Następnego dnia Felix i Alice mieli rocznicę.
- Uspokój się.- westchnęła zniecierpliwiona, wygładzając bratu koszulę.- Znacie się od kołyski, a od roku wciąż chodźcie na randki. Czym ty się tak przejmujesz?
- Chcę, żeby było idealnie.- po raz tryldziesiąty poprawił muchę, patrząc na siebie w lustrze.- Jak wyglądam?
- Gdybym nie była twoją siostrą, powiedziałabym, że bosko.- trochę się rozluźnił.- Ale, że nią jestem, to powiem, że jak kretyn przed pierwszą randką.
- Dzięki siora.- rzucił mi gniewie spojrzenie.
- Wyluzuj się i oddychaj. Co może pójść nie tak?
- Może zaatakować nas horda strzyg?- uniósł jedną brew.
- Spytaj, czy nie widzieli tatusia.- parsknęłam śmiechem.
- To nie było śmieszne.- jednak nie powstrzymał kącików ust przed uniesieniem się.- No dobra, trochę było.
- Przecież dlatego będziecie obserwowani przez strażników.
- A jeśli coś jej się nie spodoba, a..albo nie będzie chciała iść ze mną do łóżka.- wciąż się zaręczał.
- Wieczór będzie udany, zapewniam cię. A co do drugiego, to po prostu dasz jej więcej czasu. Pierwszy raz kobiety, musi być dla niej wyjątkowy. To poważna decyzja, którą musi podjąć sama, bez nacisku osób trzecich.
- Masz rację. Jestem kretynem.
- Jesteś zdenerwowany. A teraz sio! Bo się spóźnisz.- kopnęłam go kolanem w tyłek dla rozpędu.- Na szczęście.- odpowiedziałam, gdy odwrócił się zaskoczony.
Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i wyszedł. Pół godziny później wpadli do mnie przyjaciele. Akurat czytałam książkę na sofie w salonie. Nagle poczułam na sobie jakiś ciężar.
- No hej.- opuściłam książkę i spojrzałam w radosne oczy Asha.- A gdzie zgubiłaś brata?
- Hej.- z rzuciłam go z siebie.- po pierwsze, zabieraj swoją tłustą dupę ze mnie. Felix poszedł z Alice na ich rocznicę.
- Nic dziwnego, że nigdzie nie można jej znaleźć.- zaśmiała się Rozi.
- Uuuu... Mają jakieś gorące plany?- spytał Tomas ze zboczonym uśmieszkiem.
- A wyobrażasz sobie Felixa bez sexu?- spytałam.
- Przez ten związek, albo dzięki niemu, trochę się zmienił. O...oczywiście tylko na dobre.- uniósł ręce w obronnym geście, widząc moją brew, szybującą do góry.
- Zmieniając temat.- Oliwia usiadła na końcu sofy, przy moich stopach.
Podniosłam się do siadu, opierając nogi na ciemnowłosym, leżącym wciąż na podłodze.
- Nie za wygodnie?- przerwał jej dampir na dole.
- Nie. Dzięki, że pytasz.- wyszczerzyłam się do niego.
- Zmieniając temat.- spróbowała jeszcze raz.- Wpadliśmy na pomysł, aby iść do baru z twoim wujostwem.
- Właśnie.- poparł ją mój podnóżek.- Trzeba opić przydziały.
- Ja tam za wiele do opijania nie mam.- westchnęłam.
- Ja też.- przyznała dampirzyca obok mnie.- Ale i tak nam się należy.
- Właśnie dzieciaki.- między nami pojawiła się głowa wujka Pawki.- Przyda wam się trochę relaksu. Ash, co ty tam robisz?- spojrzał zdziwiony na naszego przyjaciela.
- Dzień dobry, proszę pana. A tak sobie leżę na podłodze. A co u pana?- uśmiechnął się miło, na co parsknęliśmy śmiechem.
Wujek tylko pokręcił zrezygnowany głową, prostując się.
- No dobra. Macie jakieś...- spojrzał na zegarek.
- Dwie godziny.- nie czekając na odpowiedz, złapałam dziewczyny i pognałam na górę.
W pokoju otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać sukienki. Kilka było od mojej mamy, bo się obie mieściłyśmy, ale ona nigdzie nie wychodziła i uznała, że mi się bardziej przyda. Szybko pochwyciłam błyszczącą, zieloną bez ramiączek. Dziewczyny otworzyły swoje torby. Oliwia miała ze sobą ładną, niebieską, również bez ramiączek, z falbanką na dole, Rozi różową na cienkich ramiączkach i z kokardką na boku, a Felicja fioletową, w rękaw trzy czwarte i białą koronką naszytą na jej dolną część. Szybki się przebrałyśmy, wcześniej każda biorąc prysznic. Uczesałyśmy się i pomalowałyśmy nawzajem, więc, po założeniu kurteczek, byłyśmy gotowe kwadrans wcześniej.
- No no...- chłopcy zagwizdali na nasz widok.
- Och, dziękujemy.- udawałyśmy zawstydzenie, po czym wybuchłyśmy śmiechem.
Oni również się przegrali w różne koszule i spodnie z dziurami.
- Super wyglądacie.- do pokoju weszli wujek z ciocią.- A teraz sio do samochodu i zapiąć pasy.
- Tak jest!- zasalutowaliśmy i wybiegliśmy z domu, kłócąc się, kto gdzie siedzi. W końcu ja usiadłam za środku, pomiędzy Ashem, a Oliwią, a za nami Rozi z Felicją i Thomasem. Po godzinie byliśmy przed klubem. Ochroniarze to strażnicy i rozpoznając córkę królowej, jak zawsze nas wpuścili bez tej wielkiej kolejki. Usiedliśmy przy naszym stałym stoliku pod ścianą.
- Kto co chce?- spytała ciocia.
Nie miała wobec nas ograniczeń, tak jak mama. Obie w naszym wieku umiały przesadzić z alkoholem i zdawały sobie sprawę, że nawet jak nam zakażą, to i tak znajdziemy sposób. Mogę nas zabrać do klubu, lub gdzie indziej na coś mocnego, ale był jeden warunek. Zakaz picia na terenie akademii. Ale nam to nie przeszkadzało. Co tydzień kupowaliśmy trzy skrzynki Coli i to nam wystarczyło. Byliśmy świetnym przykładem, że dobrze można się bawić i bez nadmiernych procentów. Każdy podał swoje ulubione drinki i pogrążyliśmy się w rozmowie. Zazwyczaj pierwsza kolejka była najdroższa, a później to było nam już obojętnie. Ale dzisiaj mi wystarczył sok z wódką. Pomału sączyłam napój, co chwilę wybuchając śmiechem z przyjaciółmi. Zaczęłam się rozglądać po sali. Wszędzie było mnóstwo ludzi. Przy barze, moją uwagę zwróciła blondynka w czerwonej, obcisłej sukience. Coś mi nie pasowało. Obok zobaczyłam... Nie! To nie możliwe. Aż w takie przypadki nie wierzę. Flirtowała z kompletnie pijanym Jack'em. Nagle w jasnym świetle zauważyłam czerwony błysk w jej oczach. Cała się spięłam.
- Nastka, słuchasz mnie?- spytała Oliwia.
- Tak, tak. Wiecie, ja na chwilę idę do toalety.- zaczęłam się podnosić.
- Uważaj na siebie.- wujek spojrzał na mnie troskliwie.
- Może pójdę z tobą.- Ash zaczął się podnosić.
- Nie!- zaprotestowałam szybko, a reszta spojrzała na mnie zdziwiona.- To znaczy, nie musisz. Umiem sobie poradzić. Zaraz wrócę.
Wzięłam swoją kopertówkę i poszłam blisko baru, ukradkiem przyglądając się parze.
- Hej mała.- usłyszałam obok siebie.- Postawić ci może coś na ochłodę, bo mi aż się gorąco zrobiło, gdy Cię zobaczyłem.
Zarywał do mnie nawet przystojny, ale chamski facet.
- Nie, Dzięki. A teraz spadaj.- powiedziałam stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.- Wyjdziesz stąd, pójdzie do domu i jeśli czeka tam na ciebie twoja dziewczyna, rano powiesz jej o wszystkich swoich zdradach, nawet tych, których nie pamiętasz.
Chłopak patrzył na mnie jak zahipnotyzowany, a później uśmiechnął się rozmarzony i jakby nigdy nic wyszedł. Jeśli to zniszczy jego związek, sam będzie sobie winien. A jeśli jest czysty... co ja gadam? Przed chwilą mnie chciał gdzieś zaciągnąć. Uwielbiam moc wpływu. Ponownie odwróciłam się do przodu. Przechodząc koło podopiecznego i jego towarzyszki, przejrzałam się jej dyskretnie. Nawet nic nie zauważyła, zajęta podrywaniem chłopaka. Teraz nie miałam żadnych wątpliwości. To była strzyga.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
sobota, 4 marca 2017
ROZDZIAŁ 9
Wiem, że wczoraj nie było rozdziału, ale nie miałam neta. Za to, dzisiaj będą dwa. Łapajcie pierwszy i mnie nie zabicie. 💖💖💖💖
___________________________________________________________
Gdy wróciłam do domu, było cicho i ciemno, dzięki zasłoną do okien. Pewnie wszyscy już śpią. Weszłam na górę i od razu zostałam zaatakowana przez brata. Szybko zamknął mnie w ramionach, a ja się rozbeczałam jak dziecko.
- Cii... już jest wszystko dobrze. Spokojnie. Ona jest bezpieczna. Ma pomoc. Da sobie radę.- odsunął się i spojrzał na moją twarz z uśmiechem.
Sama się uśmiechnęłam, a on zaczął ścierać kciukami moje łzy. Pocałował mnie w czoło i znowu przytulił. To było wszystko, czego potrzebowałam. W jego ramionach zawsze czułam się bezpieczna.
- Twoje dłonie!- przeraził się, widząc krew.
Trochę sobie zdarłam skórę, nawet do krwi o drzewa. Ale nie przejmowałam się tym. Czułam tylko ulgę i pozytywne zmęczenie. Brunet szybko pociągnął mnie do łazienki i zaczął czyścić rany. Następnie zostawił mnie, żebym się umyła, a gdy byłam przebrana w piżamę, założył mi na dłonie opatrunki.
- Do wesela się zagoi.- zapewnił z uśmiechem.
Razem weszliśmy do mojego łóżka, a on mnie przytulił mocno, całując w skroń. Zawsze ze mną spał po dniu rozpaczania. Był dla mnie ostoją i dużym wsparciem. Nim się obejrzałam, zasnęłam.
Jednak nie pospałam za długo. Śnił mi się koszmar. TEN dzień. Biegliśmy przez las. Ja i mój brat. Zatrzymaliśmy się w krzakach, żeby mama nas nie zauważyła. Mieliśmy zostać w akademii, ale ciocia i wujek, też nie wytrzymali. Na polanie stał szary, betonowy budynek, z zabitymi deskami oknami i odpadającą farbą. Ozdobiono go kilkoma graffiti. Nasza rodzicielka, rozglądając się, czy nikt jej nie śledzi, weszła do środka. Czekaliśmy, ale nic się nie działo. Nagle, gdzieś po pół godzinie, metalowe drzwi się otworzyły, a z nich wybiegła nasza młodsza siostra. Wyglądała okropnie. Wystraszona, pobita, a ubranie miała całe we krwi. O Boże! Co oni jej robili przecież to tylko dziecko? Biegła w naszą stronę, ale nas nie widziała. Felix złapał ją, a ona zaczęła płakać i się wyrywać. Dopiero gdy zauważyła, że to on, przytuliła go mocno, jeszcze bardziej płacząc i szepcząc:
- On... on ją zabije. Powiedział, że... że tak zrobi. Ratujcie ją.
Nim ktokolwiek mnie powstrzymał, pobiegłam na polanie. Jednak w połowie odległości od budynku, zatrzymał mnie straszny dźwięk. Huk wystrzału. Opadłam na kolana, patrząc na drzwi, jakbym siłą woli mogła sprawić, że ona z nich wyjdzie. Że zobaczę mamę, całą i zdrową. Ale tak nie było. Ciocia Lili podbiegła i pomogła mi z stamtąd odejść. Byłam w wielkim szoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało. W samochodzie zalałam się łzami, tak jak reszta. Ostatnie co pamiętam, to że zasnęłam z głową na kolanie cioci, Diana na drugim, a Felix na siedzeniach. Zaczęłam zagadać w ciemność, która chciałam aby trwała wiecznie.
Obudziłam się zdyszana i cała mokra. Poczułam, że ktoś przytula mnie i wtuliłam się w koszulkę brata. On również płakał. Nic nie mówiliśmy. Dla wszystkich to była wielka tragedia.
- O-ostatecznie, nie... nie odnaleziono jej ciała.- próbował mnie pocieszać.
- Przecież ciocia Lissa wszystko widziała, przez pocałunek cienia. Nie okłamałaby nas. Przecież widzi, jak bardzo cierpimy.
- Może chce odnaleźć tatę?- ciągnął niezrażony.
Tym się różnimy. On ma nadzieję, a ja jestem realistką. Przynajmniej w tym przypadku.
- I po to ta cała szopka? Nie. Na pewno nie. Ona nie żyje. Gdybym go tylko dorwała, sprawiłabym, żeby cierpiał. Żywcem bym go paliła, wbijała noże, odcinała kończyn i ciągle bym go uleczała, a później...
- Kogo?- spytał, a ja umilkłam.
W tym tkwił nasz problem. Nie wiemy kogo. Tylko ciocia Lissa wie, ale ona nie chce nam powiedzieć, dopóki królewska straż go nie dorwie. Wie, jak bardzo chcielibyśmy go dorwać i zabić, ale uważa, że jest zbyt niebezpieczny.
- Uwierz mi. Jeszcze będziemy normalną rodziną. Razem z rodzicami.- powiedział z siłą.
- Chciałabym, ale rozczarowanie za bardzo boli.
- Och kochana.- zamilkł na chwilę.- Chodźmy jeszcze spać. Jutro ostatni dzień naszej wolności.
Posłusznie położyłam się na materacu. Brunet zaczął kreślić różne wzory na rękach, co działało na mnie uspokajająco.
- Dziękuję za to, że ze mną jesteś. Kocham cię.- mruknęłam.
- Jestem twoim starszym bratem. Muszę o ciebie dbać.
- Oj już się tak nie wywyższaj. To tylko pół godziny różnicy.
- To wystarczy, abym się o ciebie martwił. Zwłaszcza gdy twój podopieczny pieprzy wszystko, co się rusza.- zacisnął dłonie w pięści. - Ale pamiętaj, że jeśli coś ci zrobi, to dostanie ode mnie po tym zasranym pysku.
- Zaraz po tym, jak ja mu przywalę.- uśmiechnęłam się sadystycznie.
- Anastazja.- szepnął, gdy się uspokoił.- A on ci się ciągle podoba?
Zamilkłam na chwile.
- Nie wiem, co do niego czuję.- powiedziałam szczerze.- Normalnie jest wielkim, pewnym siebie chujem, który patrzy tylko, kogo nie przelecieć. Ale wczoraj wydawał się innym. Jakby tam gdzieś głęboko w nim, siedział ktoś dobry i czekał na ujawnienie.
- I myślisz, że tobie by to się udało?
- Nie sądzę. Nie chcę być jak te wszystkie dziewczyny, które wierzą, że są tymi jedynymi, które pokocha. Szlag! Muszę być strażniczką, a nie niepoprawną Romantyczką
"To po cholerę ciągle o nim myślisz?!"- zganiłam się w myślach.
- Spokojnie Nastka. Nikt nie wymaga od strażników brak uczuć, co udowodnili nasi rodzice, ciocia, wujek, a nawet ja. Ty też nas kochasz, więc możesz i zauroczyć się, a nawet zakochać. Ja chcę tylko, żebyś jak najmniej cierpiała.
- On powiedział, że jak będę jego to nikt inny mnie nie dotknie. Myślisz...
- Nie wiem.- odpowiedział na moje nieme pytanie.- To nie w jego głowie siedzę. Ale jak chcesz to mogę go spytać.
- Nie.- zaprotestowałam.- Wolę nie robić sobie nadziei. I nie chcę znać od razu odpowiedzi.
Brat westchnął ciężko.
- Jak nie możesz spać, to możemy iść pobiegać, poćwiczyć...
Pokazałam mu zabandażowane dłonie.
- Chyba wystarczy mi na dzisiaj treningu, nie uważasz?- uniosłam jedną brew.- Jest dobrze. Zasnę.
- To dobranoc, siostruś.
- Dobranoc braciszku.
Uśmiechnęłam się i mocno w niego wtulona, zapadłam w sen.
___________________________________________________________
Gdy wróciłam do domu, było cicho i ciemno, dzięki zasłoną do okien. Pewnie wszyscy już śpią. Weszłam na górę i od razu zostałam zaatakowana przez brata. Szybko zamknął mnie w ramionach, a ja się rozbeczałam jak dziecko.
- Cii... już jest wszystko dobrze. Spokojnie. Ona jest bezpieczna. Ma pomoc. Da sobie radę.- odsunął się i spojrzał na moją twarz z uśmiechem.
Sama się uśmiechnęłam, a on zaczął ścierać kciukami moje łzy. Pocałował mnie w czoło i znowu przytulił. To było wszystko, czego potrzebowałam. W jego ramionach zawsze czułam się bezpieczna.
- Twoje dłonie!- przeraził się, widząc krew.
Trochę sobie zdarłam skórę, nawet do krwi o drzewa. Ale nie przejmowałam się tym. Czułam tylko ulgę i pozytywne zmęczenie. Brunet szybko pociągnął mnie do łazienki i zaczął czyścić rany. Następnie zostawił mnie, żebym się umyła, a gdy byłam przebrana w piżamę, założył mi na dłonie opatrunki.
- Do wesela się zagoi.- zapewnił z uśmiechem.
Razem weszliśmy do mojego łóżka, a on mnie przytulił mocno, całując w skroń. Zawsze ze mną spał po dniu rozpaczania. Był dla mnie ostoją i dużym wsparciem. Nim się obejrzałam, zasnęłam.
Jednak nie pospałam za długo. Śnił mi się koszmar. TEN dzień. Biegliśmy przez las. Ja i mój brat. Zatrzymaliśmy się w krzakach, żeby mama nas nie zauważyła. Mieliśmy zostać w akademii, ale ciocia i wujek, też nie wytrzymali. Na polanie stał szary, betonowy budynek, z zabitymi deskami oknami i odpadającą farbą. Ozdobiono go kilkoma graffiti. Nasza rodzicielka, rozglądając się, czy nikt jej nie śledzi, weszła do środka. Czekaliśmy, ale nic się nie działo. Nagle, gdzieś po pół godzinie, metalowe drzwi się otworzyły, a z nich wybiegła nasza młodsza siostra. Wyglądała okropnie. Wystraszona, pobita, a ubranie miała całe we krwi. O Boże! Co oni jej robili przecież to tylko dziecko? Biegła w naszą stronę, ale nas nie widziała. Felix złapał ją, a ona zaczęła płakać i się wyrywać. Dopiero gdy zauważyła, że to on, przytuliła go mocno, jeszcze bardziej płacząc i szepcząc:
- On... on ją zabije. Powiedział, że... że tak zrobi. Ratujcie ją.
Nim ktokolwiek mnie powstrzymał, pobiegłam na polanie. Jednak w połowie odległości od budynku, zatrzymał mnie straszny dźwięk. Huk wystrzału. Opadłam na kolana, patrząc na drzwi, jakbym siłą woli mogła sprawić, że ona z nich wyjdzie. Że zobaczę mamę, całą i zdrową. Ale tak nie było. Ciocia Lili podbiegła i pomogła mi z stamtąd odejść. Byłam w wielkim szoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało. W samochodzie zalałam się łzami, tak jak reszta. Ostatnie co pamiętam, to że zasnęłam z głową na kolanie cioci, Diana na drugim, a Felix na siedzeniach. Zaczęłam zagadać w ciemność, która chciałam aby trwała wiecznie.
Obudziłam się zdyszana i cała mokra. Poczułam, że ktoś przytula mnie i wtuliłam się w koszulkę brata. On również płakał. Nic nie mówiliśmy. Dla wszystkich to była wielka tragedia.
- O-ostatecznie, nie... nie odnaleziono jej ciała.- próbował mnie pocieszać.
- Przecież ciocia Lissa wszystko widziała, przez pocałunek cienia. Nie okłamałaby nas. Przecież widzi, jak bardzo cierpimy.
- Może chce odnaleźć tatę?- ciągnął niezrażony.
Tym się różnimy. On ma nadzieję, a ja jestem realistką. Przynajmniej w tym przypadku.
- I po to ta cała szopka? Nie. Na pewno nie. Ona nie żyje. Gdybym go tylko dorwała, sprawiłabym, żeby cierpiał. Żywcem bym go paliła, wbijała noże, odcinała kończyn i ciągle bym go uleczała, a później...
- Kogo?- spytał, a ja umilkłam.
W tym tkwił nasz problem. Nie wiemy kogo. Tylko ciocia Lissa wie, ale ona nie chce nam powiedzieć, dopóki królewska straż go nie dorwie. Wie, jak bardzo chcielibyśmy go dorwać i zabić, ale uważa, że jest zbyt niebezpieczny.
- Uwierz mi. Jeszcze będziemy normalną rodziną. Razem z rodzicami.- powiedział z siłą.
- Chciałabym, ale rozczarowanie za bardzo boli.
- Och kochana.- zamilkł na chwilę.- Chodźmy jeszcze spać. Jutro ostatni dzień naszej wolności.
Posłusznie położyłam się na materacu. Brunet zaczął kreślić różne wzory na rękach, co działało na mnie uspokajająco.
- Dziękuję za to, że ze mną jesteś. Kocham cię.- mruknęłam.
- Jestem twoim starszym bratem. Muszę o ciebie dbać.
- Oj już się tak nie wywyższaj. To tylko pół godziny różnicy.
- To wystarczy, abym się o ciebie martwił. Zwłaszcza gdy twój podopieczny pieprzy wszystko, co się rusza.- zacisnął dłonie w pięści. - Ale pamiętaj, że jeśli coś ci zrobi, to dostanie ode mnie po tym zasranym pysku.
- Zaraz po tym, jak ja mu przywalę.- uśmiechnęłam się sadystycznie.
- Anastazja.- szepnął, gdy się uspokoił.- A on ci się ciągle podoba?
Zamilkłam na chwile.
- Nie wiem, co do niego czuję.- powiedziałam szczerze.- Normalnie jest wielkim, pewnym siebie chujem, który patrzy tylko, kogo nie przelecieć. Ale wczoraj wydawał się innym. Jakby tam gdzieś głęboko w nim, siedział ktoś dobry i czekał na ujawnienie.
- I myślisz, że tobie by to się udało?
- Nie sądzę. Nie chcę być jak te wszystkie dziewczyny, które wierzą, że są tymi jedynymi, które pokocha. Szlag! Muszę być strażniczką, a nie niepoprawną Romantyczką
"To po cholerę ciągle o nim myślisz?!"- zganiłam się w myślach.
- Spokojnie Nastka. Nikt nie wymaga od strażników brak uczuć, co udowodnili nasi rodzice, ciocia, wujek, a nawet ja. Ty też nas kochasz, więc możesz i zauroczyć się, a nawet zakochać. Ja chcę tylko, żebyś jak najmniej cierpiała.
- On powiedział, że jak będę jego to nikt inny mnie nie dotknie. Myślisz...
- Nie wiem.- odpowiedział na moje nieme pytanie.- To nie w jego głowie siedzę. Ale jak chcesz to mogę go spytać.
- Nie.- zaprotestowałam.- Wolę nie robić sobie nadziei. I nie chcę znać od razu odpowiedzi.
Brat westchnął ciężko.
- Jak nie możesz spać, to możemy iść pobiegać, poćwiczyć...
Pokazałam mu zabandażowane dłonie.
- Chyba wystarczy mi na dzisiaj treningu, nie uważasz?- uniosłam jedną brew.- Jest dobrze. Zasnę.
- To dobranoc, siostruś.
- Dobranoc braciszku.
Uśmiechnęłam się i mocno w niego wtulona, zapadłam w sen.