Strony

środa, 17 maja 2017

ROZDZIAŁ 75

Przez lustro weneckie patrzeliśmy na naszego wroga. Spiąć tak w łańcuchach wyglądał jak ostatnia ofiara losu. Zauważyłam, że Bielikow zaciska mocno dłonie w pięści. Załapałam jego ramię, co wróciło go na ziemię.
- Nie denerwuj się. Już nic nam nie zrobi.- mówiłam spokojnie.
- Ale Roza. On powinien cierpieć za to co robił tobie. Wyglądałaś tak okropnie... mogłem już wtedy go zabić.
- Dymitr, spokojnie. Zabij go teraz i nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi.- powiedziałam, przytulając go.- Iść z tobą?
- Byłoby mi lepiej.- zgodził się.
Razem weszliśmy do środka i Rosjanin odczepił moroja od ściany. Jednak chyba nie do końca wiedział co zrobić.
- Ta trucizna, którą mu dałeś, jest groźna dla strzyg?- spytałam.
- Tak, ale w jego krwi już nie płynie.- oświadczył.
- To wypij mu krew.- wzruszyłam ramionami.
Ukochany popatrzył na mnie zdziwiony, a po chwili podszedł do śpiącego. Podniósł go i wciąż niepewnie wbił kły w niego rękę. Pił, pił i pił. W końcu się podsunął i obtarł usta z krwi. Wyglądał drapieżnie i groźnie, co o dziwo mnie nie wystraszyło, a wręcz stał się dla mnie bardzo atrakcyjny. Na serio coś jest ze mną nie tak. Zaczęłam podchodzić do niego, ale zanim się przy nim znalazłam, złapał Randalla i oderwał mu głowę. No nie powiem, trochę mną to wstrząsnęło. Odwróciłam wzroku. Niby jestem wojowniczką i widziałam wiele śmierci, ale nie jestem przyzwyczajona do oglądania trupów. Dlatego zawrze wymigiwałam się od liczenia strat, czy "sprzątania". Po chwili poczułam na ramieniu dłoń.
- Wszystko dobrze Roza?- spytał zmartwiony Bielikow.
- Tak, tak.- nerwowo poprawiłam kosmyk włosów za ucho.- Tylko trochę mnie zaskoczyłeś.
- Chcę mieć pewność, że już nigdy nam nie zagrozi. A teraz chodź.
Załapałam go pod ramię i poszliśmy do pokoju, gdzie usiedliśmy wtuleni w siebie na kanapie. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść!- warknął mój mąż głosem strzygi.
Wzdrygnęłam się. Taki odruch bezwarunkowy. Nie lubiłam tego jego wydania, ale wiedziałam, że robi to dla naszego bezpieczeństwa. Do pokoju wszedł młody chłopaczek, około 20 lat z tacą. Był człowiekiem. Mój ukochany, widząc go, rozluźnił się.
- To tylko ja.- oznajmił gość, po czym położył srebro na stole.
- Hej Oscar. Dawno cię nie było. - zaglądał były strażnik.
Po tym, jak swobodnie się przy nim zachowywał, stwierdziłam, że o wszystkim wie.
- Miałem trochę roboty. Ale wy myślicie zacząć działać lub uciekać. Strzygi zaczynają coś podejrzewać.
- Doborze wiedzieć. Nie martw się, niedługo się z stąd wyrwiemy.- poklepał go po ramieniu. Następnie zwrócił się do mniej.- A właśnie! Kochanie, to Oscar Morg. Od kilku lat pomagamy sobie nawzajem i zaprzyjaźniliśmy się. A to moja piękna żona Rose Hathaway.
- Hathaway-Bielikow.- poprawiłam Rosjanina, patrząc na niego wymownie i podając rękę mężczyźnie.
- Miło mi poznać piękną panią.- ucałował wierzch mojej dłoni, czym szczerzy mnie zaskoczył.- Wiele o tobie słyszałem. Oczywiście same dobre rzeczy. A wręcz najlepsze. Dymitr często potrzebował poużalać się nad życiem.
- Oj tak.- przyznałam mu rację.- Niekiedy mam wrażenie, to jest małym, niezrozumianym przez świat chłopczykiem.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- burknął obrażony Bielikow.
- Oj no już tak się nie fochaj, Towarzyszu.-przytuliłam go, na co się lekko uśmiechnął.- Przecież to sama prawda.
Znowu się zaśmiałam, a młodzieniec mi zawtórował. Dymitr na nowo się obruszył.
- No chyba mi nie powiesz, że kłamię. Kiedyś przez sen nawet marudził, że dzieciak przeszkadzają mu w spełnianiu obowiązku małżeńskiego.- zwróciłam się do chłopaka, a ten parsknął śmiechem.
- Roza, grabisz sobie. A ja też mogę opowiedzieć, co mówisz przez sen.- Rosjanin uśmiechnął się cwanie, a ja wbiłam się mocniej w oparcie.
Niekiedy miewam takie sny, że nawet nie chce wiedzieć co mówię. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy z naszym gościem, ale nie za długo, bo musiał już iść. W końcu mogę bez przeszkód zabrać się za jedzenie, które przyniósł. Mniam! Ryba z frytkami. Ciekawe czy mój ukochany sam to robi. Szybko pochłonęłam całą zawartość talerza.
- To co teraz zrobimy?- spytałam, odsuwając pusty talerz.
- miałbym pewną propozycję na wykorzystanie tego wolnego czasu, jaki nam przysługuje.- mruknął mój mąż, muskając mnie ustami w szyję
- Dymitr! Przestań! Mamy ważniejsze sprawy na głowie.- zganiłam męża.
- Ehh...- westchnął zrezygnowany, ale się odsunął.- To jaki masz pomysł?
Chwilę się zastanowiłam. Przecież żaden Moroj nie przyjdzie do nas tak o kiedy Dymitr jest strzygą. Chyba że o tym by wiedział. Najlepiej jakbyśmy mieli jak go powiadomić. Ale po pierwsze, wszyscy myślą że nie żyję. Po drugie tym arystokratki dupką nowo uwierzyć chociaż w to czy da się kogoś odmienić ze strzygi a co dopiero,że strzyga sama da się odmienić. Ale chwila... Przecież nie wszyscy tacy są.
- A jak byśmy poprosili Lissę?- zaproponowałam.- O ona wie że jesteś niegroźny i już raz cię odmieniła.
- Nie radzę.- usłyszałam głos w głowie.
- Luna?!- spytaliśmy jednocześnie.
- Tak.To ja dzieciaki.- W jej głosie było słychać rozbawienie.- Jestem tu aby wam pomóc.
- Co miałaś na myśli mówiąc że nie powinniśmy tego robić?- spytałam zmartwiona.
- Bo to wcale go nie uratuje, tylko zabiję.
Spojrzeliśmy po sobie
- To co mam zrobić?- spytała strzyga.
- W tym problem że sama nie wiem.- zmieszała się.- Mama przed śmiercią, widząc waszą sytuację, powiedziałem po prostu że za drugim razem tak się nie da. Ale do rozwiązania musicie dojść sami. 
Zapadła krępująca cisza
- To co mam zrobić?- spytałam.
- Mama coś wspominała o Tajnym archiwum w Bibliotece Jagiellońskiej. Nic więcej mi nie powiedziała.
- A gdzie jest ta biblioteka?- zmarszczyłam brwi. Musi być ważna, a ja pierwszy raz o tym słyszę.
- Jest to biblioteka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Na południu Polski.
Ucieszyłam się. Lubię podróżować,tym bardziej do innych krajów. Dymitr mówił kiedyś, że Polska jest ładna, więc teraz będziemy mogli razem tam pojechać. 
- No to co, Towarzyszu? Zbieramy się!- wstałam z całkiem nowymi pokładami energii. 
- Spokojnie, Roza.- również się podniósł i złapał mnie za biodra, patrząc mi prosto w oczy.- Ty możesz iść się przespać, a ja wszystko przygotuję.
- Ale przecież mogę ci pomóc.- zauważyłam.
- Na razie idę coś zjeść, a jak wrócę będziemy wszystko ustalać i mi pomożesz.- oznajmił i pocałował mnie w czoło.
- Ale obiecujesz, że mnie obudzisz?
- Obiecuję. I tak będziemy lecieć w nocy, więc mamy jeszcze cały dzień.
- Doborze.
Wzięłam majątki i jego koszulkę, po czym udałam się pod prysznic. Podczas mycia, wpadłam na pomysł.
- Dymitr!- krzyknęłam, gdy już się wycierałam.
On po chwili zjawił się obok mnie.
- Słucham Kochanie.- uśmiechnął się podziwiając mnie.
- Po co uciekać od strzyg, jeśli można je zniszczyć.- spojrzał na mnie zdziwiony.- Czy ściany mają uszy?- spytałam ciszej.
Od razu zaczął się rozglądać.
- Możliwe. Ale w sypialni już nie.- odpowiedział również szeptem.
Szybko się ubrałam, pociągnęłam go do pokoju obok i usiedliśmy razem na łóżku.
- Daleko jesteśmy od siedziby moich strzyg?- zaczęłam.
- Z dwa dni jazdy samochodem. A co?- Wciąż nie rozumiał.
- Połączymy nasze grupy i je razem zabijemy. Wiesz kto tam rządzi?
- Katrina. Nie chcę ci podcinać skrzydeł, ale razem nie mamy szans ze strzygami tutaj, a co dopiero z dwoma grupami.
- Zaufaj mi.- uśmiechnęłam się szatańsko.

2 komentarze:

  1. Dymitr?! W Polsce?! Niech poczeka jeszcze tydzień, bo dopiero wtedy jadę do Krakowa! Okej, jeszcze tydzień! Rozdział genialny, czekam na następny i życzę weny 💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Co oni knują? Już mi się podoba. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń