Strony

wtorek, 8 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 100

Powoli zaczynałam się budzić, przecierając zaspane oczy. Przeciągnęłam się i w końcu uniosłam powieki. Pierwsze co zobaczyłam to biały sufit, a pod sobą miałam miękkie łóżko. Gdzie ja jestem? Zaczęłam się rozglądać po małym pokoju. Po swojej prawej stronie miałam ścianę, więc obróciłam się na lewo. Koło łóżka stała szafka nocna, a dalej komoda z miniaturkami świętych. Obok niego był regał na książki i drzwi. Pod ścianą gdzie kończyło się łóżko, znajdowało się dębowe biurko z krzesłem. Gdzie ja jestem? I skąd tu się wzięłam? Usłyszałam, że drzwi się otworzyły, więc czujnie spojrzałam w ich kierunku. Weszła przez nie pulchna, uśmiechnięta dampirzyca. Mogła być w wieku Oleny, jeśli nie starsza. Na głowie miała chustę, a ubrana była w kwiecistą bluzkę z dużym dekoltem, szeroką spódnicę do ziemi i drewniane laczki. Z szyi wisiały jej czerwone koraliki. Przypominała mi taką chłopkę ze starych, rosyjskich filmów, które oglądałam z mężem.
- Już się obudziłaś, dziecko.- powiedziała ciepło, z uśmiechem.
Zauważyłam, że ma ze sobą miskę jakiejś zupy, a mi aż ślinka pociekła. Odłożyłam naczynie na szafkę obok mnie, podsuwając sobie krzesło i siadają na nim blisko łóżka
- Dzień dobry.- przywitałam się.- Gdzie ja jestem? I skąd się tu wzięłam? Przecież razem z mężem... O boże! A gdzie Dymitr?!- popatrzyłam ze strachem na kobiecinę.
- Spokojnie, połóż się.- nakazała i zaczęłam mnie karmić rosołem.- Jesteś jeszcze słaba. Twój mąż leży kilka domów dalej i wciąż jest nieprzytomny, ale to kwestia dni, a może i godzin. Po zjedzeniu będziesz mogła do niego pójść.
- Długo byłam nieprzytomna?- spytałam między łyżkami.- I gdzie nas znaleźliście? Nic nie rozumiem.
Byłam całkiem zagubiona. Przecież byliśmy w samym środku wypełnionego strzygami kompleksu jaskiń, a budzę się w jakiejś chacie z miłą kobietą. A może to sen?
- Spokojnie, zaraz wszystko ci wytłumaczę. Nasza znachorka jest Chorsenką i dowiedziała się, przez swojego Moonersa, od królowej, co chcieliście zrobić. Czekaliśmy pod wejściem od jaskini. Przemiana spowodowała wybuch, który zmienił całą kryjówkę w gruz. Potężną siła waszej miłości zabiła wszystkie strzygi w promieniu chyba 3 kilometrów. Znaleźliśmy was leżących na ziemi i zabraliśmy do naszej wioski. Jednak nigdzie nie było na tyle miejsca, abyście byli oboje, po za tym, twój mąż strasznie się rzucał po całym łóżku i baliśmy się, że przez przypadek może coś ci zrobić. A nieprzytomna byłaś trzy dni.
Przez całą jej opowieść dokończyłam zupę i czułam się znacznie lepiej.
- Bardzo dziękuję za gościnę.- uśmiechnęłam się do kobiety, ściągając z siebie kołdrę.- Czy mogę teraz iść zobaczyć się z mężem?
- Oczywiście dziecinko. W domu , w którym leży mieszkają Patrishia i Magnus. Zaprowadzę cię.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się promiennie, siadając na brzegu materaca.- Ale czy mogłabym się najpierw odświeżyć?
- Tak, proszę. Łazienka jest na prawo. A! I między gruzami, z pomocą Królowej Luny znaleźliśmy wasze bagaże. Twój jest tam.- wskazała na brzeg łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą miałam nogi. Wstałam niepewnie, przytrzymując się mebli i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam z niej ręcznik, kosmetyczkę oraz świeże ubranie, po czym udałam się do łazienki. Nawet nie zauważyłam, kiedy staruszka sobie poszła. Odkręciłam wodę i weszłam pod prysznic, aby zmyć z siebie brud i pot ostatnich dni. O tak, to jest wszystko, czego potrzebowałam. Chłodne strumienie wody lały się po mojej rozgrzanej skórze, przynosząc spokój i ukojenie. Zaczęła namydlać ciało, łącznie z włosami. Zajęło mi to godzinę i byłam gotowa, aby pokazać się światu. Nie było trudno znaleźć schodów, jako że "mój"pokój i łazienka były jedynymi pomieszczeniami na gorze. Zeszłam po drewnianych stopniach prosto do centrum ich życia, który robił też za jadalnie, co stwierdziłam po stole z krzesłami, połączonego z kuchnią. Były jeszcze jakieś dwoje drzwi, ale nie wiedziałam, gdzie prowadzą. To wyglądało jak prawdziwa, wiejska chata. Nie wiem, jak mogli tu żyć? Przecież tu ledwo można się zmieścić. Przy stole ma środku siedział jakiś brodaty mężczyzna, jedząc zupę z talerza.
- Dzień dobry.- powiedziałam uprzejmie.
Dampir podniósł na mnie zimny wzrok, aż poczułam się jak intruz.
- Dzień dobry, dzień dobry.- mruknął i wrócił do posiłku.
Poczułam się trochę nieswojo. Ale co się dziwić? Jakaś obca kobieta zajmuje miejsce w i tak małym mieszkaniu i jeszcze trzeba ją niańczyć. Spuściłam głowę, bawiąc się palcami, które stały się strasznie interesujące. Cisza zrobiła się ciężką, choć myślę, że tylko dla mnie. Po chwili z kuchni wyszła kobieta.
- O, już jesteś gotowa.- uśmiechnęła się ciepło.
Odwzajemniłam nieśmiało gest, ale dampirzyca i tak zauważyłam panującą atmosferę. Nic nie powiedziała, tylko pokręciła głową z rezygnacją. Zaprowadziła mnie do przedsionka, gdzie zmieniła chustę na kapelusz, a na ramiona zarzuciła palto, po czym obie ubrałyśmy buty i mogłyśmy wyjść.

5 komentarzy:

  1. "Koło łóżka stała szafka nocna, a dalej komoda z miniaturkami świętych."
    -
    Chrzanić komodę z miniaturkami świętych! Gdzie Dymitr!?


    No w połowie rozdziału się skapła "Gdzie Dymitr?!"! Brawo, Rose, gratulacje.

    "Patrishia i Magnus" :D :P



    I znowuuuuuuuu w takim momencie, no! Grrr...



    OdpowiedzUsuń
  2. Acha, okej, niezbyt rozumiem co się dzieje, ale oki. Super rozdział i czekam na nn i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałam dodać.

    CO MNIE TA BABA, DAWAJ MI TU DIMKĘ I DO RODZINY BIEGNIJCIE.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dajak już Romitri, a nie że gadasz o jakiejś starudzce i niemiły staruchu

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mogłaś skończyć rozdział, nie dając nam Dimki? No jak?! Figurki świętych... Mogła być kolekcja aniołków 😂😂 Rose, biegnij szybko do swojego księcia! Czekam na next i życzę mnóstwa weny 💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń