Strony

sobota, 29 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 63

ROSE

Obudziłam się bardzo wyspana, wtulona w mój własny, ciepły kaloryferek. Z uśmiechem otworzyłam oczy i przeciągnęłam się najmocniej jak umiałam, po czym wróciłam do poprzedniej pozycji. Spojrzałam na ukochanego i napotkałam jego wzrok. Patrzył na mnie z uśmiechem. W ręce, którą mnie obejmował, trzymał jeden ze swoich westernów, z zaznaczonym fragmentem, gdzie skończył. Tak bardzo tęskniłam za tymi chwilami. Dotychczas zostawało mi puste, zimne łóżko, przypominające mi o stracie, która zrobiła mi wielką dziurę w sercu. A teraz w końcu każda jego część jest na swoim miejscu. Jak dawniej. Czuję się, jakby nic się nie zmieniło od tamtych dni. No tylko dzieciaki tak trochę urosły. Ale po za tym wciąż mam wrażenie jakbym była tą dziewiętnastoletnią matką, ze swoim zabójczo przystojnym mężem.
- Dzień dobry Roza.- z zamyślenia wyrwał mnie głos tegoż męża. 
- Aż wspaniały Towarzyszu.- na nowo się przeciągnęłam, a po chwilę nachyliłam się nad nim, aby cmoknąć go w usta.
Oddał słodką pieszczotę, przedłużając ją.
- Widzę, że moja piękna żona ma dobry humor przed opowieścią.- uśmiechnął się szeroko.
- Weź mi nawet nie przypominaj.- opadłam ciężko na swoją połowę.- Na prawdę musimy o tym mówić?
- Należą im się wytłumaczenia.- zawisł nade mną, z troską i współczuciem.- Ale tortury możesz ogólnie, bez szczegółowych opisów.
Na prawdę nie lubiłam, gdy ktoś mi współczuł, bo czułam się wtedy słaba. Ale po tym co razem przeszliśmy sprawiło, że od niego mogę ją przyjąć. Podniosłam się i wtuliłam się w gorący tors strażnika. Obrócił się na bok, zamykając mnie w swoich bezpiecznych ramionach.
- Cii... spokojnie Roza. Wszystko jest dobrze. Już nikt cię nie skrzywdzi. Po moim trupie.- ostatnie słowa wypowiedział z gniewem i jadem.
Odsunęłam się i cmoknęłam go w policzek.
- Dziękuję, że jesteś.- na nowo się w niego wtuliłam, wdychając wspaniałą woń jego wody kolońskiej.
- Zawsze będę.
Jeszcze trochę tak poleżeliśmy, aż nam się nie znudziło. To znaczy mi, bo jak zwykle nie pomyślałam, żeby zaopatrzyć się w coś do czytania. A Bielikow na wszystko przygotowany.
- No Dymitr... Rusz się.- jęknęłam po raz kolejny, gdy wyszłam z łazienki i zobaczyłam męża w tej samej pozycji nad książką. 
- Już chwila. Zaraz kończę rozdział.- nawet na mnie nie spojrzał.
- Albo i całą książkę.- mruknęłam do siebie i weszłam do garderoby.
Założyłam na siebie bieliznę, jeansowe rurki z dziurami i niebieski t-shirt z żółtym słońcem w okularach przeciwsłonecznych. Oczywiście w pokoju nic się nie zmieniło.
- Bielikow! Bo zaraz zabiorę ci tą książkę.- zagroziłam.
- Zachowujesz się jak moja mama.- powiedział obrażony, nie odrywając się od lektury.
- Dziękuję.- to był dla mnie istny komplement.- A ty jak dziecko.
Wystawił mi język, a ja mu odpowiedziałam tym samym, po czym oboje się uśmiechnęliśmy. Dałam mu święty spokój, a sama usiadłam przed toaletką i nucąc sobie pod nosem, zaczęłam czesać włosy. Następnie założyłam medalik od ukochanego z rocznicy, kolczyki od Lissy, na pierwsze z moim już wtedy mężem święta i pierścionek zaręczynowy z obrączką. Zrobiłam lekki makijaż, bo mimo wszystko jestem już dorosła i muszę zakrywać niedoskonałości oraz oznaki starości.
- Mógłbyś zrobić coś do jedzenia, bo jestem głodna. I reszta domowników pewnie też.
- Czemu ja?- spytał obojętnie, przywracając stronę.
Wskoczyłam obok niego na łóżko i zabrałam mu książkę, po czym szybko wstałam, żeby mi jej nie wyrwał.
- Ej!- wydał z siebie jęk oburzenia.
- Ponieważ- zaczęłam, podchodząc do szafki i z jednej wyciągając zakładkę.- Ty najlepiej gotujesz na caaaałym świecie.- odłożyłam książkę na biurku.- I nie marudź, bo do tego możesz wrócić. A teraz hop! Do góry!
- Co za okropna kobieta.- w końcu zwlekł się z łóżka.- Najpierw mnie wymęczyła w nocy, a teraz nawet pospać sobie nie można.
Gdy tylko do mnie podszedł, pacnęłam go w tył głowy.
- Ty sobie uważaj, bo więcej dzieci nie będzie.
- Och! Daruj Pani!- upadł przed mną na kolana w błagalnym geście.- Czy wybaczysz, My Lady, swemu uniżonemu słudze, jego jakże haniebny występek?
Podrapałam się po brodzie, udając, że myślę nad tym.
- Hymn... Zastanowię się. Jeśli Mój Lord zrobi w końcu coś do jedzenia...- na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu, na co oboje się zaśmieliśmy.
- Oj, chyba muszę, bo ten potworek zaraz zje mi wszystkie książki.- udał przerażenie, wstając z podłogi i wchodząc do łazienki.
Od razu weszłam za nim.
- No wiesz... słyszałam kiedyś, że są dobre i pożywne.
- Tak? A od kogo?- spytał z kpiącym uśmiechem.
- Od Ralfa, który wciąż je wcinał.- zaczęliśmy oboje się śmiać.
- Czy moja ukochana żona, ma ochotę potowarzyszyć swojemu seksownemu mężowi podczas prysznica?- z pomiędzy drzwi kabiny, wychyliła się mokra głowa mojego ukochanego.
- Przykro mi, ale miałeś swoją szansę.- posłałam mu buziaka i wyszłam.
Schowałam komórkę do kieszeni i zeszłym na dół, zrobić sobie z przyzwyczajenia kawę. Kiedyś nie sądziłam, że będę ją pić, ale po przyzwyczajeniu się do smaku, naprawdę daje kopa. Zrobiłam po filiżance dla mnie, Felixa, Lili, Pawki, Dymitra i Alice. Nastce i Dianie na wstępie zrobiłam Rosyjską czekoladę, ale nie wiedziałam, co z Jack'em. Właśnie wszystko zalewałam wrzątkiem, gdy do kuchni wszedł Bielikow, pogrążony w rozmowie ze szwagierką i kuzynem. Każdemu podałam jego kubek.
- Nie mogę się przyzwyczaić, że to pijesz.- westchnął strażnik.
- Napój jak każdy inny.- wzruszyłam ramionami.
- Ehh... No dobra. To co na śniadanie?
- Kaszę manną.- zawołały nasze dzieci, dołączając do nas.
- Może być.- uznała moja siostra.
- Tak. Mi pasuje.- zgodził się z nią jej mąż.
- Jack, a ty co chcesz do picia?- spytałam przez gwar.
Może nie było nas dużo, ale Rosjanin od razu wziął się do pracy, a kuchnię zajmowały w dużej mierze wysepki kuchenne i blaty, przez co wystarczyło te dziewięć osób, aby zrobiło się zamieszanie.
- Może być kawa, proszę pani.
- Nie.- zaprzeczyła nasza córka.- Musisz spróbować Rosyjskiej czekolady.
- Okey.- wzruszył ramionami.
Zrobiłam mu napój i podałam.
- Dziękuję.- upił łyk.- Umm... dobre.
- Mówiłam.- Anastazja wypięła dumnie pierś.
- I Jack.- skupiłam na sobie jego uwagę.- Nie żadna pani. Mów mi Rose, albo od razu mama.
- Dobrze... Rose.
- Dobra.- odezwał się mój ukochany.- Wszyscy mają picie, to wypad do jadalni, albo gdzie tam chcecie, bo szef kuchni potrzebuje miejsca.
- To chodźmy do ogródka, na świeże powietrze.- postanowiła Lili, a reszta posłusznie za nią poszła.
Przytuliłam się do pleców męża.
- A szef kuchni pozwoli swojej królowej pomóc?- spytałam.
- Będę zaszczycony.- zaśmialiśmy się i zaczęłam robić kanapki.
Po śniadaniu, przyjechała reszta naszej rodziny i przyjaciele. Wszyscy chcieli wiedzieć co się z nami działo. Ze swoimi kubkami usiedliśmy przy kominku, bo ten pokój jest największy i akustycznie dobry do opowiadań. Z Dymitrem zabraliśmy się za opowieść...
___________________________________________________________
Oczywiście wiem, że sama opowieść Romitri wam nie starczy, dlatego od następnego rozdziału zrobimy podróż w czasie i przeżyjemy wszystko z nimi. Od zniknięcia Rose, do samego stanięcia przed domem w akademii. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Pozdrawiam i do przeczytania 💖💖💖💖

ROZDZIAŁ 62

Jest trochę kurzu, ale, jak w reszcie domu, widać, że kilka tygodni temu było sprzątane. Tu też nic się nie zmieniło. Rozsiadłem się w swoim fotelu zakładając ręce za głowę.
- Słuchaj Jack...- spojrzałem na moroja stojącego przede mną.- Usiądź sobie.
Blondyn wziął krzesło spod ściany i niepewnie przystawił je po drugiej stronie biurka.
- Na początek powiedz mi, jakie masz zamiary wobec mojej córki?- nachyliłem się w jego kierunku.
- Poprosiłem ją, aby została moją strażniczką. Bardzo chciałbym w przyszłości założyć z nią rodzinę.- powiedział pewnie.
- Nie przeszkadza ci, że jest dampirzycą?- uniosłem jedną brew.
- To nie ma znaczenia.- zapewnił.- Kocham ją nad życie i mimo tak krótkiego czasu, wiem, że nie chcę nikogo innego. Rozumiemy się bez słów i zawsze możemy na siebie liczyć.
Zastanowiłem się chwilę.
- Jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz, zobaczę, ze płacze z twojego powodu, to ci nogi z dupy powyrywam.- ostrzegłem.
- Nie mam zamiaru jej krzywdzić. Każda jej łza smutku, sprawia mi ból. Sam nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić.
Zmrużyłem oczy, patrząc na niego uważnie.
- Co masz mi do powiedzenia na temat wczorajszej nocy?
- Nic.- na jego odpowiedź brwi poleciały mi do góry.- Jesteśmy dorośli, kochamy się, więc nie widzę w tym nic złego, że uprawiamy sex. Strażnik też nie czekał do ślubu.
- Teraz rozmawiamy o tobie, a nie o mnie.- zauważyłam spokojnie.- A wracając do tematu ślubu...
- Jeszcze nie wiem, kiedy się oświadczę. Teraz jest za wcześnie i boję się, że nie przyjmie. Dlatego wolę poczekać, żeby nie czuła na sobie presji. A dzieci oczywiście pokocham tak mocno jak tylko można. Bo w czym moroje są lepsi do kochania od dampirów. Chciałbym nawet teraz, ale wiem, że Anastazja woli trochę poczekać, choć byłaby świetną matką. Z dwa, trzy lata. I na pewno po ślubie.
Nie spodobało mi się to, ale taka jest kolej rzeczy. Wychowujemy dzieci nie dla siebie, a dla ludzi, którzy nam je odbiorą. A myśl, że mogę być dziadkiem sprawiła, że poczułem się strasznie stary. 
- A czym chcesz się zajmować w przyszłości?- kontynuowałem.
- Najpewniej przejmę firmę ojca, choć wolałbym zostać sportowcem. Ale to nie ode mnie zależy.- spuścił głowę.
- Czemu?- uniosłem jedną brew.- Nie może ktoś inny jej przejąć?
- Nie ma kto. Ojciec od początku na mnie wywiera presję, dlatego nie chcę być jak on. Nienawidzę go za to, co robił mi całe życie.
- Znęcał się nad wami?- wystraszyłem się.
Zdążyłem polubić tego chłopaka.
- Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy.- zaprzeczył szybko.- Po prostu od zawsze chciał, żebym był najlepszy i miałem tysiące zajęć dodatkowych, bez chwili odpoczynku. Niekiedy mama dawała mi trochę luzu. Później już odpuścił i zostawił te, co uznał, że przydadzą mi się w prowadzeniu firmy. Wtedy zacząłem potajemnie zajmować się sportem, ale gdy zaczęło być o mnie głośno, zauważyli i ojciec zabronił mi. Dopiero gdy obraził Nastkę, postawiłem mu się i wprowadziłem z domu. Postawiłem prosty warunek. Wrócę, gdy zaakceptuje moją dziewczynę. I dopiąłem swego.
Dobra. Przyznaję, zaimponował mi. Nawet miły z niego chłopak i umie walczyć o miłość.
- Ostatnie pytanie.- zrobiłem efektowną pauzę.- Czy będziesz umiał mówić mi tato?
Wstałem i z uśmiechem podałem mu dłoń. On również wstał z widoczną ulgą i radością, ściskając moją rękę.
- Z największą przyjemnością TATO.- zaśmialiśmy się.
- Tylko pamiętaj.- spoważniałem.- Jeśli ją skrzywdzisz...
- Tak, tak, wiem.- westchnął jakby znudzony.- Ty wyrwiesz mi nogi, Felix mnie wykastruje, Ash obije twarz, Alice stopie tyłek, Oliwia sprzeda moją nerkę, a Rosalie utopi w łyżeczce wody.
Wow! Nie wiedziałem, że aż tyle osób troszczy się o moją kochaną księżniczkę. Cieszę się, że kiedy mnie przy niej nie było, miała na kogo liczyć. Oczywiście wierzyłem w żonę, ale san wiem, że nie wszystko mówi się rodzicom. Dlatego dobrze, że ma takich przyjaciół. Poklepałem go po plecach i razem wyszliśmy. Gdy schodziliśmy na dół, dobiegł nas krzyk księżniczki.
- UDAŁO SIĘ!
Wszyscy zjawiliśmy się koło niej. Rozglądnęła się niepewnie po nas, a następnie obrócił ostatni pasek. Usłyszeliśmy ciche piknięcie. I czerwona ściana odskoczyła do góry, ukazując wnętrze kostki. Dobrze wiedziałem, co jest w środku. Wyciągnęła małą karteczkę i patrzyła na nią z uśmiechem.
- No czytaj!- pogoniła ją Alice.- Co tam jest
- Mógłbym dać ci wszystko. Nawet gwiazdkę z nieba.- przeczytała.- Dla księżniczki, od taty.
Spojrzała jeszcze raz do środka kostki i wydobyła małe, zamszowe pudełeczko. Otworzyła je, a oczy jej zabłysły. Wyciągnęła małą, diamentową gwiazdkę.
- O matko!- zawołał Felix.- To prawdziwy diament?
- Tak.- odpowiedziałem dumnie.- To zawieszka do każdej biżuterii.
- Jest... jest piękny.- brunetka aż się popłakała ze szczęścia i uścisnęła nas mocno.
- Ja tam nie potrzebuję diamentów. Wystarczy, że mam was.- uśmiechnął się Felix, a my z Rozą zmarszczyliśmy czoła.
- Lili?- moja żona spojrzała pytająco na siostrę.
- A tak. Było takie zamieszanie, że kompletnie zapomniałam, ale mam to przy sobie.- moja szwagierka pobiegła na górę.
Po chwili wróciła i podała siostrzeńcowi pudełko z układanką na wierzchu. On ucieszy od razu zabrał się za układanie.
- Ej, a czemu nie dostałem go wcześniej, jak Nastka?- spytał po chwili.
- Bo nie doczekało by urodzin.- zauważyła jego siostra.
Felix wzruszył ramionami i wrócił do układanki. Nie zajęła mu długo i mógł otworzyć wieczko.
- Diamentowa kulka.- ucieszył się.- Idealna do mojej kolekcji.
- Przecież ty zbierasz figurki kowbojów.- zdziwił się Jack.
- No tak. Bo kulki już miałem wszystkie. No... prawie- z zachwytem patrzył na swój nowy nabytek.
- Dobra dzieciaki.- klasnąłem w ręce.- Najedzone, wybawione, to do łóżek.
Wszyscy poszli na górę. Na korytarzu minęło mi, jak Zeklos wnosi moją córkę do pokoju. O nie! Nie ma mowy! Już chciałem tam iść, gdy poczułem kila par rąk ciągnących mnie i wpychających do sypialni. Gdy przekroczyłem próg, zostały tylko dwie, delikatne dłonie, które wszędzie bym rozpoznał.
- Roza. Wiem, że ci mało, ale tam Jack i Księżniczka...- chciałem mówić dalej, ale przerwały mi słodkie usta ukochanej.
A ja nie umiałem nie odwzajemnić pocałunku. Po chwili podniosłem ją i położyłem na łóżku.
- Oni sobie poradzą. A twoja spragniona żona, chce się tobą nacieszyć po tych dwunastu latach.
- Przez ostatnie miesiące ci mało?- zaśmiałem się.
- Zawsze mi będzie mało.
Na nowo zaatakowała moje usta, ale ja próbowałem jednak ją odsunąć.- Dymitr! Od jednego stosunku nie zachodzi się od razu w ciążę. Inaczej mielibyśmy już z ósemkę dzieci. A mamy tylko trójkę.
- Masz rację.- zastanowiłem się chwilę, po czym uśmiechnąłem się jak szaleniec.- Trzeba to nadrobić.
- Nie o to mi...- tym razem ja nie pozwoliłem jej dokończyć i zacząłem ją rozbierać. Włożyłem ręce pod bluzkę Rozy, masując jej brzuch, na co jęknęła zadowolona. Wszedłem na plecy i znalazłem zapięcie od stanika, po czym jedną ręką uwolniłem jej piersi. Szybkim ruchem zdałem go, razem z bluzką i przyssałem się jej do sutków. Uwielbiam, gdy Roza jęczy moje imię i wije się pode mną, tak jak w tej chwili. Zacząłem rozpinać jej spodnie, a ona moje. Po chwili nasze ciała złączyły się w miłosnym i dzikim tańcu.

czwartek, 27 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 61

Nie wiem ile jechaliśmy, bo zasnęłam, ale obudziłam się pod domem, gdy już świeciło słońce. Wyszłam i przeciągnęłam się, słysząc jak mi trzeszczy w stawach.
- Ktoś tu się starzeje.- zachichotał mój brat.
- Żebym ja ci zaraz nie zestarzała. Ciekawe jak ty byś się czuł po kilku godzinnym spaniu w samochodzie.
- Nie wyglądało jakby było ci nie wygodnie.- zauważył z kpiącym uśmiechem.
- To prawda. Kolana Jack'a są bardzo wygodne. Chcesz spróbować.
- Jedna wspólna noc, a już się mnie pozbywasz?- ukochany objął mnie od tyłu ramionami i pocałował w skroń.
- Masz rację. Już nikomu cię nie oddam.- wymruczałam, wchodząc z nim do domu.
Rodzice stali i wszystko oglądali z czułością. Tato przytulił mamę, całując ją w czoło.
- Ale tu dawno nie byliśmy.- westchnęła melancholijnie strażniczka.
- No. Nic się nie zmieniło.
- Po za mnóstwem kurzu.- zauważyłam.
- I zarośniętego ogrodu.- dodał Felix.
- Trzeba będzie zrobić tu porządek po przeprowadzce.- mruknął Rosjanin.
 - Chwila! Jakiej przeprowadzce?!- spojrzałam wystraszona na rodziców.
- Spokojnie księżniczko.- tato stanął przede mną.- Jak zdacie egzaminy. Już nigdy was nie zostawimy.
- A co ze mną?- zza jego nogi wychyliła się Diana.
- A ty kruszynko,- strażnik podniósł ją jak pannę młodą.- pojedziesz z nami na niezapomniane wakacje.
Zaczął się z nią kręcić, a ona śmiała się w głos. Wszyscy patrzyli na to uśmiechając się szeroko.
- Naprawdę trzeba zrobić wam jakieś zdjęcie rodzinne.- w drzwiach stanęła ciocia Lissa.- No już ustawić się.
Tato usiadł na sofie, sadzając sobie mamę na kolanach. Ciocia Lili i wujek Pawka usiedli obok nich, wtulając się w siebie. My zajęliśmy miejsca w ich nogach, w takich samych pozach. Ja z Alice ze stopami na zewnątrz, scedzając na nogach i popierając się na jednej ręce, a chłopcy za nami, obejmując nas w pasie. Diana była pomiędzy nami. Królowa stanęła przed nami i zrobiła nam zdjęcie. Otworzyłam medalik i postanowiłam, że ta fotografia musi się tam pojawić.
- No dobra.- Rosjanin zatarł dłonie.- Jeszcze coś na kolację, przeprowadzę sobie rozmowę z Jack'em i możemy iść spać.
- Tato!- oburzyłam się.
- Nie przejmuj się.- ukochany objął mnie ramieniem.- Przecież od początku było wiadomo, że tak będzie. Jestem na to gotowy. Może pomóc strażnikowi w kuchni?
- Nie radzę.- zaprzeczyłam, wskazując na moroja.- On wszystko może spalić.
- A naleśnikami to się zajadałaś.- burknął blondyn.
- No dobra.- przewróciłam oczami.- To jedno, umiesz robić.
- Umiem robić też co innego.- powiedział znacząco poruszając brwiami.
Pacnęłam go w ramię i skierowałam się do schodów. W połowie drogi poczułam, że lecę w górę i wylądowałam w ramionach chłopaka.
- Zeklos! Puść mnie!
- Nie ma mowy Hathaway. Już nigdy się od ciebie nie odczepię...

DYMITR
- Ach te dzieciaki.- do kuchni weszła Roza, opierając się o wysepkę kuchenną.- Sama słodycz.
Mimo tylu lat, wciąż jest tak samo piękna i atrakcyjna. Podszedłem i objąłem ją w tali, po czym zacząłem całować po szyi.
- Przynajmniej nie jest nudno.- mruknąłem, nie przerywając bardzo przyjemnej czynności.
- To ciekawe, ze trzynaście lat temu przeprowadziliśmy taką samą rozmowę.- zachichotała.
Odsunąłem się, patrząc na nią z czułym uśmiechem. W jej oczach była miłość i radość. Dobrze wiedziałem, jak się teraz czuje. Położyłem dużą dłoń, na jej drobnym policzku, a ona się w nią wtuliła, zamykając oczy.
- To świadczy o tym, że mimo zmieniającego się świata, nasza miłość się nie starzeje.- Na moje słowa otworzyła oczy.
- Ja tiebia liubliu tovarishch.
- Ja tiebia toże liubliu Roza. A teraz na serio biorę się za obiad. Chcesz mi pomóc?
- Z przyjemnością.
Po godzinie podaliśmy ryby z warzywami i zawołaliśmy wszystkich ma posiłek. Podczas obiadokolacji toczyły się luźne tematy, ale to co się wydarzyło przez ostatni rok obiecaliśmy wyjaśnić jutro.
- To może powiecie mi, jak zaczęliście się spotykać.- spytałem Zeklosa.
- Tato! Zaczynasz?- oburzyła się moja księżniczka.
- Tak.- powiedziałam z uśmiechem, na co ona westchnęła i wróciła do jedzenia.
- No cóż. To było dość nietypowe. Wszystko dzięki temu, że dostaliśmy siebie jako przydział na zajęcia polowe. Przez pierwsze trzy dni w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy i robiliśmy sobie na złość, choć po cichu podziwiałem każdy jej ruch i walkę.- popatrzył na brunetkę z uśmiechem.
- Głównie ty robiłeś mi na złość.- zaśmiała się.
- Tak? A kto całował się z Ashem, żeby mnie wpienić?
- Ciii...- wszyscy zaczęli się śmiać.
I ja nie mogłem powstrzymać kącików ust od powędrowania w górę. Jest tak bardzo podobna do Rozy. I tak samo oboje próbowaliśmy, może to i podświadomie, wywołać swoją zazdrość. Moja mała księżniczka. I ja mam ją oddać. Los jest niesprawiedliwy.
- A co było dalej?- dociekała moja ukochana.
- Wszystkiego w sumie rozwiązał alkohol i dyktafon.- zaśmiał się piwnooki.
- Jack upił się w klubie, do którego co jakiś czas jeździliśmy.
- Zabieraliście ich do klubu?- spojrzałem zszokowany na Lili.
- Lepiej, żeby pili pod naszym okiem, niż chwali się po krzakach w lesie.- zauważył Pawka, a ja musiałem mu przyznać rację.
Pokazałem córce, by kontynuowała.
- No i przyczepiła się do niego strzyga. Nie mogłam go tak zostawić, więc gdy tylko wyszli na zewnątrz, zaczęłam z nią walczyć. Gdy ją zabiła, postanowiłam zabrać Zeklosa do szkoły. Po drodze zaciągnął mnie na parkiet, ale później od razu wróciliśmy. W pokoju po pijaku wyznał mi miłość.
- A że dość często urywa mi się film, dla bezpieczeństwa nagrywam całą noc na dyktafon, żeby potem ktoś mi nie wmawiał coś, czego nie było. Ostatecznie rano wszystko sobie wyjaśniliśmy i zakopaliśmy topór wojenny. Później zaprosiłem ją na randkę, a tam zgodziła się być moją dziewczyną.- popatrzył z miłością na naszą córkę.
Nagle moja księżniczka zerwała się na równe nogi.
- KOSTKA RUBIKA!- krzyknęła i poleciała na górę.
Uśmiechnąłem się szeroko do ukochanej. Pamiętała. Po chwili brunetka dołączyła do nas, pokazując układankę.
- Dasz mi to w końcu ułożyć?- Fel Felix spojrzał na siostrę błagalnie.
- Nie ma mowy.- żachnęła się i zajęła zabawką.
- To my może damy jej się na tym skupić, a my sobie porozmawiamy.- poklepałem ukochanego córki po ramieniu.
- Dobrze.- westchnął i wstał.
Po drodze ucałował moją córkę w skroń. Weszliśmy na górę, a później do mojego gabinetu.

środa, 26 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 60

- Zatrzymaj się.- poleciłam.- Teraz ja usiądę za kółkiem. Zostań w środku.
Wyciągnęłam sztylet, a na jego widok Jack otworzył oczy. Już miałam wychodzić, gdy złapał mnie za ramię.
- Uważaj na siebie.- cmoknął mnie w usta.
- Spokojnie. Nic mi nie będzie.- uśmiechnęłam się do blondyna.
Wysiadłam i odeszłam samochód. Złapałam klamkę po stronie kierowcy i już miałam nacisnąć, kiedy szybę rozbił kamień. Odwróciłam się gotowa do ataku i zamarłam. Mnóstwo strzyg otoczyło nasze auto. Została ostatnia deska ratunku.
- Nie martw się. Jedziemy. Musisz wytrzymać.- usłyszałam brata.
- A daleko jesteście.- spytałam, rozglądając się nerwowo, gotowa do ataku.
- Jakbyście pojechali w głąb lasu, a później na drogę i prosto, a później...
- Dobra, rozumiem. Mam im uciec. Nic trudnego.- mruknęłam z sarkazmem.
- No sama z nimi nie wygrasz, a zanim wszystkie spalisz, zabraknie ci sił.
Miał rację. Wytworzyłam wokół pojazdu pierścień ognia, po czym szybko wsiadłam. Zapięłam pasy i złapałam za kierownicę, oddychając głęboko.
- Trzymaj się.
Zgasiłam ogień i obróciłam samochód w stronę skąd przyjechaliśmy. Przed nami pojawiła się tamta furgonetka. Skupiłam się, wciskając gaz do dechy, aż wbiło nas w fotele
- Nastka!- krzyknął wystraszony chłopak.- Rozbijemy się!
Nie zwracała na niego uwagi. Byliśmy coraz bliżej. Zaczęłam odliczać. Pięćdziesiąt metrów, czterdzieści... trzydzieści... dwadzieścia... w ostatniej chwili wytworzyłam rampę z ziemi i przy pomocy telekinezy pomogłam aucie wbić się wyżej. Przeskoczyliśmy pojazd strzyg, który rozbił się o skalną rampę. Wylądowałam z lekkim szarpnięciem i jechałam dalej. Nagle zauważyłam za sobą nowe pięć aut. No se chyba żarty robią.
- Umiesz szybciej autko. Dajesz, wiem, że potrafisz.- mówiłam, używając wpływu.
- Szybciej się nie da.- marudził Zeklos.
Po kilku minutach samochodów przyspieszył, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. Tak. Umiemy też wpływać na maszyny. Takim o to sposobem mgneliśmy między drzewami, uciekając pościgowi. Wjechałam na wzniesienie, ale te nagle się skończyło. Zaczęliśmy spadać, co chwilę odbijając się od ziemi i robiąc fikołki w powietrzu. Gdy w końcu wylądowaliśmy, silnik zgasł i nie chciał odpalić. Po chwili z pod maski wydobył się biały dym. No świetnie. Wzięłam broń i opuściliśmy pojazd.
- No nie. Dopiero co go dostałem.- mój ukochany rozpaczał nad maszyną.
- Ciesz się, że ty nie jesteś w takim stanie. Nic ci nie jest?- spytałam zmartwiona.
- Nie. A tobie?
- Też nie.- za plecami chłopaka zobaczyłam czerwone oczy.- Uważaj.
Odsunęłam go i zaczęłam walczyć ze strzygą. Po jakimś czasie leżała martwa.
- Właź do środka.- wepchnęłam go na tylne siedzenie mercedesa.- skul się na dole i nie pokazuj się.
- Przecież wiedzą, że tu jestem. Po za tym też umiem panować nad ogniem.
- Już raz oddałeś za mnie życie. Twój limit się skończył.
- A twój?- uniósł jedną brew.
- Mój jest nieograniczony.
Usłyszałam pękającą gałąź, więc szybko się obróciłam, zatrzaskując drzwi. Zaczęłam walkę z krwiożerczymi bestiami. Wymienialiśmy ciosy, co jakiś czas przeciwnicy padali na ziemię.
- Po prawej.- krzyknął Jack.
Odwróciłam się i zobaczyłam otworzone w bólu usta strzygi, która po chwili upadła martwa. Za nią stali rodzice ze strażnikami i Felix. Wszyscy rzucili się w wir walki. Pół godziny później wszystkie strzygi leżały sztywno na ziemi. Nim się obejrzałam, rodzice wzięli mnie w ramiona.
- Nastka.- zawołała spanikowana mama.- Nic ci nie jest? Jesteś cała? Tak się baliśmy.
- Jest dobrze.- zapewniłam.- Mieliśmy szczęście, że przyjechaliście.
- Dałabyś sobie radę.- szturchnął mnie brat.
- I dlatego wszystkich przyprowadziłeś?- uniosłam jedną brew.
- Uparli się, żeby zebrać taki zespół.
- A gdzie Jack?- spytała mama.
- Tu jestem.- stanął za mną i objął mnie w pasie.- Dziękuję za troskę.
Jednak widzą minę mojego taty uniósł ręce do góry, pokazując, że nic nie robi.
- Nie liczcie na wspólny pokój w naszym domu.- mruknął Rosjanin, po czym przytulił mocno.- Dobrze, że nic ci nie jest Księżniczko.
Nie uszło mojej uwagi, że zaakcentował ostatnie słowo. Westchnęłam ciężko.
- Tato, nie musisz być zazdrosny o Jacka. Zawsze będę twoją małą księżniczką.- pocałowałam go w policzek.- Nigdy się od ciebie nie odsunę.
- Ja bym ci nawet na to nie pozwolił.- prychnął.- Już nigdy was nie zostawię.
Nie rozumiem jak mogli uważać go za poważnego. Na służbie to tak, ale w domu zawsze zachowywał się jak nastolatek, albo gorzej. Mama zawsze się śmiała, że musi się zajmować trójką, a nie dwójką dzieci. Najlepsze było, jak dorwaliśmy się do bajek...

RETROSPEKCJA.

Właśnie z bratem i tatą oglądaliśmy kolejny odcinek super cyfr. Uwielbiamy to oglądać.
- Obiad!- z kuchni dobiegł krzyk mamy.
- Za chwilę!- odkrzyknęłam z Felixem.
- Dymitr! Zajmij się maluchami.
- Ehem...- mruknął, wpatrzony w ekran, a my zachichotaliśmy.
Nie wiem ile minęło, ale zdążyli uruchomić łamiłbebka, kiedy przed nami pojawiła się mama.
- Czemu mnie to nie dziwi?- westchnęła.
- Zaraz się skończy. O patrz. Teraz sześć będzie strzelać laserami.- powiedział z uśmiechem tato.- Oj, no już nie przewracaj tak oczami, tylko chodź na kolanka.
Nie musiał długo jej zachęcać, choć trochę się opierała. Wstaliśmy i usiedliśmy jeszcze na kolanach taty, po obu stronach mamy, a on nas objął. Tak przytuleni oglądaliśmy bajkę.

Koniec Retrospekcji.

Pamiętam, że gdy na dół zbiegła ciocia Lili i mimo złego humoru z rana (wiek buntowniczki), uśmiechnęła się i zrobiła nam zdjęcie.
- Dobra rodzinko.- od tyłu przytuliła nas mama.- Czas do domu. Naszego domu.
Więcej nie mówiąc, odwróciła się i odeszła kręcąc tyłkiem. Tato szybko ją dogonił, po czym klepnął jej tyłek. Mama podskoczyła, gromiąc strażnika wzrokiem, a następnie oboje się pocałowali. Pokręciłam rozbawiona głową, ale byłam szczęśliwa, że mam taką niezwykłą i zawsze kochającą się rodzinkę, mimo upływu lat. Ich uczucia wciąż są tak samo mocne, a może i mocniejsze, niż gdy brali ślub. Jack objął mnie od tyłu w i złożył pocałunek na mojej szyi. Uśmiechnęłam się do niego, po czym splotłam nasze dłonie i pociągnęłam do SUV-a.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 59

ANASTAZJA

Obudził mnie delikatny dotyk na plecach. Zamruczałam z przyjemności, gdy przeszedł mnie dreszcz. Przeciągnęłam się, po czym otworzyłam oczy, wtulając się w tors ukochanego.
- Dzień dobry księżniczko.- odezwał się z seksowną, poranną chrypką.- Jak się spało?
- Cudownie.- westchnęłam rozmarzona, rysując bliżej nie określone kształty na jego klatce piersiowej.
- A wczorajsza noc...?- spytał niepewnie.
- To było...- uniosłam oczy w górę, szukając słów.- Niesamowite. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Dziękuję. To był mój najlepszy wybór w życiu. Dziękuję, że ze mną jesteś.
Uniosłam się i pocałowałam go delikatnie w usta.
- Zawsze będę księżniczko, jeśli tylko pozwolisz.- Jack patrzył mi prosto w oczy z miłością.
- Oczywiście.- przytuliłam się do niego.- To były najlepsze urodziny w moim życiu. Teraz mam wszystko, czego mi potrzeba. Brata, na którego mogę zawsze liczyć, rodziców którzy zawsze mi doradzą, ze swoją wiedzą i doświadczeniem, oraz ciebie. Mojego księcia w lśniącej zbroi na jednorożcu.
Poczułam drżenie pod swoją głową, a z ust blondyna wydobył się krótki chichot.
- Dla ciebie mogę być kimkolwiek chcesz, księżniczko. Bylebyś zawsze była szczęśliwa.
- Bądź ze mną, a będę.
Przez chwilę leżeliśmy w ciszy napawając swoją obecnością. Teraz wiem, co znaczy rozumieć się bez słów. Nie musieliśmy nic mówić, tylko czuć tą drugą osobę obok siebie. Jeśli tak umiecie, znaczy się, że to jest prawdziwa miłość. Nagle zaburczało mi w brzuchu, na co oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Chętnie bym poleżał z tobą księżniczko, ale ten potworek w tobie może nie być zadowolony.- zaczął się podnosić.- Ty tu poczekaj, a ja zaraz przyniosę ci coś do uciszenia tego Burka.
Zachichotałam na jego słowa, po czym cmoknęłam go w usta i pozwoliłam iść. Leżałam chwilę, ale znudziło mi się to. Uznałam, że czekając pójdę się umyć. Odkryłam się i powoli zrzuciłam nogi po za łóżko. Kiedy stanęłam na miękkim dywanie, poczułam lekki dyskomfort w dolnych partiach ciała. Jednak zanim znalazłam się przy drzwiach, zdążyłam to rozchodzić. Wtedy zauważyłam, że aby dojść do łazienki, muszę minąć salon połączony z kuchnią. A Jack powiedział, żebym zaczekała. Trudno. Każdemu może się zachcieć do toalety. Po cichu wyszłam z sypialni i starałam się bezszelestnie pokonać pokój dzienny. Ukochany stał tyłem do mnie, robiąc coś na kuchence goły, jak go Pan Bóg stworzył. Moja, spaczona wczorajszą nocą, wyobraźnia zaczęła podsuwać mi wizje, które przypadły do gustu mojemu zdemoralizowamemu umysłowi. Jedna, pełna namiętności noc, a takie zboczenie na umyśle. Co ten mężczyzna ze mną robi. Kiedy dotknęłam klamki od mojego celu, odegnałam od siebie świntusze myśli, potrząsając głową. Nagle poczułam na biodrach dłonie i usta na szyi.
- Nie kuś, bo mam ochotę wziąć cię, chodźmy na blacie w kuchni.- mruknął mi do ucha, badając dłońmi mój brzuch i piersi.
- Nie obiecuj, bo jeszcze uwierzę.- przymknęłam oczy, oddając się jego dotykowy.- Boże, co ty ze mną robisz?
- Mów mi Jack.- zaśmiał się w moją szyję, po czym odwrócił mnie przodem do siebie.- A gdzie to się pani wybierała?
- Do łazienki, wykąpać się.- zaczęłam szybciej oddychać, pod wpływem jego wzroku, pełnego pożądania.
- A myślałem, że poczekasz na swojego chłopaka.- udał smutnego, aby po chwili dodać seksownym głosem.- Byśmy wzięli pierwszą wspólną kąpiel.
- Jeśli naprawdę zrobisz coś z naszymi problemami,- dotknęłam jego twardą męskość, na co gwałtownie wciągnął powietrze.- zastanowię się.
Minęłam go i kręcąc biodrami podeszłam do części kuchennej. Następnie wzięłam z koszyka jabłko i się w nie wgryzłam.
- Chrzanić to.- mruknął blondyn, odwracając się do mnie.
Szybko znalazł się przy mnie, wyłączył kuchenkę, po czym złapał mnie w biodrach i pocałował. Moje jabłko potoczyło się po podłodze, gdy wplątałam palce w jego włosy. Położył mnie na stoliku na kawę, a po chwili we mnie wszedł.
- Teraz to masz dopiero fryzurę po sexie.- zaśmiałam się, kiedy siedzieliśmy przy śniadaniu.
 W końcu skończył robić naleśniki, k
- To jeszcze nie koniec.- ostrzegł.- Obiecałaś mi wspólną kąpiel.
- Robiłeś to kiedyś w wodzie.- przymrużyłam oczy z uśmiechem.
- Nie, ale chętnie przeżyłbym z tobą ten pierwszy raz. I w wielu innych miejscach.
Powiedział to tak seksownie, że aż zrobiło mi się mokro. Nie wytrzymałam jego wzroku, więc wróciłam do jedzenia. Po jedzeniu i wspólnym kąpaniu zaczęliśmy zbierać się do szkoły. Zeklos nawet wziął tu moje ubrania, które były jego ulubione. Krótkie, jeansowe szorty i jasno zieloną bluzkę na ramiączkach. Z trudem się ubraliśmy, nie mogąc oderwać się od swoich ust. Nigdy nie sądziłam, że podczas mojego pierwszego razu, będą aż trzy razy. Szaleństwo. Jack kierował samochodem, a ja nie mogłam wysiedzieć w miejscu z ekscytacji i radości.
- Co tak się wiercisz?- spytał mój ukochany z uśmiechem.
- A tak jakoś.- mi samej uśmiech nie schodził z ust.
Chłopak zmienił bieg, po czym z powrotem położył dłoń na moim udzie. Zaczęłam patrzeć przez okno, podziwiając ciemny las. W mroku, wśród drzew zobaczyłam jakiś ruch. Pewnie to sarna. Tutaj jest ich trochę. Kiedyś z bratem zakradliśmy się w ludzki dzień w głąb leśnej puszczy i ukryci wśród krzewów, podglądaliśmy taką małą rodzinkę, pasącą się na świeżej trawce. Najlepsze było, gdy mały jelonek zaczął zjadać liście z naszej kryjówki i podwinęła kapelusz Felixa. Ganiali się po całej łące. O dziwo zwierzaki nie uciekały przed nami, a nawet dały się nam dosiąść. Jednak największy szok i zastanowienie daje mi fakt, że pobiegły z nami pod sam dom. Później oczywiście rodzice zabrali nam tablety, ale warto było. Teraz zaczynam myśleć, czy Luna nie miała z tym nic wspólnego. Nagle moją uwagę zwrócił ruch w bocznym lusterku. Gdy się przejrzałam samochodowi za nami, zbladłam, cała się spinając.
- Co się dzieje, księżniczko?- spytał zmartwiony moroj.
- Jedź najszybciej jak możesz i nie zatrzymuj się nawet. Zaufaj mi.- dodałam, widząc jego pytające spojrzenie.
Od razu zmienił bieg i docisnął gaz do oporu. Co chwilę spoglądałam w lusterko. Niestety nie gubiliśmy furgonetki, a nawet się zbliżały.
- Cholera. Nie da się szybciej?
- To auto ma wyglądać, a nie się ścigać.- zauważył.
Mówiłam już? Cholera! Muszę coś wymyślić. 
- Powiesz co się dzieje?- spytał Zeklos.
- Czym mniej wiesz, tym bardziej skupiasz się na drodze.- patrzyłam to na drogę, to na pościg, aż coś zauważyłam.- Na mój sygnał skręca gwałtownie w prawo. Teraz!
Okręcił szybko kierownicę i wjechaliśmy w leśną drogę, że aż nas rzuciło na prawo. Tamten samochód pojechał prosto. Odetchnęłam głęboko, uspakajając się. Ale wiedziałam, że nie ma tak łatwo i zaraz nas znajdą. Strzygi nigdy się nie poddają.

niedziela, 23 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 58

DYMITR

Nie mogłem patrzeć jak Jack przytulał moją księżniczkę, ale nie miałem zamiaru spuszczać ich z oczu. Bolało mnie, że już nie jestem najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Kiedyś nie myślałem o sobie jak o ojcu. Bałem się tej odpowiedzialności, nawet gdy Roza powiedziała mi, że jest w ciąży. Ale teraz nie wyobrażam sobie życia bez naszej małej rodzinki. Te lata rozłąki były katorgą. Myślałem tylko czy o mnie myślą i za mną tęsknią. Nie oczekiwałem tego. Bliźniaki to jeszcze, ale Diana nawet mnie nie znała. Jednak gdy tylko Roza powiedziała mi, że będziemy mieli kolejne dziecko, już je pokochałem. Cholerne strzygi. Zacisnąłem mocniej pięści, widząc Zeklosa przyssanego do szyi mojej córeczki.
- Uspokój się Towarzyszu.- poczułem na ramionach delikatne dłonie.
Pod dotykiem ukochanej od razu wszystkie moje mieście nie rozluźniły. Odwróciłem się do niej, kładąc dłonie na jej biodrach, po czym wtuliłem się w szyję żony, wdychając cudowny zapach perfum. Roza odwzajemniła uścisk.
- Wiem, że ci ciężko, ale musisz dać jej żyć, tak jak ona chce.- pocieszała mnie, głaszcząc moje włosy.- Wie co jest dla niej dobre.
- Nie wiem, czy dobrze robi ufając mu.- westchnąłem.
- Na pierwszy rzut oka widać, że oboje mocno się kochają. Anastazja nie jest głupia. W końcu to twoja córka.
Uśmiechnąłem się na jej słowa.
- Po prostu nie chcę, żeby cierpiała. Świat i ludzie są okropni.- posmutniałem.
- Nie zapomnijcie gumek!- usłyszałem krzyk Felixa.
Odwróciliśmy się w jego stronę, a następnie osób do których kierował swoje słowa. Spiąłem się, na widok ciemnowłosą dampirzycę w fioletowej sukience, niesionej przez blondyna w jasno fioletowym garniturze.
- Spierdalaj.- fuknęła moja mała księżniczka, pokazując mu środkowy palec, zanim nie zamknęło się za nimi drzwi.
Ma charakterek po mamie. Już chciałem tam iść, gdy poczułem ucisk na ramieniu.
- Dymitr...- zaczęła zaniepokojona Roza.
- No co! Mam pozwolić im się tam pieprzyć!- warknąłem.
- Opanuj się.- fuknęła.- Mówisz o swojej córce.
- Właśnie. I nie pozwolę jej mu skrzywdzić.- chciałem jej się wyrwać, ale uczepiła się mnie kurczowo.
Uparta kobieta. Ale przecież za to ją kocham.
- Idziemy!- zaczęła mnie ciągnąć w przeciwnym kierunku.
- Gdzie?- spytałem zdziwiony, jednak posłusznie dorównywałem jej kroku.
- Na dwór. Nie będziemy się kłócić przy ludziach.
- A podobno nie lubisz się kłócić.- mruknąłem, gdy drzwi na zewnątrz się za nami zamknęły.
Dolewałem oliwy do ognia, ale widok tej dwójki naprawdę mnie wkurzył. Oj czeka mnie długa pogawędka z tym blondaskiem. Nagle Rose zatrzymała się gwałtownie.
- Pamiętasz?- odwróciła się do mnie ze zdziwieniem i miłością w oczach.
Od razu zmiękłem. Położyłem dłoń na jej policzku, a ona wtuliła się w niego.
- Oczywiście. Nie da się zapomnieć niczego, co jest z tobą związane.
- Wiesz, że nic byś nie zdziałał.- zaczęła ostrożnie.- Tylko byście się pokłócili i zepsuł byś jej najlepszy, mam nadzieje, dzień życia.
- Wiem.- westchnąłem, siadając na jakiejś skrzynce.- Ale ich widok mnie mierzi. Nie chcę, żeby cierpiała.
- Przed złem całego świata jej nie uchronisz. Uwierz mi, próbowałam.- usiadła obok mnie i położyła swoją dłoń na mojej.- Powiedz mi, co ci tak nie pasuje w Jack'u?
- Wszystko.- podniosłem głos.
- Co on ci takiego zrobił?- doczekała.
- On jeszcze nic. Jego ojciec...
- Twój ojciec.- porównała.
- To nie to samo.- westchnąłem zrezygnowany.- Ja swojego nienawidziłem i wychowywała mnie mama z babcią. 
- A skąd wiesz jakie relacje są między nim, a jego ojcem? Nie możesz go oceniać nic o nim nie wiedząc.- zauważyła.- Spójrz na to z tej strony. Każdy kto cię zna, wie jaki jesteś najlepszym strażnikiem i ogólnie bohaterem narodowym. Ale załóżmy, że jest osoba, która kompletnie nic o tobie nie wie, ale za to ma okropne doświadczenie z Randallem. I pierwsze wasze spotkanie, to jak ktoś przedstawia cię jako syn jego wroga. Znienawidzi cię, choć kompletnie cię nie zna. Bo nie wie jaki jesteś naprawdę. Nie oceniaj go po tym, kim są jego krewni, a po tym, kim on jest. Nastka jest rozsądną i od tak by nie poszła z nim do łóżka. A zwłaszcza z nim. Od zawsze toczyli wojnę. Musiało się stać coś bardzo ważnego, skoro mu zaufała i oddala swoje serce. Teraz liczy, że my zaufamy jej.
Po całym jej monologu zapadła cisza. Brałem jej każde słowo do serca, analizując ich znaczenie. I do czego doszedłem? Mam bardzo mądrą żonę.
- Nie masz racji.- powiedziałem z lekkim uśmiechem, co zbiło ją z tropu.- Nasza księżniczka jest mądra, bo to twoja córka.
Uśmiechnęła się, łapiąc moją dłoń.
- Nasza córka.- poprawiła mnie.- Czy jeszcze kiedyś usłyszę jej imię z twoich ust? Ostatni raz było równo osiemnaście lat temu.
- To będzie za dwa dni, przez które byłaś nieprzytomna.- skrzywiłem się na złe wspomnienia.
Roza skierowała moją twarz na siebie i lekko musnęła moje wargi.
- Jestem tu Towarzyszu. I zawsze będę.- zapewniła z siłą, a ja jak nigdy w to wierzyłem.
Przez to co przeżyliśmy, jestem pewny, że nic nas nie zniszczy. A jeśli zginiemy, to razem. Los będzie tak chciał.
- A teraz powiedz, co jeszcze cię meczy w związku z Anastazją?
Cholera! Ta kobieta umie mnie przejrzeć na wskroś. Gdybym jej tak nie kochał, byłbym się.
- Tracę ją.- wydusiłem w końcu z siebie, to co tak bardzo mi ciążyło na sercu.- Dopiero co ją odzyskałem, a już ktoś mi ją zabiera. Nie będę jej już potrzebny. Założy rodzinę i zapomni o nas.
- Och Skarbie.- przytuliłam mnie mocno do siebie.- Przecież jesteśmy jej rodzicami. Nigdy o nas nie zapomni. Czy ty kiedykolwiek zapomniałeś o mamie? Co roku do niej dzwoniłeś w urodziny i imieniny, widzieliśmy się na świętach. Wciąż jest dla ciebie tą samą, ważną osobą, co te czterdzieści lat temu. Nic się nie zmieniło. Po za tym zostały jej jeszcze dwa miesiące nauki, egzamin, a później służba. Masz czas. A ona kocha cię całą sobą i nigdy by się od ciebie nie odsunęła z własnej woli. Jesteś jej autorytetem.
- Dziękuję Roza.- wyszeptałem jej po rosyjsku do ucha, tuląc ją mocno do siebie.- Jesteś najlepsza.
- Nie ma za co, kochanie. A teraz chodź, bi trzeba tą imprezę ogarnąć. Połowa pewnie już leży pod stołami.-zaśmiała się, a ja uznałem to po raz kolejny za najpiękniejszy dźwięk świata.
Wstała łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w kierunku drzwi. Minęło tyle lat, a ona wciąż ma w sobie tą dziecięcą radość i zdolność cieszenia się światem.
- No dobra.- przewróciłem oczami.- Ale później będziesz tylko moja.
Klepnąłem Rozę w tyłek, na co aż podskoczyła. Odwróciła się i już chciała na mnie nakrzyczeć, gdy przyciągnąłem ją i zamknąłem usta namiętnym pocałunkiem. Musiałem ją trzymać, żeby nie upadła, na co uśmiechnąłem się w jej wargi. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy już zabrakło nam powietrza. Oboje szybko oddychaliśmy.
- Nie mogę się doczekać Tygrysie.- szepnęła mi zmysłowo do ucha, przygryzając jego płatek.
Zamruczałem, czując rozchodzące się po moim ciele ciepło. Tylko ona umie mnie tak szybko podniecić.

sobota, 22 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 57

Przed nami nie było korytarzu, lecz od razu hol do apartamentu. Światła były pogaszone, a okna zasłonięte bordowym materiałem, dzięki czemu całe wnętrze było schowane w romantycznej ciemności. Jedynymi źródłami światła były świeczki porozstawiane dosłownie wszędzie. To było cudowne.
- Jack...- spojrzałam na niego, nie wiedząc co powiedzieć.
Ale jak on wyglądał w ciepłym blasku płomieni. Światło nie oświetlało całej jego twarzy, co podkreślało jej wysunięte elementy. Wyglądał jak grecki bóg, z tak męskim rysami, podkreślonymi grą światła. Za to cześć schowana w cieniu dodawała mu tajemniczości. Wyglądał tak władczo i silnie, co jeszcze mocniej działało na moje pożądanie.
- Mam nadzieję, że ci się podoba.- uśmiechnął się.
- Bardzo. To jest takie... niezwykłe. Nie wiem co powiedzieć.- czułam w oczach łzy wzruszenia.
- Nic nie mów, księżniczko. Po prostu bądź.- spojrzał na mnie czule.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, jeszcze bardziej się rozpłynęłam. Pożądanie i miłość same w sobie sprawiły, że jego oczy są ciemne, ale przy świecach wyglądały jak ciemna czekolada, widziana przez bursztyn. Czułam, że wzrok blondyna mnie pali. Dopiero po chwili spostrzegłam się, że jesteśmy już w sypialni. Ukochany położył mnie delikatnie na łóżku, nie odrywając ode mnie oczu. Przybliżył się i lekko musnął moje wargi. Nie pospieszałam go, bo wiedziałam, że ma jakiś plan.
- Kocham Cię księżniczko.- szepnął mi w usta.- Jesteś całym moim światem.
Oddałam się jego pocałunkom, pełnym delikatności i miłości. W tym czasie jego ręką zaczęła wspinać się po mojej nodze. Oddawałam każde spotkanie naszych ust, które z czasem stawały się coraz głębsze. Zrzuciłam mu z ramion marynarkę i ściągnęłam muchę. Dłoń Zeklosa ciągle głaskała moje udo, przez co wszystko we mnie się rozpalało. Jak ogień w ognisku pożera kolejne konary drzew, tak moje ciało płonęło żarem pragnienia. Nie wytrzymywałam dłużej tej zabawy, wiec złapałam go za białą koszulę i pociągnęłam, zmniejszając odległość między naszymi ciałami do minimalnej, po czym wpiłam mu się w gorące wargi. Smakowałam ich z rozkoszą. Już dłużej nie czekając, chłopak położył się na mnie, prosząc językiem o dostęp. Postanowiłam się z nim podroczyć i nie dałam. Jednak gdy poczułam jego dłoń na moim pośladku, wiedziałam, że jestem na straconej pozycji. Ścisnął ją, a mi nie udało się powstrzymać jęku. Szybko wślizgnął się mi do ust i zaczęliśmy walkę o dominację, którą przegrałam. Dłonie moroja były wszędzie, na całym moim ciele, patrząc każdy kawałek skóry. Jęczałam, kiedy penetrował wnętrze moich ust. Sama nie umiałam zapanować nad dłońmi. Najpierw trochę pociągały go za włosy, później pozbyły się jego koszuli, ale nie jestem pewna, w jaki sposób i czy będzie jeszcze zdatna do użytku.Ac teraz badały każdy najmniejszy mięsień jego ramion i brzucha. Czułam jak drżał pod moim dotykiem. Jack pocałunki zszedł na moją szyję, szukając zamka od sukienki.
- O-ona... nie ma...- jęczałam.- Od gó-ry.
Zrozumiał i zaczął dłońmi powoli z chodzić niżej. Całe moje wnętrze szalało i paliło żywym ogniem. To była najprzyjemniejsza męka w moim życiu. Co nie zmieniało faktu, że męka i chciałam go poczuć w sobie. Teraz. Już. Natychmiast. Jednak ukochany dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie ma tak łatwo. Oboje oddychaliśmy szybko i gwałtownie, a dłońmi czułam, że jego serce odbija się od żeber w takim samym rytmie, co moje. Gdy w końcu znalazł brzeg kreacji na mnie, dłonie blondyna znalazły się pod nią. Wspinał się powoli w górę, podwijają materiał, aż nie natknął się na początek mojego kompletu. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i szokiem, po czym szybciej przesunął się wyżej, sprawdzając czy na prawdę mam na sobie to, co mam. Gdy się upewnił w swoim przekonaniu, już bez żadnej zwłoki pozbył się mojej sukienki i rzucił ją gdzieś tam w kąt. Skorzystałam z okazji i opadłam na materac, próbując uspokoić chociaż oddech. Gdy po chwili nie poczułam na nowo pocałunków ukochanego, spojrzałam na niego, a oddech znowu mi przyspieszył. On po prostu pożerał mnie swoim wygłodniałym wzrokiem. Z kuszącym uśmiechem dotknęłam jego ramienia, co obudziło go z trans. Spojrzał mi w oczy i się rzucił na mnie. Przyssał się do mojej szyi, na nowo mnie rozpalając w ciągu sekundy. Nasze ręce szalały bez opamiętania, a jęki mieszały się. Wiłam się pod nim, gdy pocałunki zszedł na mój dekolt, a następnie ściągnął górną część bielizny i przyssał się do moich piersi. Wierzgałam nogami, unosiłam biodra i drapałam mu plecy paznokciami. To było niezwykłe i ekscytujące. Jemu też się śpieszyło, bo bardzo szybko leżałam przed nim całkowicie naga, a nasze usta spotkały się, rozpoczynając erotyczny taniec. Wtedy przypomniałam sobie, że on ma za dużo ubrań na sobie i sięgnęłam do jego spodni i z pomocą ukochanego, pozbyliśmy się ich, razem z bokserkami. Jęknęłam z zaskoczenia i rozkoszy, gdy poczułam palec Zeklosa w sobie.
- Jesteś już taka mokra i ciasna, że nie zostało mi nic innego, tylko w ciebie wejść.- mruknął mi do ucha.
- To to zrób.- gdy zaczął się podnosić, złapałam go i przyciągnęłam do siebie.- Teraz.
- A gumka?
- Spokojnie.- uśmiechnęłam się figlarnie.- Biorę tabletki. Chciałam, aby to było idealnie. Więc do dzieła tygrysie.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze i zacisnęłam pięści na pościeli, gdy poruszył swoim palcem we mnie.
- Taka mokra. Cała dla mnie.- mruknął, wyciągając go.
- Tylko dla ciebie.
Usadowił się wygodnie przy moim wejściu.
- Jesteś pewna?- spojrzał na mnie z troską.
- Jak niczego innego.
Zamknęłam oczy czekając, ale zanim to się stało, poczułam usta moroja na moich. Oddałam się pocałunkom bez reszty i poczułam, jak ostrożnie we mnie wchodzi. Jęknęłam gardłowo. Gdy był pewny, że wszystko jest dobrze, zaczął się ostrożnie poruszać. To było bardzo dziwne i przyjemne uczucie. Jakbyśmy się dopełniali. Wszystko w naturze już miało być w porządku. Nasze ciała odnalazły wspólny rytm i zatopiły się w łączności dusz. Oboje się dopełnialiśmy, spełniając na wzajem swoje potrzeby, bez zbędnych słów. Instynktownie wiedziałam co robić. To było takie naturalne, odpowiednie. Nie chciałam, żeby to się kończyło. Byliśmy tylko my i nasza przyjemność. Po męczącym tańcu, wreszcie doszłam na szczyt, przeżywając największy orgazm, jaki miałam, a był to zaledwie piąty w moim i naszym wspólnym życiu. Po chwili on również doszedł, zalewając mnie swoim ciepłem. Chwilę leżeliśmy w tej pozycji, po czym mój ukochany ostrożnie ze mnie wyszedł i położył się obok, przyciągając mnie mocno do siebie, jakbym zaraz miała mu uciec. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, napawając się cudownym zapachem jego wody kolońskiej i potu. Nie wierzę. Zrobiliśmy to. W końcu jestem prawdziwą kobietą. Z tą myślą i uśmiechem na ustach zasnęłam.

piątek, 21 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 56

Bal, jak każdy normalny, rozpoczął taniec mój i Felixa z naszymi partnerami. Później wymienili ich nasi rodzice.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem Księżniczko.- powiedział tato, patrząc mi prosto w oczy.
- Wiem, uwierz mi. Codziennie przesiadywałam godziny prze oknie, czekając aż wrócisz. Przecież obiecałeś.- uśmiechnęłam się do niego.
- Jestem z ciebie bardzo dumny. Tyle przeszłaś, a wciąż tryskasz energią i radością. Dokładnie jak mama. I jeszcze wynik zajęć polowych...- rozmarzył się.
- Jutro dopiero będą ogłoszone.- zauważyłam.- Ale to dzięki wam.
- A co ja mogłem.- posmutniał.
Wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.
- Chęć odnalezienia cię oraz sama myśl, że jest twoją córką i powinnam cię godnie reprezentować, dodawała mi sił w chwilach zwątpienia. Więc bardzo dużo.
- Dziękuję kochanie.- zatrzymał się i mocno mnie uściskał.- Tak dużo straciłem, tyle najpiękniejszych lat twojego dzieciństwa. Chciałbym móc cofnąć czas i przeżyć to od nowa z tobą.
- Teraz będzie lepiej. Obiecuję.- zapewniłam.
Po tej krótkiej przerwie wróciliśmy do tańca.
- Cieszę się, że zaakceptowałeś Jack'a.
- Nic takiego nie powiedziałem.- spiął się.
- Nie musiałeś.- uśmiechnęłam się pewnie.- Nie oceniaj go zbyt surowo. On nie jest jak Jessy. Po prostu trochę się zgubił. Zaufał komuś, kto go zdradził. Wtedy stracił zaufanie do wszystkich. Ale teraz jest inny niż pamięta go mama.
Spojrzał na mnie uśmiechając się szeroko z czułością i odrobiną rozbawienia.
- Bardzo mi ją przypominasz, gdy była w twoim wieku.- wyznał.
- Jaka była. Bo o tobie to mogłaby mówić bez końca, ale o sobie szczędziła słów.
- Była bardzo otwarta na ludzi i choć nosiła miano pyskatej, starała się zobaczyć w każdym dobro. Miała wspaniały kontakt z każdym, nawet ja się przed nią umiałem otworzyć. Chciała naprawić cały świat i wierzyła we wszystkie swoje idee. Nie znała życia tak dobrze, by zrozumieć, że jest o wiele bardziej brutalne niż myśli. Ale nawet jak zrozumiała, co znaczy stracić kogoś ważnego, udało jej się pozbierać. I to nie raz. Ba bardzo uparta i nigdy się nie poddawała. Od razu zauroczyła mnie swoim oddaniem za tych, których kocha. Tak samo jak ty walczysz o Jack'a. Co do niego, to jeszcze się zobaczy.- puścił mi oczko, na co zachichotałam.
Gdy muzyka uciekła, zeszliśmy z parkietu, oddając go innym. Znalazłam Jack'a, rozmawiającego ze znajomymi.
- No w końcu moja księżniczka wróciła.- objął mnie i pocałował w policzek.
- Wiesz chłopcze.- zaczął mój tato, udając zamyślenie.- Przypomniała mi się uroczystość koronacji królowej. Od mojego teścia dostałem propozycję polowania, które odbyło się jakieś dwa tygodnie później. Na szczęście ja mam mniej napięty grafik.
Poklepał go po plecach i poszedł do mamy. Ukochany spojrzał na mnie niepewnie, a chłopcy za nami wydali z siebie przeciągłe "uuuu..." między oklaskami i gwizdami.
- No to czeka cię pogadanka z przyszłym teściem.- któryś z jego kolegów zaczął klepać go po plecach.
- Dla takiego skarbu warto.- przyciągnął moją osobę i złączył nasze usta.
Pocałował mnie tak namiętnie, że aż zmiękły mi kolana. Po tych wszystkich formalnościach poszłam się przebrać w coś wygodniejszego. Była to również fioletowa sukienka z różnymi cekinami i ogólnie dość błyszcząca. Ale tak bez przesady. Chwilę potańczyłam, głównie z Zeklosem, ale i dziewczyny czasem mnie mu wyrwały. A gdy się zmęczyłam stanęliśmy koło fontanny z czekoladą i zaczęliśmy rozmawiać, popijając przed chwilą podanego szampana. Co jakiś czas chłopak wpychał mi do ust truskawki w czekoladzie. Nagle zaczął się śmiać.
- Co jest? Mam coś na twarzy?- spytałam lekko zdezorientowana.
- Masz całe czekoladowe usta.- zaśmiała się Oliwia.
Już chciałam je wytrzeć, gdy moroj złapał moje dłonie po czym wpił mi się w wargi. Starannie zlizywał słodki przysmak, ściskając mnie mocno w talii. Gdy się odsunęliśmy, oddychaliśmy szybko. Cmokną mnie jeszcze przelotne, z szerokim uśmiechem. Również nie umiałam powstrzymać uśmiechu. Ale nawet nie chciałam. Chwyciłam następny kieliszek szampana.
- Nie tak prędko skarbie.- blondyn zabrał mi go.- Już ci wystarczy.
- Przecież nawet nie kręci mi się w głowie.- zaprotestowałam.
- Ale chcę, żebyś była w pełni świadoma wieczorem.- mruknął, całując moją szyję.
- No... skoro... nalegasz.- odchyliłam głowę, dając mu lepszy dostęp.- Myślisz, że ktoś zauważy jak wyjdziemy?
Zaśmiał mi się w szyję.
- Oprócz twojego taty, który obserwuje nas od pół godziny, to raczej nie.- pokierował szlak swoich pocałunków wyżej i przyssał się do mojego ucha.
Dobrze, że trzymał mnie mocno w swoich ramionach, bo przysięgam, że kolana się pode mną ugięły. Jęknęłam z przyjemności, łapiąc go za głowę i przyciskając ją bliżej, spragniona jego ciała.
- Błagam, zabierz mnie stąd, bo nie wytrzymam.
- Wedle życzenia,- odsunął się i wziął mnie na ręce, jak pannę młodą.-Księżniczko.
Wtuliłam się mocno w niego, zarzucając mu ręce na kark, po czym zajęłam się jego szyją. Warknął gardłowo z przyjemności, kiedy kierowaliśmy się do drzwi.
- Nie zapomnijcie gumek!- wydarł się mój "kochany" braciszek.
- Spierdalaj.- fuknęłam, pokazując mu środkowy palec, zanim nie zamknęło się za nami wejście.
Na nowo zajęłam się sprawianiem przyjemności ukochanemu
- Spokojnie mała.- wycharczał, na co się uśmiechnęłam dumnie.- Cierpliwości.
- Ciekawe, czy będziesz tak cierpliwy, gdy zobaczysz, co mam pod tą sukieneczką.
Chłopak spojrzał na mnie z lekka dezorientacją i błyskiem pożądania. Uśmiechnęłam się niewinnie, jakby nigdy nic rysując mu na klatce piersiowej ślaczki. Usłyszałam jak połyka nadmiar śliny i przyspiesza, co wywołało u mnie rozbawienie i triumf. Zobaczyłam, że idziemy do jakiejś windy.
- Postawisz mnie w końcu?- spytałam, gdy już jechaliśmy na górę.- Na pewno nie jestem taka lekka.
- Jak piórko.- uśmiechnął się do mnie szeroko.- Po za tym, sama mówiłaś, że muszę ćwiczyć formę.
Westchnęłam i więcej się nie kłóciłam. I tak to by nie miało sensu. W końcu metalowe drzwi się rozsunęły, a ja oniemiałam z wrażenia.