Strony

poniedziałek, 31 października 2016

ROZDZIAŁ 308

Nawet nie zauważyłam, kiedy czas mojej pracy się skończył. 
Gdy do sali tronowej wszedł Leo, pożegnałam się zgodnie etykietę strażników i poszłam do naszego mieszkania. Uznaliśmy to jako naszą bazę. Tam mamy się spotkać po służbie i szkole. Po drodze wstąpiłam do pokoju dziecięcego, po nasze skarby. W środku nie było już Jill, za to spotkałam się z opiekunką królewską. Księżniczka nie mogła cały dzień poświęcać nie swoim dzieciom. W dodatku, dla niej również zaczął się rok szkolny.
- Hej Vanessa.- przywitałam morojkę.
- Miło Cię widzieć Rose.- uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.- Jak tam pierwszy dzień w pracy?
- Nie było najgorzej,- odpowiedziałam, podnosząc synka.- choć coraz bardziej przeraża mnie polityka morojów.
Morojka wzięła dziewczynkę, a ja skierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach minęłam się z Ozerą, który pewnie szedł po Rosalie. Oczywiście razem z nim był jego strażnik.
- O śpiący królewicz się obudził?- zaśmiałam się z tego.
Nie byłam już na służbie i z tego korzystałam.
- Jak widać.- odgryzł się.- Hej, Rose. Jak było na radzie?- uśmiechnął się złośliwie.
- O wiele lepiej niż w twoim towarzystwie.
Wyszłam, mijając Dymitra dostatecznie blisko, aby odwdzięczyć się za rano w ten sam sposób. Wiedziałam, że się uśmiechnął, gdy nasze dłonie się dotknęły.
- Dziękuję za pomoc.- zwróciłam się do Vanessy.- Nie musiałaś tego robić.
- Przestań.- machnęła ręką.- Sama byś ich na raz nie wzięła.
Położyliśmy dzieci na podłodze i opiekunka wyszła. W środku czekała już na mnie Lili.
- I jak było?- spytałam.
- Fajnie. Widziałam cię.- powiedziała szczęśliwa.- A u ciebie?
- Sama służba fajna.- usiadłam koło dzieci i zaczęłam się bawić.
- Ale...- siostra przysiadła się obok.
- Ale byłam na Radzie.
Narada królewskiej rady, to coś okropnego. Na początku przedstawiono sytuację społeczną i gospodarczą naszego świata, a Lissa zaproponowała zmiany, aby poprawić wyniki. Ale ci durni, konserwatyści wszędzie szukali dziury i narzekali. Aż pojawił się problem dampirów i wieku w jakim powinni rozpocząć służbę. Myślałam, że temat został już dawno rozwiązany. Sala podzieliła się na trzy części. Jedni uważali, że szesnaście lat to wystarczająca granicą między szkoleniami, a prawdziwym życiem, druga nie chciała żadnych zmian, za to trzecie uważała, że dopiero osiemnastolatek jest gotowy na taką odpowiedzialność, ale szkoły źle ich do tego przygotowują. Osobiście kibicowałam tej ostatniej, ale moje zdanie dla nich się nie liczy, dlatego zna je tylko moja przyjaciółka. W końcu arystokracja nie wytrzymała i zaczęli się kłócić, aż przeszło do rękoczynów. Nie wiem co było dalej, bo musieliśmy wyprowadzić królową, ale najpewniej reszta strażników uspokoiła tłum. I nic nie ustalono. Znowu. Nic dziwnego, że sprawa jest wciąż otwarta. Według mnie, Lissa powinna przygotować projekt, rzucić go przed tymi bałwanami i znać odpowiedź na każde pytanie. Tak, aby wyszło na jej, a równocześnie książęta i księżniczki byli z siebie dumni.
- To genialny pomysł Rose.- usłyszałam entuzjazm mojej przyjaciółki.- Dlatego zawsze się ciebie radzę w trudnych decyzjach. Osoby nie znające się na polityce, myślą jak zadbać o kraj, a nie tylko swój tyłek.
- O, cho, cho!- zaśmiałam się w duchu.- Skąd w głowie królowej takie brzydkie słowa?
- Uczę się od najlepszych.
- Od zawsze wiedziałam, że Ozera to nie najlepsze towarzystwo dla ciebie.
- Weź się od niego odczep.- udała obrażoną, ale po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem.- Wracając do tematu, potrzeba nam w rządzie młodych, a nie staruszków.
- Co zamierzasz zrobić?- zmartwiłam się.
- Zmienić budowę rady.- powiedziała beztrosko.
Właśnie tego się obawiałam.
- Liss czy tobie życie nie miłe. Każdy o tym wie, ale rada ci na to nie pozwoli. Co więcej będą urażeni i jeszcze zechcą cię odwołać lub co gorsza zabić.- aż przeszły mnie ciarki.
- Chyba że....- zaczęła, a ja od razu wiedziałam o co jej chodzi.
- O nie, nie, nie! To szaleństwo. Po pierwsze mrok, po drugie, jeśli oni zauważą, co robisz, możesz pożegnać się z karierą królowej i ideom zmieniania świata.
- Mogę rzucić im luźną propozycję, a oni sami wyjdą z inicjatywą, a nikt się zbytnio nie zorientuje, co jest grane.
- Przecież oni doskonale wiedzą co ty umiesz. Będą czujniejsi.- zauważyłam.
- Ale mogę też ogłosić taką propozycję, przed całym ludem.
- Widzę, że już postanowiłaś.- westchnęłam zrezygnowana.- Ale obiecaj mi, że zrobisz to podczas mojej służby przy tobie i wcześniej sto razy się nad tym zastanowisz.
- Zgoda.- westchnęła i wyszła z mojej głowy.
Myślami wróciłam do swojego ciała. Lili bawiła się z Felixem, a Nastka zasnęła na moich kolanach, nieświadomie przeze mnie objęta. Pewnie bardzo rozrabiała i się zmęczyła. Sama byłam trochę śpiąca, ale nie chciałam spać. Położyłam córeczkę na łóżku i z każdej strony zabarykadowałam ją poduszkami. Pogłaskałam ją po brązowych włoskich i ucałowałam czółko. Nagle z kuchni doszedł do mnie huk i płacz chłopca. Szybko tam pobiegłam i go podniosłam.
- Już ciii.... spokojnie, mama jest. Nic się nie dzieje.- tuliłam go do siebie, kołysząc.
Gdy się trochę uspokoił, włożyłam mu do buzi smoczek. Na podłodze zauważyłam metalową puszkę po herbacie.
- O Boże! Przepraszam Rose.- Lili była wystraszona.- Chciałam zrobić nam herbaty, ale musiałam zostawić ją za blisko krawędzi. Przepraszam.
- Spokojnie. Najważniejsze, że nic się nie stało, a na przyszłość będziesz wiedziała, że nie stawia się rzeczy na krawędzi, zwłaszcza gdy ma się dzieci ze zdolnością telekinezy.
Zaczęłam dokładnie oglądać chłopca, ale nic mu się nie stało. Ostatni raz przytuliłam go do siebie i poszliśmy do salonu. Tym razem to ja zajęłam się herbatą, a siostra Felixem. Właśnie zalewałam kubki, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi, ledwo je otworzyłam, a już przytuliła mnie Emily.
- Hej, cieszę się, że wciąż tu jesteś.- minęła mnie nawet nie czekając na zaproszenie.- Anna dzisiaj mówiła Mani, że Karolina usłyszała od Adama, kiedy mówił Benowi, że jego kuzynka stała na straży podczas trwania rady, a tam byłaś ty. No No to musiałam dowiedzieć się czy to prawda.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem jak te plotki się rozchodzą.
- Tak to prawda.
- O MATKO!- pobiegła do mnie, piszcząc i przytuliła mnie.- Po roku doczekałaś się swojego pierwszego dnia służby! I jak było? Pamiętam swój pierwszy dzień. Byłam tak zdenerwowana, że prawie zaatakowałam ptaka, który z leciał z gałęzi.- zaśmiała się ze swojego wspomnienia.
- Nie, to ja ledwo się powstrzymałam przed zatłuczeniem rady. To co tam się dzieje, to coś okropnego. Ale może zrobię ci coś do picia?- zaproponowałam.
- Może być herbata. Co do zebrania tych starych pierników, to ci wierzę. Nasza królowa jest przez nich strasznie ograniczona, a chce wprowadzić wiele zmian, które są nam niezbędne do odzyskania dawnej świetności.- zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy tak mówiła o Lissie. To wiele znaczy, jeśli społeczeństwo ma dobre zdanie o panującej.- Dziewczyna kuzyna dziewczyny mojego brata, rozmawiała z chłopakiem, którego mama...
- Emily,- przerwałam jej stawiając kubek na stoliku i siadając na przeciwko dziewczyny.- mogłabyś przejść do sedna bez tych łańcuszków? I tak nic z tego nie rozumiem.
- O! Jasne!- zaśmiała się i kontynuowałyśmy rozmowę przez kolejną godzinę.

niedziela, 30 października 2016

ROZDZIAŁ 307

Gdy tylko wyszliśmy z garażu, musieliśmy się rozejść. Pożegnaliśmy Lili i ona pobiegła do szkoły. Gorzej było z nami. Nie mogliśmy się od siebie odkleić, aż Dymitr uznał, że pomoże mi zanieść dzieci do pokoju dziecięcego. Mogłabym protestować, że dam sobie radę sama, ale nie chciałam. Liczyła się dla mnie każda najmniejsza minuta z nim spędzony. W drodze przez pałac, nasze dłonie nie rozstały się ani na sekundę. Były mocno ze sobą splecione, jakby następne rozstanie miało być na zawsze. W komnacie była już Jill.
- A ty co tak wcześnie robisz na nogach?- zdziwiłam się. Była dopiero 6:00
- Moi rodzice..., to znaczy mama i John zawsze powtarzali: "Kto rano wstaje, temu pan Bóg daje."- uśmiechnęła się, przytulając mnie.- Hej.
- Cześć.- przywitaliśmy się z nią.
- A co to za słodziaki?- zaglądnęła do naszej spacerówki.- Teraz ciocia się wami zajmie.
- Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna. Trudno byłoby znaleźć drugą osobę, pełną zaufania i która ma czas.
- Przyjemność po mojej stronie. Kocham te maluchy, takie urocze, że aż żal nie skorzystać.- zaśmiała się.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Bawcie się dobrze i bądźcie grzeczne.- cmoknęłam moje słoneczka w policzki.
Dymitr za to ucałował ich czułka. Pożegnaliśmy się i opuściliśmy pomieszczenia.
- Ja idę tam.- wskazałam w kierunku komnaty królowej.
- A ja tam.- strażnik z uśmiechem pokazał na wyjście. Nasze drogi się pokrywają.
- Odprowadzisz mnie?- spytałam z uśmiechem.
- Z największą przyjemnością. - ukłonił się teatralne, całując moją dłoń.
I poszliśmy. Jednak przy drzwiach komnaty pojawił się ten sam problem, co wcześniej. Dymitr miał służbę przy kompleksie spa, jednak za nic w świecie nie mógł tam dojść. W końcu pocałował mnie tak namiętnie i z miłością, aż mi ziemia z pod nóg zaczęła uciekać, a następnie przytulił mocno do siebie.
- Uważaj na siebie, Roza.- mruknął mi w szyję, bawiąc się moimi włosami związanymi w kucyka.
- Dobrze. Ty też bądź ostrożny.- zaciągnęłam się zapachem wody kolońskiej.
- Dobrze. Ja tiebia liubliu Roza.- odsunął się ode mnie.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- uniosłam się ba palce i lekko musnęłam jego usta.
On pocałował mnie w czoło i odszedł. Nie odwrócił się, ale nie mam mu tego za złe. Mógłby wtedy znowu do mnie podbiec i nasze pożegnanie trwało by długo. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jakie to musiało być dla niego trudne. Gdy tylko zniknął za drzwiami, po cichu weszłam do komnaty przyjaciółki. Strażnicy spojrzeli na mnie czujnie, ale widząc, że to tylko ja wrócili do poprzednich pozycji. Oprócz Carla Enerdsa, który minął mnie, pozdrawiając skinieniem głowąy i wyszedł, a ja zajęłam jego miejsce. Reszta się nie zmienia. Ze mną jest jeszcze pięciu strażników: Luis Zing, Tom Werty, Jeny Baker, Franklin Aser, Martin Kolins. Więcej na raz nie potrzeba. Może tak dka jasności podam pełen spis moich współpracowników. I tak Lissa wstanie za jakieś pół godziny więc..:
1 Ja, ewentualnie Dymitr,
2 Leo Dans,
3 Martin Kolins,
4 Carl Enerds,
5 Liam Dorke,
6 Ima Geher,
7 Wiki Moniel
8 Zack Zincer,
9 Franklin Aser,
10 Jeny Baker,
11 Tom Werty,
12 Luis Zing.
Proszę, cała dwunastka.
W końcu parze królewskiej obudził się budzik, potocznie zwany ich córką. Pierwsza wstała Lissa, za to Christian zakrył twarz poduszką. Chciałam rzucić jakiś komentarz, ale przypomniałam sobie, że jestem na służbie.
- Hej, słońce.- królowa pochyliła się nad łóżeczkiem z uśmiechem.- zgłodniało się?
Wzięła małą na ręce i poszła z nią do łazienki.
Doskonale rozumiałam jej dyskomfort. Sama nie chciałabym karmić swoich dzieci, gdyby patrzyło na to sześć osób, które nie są najbliższymi przyjaciółmi. Po chwili wróciła i włożyła już spokojną dziewczynkę z powrotem do kolebki. Znowu weszła do łazienki, ale tym razem na dłużej. Wyszła z niej po pół godzinie, ubrana jedynie w szlafrok i bieliznę pod spodem. Christian w tym czasie wstał i wziął z szafy jakieś ubrania, po czym wyminął żonę, w drodze pod prysznic. Lissa jeszcze zajrzała do dziecka i poszła do pomieszczenia na przeciwko łazienki. Dymitr powiedział mi, że w przypadku rozdzielenia małżeństwa, idą za nią trzy osoby, najbliżej drzwi. Ale że to pracownia krawiecka, mają iść same kobiety. Wypadło na mnie i Jeny. A czemu Ozera nie ma osobnej straży? Ma. Ale nie potrzebna mu jest przy strażnikach królowej. Bardziej jest na wyjazdy lub rozdzielenie. Po za tym i Dymitr i jego zamiennik Oscar Leufe mają służbę na terenie Dworu. To znaczy pewnie zaraz któryś z nich się zjawi, bo dzisiaj kochankowie pracują osobno. Poszłyśmy za Lissą i patrzyłyśmy jak ubierają ją w zieloną suknię z gorsetem, białymi falbankami na dole sukni, ciemno zielonymi brzegami i zielonkawym błyszczącym tiulem na rękawach oraz dolnej części kreacji. Do tego założyła chyba szklane pantofle, jednak sądzę, że jest to wygodniejszy materiał. Gdy była gotowa weszła do komnaty fryzjerek. One wyruszyły jej blond włosy i spięły wysoko, także opadły pięknie w szerokim można by pomyśleć nieładzie, ale jeśli się przyjrzy to widać w tym piękną fryzurę. Następny przystanek, to pokój z biżuterią. Jej prywatny jubiler doradzał jej w wyborze, aż wybrała srebrne, wiszące kolczyki z szmaragdem w kształcie łezki, taki sam naszyjnik i bransoletkę. W końcu wróciliśmy do komnaty, gdzie Christian był już gotowy.
- Dzisiaj, po śniadaniu jest rada.- zwróciła się do wszystkich strażników.- Będzie trwała z trzy godziny, choć znając arystokracje, skończy się wcześniej. Następnie idziemy do szkoły na rozpoczęcie roku. Na koniec będziemy w sali tronie do wieczora. Obiad zjemy w podstawówce.
Dymitr tłumaczył mi, że Lissa zawsze uprzedza nas co będziemy robić. Później wyszliśmy na korytarz, gdzie czekał już Dymitr. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale było to bardzo trudne. Królowa poszła otoczona przez nas. Ja szłam po jej lewej i gdy mijał nas mój mąż, poczułam, że "przypadkowo" musnął ciepłą dłonią, mojej. Pod wpływem tego, nawet jeśli krótkiego kontaktu, przeszedł mnie dreszcz. Zachowując to dla siebie, szłam równo z resztą. I tak rozpoczął się pierwszy dzień mojej służby.

sobota, 29 października 2016

ROZDZIAŁ 306

Obudziły mnie mokre pocałunki, składane na mojej szyi. I tym razem to nie jest tylko moje marzenie. Już dawno nie rozpoczęłam dnia w ten sposób.
- Wstawaj skarbie.- szepnął mi do ucha mąż.
- Jeszcze pięć minut.- wymamrotałam w poduszkę, ale nie wiem czy zrozumiał.
 - Za pięć minut będziemy spóźnieni.- a jednak.
Po chwili gdzieś poszedł. Podniosłam się i przyciągnęłam, ziewając.
- O mamusia już wstała?- do pokoju wrócił Dymitr z maluchami.- Dzień dobry Skarbie.
Podszedł i masz usta złączyły się na dłuższy czas.
- Przecież sam mówiłeś, że trzeba wstawać.- zauważyłam, biorąc na ręce synka.
Dzieci były już przegrane, ale wciąż głodne. W tym czasie zaburczało mi w brzuchu. Zaśmialiśmy się, a brzdące widząc naszą radość, same zachichotały, do końca nie wiedząc z czego.
- Masz pół godziny na zejście do jadalni.- powiedział strażnik, zabierając mi synka.
Podniosłam się i ucałowałam maluchy w czoła, a ukochanego w policzek, po czym zamknęłam się w łazience. Wzięłam szybki prysznic, bo głowę myłam wczoraj, po zabawie z tymi całymi papierami. Jak dla mnie i tak z tym przesadzają. Męczyliśmy się nad tym do północy. Teraz wszystko grzecznie leżało w mojej torebce i czekało, aż je wezmę. Gdy już się umyłam, owinięta w ręcznik, poszłam do garderoby. Mój strój strażniczki wisiał wyprasowany na wieszaku, a buty stały pod nim. Ubrałam się szybko i spojrzałam w lustro, wygładzając czarny materiał. Byłam dumna, że w końcu mogę go założyć i miałam zamiar pokazać, że jestem go godna. Tym bardziej, że ozdabia go czerwony kołnierz, znak szczególny straży królewskiej. Jeszcze tylko związałam włosy i lekko się pomalowałam. Zadowolona wyszłam na korytarz i prawie zderzyłam się z Lili.
- Cześć.- przywitała się, przytulając mnie.
- Hej młoda. Ładnie wyglądasz.- pocałowałam ją w czoło.
Miała na sobie białą koszulę w krótki rękaw, pudrowo-szarą spódniczkę, białe rajstopki i pudrowe półbuty. W uszach zauważyłam różowe kolczyki w kształcie motyli Włosy miała rozczesane z tyłu.
- Dziękuję. Ty za to bardzo elegancko.- zmierzyła mnie wzrokiem.- Nie wiem, jak się uczesać. Pomożesz mi?
- Jasne.- wepchnęłam siostrę do jej pokoju.
Wróciłam jeszcze do naszej sypialni i znalazłam wstążki pasujące kolorem do jej spódniczki. Ucięłam każdej po dwa kawałki i poszłam do młodej.
- Daj mi szczotkę i dwie gumki.- poprosiłam.
Usiadłam na łóżku, a ona między moimi nogami. Zrobiłam jej dwa warkocze dobierane, a na gumkach zawiązałam obydwa kolory wstążek w kokardkę. Rozłożyłam je tak, żeby nie było widać gumki, co bardzo ładnie wyglądało.
- Gotowe.- oznajmiłam.
Dziewczynka pobiegła do łazienki, zobaczyć w lusterku jak wygląda. Poszłam za nią i oparłam się o framugę drzwi.
- To jest wspaniałe.- rzuciła mi się na szyję.- Dziękuję.
- Nie ma za co.- przytuliłam ją mocno.- A teraz chodźmy na śniadanie, bo się spóźnimy w pierwszym dniu.
Schodząc na dół, dotarły do nas krzyki z kuchni.
- Księżniczko zostaw to. Nie ładnie. To jest bee...- Bielikow był wręcz zrozpaczony.
- Idź do jadalni, a ja zobaczę co tam się dzieje.- poleciłam siostrze.
Ta pokiwała na zgodę i ruszyła do szklanych drzwi. Weszłam do kuchni w chwili, gdy Felix wysypał całą kawę z torebki i nabrał trochę jej w rączkę, która już wędrowała do buźki. Szybko podbiegłam i go podniosłam, otrzepując mu proszek z dłoni. 
- Skarbie to, że Nastka sięga po moje kosmetyki, nie znaczy, że ty masz nabierać nawyku tatusia. Oboje macie na to jeszcze czas.- powiedziałam, a chłopiec się roześmiał.
Rosjanin miał na rękach naszą córeczkę, a sądząc po tym, że stali przy miskach, wiedziałam co się stało. Mała pewnie uznała, że Bianka nie będzie miała nic przeciwko, jeśli się poczęstuje jej karmą.
- Roza, jak ty z nimi wytrzymujesz? Spuścić je na sekundę z oka, a już rozrabiają. Zajmę się jednym, to jest problem z drugim.- westchnął zrezygnowany.- Pomożesz?- spojrzał na mnie błagalnie.
- No nie wiem. Jak mówiłam, że to diabełki to było: "Przesadzasz. To aniołki. Nasza mała księżniczka.".- przedrzeźniałam go.
- No i miałaś rację. Nie daję sobie rady. Pomóż mi.- prosił.
- Okey, już w porządku. Zrobiłeś mleko?
- Nie. Zjedzą śniadanie z nami.
- A co jest na śniadanie.- spytałam zaciekawiona.
- Kasza manna.- powiedział dumnie. Jednak po chwili na jego twarzy pojawiło się przerażenie.- O matko! Spali się!
- To poczekaj tu chwilę.- wyszłam z synkiem.
W jadalni włożyłam go do krzesełka i poprosiłam Lili o pomoc. Razem wróciłyśmy do kuchni, gdzie zabrałam mężowi córkę i zrobiłam z nią to samo, co z jej bratem, po czym zajęłam się rozsypaną kawą na podłodze. Kiedy strażnik skończył mieszać kaszę, wlał ją do trzech talerzy i dwóch miseczek dla dzieci. Dodałam Nastce chłodny dżem wiśniowy, a Felixowi brzoskwiniowy. To ich ulubione smaki, o czum dowiedziałam się razem z nimi przez ten długi czas. Reszta dodatków poszła osobno na stół, razem z jedzeniem. Na szczęście krzesełka dla niemowląt w kładce na miski ma wgłębienie, tak aby maluchy nie wyrzuciły jedzenia. Od razu wzięły się za jedzenie rączkami. My również zasiedliśmy do śniadania. Atmosfera była miła. Po jedzeniu Lili pomogła Dymitrowi sprzątać, a ja wyczyściłam rączki i buźki maluchów. Na szczęście śliniaczek uratował ich bluzki, więc miałam mniej roboty. Gdy skończyłam, poleciłam szybki na górę po nasze torby, rzeczy naszych dzieci i plecak Lili. W prawdzie dzisiaj będzie miała tylko rozpoczęcie roku, jednak musi zostać na Dworze, póki nie skończymy pracy i wzięła sobie jakieś zabawki i inne takie. Kiedy zeszłam na dół, Lili zabrała ode mnie rzeczy swoje i bobasów, następnie wychodząc na dwór. Bianka musi zostać, ale jest bardzo mądra i nie ucieka daleko od domu, dlatego ma miski na zewnątrz i tam też jest.
- Skarbie, dzisiaj przyjeżdżają te drzewa, co je zamawialiśmy.- oznajmił mój ukochany, wsadzając maluchy do fotelików z tyłu.
Uznałam, że jedno drzewo i kilka owocowych to za mało, więc przekonałam go do kupienia iglaków. To będą dwa świerki, cztery sosny i jeden srebrny świerk syberyjski na gwiazdkę. Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy na Dwór. Po drodze Dymitr mówił mi, jak mniej więcej wygląda służba u boku królowej, przypominał czego mnie uczył i mówił na co zwracać uwagę.

