Na łyżwach byliśmy jeszcze z jakieś dwie godziny i trzeba było wracać. Wszystkie dzieci już spały, więc przynajmniej usypianie mamy z głowy. Dymitr niósł Lili, Kola Zoję Konrad Pawkę, a Sonia Łukę. Ja za to pchałam wózek z naszymi bliźniakami. Po drodze cicho rozmawialiśmy, chodź myślę, że maluchów to nawet pięćdziesiąt trąbiących pociągów by nie obudziło. Przynajmniej naszych. A jak już się przebudzą, to swoim płaczem i krzykiem umiałyby i zmarłego postawić na nogi. One są nie możliwe.
- A myślisz, że z Łuką jest inaczej?- uśmiechnęła się Sonia.- Umie całemu światu ogłosić, że jest głodny.
- Serio?!- zdziwiłam się.-Jak był mniejszy, to muszę przyznać, miał tą parę w płucach, ale teraz go nie słyszę.- zmarszczyłam czoło, myśląc nad tym.
- Bo raz mamusia powiedziała, żeby nie płakał, bo obudzi ciocię i wuję.- wtrąciła najstarsza z sióstr.- Od tamtego czasu, gdy jesteście w Bai, cisza.- ostatnie słowo wyszeptała i podkreśliła poziomym ruchem ręki.
- Masz na niego niezwykły wpływ i jesteś jego wzorem. Ciągle tylko "A ciocia Rose powiedziała to... zrobiła tamto... zgodziła by się ze mną."
- Kochany aniołek.- pogłaskałam śpiącego zainteresowanego po policzku, a on wtulił się w moją dłoń z leniwym uśmieszkiem.
- Mam być zazdrosny?- aż podskoczyłam, gdy po mojej lewej pojawił się Bielikow.
- Boże, nie strasz mnie tak.- złapałam się za serce, próbując uspokoić jego szybkie bicie.
- Mów mi...- zaczął z uśmiechem, ale weszłam mu w słowo.
- Wiem, jak mam do ciebie mówić i będę tak mówiła, czy ci się to podoba, czy nie.
- Weźcie coś jej powiedzieć.-jęczał do sióstr.- Ciągle mnie idealizuje i nazywa Bogiem.
- Nie dziwię się.- Wiki wzruszyła ramionami.- U nas w szkole każdy tak o tobie mówi.
Mój mąż spojrzał na siostrę z otworzoną buzią.
- Widzisz, Towarzyszu?- uśmiechnęłam się triumfalnie.- Nie da się idealizować ideału. Nawet umiesz mnie zaskoczyć.
- A co? Już moja woda kolońska mnie nie zdradza?- spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.
- Po całym dniu trochę jej się ulotniło, a trochę się przyzwyczaiłam.
- Za to twoje perfumy wciąż czuć doskonale.- zaciągał się moim zapachem i cmoknął mnie w jakiś nie zakręty kawałek szyi, na co zadrżałam.- Idealne.
- No właśnie. Nie da się idealizować ideału.- otarłam się o niego, na co zamruczał zadowolony.
- Błagam, poczekajcie aż się znajdziecie w pokoju, zamknięci na cztery spusty.- moja szwagierka wystawiła język z geście obrzydzenia.
- No proszę. I mówi to ktoś, kto chciał nam wpakować do niego w samym środku stosunku.- zaśmiałam się.
- No to ona chciała.- wtrąciła Sonia.- Nam oszczędźcie tych tortur.
- Właśnie.- dodała jej starsza siostra.- Już dość się na oglądałam Dimkę, gdy latał nago po domu z matkami na głowie, krzycząc: "Jestem gaciomen!".- wysunęła rękę zaciśniętą w pięść, a drugą skuliła, udając super bohatera i parodiowała głos mojego ukochanego.
Zaczęliśmy chichotać, a on się zarumienił, szturchając siostrę łokciem.
- Spokojnie Towarzyszu. Dla mnie zawsze będziesz bohaterem. Nawet bez majtek.- uśmiechnęłam się dwu znacznie.
- O matko.- westchnęły dziewczyny.- Jesteś okropna.
- Tak?- strażnik udawał, że ich nie słyszy.- A bez czego jeszcze będę twoim bohaterem?
- Mamo.- zawołała Wiki.- Możemy przyspieszyć? Bo oni zaraz zaczną grę wstępną na środku wioski.
Olena zaczęła chichotać w objęciach Iwana.
- Co w tym złego?- spytał dampir.- Miłość to piękna rzecz, którą trzeba doceniać, bo nie wiadomo, gdy się ją straci.
- Ale myślę, że te kilka minut wytrzymają.- prychnęła Karolina.
- Spokój dzieci.- w końcu głos zabrała Olena.- Już jesteśmy w domu.
Jak na zawołanie, przed nami zaczął wyłaniać się żółty budynek z czatującym bałwanem. Po chwili już staliśmy w korytarzu, rozbierając siebie i dzieci.
- Ale się świetne bawiłam.- westchnęłam.- Szkoda, że ten dzień, już się kończy.
- Spokojnie Roza.- poczułam jak od tyłu oplatają mnie silne ramiona.- Dla nas jeszcze się nie skończył.
Zadrżałam, gdy Rosjanin zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłam głowę, aby dać mu więcej miejsca.
- Wy tak na serio?!- obok nas pojawiła się jego najmłodsza siostra.- Pokój macie na górze, a tutaj jeszcze wasze dzieci czekają.
Za sobą ciągnęła Mikołaja. Tuż przed schodami pocałowali się namiętnie i weszli na górę. Poczułam, jak mój mąż się spina i westchnęłam rozbawiona. Po chwili ruszył za nimi z zaciśniętymi pięściami, ale złapałam go za ramię i pociągnęłam. Gdy odwrócił się w moją stronę, posłałam mu znaczące spojrzenie. Westchnął i został, co chwilę lukał na schody. Podeszłam do kanapy, gdzie zostali dołożeni Pawka i Lili. Zoja z Łuką i naszymi dziećmi spali na drugiej. To znaczy oni spali. Bliźniaki siedziały i bawiły się swoimi rączkami.
- Naprawdę?!- westchnęłam.- Nie mogliście spać dłużej?
Oni tylko spojrzeli się na mnie i roześmiali.
- Tak wiem, to bardzo zabawne.- połaskotałam oboje po brzuszku, a oni wyciągnęli rączki.
- Dobrze dzieci.- odezwała się Olena.- Weźcie dzieci na górę, bo wątpię, żebyście byli głodni.
- Ja jestem.- powiedziałam równocześnie z Bielikowem.
Wszyscy popatrzyli na nas zdziwieni, a my sami wymieniliśmy się uśmiechami i złączyliśmy swoje dłonie. Dzieci na ten widok zapiszczały radośnie, klaszcząc w rączki i podskakując w miejscu.
- Ale żeby nie robić problemu,- dodałam, wtulona w pierś ukochanego.- sami zrobimy sobie coś do jedzenia. Bo wy na pewno jesteście zmęczeni.
Po chwili wszyscy się rozeszli i zostaliśmy sami z naszymi dziećmi.
Haha, lubie jak tak na nich narzekają. Dymitr przy rodzinie jest zupeeełnie inny! Ale to bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego!!
Szczerze to jestem zła na dzieci Romitri, ale chyba im wybacze. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Mańką w kwestii narzekania na nich. Prawie umarłam ze śmiechu na: "gaciomen". Boskie! Czekam na następny i życzę weny <3
OdpowiedzUsuń