5 LAT PÓŹNIEJ
Torby stały już przy drzwiach, a nam zostało się pożegnać.
- Tylko nie puścić nam domu z dymem.- poprosiłam siostrę.- Chcemy mieć do czego wrócić.
- Dobrze Rose.- Lili przewróciła oczami.
- Roza, nie ufasz jej?- poczułam silne dłonie oplatające mnie w pasie.
- Doskonale wiem, jakie pomysły przychodzą w takim wieku. Po za tym to MOJA SIOSTRA od strony ABE'A.- podkreśliłam najważniejsze słowa.
- Hymn...- mój mąż wyraźnie się z martwił.- Może poproszę Jill, jak już tu będą...- umilkł widząc spojrzenie młodej.- Przecież żartuję. Uważajcie na siebie.- cmoknął ją w czoło.- I żadnych chłopców.
- Kochanie, ona ma piętnaście lat...
- No to idealny wiek, aby ją przed nimi chronić.- uparł się.
- To wy uważajcie na siebie.- Lili uścisnęła nas oboje.- I spokojnie, będą tu tylko moje przyjaciółki.
Moja siostra wyrosła na piękną nastolatkę. Dzięki treningom ma zgrabną, figurę, ale również dba o siebie, czemu zawdzięcza długi do pasa, brązowe włosy. Rysy jej trochę spoważniały, lecz wciąż miewa szalone pomysły. Ale jedno się nie zmieni. Jest dla nas jak córka i troszczymy się o siebie nawzajem. Nagle ze schodów zbiegła dwójka sześciolatków. Dziewczynka wskoczyła strażnikowi na plecy, a chłopiec wdrapał się na sofę koło nas.
- Co tam księżniczko?- Dymitr obrócił córeczkę przodem do siebie, a później przełożył ramiona jej pod kolanami, tak, że zwisała głową w dół i zaczął się kręcić.
- Mamusiu! Mamusiu! Zobacz.- Felix zaczął machać mi przed nosem kartką.
- Pokaż, co tam masz.- usiadłam obok niego, a on podał mi papier.- Ale piękne!
- To jesteśmy my na łyżwach, tam nad jeziorem w lesie. To ja, tutaj Nastia i ciocia Lili, a tu ty i tata. Całujecie się.- ba ostatnie słowa zaśmiał się, jakby podglądał coś zabronionego.
Co prawda nie trudno było nas zobaczyć, całujących się, bo ciągle to robimy. Mimo tylu lat, nigdy się nie kłócimy i ciągle kochamy się jak przed ślubem. Bierzemy z życia i naszej miłości jak najwięcej.
- O! A tutaj jest Ańka.
Jak na zawołanie, koło nas pojawiła się suczka i wskoczyła nam na kolana.
- Bianka!- zawołał mój ukochany.
Nasza córeczka się zaśmiała, a i sama zainteresowana za dużo sobie z tego nie zrobiła. Jednak pod moim naciskiem zeszła na podłogę
- Piękny rysunek.- uznał Rosjanin, stawiając brunetkę na podłodze.- Na pewno trafi na lodówkę.
- Tato!- zawołała Nastka.- Ja też coś narysowałam.
Szybko pobiegła na schody.
- Ona kłamie.- zaśmiał się drugi bliźniak.
- Wcale, że nie.- dobiegł nas jej słodki krzyk z góry i oczami wyobraźni widziałam, jak tupie swoją małą nóżką.
Po chwili zbiegła z dwoma kartkami. Podała nam jedną, a drugą schowała za plecami. Wolała być chwalona dwa razy, niż raz za obie prace. Dalej jest śmiała i chętnie poznaje świat oraz uwielbia być w centrum uwagi. Felix jest jej kompletnym przeciwieństwem. Nieśmiały, rozważny, skromny, ale i odważny. To on wybija jej głupie pomysły z głowy, za to ona pomaga mu zawierać przyjaźnie. Oboje są jak papużki nierozłączki i jeśli tak będzie dalej, mogę być o nich bezpieczna
Kochają się i umieją o siebie zadbać tak, że inni powinni brać z nich przykład.
- Bardzo ładne.- stwierdził mój mąż z uśmiechem.
- A ty co myślisz mamo?- dopytywała.
Wzięłam kartkę, podając rysunek synka w zamian, a Dymitr poszedł zawiesić go ja lodówce. Przed sobą zobaczyłam zbiegowisko różnych lini i kółek.
- Ciekawe.- stwierdziłam.- A powiesz mi, co to przedstawia?
- Nie wiem.- wzruszyła ramionami.- A co tu widzisz?
Przez ten czas trochę poczytałam o rysunku i stałam się dla nich, a zwłaszcza Nastki autorytetem i znawczynią sztuki. Położyłam rysunek na meblach pod ścianą i się od niego odsunęłam.
- Widzę tam gwiazdkę. Powiesz mi, o czym myślałaś, rysując to?- dociekałam.
- Tata kiedyś powinien być szeryfem. Bo już ma konia, płaszcz, kapelusz i wie wszystko o kowbojach. Ale nie jest. Jak mogę być księżniczką, skoro on nie jest królem?
- To wasza mama jest królową. Mojego serca.- spojrzał na mnie z miłością i mnie pocałował.
- Ja tiebia liubliu tovarishch.- spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
- Mam jeszcze jeden rysunek.- naszą uwagę zwróciła nasza córeczka.
- Nastka.- oburzył się Felix.- Nie widzisz, że tato ukochowuje mamę? Wtedy im nie ładnie przeszkadzać.
A to nie wiem skąd wymyślił. Ale zawsze tak jest.
- No pokaż ten drugi.- strażnik ukląkł przy brunetce, a ta podała mu ostatni rysunek.- Hymn... a ja go skądś kojarzę. A ty skarbie?- zwrócił się do mnie.
- No wygląda znajomo.- starałam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.- Nasze kochanie ma niezwykły talent.- na moje słowa brunetka się uśmiechnęła, jednak to się zmieniło, gdy dokończyłam zdanie.- Do kradzieży.
Patrzyłam na identyczny rysunek, jaki dałam mężowi na naszą pierwszą rocznicę ślubu. Bo to był dokładnie ten sam rysunek.
- Wcale, że nie ukradłam tego.- oburzyła się dziewczynka.- Z tyłu jest mój pierwszy rysunek. Mama tak mówiła.
- To prawda.- przyznał Bielikow.- Ale jednak zostanie w naszym pokoju. Tam ma swoje honorowe miejsce. Lili?
- Dobrze.- moja siostra wzięła go i pobiegła na górę.
- A teraz dajcie nam buzi, bo tatuś i mamusia muszą już jechać.- pochyliłam się do nich.
- Ale wrócicie?- spytał nasz synek ze smutną minką.
- Oczywiście.- pogłaskałam jego pulchne policzki, a on wpadł mi w ramiona.
- Na pewno wrócisz?- dopytywała mała.- Nie zostawisz nas?
- Wrócę. Obiecuję. Gdzie mógłbym zostawić taką wspaniałą księżniczkę.- pocałował ją w policzek.
Po długich pożegnaniach w końcu wyjechaliśmy na misję. Mieliśmy o ustalonej godzinie wejść do magazynu. Jako najlepsi będziemy tylko we dwójkę, bo jak uznał Hans, więcej nas tam nie potrzeba. Przez cały czas myślałam jak powiedzieć mężowi o moim dzisiejszy odkryciu. Postanowiłam po akcji, gdy będziemy ją świętować. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Przed starym magazynem.
- Jesteś pewny, że to tu?- spytałam zaniepokojona.
Wokół nie było żywej duszy, wszędzie ciemno i cicho.
- Tak.- odpowiedział gasząc samochód.- Adres na pewno się zgadza.
Wzruszyłam ramionami. Może to taka cisza przed burzą. W pogotowiu już miałam swój kochany sztylet. Gdy przyszła pora, weszliśmy tylnymi drzwiami do hangaru. Wszędzie było cicho i ciemno. Tylko jedna żarówka kołysała się na długim kablu. Gdy byliśmy już jakiś kawałek od drzwi, one się zatrzasnęły, a światła rozbłysły, co nas oślepiło. W tej chwili rzuciła się na nas cała horda strzyg. Walczyliśmy z nimi bardzo długo i z całych sił. Godzinę, dwie, a może pół? Nie wiem. Czas nie miał znaczenia. Wiem tylko, że zatrzymał się gdy nad złapali. Ale nie zabili, tylko trzymali. Później przywiązani do krzeseł.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- z ciemności wyszła strzyga o błąd włosach.
- Nigel?!- nie wierzyłam.- Przecież powinieneś już dawno płonąc.
W tym momencie przeklęłam los, że spojrzenie nie zabija, bo on leżałby już martwy.
- Jak widzisz, o wielką Hathaway ble, ble, ble...- pochylił się nade mną.- słońce to za mało, by mnie zabić.- odsunął się i zaczął krążyć wokół naszych krzeseł.- Ale co do was, mógłbym urwać wam głowy, nie wysilając się za bardzo.
- Pff...- prychnęłam.- Wielu próbowało.
- Ktoś w końcu musi odnieść sukces.- skierował w moją stronę pistolet.
- Tylko ją tknij...- odezwał się mój ukochany, tak niskim i groźnym głosem, że mi samej ciarki przeszły po karku.
Jednak strzyga wydawała się być nie wzruszona.
- Aaa... strażnik Bielikow. Co jeśli to zrobię? Jak wtedy zareagujesz? A nijak. Bo jesteś bezradny. Nic nie możesz zrobić. Tak bardzo bez użyteczny.
- Nie słuchaj go!- krzyknęłam, a po chwili poczułam ból i pieczenie na policzku.
- Milicz szmato.- warknął blondyn.
W oczach Rosjanina widziałam furię i rządzę krwi. Chciał stanąć w mojej obronie, choć nie mógł.
- Wiesz co? Zanim cię zabiję, popatrzysz sobie na coś. Zrobię coś, co nawet tobie się nie udało.
Podszedł od tyłu do Dymitra i siłą odchylił mu głowę, aby chwilę później wbić mu swoje kły prosto w tętnicę. W oczach męża zobaczyłam rozkosz, ale i żal oraz przeprosiny. Z oczu ciekły mi łzy, całymi strumieniami. Teraz albo nigdy. Postanowiłam go powiadomić.
"Jestem w ciąży."- powiedziałam bezgłośnie.
To właśnie chciałam powiedzieć mu przy kolacji. Ale już nie będzie jak. O kolejne dziecko stawiamy się od dwóch miesięcy i w końcu nam się udało. A teraz...
Zrozumiał. Oczy otworzyły mu się szeroko i zaczął się szarpać w przypływie złości i gniewu. Jednak powoli przegrywał ze zmęczeniem. Ostatecznie oczy mu się zamknęły i więcej nie otworzyły.
Nie tak to sobie wyobrażałam. To miała być piękna kolacja, przy zastawionym stole, ze świecami i nastrojową muzyką. Na dobrą nowinę miał zwieść mnie w ramiona i kręcić się ze mną, płacząc ze szczęścia. A tym czasem? Patrzę na jego śmierć.
Nagle Nigel nadgryzł sobie nadgarstek i wlał swojej krwi do ust strażnika. Tego było za wiele. Nie pozwolę na nowo go przemienić. Nie chcę, aby znowu był bezduszną bestią. To przecież mój towarzysz. Poczułam jakby wstąpiła we mnie nowa siła, która pomogła mi rozerwać sznury. Strzygi się tego nie spodziewał, więc miałam przewagę. Złapałam za sztylet i rzuciłam się do walki z nową werwą, agresją, złością i siłą. To że byłam strzygą dodawało mi do siły i szybkości. Pół godziny później stałam, czekając na kolejny atak, ale on nie nadszedł. Pokonałam ich. Zabiła wszystkich. Gdy to do mnie dotarło, wypuściłam broń i opadłam przy ciele ukochanego.
- Dlaczego Dymitr? Dlaczego znowu ty?- płakałam nad jego ciałem.- Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz, słyszysz?!- szarpałam go za koszulkę.- Nie możesz.- szepnęłam i opadłam zalana łzami na jego tors.
Nie wiem ile tak leżałam. Ale wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Gdy się obudzi, nie będę miała z nim szans. Gdzie jest wsparcie, kiedy go potrzeba. - Rose.- usłyszałam Lissę.- Może ja tam... - Nie.- przerwałam jej.- Już nic nie można zrobić. Głodna strzyga od razu po przemianie zrobi wszystko dla choćby kropli krwi. Nie mogę cię narażać. Musimy czekać, a później go znaleźć. I wtedy odmienić.
Wstałam i zabrałam oba sztylet. Ostatni raz podeszłam do już bladego strażnika.
- Trzymaj się Towarzyszu. Nie daj się zabić, a ja kiedyś cię znajdę i odmienię. Wrócisz do nas.- cmoknęłam go w policzek i wybiegłam w ciemną noc.
Męczyłam się z samochodem, aby wcelować te koszmarne kluczyki do stacyjki, aż w końcu odpaliłem auto. Oparłam się o kierownicę i starałam trochę opanować szloch. Ale czym bardziej się uspakajałam, tym więcej łez zbierało mi się pod powiekami. Niewiele myśląc wcisnęłam gaz do dechy i ruszyłam w drogę do domu.
- Tylko nie puścić nam domu z dymem.- poprosiłam siostrę.- Chcemy mieć do czego wrócić.
- Dobrze Rose.- Lili przewróciła oczami.
- Roza, nie ufasz jej?- poczułam silne dłonie oplatające mnie w pasie.
- Doskonale wiem, jakie pomysły przychodzą w takim wieku. Po za tym to MOJA SIOSTRA od strony ABE'A.- podkreśliłam najważniejsze słowa.
- Hymn...- mój mąż wyraźnie się z martwił.- Może poproszę Jill, jak już tu będą...- umilkł widząc spojrzenie młodej.- Przecież żartuję. Uważajcie na siebie.- cmoknął ją w czoło.- I żadnych chłopców.
- Kochanie, ona ma piętnaście lat...
- No to idealny wiek, aby ją przed nimi chronić.- uparł się.
- To wy uważajcie na siebie.- Lili uścisnęła nas oboje.- I spokojnie, będą tu tylko moje przyjaciółki.
Moja siostra wyrosła na piękną nastolatkę. Dzięki treningom ma zgrabną, figurę, ale również dba o siebie, czemu zawdzięcza długi do pasa, brązowe włosy. Rysy jej trochę spoważniały, lecz wciąż miewa szalone pomysły. Ale jedno się nie zmieni. Jest dla nas jak córka i troszczymy się o siebie nawzajem. Nagle ze schodów zbiegła dwójka sześciolatków. Dziewczynka wskoczyła strażnikowi na plecy, a chłopiec wdrapał się na sofę koło nas.
- Co tam księżniczko?- Dymitr obrócił córeczkę przodem do siebie, a później przełożył ramiona jej pod kolanami, tak, że zwisała głową w dół i zaczął się kręcić.
- Mamusiu! Mamusiu! Zobacz.- Felix zaczął machać mi przed nosem kartką.
- Pokaż, co tam masz.- usiadłam obok niego, a on podał mi papier.- Ale piękne!
- To jesteśmy my na łyżwach, tam nad jeziorem w lesie. To ja, tutaj Nastia i ciocia Lili, a tu ty i tata. Całujecie się.- ba ostatnie słowa zaśmiał się, jakby podglądał coś zabronionego.
Co prawda nie trudno było nas zobaczyć, całujących się, bo ciągle to robimy. Mimo tylu lat, nigdy się nie kłócimy i ciągle kochamy się jak przed ślubem. Bierzemy z życia i naszej miłości jak najwięcej.
- O! A tutaj jest Ańka.
Jak na zawołanie, koło nas pojawiła się suczka i wskoczyła nam na kolana.
- Bianka!- zawołał mój ukochany.
Nasza córeczka się zaśmiała, a i sama zainteresowana za dużo sobie z tego nie zrobiła. Jednak pod moim naciskiem zeszła na podłogę
- Piękny rysunek.- uznał Rosjanin, stawiając brunetkę na podłodze.- Na pewno trafi na lodówkę.
- Tato!- zawołała Nastka.- Ja też coś narysowałam.
Szybko pobiegła na schody.
- Ona kłamie.- zaśmiał się drugi bliźniak.
- Wcale, że nie.- dobiegł nas jej słodki krzyk z góry i oczami wyobraźni widziałam, jak tupie swoją małą nóżką.
Po chwili zbiegła z dwoma kartkami. Podała nam jedną, a drugą schowała za plecami. Wolała być chwalona dwa razy, niż raz za obie prace. Dalej jest śmiała i chętnie poznaje świat oraz uwielbia być w centrum uwagi. Felix jest jej kompletnym przeciwieństwem. Nieśmiały, rozważny, skromny, ale i odważny. To on wybija jej głupie pomysły z głowy, za to ona pomaga mu zawierać przyjaźnie. Oboje są jak papużki nierozłączki i jeśli tak będzie dalej, mogę być o nich bezpieczna
Kochają się i umieją o siebie zadbać tak, że inni powinni brać z nich przykład.
- Bardzo ładne.- stwierdził mój mąż z uśmiechem.
- A ty co myślisz mamo?- dopytywała.
Wzięłam kartkę, podając rysunek synka w zamian, a Dymitr poszedł zawiesić go ja lodówce. Przed sobą zobaczyłam zbiegowisko różnych lini i kółek.
- Ciekawe.- stwierdziłam.- A powiesz mi, co to przedstawia?
- Nie wiem.- wzruszyła ramionami.- A co tu widzisz?
Przez ten czas trochę poczytałam o rysunku i stałam się dla nich, a zwłaszcza Nastki autorytetem i znawczynią sztuki. Położyłam rysunek na meblach pod ścianą i się od niego odsunęłam.
- Widzę tam gwiazdkę. Powiesz mi, o czym myślałaś, rysując to?- dociekałam.
- Tata kiedyś powinien być szeryfem. Bo już ma konia, płaszcz, kapelusz i wie wszystko o kowbojach. Ale nie jest. Jak mogę być księżniczką, skoro on nie jest królem?
- To wasza mama jest królową. Mojego serca.- spojrzał na mnie z miłością i mnie pocałował.
- Ja tiebia liubliu tovarishch.- spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
- Mam jeszcze jeden rysunek.- naszą uwagę zwróciła nasza córeczka.
- Nastka.- oburzył się Felix.- Nie widzisz, że tato ukochowuje mamę? Wtedy im nie ładnie przeszkadzać.
A to nie wiem skąd wymyślił. Ale zawsze tak jest.
- No pokaż ten drugi.- strażnik ukląkł przy brunetce, a ta podała mu ostatni rysunek.- Hymn... a ja go skądś kojarzę. A ty skarbie?- zwrócił się do mnie.
- No wygląda znajomo.- starałam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.- Nasze kochanie ma niezwykły talent.- na moje słowa brunetka się uśmiechnęła, jednak to się zmieniło, gdy dokończyłam zdanie.- Do kradzieży.
Patrzyłam na identyczny rysunek, jaki dałam mężowi na naszą pierwszą rocznicę ślubu. Bo to był dokładnie ten sam rysunek.
- Wcale, że nie ukradłam tego.- oburzyła się dziewczynka.- Z tyłu jest mój pierwszy rysunek. Mama tak mówiła.
- To prawda.- przyznał Bielikow.- Ale jednak zostanie w naszym pokoju. Tam ma swoje honorowe miejsce. Lili?
- Dobrze.- moja siostra wzięła go i pobiegła na górę.
- A teraz dajcie nam buzi, bo tatuś i mamusia muszą już jechać.- pochyliłam się do nich.
- Ale wrócicie?- spytał nasz synek ze smutną minką.
- Oczywiście.- pogłaskałam jego pulchne policzki, a on wpadł mi w ramiona.
- Na pewno wrócisz?- dopytywała mała.- Nie zostawisz nas?
- Wrócę. Obiecuję. Gdzie mógłbym zostawić taką wspaniałą księżniczkę.- pocałował ją w policzek.
Po długich pożegnaniach w końcu wyjechaliśmy na misję. Mieliśmy o ustalonej godzinie wejść do magazynu. Jako najlepsi będziemy tylko we dwójkę, bo jak uznał Hans, więcej nas tam nie potrzeba. Przez cały czas myślałam jak powiedzieć mężowi o moim dzisiejszy odkryciu. Postanowiłam po akcji, gdy będziemy ją świętować. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Przed starym magazynem.
- Jesteś pewny, że to tu?- spytałam zaniepokojona.
Wokół nie było żywej duszy, wszędzie ciemno i cicho.
- Tak.- odpowiedział gasząc samochód.- Adres na pewno się zgadza.
Wzruszyłam ramionami. Może to taka cisza przed burzą. W pogotowiu już miałam swój kochany sztylet. Gdy przyszła pora, weszliśmy tylnymi drzwiami do hangaru. Wszędzie było cicho i ciemno. Tylko jedna żarówka kołysała się na długim kablu. Gdy byliśmy już jakiś kawałek od drzwi, one się zatrzasnęły, a światła rozbłysły, co nas oślepiło. W tej chwili rzuciła się na nas cała horda strzyg. Walczyliśmy z nimi bardzo długo i z całych sił. Godzinę, dwie, a może pół? Nie wiem. Czas nie miał znaczenia. Wiem tylko, że zatrzymał się gdy nad złapali. Ale nie zabili, tylko trzymali. Później przywiązani do krzeseł.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- z ciemności wyszła strzyga o błąd włosach.
- Nigel?!- nie wierzyłam.- Przecież powinieneś już dawno płonąc.
W tym momencie przeklęłam los, że spojrzenie nie zabija, bo on leżałby już martwy.
- Jak widzisz, o wielką Hathaway ble, ble, ble...- pochylił się nade mną.- słońce to za mało, by mnie zabić.- odsunął się i zaczął krążyć wokół naszych krzeseł.- Ale co do was, mógłbym urwać wam głowy, nie wysilając się za bardzo.
- Pff...- prychnęłam.- Wielu próbowało.
- Ktoś w końcu musi odnieść sukces.- skierował w moją stronę pistolet.
- Tylko ją tknij...- odezwał się mój ukochany, tak niskim i groźnym głosem, że mi samej ciarki przeszły po karku.
Jednak strzyga wydawała się być nie wzruszona.
- Aaa... strażnik Bielikow. Co jeśli to zrobię? Jak wtedy zareagujesz? A nijak. Bo jesteś bezradny. Nic nie możesz zrobić. Tak bardzo bez użyteczny.
- Nie słuchaj go!- krzyknęłam, a po chwili poczułam ból i pieczenie na policzku.
- Milicz szmato.- warknął blondyn.
W oczach Rosjanina widziałam furię i rządzę krwi. Chciał stanąć w mojej obronie, choć nie mógł.
- Wiesz co? Zanim cię zabiję, popatrzysz sobie na coś. Zrobię coś, co nawet tobie się nie udało.
Podszedł od tyłu do Dymitra i siłą odchylił mu głowę, aby chwilę później wbić mu swoje kły prosto w tętnicę. W oczach męża zobaczyłam rozkosz, ale i żal oraz przeprosiny. Z oczu ciekły mi łzy, całymi strumieniami. Teraz albo nigdy. Postanowiłam go powiadomić.
"Jestem w ciąży."- powiedziałam bezgłośnie.
To właśnie chciałam powiedzieć mu przy kolacji. Ale już nie będzie jak. O kolejne dziecko stawiamy się od dwóch miesięcy i w końcu nam się udało. A teraz...
Zrozumiał. Oczy otworzyły mu się szeroko i zaczął się szarpać w przypływie złości i gniewu. Jednak powoli przegrywał ze zmęczeniem. Ostatecznie oczy mu się zamknęły i więcej nie otworzyły.
Nie tak to sobie wyobrażałam. To miała być piękna kolacja, przy zastawionym stole, ze świecami i nastrojową muzyką. Na dobrą nowinę miał zwieść mnie w ramiona i kręcić się ze mną, płacząc ze szczęścia. A tym czasem? Patrzę na jego śmierć.
Nagle Nigel nadgryzł sobie nadgarstek i wlał swojej krwi do ust strażnika. Tego było za wiele. Nie pozwolę na nowo go przemienić. Nie chcę, aby znowu był bezduszną bestią. To przecież mój towarzysz. Poczułam jakby wstąpiła we mnie nowa siła, która pomogła mi rozerwać sznury. Strzygi się tego nie spodziewał, więc miałam przewagę. Złapałam za sztylet i rzuciłam się do walki z nową werwą, agresją, złością i siłą. To że byłam strzygą dodawało mi do siły i szybkości. Pół godziny później stałam, czekając na kolejny atak, ale on nie nadszedł. Pokonałam ich. Zabiła wszystkich. Gdy to do mnie dotarło, wypuściłam broń i opadłam przy ciele ukochanego.
- Dlaczego Dymitr? Dlaczego znowu ty?- płakałam nad jego ciałem.- Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz, słyszysz?!- szarpałam go za koszulkę.- Nie możesz.- szepnęłam i opadłam zalana łzami na jego tors.
Nie wiem ile tak leżałam. Ale wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Gdy się obudzi, nie będę miała z nim szans. Gdzie jest wsparcie, kiedy go potrzeba. - Rose.- usłyszałam Lissę.- Może ja tam... - Nie.- przerwałam jej.- Już nic nie można zrobić. Głodna strzyga od razu po przemianie zrobi wszystko dla choćby kropli krwi. Nie mogę cię narażać. Musimy czekać, a później go znaleźć. I wtedy odmienić.
Wstałam i zabrałam oba sztylet. Ostatni raz podeszłam do już bladego strażnika.
- Trzymaj się Towarzyszu. Nie daj się zabić, a ja kiedyś cię znajdę i odmienię. Wrócisz do nas.- cmoknęłam go w policzek i wybiegłam w ciemną noc.
Męczyłam się z samochodem, aby wcelować te koszmarne kluczyki do stacyjki, aż w końcu odpaliłem auto. Oparłam się o kierownicę i starałam trochę opanować szloch. Ale czym bardziej się uspakajałam, tym więcej łez zbierało mi się pod powiekami. Niewiele myśląc wcisnęłam gaz do dechy i ruszyłam w drogę do domu.
Jak możesz!? Nie odzywam się do ciebie.😠😠😠😠😠😠😠😤😤😤😤😤
OdpowiedzUsuńCo to jest za epilog do jasnej cholery?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ze śmiercią Dimki?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńI kuźwa musisz łamać mi jeszcze na koniec serducho.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że on nie żyje.
Cholera jasna nasz szczęście, że go nie zabiłaś.
Hej, ja tu becze no. I nie wiem jak ja się mam pozbierać, a jeszcze tyle rzeczy dzisiaj do zrobienia...
Kobieto! Ja przez Ciebie płakałam! Miałam wolna lekcje i czytałam epilog i tak mnie wzruszył, że się popłakałam, a ze siedzę w pierwszej ławce to nauczyciel o mały włos mi nie zabrał telefonu!
OdpowiedzUsuńZłamałaś mi serce! Jak mogłaś!
Moze się na Ciebie nie na AMEN , jeśli wstawiać najszybciej jak potrafisz rozdział.
Czekam i życzę masy weny 💞💞💞