Strony

niedziela, 4 września 2016

ROZDZIAŁ 236

- A tak właściwie jak mnie znalazłeś?- spytałam po dłuższym marszu. 
- Luna mi pomogła.
- Aha.
Nikt więcej się nie odezwał. Szliśmy w ciszy, napawając się swoją miłością.
- Ale tu pięknie.- odezwałam się, gdy byliśmy już na górze.
Naprawdę wszystko było widać. Rosjanin objął mnie od tyłu, gdy patrzyłam przez teleskop.
- Tak.- westchnął z tęsknotą.- Niekiedy brakuje mi takich chwil. Takiej ciszy i spokoju tylko dla nas dwojga.
- Ale przez ten rok stał się z ciebie romantyk. To prawda, w naszym życiu się wiele dzieje. Ale inaczej było by nudno.
- Z tobą?! Nigdy.- zaczęliśmy się śmiać.- Coś ci pokaże, dobrze.
Pokiwałam głową. Dymitr zaczął patrzeć przez teleskop w gwiazdy. Co jakiś czas zerkał na napisy cerlicą wyskrobane na podłodze platformy. Po chwili odsunął się.
- Nie ruszaj tym i zobacz.- wykonałam polecenie.- Widzisz tą różową kropkę?
- Tak.
- To nie jest gwiazdą, tylko Wenus.
- O rany! Skąd wiesz?
- Mark nas nauczył jak szukać gwiazd, planet i gwiazdozbiorów. Ojciec Oksany pracował w obserwatorium w Omsku. A zobacz jeszcze to.- zabrał mi teleskop i ustawił po drugiej stronie drzewa.- To jest Saturn z pierścieniami.
- Niesamowite.
Strażnik był pełny entuzjazmu, gdy tłumaczył mi ułożenie różnych gwiazd i planet. Widać, że to uwielbiał. A ja po raz kolejny zobaczyłam, jakiego cudownego mam męża.
- Przyznaj się Towarzyszu, to kiedyś było twoją pasją?- spytałam, gdy wracaliśmy.
- Przez jakiś czas się tym interesowałem. Jak byłem w wieku Pawki, może starszy. Ale później ważniejsza była służba.
Przestałam lubić to sformułowanie. Gdyby nie ona może by podbijał stanowiska naukowców, albo był kucharzem w restauracji w pięciogwiazdkowej. W sumie mógłby być każdym.
- Ale lubię swoją pracę. Gdyby nie ona nie poznał bym najwspanialszej kobiety na świecie.- popatrzył na mnie z czułością.
- Gdyby nie ona, moglibyśmy od początku być razem, a przeznaczenie zawsze by nas odnalazło.
- Skąd nagle twoja wiara w przeznaczenie i los?- zdziwił się.
- Mam ku temu kilka powodów. Tyle razy mogliśmy się stracić, rozstać, zniszczyć, a jednak jesteśmy tu. Razem. Oboje silniejsi. Czuję, że kiedy jesteś obok, nie straszne nam żadne zło. Napełniasz mnie siłą. Zawsze tak było. Dzięki tobie jestem tu, gdzie jestem. Nikt inny nie chciał mnie wziąć pod swoje skrzydła. A ty sprawiłeś, że urosły mi moje własne.
- I bardzo zaradnie ich używasz.- zaśmiał się.- Ile razy chciałem polecieć do wolności, ty mnie albo zatrzymywałaś, albo nie odstępowałaś na krok. Zawsze byłaś obok. Dawałaś mi nadzieję i wenę. Ja również dzięki tobie jestem taki, jakim byłem zawsze, tam głęboko.
Przystanął i popatrzył mi w oczy. Następnie pocałował mnie namiętnie i gorąco.
- Już tęsknię za tobą w łóżku. Długo będzie trwał ten celibat?- spytał.
- Na razie nie mam czasu porządnie się wyspać, a ty mi o sexie mówisz. Po za tym Kathie mówiła, że przez pierwsze sześć tygodni będę miała niby okres, a później mam do niej na badania, pójść sprawdzić czy wszystko w porządku.  Ale uważaj. Podobno kobiety po ciąży nawet nie myślą o takich rzeczach. I w sumie to prawda.
- Oj skarbie, tylko poczekaj, a za te sześć, a nawet już pięć tygodni, taką ci ochotę na robię, że sama się na mnie rzucisz.- szepnął mi zmysłowym głosem.
Jak to możliwe, że on jednym gestem umie mnie rozpalić. Naprawdę nabrałam na niego ochoty. Cholerny celibat.
- Skarbie, nie kuś. Lepiej poczekać, niż narażać mnie na niepłodność, bo wtedy nie będziemy mogli mieć więcej dzieci.- palnęłam.
Strażnik natychmiast się wyprostował.
- Roza. Chcesz mieć więcej dzieci?- spytał szczęśliwy. Nie mogę mu tej radości odebrać.
- Może jak dzieci będą starsze. Nie ma co się spieszyć. A w końcu trzeba załatać te niedobory strażników.
- Kocham cię Rozaaaaa!- krzyczał na całą wioskę, kręcąc się ze mną w kółko.
Zaczęłam się śmiać. Gdy mnie odstawił, patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż nie wytrzymałam i wbiłam się mocno w jego usta.
Po chwili byliśmy przed domem.
- Mama mnie zabije. Miałem cię znaleźć i wracać, a nie było nas dobre dwie i pół godziny.
- W razie co, ja cię obronę Towarzyszu.- poklepałam go po plecach i weszliśmy do środka, ze śmiechem.
Jednak szybko się uspokoiliśmy, gdy przekroczyliśmy próg salonu. Wszystkie Bielikówny siedziały płacząc i tuląc smutne dzieci. Podeszliśmy do nich i usiedliśmy. Ja między Wiki z Felixem i Soni z Łuką, a Dymitr między matką z Anastazją, a Karoliną z Zoją. Siostrzeniec od razu przeszedł na moje kolana i wtulił się we mnie, tak jak młodsze siostry mojego męża. Do niego za to przytuliły się pozostałe dwie kobiety i córka najstarszej Bielikówny. Przyjmowaliśmy ich szlochy w ciszy. Gdzieś koło wujka zakręcił się Pawka, ale jego pocieszała Lili.
- Powiedzcie co się stało.- błagał strażnik.
- Babcia Jewa nie zyje.- odezwała się Zoja.
Dymitr od razu się spiął. Zaczął drżeć, próbując zatrzymać łzy. Nie byłam jakoś bardzo związana z tą kobietą, a jednak ta wiadomość sprawiła mi ból. Przecież tak dobrze się trzymała.
- J...jak to się st...stało?- Bielikow zaczął się jąkać z emocji.
- Nie zeszła na śniadanie.- zaczęła wiki.- Poszłam do niej, a ona tam... tam... ona leżała. Myślałam, że śpi. Ale nie reagowała na moje wołanie i szarpanie.- głos jej drżał.- Sprawdziłam jej puls i...
Zaczęła głośno płakać. Przytuliłam ją mocno i głaskałam po plecach. Nie musiała kończyć. Doskonale wiadomo, że go nie wyczuła. Widziałam jak Dymitr się męczy. Czekałam, aż dampirzyca w moich ramionach się uspokoi. Nie pocieszałam ją, bo w takiej sytuacji nie ma słów, mogących zatrzymać łzy. Sama musi znaleźć na to siły. Gdy zaczęła tylko siorbać nosem, położyła się na moich kolanach, a chwilę później zasnęła w niespokojnym śnie.

2 komentarze:

  1. O nie biedna Jewa. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie. Jewa. Jeju, a ja ją lubiłam :(

    Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń