Strony

niedziela, 22 lipca 2018

Baja cz. 3

- Masz wspaniałą rodzinę.
Skończyłam układać ubrania na wolnych półkach, które zostawił mi ukochany w swojej szafie.
- No widzisz. Mówiłem, że wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się, rozciągając ręce i nogi na całą długość łóżka.
Wskoczyłam na strażnika, a on mnie objął. Wtuliłam się w niego.
- Częściej się uśmiechasz, odkąd tu jesteśmy- zauważyłam. Uwielbiam jego uśmiech, a nie często mam okazję to oglądać.- To już kolejny argument, dlaczego chciałabym tu zostać.
- Dlatego, że jestem tu szczęśliwy?
- Uhum- kiwnęłam głową.- Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze. Tak samo, jak szczęście i bezpieczeństwo Lissy. A ty nie chciałbyś tu zostać?
- Chciałbym, chciał. Ale...
- Nie możemy - skończyłam za niego.- Tak, wiem. Więc póki tu jesteśmy, musimy się tym cieszyć- energicznie zerwałam się z niego i wyciągnęłam do niego dłoń.- Chodź.
- Gdzie?- mój ukochany zmarszczył czoło, ale wstał.
- Na romantyczny spacer- podeszłam do niego wolno z zalotnym uśmiechem, kładąc mu dłoń na ramieniu- w blasku księżyca...
- Tak?- mruknął z uśmiechem.
- Tak- zjechałam ręką wzdłuż jego ramienia, łącząc nasze dłonie. Cały czas śledziłam ją wzrokiem.- Chcę poznać to miejsce. Gdzie się bawiłeś, dorastałeś, wychowywałeś...- w końcu uniosłam na niego oczy, zatapiając się w barwie czekolady, jaką mi ofiarował w każdym spojrzeniu.- Chce poznać twoją Rosję.
- Moją?
- Tą, którą kochasz. Może sama ją pokocham. To jak będzie?
- No dobrze, tylko ubierz się ciepło i...
- I weź sztylet. Tak, wiem - przewróciłam z rozbawieniem oczami
- Kocham Cię- uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie, całując.
Uwielbiam to. Dotyk delikatnych i miękkich warg Dymitra na swoich. Szybko poddałam się, zarzucając dłonie na ramiona dampira i bawiąc się jego włosami.
W końcu się od siebie oderwaliśmy, wciąż stojąc bardzo blisko. Patrzyłam mu w oczy, gdy nasze klatki piersiowe unosił się w szybkim tempie. Przypomniało mi się jak jeszcze tydzień temu byliśmy tak samo blisko, tylko, że mniej nas dzieliło. Na to wspomnienie przeszedł mnie dreszcz, a w sobie poczułam ogień. Musiał to zauważyć, bo w jego uśmiech czułości wkradła się samcza duma. Dałam mu kuksańca, robiąc się jeszcze bardziej czerwona, że mnie przejrzał. Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- No to chodźmy- śmiejąc się, ubrałam kurtkę i schowałam sztylet do wewnętrznej kieszonki.
Udaliśmy się na dół i wyszliśmy na dwór, wołając, że idziemy na spacer. Olena krzyknęła coś, żebyśmy uważali na siebie, ale drzwi już się zamknęły. Od razu jak zeszliśmy z ganku, ukochany objął mnie ramieniem, a ja bardzo chętnie się w niego wtuliłam. To było coś cudownego. Czułam się tak bezpiecznie, tak dobrze, tak potrzebna jakbym znalazła swoje miejsce na ziemi. Miałam wrażenie, że jakbym stamtąd zniknęła, przewróciłby się. A ja byłabym sama. Nie chciałam tego. Czułam się kochana i chciałam, żeby tak zostało na zawszę. Żeby na zawsze mieć miejsce w jego ramionach. W jego sercu.
- Tylko mi nie pokazuj wszystkiego na raz, bo będziemy się nudzić na tej pustyni śniegu.
- Spokojnie. Obiecuję, że ze mną nie będziesz się nudzić- zaśmiał się.
- No ja myślę. Bo jak tak, to zwieję z tej Antarktydy.
- Tak? -uniósł brew do góry, z powagą.- A kto powiedział, że Cię puszczę?
Przyciągnął mnie zaborczo jeszcze bardziej do siebie. Spojrzałam na jego rękę, a później z czułym uśmiechem na ukochanego. Ale on twardym wzrokiem patrzył przed siebie. Zdziwiona również odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Zmarszczyłam czoło, widząc jakiegoś mężczyznę sto metrów przed nami. Nie widziałam go dokładnie, ale chyba był morojem. Od razu w oczy rzucał się jego ekstrawagancki strój i mnóstwo biżuterii. W cieniu za nim widziałam kilku innych ludzi. Chyba strażników. Jednak zanim się dobrze przejrzałam, ukochany odciągnął mnie w przeciwnym kierunku. Cały czas czułam na sobie spojrzenie nieznajomego, jednak nie oglądałam się.
- Kto to był?- spytała cicho po kilku minutach.
- Abe. Abe Mazur.
Zmarszczyłam brwi.
- To nie jest arystokrackie nazwisko- stwierdziłam.- To czemu miał strażników, skoro nie wszyscy "królewskiej krwi" mają?
- Nie dostali przy nim przydziału. Sam ich kupił.
- To tak można?- zmarszczyłam brwi.
- Jakby nie patrzeć, nasze wypłaty są małe. Jak ktoś płaci więcej, niektórzy za nim idą. A on im płaci bardzo dużo. Mogliby za nim w ogień wskoczyć.
- To kim on jest?- odważyłam się obejrzeć, ale on wciąż nas obserwował, więc szybko odwróciłam wzrok.
- Nikt do końca nie wie, czym się zajmuje. Ale na pewno to nie są to dobre rzeczy. Lepiej na niego uważaj. Potrafi być niebezpieczny.
- Zrobił wam coś kiedyś?- wystraszyłem się.
- Nie, ale chodzą różne pogłoski. A wiesz, że w każdej plotce jest ziarno prawdy. Tu nawet mamy na niego swoją nazwę "Żmij" co oznacza węża. Podobno nawet strzygi się go boją.
- Wow. No to już musi być ktoś.
- Do tego jest bardzo wpływowy i ma różne kontakty.
- Myślisz, że mógłby wiedzieć, kim jest mój ojciec? Po ostatniej rozmowie z królową i matką strasznie mnie to intryguje.
- Pewnie tak, ale nie za darmo. Żeby pozbyć się Randalla musiałem przez dwa miesiące robić za chłopca na posyłki. Na szczęście docenił moją kuchnię i bardziej tam urzędowałem.
- Co?!- spojrzałam na niego dziwnie.
Zatrzymał się i odczytałam z jego twarzy, że powiedział dużo więcej niż chciał.
- To nic takiego...
- O nie, Towarzyszu. Teraz się nie wywiniesz. Opowiadaj, jak na spowiedzi. Kim jest Randall, czemu chciałeś się go pozbyć i czemu grzeczny ty pracował dla mafioza?
- No dobrze.
Usiadł na ławce, a ja zaraz obok, patrząc na niego uważnie. Odchylił głowę i utkwił spojrzenie w gwieździstym niebie. Wydawało by się, że nie odpowie, ale ja wiedziałam, że zbiera myśli. Dałam mu czas, rozglądając się dookoła. Noc nadawała temu miejscu tajemniczości, uroku. Lampy były od siebie w dużej odległości, ale nam to nie przeszkadzało. Z daleka było widać wieżę lokalnego kościoła, a przed nami stało trochę domków i studnia. A wszystko pokryte warstwą białego puchu, który iskrzył się w blasku księżyca. Westchnęłam błogo, zapominając o naszej rozmowie i przytuliłam się do ręki ukochanego.
- Randall Iwaszkow to mój ojciec.- odezwał się w końcu, a ja wyciągnęłam powietrze.- Pamiętasz co ci mówiłem na treningach. Nie przestał przychodzić dlatego, że go pobiłem. To dzięki Żmijowi już go więcej nie widziałem.
- Och.- zamilkłam na chwilę.- Ale chyba nie jest zły, skoro to zrobił?
- Nie jest zły, jak ma w tym jakiś interes.- uśmiechnął się bez krzty radości.
- Ale jaki niby miał w tym interes? Chłopiec na posyłki? Za słabe jak na mafioza. Albo miał w tym inny biznes, albo zrobił to z dobrego serca, ale zostawił ten długi, żeby zachować twarz.
- Nie wiem. Nie chce o tym myśleć. Ważne, że już nigdy więcej nie zobaczę tego... nawet nie mam słów, żeby go nazywać.
- Cii...- weszłam mu na kolana.- To nie ważne.
Przytuliłam się do jego piersi, a on objął mnie ramionami
- Kocham Cię Roza. Bardzo.
- Ja Ciebie też Towarzyszu.
- Obiecaj mi, że nie poprosisz go o nic. To zbyt niebezpieczne. Nie psujmy sobie tego urlopu.
- No dobrze, nie poproszę.- zagryzłam wargę, kombinując jak to ominąć.
- Dziękuję.- uśmiechnął się i nachylił do mnie.
Uniosłam głowę i pozwoliłam naszym ustom się połączyć.
Po kilku godzinach wróciliśmy, śmiejąc się z wspomnień Dymitra. W domu było cicho, więc pewnie wszyscy spali. Dalej cicho się śmialiśmy, ściągając buty oraz kurtki, po czym ruszyliśmy na górę.
- Kto pierwszy idzie do łazienki? Bo mi trochę zajmie...- zaczęłam, a Rosjanin zmarszczek brwi.
- Sądziłem, że zaoszczędzimy trochę wody i pójdziemy razem.- podszedł do mnie z uśmiechem i złapał mnie za biodra.
- Razem? - spojrzałam na niego zdziwiona.
Zatkało mnie. Niby jesteśmy razem i po naszym pierwszym razie, widział mnie już nago, ale wspólny prysznic? Myśl o tym napełniała mnie onieśmieleniem i podnieceniem. Jak wtedy, gdy pierwszy raz się przed nim rozebrałam.
- Razem - szepnął z uśmiechem.- No chyba że nie chcesz.
Uniósł ręce w górę i zaczął się odsuwać. Jednak załapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie.
- Chcę. I mi się teraz nie wymigasz.- przyciągnęłam go bliżej i wpijam się w jego wargi.
Od razu oddał pocałunek, prowadząc mnie do tyłu. Poczułam na plecach drewnianą strukturę drzwi, ale po chwili Dymitr je otworzył i wypadliśmy na korytarz. Dosłownie. Zaśmialiśmy się cicho i zaczęliśmy zbierać z podłogi. Nie trwało długo, aż znaleźliśmy się w łazience. Dymitr zamknął za nami drzwi, a ja tak stałam, nie do końca wiedząc co dalej. Podszedł, unosi moją twarz i lekko musnął usta. Zadrżałam
- Roza, spokojnie, odpręż się. Przecież to tylko ja. No już, spokojnie.- szepnął, głaszcząc delikatnie opuszkami mój policzek.
Byłam w stanie tylko pokiwać głową. Ostrożnie uniosłam dłonie i położyłam mu na ramionach. Głaskałam je, patrząc mu w oczy. Również nie odrywał ode mnie wzroku, trzymając mnie za talię. Poczułam szarpnięcie i po chwili nasze usta się spotkały w długim i powolnym pocałunku. W czasie niego ukochany podciągnął mi bluzkę do góry, a gdy się od siebie oderwaliśmy zdjął ją ze mnie. Odsunął się i sam zdjął z siebie koszulkę. Miałam idealny widok na jego umięśnione tors. Niby widziałam go nie raz, ale wciąż wzbudza mój zachwyt.
- Widzisz coś, co ci się podoba?- zaśmiał się, używając moich słów.
Uśmiechnęłam się kusząco i podeszłam do niego kocim krokiem, kładąc rękę na jego ramieniu i całując to ponownie.
- Oj nawet nie wiesz jak bardzo.
Później wszystko działo się samo. Uniósł mnie za uda i całował zachłannie. Nawet nie wiem, jak i kiedy się do końca rozebraliśmy, ale szybko znaleźliśmy się pod prysznicem. Oczywiście na samym myciu się nie skończyło. Mam nadzieję, że nikogo nie obudziliśmy. Po godzinie wyszliśmy. Nie mogąc przestać się uśmiechać i całować. Położyliśmy się do łóżka, a ja wtuliłam się w mojego strażnika. Czułam się tak cudownie, mogąc się do niego przytulać i zasnąć w jego ramionach. Głaskałam to po włosach na piersi i odpoczywałam.
- Jak się czujesz?- Dymitr przerwał ciszę.
- Cudownie. Najlepsze moje urodziny życia.
- Cieszę się- ścisnął moją dłoń i uniósł sobie do ust, składając lekki pocałunek. Uśmiechnęłam się i pocałowałam to w pierś.
- Nigdy mnie nie zostawiaj - szepnęłam.
- Nie zostawię. Nigdy.
- To dobrze. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też Roza.
- Co będziemy robić jutro?
- Możemy pojechać do miasta i pozwiedzać.
- A wieczorem pójdziemy do jakiegoś klubu?- położyłam się na nim z proszącym uśmiechem.
Zaśmiał się radośnie.
- Jeśli chcesz?
- Bardzo.
- To pójdziemy. A teraz śpij.
- Dobranoc. - wróciłam na swoje miejsce i wtuliłam się w niego mocno.
- Dobranoc Roza.

3 komentarze:

  1. Super rozdział. Tak bradzo się ciesze, że wrocilaś. Czekam na więcej:)
    Emi

    OdpowiedzUsuń
  2. "samcza duma" - oficjalnie padłam i nie wstaje


    Abe! Tak! No to się zrobi ciekawie...


    Dymitr w klubie? Hm... No nie wiem.

    Weny i dawajta kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ABE!!! Abe, Abe, Abe, Abe! Tańczę taniec szczęścia. Jest Abe, już mi nic więcej do szczęścia nie potrzeba XD Kocham tego człowieka XD Ja już chce dalej. Rose zasuwaj do Abe'a i to jak najszybciej!

    No, a teraz dawaj 4 część XD

    OdpowiedzUsuń