- Hej Hans.- wpadłam do biura strażników bez pukania.- Witaj skarbie.- cmoknęłam Dymitra w policzek, na co się spiął, ale po chwili objął mnie ramieniem.
- Cholera! Rose pukać nie umiesz?!- wściekł się strażnik.
- Umiem, ale jestem zajęta. Ale Fina wydaje się być bardzo samotna.- odgryzłam się.
Patrzyli na mnie zszokowany, że mogłam coś takiego wymyślić.
- Hathaway. Nie zapominaj, że jestem twoim przełożonym.- pogroził mi wściekły Croft.
- Hathaway-Bielikow.- poprawiłam strażnika.
- Jednak ty Hans nie zapominaj, że Rose nie ma żadnych autorytetów i ją to nie obchodzi.- mój mąż zaśmiał się, przytulając mnie jeszcze bardziej.
Widać, że traktuje Hansa jak kogoś więcej niż kolegę z pracy.
- Eh... wytrzymuję z tą kobietą, tylko ze względu na ciebie Bielikow. Pamiętam co na wywijała od razu po skończeniu szkoły.
- Też pracy w archiwum nie wspominam najlepiej.- wzdrygnęłam się.
- Co nie zmienia faktu, że więcej zrobiłaś dobra niż zła.- mimo wszystko pochwalił mnie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Ale nie na pogaduszki tu przyszłam...
- Domyślam się.- przerwał mi starszy Dampir, a ja posłałam mu lodowate spojrzenie.
Rose Hathaway-Bielikow się nie przerywa. Chyba, że to Dymitr, Lissa lub Mason. Oni mają swego rodzaju przywileje wobec mojej osoby. Tak samo im jedynie pozwalam robić niespodzianki. No i mój ojciec, ale z nim nic się nie da zrobić.
- Wiesz, gdzie mogę znaleźć Eddiego?- spytałam.
Hans zaczął przewracać kartki w jakiejś teczce.
- Castile... Castile... Castile...- mruczał co chwilę.- O jest. Za trzydzieści osiem minut kończy obchód na sektorze B14.
- Doskonale.- uśmiechnęłam się przebiegle.
- A po co ci to?- spytał ciekawy.
- A takie babskie sprawy.- zrobiłam niewinną minę.
Chciałam już wychodzić, kiedy poczułam silne dłonie na biodrach. Dymitr przytulił mnie od tyłu.
- Co wy kombinujecie, Roza?- zadrżałam na jego aksamitny głos. I powiedział to tak seksownie.
- My?!- zdziwiłam się. Czyżby wiedział, że nie jestem sama?
- Okna stąd wychodzą na wejście. Widzę Dragomirówny.- oświadczył.
- No tak. Skoro już je zauważyłeś, to powinnam iść. Pewnie denerwują się, że jeszcze nie wróciłam. Bo ile można załatwiać jedną sprawę.- popatrzyłam na niego słodko, maślanymi oczkami. Jednak strażnik był nieugięty.
- Skoro pytasz o Castile, a Jill jest tak ładnie ubrana, zgaduję, że za waszą sprawą, to coś zaczyna mi świtać.- Bielikow zaczął się śmiać.
Szlag z tą jego dedykacją.
- Eddy to dobry chłopak, do tego odpowiedzialny strażnik.- zauważyłam.
- Zaraz, zaraz. Rose czy ty... Hathaway, przestań swatać mi strażników.- wtrącił się Hans.
- To nie narzekajcie na niedobór strażników.- wyszłam trzaskając drzwiami.
Pożegnałam się z sekretarką i wróciłam do dziewczyn.
- Co tak długo?- spytała zniecierpliwiona Lissa.
- Faceci.- powiedziałam i wszystkie się zaśmiałyśmy.- Dobra, idziemy do kawiarni przy mini ZOO. Tam za chwilę nasz cel kończy wartę.
- Dalej nie jestem przekonana.- powiedziała nie pewnie Jill.
- Posłuchaj mnie.- złapałam ją za ramiona.- Jesteś silną, piękną kobietą pochodząca z najlepszego i najdzielniejszego rodu. W twoich żyłach płynie krew Dragomirów. Najbardziej szanownej rodziny królewskiej. Twoja siostra, mimo że straciła rodzinę i miała tylko mnie, jest teraz królową. Wasi przodkowie, którzy zasiadali na tronie, są najlepiej wspominani. Dokonywali wielkich czynów, a ty nie chcesz do faceta zagadać.- pokręciłam głową, udając rozczarowanie.- Nie ładnie. Nie bałaś się stanąć przed całą salą morojów i wstawić za Lissę, jako jej siostra, a nie chcesz przyznać się do uczuć? Z własnego doświadczenia wiem, że to do niego dobrego nie prowadzi. Więc wyprostuj się, wypnij pierś i pokaż wszystkim, że jesteś godna nazwiska swego ojca.
Dziewczyna pokiwała głową, choć nie wydała się być przekonana.
- Już nie jesteś dziewczynką z podstawówki, zachwycająca się legendami. Teraz spraw, abyś sama się nie nią stała. Więc głową do góry i idziemy na podbój Dworu.
I poszłyśmy razem. Królowa po środku, a my tuż obok. Oczywiście ja i Lissa też jakoś lepiej się ubrałyśmy. Ja w czarne lśniące leginsy i czarną sukienkę ciążowa, a moja przyjaciółka została w swoim kolorze. Zielona sukienka. Wszystkie trzy miałyśmy na sobie identyczne czarne kozaczki i kurtki ze sztucznej skóry w odpowiednich kolorach. Buty księżniczki były na wyższym obcasie, jako że mogła sobie na to pozwolić. Jednak kurtki miałyśmy rozpięte. Nie było tak zimno. Mimo tego, że to połowa lutego, śnieg powoli topniał. Ale dzieci się tym nie przejmował i lepiły bałwany tam, gdzie ten biały puch jeszcze był. Najwięcej maluchów było przed pałacem. Teraz gdy go mijałyśmy, ich liczba powiększyła się o drugie tyle. Gdy nas zauważyły, ustawiły się, szczelnie zakrywając coś za nimi.
- Witaj wasza wysokość, witaj księżniczki. Dzień dobry strażniczko Hathaway-Bielikow.- powiedziały chórem, jak jakąś regułkę.
- Dzień dobry dzieci.- Lissa uśmiechnęła się do nich serdecznie. Zawsze lubiła dzieci.- A co wy tam chowacie za plecami?
- Nic Królowo.- odezwał się jeden z chłopców.
Chyba był najstarszy, bo nikt nie dorównywał mu wzrostem. Z pod czapki wystarała mu blond czupryna. Od razu widać, że jest morojem.
Nagle z tłumu wybiegła dziewczynka i przytuliła się do mnie. Po różowej kurtce i niebieskim szaliku poznałam w niej moją siostrę
- No dobrze, tylko bawcie się ostrożnie.- upomniała ich władczyni.
- Rose, nawet nie wiesz jaką będziecie mieli niespodziankę. A Wiktoria, ta dziewczyna z którą była dzisiaj jest bardzo miła. Ma wielu znajomych i chyba zostałam włączona do ich grona. A są tacy co im strasznie dokuczali, a ja ich pognałam gdzie pieprz rośnie. Wiesz, że jej rodzice ją zostawili na Dworze u dziadków, bo są zajęci pracą. Myślisz, że mogłybyśmy kiedyś być takimi przyjaciółkami jak wy? Chciałabym być jej strażniczką.- gadała jak nakręcona.
- Myślę, że jeśli będziecie dbać o tą przyjaźń i siebie nawzajem, kiedyś zrozumiecie, że możecie na sobie polegać w każdej sytuacji. A teraz leć do reszty, bo cię zabawa ominie.
I już jej nie było. A my ruszyłyśmy w dalszą drogę. Dzień była piękny. Księżyc w pełni rzucał na wszystko blade światło, sprawiając, że śnieg błyszczał magicznie. Panowała względna cisza, przerywana odgłosami nocnych zwierząt z lasu. Niebo było bezchmurne, więc nie trudno było zobaczyć gwiazdy. Pamiętam radość Bielikowa, gdy podczas urodzin rozsunął się dach i pokazał gwiazdy. Po chwili puszczono fajerwerki, które ułożył się w napis "Wszystkiego najlepszego Dimka." Ludzie zaczęli bić brawo i krzyczeć "gorzko!", więc solenizant nie miał wyboru i mnie pocałował. Ale zrobił to tak, że następne fajerwerki wybuchły we mnie, gdzieś głęboko w klatce piersiowej.
Nie wiem, czemu teraz o tym pomyślałam. Choć i tak wolę o tym, niż o oglądaniu gwiazd z Dymitrem-strzygą. Muszę to kiedyś powtórzyć, ale z moim mężem. Dampirem.
Jill rusza na podryw 😂😂😂😂😂😂😂 Rose mistrzyni ciętej riposty. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny
OdpowiedzUsuńNo no, to sie Panie wystroily :-) Zapowiada sie calkiem ciekawie , zeby tylko Jill sie nie zestresowala za bardzo.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nastepny i pozdrawiam.
Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńOby Jill się udało :))
*działam pod przymusem* 😂😭😘 *
OdpowiedzUsuńJill! Mała skup się! Boska jesteś i dasz radę! Eddie padnie jak cie zobaczy.
Romitri 😍😍💙
A teraz.... Następny!