Strony

czwartek, 17 listopada 2016

ROZDZIAŁ 323

Poczułam silną dłoń przerzuconą przez moje ciało. Uspokoiłam się, ponieważ była bardzo znajoma. Nigdy bym nie pomyliła tego dotyku, z żadnym innym. Głowa jej właściciela spoczęła na mojej piersi tek, że byłam uwięziona w mocnym uścisku. Zauważyłam, że jestem w samej bieliźnie, ale w obecnej sytuacji mi to nie przeszkadzało. Po mojej głowie zaczęły krążyć pytania. Czy długo tu leżę? Jak Dymitr mnie znalazł? Czy zaraz po tym jak zasnęłam? Czy już gdzie mnie Randall zawiózł? I co się z nim stało? Nienawidzę go. Naprawdę. Ale nikomu nie rzeczy się śmierci. No po za strzygami, dla których jest to ratunek duszy. Zanurzyłam, dłoń we włosach ukochanego, a ten zerwał się patrząc na mnie z ulgą i miłością.
- Roza.- zawołał, a przyzwyczajona już do ciemności, zobaczyłam jego zaszklone oczy.- Różyczko kochana. Tak bardzo się bałem. Przepraszam, za wszystko. To moja wina.
- Ci... już spokojnie, jestem tu.- przycisnęłam go do swojej piersi.- To nie twoja wina. Nie powinnam była wybiegać. Mogłam zostać i z tobą porozmawiać.
Wtulił się we mnie mocno, kładąc głowę pod moimi piersiami. Zaczął kreśli kółka po moim brzuchu i rękach, zapatrzony smutno w ścianę obok.
- Chciałem zapewnić wam bezpieczeństwo, a tylko bardziej cię naraziłem.- w jego głosie słychać było żal i smutek.
- Nie mogłeś wiedzieć, że to się tak skończy.- uniosłam mu głowę za podbródek i spojrzałam prosto w czekoladowe tęczówki.- A jeśli chcesz naszego bezpieczeństwa to nigdy nas nie zostawiaj.
- Nie zostawię. Przepraszam. Byłem głupi. Jak mogłem choć przez chwilę myśleć o życiu bez ciebie. Przecież ono nie istnieje. Nie mogę uwierzyć, że was mam. Po tym wszystkim los się do mnie uśmiechnął.
- Dymitr, a co się właściwie stało?- spytałam niepewnie.
Poczułam, że się spiął.

DYMITR

Rozbawiło mnie to, że Roza nawet podczas kłótni umiała takie coś powiedzieć. Ułożyło mi i miałem nadzieję, że to koniec naszego sporu. I tak się stało, ale inaczej niż sądziłem. Uświadomił mi to dźwięk zamykanych drzwi. A jednaj wyszła. Sam również szybko się ubrałem i wybiegłem. Zajrzałem do pokoju najmłodszej siostry, która jeszcze nie spała, bo paliło się światło.
- Wiki popilnujesz naszych dzieci?- wręcz błagałem, gorączkowo.
- Jasne, ale o co chodzi?- zdenerwowana odłożyła książkę obok.
- Po prostu masz brata kretyna.- odpowiedziałem i chciałem wyjść, ale zatrzymał mnie jej głos.
- Dimka, wiesz że Cię Kocham, ale jeśli Rose jest dla mnie jak siostra i jeśli przez ciebie będzie cierpieć, to urwę ci pewną bardzo przydatną mężczyźnie cześć ciała. Więc się pilnuj, jeśli chcesz mieć jeszcze dzieci.
- Nie jesteś pierwszą osobą, od której to słyszę.- mruknąłem
- To leć za nią w tej chwili!
Szybko się ogarnąłem i opuściłem dom. Nie mogła odbiec daleko, chociaż z nią to nigdy nic nie wiadomo. Pobiegłem kilka minut do przodu, kiedy uświadomiłem sobie, że to za proste. Cholera! Zawsze umiałem ją znaleźć. Tak samo jak uciekła z pierwszego hotelu, wybrała mniej oczywistą drogę. Zawróciłem i podążyłem za dom. Biegłem przed siebie, póki nie dobiegłem do lasu. Oby Roza tam nie wbiegła. Szukałem jej dalej. Nagle usłyszałem za sobą kroki i przez chwilę myślałem, że to moja ukochana, ale się pomyliłem.
- Witaj synu. Postanowiliście wrócić na stare śmieci? A gdzie twoja przepiękna żona? Chętnie bym się z nią przywitał- powiedział z obleśnie lubieżnym uśmiechem.
Zacisnąłem dłonie w pięści, warcząc na niego wściekle. Zapragnąłem zetrzeć mu go z twarzy. Niech tylko spróbuję spojrzeć na moją ukochaną, a skręcę mu kark.
- Tylko ją tknij, a to będzie ostatnią rzeczą, jaką zrobisz.
- Umrzeć w jej ramionach?- udał zamyślenie.- To na pewno coś niesamowitego. Na pewno jest dobra w łóżku.- oczy mu niebezpiecznie zabłysły.
- Już jedną ważną dla mnie osobę zgwałciłeś. Na więcej ci nie pozwolę.- zacząłem się do niego zbliżać.
- O czym ty pieprzysz?- zmarszczył brwi. Nagle na jego twarzy pojawiło się zrozumienie, a zaraz po nim powrócił uśmiech.- A! Pewnie chodzi ci o tę morojkę we Włoszech. Masz gust do "koleżanek".- nie podobał mi się sposób w jaki powiedział ostatnie słowo.- To pewnie po tatusiu.
Wściekły, podszedłem do niego, wymyślając tysiąc sposób na jego śmierć. Co kolejny to bardziej bolesny. Ale on odwrócił się na pięcie i odbiegł.
"Tchórz."- pomyślałem z pogardą. Odwróciłem się z zamiarem dalszych poszukiwań, ale usłyszałem jeszcze jego głos.
- Radzę ci znaleźć tą swoją dziwkę, zanim ja to zrobię.
Odwróciłem się, ale jedyne co zobaczyłem to chmura piasku, a on pewnie już uciekł do lasu. Jak ja nienawidzę jego mocy. Niby najmniej szkodliwa, a to nią torturowali Lissę. Ruszyłem na dalsze poszukiwania. Po godzinie dalej byłem w czarnej... Przecież nie mogła zapaść się pod ziemię. Nagle usłyszałem dzwonek komórki. Nie spoglądając na wyświetlacz, odebrałem.
- Bielikow.- odpowiedziałem gniewnie.
- Dymitr, gdzie ty jesteś do cholery!- musiałem odstawić komórkę od ucha, żeby nie ogłuchnąć.
Jeszcze chyba nigdy nie słyszałem królowej takiej wściekłej. Zacząłem się obawiać, że zabije mnie prze urządzenie.
- Eee... Szukam żony.- po chwili mnie olśniło.- Wiesz gdzie ona jest?
- Nie do końca. Była przy cerkwi i tam znalazł ją twój ojciec. Zaczął się do niej dobierać,- krew się we mnie zanotowała.- ale ona go skopała i uciekła w las. Nie ma bladego pojęcia gdzie jest, ale on jej szuka.
Poczułem, że krew odpływa mi z twarzy. Szybko się rozłączyłem i wróciłem do domu. Był tylko jeden sposób aby znaleźć moją Rozę w środku lasu. Wpadłem do domu jak huragan.
- Znalazłeś ją?- na wejściu zaatakowała mnie siostra.
- Nie! Nasz kochany tatuś zagonił ją do lasu.- prawie wywarczałem.
- Tatuś?!- powtórzyła, a ja zesztywniałem.
Cholera! I po co ja się w ogóle odzywam.
- Później porozmawiamy. Teraz muszę ratować żonę.
Wbiegłem na górę i zatrzymałem się przed pokojem szwagierki. Wszedłem do niego prawie bezszelestnie. Jej suczka, leżąca na podłodze przy łóżku.
- Choć Bianka.- rzuciłem szeptem.
Pies poszedł za mną. Na dole zapiąłem jej smycz i wyszliśmy na zewnątrz. Pobiegliśmy pod cerkiew i skręciłem w stronę lasu.
- Szukaj Rose. Gdzie pani? Szukaj.
Dwa razy nie było trzeba jej mówić. Z nosem nisko przy ziemi szukała tropu. Złapała i pobiegła w głąb, ciągnąć mnie za sobą.
___________________________________________________________
Wiem, że myśleliście, a niektórzy nawet liczyli na porwanie z torturami, ale na to jeszcze nie czas. Mam nadzieję, że trochę was uspokoiłam. Jednak nie łam się Anita, jeszcze nie raz ich spokój zostanie zaburzony w najgorszym momencie w najgorszy sposób. 😂😂😂 Mam nadzieję, że się rozdział podobał. Kocham was i dziękuję, że jesteście ze mną. 😘

5 komentarzy:

  1. Och... Szkoda 😢
    Trzymam Cię za słowo 😂
    Tylko co było dalej? Czemu urywasz bez wyjaśnienia?
    Czekam na nexta i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo ciekawy,tylko dlaczego przebywasz w takim momencie... Czekam na następny i życzę masy weny 💖 💖 💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Orzesz ty. Ja naprawdę liczyłam na te tortury, no! Tak się nie robi!

    OdpowiedzUsuń