Strony

sobota, 18 lutego 2017

ROZDZIAŁ 394

- Obróć się, bo będziesz miała na plecach raczka.- zaśmiał się strażnik.
Zrobiłam to i wróciłam do lektury. Ta książka jest wspaniała. Opowiada o dziewczynie, w którą włożono inną duszę, ale jej umysł walczył z tą duszą. Cudowne. Nie do końca wiadomo, kto jest tym złym, bo duszę chcą tylko uwolnić świat od zła. Nie widzą jednak, że robią go więcej. Niezwykłe opowiadanie.
- Czyli fajna książka?- spytał mój ukochany.
- Cudowna. A twoja?- oderwałam wzrok od kartek i spojrzałam na niego.
- Wspaniała.- pokazał mi okładkę książki, którą kupiłam mu na nasze pierwsze, rodzinne święta.
Pokręciłam głową i wróciłam do swojej. Ile razy można czytać tą samą powieść? Pewnie zna ją już na pamięć. Więcej już żadne z nas się nie odezwał, zanurzeni we własnych lekturach.
- Na ile wypożyczyłeś łódkę?- spytałam, gdzie tak w porze obiadu.
- Na ile chcemy. A co?- spytał, nie odrywając wzroku od białych kartek.
- Głodna jestem.
- Już?- zdziwił się.
- Śniadanie
 było jakieś sześć godzin temu.- zauważyłam.
- O Boże. Ale ten czas leci. Chcesz coś zdrowego, czy nie?
- Coś tłustego i takiego, aby smak ma długo mi pozostał na języku.
- To zostań tu, chyba że wolisz mi pomóc. Wtedy zabierzemy wszystko, ubierzesz się...- na chwilę przerwał, przyglądając mi się.- albo się nie ubieraj.
- Jednak się ubiorę.
- Wstydzisz się mnie?- uniósł jedną brew do góry.
- Nie, ale nie chcę, żebyś zapatrzony we mnie, coś przypalił.- mrugnęłam mężowi okiem.
- A jest na co popatrzeć.
Od samego jego wzroku zrobiło mi się gorąco.
- Dobra, dosyć. Ty idziesz pichcić, a ja zostaję tu.
Po półtorej godziny wrócił.
- Zapraszam do stołu.
- Nareszcie. Myślałam, że umrę z głodu.
Wstałam, ubrałam się i zeszłym za nim na dół. Zobaczyłam po jednej stronie pomieszczenie z miękkim materacami, chyba robiącą za sypialnię, a naprzeciwko niej jadalnię. Podłoży stół pomiędzy miejscami do siedzenia. Na jego środku stały miski z ziemniakami, sałatą ze śmietaną i cukrem, oraz żeberkami w miodzie. Aż ślinka mi pociekła i zaburczało w brzuchu.
- Mów, kiedy jesteś głodna, bo oskarżą mnie o głodzenie.- zaśmiał się, choć w jego oczach widziałam, że mówi no serio. Przynajmniej tą pierwszą część.
- Dobrze.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Usiedliśmy przy stole i zabraliśmy się do jedzenia. To było takie cudowne. Mięso aż samo dochodziło od kości, rozpływając się w ustach. Po chwili na naszych talerzach pozostały tylko kupki kości.
- To było przepyszne. Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma za co. Cieszę się, że ci smakowało.
Posprzątaliśmy i wróciliśmy na górę. Dymitr od razu stanął przy sterze.
- Co powiesz na małą kąpiel?- spytał, zatrzymując motorówkę i rzucając kotwicę na dno.
- Kto ostatni w wodzie ten Hans.- wskoczyłam na główkę do turkusowe oceanu.
Wynurzyłam się, a po chwili koło mnie zanurkował mój mąż.
- Nie ładnie. Nie dałaś nam równych szans.- zrobił smutną minę, łapiąc mnie w objęcia.
- Takie życie.- wzruszyłam ramionami.
Przez kolejne godziny trochę pływaliśmy, a trochę się opalaliśmy. Pod wieczór zaczęliśmy płynąć z powrotem tak, aby przed zmrokiem być w porcie. Ale zanim wróciliśmy do pokoju, urządziliśmy sobie spacer po plaży patrząc na gwiazdy.
- Patrz, tam jest gwiazdozbiór lwa.- wskazał.
- A tam łabędzie. Tak wiem.
- Właśnie nie wiesz. Bo łabędzie jest tam.- przesunął moją rękę pod innym kątem.- Inny kraj, inne niebo.
- A gdzie jest baran?- spytałam zafascynowana.
- Tam. O a tutaj Koziorożec.
- Nie są zbyt daleko od siebie.
- A my?- spojrzał na mnie.
- Nigdy nie będziemy.- ścisnęłam jego dłoń.
Dalej szliśmy w ciszy. W końcu położyliśmy się na piasku i wtuleni w siebie oraz wsłuchani w szum fal, patrzyliśmy na gwiazdy.
- Wiesz, teraz czuję się jakoś inaczej. Lepiej.- nagle odezwał się Rosjanin.
- Czemu?- oparłam się o jego klatkę piersiową.
- Jak mi powiedziałaś, że będę aniołem, pomyślałem o tobie. Czy wtedy będziemy rozdzieleni? A może będzie dane nam dalej być ze sobą? Ale widać, że los sam rozwiązał ten problem.
- Gdy się tego dowiedziałam, byłam z ciebie dumna i cieszyłam się twoim szczęściem. Jednak teraz, jak sama mam taką być, czuję się upokorzona. Jak jakieś dziecko specjalnej troski na specjalnym traktowaniu. Że nie zasługuję na to.
- Kiedyś sobie wybaczysz Roza, a wtedy...
- To już nie chodzi o to, bo sobie wybaczyłam.- usiadłam plecami do niego.- Po tym wszystkim, co robiłam, a wiem, że nie byłam aniołkiem, mam się stać jednym z nich. Ty to rozumiem, zawsze szlachetny odpowiedzialny i dobry, a ja...- spuściłam wzrok, bawiąc się piaskiem.
- Roza, nawet tak nie mów.- przytulił mnie i pocałował w kark.- Jesteś wspaniałą kobietą, która w obronie rodziny i przyjaciół zrobi wszystko, pragnie pomagać każdemu. Nie zostawiasz w potrzebie nikogo, nie ważne co zrobił. Obronisz go, bo wierzysz w słuszność. Robisz wszystko, co najlepsze, podejmujesz dobre decyzje, patrzysz na dobro ogółu. Zasługujesz na ten zaszczyt, jak nikt inny.
Usiadłam na jego kolanach, zarzucając mu ręce na kark.
- Dziękuję.- szepnęłam, czując łzy szczęścia i wzruszenia pod powiekami.- Kocham Cię, Towarzyszu.
- Ja ciebie też, Roza.- odwzajemnił uścisk.
Jeszcze chwilę tak siedzieliśmy, ale gdy zrobiło się chłodniej, zaczęliśmy wracać do pokoju, trzymając się mocno za ręce.
- Tylko tak z ciekawości, kiedy sobie wybaczyłaś?- zagadnął Dymitr.
- Już na motorówce. Mam dla kogo żyć i dla nich muszę sobie wybaczyć. Ale
zrozumiałam to dzięki twojemu wsparciu i szczerej rozmowie.
- Od zawsze byłaś silniejsza ode mnie. Tak samo wybuch na parkingu sobie wyłączyłaś po kilku godzinach, a ja potrzebowałem ponad tygodnia i miłość w twoich oczach tuż przed śmiercią. Czemu byłem taki uparty?
- Każdy jest inny i ma swój sposób. Ty jesteś bardziej honorowy, zamknięty w sobie i potrzebowałeś więcej czasu.
- Ale powinienem był zobaczyć twoją miłość wcześniej. To wszystko, co dla mnie robiłaś, to było z miłość. A ja byłem takie głupi i ślepy.- załamał się.
Zatrzymałam się i pociągnęłam go do siebie. Kiedy stanął na przeciwko mnie, złapałam go za obie dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Wcale, że nie. Robiłeś to, co uważałeś za słuszne. Chciałeś dobrze, a to ja znowu pokrzyżowałam ci plany. Nigdy byś mnie umyślnie nie skrzywdził i wtedy odsunięcie się ode mnie było, z twojego punktu widzenia jedynie dla mojego dobra. Też dużą rolę w tym odegrał mój związek z Adrianem.- odwróciłam wzrok, ale tylko na chwilę.- Ty widziałeś moją miłość, ale nie chciałeś jej do siebie dopuścić. A wtedy...
- Wtedy poczułem to samo, co miesiąc temu i przy porodzie bliźniaków. Bałem się. Bałem, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Że stracę cię na zawsze i doceniłem co mam. Stałem się otwarty na wszystko, co mi dajesz, bo bałem się, że więcej nie będę miał okazji dostać.- przytulił mnie mocno.- Tak bardzo Cię Kocham Roza. Nie zostawiaj mnie nigdy.
W świetle księżyca zobaczyłam pojedynczą łzę na jego policzku. Mi również jedna się zakręciła. Doskonale go rozumiem. To samo czułam, po akcji ratunkowej w jaskiniach przy Akademii. Ból i cierpienie duszy.
- Nigdzie nie nie wybieram.- powiedziałam łamiącym się głosem, głaszcząc go po plecach.
W moje ramiona wypłakiwał wszystkie uczucia tamtego dnia.
- Dziękuję Roza.- odsunął się i spojrzał mi w oczy.- Jak ty to robisz, że czytasz ze mnie, jak z otwartej książki?
- Po prostu znam ciebie, znam to uczucie, wiem jak to jest stracić kogoś ważnego. Jak trudno odsunąć od siebie miłość, dla szczęścia tej drugiej osoby.
- Ja tiebia liubliu Roza.
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.

2 komentarze: