils.- zmarszczył brwi.- A co?
- Nic, tylko ciekawych rzeczy się dowiaduję.
Wróciłam do książki.
... w "Historii na wieki zagubionej.". Podczas naszych badań urodziła się dziewczynka wyglądająca jak strzygą. Niestety dampirzyca zmarła podczas porodu. Okazało się, że płód żywił się jej krwią, a po sześciu miesiącach po prostu wyszła z brzucha matki, rozrywając ją na strzępy. Nazwaliśmy ją Sue Tym czasem, gdy to kobieta była strzygą, samodzielnie urodziła dziecko. Tym razem był to chłopiec, Taylor. Oboje wychowywali się w laboratorium, ale mieli zapewnione beztroskie dzieciństwo. Niekiedy robiliśmy na nich badania kontrolne. Wygląd i niektóre zdolności mieli strzyg, to jest siłę, szybkość, zręczność i nieśmiertelność, musieli pić krew, ale mieli uczucia jak dampiry. Żywili się wyłącznie krwią, ale musieli spać. Słońce nie robiło im żadnej krzywdy, za to jakimkolwiek kontakt z mocą ducha parzył ich. Po dziesięciu wiosnach, ich rozwój odpowiadał dwudziestoletnim ludziom . Zakochali się w sobie i wkrótce Sue zaszła w ciążę. Niestety ona i dzieci nie przeżyli, nie było takiej możliwości. One zjadały ją od środka, za to ona zabijała je trucizną, jaka płynęła w jej krwi strzygi. Nie mamy pojęcia, czemu nie zaszkodziła ona wcześniej Taylor'owi, ani jakie byłyby ich dzieci. Chłopak za to zabił się z rozpaczy za ukochaną i dziećmi. Tak zakończył się pierwszy eksperyment. Drugi polegał na...
- Roza.- mąż objął mniej od tyłu i zaczął całować po szyi.- Odłóż już to, bo zaraz mi tu padniesz. Oczy to ty już na zapałkach trzymasz.
- Wcale nie.- fuknęłam.
Chciałam się kłócić dalej, ale moje plany pokrzyżowało mi ziewnięcie, wydobywające się z moich ust.
- No jasne.- zaśmiał się.- Już bez gadania.
- Czekaj, jeszcze pójdę do toalety.
Wzięłam torebkę z podpaskami i poszłam do łazienki. Gdy wróciłam, zauważyłam, że Dymitr siedzi pośród ksiąg, a obok leży jego prochowiec.
- Pobrudzi ci się.- zauważyłam.
- Nie martw się, a teraz chodź tu.- poklepał się po udach.
Podeszłam i kucnęłam, a on wtedy pociągnął mnie tak, że położyłam głowę tam, gdzie przed chwilą się uderzał. Okrył mnie swoim płaszczem, a ja mogłam do woli rozkoszować się zapachem jego wody kolońskiej. Poczułam delikatny pocałunek na skroni i usłyszałam ciche dobranoc po rosyjsku. Nim się obejrzałam spałam otulona jego ciepłem.
piątek, 16 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 86
Weszliśmy do wielkiego budynku biblioteki Jagiellońskiej. Wnętrze było niesamowite, pełne płaskorzeźb i pozłacanych zdobień, oraz pięknych obrazów. Dzięki przepustką przeszliśmy przez ochronę ludzi. Jednak z alchemikami może być już gorzej. Szliśmy krętymi schodami do tajnego archiwum, aż nie zatrzymaliśmy się przed drewnianymi drzwiami za nimi znajdował się szeroki korytarz , a na jego końcu znowu drzwi. Ale tym razem o wiele wietrze ze złotymi zdobieniami. Mimo że dużo czasu spędzałam w pałacu z Lissą, ich przepych mnie przytłoczył. Oba skrzydła podzielone były na cztery części w poziomie i na sześciu z nich piękne, złote płaskorzeźby przedstawiające dziwne rzeczy. Po lewej ludzie między dwoma kołami w powietrzu, na drugiej jaskiniowcy przy ognisku, a z tyłu w jaskini inne osoby. Na następnym społeczność, chyba w starożytności, a przy budynkach strzygi schowane w cieniu. Na czwartym nauczania jakiegoś świętego, pewnie święty Władimir. Piąty przedstawiał symbole pięciu żywiołów morojów, a ostatni...
- Dymitr.- zwróciłam jego uwagę na drugie od dołu okienko po prawej stronie powłoki.- Przecież to ty i Lissa.
Ostatnia płaskorzeźba poświęcona została momentowi odmienienia mojego ukochanego ze strzygi. On za to wciąż patrzył na wrota z nieskrywanym zdziwieniem i podziwem.
- To one jednak istnieją.- szepnął bardzo cicho, ale ja to usłyszałam.
Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. On spojrzał na mnie, zapewne czując na sobie mój palący wzrok i zrozumiał, że nie rozumiem.
- Kiedyś babcia Jewa opowiadała mi legendę o drzwiach historii, zdobionych z magicznego drzewa. Pokazują najważniejsze wydarzenia dla gatunku morojów, bo to oni je stworzyli.- wyjaśnił mi.- Podczas każdego wydarzenia, tworzy się na nich płaskorzeźba, przedstawiająca je. Nikt z rodziny nie wiedział, gdzie są. Aż do teraz.
-Ty pewnie, jako realista, nie wierzyłeś w ogóle w ich istnienie.- szturchnęłam go.
- Zdziwiłbyś się, ale jak byłem mały miałem głowę pełną marzeń i władawładałem dużą wyobraźnią.- spojrzał na mnie z melancholijnym uśmiechem.- Zrobiłem kiedyś sobie mapę potencjalnych miejsc, gdzie mogą być ukryte drzwi. Jednak byłem za mały, żeby zrozumieć, że piwnice sąsiadów nie są najlepszym miejscem na ukrycie tak ważnych artefaktów.
- To musiało być urocze.- zrobiłam maślane oczy, powstrzymując się od śmiechu.- Mały Dimka biegający po wiosce z kartką papieru i kapeluszem z gazety, szukając drogocennych magicznych drzwi.
I naprawdę to zobaczyłam. Nie mogłam już dłużej wytrzymać i wybuchłam śmiechem.
- No co?- wzruszył ramionami, również się uśmiechając.- Byłem mały. Ty mi powiesz, że nigdy nic taniego nie robiłaś.
Uspokoiłam się i uśmiechnęłam niewinnie, wspominając jak podczas jednego z tygodni u dziadków Dragomirówny, z Lissą chodziłyśmy po lesie, szukając skarbu z mapy jej dziadka. Jako przyszła strażniczka, brałam na poważnie takie akcje. Nigdy mie zapomnę jak parłam na przód przez gęste zarośla, ignorując jęczenie przyjaciółki, że to nie ma sensu. I co znalazłyśmy? Kuferek z zabawkami, a na wierzchu mnóstwo czekoladowych monet i bransoletek z cukierków.
- To co Roza?- z wspomnień wyrwał mnie mój mąż .- Wchodzimy?
- Chyba nie mamy innego wyjścia. Zwłaszcza jak przypomnę sobie ile schodów pokonaliśmy. Nie uśmiecha mi się wchodzić za szybko na górę.
Rosjanin zaśmiał się i naparł na drzwi te otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Weszliśmy do dużej sami, ozdobionej, zapewne sztucznymi kwiatami i ławkami rzeźbionymi w drewnie. Przed nami stała wklęsła, półokrągła ściana, a zza szyb pod sufitem widać było regały piętrzące się wiele metrów w górę. Całą była z drewna, po bokach ozdobiona płaskorzeźbami. Na środku znajdowało się przejście, które mieściły zalewie jedną osobę, oczywiście, jeżeli ta nie przekroczyła szerokością metra. A jeszcze w jego połowie był położony drążek. Z poważnymi minami podeszliśmy do wejścia. Przy samym drążku po prawej było okienko, a w nim mloda kobieta.
