Strony

wtorek, 7 marca 2017

ROZDZIAŁ 13

Następnego dnia obudziłam się dziwnie o zachodzie słońca. Nigdy wcześniej nie wstawałam tak wcześnie. Ale to nawet dobrze się składa. Wstałam, wygrzebałam z torby potrzebne rzeczy, po czym poszłam do łazienki. Po drodze zostawiłam pijakowi szklankę mikstury z przepisu babci na kaca. Po wczorajszej nocy, to na pewno mu się przyda. Po przebraniu się i umyciu zębów, wróciłam do pokoju. Blondyn wciąż spał, więc zostało mi czekać. Wyjęłam moją ulubioną książkę, zew lasu i zaczęłam czytać. Znam ją na pamięć, ale to nie powstrzymuje mnie przed kolejnym przeczytaniem. Mama zawsze powtarzała, że jestem tak sentymentalna, jak tato, a to mnie motywowało do dalszego czytania. Uwielbiam wszystkie powieści o wampirach, wilkołakach i inne fantasy. Tylko nie rozumiem, skąd teoria, że ci pierwsi się nienawidzą. Ja bym tam bardzo chętnie spotkała takiego, czarnego wilka, a najlepiej, gdyby był moim mate. To by było genialne. Taki szybki sposób na znalezienie miłości, która od razu będzie odwzajemniona, pełna troski i bez krzywdy dla żadnej ze stron. Mate jest to więź między przeznaczonymi sobie osobami, zazwyczaj wilkołakami, ale czasami i wampirami, jeśli występowały w takiej historii. Myślę, że jeśli istniałaby w naszym świecie, to nasi rodzice od razu byliby razem, bez żadnych przeszkód. Nikt nie sprzeciwia się mate.
- Auuu! Moja głowa!- usłyszałam jęk.
Podniosłam głowę z nad książki i spojrzałam na łóżko. Moroj skulił się, schowany pod kołdrą.
- I tak powinieneś cierpieć bardziej, przez swoją głupotę.- westchnęłam i się podniosłam.
- Nastka?!- chłopak odrzucił kołdrę, szczerze zdziwiony.
Po chwili skrzywił się, sycząc z bólu. Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
- Napij się.- kiedy popatrzył na mnie nie rozumiejąc, wskazałam na kubek obok.
- Jasne.- prychnął.- I mnie otrujesz.
- Twoja sprawa. To ciebie boli głowa. Dłużej będziesz czekać, żeby odsłuchać, co robiliśmy w nocy.- uśmiechnęłam się lubieżnie.
- Co? Skąd ty? Czy ja cię przeleciałem i nic nie pamiętam?- popatrzył niepewnie na kubek, po czym wziął i to wypił.- Ohyda!
Uśmiechnęłam się złośliwie, gdy moroj wykrzywił twarz w grymasie.
- Ale jest mi wyraźnie lepiej. Co to jest?- spytał, patrząc w naczynie.
- Mieszanka ziołowa. Pomaga na różne dolegliwości i wzmacnia odporność. W rodzinie naszego taty stosuje się ją od zawsze. A teraz ty mi powiedz, PO JAKĄ CHOLERĘ, POSZEDŁEŚ DO TEGO KLUBU BEZ STRAŻNIKÓW?!
- Nie musisz tak krzyczeć.- lekko się skulił pod moim głosem.
- Tu się ciesz, że jeszcze ma kto na ciebie krzyczeć. Gdybym nie ja, dawno leżał byś bez kropli krwi.
Gdy tylko to powiedziałam, zakrztusił się napojem.
- Co? Jak to? Ostatnie co pamiętam, to że siedziałem przy barze i gadałem z barmanem.
- Co ty tam w ogóle robiłeś?- spytałam, krzyżując ręce na piersi.
- Nie twoja sprawa.- fuknął, lekko zmieszany.
- Nie ważne. Odsłuchaj nagranie.- wskazałam na dyktafon.- I tak nie opłaca ci się iść na zajęcia.
- A dasz mi chociaż coś zjeść?- rzucił zirytowany.
- No dobra, tylko już tak nie warcz.- przewróciłam oczami.
Zeklos zaczął się ubierać, a ja od wróciłam wzrok.
- Ha! - usłyszałam jego triumfalny okrzyk.- Wiedziałem, że się nie przespaliśmy. Inaczej byś się mnie nie wstydziła.
- Oj uwierz mi. Nie miałeś wczoraj skrupułów.- westchnęłam, podchodząc do drzwi.
- Co?- zmarszczył brwi.
- Nieważne. Odsłuchasz, to będziesz wiedział.
Razem wyszliśmy na korytarz i aż do stołówki, żadne z nas się nie odezwało.
- Ty możesz pierwsza.- blondyn odezwał się niepewnie.
- Czemu?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
 - Na pewno jesteś bardziej głodna.- stwierdził... uprzejmie?
Może jednak co nie co pamięta z wczoraj. Wzruszyłam ramionami i wzięłam tackę. Nie żałowałam sobie śniadania, za to moroj cierpliwie czekał, aż zjem wszystko. Przez cały czas czułam a sobie jego intensywne spojrzenie. Popatrzyłam na niego, a on uśmiechnął się cwanie, jak to miał w zwyczaju.
- Jestem, gdzieś brudna?- spytałam, nie wytrzymując napięcia.
- Niestety nie.- udał zawiedzionego i znowu się uśmiechnął.
Przewróciłam oczami, kończąc ostatnią kanapkę. Gdy odniosłam talerz, razem poszliśmy do karmicieli. Nikogo po za nami nie było, bo już trwały poranne zajęcia, więc od razu weszliśmy.
- Jack, My lady.- przywitał nas mężczyzna z radosnymi, zielonymi oczami, o blond loczkach.- A co to nie w szkole?
- Hej Will.- uśmiechnęłam się promienie.- Twój pasożyt miał ciężką noc.
Zeklos tylko przewrócił oczami. Już się przyzwyczaił, że mówię tak o nim przy karmicielu. Jeśli chodzi o Willa, to bardzo go lubię. Jest szarmancki, miły, zabawny i zawsze fajnie nam się rozmawia, dopóki Jack nie przypomni, po co tu jesteśmy.
- Z kim dzisiaj?- spytał mężczyzna.- Ashley? Jennifer? A może ta kurwa Maddy?
- Nie. Anastazja.- wtrącił z dumą mój podopieczny, zanim zdążyłam otworzyć usta.
Zielonooki patrzył na mnie z niedowierzaniem, a ja próbowałam zabić moroja wzrokiem.
- On się tylko zgrywa.-warknęłam.- Wcale mnie nie "zaliczył". Po prostu uratowałam go przed prawdziwą strzygą w barze, a później doprowadziłam do pokoju i zostałam do rana, bo i tak musiałam się nim opiekować.
Blondyn pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Chwila. Strzyga?! To jest to, przez co bym zginął? I ty ją zabiłaś?- spytał w szoku Zeklos.
- A co innego miało wyssać ci krew?- uderzyłam go otwartą dłonią w tył głowy.
- Au! No to chyba jestem ci winien i to dozgonne oddanie za uratowanie życia, księżniczko.- ukląkł przede mną i pochylił głowę.
- No właśnie.- udałam jego władczynię, unosząc wysoko głowę.- Więc zapomnij o swoich fantazjach.
- Oj, księżniczko.- zbliżył się i przytulił mnie od tyłu.- Kiedyś będzie i twoja kolej.- szepnął mi do ucha.
Przeszedł mnie dreszcz, którego bardziej się wystraszyłam, niż słów Zeklosa. Był bardzo przyjemny i wywołał ścisk w moim brzuchu. Uświadomiłam sobie, że moje ciało już go chce. Cholera! Co się ze mną dzieje? Ja nie chcę się w nim zakochać. W każdym tylko nie w nim.
- Zabierz te ręce, zanim ci je połamię.- ostrzegłam głosem, mówiącym, że nie żartuję.
Moroj zaśmiał się, ale odsunął.
- A jak tam zajęcia polowe? Widzę, że już nie macie ochoty zabić się nawzajem. No przynajmniej Jack ciebie.- uśmiechnął się Will.
- Postanowiliśmy na razie zakopać topór wojenny.- oznajmił wciąż w dobrym humorze Jack.- A teraz wybaczą państwo, że przerwę naszą rozmowę, ale przyszedłem tu z powodu głodu.
- Nie krępuj się.- pokazałam dłonią, że może działać.

4 komentarze:

  1. Ło luju! Wolałam tak szczerze pijanego Jack'a 😂😂😂 Gdzie moje Romitri? Ty wiesz, że ja ci nie dam spokoju, tak? Czekam na następny i życzę weny 💖💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Dajcie spokój z tym Romitri. Ja będzie miało być to zobaczycie. Karinga już napisała, że będzie w połowie drugiej księgi, więc nie rozumiem Waszych ciągłych pretensji. Cieszcie się z tego co macie, a nie kombinujecie.
    Świetny rozdział.
    Uwielbiam ich po prostu i może w końcu coś miedzy nimi będzie.
    Życzę weny i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się wydaje czy ona coraz bardziej mu się poddaje. Nastka WALCZ!To tylko facet na pewno dasz radę jesteś przecież silna 💪💪. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
    Ps. Cały czas mam cichą nadzieje że nagle Rose wpadnie znikąd i będzie jak dawniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby upór w sprawie Zelkosa coraz bardziej malał. Z chęcią czekam na następny i nadalszy rozwój wypadków.
    ~G&G~

    OdpowiedzUsuń