Nagle zadzwonił telefon, przerywając moje rozmyślania. Sięgnęłam po niego i odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
- Słucham.- odezwałam się.
Jednak zdziwiło mnie, że dalej dzwoni. Popatrzyłam na ekran i uderzyłam się w głowę. Przecież to nie mój dzwoni.
- Towarzyszu!-krzyknęła. Od razu uwaga ćwiczących zwróciła się na mnie.- Telefon! Hans!
Wystawiłam w jego kierunku wibrujący sprzęt. Mój mąż od razu podbiegł i odebrał. Z zaciekawieniem przysłuchiwałam się rozmowie. Jednak nie mogłam usłyszeć co mówi Croft.
- Bielikow, słucham... tak... tak... oczywiście... ale teraz? Nie no. Problemu nie ma. Czym szybciej to załatwimy, tym lepiej... tak... nie... okey... jasne... nie ma takiej opcji!... nie... nie... jasne... tak... nic nie szkodzi... to zadzwoń do pana Mazura... nie, jeśli mam być za pół godziny... nie wiem, to twój problem... nie... obiecuję... tak... to ich ściągnij... nie wiem... a co ja wróżka?... tak i może magicznym proszkiem sypię... spytaj królowej... a co do jej strażników, zwiększ ochronę... tak... też... to zwłaszcza... księżniczka i Lord Ozera niech będą z nią w jednym pomieszczeniu... nie... to chyba oczywiste... a to się okaże... masz lepszy pomysł?... co z tego?... tak jestem pewny... nie, przecież nie jestem głupi... taki jest układ... nie mamy wyjścia... zobaczymy... bo ciągle z tobą gadam... nie... Hans weź się zdecyduj... coś jeszcze?
- Bielikow, to najbardziej szalony plan w jakim brałem udział!!- to usłyszałam dokładnie. Dymitr aż odsunął telefon od ucha i się skrzywił.
- Wiem... tak...- uśmiechnął się do mnie.- tak... proszę.- podał mi telefon.
- Słucham.- powiedziałam do słuchawki.
- Hathaway masz zły wpływ na mojego najlepszego strażnika.
- Ależ Hans, nikt nie mówił ci, że plany z ryzykowną możliwością wypalenia, są najlepsze?
- Tylko ty mogłabyś powiedzieć coś takiego.
- Do usług.- kątem oka zauważyłam jak mój mąż rozmawia z Lili. Po chwili gestem pokazał mi, że wracamy.
- Dobra, teraz się skup. Mamy podejrzenia, że ktoś obserwuje Dwór. Więc musimy jak najszybciej doprowadzić sprawę Roberta do końca. Dzisiaj przeprowadzicie się tutaj, do swojego starego mieszkania. Później nie wpuścimy nikogo, kto nie mieszka tutaj, nawet jeśli to sam prezydent. Dymitr zostaje zwolniony z urlopu, po zabiciu Doru. Jak przyjedziecie i odniesienie walizki ma czym prędzej zgłosić się do mnie. Ty przyjdziesz po rozpakowaniu, typu żona tęskni za mężem, który za długo nie wraca. Musimy zachować wszelkie pozory normalności.
- Okey.
- Okey?! Po tobie spodziewałem się bardziej czegoś w stylu: "Czemu nie dacie nacieszyć mi się mężem." "Daliście mu urlop, a więc radzie sobie sami."- przedrzeźniał mój głos.
- Tu chodzi o bezpieczeństwo Lissy. Po za tym, wole wiedzieć co się dzieje na Dworze.
- No dobra. To tyle oddaj mi jeszcze tego uparciucha.
- Uparciuchu do ciebie.- oddałam komórkę Rosjaninowi.
- Co jest?... tak jestem pewny... tak... tak... ta...nie!... chyba na głowę upadłeś... no ale... posłuchaj... hej! Hans, przymknij się na chwilę i słuchaj... nie... Będą z nami najlepsi strażnicy. Nic mu nie grozi...- otworzyłam drzwi od domu. Wszyscy udaliśmy się na górę. Lili do siebie, a my do siebie.- oni nie muszą o niczym wiedzieć... da sobie radę... nie... nie... nie wiem... przecież on ciągle gdzieś wyjeżdża... no ja wiem, ale...A Jill? Łączy ich pocałunek cienia... nie...nie... Rose dała rade z Avery... ja wiem, że to co innego...będzie bezpieczna z królową... nie... tak... tak... a załatwiliście w Tarasow?... tak... nie... użytkownicy ducha... tak... tak... NIE!... pod żadnym pozorem.... nie ma mowy... ponieważ jest w ciąży, a jakby Rose dowiedziała się o twoim pomyśle nie miał byś pracy... tak... tak... no dobra, to ja kończę... nie... muszę się pakować... nie... po co?... nie...zajmij się swoimi obowiązkami pa.- zaśmiał się i końcu rozłączył.
Westchnął ciężko, dłońmi pocierając twarz. Ja w tym czasie kontynuowałam pakowania.
- A co jeśli ten plan naprawdę nie wyjdzie?- spytałam lekko wystraszona.
- Nie martw się. Na pewno wszystko będzie dobrze.- ukochany ukląkł obok i objął mnie ciasno ramionami. Oddałam uścisk, wdychając jego zapach.
- Boję się o ciebie.- wyznałam wciąż wtulona w jego tors.
- Nie masz o co.- mąż oparł o moją głowę podbródek.- wszystko gładko pójdzie i będziemy mieli spokój z Robertem.
- Znając nasze szczęście, znajdzie się ktoś inny, chcący zaszkodzić naszej miłości.- poczułam pieczenie pod powiekami, na myśl, że mogę go stracić.
- Nawet jeśli, to przejdziemy przez to razem. Tego uczucia nic nie zniszczy. Tylko musisz w to uwierzyć.
- Wierzę, ale i tak się boję. Nie jesteś niepokonany, jak kiedyś myślałam, ale to nie zmienia faktu, że dla mnie jesteś bogiem i wzorem. Więc tym bardziej uważaj.
- Zwłaszcza na strzygi skaczące od tyłu.- odsunął mnie od siebie i popatrzył z uśmiechem.
Sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta. Po chwili Rosjanin nachylił się nade mną i musnął moje usta. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego tak, że oboje leżeliśmy na miękkim dywanie. Gdy wzięliśmy oddech po pocałunku, zaczęliśmy się śmiać. Przytuliłam go, a on się podniósł do siadu. Tulił mnie w ramionach jak dziecko. Czułam się bezpiecznie.
- Dziękuję, że to ze mną jesteś.- szepnęłam mu do ucha.
- Roza. Nie mógłbym wyobrazić sobie siebie w innych ramionach, niż twoje.
- Zazwyczaj to ja jestem w twoich.- zauważyłam.
- I tak powinno być. Wyglądasz w nich bardzo słodko.
Popatrzyłam na niego, jak na wariata.
- A ty się z choinki urwałeś?- popatrzył na mnie zdziwiony.- Ja mam zabijać, a nie wyglądać "słodko".- zrobiłam cudzysłów.- Poza tym tak jak ty chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczny.
Wstałam z niego i weszłam do łazienki po kosmetyki. Wiedziałam, że poszedł za mną i pakował inne rzeczy.
- Ale to ja jestem mężczyzną.- zaprotestował. Nie wiem czemu, jednak wydało mi się to słodkie.
-Nie po to uczyłeś mnie walki, żebym chwała się za tobą. Nie oczekuję, że będziesz liczył tylko na mnie, ale chcę żebyś pamiętał, że jestem. Możesz powiedzieć mi wszystko. Pragnę, abyś czuł się ze mną bezpieczny.
Wróciliśmy do sypialni i wsadziliśmy wszystko do walizek.
- Wiesz Roza, ta rozmowa przypomniała mi sytuację w namiocie, podczas naszej ucieczki. Miałem wtedy, może nie zły sen, ale do najpiękniejszych nie należał. Jednak uspokoiłem się, gdy mnie przytuliłaś. Czułem się taki bezbronny, a jednocześnie bezpieczny. Myślałem, że nie mogę. To ja mam dbać o bezpieczeństwo. Ale też zrozumiałem, jakie to uczucie. Przez tą chwilę czułem jakby ktoś zdjął z moich barek ogromny ciężar. Tym kimś byłaś ty. Nie wiedziałem, co ty o tym sądziłaś, ale nie chciałem, żebyś uważała mnie za słabego. Byłem pewny, że to ty potrzebujesz bezpieczeństwa.
- Jesteś uroczy.- cmoknęłam go w policzek i wyszłam ciągnąć walizkę do schodów.
Martwi mnie ta akcja. Za to Romitri jak zwykle urocze. Czekam na następny i życzę weny
OdpowiedzUsuńO kurcze to sie teraz porobilo. Oby wszystko sie udalo i cala akcja poszla jak nalezy. Troche sie boje o Dimke i reszte.
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny i pozdrawiam
Jeju martwi mnie ta akcja
OdpowiedzUsuńOby wszystko się udało i dobrze skończyło
Szlag! Ktoś obserwuje Dwór? Mam nadzieje ze ta akcja wypali po inaczej kiepsko będzie...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Ciekawe jak rozegra się ta akcja i co kombinuje Robert... Romriti jak zwykle razem na zawsze 💖. Czekam na następny rozdział. Życzę weny
OdpowiedzUsuńTen debile-Robert- musi zginąć. Rozdział genialny!Pozdrawiam, czekam
OdpowiedzUsuńWerka