Strony

sobota, 18 lutego 2017

ROZDZIAŁ 395

Po powrocie do domu, ledwo zamknęłam drzwi, a ukochany rzucił się żarłocznie na moje usta.
- Teraz jesteś moja.- powiedział między pocałunkami.
- A co z kolacją?- spytałam zadziornie.
- Zjesz na śniadanie.
Mimo wszystko go od siebie odsunęłam.
- Mam inny pomysł. Zrobimy sobie romantyczną kolację, weźmiemy wspólną kąpiel,- przesunęłam dłonią po jego umięśnionym ramieniu, ściszając seksownie głos.- a później już ci nie ucieknę.
Dymitr przewrócił oczami.
- Ubierz się ładnie.- mruknął, wymijając mnie i wychodząc.
Raz... dwa... trzy. W tej chwili drzwi się otworzyły. Mój mąż już miał lepszy humor. Podszedł do szafy i wyjął swoje ubrania.
- Przecież nie będę obsługiwał królowej w stroju kąpielowym.- uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie przelotne.
- A kiedy tak awansowałam?- spytałam.
- Wtedy, gdy dałaś mi naszą księżniczkę.- uśmiechnął się szeroko.- Masz rację. Trzeba tu ściągnąć dzieciaki.
I wyszedł. Przewróciła oczami, podchodząc do szafy. W co tu się ubrać? Postanowiłam nie ułatwiać mu zadania i wybrałam najkrótszą i najbardziej obcisłą sukienkę jaką miałam. Uśmiechnęłam się diabelsko, wyobrażają sobie jego trakcję. W najgorszym wypadku będziemy się kochać na stole. Była ona pomarańczowa z czarnymi paskami pod piersiami i jednym na gorze. No i oczywiście nie ma ramiączek. Do tego mocny makijaż. Zrobiłam sobie kocie oczy i użyłam trochę pomarańczu. Gdy byłam gotowa wyszłam na balkon i oparłam się o drewnianą barierę, patrząc w gwiazdy. Tutaj jest tak pięknie. Ciekawe jak tam się mają dzieci. Dymitr mówi, że bardzo tęsknią. Nie widzieliśmy się cały miesiąc. Ciekawe czy bardzo urosły, może mówią już więcej. Na pewno są złe, że tak je "zostawiłam". Jeszcze nie rozumieją za dużo.
- Roza?- usłyszałam z głębi mieszkania.
- Tu jestem.- oznajmiłam, wracając do środka.
- Jeszcze mało ci gwiazd?- spytał, zapalając światło i od razu go zamurowało.- Wow. Roza wyglądasz... olśniewająco. Aż brak mi słów. Oddaję się pod twoją opiekę Królowo.- upadł przede mną na kolana.
- Wykorzystam to w jak największym celu.- zapewniłam, klękając przed nim.
- Nie liczyłem na nic innego.- cmoknął mnie w czoło i wstał.- Ubierz kurtkę.
Podał mi dłoń, abyśmy po chwili oboje stali. Podszedł do szafy.
- A co? Nie podobam ci się tak?- zrobiłam smutną minkę.
- Podobasz, to mało powiedziane. Swoim wyglądem zawaliłaś mnie z nóg. Z resztą sama widziałaś. Ale nie chcę żebyś zmarzła.- wyjął kurtkę z imitacji skóry.- ta będzie idealnie pasowała.
Swoimi słowami tylko bardziej mnie zaciekawił. Czemu mam zmarznąć? Gdzie idziemy? Jednak postanowiłam dać się porwać biegu wydarzeń, bez zbędnych pytań, na które i tak nie otrzymam odpowiedzi. Założyłam ubranie podaje przez męża i wyszliśmy. Zeszliśmy dwa piętra niżej i przechodząc przez szereg drzwi i pokoi, znaleźliśmy się na tarasie. Była to strona z widokiem na najpiękniejszy park w hotelu ze skalnym wodospadem. Cała podłoga posypane była różami, a na środku stał stół ze świecami.
- Zapraszam.- odsunął mi krzesło, na którym usiadłam.
Całą kolację spędziliśmy w wesołej atmosferze, śmiejąc się i wspominając.
- Jutro przyjadą Sydney i Adrian z dziećmi.- powiadomił, gdy wracaliśmy do pokoju.- Ponoć mają tu coś do załatwienia.
- Oni ciągle coś załatwiają na świecie. Takim to fajnie.
- A my za to mamy piękny domek w jednym miejscu ze stałymi przyjaciółmi. I nie oddałbym tego za żadną podróż, chodźby i dookoła świata.- spojrzał na mnie z miłością.
- Ja też nie.- stwierdziłam po namyśle.- To ciekawe, ze z Lissą jeździłyśmy po Stanach, szukając szczęścia i bezpieczeństwa, a znalazłyśmy je dopiero w domu. Ona miała to zawsze. Ja musiałam poczekać, ale warto było.
- Już powiedziałem obsłudze o dzieciach i wszystko już powinno być gotowe.
Gdy weszłam do  pokoju, okazało się, że to prawda. Pod ścianą stały dwa żółte łóżeczka, pasujące do wystroju całego pomieszczenia.
- Lili będzie spała z nami.- zauważyłam.
- Więc musimy nacieszyć się tą nocą, póki jest tylko nasza.- ukochany złapał mnie za biodra.
- Masz rację.- zarzuciłam mu ręce na ramiona.
Po chwili złączyliśmy wargi w delikatnym pocałunku. Szliśmy do łóżka, pozbywają się naszych kurtek. Zanim opadłam na materac, strażnik złapał mnie mocniej w tali i postawił na nogi, dając znać, że jeszcze nie. Przesunął mi dłonią po plecach, aż znalazł suwak i rozpiął sukienkę. Gdy byłam w samej bieliźnie, delikatnie położył mnie na pościeli.
- Jesteś pewna?- spytał.
- Jak ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię.
Nie czekając dłużej zdjął swoją koszulkę. Zaczął całować mnie po szyi, podczas gdy ja badałam jego plecy. Oddychaliśmy szybko i gwałtownie, a nasze serca znowu biły tym samym rytmem. Wszystko było jak być powinno. Schodził coraz niżej, jednocześnie pozbywają się spodni i mojego stanika. Nie pominął żadnego skrawka mojej szyi, dekoltu, piersi i brzucha.
- Kocham Cię Roza. Zawsze będę.- szepnął, ściągając powoli moje majtki.
- Dymitr...- nie mogłam wydusić nic więcej.
- Wiem skarbie.
Jęknęłam, gdy poczułam w sobie jego palec. Bezlitośnie się mną bawił, gdy chciałam go dla siebie już teraz i w tej chwili. Podniecał mnie, póki nie uznał, że jestem gotowa. Wtedy wracał powoli do moich ust.
- Zabezpieczyłeś się?- spytałam, póki jeszcze jakoś myślałam, gdy przyssał się mi do lewej piersi.
Wygięłam się w łuk, kiedy mocniej ją zassał.
- Oczywiście skarbie.- zapewnił, przechodząc na moją szyję.
W końcu poczułam go w sobie. Wszedł gwałtownie, ale to mi nie wystarczyło. Zaczęłam bardziej na niego naciskać, aż przyspieszył. Jak zawsze doszliśmy, równo dysząc swoje imiona. Leżeliśmy, mocno wtuleni w swoje rozpalona ciała i dochodząc powoli do siebie.
- Tak bardzo za tym tęskniłem.- mruknął mi we włosy.
- Przecież jak byłam...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
- To nie było to samo. Nie było uczuć. Nie było twojej miłości.
Uśmiechnęłam się.
- Też za tym tęskniłam. I nie chcę więcej cię tracić.
- Nie stracisz.- zapewnił.- Zawsze będę tu.- wskazał na moje serce.
- A jeśli mi to nie wystarczy? Jeśli jesteś nieodłączną częścią mojej duszy? Ona mnie opuści, a ze mną zostanie tylko pustka. Będę rozbita, załamana. W moim sercu zrobi się dziura. W samym jego środku, przez co całe rozpadnie się na kawałki, przynosząc tylko ból i cierpienie. Nie chcę tego. Nigdy.- poczułam łzy spływające po moich policzkach.- Wiesz co to za uczucie? Czułam to gdy Cię straciłam pierwszy raz, a każdy kolejny był miliard razy gorszy od poprzedniego. Jak można to powstrzymać
- Po prostu musisz uwierzyć. Że wszystko będzie dobrze, że zawsze się odnajdziemy, że będę przy tobie, że dzieci będą miały wspaniałe dzieciństwo. Musimy wierzyć i...
- I żyć dalej? To chciałeś powiedzieć?
- Tak.- uśmiechnął się.- Żyć dalej z wiarą, póki los się nie uśmiechnie.

ROZDZIAŁ 394

- Obróć się, bo będziesz miała na plecach raczka.- zaśmiał się strażnik.
Zrobiłam to i wróciłam do lektury. Ta książka jest wspaniała. Opowiada o dziewczynie, w którą włożono inną duszę, ale jej umysł walczył z tą duszą. Cudowne. Nie do końca wiadomo, kto jest tym złym, bo duszę chcą tylko uwolnić świat od zła. Nie widzą jednak, że robią go więcej. Niezwykłe opowiadanie.
- Czyli fajna książka?- spytał mój ukochany.
- Cudowna. A twoja?- oderwałam wzrok od kartek i spojrzałam na niego.
- Wspaniała.- pokazał mi okładkę książki, którą kupiłam mu na nasze pierwsze, rodzinne święta.
Pokręciłam głową i wróciłam do swojej. Ile razy można czytać tą samą powieść? Pewnie zna ją już na pamięć. Więcej już żadne z nas się nie odezwał, zanurzeni we własnych lekturach.
- Na ile wypożyczyłeś łódkę?- spytałam, gdzie tak w porze obiadu.
- Na ile chcemy. A co?- spytał, nie odrywając wzroku od białych kartek.
- Głodna jestem.
- Już?- zdziwił się.
- Śniadanie
 było jakieś sześć godzin temu.- zauważyłam.
- O Boże. Ale ten czas leci. Chcesz coś zdrowego, czy nie?
- Coś tłustego i takiego, aby smak ma długo mi pozostał na języku.
- To zostań tu, chyba że wolisz mi pomóc. Wtedy zabierzemy wszystko, ubierzesz się...- na chwilę przerwał, przyglądając mi się.- albo się nie ubieraj.
- Jednak się ubiorę.
- Wstydzisz się mnie?- uniósł jedną brew do góry.
- Nie, ale nie chcę, żebyś zapatrzony we mnie, coś przypalił.- mrugnęłam mężowi okiem.
- A jest na co popatrzeć.
Od samego jego wzroku zrobiło mi się gorąco.
- Dobra, dosyć. Ty idziesz pichcić, a ja zostaję tu.
Po półtorej godziny wrócił.
- Zapraszam do stołu.
- Nareszcie. Myślałam, że umrę z głodu.
Wstałam, ubrałam się i zeszłym za nim na dół. Zobaczyłam po jednej stronie pomieszczenie z miękkim materacami, chyba robiącą za sypialnię, a naprzeciwko niej jadalnię. Podłoży stół pomiędzy miejscami do siedzenia. Na jego środku stały miski z ziemniakami, sałatą ze śmietaną i cukrem, oraz żeberkami w miodzie. Aż ślinka mi pociekła i zaburczało w brzuchu.
- Mów, kiedy jesteś głodna, bo oskarżą mnie o głodzenie.- zaśmiał się, choć w jego oczach widziałam, że mówi no serio. Przynajmniej tą pierwszą część.
- Dobrze.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Usiedliśmy przy stole i zabraliśmy się do jedzenia. To było takie cudowne. Mięso aż samo dochodziło od kości, rozpływając się w ustach. Po chwili na naszych talerzach pozostały tylko kupki kości.
- To było przepyszne. Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma za co. Cieszę się, że ci smakowało.
Posprzątaliśmy i wróciliśmy na górę. Dymitr od razu stanął przy sterze.
- Co powiesz na małą kąpiel?- spytał, zatrzymując motorówkę i rzucając kotwicę na dno.
- Kto ostatni w wodzie ten Hans.- wskoczyłam na główkę do turkusowe oceanu.
Wynurzyłam się, a po chwili koło mnie zanurkował mój mąż.
- Nie ładnie. Nie dałaś nam równych szans.- zrobił smutną minę, łapiąc mnie w objęcia.
- Takie życie.- wzruszyłam ramionami.
Przez kolejne godziny trochę pływaliśmy, a trochę się opalaliśmy. Pod wieczór zaczęliśmy płynąć z powrotem tak, aby przed zmrokiem być w porcie. Ale zanim wróciliśmy do pokoju, urządziliśmy sobie spacer po plaży patrząc na gwiazdy.
- Patrz, tam jest gwiazdozbiór lwa.- wskazał.
- A tam łabędzie. Tak wiem.
- Właśnie nie wiesz. Bo łabędzie jest tam.- przesunął moją rękę pod innym kątem.- Inny kraj, inne niebo.
- A gdzie jest baran?- spytałam zafascynowana.
- Tam. O a tutaj Koziorożec.
- Nie są zbyt daleko od siebie.
- A my?- spojrzał na mnie.
- Nigdy nie będziemy.- ścisnęłam jego dłoń.
Dalej szliśmy w ciszy. W końcu położyliśmy się na piasku i wtuleni w siebie oraz wsłuchani w szum fal, patrzyliśmy na gwiazdy.
- Wiesz, teraz czuję się jakoś inaczej. Lepiej.- nagle odezwał się Rosjanin.
- Czemu?- oparłam się o jego klatkę piersiową.
- Jak mi powiedziałaś, że będę aniołem, pomyślałem o tobie. Czy wtedy będziemy rozdzieleni? A może będzie dane nam dalej być ze sobą? Ale widać, że los sam rozwiązał ten problem.
- Gdy się tego dowiedziałam, byłam z ciebie dumna i cieszyłam się twoim szczęściem. Jednak teraz, jak sama mam taką być, czuję się upokorzona. Jak jakieś dziecko specjalnej troski na specjalnym traktowaniu. Że nie zasługuję na to.
- Kiedyś sobie wybaczysz Roza, a wtedy...
- To już nie chodzi o to, bo sobie wybaczyłam.- usiadłam plecami do niego.- Po tym wszystkim, co robiłam, a wiem, że nie byłam aniołkiem, mam się stać jednym z nich. Ty to rozumiem, zawsze szlachetny odpowiedzialny i dobry, a ja...- spuściłam wzrok, bawiąc się piaskiem.
- Roza, nawet tak nie mów.- przytulił mnie i pocałował w kark.- Jesteś wspaniałą kobietą, która w obronie rodziny i przyjaciół zrobi wszystko, pragnie pomagać każdemu. Nie zostawiasz w potrzebie nikogo, nie ważne co zrobił. Obronisz go, bo wierzysz w słuszność. Robisz wszystko, co najlepsze, podejmujesz dobre decyzje, patrzysz na dobro ogółu. Zasługujesz na ten zaszczyt, jak nikt inny.
Usiadłam na jego kolanach, zarzucając mu ręce na kark.
- Dziękuję.- szepnęłam, czując łzy szczęścia i wzruszenia pod powiekami.- Kocham Cię, Towarzyszu.
- Ja ciebie też, Roza.- odwzajemnił uścisk.
Jeszcze chwilę tak siedzieliśmy, ale gdy zrobiło się chłodniej, zaczęliśmy wracać do pokoju, trzymając się mocno za ręce.
- Tylko tak z ciekawości, kiedy sobie wybaczyłaś?- zagadnął Dymitr.
- Już na motorówce. Mam dla kogo żyć i dla nich muszę sobie wybaczyć. Ale
zrozumiałam to dzięki twojemu wsparciu i szczerej rozmowie.
- Od zawsze byłaś silniejsza ode mnie. Tak samo wybuch na parkingu sobie wyłączyłaś po kilku godzinach, a ja potrzebowałem ponad tygodnia i miłość w twoich oczach tuż przed śmiercią. Czemu byłem taki uparty?
- Każdy jest inny i ma swój sposób. Ty jesteś bardziej honorowy, zamknięty w sobie i potrzebowałeś więcej czasu.
- Ale powinienem był zobaczyć twoją miłość wcześniej. To wszystko, co dla mnie robiłaś, to było z miłość. A ja byłem takie głupi i ślepy.- załamał się.
Zatrzymałam się i pociągnęłam go do siebie. Kiedy stanął na przeciwko mnie, złapałam go za obie dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Wcale, że nie. Robiłeś to, co uważałeś za słuszne. Chciałeś dobrze, a to ja znowu pokrzyżowałam ci plany. Nigdy byś mnie umyślnie nie skrzywdził i wtedy odsunięcie się ode mnie było, z twojego punktu widzenia jedynie dla mojego dobra. Też dużą rolę w tym odegrał mój związek z Adrianem.- odwróciłam wzrok, ale tylko na chwilę.- Ty widziałeś moją miłość, ale nie chciałeś jej do siebie dopuścić. A wtedy...
- Wtedy poczułem to samo, co miesiąc temu i przy porodzie bliźniaków. Bałem się. Bałem, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Że stracę cię na zawsze i doceniłem co mam. Stałem się otwarty na wszystko, co mi dajesz, bo bałem się, że więcej nie będę miał okazji dostać.- przytulił mnie mocno.- Tak bardzo Cię Kocham Roza. Nie zostawiaj mnie nigdy.
W świetle księżyca zobaczyłam pojedynczą łzę na jego policzku. Mi również jedna się zakręciła. Doskonale go rozumiem. To samo czułam, po akcji ratunkowej w jaskiniach przy Akademii. Ból i cierpienie duszy.
- Nigdzie nie nie wybieram.- powiedziałam łamiącym się głosem, głaszcząc go po plecach.
W moje ramiona wypłakiwał wszystkie uczucia tamtego dnia.
- Dziękuję Roza.- odsunął się i spojrzał mi w oczy.- Jak ty to robisz, że czytasz ze mnie, jak z otwartej książki?
- Po prostu znam ciebie, znam to uczucie, wiem jak to jest stracić kogoś ważnego. Jak trudno odsunąć od siebie miłość, dla szczęścia tej drugiej osoby.
- Ja tiebia liubliu Roza.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.