Strony

czwartek, 2 lutego 2017

ROZDZIAŁ 375

Po kolejnych godzinach wiercenia się w końcu zasnąłem. Obudziło mnie stukanie, a raczej walenie w drzwi. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. 4:30. Spałem z dwie godziny co się ma mnie odbije. Przetarłem oczy i rozejrzałem się dookoła, nie di końca wiedząc, gdzie jestem. I nagle wspomnienia wczorajszego dnia przygniotły mnie, odbierając mi zdolność jakiegokolwiek poruszenia się, a z oczu zaczęły mi lecieć łzy.
- Co się dzieje?- zapytała ospałym głosem Lili, lekko się podnosząc.
- Nic.- starałem się brzmieć pewnie.- Śpij spokojnie, a ja sprawdzę kto to.
Dziewczynka od razu opadła na poduszkę. Przetarłem twarz dłońmi i wstałem. Walenie nie ustawało.
- Idę, już idę.- zakomunikowałem, zakładając spodnie dresowe i pierwszą lepszą bluzkę, którą znalazłem.
Nareszcie zrobiło się cicho. Ucałowałem czoła trójki dzieci i otworzyłem drzwi. Za nimi stał Iwaszkow. Wyglądał na dość zdenerwowanego.
- Coś się stało, że dobijasz się o wpół do 5?- spytałem.
- Nie, po prostu tak se szukam w pierwsze napotkane drzwi, bo mi się nudzi.- mruknął zniecierpliwiony.
Jednak ja nie skomentowałem tego, tylko czekałem na ciąg dalszy z podniesionymi brwiami.
- Eh... królowa cię wzywa.- przeszedł do sedna sprawy.
Niepewnie obejrzałem się za siebie.
- To powiedz, że zaraz będę.- i nie czekając na odpowiedź, zamknąłem mu drzwi.
Może nie zachowałem się za bardzo kulturalnie, no ale spałem dwie godziny, a wcześniej porwali moją Różyczkę. To nie tak, że nie lubię Adriana, bo po jego ślubie zaczęliśmy się dogadywać. Przebrałem się w zwykłe, ciemne spodnie, napisałem Lili, gdzie jestem, żeby się nie martwiła, gdy się przebudzeniu, wziąłem prochowiec i oblawszy twarz kilka razy wodą, aby zmyć z siebie zmęczenie, wyszedłem. U królowej byłem pięć minut później. Co mnie zdziwiło, ona sama spała, a w komnacie, oprócz mojego dotychczasowego podopiecznego (bo na nieobecność Rozy przejdę opiekę nad Lissą, tak jak zawsze moja ukochana chciała.), byli również Sydney, Jill, Eddy, Mason i Mia.
- Nie najlepiej stary wyglądasz.- stwierdził zatroskany rudzielec.
- Dzięki.- rzuciłem sarkastycznie.- A co tu się dzieje?
- Musimy zaczekać ma resztę.
Zastanawiałem się, jaką resztę, gdy do komnaty wpadło małżeństwo Mazur, z Adrianem, zamykającym pochód. Abe od razu się na mnie rzucił.
- Jak mogłeś zostawić naszą córkę tam samą?!- wrzeszczał na mnie.- To przez ciebie. To twoja wina...
- Proszę pana o zachowanie spokoju, bo wezwę strażników.- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu Ozera.
Ojciec Rozy mruknął coś w stylu "To nie będzie konieczne" i stanął pod ścianą, mierząc mnie morderczym spojrzeniem. Nie do końca kontaktowałem podczas jego "ataku", bo nie oszukujmy się, w najlepszej formie nie jestem.  Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, co się stało. Miał rację. To moja wina. Jako mąż  zapewnić jej dostatek i bezpieczeństwo. A tym czasem jest nie wiadomo gdzie i w jakim stanie zdrowia. Może ją torturują, żeby wyciągnąć jakieś informacje. A jeśli się nie podda i ją... Nawet nie umiałem o tym myśleć.
- Wszyscy z was wiedzą w jakiej jesteśmy sytuacji. To nie wina Dymitra, bo gdyby Rose nie kazała mu ratować dzieci, zapewne zostałby tam i został pokonany tak jak ona, a z dziećmi nie wiadomo co by się stało, więc niech pan się cieszy, bo dzięki niemu zostały panu wnuki, druga córka i szansa na uratowanie pierwszej.- zmierzyć mojego szwagra ostrym spojrzeniem.powiem był
Ten się nawet nie poruszył, ale przestał zabijać mnie wzrokiem.
- I tu mamy problem. Liss jako jedyna mogła wiedzieć, co się z nią dzieje. Ale teraz za dużo nam nie powie.
- J... jak to?- zająknęła się wystraszona Jill, wtulając się mocniej w Eddiego.- czy ona...
Krew odpłynęła mi z twarzy.
- Spokojnie, żyję.- wszyscy odetchnęli z ulgą.- Obudził mnie huk. zauważyłem, że w łazience świeci się światło, i tam znalazłem ją nieprzytomną. Mam przypuszczenia, że to może mieć coś wspólnego z pocałunkiem cieni.
- Myślisz...- przeraziłem się.
- Nie.- zaprzeczył szybko Adrian.- Gdyby Rose umarła, Lissa by tylko to odczuła. Jak przy zerwaniu więzi. Robert żył po śmierci naznaczonego jego pocałunkiem cienia.
- To co to może oznaczać?- Abe zadał pytanie, które męczyło nas wszystkich.
W pokoju zapanowała cisza. Po kilku minutach ją przerwałem.
- Kiedyś Rose powiedziała mi, jak się dowiedziała, że zostałem strzygą...- zacząłem.
- Sugerujesz, że nasza córka stała się potworem?- przerwał mi wściekły Abe.
- Wszystko mogło się wydarzyć i to już nie zależy od żadnego z nas.- zauważyłem.
Mój teść chciał już coś odpowiedzieć, ale powstrzymała go Janine.
- Panie Mazur,- wtrącił się Ozera.- każdego z nas boleśnie dotknęła strata Rose, każdemu była bliska. Ale nie czas szukać winnych i wyżywać się na Dymitrze, ponieważ on najbardziej to przeżył. Widział na oczy porwanie przez strzygi swojej żony i matki jego dzieci. Teraz powinniśmy się skupić na tym, jak ją odzyskać. Możemy?- Abe nic nie odpowiedział nadąsany.- Dziękuję. Dymitr?
- Wracając. Rose mówiła, że pobiegła za osłony i spytała ducha, który wtedy ją ostrzegał przed atakiem. My też możemy się dowiedzieć w taki sposób, co jest z Rose teraz.
Wszyscy spojrzeli na Jill. Ta lekko się wystraszyła. Eddy dla otuchy złapał ją za rękę.
- Spokojnie, jestem z tobą. Nie pozwolę cię skrzywdzić.- ucałował jej dłoń.
Ile bym teraz dał, żeby Roza była ze mną. Bym mógł ją przytulić, pocałować. Ale wtedy nie musielibyśmy siedzieć tutaj i to przeżywać. Słodko byśmy spali pod kołdrą, mocno przytuleni do siebie. Cholernie się o nią boję. Bo co ja zrobię w życiu bez niej. Na niczym nie mogę się skupić, wciąż myśląc o niej.
- Jest słońce, więc lepiej jak pójdzicie teraz.- zauważył Mason.
Oboje kiwnęli głowami i wyszli. Chciałem z resztą na nich poczekać, ale sekundy ciągnęły mi się w nieskończoność. Nie wytrzymałem i wybiegłem z komnaty, ignorując zdziwione spojrzenia. Dogoniłem parę na schodach.
- Mogę iść z wami?- poprosiłem.
- Jasne.
Wyszliśmy z pałacu na pełne słońce i skierowaliśmy się do b Jill szła dzielnie, chodź oboje z Eddym wiedzieliśmy, że się męczy. W połowie drogi zdjąłem swój prochowiec i podałem dziewczynie, aby się okryła. Była drobnej postawy, więc mój płaszcz dokładnie okrył jej ciało. Posłał mi wdzięczne spojrzenie, a ja się delikatnie uśmiechnąłem. Dziesięć minut później byliśmy pod bramą. Morojka wzięła głęboki oddech i przekroczyła granicę. Przeszliśmy jak najdalej od strażników. Następny oddech i dziewczyna chyba zdjęła osłony. Nie wiem. Nagle krzyknęła, upadając na kolana. Wystraszeni przykucnęliśmy przy niej. Pamiętam jak Roza się z tym męczyła. Strasznie się wtedy o nią bałem, bo nie wiedziałem, co się dzieje.
- Odejdźcie!- krzyknęła, a z jej twarzy znikł ból, a pojawiła się ulga.- Niech zostanie ten, kto może nam pomóc.
Wstała powoli i wzięła kilka głębokich oddechów.
- Czy Rose żyje?- spytała przestrzeń przed sobą.
Nagle zbladła, co mi się nie podobała. Przecież nie zareagowała by tak, gdyby usłyszała twierdzącą odpowiedz. Gdy to do mnie dotarło, poczułem ucisk w klatce piersiowej. Ona nie żyje?! Znowu. Ale jeśli teraz umarła ostatni raz. Nie! To nie może być prawda. Zrobiło mi się duszno i czułem, że nie mogę oddychać.
- Czy ona nie żyje?- spytała księżniczka i jeszcze bardziej zbladła.
- Cz...czy zosta...została...- zaczęła się trząść.- została... strzygą.
Ostatnie słowa ledwo wyszeptała, a po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Eddy przytulił ją, a ona ukryła twarz w jego piersi, zalewając koszulkę bruneta łzami. A ja wiedziałem co to oznacza.
Moja kochana Różyczka stała się krwiożerczą bestiom.

2 komentarze:

  1. Ej, no ej! Jak możesz zamienić Rose w strzygę?! Niedość, że nasz kochany Dimka był tą bestią to jeszcze jego Roza ma być?!!😭😭😭 Daj szybko next bo nie wytrzymam! Dimka, ratuj Rozę!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co komentuje tylko dlatego że jestem wściekła. Jak mogłaś? !!!!!!! Jesteś nienormalna! Dopóki sprawa się nie wyjaśni nie skomentuje. (Przez rozwiązanie sprawy mam na myśli Rose jako dampirzyce)

    OdpowiedzUsuń