piątek, 28 października 2016

ROZDZIAŁ 305

I nadszedł ten dzień. Nie wiem, czy mam skakać z radości, czy płakać ze smutku. Obecnie jestem bliżej tego drugiego, chociaż dzielnie powstrzymuję łzy. Jednak poszło to na marne, gdy wtulił się we mnie Łuka.
- Ciocia, pojedzcie ź nami.- szlochał w moje ramię.
- Nie możemy skarbie.
- Diaciego?- zawył.
- Bo ciocia i wuja muszą iść do pracy, a Lili do szkoły.
- Tio my ziostaniemy.
- Wy aniołki musicie wracać do domu, do babci, swoich mam i cioci.- w odpowiedzi uprzedził mnie smutny Dymitr.
Zoja postawiła go w takiej samej sytuacji, co Łuka mnie. Mała podkówka na pulchnych twarzyczkach maluchów, to najbardziej łamiący serce widok. Pawka przytulał płaczącą Lili i sam starał się powstrzymać łzy. Podeszliśmy do nich i wspólnie wyściskaliśmy.
- Będziemy bardzo tęsknić.- zapewniłam obcałowując maluchy i czochrając włosy dziesięciolatka.
- Mi teź ciocia.- Łuka nawet nie myślał wracać.
- Spokojnie słońce, zobaczymy się na święta.- głaskałam chłopca po pleckach.- A teraz musicie już iść, bo wam samolot ucieknie. A mamusie, babcia i ciocia na pewno bardzo tęsknią. No już nie płacz.- poprosiłam, uśmiechając się przez łzy.
Blondynek odsunął się ode mnie i przytaknął. Jeszcze raz mnie przytulił, pocałował w policzek i pobiegł z Zoją do mojego ojca. Pawka też już musiał iść. Zanim odbiegł, Lili przyciągnęła go i cmoknęła w policzek. Oboje się zarumienili. Syn Karoliny pobiegł do reszty i wszyscy nam jeszcze pomachali. Mąż przytulił mnie i razem patrzyliśmy na znikającą grupkę. Zżyłam się z tymi brzdącami jeszcze bardziej, niż byłam, jeśli to w ogóle możliwe. Po chwili wróciliśmy do samochodu. Kierował oczywiście Bielikow.
- Możesz mi powtórzyć, czemu nie mogę prowadzić?- spytałam, patrząc na niego spode łba.
- Ponieważ bardzo mnie kochasz.- uśmiechnął się niewinnie, ale mnie to nie przekonało.- Poza tym, chcę was zabrać na lody. W końcu to ostatni dzień wakacji i waszej wolności.
Od razu się rozpromieniłam. Tak, to ta dobra wiadomość. Jutro spędzę pierwszy dzień z Lissą jako jej strażniczka. Tak oficjalnie.
- Super!- ucieszyła się moja siostra.- Kocham Cię.
- Ej, bo będę zazdrosna!- powiedziałam poważnie, a później wszyscy się roześmialiśmy.
- Oj tak.- westchnął mój mąż.- Umiesz sobie poradzić z konkurencją.
- Muszę innym kobietą pokazać, że jesteś tylko mój. Niech wiedzą, gdzie ich miejsce.- wypięłam dumnie pierś i znowu się roześmiałam.
W końcu zatrzymaliśmy się przy lodziarni. Zajęliśmy pufy w rogu, bo musiałam gdzieś zmieścić maluchy. Posadziliśmy je pomiędzy nami, a Lili usiadła na przeciwko. Zamówiliśmy desery dla siebie i po kilku minutach je dostaliśmy. Jedliśmy, rozmawiając na różne tematy i przesłuchując młodą z wiedzy, jaką przekazujemy jej na treningach. Nagle Anastazja wczołgała się na kolana taty i zaczęła zaglądać mu na stół oraz do pucharka. Rosjanin ułożył ją wygodniej, nabrał na łyżeczkę odrobinę zimnego deseru, następnie dał jej spróbować. Felix, widząc to, za gaworzył obrażony, uderzając rączkami o kanapę. Wzięłam brzdąca na kolana i również go nakarmiłam przysmakiem. Z torby wyciągnęłam im butelki z mlekiem, jedną podałam strażnikowi, a drugą karmiłam synka. Gdy były już najedzone nie żebrały o nasze. Jednak to nie zahamowało ciekawości Nastki. Sięgała po sztućce, serwetki papierowe, wafelki. Gdy już zbadała wszystko na stole, zaciekawiło ją ubranie Rosjanina.
- Nudzi się nasza księżniczka?- spytał ją z uśmiechem, a ona odwdzięczyła się tym samym. Serce mi rosło, gdy na nich patrzyłam. To jaką miłością darzy się cała nasza rodzina jest tak rzadko spotykana, a na co dzień trudno docenić jakie ma się szczęście. Nawet jeśli to stracimy, po pewnym czasie od odzyskania miłości, jest tak jak wcześniej. Zapomina się, że tak łatwo wszystko stracić i zostać samotnym. Teraz czuję, że nie doceniam tego tak jak powinnam, choć tyle razy nasz związek był wystawiony na próbę. Gdybym wiedziała, że tak będzie w najbliższej przyszłości... Ale gdybyśmy wiedzieli o wszystkim, co nas spotka, to nic by się nie wydarzyło, a my byśmy nic nie doceniali. Dymitr nie zwracałby uwagi na piękno wokół siebie, gdyby jako strzyga nie stracił zdolności jego dostrzegania. Ja nie chciałabym za wszelką cenę żyć, gdybym wcześniej nie straciła go dwa razy. A Lili pragnie spędzać każdą chwilę z nami, bo wie jak łatwo stracić bliskich.
-Coś się stało, Roza?- spytał mój ukochany.
- Nie...nie. po prostu się zamyśliłam.- ocknęłam się i zaczęłam jeść lody.
- Właśnie zauważyłem, bo od pięciu minut Felix je twoje włosy, a ty wpatrujesz się w nas z uśmiechem.- zaśmiał się, a ja popatrzyłam w dół.
- Felix!- wyciągnęłam swoje kosmyki z ust synka.- Nie wolno. Gdzie masz smoczek?
Zaczęłam się rozglądać dookoła. Znalazłam go i wsadziłam w buźkę synka. Sięgnęłam do wózka i wyciągnęłam dwie grzechotki, bo gdybym tylko zaczęłam się bawić z brunetem, jego siostra też by chciała. Zawsze tak jest. Ma jedno, drugie też musi mieć. I tak było tym razem. Podałam mężowi jedną, a drugą zabawiałam dampirka. Myślałam o jutrzejszym dniu. W końcu spełni się moje największe marzenie i będę miała służbę przy Lissie. Będę w pełni za nią odpowiedzialna, za jej życie i zdrowie. Po zapłaceniu wróciliśmy do domu. Resztę dnia spędziliśmy na budowie stajni, która wygląda już coraz lepiej. Co do wodospadu, to mamy już kamienie i za dwa dni ma przyjechać ekipa robotników. Zaplanowałam już sobie jak to ma ogólnie wyglądać, Dymitr wie, gdzie poprowadzić wodę i jak to będzie wyglądać. Po obiedzie (przygotowanej przez mojego ukochanego zupie jarzynowa.) pojechaliśmy nad naturalny wodospad. Wróciliśmy wieczorem i trzeba było się szykować na następny dzień. Najpierw z Lili wybrałyśmy jej elegancki strój na rozpoczęcie roku, który oczywiście trzeba było wypracować. Gdy już młoda się wyszykowała, pożegnaliśmy ją i uśpiliśmy dzieci, Rosjanin pomógł mi wypełnić wszystkie dokumenty. Wiem, że wcześniej wypełniałam jego papiery, ale na pierwszą służbę są inne. Deklaracja wierności opiekunowi, informacje osobiste, karta zgodności w sumie sama nie wiem czego i masa innych rzeczy.
- Szlag!- denerwowałam się.- Ile tego jest? Do jutra nie skończymy.
- Spokojnie kochanie.- Bielikow jak zawsze był opanowany.- To tylko tak się wydaje.
- Ale po co to? Nie wystarczy przysięga i znak obietnicy?- odruchowo dotknęłam karku z tatuażami.
- Kiedyś tak było. Ale teraz mamy XXI Wiek. Potraktuj to jako formalności, dzielące cię od przyjaciółki.
- Ale ja uczyłam się walki i zabijania. Nie pisałam się na żadne papiery. Wręcz chciałam od nich uciec.- nie odpuszczałam.
- Och Roza. Ja ci pomogę i skończymy to raz dwa.
- To samo mówiłeś pół godziny temu.- spojrzałam na niego spode łba.
- I mamy już jedną trzecią za sobą. Jeśli się sprężymy, będzie czas na nagrodę.- zamruczał.
- Muszę Cię rozczarować, ale dzisiaj nie możemy.- udałam żal.
- A to czemu?- popatrzył na mnie, zdziwiony.
- Dopiero za dwa dni mam zastrzyk.- przeczesałam palcami włosy, od czoła do szyi.- Więc zabieramy się za tą stertę, bo wcześnie wstajemy, co będzie dla mnie ciężkie.
Wzięliśmy do ręki następne kartki i zagłębiliśmy się w nie.

czwartek, 27 października 2016

ROZDZIAŁ 304

Obudziłam się trochę obolała. Nie wiem, co mnie bardziej boli, głowa, czy podbrzusze. Ale jedno jest pewne. Nigdy nie zapomnę wczorajszego wyjścia. I moja odzwyczajona głową również. Cholera, niech ktoś zgasić to światło! Wtuliłam twarz w ciepły tors męża. Wciąż byliśmy mocno spleceni po wczorajszym. O Matko! Tak dobrze jak wczoraj nie było mi od roku, a może i nigdy. Zasnęłam, gdy zaczęło już świtać. Można powiedzieć, że mieliśmy drugą noc poślubną. Mam najwspanialszego mężczyznę na świecie.
- Dzień dobry, skarbie.- strażnik pocałował mnie w głowę, przytulając bardziej do siebie, jeśli tak się da.
Miał taki seksowny, zachrypnięty głos. Odważyłam się otworzyć oczy, ale słońce dalej było na niebie. Musiałam mieć komiczną minę, bo ukochany po chwili wybuchł śmiechem. Ostrożne ponowiłam próbę i w końcu mogłam na niego popatrzeć. Włosy miał poczochrane, a twarz świeżą i wyspaną. Nic dziwnego, wyspał się pierwszy raz od jakiś dwóch miesięcy. Wyglądał tak bosko o poranku.
- Witaj towarzyszu.- zaczęłam się przeciągać, ale szybko się skuliłam z bólu.
- Co się dzieje Roza?- spytał zmartwiony.
- Nic, tylko wczoraj mnie nieźle wymęczyłeś.
Zaśmiał się, a ja po raz kolejny uznałam, że uwielbiam ten dźwięk. Sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Czuję dumę, że ja jestem zdolna do rozśmieszenia go.
- Moja kochana Roza.- objął mnie drugą ręką, nie dopuszczając do mnie promieni słonecznych.
- Kocham Cię.- wyznałam.
- Ja ciebie też. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Odsunęłam się od niego i wpiłam w jego usta.
- A znasz jakieś lekarstwo na ból głowy, bez ruszania się z łóżka.
- Hmn... Jeśli moje całusy nie działają, to jedynym lekarstwem jest tabletka.- westchnął, udając smutek.
- Albo magiczna mikstura twojej mamy. A raczej naszej.
- Jak to pięknie brzmi z ust najpiękniejszej kobiety na świecie. A najpiękniej ze świadomością, że mojej kobiety.
- Nigdy nie chciałam być nazywaną czyjąś. Zawsze uważałam, że każdy należy tylko do siebie. Ale teraz to moje drugie ulubione słowa w twoich ustach.
- A jakie jest pierwsze.- spytał ciekawy.
- Ja tiebia liubliu Roza.
- Ja tiebia liubliu Roza.- powtórzył za mną.- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- A zakład? Ja swojej miłości nie umiem opisać słowami. Gdy tylko cię widzę, czuję ciepło w środku i dziwny dreszcz ekscytacji, podniesienia i radości, powszechnie zwany motylkami. Chcę, aby każda chwila z tobą była wiecznością. Gdy Cię nie ma blisko czuję pustkę, jakby czegoś brakowało, ważnej części mojej duszy, bez której nie mogę normalnie funkcjonować. Z niecierpliwością czekam na twój powrót, patrząc na zegarek w każdej wolnej chwili. Wyczekuję momentu, gdy nasze usta się spotkają, czując podniecenie, niecierpliwość, po prostu miłość. Każde twoje słowo, dobre i złe, wywiera na mnie emocje silniejsze, niż gdyby powiedział to ktoś inny, nawet Lissa. Wiem, że cokolwiek się stanie, wszystko ci wybaczę, bo inaczej nie umiałabym żyć. Doceniam każdą twoją drobnostkę, jak i największą rzecz na świecie, liczę się z twoim zdaniem i dokładnie je analizuję, zależy mi na twojej opinii, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję. Bo jesteś dla mnie najważniejszy.- przez cały monolog patrzyłam mu prosto w oczy.
- No dobra, wiesz. To było piękne Roza. Kocham cię.- pocałował mnie namiętnie.- I już nigdy więcej nie chcę słyszeć, że nie umiesz się wyrażać tak pięknie jak ja. A powiesz mi, kiedy go zrobiłaś?- przejechał po moim brzuchu.
A bo wy nie wiecie. Zrobiłam sobie tatuaż i dopiero wczoraj Dymitr go zobaczył. Jest to róża z sercem i jego imieniem.(↓)
- Jakiś czas temu. Wiesz, musiał się zagoić.
- Zrobiłaś mi wielką przyjemność, zwłaszcza, że wiem, jak nie lubisz igieł.- pocałował mnie w czoło, a później w obrazek na moim ciele.
- Bardzo przyjemnie mi się z tobą leży w tym wygodnym łóżku...- zaczęłam.
- Ale...?- Dymitr patrzył na mnie uważnie.
- Ale tęsknię za dzieciakami i aż się boję jak wygląda nasz dom. Zostawiliśmy z tymi urwisami biednych Lissę, Jill i Eddiego
Ukochany zaśmiał się. Podnieśliśmy się i zaczęliśmy szukać swoich ubrań, co nie było łatwe.
- Jak dla mnie przesadzasz.
- Pogadamy, gdy będziesz je miał pod opieką, gdy ja będę na służbie.
Razem weszliśmy do łazienki. Ja miałam pierwszeństwo w kolejce pod prysznic.
- A właśnie, jak to załatwimy?- spytał, patrząc na mnie przez szklane szyby.
- Normalnie.- wzruszyłam ramionami, sięgając po ręcznik. Bielikow zaśmiał się z moich poczynań i dodał miękki materiał.- Nie będziemy mieli razem służby przy naszych podopiecznych, więc gdy ja będę w pracy... O cholera! To mógłby być mój kocyk, a nie ręcznik.- zachwycałam się miękkością tkaniny.
- Weź pod uwagę, że ty możesz być z Lissą, a ja dostanę przydział gdzieś na Dworze. Albo oboje będziemy mieli z daleka, jak to ładnie załatwiłaś.- skradł mi całusa.
- Wtedy zostawimy dzieci w pałacu.- ubrałam bieliznę i zaczęłam robić sobie makijaż. W tym czasie strażnik wszedł pod prysznic.- Przez ostatnie dwa miesiące, ja pilnowałam jej córki i będę chronić jej życie. Coś mi się chyba należy. A właśnie, wytłumaczysz mi czemu obiecałeś Zoji, że teraz będziesz się z nią bawił? Nie będę ja pocieszać i tłumaczyć, czemu wujek zamiast się z nią bawić, śpi na kanapie.
- To prawda, bo nie będę już spał na kanapie. Brałem nadgodziny, żeby móc wziąć w nocy i dzisiaj wolne.- zaczął się wycierać.
- Czyli, że teraz będziesz wracać wcześniej?- chciałam się upewnić.
- Tak. Będę wracał wcześniej.- zaśmiał się.
Rzuciłam mu się na szyję, a że wycierał nogę, nie zdążył się złapać i razem upadliśmy na podłogę głośno się śmiejąc. Mąż przytulił mnie do swoim piersi i pocałował, czubek głowy, a ja wsłuchałam się w bicie jego serca.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.
Po śniadaniu w barze mlecznym, wróciliśmy w końcu do domu.
- Noc i poranek były cudowne, ale stęskniłam się za gromadką w naszym gniazdku.- przyznałam, wchodząc do środka.
- Ja też.- uśmiechnął się Rosjanin
Pierwsza przywitała nas Bianka, szczekają i skacząc, a później tylko chodząc do około z wystawionym językiem oraz latającym na wszystkie strony ogonem. Dołączyły do niej dzieciaki.
- Ciocia. Wuja.- siostrzeńcy i siostrzenica rzucili się na nas.
- Hej maluchy.- ja podniosłam blondynka, a Dymitr brunetkę.
Po chwili w przedpokoju znaleźli się wszyscy inni.
- A może lepiej będzie nam usiąść w salonie?- zaproponowałam.
- Tak w sumie to my już musimy iść.- powiedziała smutno Lissa.
- A jasne. To was nie będę zatrzymywać.- przytuliłam każde z osobna.- Mam nadzieję, że dzieci nie sprawiły problemu.
Odłożyliśmy maluchy na ziemię i wzięliśmy od dziewczyn swoje.
- Były grzeczne jak aniołki.- uśmiechnęła się Jill.
- A to jakaś nowość.- podniosłam córeczkę na wysokość rąk i opuściłam na wysokość twarzy, żeby potrzeć jej noskiem swój. Mała zaśmiała się.
- To my idziemy. Nawet auto po nas już przyjechało.- przytuliła mnie księżniczka.
Następnie pożegnałam się z Eddym, a na końcu z Lissą.
- Cieszę się, że rocznica się udała.- szepnęła mi na ucho, a ja już wiedziałam, że wszystko widziała.
Stanęłam z moją kruszynką w drzwiach i machałam do przyjaciół.
- Pomachaj cioci i wujkowi.- poleciłam, ale ona nic nie zrobiła, tylko patrzyła na mnie z zainteresowaniem.
- To kto chce się pobawić z wujom?- spytał Bielikow stając na środku salonu, pełnego zabawek.
- Ja! Ja! Ja!- przekrzykiwały się maluchy, a ja po prostu nie mogłam się nie uśmiechać, widząc szczęście tej gromadki.
Imię Dymitra jest oczywiście na tym pasku na środku.