- Słucham?- powiedziała po polsku, , patrząc na nas nieufnie.
- Królowa Wassylisa przysyła nas, abyśmy dowiedzieli się czegoś o morojach, dampirach i strzygach, co pomoże jej zrozumieć naszą historię.- powiedziałam bez zająknęcia w ojczystym języku.
- Dokumenty.- zarządzał, przerzucając się na angielski.
Podaliśmy jej fałszywe paszporty, dowody osobiste i przepustki. Przyglądała się im, szukając najmniejszej oznaki kłamstwa. Choć z zewnątrz zachowałam kamienną maskę, we wnętrz cała się trzesłam. Zaczęła coś wpisywać w komputer, aż oddała nam wszystko.
- Drzwi was przepuściły, co znaczy, że nie macie złych zamiarów. Alejka piąta po prawej stronie. Ksiąg nie można zabierać po za teren biblioteki.
W duszy odetchnęłam z ulgą i weszliśmy do środka, przez przesuwający się drążek. Poczułam się jak na stacji metra. Gdy już znaleźliśmy się w środku, oniemiałam. Sala była ogromna, a do sufitu było z dziesięć metrów.
- Ciekawe, jak zdejmują te ksiegi?- zastanawiałam się na głos.
Dymitr parsknął śmiechem.
- Nie wiem. Może na upszęrzach. Jak alpiniści.- pokręcił rozbawiony głową i pociągnął mnie do wyznaczonego zbioru ksiąg.
- I jak my mamy coś tu znaleźć?
Straciłam nadzieję, że cokolwiek uda nam się osiągnąć przecież to może być wszędzie.
- Spokojnie Roza, uda nam się.- zapewnił mój ukochany, przytulając mnie do siebie.
Tak. To jest to, czego teraz potrzebowałam. Staliśmy tak, póki nie odsunęłam się od niego.
- Dobra, czas się brać do roboty. Ja w odróżnieniu od ciebie, nie mam całej wieczności.
Oboje wzięliśmy po kilka ksiąg i rozłożyliśmy się na podłodze, zatapiając w swoich lekturach.
- Dymitr.- zwróciłam jego uwagę na drugie od dołu okienko po prawej stronie powłoki.- Przecież to ty i Lissa.
Ostatnia płaskorzeźba poświęcona została momentowi odmienienia mojego ukochanego ze strzygi. On za to wciąż patrzył na wrota z nieskrywanym zdziwieniem i podziwem.
- To one jednak istnieją.- szepnął bardzo cicho, ale ja to usłyszałam.
Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. On spojrzał na mnie, zapewne czując na sobie mój palący wzrok i zrozumiał, że nie rozumiem.
- Kiedyś babcia Jewa opowiadała mi legendę o drzwiach historii, zdobionych z magicznego drzewa. Pokazują najważniejsze wydarzenia dla gatunku morojów, bo to oni je stworzyli.- wyjaśnił mi.- Podczas każdego wydarzenia, tworzy się na nich płaskorzeźba, przedstawiająca je. Nikt z rodziny nie wiedział, gdzie są. Aż do teraz.
-Ty pewnie, jako realista, nie wierzyłeś w ogóle w ich istnienie.- szturchnęłam go.
- Zdziwiłbyś się, ale jak byłem mały miałem głowę pełną marzeń i władawładałem dużą wyobraźnią.- spojrzał na mnie z melancholijnym uśmiechem.- Zrobiłem kiedyś sobie mapę potencjalnych miejsc, gdzie mogą być ukryte drzwi. Jednak byłem za mały, żeby zrozumieć, że piwnice sąsiadów nie są najlepszym miejscem na ukrycie tak ważnych artefaktów.
- To musiało być urocze.- zrobiłam maślane oczy, powstrzymując się od śmiechu.- Mały Dimka biegający po wiosce z kartką papieru i kapeluszem z gazety, szukając drogocennych magicznych drzwi.
I naprawdę to zobaczyłam. Nie mogłam już dłużej wytrzymać i wybuchłam śmiechem.
- No co?- wzruszył ramionami, również się uśmiechając.- Byłem mały. Ty mi powiesz, że nigdy nic taniego nie robiłaś.
Uspokoiłam się i uśmiechnęłam niewinnie, wspominając jak podczas jednego z tygodni u dziadków Dragomirówny, z Lissą chodziłyśmy po lesie, szukając skarbu z mapy jej dziadka. Jako przyszła strażniczka, brałam na poważnie takie akcje. Nigdy mie zapomnę jak parłam na przód przez gęste zarośla, ignorując jęczenie przyjaciółki, że to nie ma sensu. I co znalazłyśmy? Kuferek z zabawkami, a na wierzchu mnóstwo czekoladowych monet i bransoletek z cukierków.
- To co Roza?- z wspomnień wyrwał mnie mój mąż .- Wchodzimy?
- Chyba nie mamy innego wyjścia. Zwłaszcza jak przypomnę sobie ile schodów pokonaliśmy. Nie uśmiecha mi się wchodzić za szybko na górę.
Rosjanin zaśmiał się i naparł na drzwi te otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Weszliśmy do dużej sami, ozdobionej, zapewne sztucznymi kwiatami i ławkami rzeźbionymi w drewnie. Przed nami stała wklęsła, półokrągła ściana, a zza szyb pod sufitem widać było regały piętrzące się wiele metrów w górę. Całą była z drewna, po bokach ozdobiona płaskorzeźbami. Na środku znajdowało się przejście, które mieściły zalewie jedną osobę, oczywiście, jeżeli ta nie przekroczyła szerokością metra. A jeszcze w jego połowie był położony drążek. Z poważnymi minami podeszliśmy do wejścia. Przy samym drążku po prawej było okienko, a w nim mloda kobieta.
- Słucham?- powiedziała po polsku, , patrząc na nas nieufnie.
- Królowa Wassylisa przysyła nas, abyśmy dowiedzieli się czegoś o morojach, dampirach i strzygach, co pomoże jej zrozumieć naszą historię.- powiedziałam bez zająknęcia w ojczystym języku.
- Dokumenty.- zarządzał, przerzucając się na angielski.
Podaliśmy jej fałszywe paszporty, dowody osobiste i przepustki. Przyglądała się im, szukając najmniejszej oznaki kłamstwa. Choć z zewnątrz zachowałam kamienną maskę, we wnętrz cała się trzesłam. Zaczęła coś wpisywać w komputer, aż oddała nam wszystko.
- Drzwi was przepuściły, co znaczy, że nie macie złych zamiarów. Alejka piąta po prawej stronie. Ksiąg nie można zabierać po za teren biblioteki.
W duszy odetchnęłam z ulgą i weszliśmy do środka, przez przesuwający się drążek. Poczułam się jak na stacji metra. Gdy już znaleźliśmy się w środku, oniemiałam. Sala była ogromna, a do sufitu było z dziesięć metrów.
- Ciekawe, jak zdejmują te ksiegi?- zastanawiałam się na głos.
Dymitr parsknął śmiechem.
- Nie wiem. Może na upszęrzach. Jak alpiniści.- pokręcił rozbawiony głową i pociągnął mnie do wyznaczonego zbioru ksiąg.
- I jak my mamy coś tu znaleźć?
Straciłam nadzieję, że cokolwiek uda nam się osiągnąć przecież to może być wszędzie.
- Spokojnie Roza, uda nam się.- zapewnił mój ukochany, przytulając mnie do siebie.
Tak. To jest to, czego teraz potrzebowałam. Staliśmy tak, póki nie odsunęłam się od niego.
- Dobra, czas się brać do roboty. Ja w odróżnieniu od ciebie, nie mam całej wieczności.
Oboje wzięliśmy po kilka ksiąg i rozłożyliśmy się na podłodze, zatapiając w swoich lekturach.
poniedziałek, 12 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 85
Ostrożnie weszłam do pokoju. Na zakupach trochę mi zeszło, a nie dałam Dymitrowi znać i spodziewałam się, jakie będą tego konsekwencje.
- No nareszcie jesteś.- ukochany spojrzał na mnie z wyrzutem, ale i ulgą.
- Nie mogłam znaleźć kantora, a o poranku trudno złapać kogoś, kto zna angielski.- uśmiechnęłam się niewinnie.
Mąż podszedł wyjrzał mi przez ramię.
- Ale sklepy dałaś radę znaleźć.- mruknął.
Jednak wyminął mnie i wniósł torby do środka.
- Jestem tylko kobietą. - starałam się usprawiedliwić.
- Nie mam do ciebie żalu o zakupy, a że nie dałaś mi znać.- popatrzył na mnie jak zabity pies.- Martwiłem się.
Zrobiło mi się głupio. Podeszłam i przytuliłam się do jego dużego ciała. Od razu zamknął mnie w swoich ramionach, wdychając mój zapach. Czułam, jak się odpręża.
- Spokojnie skarbie. Jestem dorosła i umiem się obronić. Nie musisz się o mnie martwić.- wyszeptałam mu do ucha.
- Ale będę, bo cię kocham. Ty też się o mnie martwisz, mimo że, jak to mówisz, jestem Bogiem.
- Bo jesteś.- uśmiechnęłam się.- Ale to nie mnie dwa razy przemieniono w strzygę.
- Twój jeden raz to też za dużo.
Trwaliśmy w takim uścisku dopóki Dymitr nie zauważył jak podtrzymuję ziewnięcie. Bez słowa podniósł mnie i poszliśmy do łazienki.
- Jeszcze umiem chodzić.- zaśmiałam się.
- Możliwe. - cmoknął mnie w czoło.
Wtuliłam się w niego bardziej, czując coraz większe zmęczenie. W sumie nie spałam całą noc i pół dnia, a te zakupy dodatkowo mnie wymęczyły. Oddałam się całkowicie dłonią męża, gdy mnie rozebrał i posadził w wannie. Podczas gdy wokół mnie pojawiało się coraz więcej wody, on pozbył się swoich ubrań i usiadł za mną. Otaczająca mnie ciepła ciecz, dźwięk lejącej się wody i kojący dotyk ukochanego działały na mnie bardzo usypiająco. Zamknęłam na chwilę oczy, odprężając się. Jednak gdy je otworzyłam, nie byłam już w w wannie. Uniosłam się na łokciach, przeczesując wzrokiem pomieszczenie. Spojrzenie zatrzymałam na Rosjaninie, wpatrzonym w okno. Na zewnątrz było już ciemno.
- Co ja tu robię?- spytałam, wciąż lekko zdezorientowana.
Bielikow odwrócił się na dźwięk mojego głosu z uśmiechem.
- Hej.- usiadł na brzegu łóżka obok mnie.- Zasnęłaś mi podczas kąpieli, praktycznie na rękach. Wyglądałaś bardzo uroczo. Nie miałem...
- Nie miałeś serca mnie budzić, więc mnie tu przyniosłeś i ubrałeś.- skończyłam za niego.
Uśmiechnął się tak pięknie, że aż się uniosłam i złączyłam nasze usta, przyciągając go za bluzkę.
- Nie... mamy... czasu...- mruknął między pocałunkami, ale ostatecznie objął mnie i posadził na kolanach, pogłębiając pocałunek.
- Dziękuję...- mruknęłam w wolnej sekundzie.- za to..., że jesteś.
- Zawsze będę Roza. Zawsze.- przycisnął mnie do swojego torsu, zamykając w ciasnym uścisku.
- Chodź.- lekko się poruszyłam, na co on mnie puścił.- Czas cię zrobić na dampira.
Westchnął ciężko, ale dał się zaciągnąć do toaletki, a ja zabrałam się do roboty. Użyłam dwie tubki podkładu na jego twarz, dłonie i nogi. Narzekał o chwilę, jak my możemy to nosić i czuje się jakby miał beton na twarzy. Zignorowałam go, pracując dalej. Ucharakteryzowałam go trochę inaczej zmieniając rysy różne i brązem do konturowania, na wypadek, gdyby ktoś miał go poznać. Dodatkowo spiełam mu włosy i założyłam perukę z długimi, czarnymi włosami.
- To naprawdę konieczne.- westchnął, zdmuchując z czoła sztuczny kosmyk.
Jednak za wiele mu to nie dało. Gdy zamocowałam ją, zajęła układać "włosy ".
- Tak.- oznajmiłam tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Bła la.
Odwróciłam męża przodem do lustra, a mu prawie oczy wyszły z orbit. Już chciał pociągnąć dłonią po twarzy, ale pacnęłam go w nią. Szybko złapał za nią drugą i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie po to męczyłem się dwie godziny, żebyś ty teraz zniszczył to w sekundę. Jak będzie siedzieć to... musisz wytrzymać.
Jeszcze raz spojrzał w lustro.
- To naprawdę ja?- wciąż nie dowierzał.
- Tak. A teraz chodź. Czas znaleźć sposób na odmienienie cię
- No nareszcie jesteś.- ukochany spojrzał na mnie z wyrzutem, ale i ulgą.
- Nie mogłam znaleźć kantora, a o poranku trudno złapać kogoś, kto zna angielski.- uśmiechnęłam się niewinnie.
Mąż podszedł wyjrzał mi przez ramię.
- Ale sklepy dałaś radę znaleźć.- mruknął.
Jednak wyminął mnie i wniósł torby do środka.
- Jestem tylko kobietą. - starałam się usprawiedliwić.
- Nie mam do ciebie żalu o zakupy, a że nie dałaś mi znać.- popatrzył na mnie jak zabity pies.- Martwiłem się.
Zrobiło mi się głupio. Podeszłam i przytuliłam się do jego dużego ciała. Od razu zamknął mnie w swoich ramionach, wdychając mój zapach. Czułam, jak się odpręża.
- Spokojnie skarbie. Jestem dorosła i umiem się obronić. Nie musisz się o mnie martwić.- wyszeptałam mu do ucha.
- Ale będę, bo cię kocham. Ty też się o mnie martwisz, mimo że, jak to mówisz, jestem Bogiem.
- Bo jesteś.- uśmiechnęłam się.- Ale to nie mnie dwa razy przemieniono w strzygę.
- Twój jeden raz to też za dużo.
Trwaliśmy w takim uścisku dopóki Dymitr nie zauważył jak podtrzymuję ziewnięcie. Bez słowa podniósł mnie i poszliśmy do łazienki.
- Jeszcze umiem chodzić.- zaśmiałam się.
- Możliwe. - cmoknął mnie w czoło.
Wtuliłam się w niego bardziej, czując coraz większe zmęczenie. W sumie nie spałam całą noc i pół dnia, a te zakupy dodatkowo mnie wymęczyły. Oddałam się całkowicie dłonią męża, gdy mnie rozebrał i posadził w wannie. Podczas gdy wokół mnie pojawiało się coraz więcej wody, on pozbył się swoich ubrań i usiadł za mną. Otaczająca mnie ciepła ciecz, dźwięk lejącej się wody i kojący dotyk ukochanego działały na mnie bardzo usypiająco. Zamknęłam na chwilę oczy, odprężając się. Jednak gdy je otworzyłam, nie byłam już w w wannie. Uniosłam się na łokciach, przeczesując wzrokiem pomieszczenie. Spojrzenie zatrzymałam na Rosjaninie, wpatrzonym w okno. Na zewnątrz było już ciemno.
- Co ja tu robię?- spytałam, wciąż lekko zdezorientowana.
Bielikow odwrócił się na dźwięk mojego głosu z uśmiechem.
- Hej.- usiadł na brzegu łóżka obok mnie.- Zasnęłaś mi podczas kąpieli, praktycznie na rękach. Wyglądałaś bardzo uroczo. Nie miałem...
- Nie miałeś serca mnie budzić, więc mnie tu przyniosłeś i ubrałeś.- skończyłam za niego.
Uśmiechnął się tak pięknie, że aż się uniosłam i złączyłam nasze usta, przyciągając go za bluzkę.
- Nie... mamy... czasu...- mruknął między pocałunkami, ale ostatecznie objął mnie i posadził na kolanach, pogłębiając pocałunek.
- Dziękuję...- mruknęłam w wolnej sekundzie.- za to..., że jesteś.
- Zawsze będę Roza. Zawsze.- przycisnął mnie do swojego torsu, zamykając w ciasnym uścisku.
- Chodź.- lekko się poruszyłam, na co on mnie puścił.- Czas cię zrobić na dampira.
Westchnął ciężko, ale dał się zaciągnąć do toaletki, a ja zabrałam się do roboty. Użyłam dwie tubki podkładu na jego twarz, dłonie i nogi. Narzekał o chwilę, jak my możemy to nosić i czuje się jakby miał beton na twarzy. Zignorowałam go, pracując dalej. Ucharakteryzowałam go trochę inaczej zmieniając rysy różne i brązem do konturowania, na wypadek, gdyby ktoś miał go poznać. Dodatkowo spiełam mu włosy i założyłam perukę z długimi, czarnymi włosami.
- To naprawdę konieczne.- westchnął, zdmuchując z czoła sztuczny kosmyk.
Jednak za wiele mu to nie dało. Gdy zamocowałam ją, zajęła układać "włosy ".
- Tak.- oznajmiłam tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Bła la.
Odwróciłam męża przodem do lustra, a mu prawie oczy wyszły z orbit. Już chciał pociągnąć dłonią po twarzy, ale pacnęłam go w nią. Szybko złapał za nią drugą i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie po to męczyłem się dwie godziny, żebyś ty teraz zniszczył to w sekundę. Jak będzie siedzieć to... musisz wytrzymać.
Jeszcze raz spojrzał w lustro.
- To naprawdę ja?- wciąż nie dowierzał.
- Tak. A teraz chodź. Czas znaleźć sposób na odmienienie cię
czwartek, 8 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 85
- Ale go nastraszyłeś.- zaśmiałam się, jedząc już dostarczone pierogi.
Gdy poszłam otworzyć drzwi, tym razem przed boyem z jedzeniem, również w szlafroku, on oczywiście patrzył się nie tam, gdzie trzeba. Dymitr to zauważył i oczywiście nie obyło się bez porządnego warknięcia w stronę szatyna. Biedny chłopaczek odszedł tak szybko, że o mało co nie stukł wazonu.
- Bo nikt nie ma prawa na ciebie tak patrzeć. A tym bardziej dotykać.
- Jak widziałeś, umiem się obronić.- zauważyłam, kończąc posiłek.
- Widziałem i jestem dumny, że moja kochana żona, jest tak utalentowaną uczennicą.- podszedł i przytulił mnie od tylu, gdy wstałam od stołu.
Kiedy wreszcie mnie puścił, postawiłam naczynia na wózek i wystawiłam go po za pokój.
- To teraz mam dla ciebie bojowe zadanie.- zapowiedział mój mąż, kiedy usiedliśmy na kanapie.
- No słucham.- spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Przemyślałem dokładnie naszą ostatnią rozmowę, no i ostatecznie wyszło, że chyba masz rację. Jedynym wyjściem, aby alchemicy nie wiedzieli, kim jestem, jest kamuflaż. Poświęce się i pozwolę ci wysmarować mnie tym czymś. Niestety sama musisz sama iść do jakiegoś kosmetycznego, żeby było szybciej.
- O nie!- jęknęłam.- Mam całkiem sama tułać się po obcym mieście, nie znając języka? Jak ty to sobie wyobrazasz?
- W Rosji jakoś dałaś sobie radę.- zauważył.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale się poddała. W sumie ma rację. Ja sobie nie poradzę?! Pff... Poszłam do sypialni, przebrać się, po czym, ciepło ubrana, skierowałam się do drzwi.
- Rose.- zatrzymał mnie ukochany.- Weź jeszcze trochę dolarów i kup złotówki.
- Okey.- westchnęłam.
Wzięłam od męża pieniądze i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz okryłam się dokładniej, zmagając się z napierającym na mnie wiatrem. Zauważyłam dwójkę ludzi, siedzących się gdzieś. Postanowiłam ich zaczepić.
- Przepraszam...- odezwałam się.
- Nie mówimy po angielsku, przepraszam.- powiedział mężczyzna i się oddalili.
Westchnęłam i poszłam szukać szczęścia gdzie indziej. Ale dzisiaj mi nie odpisywało, bo każdy, kogo zaczęłam, umiał tylko jeden zwrot. Wreszcie nie wytrzymałam i weszłam do księgarni. Mam jakieś tam jeszcze zlote (wciąż nie umiem tego poprawnie wymawiać) i mogę za nie kupić słownik. Podeszłam do kasy, gdzie siedziała miło wyglądająca pani.
- Dzień dobry.- powiedziałam niepewnie.
- Witam. W czym mogę pomóc?
W tej chwili miałam ochotę skakać ze szczęścia. Ona umie angielski.
- Wie może pani, gdzie mogę znaleźć kantor?
- Kantor... hemm... Jak pani wyjedzie, trzeba iść w lewo, a na drugim skrzyżowaniu skręcić w prawo. Bedzie tam budynek z czerwonym szyldem "Poczta Polska". Na jej rogu, po drugiej stronie będzie kantor. Tam można się kogoś spytać i pokieruje panią.
- Tak, tylko problem, że nie mogę trafić na kogoś, kto zna angielski.- westchnęłam.- Ale dziękuję.
- To może chciałaby pani kupić słownik?- zaproponowała z uśmiechem, żywcem wziętym z reklamy.
- Poproszę.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Po chwili miałam już słownik kieszonkowy w
- Może też spróbować zaczepiać ludzi zajmujących wysokie stanowiska. Bez angielskiego tu się dalego nie zajdzie.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową, jeszcze raz podziękowałam i opuściłam sklep. Udałam się zgodnie ze wskazówkami kobiety i po dziesięciu minutach zobaczyłam pocztą. Kantor był trochę schowany, ale go znalazłam.
- Dzień dobry.- podeszłam do okienka.- chciałabym kupić zloty.
Podałam cały pęk banknotów. Mężczyzna przeliczył go i po chwili dał odliczoną kwotę w nominałach polskich.
- Proszę bardzo.
- Dziękuję.
Schowałam pieniądze do portfela i poszłam na poszukiwania jakiejś drogerii. Musiałam kupić przynajmniej z dwie tubki podkładu. Soczewki już mamy, więc o tyle dobrze. Chwilę się poszwedałam, aż znalazłam galerię handlową, a w niej musi być odpowiedni sklep. I nie myliłam się. Trochę zajęło mi znalezienie dobrej barwy podkładu pasująca do urody Rosnsjina, do tego róż i cienie do oczu. W końcu musi wyglądać jak normalny człowiek. Po za tym kończą mi się kosmetyki zabrane z hotelu w ameryce, bo i tam nie były całe. W sumie mam tyle pieniędzy, że mogę trochę zaszaleć na zakupach. Myślę, że Bielikow się nie obrazi. I tak w ciągu dnia nic więcej nie załatwimy. Po zapłaceniu za wszystkie rzeczy, wyszłam i zaczęłam chodzić po galerii, szukając sklepów z fajnymi ciuchami. Oj, to będą długie zakupy.
_______________________________________________
Wiem, nie bijcie. Rozdziały są dodawane tak jak są , ale powoli opuszcza mnie wena. Rozdziały nie są za ciekawe, a przed nami jeszcze dość długa droga. Po za tym szkoła mnie już męczy p, pewnie tak jak i was. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i będziecie cierpliwie czekać na rozwinięcie akcji. Kocham was, za to, że mimo wszystko wciąż jesteście 💖💖💖💖
Gdy poszłam otworzyć drzwi, tym razem przed boyem z jedzeniem, również w szlafroku, on oczywiście patrzył się nie tam, gdzie trzeba. Dymitr to zauważył i oczywiście nie obyło się bez porządnego warknięcia w stronę szatyna. Biedny chłopaczek odszedł tak szybko, że o mało co nie stukł wazonu.
- Bo nikt nie ma prawa na ciebie tak patrzeć. A tym bardziej dotykać.
- Jak widziałeś, umiem się obronić.- zauważyłam, kończąc posiłek.
- Widziałem i jestem dumny, że moja kochana żona, jest tak utalentowaną uczennicą.- podszedł i przytulił mnie od tylu, gdy wstałam od stołu.
Kiedy wreszcie mnie puścił, postawiłam naczynia na wózek i wystawiłam go po za pokój.
- To teraz mam dla ciebie bojowe zadanie.- zapowiedział mój mąż, kiedy usiedliśmy na kanapie.
- No słucham.- spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Przemyślałem dokładnie naszą ostatnią rozmowę, no i ostatecznie wyszło, że chyba masz rację. Jedynym wyjściem, aby alchemicy nie wiedzieli, kim jestem, jest kamuflaż. Poświęce się i pozwolę ci wysmarować mnie tym czymś. Niestety sama musisz sama iść do jakiegoś kosmetycznego, żeby było szybciej.
- O nie!- jęknęłam.- Mam całkiem sama tułać się po obcym mieście, nie znając języka? Jak ty to sobie wyobrazasz?
- W Rosji jakoś dałaś sobie radę.- zauważył.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale się poddała. W sumie ma rację. Ja sobie nie poradzę?! Pff... Poszłam do sypialni, przebrać się, po czym, ciepło ubrana, skierowałam się do drzwi.
- Rose.- zatrzymał mnie ukochany.- Weź jeszcze trochę dolarów i kup złotówki.
- Okey.- westchnęłam.
Wzięłam od męża pieniądze i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz okryłam się dokładniej, zmagając się z napierającym na mnie wiatrem. Zauważyłam dwójkę ludzi, siedzących się gdzieś. Postanowiłam ich zaczepić.
- Przepraszam...- odezwałam się.
- Nie mówimy po angielsku, przepraszam.- powiedział mężczyzna i się oddalili.
Westchnęłam i poszłam szukać szczęścia gdzie indziej. Ale dzisiaj mi nie odpisywało, bo każdy, kogo zaczęłam, umiał tylko jeden zwrot. Wreszcie nie wytrzymałam i weszłam do księgarni. Mam jakieś tam jeszcze zlote (wciąż nie umiem tego poprawnie wymawiać) i mogę za nie kupić słownik. Podeszłam do kasy, gdzie siedziała miło wyglądająca pani.
- Dzień dobry.- powiedziałam niepewnie.
- Witam. W czym mogę pomóc?
W tej chwili miałam ochotę skakać ze szczęścia. Ona umie angielski.
- Wie może pani, gdzie mogę znaleźć kantor?
- Kantor... hemm... Jak pani wyjedzie, trzeba iść w lewo, a na drugim skrzyżowaniu skręcić w prawo. Bedzie tam budynek z czerwonym szyldem "Poczta Polska". Na jej rogu, po drugiej stronie będzie kantor. Tam można się kogoś spytać i pokieruje panią.
- Tak, tylko problem, że nie mogę trafić na kogoś, kto zna angielski.- westchnęłam.- Ale dziękuję.
- To może chciałaby pani kupić słownik?- zaproponowała z uśmiechem, żywcem wziętym z reklamy.
- Poproszę.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Po chwili miałam już słownik kieszonkowy w
- Może też spróbować zaczepiać ludzi zajmujących wysokie stanowiska. Bez angielskiego tu się dalego nie zajdzie.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową, jeszcze raz podziękowałam i opuściłam sklep. Udałam się zgodnie ze wskazówkami kobiety i po dziesięciu minutach zobaczyłam pocztą. Kantor był trochę schowany, ale go znalazłam.
- Dzień dobry.- podeszłam do okienka.- chciałabym kupić zloty.
Podałam cały pęk banknotów. Mężczyzna przeliczył go i po chwili dał odliczoną kwotę w nominałach polskich.
- Proszę bardzo.
- Dziękuję.
Schowałam pieniądze do portfela i poszłam na poszukiwania jakiejś drogerii. Musiałam kupić przynajmniej z dwie tubki podkładu. Soczewki już mamy, więc o tyle dobrze. Chwilę się poszwedałam, aż znalazłam galerię handlową, a w niej musi być odpowiedni sklep. I nie myliłam się. Trochę zajęło mi znalezienie dobrej barwy podkładu pasująca do urody Rosnsjina, do tego róż i cienie do oczu. W końcu musi wyglądać jak normalny człowiek. Po za tym kończą mi się kosmetyki zabrane z hotelu w ameryce, bo i tam nie były całe. W sumie mam tyle pieniędzy, że mogę trochę zaszaleć na zakupach. Myślę, że Bielikow się nie obrazi. I tak w ciągu dnia nic więcej nie załatwimy. Po zapłaceniu za wszystkie rzeczy, wyszłam i zaczęłam chodzić po galerii, szukając sklepów z fajnymi ciuchami. Oj, to będą długie zakupy.
_______________________________________________
Wiem, nie bijcie. Rozdziały są dodawane tak jak są , ale powoli opuszcza mnie wena. Rozdziały nie są za ciekawe, a przed nami jeszcze dość długa droga. Po za tym szkoła mnie już męczy p, pewnie tak jak i was. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i będziecie cierpliwie czekać na rozwinięcie akcji. Kocham was, za to, że mimo wszystko wciąż jesteście 💖💖💖💖
poniedziałek, 5 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 83
Przez całe dwa tygodnie próbowaliśmy sobie zająć czymś czas. W dzień spałam, a w nocy zwiedzaliśmy. Okazało się, że Dymitr dobrze się dogaduje. Może nie umie całkiem po polsku, a jedynie jakieś podstawowe zwroty, ale pomaga sobie rosyjskim, a są to języki z jednej grupy, więc jakoś idzie. Po angielsku też da się dogadać, choć my jednak nie spotykamy zbyt wielu ludzi i wolimy zwiedzenie na własną rękę. Akurat Dymitr poszedł na polowanie, a ja usiadłam sobie z lodami przed telewizorem. Głupi okres. Czemu leki antykoncepcyjne nie mogą mu też zapobiec? Dymitr jest niepocieszony z celibatu, ale za to rozpieszcza mnie, żebym tylko się na nim nie wyżywała. Oglądałam jakąś telenowelę, straszenie nudna, ale to jedyne co znalazłam po angielsku, choć polski lektor trochę przeszkadzał. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Z ociąganiem wstałam i poszłam zobaczyć, kogo o tej porze nogi niosą. Na progu stał młody blondyn, około 20 lat, z pakunkiem w jednej ręce
- Pani Alice Gard?- spytał z pogardą.
- Tak. O co chodzi?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Jestem alchemikiem, przesłanym przez Panią Sage-Iwaszkow.
Rozglądnęłam się, czy nikt nie idzie i wciągnęłam go do pokoju.
- Chcesz coś do picia?- spytałam uprzejmie.
- Nie. Dziękuję.- położył pakunek na stoliku od kawy i zaczął go rozkładać.- Tu jest wszystko. Dowody tożsamości, przepustki do kwatery alchemików i karty z czipami do elektronicznych zamków.
Z zamyśleniem przeglądałam się poszczególnym kartą.
- No to chyba tyle.- westchnął.- Z tego co widzę, na trochę tu zostajecie.
- Coś czuję, że za szybko nam to nie pójdzie. Gorzej, że nie za bardzo znamy język.
- Jakbyście potrzebowali przewodnika, to dajcie znać.- wziął kawałek kartki i długopis, po czym napisał dwa ciągi cyfr.- Tu macie numery do mnie i mojej narzeczonej.
Zaskoczyła mnie jego uprzejmość. Normalnie dampiry są przez nich uznawani za kreatury. Musi być kimś bliskim dla Sydney.
- Dzięki, może się przydać.
- To ja już nie przeszkadzam. Dobranoc.- pożegnał się przy drzwiach.
- Dobranoc.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Gdy tylko drzwi się zamknięty, wzięłam telefon i zadzwoniłam do Dymitra.
- Coś się stało, Roza?- spytał zmartwiony.
- Nie.- uspokoiłam go.- Tylko przesyłka przyszła.
- Ok. Zaraz będę.
- Nie spiesz się, a najlepiej dużo zjedz, bo nie wiem ile będziemy tam siedzieć.
- No dobrze, ale wrócę najszybszej jak się da. Kocham Cię Roza i uważaj tam na siebie.
- Dobrze mój mężu.- zaśmiałam się, wywracając oczami. - Też Cię kocham.
Rozłączyłam się i skorzystałam z okazji, aby się zdrzemnąć. Jednak plany pokrzyżowało mi buczenie w brzuchu. Podniosłam słuchawkę hotelową i wybrałam numer do kuchni. Czekając na połączenie, przejrzałam Menu. Jest dużo ciekawych potraw, których nazwy za wiele mi nie mówią.
- W czym możemy pomóc?- w końcu usłyszałam głos obsługi.
Już nauczyłam się kilku zwrotów po polsku, więc wiem, co mówią.
- Dobry wieczór.- powiedziałam po angielsku.- Chciałabym zamówić podwójną porcję pierogów ruskich , kompot i jabłecznik z lodami do pokoju 248.
- Dobrze.- odpowiedziała uprzejmie kobieta w tym samy języku i się rozłączyła.
Chyba już się przyzwyczaili do moich wymysłów. Czekając na "kolację" poszłam wziąć szybki prysznic. Gdy byłam już czysta, usłyszałam pukanie do drzwi. Ubrałam pośpiesznie na bieliznę szlafrok i dokładnie się zakrywając otworzyłam drewnianą powłokę. Jednak zamiast mojego jedzenia zobaczyłam przystojnego bruneta w garniturze, opierającego się o futrynę. Na twarzy miał lekki zarost, który dodawał mu seksapilu. Do tego niezły zapach wody kolońskiej. Będę musiała taką załatwić . Wracając do gościa, który tym czasem mierzył mnie palącym spojrzeniem.
- Czy mogę panu jakoś pomóc?- spytałam, zakrywając się dokładniej.
- Mmmm... na pewno. - uśmiechnął się kusząco.- Widziałem panią kilka razy, bo mam pokój na tym samym piętrze i musisz być bardzo interesującą osobą.- pochylił się pewny siebie, obejmując mnie w pasie, a swój wzrok skierował na moje piersi.- Chętnie bym Cię poznał bliżej.- wyszeptał mi uwodzicielsko do ucha.
- Widzi pan,- położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i lekko napierając na niego, aby się odsunął.- radzę poszukać szczęścia gdzie indziej, bo ja jestem już zajęta. Z mężem bardzo się kochamy, jakby pan nie słyszał w nocy.
Jednak mężczyzna ani drgnął.
- Och to dla mnie żaden problem, kochanieńka.
Wepchnął mnie do środka, zamykając butem drzwi.
- Jednak dla mnie to jest problem.- odsunęłam się na bezpieczniejszą odległość.- Radzę się panu do mnie nie zbliżać.- dostrzegłam.
- Po co te formalności złoto.- tym razem oplótł mnie ramionami.- Wiem, że tego chcesz. Każda najpierw się opiera, a później jęczy na cały budynek.
Włożył jedną dłoń pod szlafrok i położył ją na mojej nagiej talii. Tego było już za wiele. Zrobiłam groźną minę, co skutkowało niepewnością przystojniaka. Nie czekając dłużej, złapałam go za rękę, która posunęła się za daleko i przerzuciłam go przez ramię. Brunet jęknął boleśnie, zaciskając zęby i powieki.
- To cię nauczy trzymać łapy z dala od mężatek.- wysyczałam mu do ucha.
W momencie gdy się wyprostowałam, do pokoju wszedł Dymitr. Zdziwiony patrzył to na mnie, to na gościa. Chyba zrozumiał, co się przed chwilą stało i uśmiechnął się cwanie.
- Roza, ile razy ci mówiłem , żebyś nie ćwiczył swoich technik na zwykłych ludziach?- zaśmiał się.
- Eee... zero?- zawtórowałam mu.- Po za tym zasłużył sobie.
- Nie wątpię.- pokręcił ze zrezygnowaniem głową.- No wstawaj lalusiu.
Brunet podniósł się, trzymając rękę, na którą upadł.
- Eghemm... wspaniała żona.- próbował się podlizać Rosjaninowi i zachować resztki dumy
- Wiem.- ukochany objął mnie ramieniem.- A czy po tak ciepłym pożegnaniu, będzie pan skłonny opuścić nasz pokój.
Mężczyzna lekko wystraszony ostrym tonem Bielikowa wyszedł. Gdy tylko zamknął drzwi, oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Pani Alice Gard?- spytał z pogardą.
- Tak. O co chodzi?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Jestem alchemikiem, przesłanym przez Panią Sage-Iwaszkow.
Rozglądnęłam się, czy nikt nie idzie i wciągnęłam go do pokoju.
- Chcesz coś do picia?- spytałam uprzejmie.
- Nie. Dziękuję.- położył pakunek na stoliku od kawy i zaczął go rozkładać.- Tu jest wszystko. Dowody tożsamości, przepustki do kwatery alchemików i karty z czipami do elektronicznych zamków.
Z zamyśleniem przeglądałam się poszczególnym kartą.
- No to chyba tyle.- westchnął.- Z tego co widzę, na trochę tu zostajecie.
- Coś czuję, że za szybko nam to nie pójdzie. Gorzej, że nie za bardzo znamy język.
- Jakbyście potrzebowali przewodnika, to dajcie znać.- wziął kawałek kartki i długopis, po czym napisał dwa ciągi cyfr.- Tu macie numery do mnie i mojej narzeczonej.
Zaskoczyła mnie jego uprzejmość. Normalnie dampiry są przez nich uznawani za kreatury. Musi być kimś bliskim dla Sydney.
- Dzięki, może się przydać.
- To ja już nie przeszkadzam. Dobranoc.- pożegnał się przy drzwiach.
- Dobranoc.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Gdy tylko drzwi się zamknięty, wzięłam telefon i zadzwoniłam do Dymitra.
- Coś się stało, Roza?- spytał zmartwiony.
- Nie.- uspokoiłam go.- Tylko przesyłka przyszła.
- Ok. Zaraz będę.
- Nie spiesz się, a najlepiej dużo zjedz, bo nie wiem ile będziemy tam siedzieć.
- No dobrze, ale wrócę najszybszej jak się da. Kocham Cię Roza i uważaj tam na siebie.
- Dobrze mój mężu.- zaśmiałam się, wywracając oczami. - Też Cię kocham.
Rozłączyłam się i skorzystałam z okazji, aby się zdrzemnąć. Jednak plany pokrzyżowało mi buczenie w brzuchu. Podniosłam słuchawkę hotelową i wybrałam numer do kuchni. Czekając na połączenie, przejrzałam Menu. Jest dużo ciekawych potraw, których nazwy za wiele mi nie mówią.
- W czym możemy pomóc?- w końcu usłyszałam głos obsługi.
Już nauczyłam się kilku zwrotów po polsku, więc wiem, co mówią.
- Dobry wieczór.- powiedziałam po angielsku.- Chciałabym zamówić podwójną porcję pierogów ruskich , kompot i jabłecznik z lodami do pokoju 248.
- Dobrze.- odpowiedziała uprzejmie kobieta w tym samy języku i się rozłączyła.
Chyba już się przyzwyczaili do moich wymysłów. Czekając na "kolację" poszłam wziąć szybki prysznic. Gdy byłam już czysta, usłyszałam pukanie do drzwi. Ubrałam pośpiesznie na bieliznę szlafrok i dokładnie się zakrywając otworzyłam drewnianą powłokę. Jednak zamiast mojego jedzenia zobaczyłam przystojnego bruneta w garniturze, opierającego się o futrynę. Na twarzy miał lekki zarost, który dodawał mu seksapilu. Do tego niezły zapach wody kolońskiej. Będę musiała taką załatwić . Wracając do gościa, który tym czasem mierzył mnie palącym spojrzeniem.
- Czy mogę panu jakoś pomóc?- spytałam, zakrywając się dokładniej.
- Mmmm... na pewno. - uśmiechnął się kusząco.- Widziałem panią kilka razy, bo mam pokój na tym samym piętrze i musisz być bardzo interesującą osobą.- pochylił się pewny siebie, obejmując mnie w pasie, a swój wzrok skierował na moje piersi.- Chętnie bym Cię poznał bliżej.- wyszeptał mi uwodzicielsko do ucha.
- Widzi pan,- położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i lekko napierając na niego, aby się odsunął.- radzę poszukać szczęścia gdzie indziej, bo ja jestem już zajęta. Z mężem bardzo się kochamy, jakby pan nie słyszał w nocy.
Jednak mężczyzna ani drgnął.
- Och to dla mnie żaden problem, kochanieńka.
Wepchnął mnie do środka, zamykając butem drzwi.
- Jednak dla mnie to jest problem.- odsunęłam się na bezpieczniejszą odległość.- Radzę się panu do mnie nie zbliżać.- dostrzegłam.
- Po co te formalności złoto.- tym razem oplótł mnie ramionami.- Wiem, że tego chcesz. Każda najpierw się opiera, a później jęczy na cały budynek.
Włożył jedną dłoń pod szlafrok i położył ją na mojej nagiej talii. Tego było już za wiele. Zrobiłam groźną minę, co skutkowało niepewnością przystojniaka. Nie czekając dłużej, złapałam go za rękę, która posunęła się za daleko i przerzuciłam go przez ramię. Brunet jęknął boleśnie, zaciskając zęby i powieki.
- To cię nauczy trzymać łapy z dala od mężatek.- wysyczałam mu do ucha.
W momencie gdy się wyprostowałam, do pokoju wszedł Dymitr. Zdziwiony patrzył to na mnie, to na gościa. Chyba zrozumiał, co się przed chwilą stało i uśmiechnął się cwanie.
- Roza, ile razy ci mówiłem , żebyś nie ćwiczył swoich technik na zwykłych ludziach?- zaśmiał się.
- Eee... zero?- zawtórowałam mu.- Po za tym zasłużył sobie.
- Nie wątpię.- pokręcił ze zrezygnowaniem głową.- No wstawaj lalusiu.
Brunet podniósł się, trzymając rękę, na którą upadł.
- Eghemm... wspaniała żona.- próbował się podlizać Rosjaninowi i zachować resztki dumy
- Wiem.- ukochany objął mnie ramieniem.- A czy po tak ciepłym pożegnaniu, będzie pan skłonny opuścić nasz pokój.
Mężczyzna lekko wystraszony ostrym tonem Bielikowa wyszedł. Gdy tylko zamknął drzwi, oboje wybuchliśmy śmiechem.
piątek, 2 czerwca 2017
ROZDZIAŁ 82
ROSE
Dymitr, tak jak obiecał, wynajął nam najlepszy pokój w całym Krakowie.
- Dziwnie się czuję.- stwierdziłam, przeglądając się po pomieszczeniu.
Salon zachowany był w barwach fioletu. Na środku białej podłogi leżał fioletowy dywan z ciemniejszymi wzorkami, a na nim biała kanapa i szklany stolik. Za to meble były z ciemnego drewna. Ścianę na przeciwko drzwi zdobiła ogromna plazma z białą komodą pod spodem. Po prawej stronie stał stół z czterema krzesłami. Pomieszczenia było przestronne i jasne.
- Coś nie tak?- zmartwił się mój mąż.- Nie podoba ci się.
- Nie!- zaprzeczyłam od razu, odwracając się do niego.- Tu jest pięknie. Ale... aż za bardzo. Nie jestem przyzwyczajona do takich luksusów.
Potarłam dłońmi ramiona, patrząc na to wszystko.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało. - zauważył ze śmiechem.
- To było 12 lat temu.- zauważyłam.- Odzwyczaiłam się.
Nagle Dymitr znalazł się przede mną i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, podniósł mnie w pasie i zaczął się kręcić wokół własnej osi, przy czym oboje się śmialiśmy.
- Moja królowa musi mieć wszystko co najlepsze.- zawołał, a następnie zatrzymał się, stawiając mnie na podłodze i spojrzał mi prosto w oczy.- A ty jesteś królową mojego serca i życia.
Na jego wyznanie zrobiło mi się ciepło w sercu. Uśmiechnęłam się do niego z miłością, zarzucając mu ręce na kark.
- Ja tiebia liubliu Roza.- dodał, również się uśmiechając.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Włożyliśmy w niego całą naszą miłość. Po chwili ukochany naparł na mnie mocniej. Poddałam się jego ustą, pogłębiając pocałunek. Popchnął mnie delikatnie, aż zaczęliśmy się posuwać w kierunku, najprawdopodobniej sypialni. W pewnym momencie wpadłam na ścianę, a Bielikow zmniejszył odległość między nami do minimum. Nasze pocałunki były żarliwie, przepełnione głodem. Dymitr złapał za moją bluzkę i chodź uniosłam ręce, nie chciał się ode mnie odrywać, więc ją ze mnie zerwał.
- Lubiłam ją. - wysapałam między pocałunkami.
- A ja lubię Cię taką.
Dotyk jego chłodnych dłoni na moim nagim brzuchu rozpalał mnie od środka. Żołądek robił fiołki, a w podbrzuszu czułam przyjemne pulsowanie. Z każdym pocałunkiem oraz pod wpływem nacisku ciała Rosjanina, byłam spragniona dotyku jego skóry. Nie wytrzymałam i sama podarłam jego bluzkę.
- Mi mogłaś tego oszczędzić.- mruknął.
- Coś za coś Towarzyszu.- uśmiechnęłam się w jego usta.
Nagle podniósł mnie za uda, a ja oplotłam go nogami w biodrach. Już bez zwlekania zabrał mnie do łóżka i robił z moim ciałem cuda.
- Halo?- spytała dziwnym głosem.
W sumie jej się nie dziwię, skoro dzwoni do niej ktoś, kto nie żyje od pół roku.
- Hej.- odezwałam się niepewnie.
Po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza.
- Rose?- odezwała się po chwili.- Rose, ty żyjesz! O matko! Ale nas nastraszyłaś! Trzeba zaraz wszystkim powiedzieć. Nawet nie wiesz co przechodziła Lissa...
- Sid! Nie! - przerwałam jej w połowie.- Nikt nie może wiedzieć. Nawet Adrian, a tym bardziej moje dzieci. Lissa wie. Dzwonię do Ciebie, jako zaufanej osoby, która umie dochować tajemnicy i alchemiczki. Potrzebuję twojej pomocy.
- No dobra...- odpowiedziała ostrożnie.- O co tym razem chodzi?
- Znalazłam Dymitra.- na moje wyznanie wciągnęła gwałtownie powietrze.- Ale on jest dobrą strzygą z uczuciami. I problem zaczyna się w jego odmienieniu. Musimy mieć dostęp do najbardziej tajnych archiwum w Krakowie. Jesteśmy już na miejscu i tu zaczyna się twoja rola.
- Rozumiem, że mam załatwić wam lewe przepustki alchemiczne.- westchnęła ciężko.- Na kiedy to chcecie?
- Najszybciej jak się da.
- To najwcześniej za dwa tygodnie. Nie, szybciej nie da rady.- dodała, zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta.
Tym razem ja wypuściłam głośno powietrze, przecierając dłonią twarz. Spojrzałam pytająco na męża, który pokiwała twierdząco głową. Byłam pewna, że wszystko słyszał.
- No dobra. Ale pamiętaj, że liczę na twoją dyskrecję.
- Rose, czy ja którykolwiek cię zdradziłam? A miałam do tego dużo okazji.
- Tak, wiem.- uśmiechnęłam się.- To do usłyszenia. I dzięki za wszystko.
- Czego nie robi się dla przyjaciół.- uśmiechnęłyśmy się.- Pa.
Rozłączyłam się, po czym zrzuciłam telefon na poduszkę, a sama opadłam plecami na pościel.
Poczułam na udach dłonie ukochanego, głaszczące mnie w górę i w dół, co bardzo mnie uspakajało. Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Spokojnie Roza.- uśmiechnął się, składając delikatny pocałunek na moim kolanie. - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Wiem. Co nie zmienia faktu, że tęsknię za dziećmi.
- To czemu do nich nie wrócisz?
- Musiałabym się ze wszystkiego tłumaczyć akademii. Wiem, że najbliższe nam osoby uwierzą, ale reszta nie. A ja Cię tak nie zostawię.- obiecałam z uśmiechem.
Dymitr, tak jak obiecał, wynajął nam najlepszy pokój w całym Krakowie.
- Dziwnie się czuję.- stwierdziłam, przeglądając się po pomieszczeniu.
Salon zachowany był w barwach fioletu. Na środku białej podłogi leżał fioletowy dywan z ciemniejszymi wzorkami, a na nim biała kanapa i szklany stolik. Za to meble były z ciemnego drewna. Ścianę na przeciwko drzwi zdobiła ogromna plazma z białą komodą pod spodem. Po prawej stronie stał stół z czterema krzesłami. Pomieszczenia było przestronne i jasne.
- Coś nie tak?- zmartwił się mój mąż.- Nie podoba ci się.
- Nie!- zaprzeczyłam od razu, odwracając się do niego.- Tu jest pięknie. Ale... aż za bardzo. Nie jestem przyzwyczajona do takich luksusów.
Potarłam dłońmi ramiona, patrząc na to wszystko.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało. - zauważył ze śmiechem.
- To było 12 lat temu.- zauważyłam.- Odzwyczaiłam się.
Nagle Dymitr znalazł się przede mną i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, podniósł mnie w pasie i zaczął się kręcić wokół własnej osi, przy czym oboje się śmialiśmy.
- Moja królowa musi mieć wszystko co najlepsze.- zawołał, a następnie zatrzymał się, stawiając mnie na podłodze i spojrzał mi prosto w oczy.- A ty jesteś królową mojego serca i życia.
Na jego wyznanie zrobiło mi się ciepło w sercu. Uśmiechnęłam się do niego z miłością, zarzucając mu ręce na kark.
- Ja tiebia liubliu Roza.- dodał, również się uśmiechając.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Włożyliśmy w niego całą naszą miłość. Po chwili ukochany naparł na mnie mocniej. Poddałam się jego ustą, pogłębiając pocałunek. Popchnął mnie delikatnie, aż zaczęliśmy się posuwać w kierunku, najprawdopodobniej sypialni. W pewnym momencie wpadłam na ścianę, a Bielikow zmniejszył odległość między nami do minimum. Nasze pocałunki były żarliwie, przepełnione głodem. Dymitr złapał za moją bluzkę i chodź uniosłam ręce, nie chciał się ode mnie odrywać, więc ją ze mnie zerwał.
- Lubiłam ją. - wysapałam między pocałunkami.
- A ja lubię Cię taką.
Dotyk jego chłodnych dłoni na moim nagim brzuchu rozpalał mnie od środka. Żołądek robił fiołki, a w podbrzuszu czułam przyjemne pulsowanie. Z każdym pocałunkiem oraz pod wpływem nacisku ciała Rosjanina, byłam spragniona dotyku jego skóry. Nie wytrzymałam i sama podarłam jego bluzkę.
- Mi mogłaś tego oszczędzić.- mruknął.
- Coś za coś Towarzyszu.- uśmiechnęłam się w jego usta.
Nagle podniósł mnie za uda, a ja oplotłam go nogami w biodrach. Już bez zwlekania zabrał mnie do łóżka i robił z moim ciałem cuda.
***
Wzięłam głęboki wdech i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po czterech sygnałach usłyszałam głos przyjaciółki.- Halo?- spytała dziwnym głosem.
W sumie jej się nie dziwię, skoro dzwoni do niej ktoś, kto nie żyje od pół roku.
- Hej.- odezwałam się niepewnie.
Po drugiej stronie na chwilę zapadła cisza.
- Rose?- odezwała się po chwili.- Rose, ty żyjesz! O matko! Ale nas nastraszyłaś! Trzeba zaraz wszystkim powiedzieć. Nawet nie wiesz co przechodziła Lissa...
- Sid! Nie! - przerwałam jej w połowie.- Nikt nie może wiedzieć. Nawet Adrian, a tym bardziej moje dzieci. Lissa wie. Dzwonię do Ciebie, jako zaufanej osoby, która umie dochować tajemnicy i alchemiczki. Potrzebuję twojej pomocy.
- No dobra...- odpowiedziała ostrożnie.- O co tym razem chodzi?
- Znalazłam Dymitra.- na moje wyznanie wciągnęła gwałtownie powietrze.- Ale on jest dobrą strzygą z uczuciami. I problem zaczyna się w jego odmienieniu. Musimy mieć dostęp do najbardziej tajnych archiwum w Krakowie. Jesteśmy już na miejscu i tu zaczyna się twoja rola.
- Rozumiem, że mam załatwić wam lewe przepustki alchemiczne.- westchnęła ciężko.- Na kiedy to chcecie?
- Najszybciej jak się da.
- To najwcześniej za dwa tygodnie. Nie, szybciej nie da rady.- dodała, zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta.
Tym razem ja wypuściłam głośno powietrze, przecierając dłonią twarz. Spojrzałam pytająco na męża, który pokiwała twierdząco głową. Byłam pewna, że wszystko słyszał.
- No dobra. Ale pamiętaj, że liczę na twoją dyskrecję.
- Rose, czy ja którykolwiek cię zdradziłam? A miałam do tego dużo okazji.
- Tak, wiem.- uśmiechnęłam się.- To do usłyszenia. I dzięki za wszystko.
- Czego nie robi się dla przyjaciół.- uśmiechnęłyśmy się.- Pa.
Rozłączyłam się, po czym zrzuciłam telefon na poduszkę, a sama opadłam plecami na pościel.
Poczułam na udach dłonie ukochanego, głaszczące mnie w górę i w dół, co bardzo mnie uspakajało. Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Spokojnie Roza.- uśmiechnął się, składając delikatny pocałunek na moim kolanie. - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Wiem. Co nie zmienia faktu, że tęsknię za dziećmi.
- To czemu do nich nie wrócisz?
- Musiałabym się ze wszystkiego tłumaczyć akademii. Wiem, że najbliższe nam osoby uwierzą, ale reszta nie. A ja Cię tak nie zostawię.- obiecałam z uśmiechem.