Strony

czwartek, 13 października 2016

ROZDZIAŁ 287

Po dołożeniu dzieci, dołączyłam do dziewczynek. Nałożyłam każdej makaron i zalałam zupą. Zaczęliśmy jeść.
- Bardzo dobre.- przerwała ciszę Jessica.- Sama strażniczka gotowała?
- Tak. Dziękuję bardzo. Cieszę się, że ci smakuje.
Po tym zaczęliśmy rozmawiać. Morojka okazała się być bardzo dobrze wychowaną, miłą i żywą osobą. Bardzo chciała zobaczyć nasz trening, na co przystałam. Po obiedzie dziewczynki wróciły do pokoju Lili odrabiać lekcje, a ja kończyłam obierać ziemniaki. Zalałam je wodą, posoliłam i wstawiłam na kuchenkę. Gdy one się gotowała, ja robiłam mizerię. Po chwili surówka była gotowa i zostało tylko czekać na kartofle. W tym czasie poszłam bawić się z dziećmi. Pokazywały mi swoje zabawki i dawały do podtrzymania. Po kilku minutach byłam obładowana autami, klockami lalkami i maskotkami. Gdy chciałam je odłożyć, Anastazja okrzyczała mnie w swoim własnym języku.
- Ale skarbie, mamusi już się to nie mieści.- próbowałam ją przekonać.
Ona poraczkowała do mnie weszła na moje kolana i zaczęła wyrzucać wszystko, co miałam na rękach. Jak coś wypadło po za kojec, odzywało się uzależnienie Banki. Od razu po ro biegła, puszczała nad bramkami i czekała na kolejną zabawkę. Ale gdy złapała maskotkę w kształcie psa, poszła z nią do legowiska i położyła się, przytulając swoją zdobycz. Gdy już byłam wolna, córeczka, podpierając się o moją rękę, stanęła chwieje na nogach i przyłożyła swoje różowiutkie usteczka do mojego policzka, jakby chciała dać mi całusa, ale nie umiała. Odsunęła się ode mnie, a ja złapałam ją, bo zaczęła upadać. Poszłam sprawdzić ziemniaki. Były gotowe, więc zaczęłam je ugniatać. Nałożyła na trzy talerze ziemniaki, kurczaka i mizerię, po czym zawołałam Biankę. Ona była takim kurierem między mną i Lili, gdy byłyśmy od siebie oddalone, a nie mogłam zostawić dzieci samych. Na kartce napisałam, że zapraszam na drugie danie i przypięłam ją do obroży suczki.
- Gdzie pani? Szukaj! Szukaj Lili!- poleciłam.
Psina zaczęła węszyć i pobiegła na górę. Ja w tym czasie podałam do stołu. Do dzbanka nalałam sok z pomarańczy. Pomyślałam, że można by zrobić kompot z czerwonej pożyczki. Zajmę się tym po obiedzie. Moja matka potępiała taki tryb życia, jaki w tej chwili prowadzę, ale to nie znaczy, że jest to proste. Mam więcej obowiązków niż na służbie i muszę o wszystkim myśleć. Kładłam szklanki, kiedy na dół zeszły dziewczynki.
- Ale pachnie!- zachwycała się dampirzyca.- Nie wiedziałam, że aż tak się postarałaś.
- Nie mam co robić, więc gotuję.- powiedziałam siadając.- To co wy na to, żeby za pół godziny zrobić trening?
- Tak!- wykrzyknęły obie.
Tak też się stało. Po obiedzie dzieci upominały się o zmianę pieluchy. Później zabrałam je do ogrodu i położyłam na kocyku. Nie musiałam ich zamykać, bo Jessica zaoferowała się je popilnować. Po bieganiu i rozgrzewce pokazałam jej nowe chwyty, uniki i sposoby ataku. Po dwóch godzinach poszłyśmy się odświeżyć. Gdy wróciłam do ogrodu, dziewczynki bawiły się z maluchami.
- Dziękuję, że pilnowałyście te urwisy. Ja chcecie, to możecie się pobawić.
- Nie ma problemu. Możemy się jeszcze nimi zająć. Ma strażniczka urocze dzieci.- Jessica połaskotała Felixa, który siedział jej na kolanach.
- Właśnie.- poparła ją moja siostra.- Ty się nimi zajmujesz cały dzień, do tego myślisz o nas i zauważyłam, jak ładnie posprzątałaś. Pewnie jak Dymitr wróci, to nim też się zajmiesz. Teraz odpocznij, a my się z nimi pobawimy.
- Dziękuję. To miło z waszej strony.- ucałowałam Lili w czoło, a ona mnie przytuliła.
Poszłam na górę i wzięłam laptop z gabinetu męża, po czym wróciłam do ogrodu. Przeglądałam różne strony i portale społecznościowe, co chwila spoglądając na dziewczynki bawiące się z maluchami. Odchodziły kawałek od kocyka i wolały je po imionach, a te raczkowały do nich. Co chwilę też rzucały piłkę Gdy nie miałam już co robić w internecie, kontynuowałam rysowanie.
- Jakbyście chciały zrobić coś innego, to powiedzcie.- zawołałam do nich
- Rose, spokojnie. Odpocznij i niczym się nie martw.- w tym momencie Nastka się rozpłakała.- No może zamiast tego.
- Chodź do mamusi.- podeszłam co córki i wzięłam ją na ręce.
Od razu wiedziałam o co chodzi. Weszłam do ich pokoju, zmienić jej pieluszkę. Podczas tego zaczęła ziewać, więc przebrałam ją w piżamkę i położyłam w łóżeczku. Jednak nie chciała zasnąć, patrząc smutno na puste łóżeczko obok. Popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
- Okey, zaraz ci go przyniosę.- westchnęłam i wyszłam z pokoju.
Zeszłam na dół i poszłam do ogrodu.
- To teraz wam go zabieram.- powiedziałam do dziewczynek, podnosząc synka.
Od razu się we mnie wtulił, ziewając. Zanim wróciłam do jego siostry, już spał. Położyłam go do łóżeczka i przykryłam kołderką. Ucałowałam oboje w czółka, zostawiłam elektryczną nianię i wróciłam na dół. Z lodówki wyciągnęłam dzbanek lemoniady i poszłam z nim do dziewczynek. Te już bawiły się na placu zabaw.
- Dziewczynki! Chodźcie na lemoniade!- zawołałam.
Po chwili zabrały ze stołu dwie pełne szklanki lemoniady. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam sprawdzić kto przyszedł. Była to para morojów.
- W czym mogę pomóc?- spytałam niepewnie.
- Witamy strażniczko. Jesteśmy rodzicami Jessicy.- odezwał się mężczyzna.
Teraz zauważyłam podobieństwo. Dziewczynka miała ciemne włosy po matce, a rysy i fioletowe oczy po ojcu.
- Proszę, niech państwo wejdą.- zrobiłam im miejsce, a później zaprowadziłam do salonu.- Może coś do picia?
- A dziękujemy.- morojka uśmiechnęła się przyjaźnie.
Zawołałam dziewczynki, które zdążyły już opróżnić szklanki i teraz bawiły się na placu zabaw. Wróciłam do salonu i usiadłam na fotelu, na przeciwko małżeństwa.
- Miło mi w końcu poznać rodziców przyjaciółki mojej siostry.
- To dla nas zaszczyt, że mogliśmy spotkać strażniczkę.- jej mąż również się uśmiechnął.
- Proszę mówić mi Rose. 
Oboje wstali, a ja poszłam w ich ślady.
- Artur Wold.- mężczyzna podał mi rękę, którą ucisnęłam.
- Melania.- to samo uczyniła kobieta.
Z powrotem zajęliśmy swoje miejsca. W tym momencie usłyszałam zamykane drzwi, a po chwili do pomieszczenia wszedł Rosjanin. Zatrzymał się na widok gości, lekko zdezorientowany, ale ogarnął się podszedł do mnie.
- Skarbie, to są rodzice Jessicy.- powiedziałam, patrząc na niego. Następnie zwróciłam wzrok na morojów.- To mój mąż, Dymitr.- przedstawiłam ich sobie.
- Miło mi.- wszyscy podali sobie dłonie.
Nagle do pokoju w biegła Jessica.
- Tatoooo!- wpadła w ramiona mężczyzny, który zaczął się z nią kręcić dookoła osi.
- Cześć kwiatuszku.- zatrzymał się i przytulił ją mocno do siebie.
Melania podeszła i dostała od córeczki całusa w policzek.
Mąż objął mnie ramieniem.
- Nasza rodzina też tak będzie wyglądała.- zapewnił.
- Już tak wygląda.- ścisnęłam jego dłoń.
___________________________________________________________
Wiem, że ostatnio rozdziały są nudne, ale potrzeba przerwy między strasznym wydarzeniami. Ale niedługo zacznie się dziać. Będzie trochę złości, później złości a na koniec rozpaczy. Dużo rozpaczy. Więc cierpliwości, a to wam się opłaci. 😘😘

4 komentarze:

  1. Może bez tej złości? Super rozdział. Jak ja kocham te maluchy
    Czekam na następny i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się nie mogę doczekać tej rozpaczy. Czekam i życzę weny 💖 💖 💖

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja mam nadzieje, że zacznie się dziać, bo nie chce żeby Rose zbabciała! Ona musi działać, a nie cały czas dom i dom... jak kura domowa. Rose jest stworzona do walki (no i dla Dymitra ^^)
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń