Strony

sobota, 29 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 63

ROSE

Obudziłam się bardzo wyspana, wtulona w mój własny, ciepły kaloryferek. Z uśmiechem otworzyłam oczy i przeciągnęłam się najmocniej jak umiałam, po czym wróciłam do poprzedniej pozycji. Spojrzałam na ukochanego i napotkałam jego wzrok. Patrzył na mnie z uśmiechem. W ręce, którą mnie obejmował, trzymał jeden ze swoich westernów, z zaznaczonym fragmentem, gdzie skończył. Tak bardzo tęskniłam za tymi chwilami. Dotychczas zostawało mi puste, zimne łóżko, przypominające mi o stracie, która zrobiła mi wielką dziurę w sercu. A teraz w końcu każda jego część jest na swoim miejscu. Jak dawniej. Czuję się, jakby nic się nie zmieniło od tamtych dni. No tylko dzieciaki tak trochę urosły. Ale po za tym wciąż mam wrażenie jakbym była tą dziewiętnastoletnią matką, ze swoim zabójczo przystojnym mężem.
- Dzień dobry Roza.- z zamyślenia wyrwał mnie głos tegoż męża. 
- Aż wspaniały Towarzyszu.- na nowo się przeciągnęłam, a po chwilę nachyliłam się nad nim, aby cmoknąć go w usta.
Oddał słodką pieszczotę, przedłużając ją.
- Widzę, że moja piękna żona ma dobry humor przed opowieścią.- uśmiechnął się szeroko.
- Weź mi nawet nie przypominaj.- opadłam ciężko na swoją połowę.- Na prawdę musimy o tym mówić?
- Należą im się wytłumaczenia.- zawisł nade mną, z troską i współczuciem.- Ale tortury możesz ogólnie, bez szczegółowych opisów.
Na prawdę nie lubiłam, gdy ktoś mi współczuł, bo czułam się wtedy słaba. Ale po tym co razem przeszliśmy sprawiło, że od niego mogę ją przyjąć. Podniosłam się i wtuliłam się w gorący tors strażnika. Obrócił się na bok, zamykając mnie w swoich bezpiecznych ramionach.
- Cii... spokojnie Roza. Wszystko jest dobrze. Już nikt cię nie skrzywdzi. Po moim trupie.- ostatnie słowa wypowiedział z gniewem i jadem.
Odsunęłam się i cmoknęłam go w policzek.
- Dziękuję, że jesteś.- na nowo się w niego wtuliłam, wdychając wspaniałą woń jego wody kolońskiej.
- Zawsze będę.
Jeszcze trochę tak poleżeliśmy, aż nam się nie znudziło. To znaczy mi, bo jak zwykle nie pomyślałam, żeby zaopatrzyć się w coś do czytania. A Bielikow na wszystko przygotowany.
- No Dymitr... Rusz się.- jęknęłam po raz kolejny, gdy wyszłam z łazienki i zobaczyłam męża w tej samej pozycji nad książką. 
- Już chwila. Zaraz kończę rozdział.- nawet na mnie nie spojrzał.
- Albo i całą książkę.- mruknęłam do siebie i weszłam do garderoby.
Założyłam na siebie bieliznę, jeansowe rurki z dziurami i niebieski t-shirt z żółtym słońcem w okularach przeciwsłonecznych. Oczywiście w pokoju nic się nie zmieniło.
- Bielikow! Bo zaraz zabiorę ci tą książkę.- zagroziłam.
- Zachowujesz się jak moja mama.- powiedział obrażony, nie odrywając się od lektury.
- Dziękuję.- to był dla mnie istny komplement.- A ty jak dziecko.
Wystawił mi język, a ja mu odpowiedziałam tym samym, po czym oboje się uśmiechnęliśmy. Dałam mu święty spokój, a sama usiadłam przed toaletką i nucąc sobie pod nosem, zaczęłam czesać włosy. Następnie założyłam medalik od ukochanego z rocznicy, kolczyki od Lissy, na pierwsze z moim już wtedy mężem święta i pierścionek zaręczynowy z obrączką. Zrobiłam lekki makijaż, bo mimo wszystko jestem już dorosła i muszę zakrywać niedoskonałości oraz oznaki starości.
- Mógłbyś zrobić coś do jedzenia, bo jestem głodna. I reszta domowników pewnie też.
- Czemu ja?- spytał obojętnie, przywracając stronę.
Wskoczyłam obok niego na łóżko i zabrałam mu książkę, po czym szybko wstałam, żeby mi jej nie wyrwał.
- Ej!- wydał z siebie jęk oburzenia.
- Ponieważ- zaczęłam, podchodząc do szafki i z jednej wyciągając zakładkę.- Ty najlepiej gotujesz na caaaałym świecie.- odłożyłam książkę na biurku.- I nie marudź, bo do tego możesz wrócić. A teraz hop! Do góry!
- Co za okropna kobieta.- w końcu zwlekł się z łóżka.- Najpierw mnie wymęczyła w nocy, a teraz nawet pospać sobie nie można.
Gdy tylko do mnie podszedł, pacnęłam go w tył głowy.
- Ty sobie uważaj, bo więcej dzieci nie będzie.
- Och! Daruj Pani!- upadł przed mną na kolana w błagalnym geście.- Czy wybaczysz, My Lady, swemu uniżonemu słudze, jego jakże haniebny występek?
Podrapałam się po brodzie, udając, że myślę nad tym.
- Hymn... Zastanowię się. Jeśli Mój Lord zrobi w końcu coś do jedzenia...- na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu, na co oboje się zaśmieliśmy.
- Oj, chyba muszę, bo ten potworek zaraz zje mi wszystkie książki.- udał przerażenie, wstając z podłogi i wchodząc do łazienki.
Od razu weszłam za nim.
- No wiesz... słyszałam kiedyś, że są dobre i pożywne.
- Tak? A od kogo?- spytał z kpiącym uśmiechem.
- Od Ralfa, który wciąż je wcinał.- zaczęliśmy oboje się śmiać.
- Czy moja ukochana żona, ma ochotę potowarzyszyć swojemu seksownemu mężowi podczas prysznica?- z pomiędzy drzwi kabiny, wychyliła się mokra głowa mojego ukochanego.
- Przykro mi, ale miałeś swoją szansę.- posłałam mu buziaka i wyszłam.
Schowałam komórkę do kieszeni i zeszłym na dół, zrobić sobie z przyzwyczajenia kawę. Kiedyś nie sądziłam, że będę ją pić, ale po przyzwyczajeniu się do smaku, naprawdę daje kopa. Zrobiłam po filiżance dla mnie, Felixa, Lili, Pawki, Dymitra i Alice. Nastce i Dianie na wstępie zrobiłam Rosyjską czekoladę, ale nie wiedziałam, co z Jack'em. Właśnie wszystko zalewałam wrzątkiem, gdy do kuchni wszedł Bielikow, pogrążony w rozmowie ze szwagierką i kuzynem. Każdemu podałam jego kubek.
- Nie mogę się przyzwyczaić, że to pijesz.- westchnął strażnik.
- Napój jak każdy inny.- wzruszyłam ramionami.
- Ehh... No dobra. To co na śniadanie?
- Kaszę manną.- zawołały nasze dzieci, dołączając do nas.
- Może być.- uznała moja siostra.
- Tak. Mi pasuje.- zgodził się z nią jej mąż.
- Jack, a ty co chcesz do picia?- spytałam przez gwar.
Może nie było nas dużo, ale Rosjanin od razu wziął się do pracy, a kuchnię zajmowały w dużej mierze wysepki kuchenne i blaty, przez co wystarczyło te dziewięć osób, aby zrobiło się zamieszanie.
- Może być kawa, proszę pani.
- Nie.- zaprzeczyła nasza córka.- Musisz spróbować Rosyjskiej czekolady.
- Okey.- wzruszył ramionami.
Zrobiłam mu napój i podałam.
- Dziękuję.- upił łyk.- Umm... dobre.
- Mówiłam.- Anastazja wypięła dumnie pierś.
- I Jack.- skupiłam na sobie jego uwagę.- Nie żadna pani. Mów mi Rose, albo od razu mama.
- Dobrze... Rose.
- Dobra.- odezwał się mój ukochany.- Wszyscy mają picie, to wypad do jadalni, albo gdzie tam chcecie, bo szef kuchni potrzebuje miejsca.
- To chodźmy do ogródka, na świeże powietrze.- postanowiła Lili, a reszta posłusznie za nią poszła.
Przytuliłam się do pleców męża.
- A szef kuchni pozwoli swojej królowej pomóc?- spytałam.
- Będę zaszczycony.- zaśmialiśmy się i zaczęłam robić kanapki.
Po śniadaniu, przyjechała reszta naszej rodziny i przyjaciele. Wszyscy chcieli wiedzieć co się z nami działo. Ze swoimi kubkami usiedliśmy przy kominku, bo ten pokój jest największy i akustycznie dobry do opowiadań. Z Dymitrem zabraliśmy się za opowieść...
___________________________________________________________
Oczywiście wiem, że sama opowieść Romitri wam nie starczy, dlatego od następnego rozdziału zrobimy podróż w czasie i przeżyjemy wszystko z nimi. Od zniknięcia Rose, do samego stanięcia przed domem w akademii. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Pozdrawiam i do przeczytania 💖💖💖💖

4 komentarze:

  1. Ej, ej, ej!!!! Nie teraz!! Co to ma być? Dlaczego skonczyłaś teraz??
    Mam wielką nadzieję, że jak jutro wstanę to rozdział juz będzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze: taaaaak!!! Ja chcę podróż w czasie!!! 😍😍😍😍 kocham!!!! A po drugie: jak mogłaś teraz skończyć rozdział? I jak ja mam zasnąć????? Hmmmm?????? Przez ciebie będę cierpiała na bezsenność 😖😔😢 no ale wybaczam, dzięki tej podróży w czasie 🙌🙌🙌 a co do rozdziału... Rose, jak ty mogłaś?! No jak?! Nie wiesz, że jak się czyta książkę, to nie wolno przeszkadzać/przerywać? NIE WOLNO!!! Masz szczęście, że Dimka ci wybaczył. Ja bym dostała szału. Nie ładnie tak, oj nie ładnie. Masz mu to wynagrodzić 😏😏😏 czekam na następny i życzę mnóstwa weny 💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tak szczęśliwa, że nawet nie wiem co mam napisać! Przeniesienie w czasie, o rajuśku! <3 <3 <3 Kocham, kocham, kocham! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń