Strony

poniedziałek, 28 listopada 2016

ROZDZIAŁ 332

Podeszliśmy do niego. W pomieszczeniu, do którego wszedł Kola był wielki kocioł, a przy nim stały trzy czarownice, mieszając w nim drewnianą łyżką i co chwilę wsypując coś do środka. Ciesz w jego wnętrzu, zmieniała co chwilę kolor, a do tego potwornie się dymiła. Całe tumany opar, spadały na podłogę, chowając nogi wiedźm i podstawę kotła w mgle. Przez cały czas mówiły do siebie coś w nieznanym języku i się ohydnie śmiały. Ubrana i włosy sprawiały, że wyglądały jak brudne hipiski. Pełno paciorków w średniej długości włosach, różnej maści wisiorki i pierścionki, do tego luźne, kwieciste ubrania. Nagle przez inne drzwi wszedł przystojny mężczyzna, w czarnym smokingu z czerwoną koszulą i dodatkami. Powiedział coś do wiedźm, w tym samym języku, a one się roześmiały. Jedna podeszła do niego i położyła mu dłonie na piersi, a po chwili ich usta się spotkały. Gdy się od siebie odsunęli, mężczyzna zbliżył się do kotła. Zaczął rozmawiać z kobietami, ale chyba czymś uraził ukochaną, jeśli tak można ją nazwać, a ta wyjęła coś ręką z kotła i rzuciła w kochanka. Wokół niego stanęły słupy dymu i po chwili na jego miejscu stała żaba, a istoty się zaśmiały. Jedna, ta która go zamieniła, podniosła ją i w rzuciła do kotła.
- Ej, patrzcie.- naszą uwagę zwrócił najmłodszy z nas.- Tam jest wyjście na hol.
Byłem tak zajęty potworną sceną, że nawet nie zauważyłem, co jest za drzwiami, przez które wszedł nieszczęśnik. Widać było barierkę i kawałek ściany z drzwiami.
- Musimy się tam przedostać, nie zwracając na siebie uwagi.- powiedziałem i zacząłem powoli iść jak najbliżej ściany, ukryty w mroku. Chłopcy szli za mną. Jednak nie udało się nam. Podłoga pod moimi nogami zaskrzypiała, a w naszą stronę odwróciły trzy pary oczu. Znowu zaczęły coś do siebie mówić, z diabelnymi uśmiechami. Pobiegły w naszym kierunku. Zaczęliśmy uciekać do drzwi, ale te się zamknęły. Te drugie też. Nagle pokój zrobił się cały zielony i zadymiony, a w powietrzu pojawiła się zielona twarz. Przerażone czarownice uciekły w kąt, ale to im za wiele nie pomogło. Duch poleciał na nie i zniknął w ciele jednej z nich. Wyprostowała się, a oczy zabłysły jej na zielono. Podeszła do pierwszej z nich, wyciągnęła ze ściany miecz i ucięła jej głowę. Twarz zastygła w przerażeniu, opadła bezwładnie na podłogę, zostawiając za sobą krew. Drugą ze swoich towarzyszek złapała za krtań i ściskała, puki się nie udusiła.
- Nawet tak prostej rzeczy nie umieją dobrze zrobić.- mruknęła swoim głosem.
Nagle wygięła się w łuk i duch z niej wyleciał. Opadła na ziemię, łapiąc oddech, a widząc swoje dwie towarzyszki zaczęła krzyczeć i płakać. Wzięła swój miecz i wbił sobie z brzuch. Przy tym usłyszałem płacz dziecka.
- Kasander!!!- krzyknęła i umarła.
- A teraz zajmę się wami.- zielona twarz, zwróciła się w naszą stronę.
Teraz już nie tylko mężczyźni panikowali. Wszyscy rozbiegliśmy się we wszystkie strony, ale gdy tylko na siebie wpadliśmy, wokół nas pojawił się ogień. Mało tego, zaczął się przesuwać w stronę środka, więc my też musieliśmy tam przejść. Nie wiadomo kiedy i jak zniknął kocioł. Staliśmy dokładnie w jego miejscu.
- A teraz wasza kolej na ŚMIERĆ!!!
Ze strachu, zamknąłem oczy i czekałem na koniec. Nagle pod nogami zniknęła mi ziemia i zacząłem spadać. Krzyczeliśmy, zbliżając się do ziemi. Ale upadliśmy w coś miękkiego. Otworzyłem oczy i zobaczyłem siano. Koło nas pasł się czarny koń. Gdy na nas spojrzał, w jego oczach zauważyłem czerwone obwódki, jak u strzyg. Nagle jakieś drzwi się otworzyły i wyszło przez nie coś typu Frankensteina. Cały zielony, ze śladami szwów. Ukryliśmy się w sianie tak, żeby wszystko widzieć, ale nikt nas nie widział.
- Kolejna zryta przez ciebie operacja.- krzyknął w głąb pomieszczenia.- Tak trudno wyciąć normalnie serce i włożyć tam inne?! Musisz zawsze kroić wszystkich na kawałki?!- wsiadł na konia, jakby nas nie widząc.- Biedne kobiety.- powiedział, poklepując rumaka, który przytaknął wypuszczając dym z harpii.- Były takie młode, może któraś będzie moją narzeczoną.- zaśmiał się.- Choć ta najpiękniejsza już ma męża.- westchnął ciężko.- Ale teraz zmywajmy się stąd. WIO!
Koń stanął dęba, wypuszczając z pyska żywy ogień. Dopiero teraz zauważyłem, że potwór ma zaszyte oczy. Ogier ruszył galopem i przejechał z jeźdźcem przez ścianę.
- Dobra. Idziemy tam.- wskazałem na otwarte drzwi.
- Musimy?- spytał Kola.
- Jak chcesz to możesz tu zostać.- Konrad wzruszył ramionami i poszedł do mnie.
- Ej, czekajcie.- po chwili młody do nas dołączył.
Powoli weszliśmy pomieszczenia. Wszystko było ciemne, oprócz trzech postaci w długich płaszczach i kapturach. Mam wrażenie, że to o nich mówił tamten jeździec.
- Witajcie podróżnicy.- odezwała się ta po lewej, kobiecym głosem.- Ma pewno chcielibyśmy opuścić to miejsce, ale to niemożliwe.
- Za dużo widzieliście, za dużo wiecie.- dodała ta po prawej, też kobieta.- Już nie możecie nas opuścić.
- Musicie tu zostać na zawsze, tak jak my.- odezwała się łagodnie środkowa. Dłońmi złapały brzegi kapturów.-Będziecie wyglądać tak jak my.- zrzuciły swoje okrycia, a ja poczułem jak cały świat mi się wali.
Po lewej stronie stała Wiki, po lewej Karolina, a na środku... moja Roza. Nogi mi zmiękły i upałem na ziemię. Tak samo moi towarzysze. Kobiety miały na sobie te same przebrania, ale całe umazane krwią, a na całym ciele czerwone ślady szwów. Jednak nie to było najstraszniejsze. Tam gdzie Roza powinna mieć piękne, brązowe oczy, były same białka. Gdy mówiły nie patrzyły na nas, a przed siebie, jakby nic nie widziały.
- Tak jak my.- powtórzyła moja żona.
Nagle ze wszystkich drzwi zaczęli wychodzić inni ludzie z wioski. Pewnie też przyszli na tą imprezę i mieli ciekawą niespodziankę. Niektórzy wyglądali jak one, a inni byli prawdziwymi zombie. Nasze kobiety rozsunęły się pokazując stół na środku pomieszczenia i zerdzewiałe  narzędzia. Następnie podeszły do nas i chciały pomóc wstać. Na początku uciekaliśmy, wciąż siedząc na ziemi, ale doszliśmy do wniosku, że to nie ma sensu. Pozwoliliśmy się zaprowadzić do mebla. Okazało się, że jest ich trzy. Wcześniej ich nie zauważyłem, bo były ukryte w mroku. Ale nie mogłem zbyt długo ich podziwiać, ponieważ zasłonięto mi oczy chustką. Trzymałem wciąż ciepłą dłoń mojej różyczki. Ciekawe jak tam jest? Czy to będzie boleć? Będę inny? Ukochana dała mi całusa w policzek i kazała się położyć.

4 komentarze:

  1. Ojej zapowiada się coraz ciekawiej. Szczerze to nie wiem czy Dymitr jeszcze kiedyś zaśnie. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. 😂😂😂 Matko to troche wredne.
    Dla nas może i śmieszne, ale ja na ich miejscu juz nigdy nie zmrużyłabym oka. Biedaki
    😂 Jeszcze tylko troche, prawda Karinga? Wytrzymajcie chłopcy 💖
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, no. Zamiast się wczuć w sytuację chłopaków to turlam się ze śmiechu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mogę. Chcę zobaczyć ich reakcje jak się dowiedzą, że ich wróciły... Czekam i życzę weny 💖

    OdpowiedzUsuń