wtorek, 25 października 2016

ROZDZIAŁ 303

Nie wiem jak długo byliśmy już w tym klubie. Cały czas kręciłam tyłkiem na parkiecie, wtulona w męża. Oboje byliśmy już trochę pijani, bo ja nie przejmowałam się niczym, tylko tym, żeby wywijać i brylować wśród tłumu, a strażnikowi nie robiło problemu trzymanie dłoni na moich biodrach, gdy się o niego ocierałam. Robił się coraz bardziej śmiały i zaczął składać mi na szyi mokre pocałunki. Odwróciłam się do niego przodem, pocałowałam namiętnie i pląsaliśmy dalej. Gdy już się zmęczyłam, wróciłam do baru, a ukochany nie opuszczał mnie nawet na sekundę, więc razem wzięliśmy kolejną kolejkę.
- Wytrzymasz chwilę beze mnie, kocie?- spytałam.- Muszę do toalety.
- Dobrze.- zgodził się, ale gdy miałam odejść, złapał mnie na nadgarstek.- Ale wracaj szybko myszko do kota.- szepnął mi do ucha gardłowym głosem.
- Będę najszybciej jak się da.- wpiłam się w jego usta i po długiej walce naszych języków, poszłam.
Wyszłam z kabiny i podeszłam do umywalek, żeby umyć ręce. Z lustra patrzyłam na mnie lekko upita, potargana i rozmazana kobieta, ale szczęśliwa. Zmyłam swój makijaż i nałożyłam go na nowo, trochę mocniejszy. Poprawiłam sukienkę, przeczesałam włosy palcami i byłam gotowa do powrotu. To co zobaczyłam sprawiło, że krew się we mnie zagotowała. Na moim miejscu siedziała jakaś morojka z kręconym blond sianem na głowie i czerwonej sukience, choć równie dobrze mogłaby być nago. Trzymała rękę MOJEGO Dymitra, sobie na udzie, a swoją dłonią jeździła mu po torsie. A on nawet nie zareagował, co było dziwne. Wściekła podeszłam do tej dziwki i odciągnęłam ją od mojego mężczyzny, za te żółte kłaki, aż upadła na ziemi. Następnie podniosłam ją za sukienkę ma wysokość twarzy i dałam siarczystego policzka.
- Nie wiesz, suko, że nie dobiera się do czyichś mężów, czy jesteś aż tak ślepa, ze obrączki nie widzisz?- warknęłam, plując jej prosto w twarz.- Myślałam, że dziwek nie wpuszczają do takich klubów.
- Czy ty wiesz kim jestem?- zawołała skrzeczliwym głosem.
- Nie obchodzi mnie to. Bo dla mnie jesteś szmatą na moim terenie. A ja nikomu nie odpuszczam. Jeszcze raz zobaczę ciebie w odległości mniejszej niż dziesięć metrów od mojego męża, wyrwę ci te farbowane siano.
- Pff...- fuknęła i odeszła.
Zwróciłam się do Rosjanina. On się tylko głupawo uśmiechał, a wzrok miał nieobecny. Nie wierzę! Ta kurwa użyła na nim wpływu?!
- Skarbie, popatrz na mnie.- zwrócił na mnie uwagę.- wróć do mnie, poprosiłam.
- Przecież jestem.- powiedział wciąż uśmiechnięty.
Westchnęłam i wpiłam się w jego miękkie wargi. Na początku nie zareagował, ale po chwili złapał mnie w talii i odwzajemnił pocałunek.
- Roza co się stało? Pamiętam, że poszłaś do łazienki, a później na twoim miejscu usiadła jakaś kobieta. I... O matko, o czym ja myślałem?! Prawie z nią poszedłem. Jak mogłem?! Roza przepraszam. Nigdy bym cię nie....- ucieszyłam go ruchem ręki.
- Spokojnie. Wiem, że to nie twoja wina. Tak działa magia wpływu. Wiele razy to oglądałam.- aż poczułam dreszcz na samo wspomnienie.
Usiadłam przy barze i powiedziałam, co bym chciała dla nas.
- Ale czemu na ciebie to nigdy nie działało?- spytał ciekawy Bielikow, siadając obok i kończąc swojego drinka.
- Na silne umysły ciężej wpłynąć.- zajrzałam do na wpół już pusty kieliszek i wypiłam wszystko na raz.
- Zawsze mówiłem, że jesteś silniejsza.- uśmiechnął się.
Chciałam mówić dalej, ale impreza na nowo się rozkręciła, więc pociągnęłam ukochanego na parkiet.
- Roza, może już czas wracać?- zaproponował, gdy zaczęłam się chwiać na nogach.
- Nieeee. Jeszcze chwila.- poprosiłam jak małe dziecko.
- Nieee.- naśladował mnie.- Bo ominie cię ostatnia część niespodzianki.- szepnął, całując moje ramię.
Szybko pociągnęłam go do wyjścia. Ciągle się potykałam, więc mąż wziął nie na ręce.
- Czemu nie jesteś tak pijany jak ja?- spytałam.
- Bo mam twardą głowę.
- Przypomnieć ci ostatnie dwa wesela, twoje urodziny i ognisko w Bai? A i tak tego nie pamiętasz.
- Bo tam wypiłem o wiele więcej.- delikatnie wsadził mnie do samochodu.
- Czemu?
- Bo teraz muszę pilnować ciebie i naszej rocznicy.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, przytuleni do siebie. Zatrzymaliśmy się po kilkunastu minutach przed bogato zdobionym budynkiem. Był to hotel pięciogwiazdkowy. Wnętrze przypominało to z hotelu w Paryżu. Mąż poprowadził mnie do recepcji, gdzie podał nasze wspólne nazwisko. Odebrał kluczyk, taki sam jak we Francji i zaprowadził mnie do windy. Wejście do pokoju było identyczne jak w stolicy mody i żabich udek.
- Dymitr?
- Tak Słońce?
- Czemu to wszystko wygląda jak podczas naszego awaryjnego lądowania w Paryżu?- zagadnęłam.
- Bo to ta sama sieć hoteli. Ich właściciel jest bardzo bogaty, a wszystkie jego inwestycje mają najwyższy poziom.
Weszliśmy do środka. Widok był niesamowity. Na środku stało WIELKIE bordowe łoże, światła były przyciemnione, a przez okna zaglądał księżyc. Reszta mebli ukryta była w półmroku, wiec widziałam tylko ich zarysy. Ale i tak nie było wiele do oglądania. Jakaś szafa po lewej i biurko na przeciwko niej, pod oknem. No i kominek, który został podświetlony równo z naszym wejściem. Pewnie w zimie płonie żywym ogniem, ale mamy najcieplejszy okres w roku.
- To jest niesamowite.- odwróciła się do Rosjanina i spojrzałam mu w oczy.- Powtórzę to co mówiłam w naszą rocznicę poznania i urodziny. To mój najlepszy dzień życia. Z każdą okazję coraz bardziej zaskakujesz mnie coraz bardziej, towarzyszu. Aż się boję naszych złotych godów.- uśmiechnęłam się.
- Mam w głowie już mnóstwo pomysłów.- w jego oczach zagościły iskierka radości.
Chciałabym tego dożyć i patrząc na wnuki wspominać z moim boskim mężem te czasy, gdy musieliśmy walczyć o naszą miłość, dzięki której będą na świecie. Wiem, że on myślał o tym. Widać to po jego minie, a poza tym, jest taki jak ja.
- Nie myśl sobie, towarzyszu, że w wieku 70 lat dam się zaciągnąć do klubu.
- Już widzę ciebie wywijającą na parkiecie.
- Nie chciałbyś.
- Roza. Pragnę widzieć cię w każdej swojej wizji wyobraźni.- powiedział poważnie.- Ale to daleko. Zajmijmy się tym co tu i teraz.
- A co będzie teraz?- spytałam kusząco.
- Teraz mam zamiar rozmieścić moją wspaniałą żonę, podczas naszych papierowych godów.- oczy mu pociemniały.
Dymitr podszedł do mnie i pocałował namiętnie. Oplotłam go nogami, gdy chwycił mnie za pośladki, a on zaniósł mnie na łóżko, gdzie całkowicie mu się oddałam.

poniedziałek, 24 października 2016

ROZDZIAŁ 302

Siedzieliśmy już tak drugą godzinę, wspominając, śmiejąc się i przytulając. Dymitr co chwila spoglądał na zegarek, jakby na coś czekał. Zauważyłam, że jest jakiś podenerwowany.
- Roza...- zaczął lekko się jąkając.- Ja...
- Spokojnie, towarzyszu.- złapałam go za rękę.- Przecież jeśli chcesz mi się oświadczyć po raz drugi, wiesz jaka jest moja odpowiedź.- zaśmiałam się, a mój mąż lekko się uśmiechnął.
- Mam dla ciebie prezent.- powiedział.
- Ja też.- wyciągnęłam pakunek z torebki.- Ale nie wiem jak to wypadnie przy tym, co dla nas przygotowałeś.- rozejrzałam się wokół nas.
- Na pewno jest wspaniały. To ty pierwsza, bo mój jest trochę długi.- uśmiechnął się zachęcająco.
Podałam mu torebeczkę. W napięciu patrzyłam jak wszystko z niej wyciąga. Woda kolońska, nowy western i dwie kartki z rysunkami. Patrzył na nie z podziwem.
- Sama to narysowałaś?!- spytał zaskoczony strażnik.
Pokiwałam głową z uśmiechem. Bielikow przybliżył się do mnie i pocałował. Tak delikatnie, bez niczego. Tylko miłość.
- A to?- spytał odwracając jedną kartkę.
Spojrzałam na nią i zaczęłam się śmiać.
- To taki dodatek od twojej księżniczki.- wciąż się śmiałam.
- To teraz mam dylemat, którą strona to powiesić.
- Ach! O tym mała nie pomyślała.- Udawałam smutek.
- Teraz moja kolej.
Wzięłam od Rosjanina pakunek. W środku były moje ulubione perfumy, kupon na zakupy za pół ceny i jakieś prostokątne pudełko. Zauważyłam, że to ono jest źródłem podenerwowania Dymitra. Ostrożnie je otworzyłam i zamarłam. Wszystkie wspomnienia wróciły. Na delikatnej, aksamitnej podszewce, obok mojego ulubionego błyszczyka leżał naszyjnik. Ten sam, który dostałam na początku grudnia od Daszkowa.
- Skąd go masz?- spytałam ciekawa.
- Znalazłem go, po naszej rozmowie. Czułem, że przez swoje kłamstwo cię straciłem i to będzie moja druga pamiątka po tobie, zaraz po koszulce. Był dla mnie ważny. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby ci go dać. Jestem beznadziejny.- odwrócił wzrok.
Podeszłam do niego i przytuliłam go od tyłu, pozwalając jego aksamitnym kosmykom łaskotać moją twarz. Pachniały avocado.
- Nie jesteś beznadziejny. Jesteś najlepszym mężem, jakiego można mieć. Większość zapomina o rocznicy, a na pewno żaden nie robi takiego pięknego tego święta.
- Tym prezentem wszyst...- przerwały mu moje usta.
- Nic nie zepsułeś. To też dla mnie ważne. Dzięki temu jesteśmy tutaj teraz razem. Jednak wolę patrzeć ci w oczy, niż włosy chociaż są cudowne.
Zaśmiał się i przełożył sobie na kolana.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- pocałowaliśmy się namiętnie.- A pomożesz mi zapiąć ten naszyjnik?
Zabrał ode mnie biżuterię, a ja usiadłam do niego tyłem. Po chwili poczułam na dekolcie zimny metal, a na karku ciepłe pocałunki. Spojrzałam na niebo i zobaczyłam spadającą gwiazdę.
- Zobacz towarzyszu!- wskazałam ją, podekscytowana.
- Pomyśl życzenie.- znowu pocałował mnie w kark.
" Aby wszyscy moi bliscy byli bezpieczni i szczęśliwi oraz żeby nasza miłość trwała wiecznie."- pomyślałam.
- Już.- powiedziałam otwierając oczy. Nawet nie wiedziałam, że je zamknęłam.
- I co sobie zażyczyłaś?- mój ukochany spytał zaciekawiony.
- Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni.- posłałam mu chytry uśmieszek.
- To mam nadzieje, że masz więcej życzeń.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Ale on miał wzrok wlepiony w niebo. Podążyłam za jego spojrzeniem i mnie zamurowało. To wyglądało jakby całe niebo spadło. Setki małych, błyszczących punkcików odrywało się od nieba i opadało, zostawiając za sobą jasną smugę. Atmosfera wokół nas zrobiła się tajemnicza, magiczna, mogłabym powiedzieć, że nieziemska.
- Szczęśliwej rocznicy Roza.- Dymitr pocałował mnie w szyję.
Coś mnie męczył. Zaczęłam łączyć ze sobą fakty i doznałam olśnienia.
- Ty to zaplanowałeś!
- Szczęśliwym trafem się zbiegły oba wydarzenia. Szkoda byłoby tego nie wykorzystać. Tak piękna kobieta, że aż gwiazdy spadają.
- Mój poeta.- zaśmiałam się.
- Dla ciebie będę każdy, kim tylko będziesz chciała. 
- Cieszę się, że w końcu mogę cię mieć dla siebie.
- Tak musiało być i będzie na zawsze. Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do ciebie. Mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze.
Wzruszona jego przemówieniem i chwilą, wpiłam się mu w słodkie, pełne usta. Odwzajemnił pocałunek bez wahania, pogłębiając go dodatkowo. Zatopiłam palce w aksamitne włosy męża, on tym czasem zszedł dłońmi na moje pośladki i je lekko ścisnął. Jęknęłam mu w usta, a on uśmiechnął się pod nosem. W końcu się od siebie odsunęliśmy.
- Oj będziesz jeszcze moja Roza. To będzie niezapomniana noc.- podsumował.
- Każda z tobą taka jest.
Jeszcze godzinę siedzieliśmy na kocu, dopóki widowisko się nie skończyło. Następnie, wróciliśmy do powozu, i wsieliśmy, nie puszczając swoich dłoni. Jechaliśmy do najbliższej drogi, a tam przesiedliśmy się do samochodu. Za kierownicą siedział Kay.
- Widzę, że mojego ojca też wkręciłeś w swój szatański plan.- zaśmiałam się, po czym przybyłam z dampirem piątkę.- Hej Iwans.
- Hej Hathaway-Bielikow. Uff... masz bardzo długie nazwisko.
- Wiem.- spojrzałam z miłością na męża, a on odpowiedział tym samym.
Po dwóch godzinach zatrzymał się przed barem Lotos. Kiedyś o nim słyszałam, chyba z jakiejś opowieści Ojca. Co oznacza, że chodzą tu najwyższe i najzamożniejsze osobistości całego stanu.
- Co my tu robimy?- spytałam w szoku.
- Idziemy się zabawić.- ukochany wysiadł i pomógł w tym mi.
- Okey.- złapałam jego dłoń i dałam się pociągnąć do środka.
Spodziewałam się, że pierwsze co nas uderzy to zapach alkoholu, papierosów i potu. A jednak nie. W powietrzu czuło się przyjemny, lekko drażniący nos zapach drogich perfum. Byliśmy na wyższym poziomie. Pod nami widziałam tłum skaczący na kolorowym parkiecie, podświetlanym od dołu. Z specjalnych maszyn wylatuje co jakiś czas dym, a to wszystko oświetla mnóstwo reflektorów z kolorowymi światłami, migającymi w rytm muzyki. Na przeciwko nas przy parkiecie stoi stanowisko DJ-a, a po lewej długi bar z wieloma rodzajami alkoholu. Na górze, gdzie właśnie jesteśmy, stały stoliki z kanapami i fotelami. W większości siedzieli tu ważni biznesmeni, z kieliszki w dłoni. Między nimi utworzone były dwie drogi do schodów. Po lewej i po prawej. Poczułam się w swoim żywiole, jako dawna imprezowiczka i pociągnęłam strażnika za rękę na lewo. Szybko zbiegliśmy na dół i zatrzymaliśmy się przy barze, siadając na stokach.
- Coś lekkiego, dwa razy.- rzuciłam do barmana, który uśmiechnął się uwodzicielsko.
Nie uszło to uwadze Dymitra i położył na blacie nasze splecione dłonie tak, że chłopak nie byłby w stanie ich nie zauważyć. Lubiłam gdy Bielikow był zazdrosny. Stawał się wtedy zaborczy i bardziej śmiały, aby pokazać, że jestem tylko jego. Chłopak podał nam alkohol, który wypiliśmy na raz i pociągnęłam Rosjanina w tłum. Teraz już go stąd nie wypuszczę.

niedziela, 23 października 2016

ROZDZIAŁ 301

- WOW!- tylko tyle umiałam z siebie wydusić.
Przede mną stała najprawdziwsza bryczką z końmi. Była różowo-błękitno-biała, ozdobiona chyba wszystkimi odmianami róż. Oświetlona została zielonymi lampionami, przywiązany do rogów i lampami ma świeczki, powierzonych na ścianach powodu. Ciągnęły go cztery białe konie i jeden czarny. Ale.... zaraz zaraz... czy to....
- Gwiazdka.- podeszłam do karej klaczy i ją przytuliłam.
Ona brodą głaskała mnie po plecach i zaczęła skubać moje włosy.
- Ty to wszystko w przygotowałeś?- spytałam męża, przytulając go.
- To dopiero początek, skarbie.- pocałował mnie, co oddałam z wielką przyjemnością.- Zapraszam do środka.
Jak dżentelmen utworzył drzwiczki i podał mi dłoń. Korzystając z jego pomocy, weszłam do środka, a on za mną, nie puszczając mojej ręki. Dorożkarz wstrząsnął lejcami i konie ruszyły. Wtuliłam się w ukochanego, a on objął mnie ramieniem. Nasze dłonie z dalszym ciągu były splecione.
- Kocham cię.- wyznałam w końcu.
- Ja ciebie też Roza. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.- po raz kolejny złączyliśmy nasze wargi.
Z trudem oderwałam wzrok od Rosjanina i podziwiałam otoczenie. Słońce już dawno zaszło. 
Tak, słońce. Z powodu przyjazdu dzieciaków, przestawiliśmy się na dzienny tryb życia. Dzięki temu mogłam z nimi chodzić nad wodę i bawiły się tak jak u siebie. A Dymitr zaczął brać nocne zmiany, dlatego wrócił po zachodzie słońca. W czasie morojskiej nocy, też trzeba pilnować Dworu.
Wszystko wyglądało tak pięknie, mrocznie i tajemniczo. Drzewa ukryte w mroku szeleściły, poruszane wiatrem, z lasu dochodziły odgłosy zwierząt i pohukiwanie sów, a stukot końskich kopyt, odbijał się w ciszy echem. Ale choć brzmi to przerażająco, wcale takie nie było. Bo nie tylko umiałabym się obronić, ale wiem też, że Dymitr nie da mi zrobić żadnej krzywdy. Nikomu. Między gałęziami przewidywało bezchmurne niebo i gdzie nie gdzie widać było pierwsze gwiazdy.
- Pogodę też załatwiłeś.- zażartowałam.
- Można tak powiedzieć.- strażnik uśmiechnął się tajemniczo.
Zaintrygowało mnie to. Ciekawe co jeszcze wymyślił? Gdy tylko opuściliśmy las, konie skręciły i pojechaliśmy przez pole.
- A powiedz mi, czemu aż tak duży bukiet kupiłeś? To znaczy, nie żebym miała jakieś pretensje, czy co, ale czuję, że to ma jakieś znaczenie.
Rosjanin roześmiał się, a ja rozpływałam się pod wpływem tego dźwięku.
- Masz rację. Jest ich dokładnie 689. Czyli dokładnie tyle, ile dni temu moje życie nabrało sensu. W bukiecie dostałaś ich 121 róż, oznaczających liczbę dni, odkąd nasza rodzina jest pełna. Reszta jest tutaj. To dzięki tobie jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.- pocałował mnie w dłoń, nie spuszczając wzroku z moich oczu.
Niby drobny, skromny gest, a jednak moje serce zabiło szybciej, rozlewając po moim ciele fale ciepła. Tyle w nim miłości.
Dalej jechaliśmy w ciszy, patrząc na siebie z miłością. W ciemności i przy zielonkawym świetle, tęczówki mojego ukochanego nabrały niezwykłej barwy. Mogłam w nich utonął. W ogóle cały wyglądał bosko, w tej tajemniczej poświacie. Usiadłam na kolanach Bielikowa i wtuliłam się w jego tors, a on zamknął mnie w szczelnym uścisku. Napawałam się zapachem jego wody kolońskiej, myśląc o ostatnich prawie dwóch latach. Czułam, że ręką głaszcze moje włosy, napawając się ich dotykiem.
- A zdradzisz mi wielką tajemnicę naszej podróży towarzyszu?- spytałam,podnosząc wzrok na niego twarz.
- Nie.
- Aha. Rozumiem tajne/poufne?
Oboje się zaśmialiśmy.
- Och Roza! Takich jak ty to ze świecą szukać.- westchnął, rozmarzony.
- Ty jej nie potrzebowałeś, aby nas znaleźć.- zauważyłam.
- Tylko szkoda, że mi ciągle uciekałaś.- zaśmiał się.
- Sam mi kazałeś biegać.
Naraz zaczęliśmy śmiać się oboje.
- Trochę czuję się jak księżniczka w tej dorożce.- odezwałam się po kilku minutach ciszy.
- To chyba dobrze, nie?- spytał z uśmiechem.
- Nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Zawsze byłam przygotowywana na chronione Lissy i szukanie we wszystkim zagrożenia, a nie jeżdżenie piękną karocą, w cudną noc z boskim księciem.- dłonie przyłożyłam mu do torsu i w patrzyłam się w jego oczy.
- Ja mam być tym "boskim księciem"?- spytał przez śmiech.
Pokiwałam głową, na co znowu wybuchł śmiechem.
- Tylko ty Roza umiesz tak łatwo mnie rozśmieszyć. Dlatego chcę być na zawsze z tobą. Bo jesteś inna, jedyna, wyjątkowa.
- Myślisz, że kiedyś będziemy mieli swoje żyli długo i szczęśliwie.
- Przecież teraz jesteśmy szczęśliwi.- zauważył.
- Do czasu. Mówię ci, prędzej czy później coś się wydarzy. Takie nasze szczęście.
- Ale cokolwiek by to nie było, przejdziemy to razem.
- Bo nawzajem dodajemy sobie siłę.- dokończyłam.
- Dokładnie. A teraz wysiadka.
Rozejrzałam się dookoła i dopiero teraz zauważyłam, że stoimy. Pierwszy wysiadł mój mąż i pomógł mi wysiąść. Stanął za mną, po czym zakrył mi oczy dłońmi.
- Serio?!- westchnęłam.
- Zaufaj mi.- szepnął do mojego ucha.
- Zawsze.- odpowiedziałam.
Ukochany prowadził mnie w sumie nie wiem gdzie i jak daleko. Czułam tylko, że się idziemy pod górkę, aż w końcu się zatrzymaliśmy.
- Gotowa?- spytał.
Kiwnęłam na zgodę, a on odsłonił mi oczy. Oniemiałam. znajdowaliśmy się na wzgórzu, z którego było widać las i nasz dom z palącymi się światłami. Na środku rozłożony był koc, a wokół unosiły się, przywiązane balony w kształcie serc i lampiony. Widok był niesamowity. Tym bardziej, że niebo jaśniało tysiącami gwiazd, otaczając wielki, pomarańczowy księżyc.
- WOW!- po raz drugi dzisiaj nie mogłam nic więcej wydusić.
- Coś mi mówi, że tych WOW będzie jeszcze trochę dzisiaj.- zaśmiał się Rosjanin.- A teraz zapraszam do stołu.
Z ramienia ściągnął plecak i wyciągnął z niego pojemniki z ciastem, babeczkami, ciastkami i... szampan. Tak dawno nie piłam żadnego alkoholu.
- Myślisz, że to dobry pomysł?- patrzyłam niepewnie na napój i dwa kieliszki.
- Jeśli nie będziesz jutro karmić dzieci piersią, to tak.- podszedł do mnie i lekko popchnął w stronę pikniku. Wciąż byłam w szoku.- Nawet nie myśl, że się wymigasz, bo później zabieram cię do najdroższego, najbardziej ekskluzywnego i najlepszego klubu w całym stanie. A na nasze szczęście jest tylko dwie godziny jazdy od naszego domu.
- Już rozumiem.- usiedliśmy bardzo blisko siebie.- Chcesz mnie upić, a później zabrać do łóżka.
- I bez tego mogę cię do niego zabrać.- uśmiechnął się, pewny siebie.- Ale nie chcę, żebyś za bardzo się upiła, bo nic nie będziesz pamiętała z ostatniej rozrywki na dziś.
- Już nie mogę się doczekać.- uśmiechnęłam się, sięgając po kawałek sernika.- Umm... pycha! Kiedy ty to zrobiłeś?
- Magik nie zdradza swoich sztuczek.- mój ukochany za to poczęstował się ciastem.
- Ale ty jesteś kucharzem.- zauważyłam.
- To tym bardziej- wystrzelił korkiem od szampana i rozlał do kieliszków.
- Za szczęście nasze i naszych dzieci.- podniosła swój.
- I kolejny rok, a nawet całe życie pełne miłości i radości.
Stuknęliśmy się szkłem, spletliśmy swoje ręce w łokciach i wypiliśmy na raz. Ale pali. Odzwyczaiłam się. Musiałam mieć komiczną minę, bo strażnik zaczął się śmiać. Tak zaczęliśmy piknik.