CZY ONI OSZALELI?! Chcą zabrać go do NASZEGO tajemnego miejsca?! Mam nadzieję, że się nie zgodzi. Modliłam się w duchu, żeby się nie zgodził.
- Oprócz nas będą Tomas, Felicja, Dominick, Michele i Maddy.
O nie! I jeszcze ta suka. Niedoczekanie. Na jej imię, Jack się uśmiechnął.
- Zgoda. Gdzie to jest?- dopytywał.
- Nastka cię zaprowadzi.- dziewczyna spojrzała na mnie.
- Po moim trupie.- mruknęłam.
- Przykro mi skarbie, ale chyba nie masz wyboru.- moroj popatrzył na mnie cwanie.
- A ty miałeś się do mnie nie odzywać.- warknęłam.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie błagalnie, a jej wzrok wydawał się mówić:
- Proszę, zgódz się.- a nie. To głos mojego brata.- Tylko na ten okres. Dla nas.
- Nie wierzę, że chcecie wpuścić do naszego sakralnego domku obcych ludzi, a tym bardziej tą sukę.- zaczęłam się z nim kłócić.
- Przydziału nikt nie wybiera. My będziemy w swojej grupie, oni swojej.
- Zgoda.- westchnęłam zrezygnowana.
- Ach ten mój dar przekonywania.- Zeklos przeczesał dłonią jasną czuprynę.
- Ale dalej obowiązuje cię zakaz odżywiania się do mnie. Inaczej połamię ci wszystkie kości.
Do wieczora siedział w swoim pokoju i... czytał. Nikt go nie odwiedził, z nikim się nie widział, nigdzie nie łaził. Samo jego mieszkanko nie było duże. Łóżko, biurko z różnymi notatkami z lekcji i zestawem numerów do dziewczyn, regał na książki, stolik nocny z lampką i kilka foteli. Pół godziny przed spotkaniem wybrał sobie ubranie i wszedł do łazienki. Opuścił ją po piętnastu minutach i musiałam się zmusić, żeby odwrócić od niego wzrok. Jasna, niebieska koszula leżała na nim idealnie z dwoma pierwszymi guzikami odpiętymi. Na nogach miał dopasowane jeansy, a włosy ułożył na żel tak, że wyglądały jakby dopiero wstał, ale jednak były ułożone w pewnym ładzie. Cholera! Czy on musi być aż tak przystojny? Wyszliśmy z pokoju i w ogóle z dormitorium. Dyskretnie poprowadziłam go w las. Szliśmy w całkowitej ciszy, aż nie dotarliśmy do naszego celu. Moroj ledwo nie otworzył drzwi, a już zaatakował go płaski fantastic.
- Jackuś, skarbie. Tak się stęskniłam.- zaczęła pożerać mu twarz.
Powstrzymując odruch wymiotny, wyminęłam ich i podeszłam do reszty siedzącej na łóżku.
- To już nie będzie tak jak kiedyś.- westchnęłam.
Mój podopieczny usiadł na fotelu, macając swoją dziwkę.
- Uprzedzam, że to impreza bez pieprzenia.- rzucił Felix.
Pomińmy to, że tak samo zachowywali się z Alice. Ale ona była lepiej ubrana.
- A gdzie Ash?- spytałam, rozglądając się dookoła.
- Trafił swój na swego.- zaśmiał się Teo.
- O matko. Ona też się spóźnia?- zaśmiałam się.- Oliwia, jak tam dzień?- zwróciłam się do czarnowłosej.
Do nas dostał się jeszcze Dominik. Reszta "Intruzów" zebrała się w kącie i o czymś dyskutowała.
- Nawet nic nie mów. Przez cały czas musiałam słuchać jej ploteczek z tą jej psiapsiułką. Okropność.
- Dajcie coś do picia, bo zasycha w gardle.- zarządzał Zeklos i po chwili złapał butelkę, rzuconą przez Felicję.- Serio?! Nie macie nic mocniejszego?- marudził.
- Nie!- krzyknęliśmy chórem.
I nagle stało się. Wejście smoka.
- A co to za siedzenie w lesie.- przez drzwi wskoczyła Michel.
Zaraz za nowo przybyłej wszedł nasz przyjaciel. Pół godziny później każdy rozmawiał z każdym, oprócz naszej zakochanej pary i tych zboczeńców z tyłu. Co chwilę czułam na sobie szare oczy Jack'a, ale ignorowałam to.
- A co tam u ciebie skarbie?- Iwaszkow przytulił mnie od tyłu.
- Błagam ratuj.- wyszeptałam i się zaśmialiśmy.
Nim się obejrzałam, siedziałam na jego kolanach, obok brata i rudej.
Przytulał mnie czule, głaszcząc po plecach.
- No to jak było?- spytał.
- Wygrałam walkę z Tomem, Stan mnie przechytrzył, a Zeklos sugerował, że jestem dziwką.- wzruszyłam ramionami.
Chłopak od razu rzucił morojowi mordercze spojrzenie.
- Pamiętaj, że jakby coś się działo, jestem przy tobie.
- Spokojnie. Umiem się obronić.- zapewniłam.
- Wierzę.- zaczął łaskotać mnie nosem w szyję, na co zachichotałam.- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam.
Jak brata, ale to miłość. Chodź liczył na coś więcej, wiedział, że nie będzie dla mnie tym kimś. Szanował to i starał się być dla mnie kimś ważnym. I takim był. Nagle wszyscy zaczęli wołać: "Gorzko! Gorzko!". Co zrobić? Pocałowaliśmy się. Tak samo para koło nas. Możemy podczas gry w butelkę, to czemu nie i po za. Nagle poczułam na sobie palące spojrzenie i zaczęłam się rozglądać. Należało do Jack'a. Zdziwiłam się, ale nic z tego nie zrobiłam.
- To co robimy?- spytałam, gdy siedzieliśmy w kółku.
- Zawołałaś nas tutaj i nie wiesz co mamy robić?- zaskrzeczała chodząca ściana.
Ja ją kiedyś uduszę.
- Może ty masz jakiś pomysł w tej swojej pustej głowie.- uśmiechnęła się złośliwe Oliwia, a Maddy stała się cała czerwona ze złości.
Reszta ksztusiła się ze śmiechu, na czele z Jack'em.
- Kochanie, wychodzimy.- zarządziła, wstając i patrząc na Zeklosa.
- To se idź. Ja tu zostaję.- odparł obojętnie.
Ta jeszcze bardziej zdenerwowana zwróciła się do wyjścia. Olivia niechętnie wstała.
- Kiedyś pomogę ci ją udusić i zakopać w lesie.- szepnęłam jej do ucha.
Zachichotała i wyszła.
- No dzisiaj masz już lepszy humor siostra.- Felix objął mnie ramieniem.
- W końcu jak może mieć zły, po tym jak ją pocieszyłem?- Ash wypiął pierś do przodu.
- Jakoś rano próbowałeś mnie zabić.- zaśmiałam się.
- Bo obsmarowałaś mnie całego bitą śmietaną.- oburzył się.- Choć widok ciebie z rana w samej bieliźnie, mmm...
Zdziwiona patrzyłam na niego. Nie ja jedyna. Dyskretnie wskazał na mojego podopiecznego. Moroj gotował się ze złości. Od razu zrozumiałam o co chodzi. Felix też to pod łapał.
- No. Nareszcie nie słyszę, że latała przed tobą na go.
- To też było piękne. A wczorajsza noc... Ach. Szkoda, że zostaliśmy rozdzieleni na tak długo.
- Poczekaj do weekendu.- puściłam mu zalotnie oczko.
Wszystko oczywiście to były bzdury, ale podziałało. Jack był wściekły.
- My chyba też będziemy się zbierać.- warknął.
- Tak szybko?- udawał zawiedzenie Iwaszkow.
- No tak jakoś. Anastazja.- popatrzył na mnie wyczekująco.
Niechętnie wstałam, a ze mną zielonooki.
- Śpij dobrze złoto.- cmoknął mnie w policzek.
- Ty też. I spróbujcie się nie spóźnić.- westchnęłam.
- Postaram się.
Pożegnałam wszystkich i wyszłam w bardzo dobrym humorze, czego nie mogę powiedzieć o moroju. Ciekawe co zepsuło mu nastrój? Może myśl, że nie będzie tym pierwszym? Albo że mnie nie zaliczy, a Ash już to zrobił? Oczywiście nie na poważnie. To były tylko żarty. Udane z resztą. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, chłopak przyszpilił mnie do ściany. Uśmiech od razy mi zszedł z twarzy i zaczęłam szybciej oddychać. Nagle Zeklos... wpił się w moje usta. Całował mnie gwałtownie i brutalnie. W szoku stałam jak kołek, nie oddając pocałunków, a gdy chciałam go od siebie odepchnąć, sam się odsunął.
- Będziesz moja, a wtedy tylko ja cię będę mógł dotykać.- wyszeptał i poszedł do łazienki.
Jeszcze chwilę stałam przy ścianie, zszokowana. Wolno podniosłam dłoń i dotknęłam napuchniętych warg. Co to było? Jeszcze nikt mnie tak nie pocałował. Otrząsnęłam się i zrobiłam sobie spanie na podłodze. Po kilkunastu minutach oboje byliśmy gotowi do spania. Wierciłam się nie mogąc zasnąć. Musiałam podejść do okna,ale nie mogłam. Chłopak nie zasypiał, wpatrzony w sufit. Aż w końcu jego oddech się unormował. Odczekałam chwilę i podeszłam do okna.
- Gdzie jesteś, kiedy cię potrzebuję.- szepnęłam, dotykając szyby.- Gdzie jesteś tato?
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
wtorek, 28 lutego 2017
poniedziałek, 27 lutego 2017
ROZDZIAŁ 5
Gdy wszyscy już zajęli miejsca w sali, na środek wyszła Alberta.
- Każdy z was zna zasady, dlatego teraz zajmiemy się przydziałami.
Po kolei wyczytywano najpierw imię moroja, a następnie pilnującego go dampira.
- Dominick Szelski - Felix Hathaway.
Następne kilka nazwisk.
- Michele Allens - Ash Iwaszkow, Rosalie Dragomir - Alice Ashford.
Moje przyjaciółki ucisnęły się radośnie. Ruda zawsze chciała być jej strażniczką. Tak jak moja mama naszej obecnej królowej
- Tomas Bompensiero - Kendall Dorec, Maddy Sarcozy - Oliwia Tanner.
Oj biedna. Ja bym szybciej żucia ją na pożarcie strzygą. A nuż się zatrują od jej pudru i samoopalaczu. Chyba nie mogło paść gorzej.
- Jack Zeklos - Anastazja Hathaway.
Nagle czas dla mnie stanął w miejscu. Serio?! Mam go bronić?! Ostatnio jak pracowaliśmy w grupach, o mało co nie wydłubałam mu oczu nożyczkami. A to było w przedszkolu. Od tamtego czasu każdy wie, że nas nie dobiera się w jednej grupie, a co dopiero parze. Ale chyba trzeba komuś o tym przypomnieć. Czekając do końca nie mogłam usiedzieć na miejscu.
- Doskonale wiem, co czujesz.- mruknęła Oliwia.- Jak mama mogła do tego dopuścić? Ja przecież nie wytrzymam pięciu minut przy tym plastiku.
- Idziesz ze mną uzmysłowić im ich błąd?
- Jasne.
W tej chwili wszyscy zaczęli się rozchodzić. Pierwsza podeszłam do komisji strażników.
- Tu chyba nastała jakaś pomyłka.- oznajmiłam, patrząc na nich wyzywająco.
Wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia. Ja w tym nie widzę nic śmiesznego.
- A jakaż to Panno Hathaway?- spytała strażniczka Casey, wciąż się uśmiechając.
- Z przydziałem. N I E mogę być w parze z Jack'em.
- Przykro mi, ale tak zostało postanowione.
- To źle zostało postanowione.- porzuciła rękoma w górę.- Odkąd pamiętam, mam ochotę go zabić. Nienawidzę go i na pewno to mi nie pomoże w zadaniu.
- Nie tym tonem Hathaway.- upomniał mnie Stan.- Po za tym zostało ustalone, że nie ma zmian.
- Chyba że chce pani zrezygnować.- wtrąciła się Alberta.- A wtedy zajęcia będą niezliczone.
Nie mogłam w to uwierzyć. Tak po prostu? Moja ocena ma zależeć od tego zadufanego w sobie dupka? Ale nie mogłam zrezygnować.
- Obejdzie się. Tylko zanotujcie, że nie robię tego z własnej woli.- mruknęłam zła i odeszłam.
Usłyszałam jeszcze jak wymieniają między sobą zdania i lekko chichoczą, ale nic mnie to nie obchodziło. Cholera! I po raz kolejny coś idzie nie tak. Zajęcia zaczynaliśmy dopiero od lunchu. Przez cały czas poświęcony na posiłek, byłam nie obecna. Bawiłam się frytkami, rozmyślając, co by zrobili na moim miejscu mama i tata. Ona na pewno zrobiłaby taką awanturę, że poszliby jej na rękę. Zawsze tak było. Umiała walczyć o to co chciała i to dostawała. A on przyjąłby przydział bez zająknięcia i oddał bez reszty zadaniu. Tak bardzo się różnili, że aż byli do siebie podobni. Przynajmniej tak mówiła mama. Oboje byli dla siebie jak otwarte księgi. Właśnie wychodziłam ze stołówki, kiedy przyczepił się do mnie Jack.
- No i co?- uśmiechnął się cwanie.- Mówiłem, że będziesz za mną latała, księżniczko.
- Wcale za tobą nie latam.- popatrzyłam na niego ze złością.- A spróbuj tylko spieprzyć to zadanie, a dokończę mój czyn w przedszkolu. I mówiłam żebyś nie nazywał mnie Księżniczką.
- Spokojnie złotko. Nie mam zamiaru niczego ci utrudniać. Wystarczy, że czasami pójdziesz mi na rękę.
- Nie myśl nawet o bzykaniu żadnych lasek. Nie mam zamiaru stać pod drzwiami i wysłuchać waszych jęków.
- Wiesz. Zawsze możesz być pode mną.- poruszył znacząco brwiami.
Nie umiałam się powstrzymać. Jego pewność siebie i chamstwo mnie przerosło. Nim się obejrzałam moja otwarta dłoń znalazła się na jego policzku z głośnym plasknięciem, aż głowa odskoczyła mu na bok. I szczerze mówiąc, w cale tego nie żałowałam. Złapał się za czerwony ślad, patrząc na mnie z gniewem. Jednak mój wzrok był bardziej przerażający, bo w jego oczach zobaczyłam strach. Gdyby spojrzenie mogło zabić, dawno już by leżał martwy. Jedyne co do niego w tej chwili czułam, to pogarda i obrzydzenie
- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.- szturchnęłam go palcem w pierś.- Ja dla ciebie nie istnieję. Jestem tylko cieniem, dającym by żaden strażnik cię nie złapał. I nawet nie marz, że będę jedną z tych twoich dziwek. A teraz idź.- wskazałam na korytarz.
Potulnie poszedł, a ja za nim. Kiedy mijaliśmy zakręt, wyskoczył na nas zamaskowany strażnik. Pierwsza próba i szansa na wykazanie się. Zaczęłam okrążać się z przeciwnikiem, ale nie dopuszczając go do podopiecznego. W końcu "strzyga" zaatakowała, a ja zaczęłam się bronić. Po kilku minutach wymieniania się ciosami, wbiłam sztylet w miejsce, gdzie jest serce. Wstałam i pomogłam się podnieść strażnikowi. Był to Tom.
- Nieźle ci poszło.- pochwalił mnie.- Poćwiczyć trochę nad atakiem z lewej strony.
Dumna wróciłam ba swoje miejsce, lecz nie nastałam się za długo, gdyż nagle znalazłam się na ziemi, a Stan złapał Jack'a.
- Bądź bardziej czujna.- zganił mnie i z Tomem poszli w swoją stronę.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że chwilę zajęło mi przyswojenie faktów.
Szlag! Przechytrzył mnie. Zanim pomyślałam o podniesieniu się, zobaczyłam wystawioną w swoją stronę jasną dłoń blondyna. Jednak odtrąciłam jego pomoc i sama się podniosłam.
Gdy zabrzmiał dzwonek, poszliśmy na lekcje. Niczym za bardzo się nie różniły, oprócz tego, że my, dampiry, staliśmy pod ścianami, tam gdzie zawsze strażnicy. Godziny szkolne upłynęły spokojnie. Byłam świadkiem jeszcze kilku ataków, ale sama nie uczestniczyłam w nich. Jack'em nie wymieniłam ani słowa i wcale mi to nie przeszkadzało. Ale później zaczęło się najgorsze. Pierwsza myśl: koniec ze spotkaniami w wartowni. Drugie: muszę spędzić noc w pokoju Jack'a. Sam na sam. Od razu dopadły mnie mdłości. Kiedy szliśmy do dormitorium, spotkaliśmy Rosalie i Alice. Czego one chcą od tego kretyna.
- Witam piękne panie.- uśmiechnął się szelmowsko.
Z tyłu zauważyłam Tomasa i Felicję z ich "strażnikami". Co oni kombinują?
- Zapraszamy Cię do starej wartowni o 20.- powiedziała do moroja Dragomirówna.
- Każdy z was zna zasady, dlatego teraz zajmiemy się przydziałami.
Po kolei wyczytywano najpierw imię moroja, a następnie pilnującego go dampira.
- Dominick Szelski - Felix Hathaway.
Następne kilka nazwisk.
- Michele Allens - Ash Iwaszkow, Rosalie Dragomir - Alice Ashford.
Moje przyjaciółki ucisnęły się radośnie. Ruda zawsze chciała być jej strażniczką. Tak jak moja mama naszej obecnej królowej
- Tomas Bompensiero - Kendall Dorec, Maddy Sarcozy - Oliwia Tanner.
Oj biedna. Ja bym szybciej żucia ją na pożarcie strzygą. A nuż się zatrują od jej pudru i samoopalaczu. Chyba nie mogło paść gorzej.
- Jack Zeklos - Anastazja Hathaway.
Nagle czas dla mnie stanął w miejscu. Serio?! Mam go bronić?! Ostatnio jak pracowaliśmy w grupach, o mało co nie wydłubałam mu oczu nożyczkami. A to było w przedszkolu. Od tamtego czasu każdy wie, że nas nie dobiera się w jednej grupie, a co dopiero parze. Ale chyba trzeba komuś o tym przypomnieć. Czekając do końca nie mogłam usiedzieć na miejscu.
- Doskonale wiem, co czujesz.- mruknęła Oliwia.- Jak mama mogła do tego dopuścić? Ja przecież nie wytrzymam pięciu minut przy tym plastiku.
- Idziesz ze mną uzmysłowić im ich błąd?
- Jasne.
W tej chwili wszyscy zaczęli się rozchodzić. Pierwsza podeszłam do komisji strażników.
- Tu chyba nastała jakaś pomyłka.- oznajmiłam, patrząc na nich wyzywająco.
Wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia. Ja w tym nie widzę nic śmiesznego.
- A jakaż to Panno Hathaway?- spytała strażniczka Casey, wciąż się uśmiechając.
- Z przydziałem. N I E mogę być w parze z Jack'em.
- Przykro mi, ale tak zostało postanowione.
- To źle zostało postanowione.- porzuciła rękoma w górę.- Odkąd pamiętam, mam ochotę go zabić. Nienawidzę go i na pewno to mi nie pomoże w zadaniu.
- Nie tym tonem Hathaway.- upomniał mnie Stan.- Po za tym zostało ustalone, że nie ma zmian.
- Chyba że chce pani zrezygnować.- wtrąciła się Alberta.- A wtedy zajęcia będą niezliczone.
Nie mogłam w to uwierzyć. Tak po prostu? Moja ocena ma zależeć od tego zadufanego w sobie dupka? Ale nie mogłam zrezygnować.
- Obejdzie się. Tylko zanotujcie, że nie robię tego z własnej woli.- mruknęłam zła i odeszłam.
Usłyszałam jeszcze jak wymieniają między sobą zdania i lekko chichoczą, ale nic mnie to nie obchodziło. Cholera! I po raz kolejny coś idzie nie tak. Zajęcia zaczynaliśmy dopiero od lunchu. Przez cały czas poświęcony na posiłek, byłam nie obecna. Bawiłam się frytkami, rozmyślając, co by zrobili na moim miejscu mama i tata. Ona na pewno zrobiłaby taką awanturę, że poszliby jej na rękę. Zawsze tak było. Umiała walczyć o to co chciała i to dostawała. A on przyjąłby przydział bez zająknięcia i oddał bez reszty zadaniu. Tak bardzo się różnili, że aż byli do siebie podobni. Przynajmniej tak mówiła mama. Oboje byli dla siebie jak otwarte księgi. Właśnie wychodziłam ze stołówki, kiedy przyczepił się do mnie Jack.
- No i co?- uśmiechnął się cwanie.- Mówiłem, że będziesz za mną latała, księżniczko.
- Wcale za tobą nie latam.- popatrzyłam na niego ze złością.- A spróbuj tylko spieprzyć to zadanie, a dokończę mój czyn w przedszkolu. I mówiłam żebyś nie nazywał mnie Księżniczką.
- Spokojnie złotko. Nie mam zamiaru niczego ci utrudniać. Wystarczy, że czasami pójdziesz mi na rękę.
- Nie myśl nawet o bzykaniu żadnych lasek. Nie mam zamiaru stać pod drzwiami i wysłuchać waszych jęków.
- Wiesz. Zawsze możesz być pode mną.- poruszył znacząco brwiami.
Nie umiałam się powstrzymać. Jego pewność siebie i chamstwo mnie przerosło. Nim się obejrzałam moja otwarta dłoń znalazła się na jego policzku z głośnym plasknięciem, aż głowa odskoczyła mu na bok. I szczerze mówiąc, w cale tego nie żałowałam. Złapał się za czerwony ślad, patrząc na mnie z gniewem. Jednak mój wzrok był bardziej przerażający, bo w jego oczach zobaczyłam strach. Gdyby spojrzenie mogło zabić, dawno już by leżał martwy. Jedyne co do niego w tej chwili czułam, to pogarda i obrzydzenie
- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.- szturchnęłam go palcem w pierś.- Ja dla ciebie nie istnieję. Jestem tylko cieniem, dającym by żaden strażnik cię nie złapał. I nawet nie marz, że będę jedną z tych twoich dziwek. A teraz idź.- wskazałam na korytarz.
Potulnie poszedł, a ja za nim. Kiedy mijaliśmy zakręt, wyskoczył na nas zamaskowany strażnik. Pierwsza próba i szansa na wykazanie się. Zaczęłam okrążać się z przeciwnikiem, ale nie dopuszczając go do podopiecznego. W końcu "strzyga" zaatakowała, a ja zaczęłam się bronić. Po kilku minutach wymieniania się ciosami, wbiłam sztylet w miejsce, gdzie jest serce. Wstałam i pomogłam się podnieść strażnikowi. Był to Tom.
- Nieźle ci poszło.- pochwalił mnie.- Poćwiczyć trochę nad atakiem z lewej strony.
Dumna wróciłam ba swoje miejsce, lecz nie nastałam się za długo, gdyż nagle znalazłam się na ziemi, a Stan złapał Jack'a.
- Bądź bardziej czujna.- zganił mnie i z Tomem poszli w swoją stronę.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że chwilę zajęło mi przyswojenie faktów.
Szlag! Przechytrzył mnie. Zanim pomyślałam o podniesieniu się, zobaczyłam wystawioną w swoją stronę jasną dłoń blondyna. Jednak odtrąciłam jego pomoc i sama się podniosłam.
Gdy zabrzmiał dzwonek, poszliśmy na lekcje. Niczym za bardzo się nie różniły, oprócz tego, że my, dampiry, staliśmy pod ścianami, tam gdzie zawsze strażnicy. Godziny szkolne upłynęły spokojnie. Byłam świadkiem jeszcze kilku ataków, ale sama nie uczestniczyłam w nich. Jack'em nie wymieniłam ani słowa i wcale mi to nie przeszkadzało. Ale później zaczęło się najgorsze. Pierwsza myśl: koniec ze spotkaniami w wartowni. Drugie: muszę spędzić noc w pokoju Jack'a. Sam na sam. Od razu dopadły mnie mdłości. Kiedy szliśmy do dormitorium, spotkaliśmy Rosalie i Alice. Czego one chcą od tego kretyna.
- Witam piękne panie.- uśmiechnął się szelmowsko.
Z tyłu zauważyłam Tomasa i Felicję z ich "strażnikami". Co oni kombinują?
- Zapraszamy Cię do starej wartowni o 20.- powiedziała do moroja Dragomirówna.
niedziela, 26 lutego 2017
ROZDZIAŁ 4
Gdy byłam już gotowa do spania, usiadłam jak zawsze na parapecie i patrzyłam w ciemnościach przez okno. Kiedyś to było czekanie. Teraz mój zwyczaj. Siedziałam do północy, myśląc co by było, gdyby tato i mama tu byli? Czy byliby ze mnie dumni? Dali mi jakieś rady na temat zajęć polowych? Czy kiedyś zobaczę tatę z tego okna w jego prochowcu? Z zamyślenia wyrwało mnie odbijające się w szybie światło i moja młodsza siostra na jego tle. Odwróciłam się do dziewczynki stojącej w progu i poklepałam miejsce obok siebie.
- Co się dzieje Diana?- spytałam, gdy usiadła koło mnie.- Czemu jeszcze nie spisz?
- Nie mogę zasnąć.- przetarła oczy.- Nastka, powiedz mi coś o tacie. Coś co sama pamiętasz.
Od razu ją przytuliłam. Nie miała szans go poznać, bo został przemieniony w strzygę, gdy mama była z nią w ciąży. Zastanowiłam się chwilę.
- Pamiętam, że jak chodziliśmy na plac zabaw, zawsze huśtał mnie wysoko do gwiazd. Był opiekuńczy i dbał o nas oraz mamę. Kochali się bardzo mocno i okazywali to sobie przy każdej okazji. Nigdy się nie kłócili, a zawsze przytulali i droczyli ze sobą. Ale jedno wspomnienie wryło mi się najbardziej w pamięci. Miałam cztery lata i wyjechaliśmy z rodzicami do dziadka Abe'a. Nagle w nocy rozpętała się wielka burza. Wystraszona schowałam się pod kołdrę, i bałam spod niej ruszyć. Wszędzie grzmiało i błyskało, a o ruszające się okno uderzał deszcz. Nie zamykaliśmy go na noc, bo było gorąco, w końcu to środek lata. Felix przyszedł do mojego łóżka i mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w niego, cala drżąc, a z oczu leciały mi łzy. Bianka gdzieś wybiegła, a po chwili odgłosy stały się cichsze, więc ktoś zamknął okno. Dowiedziałam się kto, gdy pod pierzynę zajrzeli rodzice. Koniec końców pod moją małą kołdrą byliśmy całą czwórką, a tata opowiadał historie o dzikim zachodzie z tych wszystkich jego książek.- uśmiechnęłam się wspominając tamtą chwilę.
- Są bardzo fajne. Pożyczyć ci jakieś.- spytała.
Przez to, że nie znała naszego ojca, próbowała go odnaleźć w jego książkach i tak stała się pasjonatką westernów.
- Nie trzeba. Są całe Twoje. No dopóki tato nie wróci.
- Wierzysz w to?- spojrzała ma mnie z zainteresowaniem.
- Tak. Tylko ktoś musi go odnaleźć i odmienić. I ja to zrobię.- obiecałam sobie.- Nie zostanę strażniczką póki on znowu nie będzie dampirem. A teraz idź spać, bo się nie wypisz.
- Ty też. Z tego co kojarzę masz od jutra ważny okres, podczas którego musisz być czujna i pełna sił.- pocałowała mnie w policzek.- Dobranoc.
- Dobranoc.- uśmiechnęłam się.
Gdy wyszła, postanowiłam jej posłuchać i po raz pierwszy od dawna zasnęłam niedługo po 23. I dobrze, bo tego co miało miejsce następnego dnia, nigdy bym się nie spodziewała. Już półtorej godziny przed zajęciami zostałam zwleczona z łóżka.
- Czego wy ode mnie chcecie.- spytałam spod kołdry na Oliwię i Rosalie.
- Zbieraj się do szkoły.- powiedziały równocześnie.
Westchnęłam i wstałam. I tak nie opłacało mi się zasypiać na te pół godziny. 30 minut później byłam gotowa do szkoły. Miałam na sobie czarny strój strażniczki, czarne glany, a za pasem błyszczała mi podróba sztyletu. Zabawę czas zacząć. Jednak zamiast na plac, zostałam pociągnięta do dormitorium dampirów i bez ostrzeżenia wparowałyśmy do pokoju Asha.
- Ale tu syf.- skomentowała Oliwia.
- Czy on tu choć czasami wierzy?- Rosa podeszła do okna, po czym otworzyła je na oścież. Wychyliła przez nie głowę i nabrała w płuca świeżego powietrza.- Od razu lepiej.
- Hej, pobudka.- zaczęłam krzyczeć nad łóżkiem chłopaka, ale on tylko odwrócił się na drugi bok i spał smacznie dalej.- To na nic. Musimy wymyślić coś innego. Już mam. Dziewczyny, potrzebuję bitej śmietany i jakiejś miski z wodą.- zarządziłam.
Obie szybko wyszły z pokoju, a ja zaczęłam sprzątać mu w pokoju. Oczywiście niczego bym z własnej woli nie dotknęła, więc użyłam telekinezy. Po chwili ubrania były posegregowane na te czyste i znoszone. Cud, że chociaż mundur się nie poradził. Czy to pizza? Fuj! On jest obleśny. Ale jest jakiś pożytek z tego jego bałaganu. Znalazłam syrenę przenośną. Ale będzie zabawa. Po chwili wróciły dziewczyny.
- Rozi, unieś tą wodę nad jego głową.- poprosiłam, a blondynka wykorzystała swoją moc.- Gdy włączę syrenę, upuść ją.
- przy takim hałasie jaki ona robi, nawet jakbym chciała to nie utrzymałabym jej.
- Świetnie. To teraz trzeba napełnić tą miskę bitą śmietaną i trzymać tu.- wskazałam przestrzeń nad brzuchem naszej ofiary.
- Okey.
Oliwia wycisnęła słodką piankę do naczynia, a następnie złapała je i uniosła we wskazanym miejscu. Gdy upewniłam się, że wszystko wyjdzie idealnie, zatkałam jedno ucho i wcisnęłam guzik. Po pokoju rozniósł się głośny dźwięk, jaki czasami słychać na stadionach. Ash wyprostował się do siadu, po drodze obrany wodą i lądują twarzą w bitej śmietany. Szybko wyciągnęłam komórkę i zrobiłam mu zdjęcie. Gdy tylko oczyścił oczy z substancji i zobaczył mnie, wyskoczył z łóżka.
- Anastazja.- zaczął mnie gonić, a ja uciekać.- Dorwę cię małpo.
Nie miałam zbytnio gdzie uciec, więc spełnił swoją obietnicę i... przytulił mnie? Dopiero po chwili skojarzyłam fakty. On miał na twarzy bitą śmietanę, a ja na sobie mundur.
- Czyż ty oszalał!- krzyknęła, patrząc na biały ślad na moim ubraniu, kiedy się odsunął.- Tak mi dziękujesz za wyrwanie z łóżka, żebyś się nie spóźnił?!
Za to Oliwia i Rosa świetnie się bawiły. Ze śmiechu turlały się po podłodze.
- Dość tego.- uspokoiłam je.- Ty idziesz się kąpać i ubierać.- popchałam przyjaciela do łazienki.- A ja muszę wymyślić, jak to wyczyścić.
- Pomogę ci.- blondyna pociągnęła mnie do łazienki.
Może wcześniej nie wspomniałam, ale córka dyrektorki ma ciemne włosy, takie na przełomie czarnego i brązowego. Rosalie jest jedyną blondyną w naszym gronie. W łazience wzięła papier, zmoczyła go i nałożyła trochę mydła, po czym zaczęła mi czyścić strój. Chwilę później był cały mokry, ale czysty. Na szczyęście posiadam coś takiego jak magiczne zdolności i szybko ją ususzyłam ciepłem.
sobota, 25 lutego 2017
ROZDZIAŁ 3
- Hathaway, skup się bardziej!- wrzasnął na mnie Stan.
Skąd wiem, że na mnie? Bo na mojego brata nie podnosi głosu. Tak bardzo równe traktowanie.
- Staram się wujku.- uśmiechnęłam się i mocniej uderzyłam manekina.
- Ile razy mam ci powtarzać, nie mów do mnie wujku?! Dziesięć okrążeń.
- Dobrze wujku. - wszyscy zaczęli się śmiać, a ja ruszyłam dookoła sali.
Oczywiście nie był moim wujkiem, ale często nas od wiedział, gdy przeprowadziliśmy się do akademii po... misji rodziców. Nie chciałam o tym wspominać i skupiłam się na bieganiu. Tylko ćwiczenia do bólu i czytanie książek mnie uspokaja i pozwala przestać myśleć o czymkolwiek. Dlatego też uważam, że Alto się na mnie uwziął. Niby jestem najlepsza w grupie, ale dla niego to i tak za mało. Ciągle daje mi dodatkowe zadania i kary. Nikt nie ma tak przerąbane jak ja. Nienawidzę z nim zajęć. Gdy skończyłam biegać, wróciłam do ćwiczeń. Strażnik trochę ponarzekał, ale jakoś przeżyłam. Kilka minut przed końcem zajęć, na salę weszła Alberta Pietrowa. Muszę powiedzieć, że mam do niej szacunek i podziwiam ją. Mama mówiła, że jest najlepsza w całej szkole i była jej osobistą trenerką po powrocie z Rosji, gdzie polowała na naszego tatę. Wiem, trochę brutalne określenie, ale tak zawsze mówiła, podkreślając, że to nie odnosi się do osoby, którą kochała, bo strzyga nie jest tym, kim była wcześniej.
- Drodzy uczniowie.- przemówiła strażniczka.- Od jutra wasz rocznik zaczynają zajęcia polowe. O ósmej rano zostaną wybrani wam pod opiekę moroje, a waszym zdaniem będzie obronienie ich przed strażnikami, wcielających się w rolę strzyg. Jeszcze dziś, o czwartej wieczorem proszę udać się do recepcji w budynku głównym akademii po odbiór waszego pierwszego w życiu ekwipunku strażników. W zestawie są buty, mundur i sztuczny sztylet. Wśród strażników nie ma wymian podopiecznych.- zakończyła, donośnym głosem.
- I macie być wszyscy na czas.- dodał Stan, patrząc wymownie na Asha.
- Przecież u niego jeszcze nigdy się nie spóźniłem.- poskarżył się szeptem nasz przyjaciel.
Dałam mu kuksańca, gdy strażniczka spojrzała na niego groźne. Już więcej nic nie powiedział.
- Za każdą waszą wygraną lub porażkę będziecie oceniani.- kontynuowała.- Żaden strażnik nie będzie miał litości, ani nikogo nie potraktuje ulgowo. To tylko zajęcia, mające sprawdzić czy nadajecie się do prawdziwej służby i czego trzeba was jeszcze nauczyć.
Na sali zrobiło się gwarno i nikt nawet nie zauważył, gdy kobieta nas opuściła.
- Spokój.- zawołał Stan, a wokół zapanowała cisza.- A teraz w szeregu zbiórka i pięć okrążeń. Później rozejść się.
Po wykonaniu zadania, wyszliśmy z sali. Nie opłacało nam się przebierać, więc od razu rozeszliśmy się do domów. Tam czekali już na nas ciocia, oglądająca coś w telewizji i wujek rozwiązujący krzyżówki na kanapie. Pewnie Diana odrabia lekcje w pokoju. Przywitałam się z nimi całusem w policzek i pobiegłam na górę. Chwilę spędziłam przed szafą, szukając odpowiednich ciuchów na wieczór, bo jak co dzień spotykamy się z przyjaciółmi. W tym czasie Felix skończył się kąpać i ja mogłam zająć łazienkę. Szybko się umyłam, uczesałam, pomalowałam oraz ubrałam, po czym schowałam do kieszeni komórkę.
- Wróćcie najpóźniej o 22.- poprosił wujek, gdy byliśmy już pod drzwiami.
- Dobrze!- krzyknęliśmy jednocześnie i wyszliśmy.
Jak zwykle spotkaliśmy się nad jeziorkiem w lesie, gdzie znajdowała się stara warownia. Podobno to tu nasi rodzice mieli swój pierwszy raz. Każde wspomnienie o nich przynosi mi ból, ale staram się być silna. Muszę dokończyć misję mamy. Na miejscu byli już wszyscy, oprócz... Zgadnijcie kogo? Asha. Tak. Dziesięć punktów dla Anastazji Hathaway.
- Ej, siostra.- szturchnął mnie brat.- A ty co taka dzisiaj nerwowa?
- Wydaje ci się.- zbyłam go.
Nie wydawał się być przekonany, ale wiedział, że dalsze wyciąganie informacji nie ma sensu. Mimo to widziałam, jak przypatruje mi się troskliwie. Zawsze chciał dla mnie jak najlepiej.
- To co? Gramy w tą butelkę?- zmieniłam temat.
- Znowu?- westchnęła Rozi.- Nie mamy się już o co pytać. Znamy się na wylot.
- To na wyzwania.- wzruszyłam ramionami.
- Albo na całowanie.- uśmiechnął się chytrze Ash.
- Nie podoba mi się ten pomysł. - Felix spojrzał wymownie na swoją dziewczynę.
- Skarbie.- Alice go przytuliła.- Przecież to tylko zabawa. Poza tym oprócz ciebie jest tu tylko dwóch chłopców i to naszych przyjaciół. A wiesz, że kocham tylko ciebie.
Mój brat chwilę się opierał, aż w końcu uległ. Pierwsza butelką kręciła Oliwia i wypadło na Rozi. Zbliżyły się do siebie i pocałowały namiętnie. Następnie kręciła morojka i wypadło na Felixa. Alice odwróciła wzrok, gdy ich usta się złączyły. Mój brat wylosował mnie. O fuu... No ale co? Zasady to zasady. Następnie ja wylosowałam córkę królowej.
- O matko. Jak tak dalej pójdzie, to wyjdę na lesbijkę.- zdenerwowała się blondynka, ale mimo wszystko mnie pocałowała. Było to dość ciekawe doświadczenie. Następnie ta wylosowała Tomasa, a on Felicję. Jednak o dziwo ich pocałunek był dłuższy niż reszty. Przyglądaliśmy się im, a oni się zarumienili. Później wybuchliśmy śmiechem i wróciliśmy do gry. Och te spojrzenie Felixa, gdy całowałam się z Ashem. Żeby jeszcze bardziej go zdenerwować, przyciągnęłam czarnowłosego bliżej siebie, zarzucając mu ręce na szyję.
Dampir był typowym łamaczem serc, a mój brat nad opiekuńczy. Nie zrozumie, że nigdy nie poczuję nic do Asha i wolał, aby nasz przyjaciel nie zbliżał się do mnie pod tym romantycznym kątem. Oboje uwielbiamy go wkurzać. Dlatego często zachowujemy się jak para, chodź jesteśmy przyjaciółmi.
- Dobra, kochani. Czas na nas, bo robi się późno.
Zgasiliśmy lampę gazową, zabraliśmy koc, nasze zestawy, które odebraliśmy po drodze z recepcji i całą zgrzewkę pustych butelek po coli. Nie pijemy alkoholu, bo to nie odpowiedzialne ze strony przyszłych strażników. Poza tym kac to ostatnie co mi się marzy jutro rano. W domu zjedliśmy kolację i zamknęliśmy się każdy w swoim pokoju, przygotowując się do snu.
Skąd wiem, że na mnie? Bo na mojego brata nie podnosi głosu. Tak bardzo równe traktowanie.
- Staram się wujku.- uśmiechnęłam się i mocniej uderzyłam manekina.
- Ile razy mam ci powtarzać, nie mów do mnie wujku?! Dziesięć okrążeń.
- Dobrze wujku. - wszyscy zaczęli się śmiać, a ja ruszyłam dookoła sali.
Oczywiście nie był moim wujkiem, ale często nas od wiedział, gdy przeprowadziliśmy się do akademii po... misji rodziców. Nie chciałam o tym wspominać i skupiłam się na bieganiu. Tylko ćwiczenia do bólu i czytanie książek mnie uspokaja i pozwala przestać myśleć o czymkolwiek. Dlatego też uważam, że Alto się na mnie uwziął. Niby jestem najlepsza w grupie, ale dla niego to i tak za mało. Ciągle daje mi dodatkowe zadania i kary. Nikt nie ma tak przerąbane jak ja. Nienawidzę z nim zajęć. Gdy skończyłam biegać, wróciłam do ćwiczeń. Strażnik trochę ponarzekał, ale jakoś przeżyłam. Kilka minut przed końcem zajęć, na salę weszła Alberta Pietrowa. Muszę powiedzieć, że mam do niej szacunek i podziwiam ją. Mama mówiła, że jest najlepsza w całej szkole i była jej osobistą trenerką po powrocie z Rosji, gdzie polowała na naszego tatę. Wiem, trochę brutalne określenie, ale tak zawsze mówiła, podkreślając, że to nie odnosi się do osoby, którą kochała, bo strzyga nie jest tym, kim była wcześniej.
- Drodzy uczniowie.- przemówiła strażniczka.- Od jutra wasz rocznik zaczynają zajęcia polowe. O ósmej rano zostaną wybrani wam pod opiekę moroje, a waszym zdaniem będzie obronienie ich przed strażnikami, wcielających się w rolę strzyg. Jeszcze dziś, o czwartej wieczorem proszę udać się do recepcji w budynku głównym akademii po odbiór waszego pierwszego w życiu ekwipunku strażników. W zestawie są buty, mundur i sztuczny sztylet. Wśród strażników nie ma wymian podopiecznych.- zakończyła, donośnym głosem.
- I macie być wszyscy na czas.- dodał Stan, patrząc wymownie na Asha.
- Przecież u niego jeszcze nigdy się nie spóźniłem.- poskarżył się szeptem nasz przyjaciel.
Dałam mu kuksańca, gdy strażniczka spojrzała na niego groźne. Już więcej nic nie powiedział.
- Za każdą waszą wygraną lub porażkę będziecie oceniani.- kontynuowała.- Żaden strażnik nie będzie miał litości, ani nikogo nie potraktuje ulgowo. To tylko zajęcia, mające sprawdzić czy nadajecie się do prawdziwej służby i czego trzeba was jeszcze nauczyć.
Na sali zrobiło się gwarno i nikt nawet nie zauważył, gdy kobieta nas opuściła.
- Spokój.- zawołał Stan, a wokół zapanowała cisza.- A teraz w szeregu zbiórka i pięć okrążeń. Później rozejść się.
Po wykonaniu zadania, wyszliśmy z sali. Nie opłacało nam się przebierać, więc od razu rozeszliśmy się do domów. Tam czekali już na nas ciocia, oglądająca coś w telewizji i wujek rozwiązujący krzyżówki na kanapie. Pewnie Diana odrabia lekcje w pokoju. Przywitałam się z nimi całusem w policzek i pobiegłam na górę. Chwilę spędziłam przed szafą, szukając odpowiednich ciuchów na wieczór, bo jak co dzień spotykamy się z przyjaciółmi. W tym czasie Felix skończył się kąpać i ja mogłam zająć łazienkę. Szybko się umyłam, uczesałam, pomalowałam oraz ubrałam, po czym schowałam do kieszeni komórkę.
- Wróćcie najpóźniej o 22.- poprosił wujek, gdy byliśmy już pod drzwiami.
- Dobrze!- krzyknęliśmy jednocześnie i wyszliśmy.
Jak zwykle spotkaliśmy się nad jeziorkiem w lesie, gdzie znajdowała się stara warownia. Podobno to tu nasi rodzice mieli swój pierwszy raz. Każde wspomnienie o nich przynosi mi ból, ale staram się być silna. Muszę dokończyć misję mamy. Na miejscu byli już wszyscy, oprócz... Zgadnijcie kogo? Asha. Tak. Dziesięć punktów dla Anastazji Hathaway.
- Ej, siostra.- szturchnął mnie brat.- A ty co taka dzisiaj nerwowa?
- Wydaje ci się.- zbyłam go.
Nie wydawał się być przekonany, ale wiedział, że dalsze wyciąganie informacji nie ma sensu. Mimo to widziałam, jak przypatruje mi się troskliwie. Zawsze chciał dla mnie jak najlepiej.
- To co? Gramy w tą butelkę?- zmieniłam temat.
- Znowu?- westchnęła Rozi.- Nie mamy się już o co pytać. Znamy się na wylot.
- To na wyzwania.- wzruszyłam ramionami.
- Albo na całowanie.- uśmiechnął się chytrze Ash.
- Nie podoba mi się ten pomysł. - Felix spojrzał wymownie na swoją dziewczynę.
- Skarbie.- Alice go przytuliła.- Przecież to tylko zabawa. Poza tym oprócz ciebie jest tu tylko dwóch chłopców i to naszych przyjaciół. A wiesz, że kocham tylko ciebie.
Mój brat chwilę się opierał, aż w końcu uległ. Pierwsza butelką kręciła Oliwia i wypadło na Rozi. Zbliżyły się do siebie i pocałowały namiętnie. Następnie kręciła morojka i wypadło na Felixa. Alice odwróciła wzrok, gdy ich usta się złączyły. Mój brat wylosował mnie. O fuu... No ale co? Zasady to zasady. Następnie ja wylosowałam córkę królowej.
- O matko. Jak tak dalej pójdzie, to wyjdę na lesbijkę.- zdenerwowała się blondynka, ale mimo wszystko mnie pocałowała. Było to dość ciekawe doświadczenie. Następnie ta wylosowała Tomasa, a on Felicję. Jednak o dziwo ich pocałunek był dłuższy niż reszty. Przyglądaliśmy się im, a oni się zarumienili. Później wybuchliśmy śmiechem i wróciliśmy do gry. Och te spojrzenie Felixa, gdy całowałam się z Ashem. Żeby jeszcze bardziej go zdenerwować, przyciągnęłam czarnowłosego bliżej siebie, zarzucając mu ręce na szyję.
Dampir był typowym łamaczem serc, a mój brat nad opiekuńczy. Nie zrozumie, że nigdy nie poczuję nic do Asha i wolał, aby nasz przyjaciel nie zbliżał się do mnie pod tym romantycznym kątem. Oboje uwielbiamy go wkurzać. Dlatego często zachowujemy się jak para, chodź jesteśmy przyjaciółmi.
- Dobra, kochani. Czas na nas, bo robi się późno.
Zgasiliśmy lampę gazową, zabraliśmy koc, nasze zestawy, które odebraliśmy po drodze z recepcji i całą zgrzewkę pustych butelek po coli. Nie pijemy alkoholu, bo to nie odpowiedzialne ze strony przyszłych strażników. Poza tym kac to ostatnie co mi się marzy jutro rano. W domu zjedliśmy kolację i zamknęliśmy się każdy w swoim pokoju, przygotowując się do snu.
piątek, 24 lutego 2017
ROZDZIAŁ 2
Nasz dom znajdował się na terenie akademii. Był specjalny rejon dla rodziny strażników i nauczycieli w szkole. Inny musieli mieszkać w dormitoriach. Nasza siostra poszła do podstawówki, a wujostwo na cześć nauczycieli. My za to ruszyliśmy na główny plac z pomnikiem. Tam zbierali się wszyscy uczniowie, jak i nasza grupa. Przychodzili w zwykłej kolejności. Pierwsze były Rozi i Alice. Dampirzyca od razu wpadła w ramiona chłopaka, witając się namiętnym pocałunkiem, a my tylko przewróciłyśmy oczami i się przytyliśmy. Rozi wpatrywał się chwilę w ziemię pod nogami zakochańców, aż ta się nie poruszyła i oboje nie znaleźli się na ziemi. Zaczęli rozglądać się zdezorientowani dookoła, ale zrozumieli, że to nasza sprawka, gdy zrobiłam im zdjęcie i opublikowałam na forum szkoły z nagłówkiem "Głosujcie na parę roku."
- Kiedyś mi podziękujesz.- posłałam bratu całusa w powietrzu.
Następni przyszli Tomas i Felicja, tłumacząca mu coś, co zapewne przespał ma ostatniej lekcji. Po chwili również dołączyła do nas Olivia. Asha nigdzie nie było widać. Zapewne znowu spóźni się. Zawsze tak jest.
Może teraz tak w formie wyjaśnienia.
Rosalie Dragomir to pierworodna córka królowej i Lorda Ozery. Ma piątkę rodzeństwa i szóste w drodze, ponieważ ich ród jest dość na wyginięciu. Ash Iwaszkow pochodzi z dość nietypowego związku, podobnie jak my, bo jego mamą jest ludzka kobieta i to alchemiczka. Kiedyś takie coś byłoby nie do pomyślenia, ale my jesteśmy bardziej oryginalni. Nasz przyjaciel jest przykładem pierwszych dampirów. My to jedyne na całym świecie dzieci dwójki z naszego gatunku i jesteśmy z tego dumni. Oliwia Tanner, jest dampirzycą i córką naszej dyrektorki. Alice już wam opisałam, a Tomas i Felicja Bompensiero są kuzynostwem Rosalie od strony taty. Ale nie są rodzeństwem. Włoszka jest córką siostry taty Tomasa. Cała trójka jest jedynymi morojami w naszym gronie. Reszta to dampiry. Jednak trzeba przyznać, nieźle trafiliśmy. Dzięki rodzicom mamy kontakty gdzie trzeba.
Niestety na dziedzińcu można też spotkać inne osoby, nie zawsze lubiane. Oczywiście pierwsze miejsce na liście zajmuje Jack Zeklos, mój największy wróg. Tylko mój brat wie, że po między tym morzem nienawiści, tli się promyk zauroczenia morojem. Ale to typowy bad boy, więc go unikam jak ognia, którym zresztą włada i nie pozwalam sobie na jakiekolwiek więcej uczucia. Przejdzie mi i znajdę kogoś, komu będzie na mnie zależeć. Wiadomo, że go interesują tylko panienki na jedną noc. Z tego co opowiadała mi mama, jest zupełnie jak jego ojciec. I ma po tej samej linii podwładnego, a raczej podwładną. Maddy Sarcozy, jego nieodstępny plastik z nie wiadomo jak dużą ilością tapety na gębie i ciuchach striptizerki po występie.
Po dzwonku rozeszliśmy się do swoich klas. Pierwszą mieliśmy sztukę słowiańską, na którą chodzę z Rosą i Ashem. O bracie chyba nie muszę wspominać, bo mamy te same plany lekcji. Jak się spodziewałam, po pięciu minutach wbiegł nasz przyjaciel.
- Przepraszam za spóźnienie. To się więcej nie powtórzy.- zapewnił, na co klasa zaczęła szemrać.
Który raz to obiecuje? Po chwili nauczyciel w spokoju mógł prowadzić zajęcia.
Między trzecią, a czwartą lekcją poszłam wymienić książki. Los chciał, że każde z nas miał szafki w innej części szkoły. Włożyła wszystko do środka i wyciągnęłam strój na trening. Teraz kolejne cztery godziny ćwiczeń. A po pierwszej mamy przerwę na lunch. Kto układał te plany lekcji? Zamknęłam szafkę.
- Hej piękna.- podskoczyłam, gdy na przeciwko mnie zobaczyłam intensywne piwne oczy i blond czuprynę.
- Czego chcesz Zeklos?- spytałam, przywracając teatralne oczami.
- Nie męcz się tak, bo cię gałki oczne rozbolą.- uśmiechnął się cwanie, opierając się o szafki.- Chciałem zaprosić cię do siebie...
- A co? Dziwki się skończyły?
- A znasz tu jeszcze jakieś?- spytał z głupawym uśmiechem.
- Żadnej, którą byś nie przeleciał.- odpowiedziałam bez uczuć.
- Czemu nie chcesz dać się zaprosić?
- Bo nie zamierzam być kolejną twoją zabaweczką.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.- Coś jeszcze? Bo spieszę się na trening.
- Spokojnie księżniczko.- uniósł ręce w obronnym geście.- Złość piękności szkodzi. Przykro, że nie jesteś jak twoja matka.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- przymrużyłam oczy.
- No wiesz. Uganiała się za twoim ojcem, póki ten się nie zlitował i nie wyszedł za nią.- uśmiechnął się bezczelnie.
O nie. Teraz przegiął. Jest na świecie tylko jedna osoba, mogąca mówić do mnie "księżniczko". I to na pewno nie on. Nie dam, do tego, obrażać moich rodziców. Tato zawsze kochał mamę całym sercem.
- Ja przynajmniej nie byłam wpadką męskiej dziwki.- nie czekając na odpowiedz, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Jednak nie przeszłam daleko, gdy poczułam smukłe palce, zaciskające się na moim nadgarstku.
- Ty nic o tym nie wiesz.- warknął mi do ucha groźnym głosem, zaciskając szczękę na co przeszły mnie dreszcze.
Nie dałam po sobie niczego poznać. Szybko wykorzystałam znany mi chwyt i to teraz ja uwięziłam go.
- Ty też o niczym nie wiesz, więc zajmij się swoim życiem, a nie wtrącasz się do czyjegoś. I nigdy nie mów do mnie księżniczko.- puściłam go i poszłam na salę.
Szlag! Całe cztery godziny ze Stanem. Za jakie grzechy.
- Nie przesadzaj siora.- Felix objął mnie ramieniem, a wręcz uwiesił się na mnie.- Damy radę.
- Mów za siebie. On mnie nie lubi.- jęknęłam.
- Wydaje ci się.
Spojrzałam na niego spode łba morderczym wzrokiem, ale on oczywiście nic sobie z tego nie zrobił. Westchnęłam, przywracają oczami.
- Jutro zaczynają się zajęcia polowe.- obok nas pojawiła się Alice.- Jak myślisz Misiu? Kogo nam przydzielą?
- Szkoda, że nie możecie być w parze. Wtedy nie opuścilibyście pokoju Felixa.- zaśmiałam się.
Ruda zrobiła się cała czerwona, a brat rzucił mi groźne spojrzenie. Uśmiechnęłam się i posłałam mu całusa w powietrzu.
- A ty byś mogła zaopiekować się mną.- od tyłu zawiesił się na mnie Ash.
- Może w końcu skończyłbyś się spóźniać.- zadrwiła z niego Oliwia.
- Ja tylko współczuję osobie której dadzą Zeklosa.- zaśmiałam się, a reszta mi zawtórowała.
Jednak w głębi duszy myślałam o tym co powiedział. Czy naprawdę plotki o naszych rodzicach są tak zmyślone? I co w takim razie jest prawdą o jego rodzinie?
_________________________________________________
Pojawiło się wiele pytań o Romitri... W sumie czego ja się spodziewałam? Tak pamiętam o Dimce. W połowie książki zmienię perspektywę i wtedy się wszystko wyjaśni. Mam nadzieję, że nie zrazicie się i zostaniecie do końca
- Kiedyś mi podziękujesz.- posłałam bratu całusa w powietrzu.
Następni przyszli Tomas i Felicja, tłumacząca mu coś, co zapewne przespał ma ostatniej lekcji. Po chwili również dołączyła do nas Olivia. Asha nigdzie nie było widać. Zapewne znowu spóźni się. Zawsze tak jest.
Może teraz tak w formie wyjaśnienia.
Rosalie Dragomir to pierworodna córka królowej i Lorda Ozery. Ma piątkę rodzeństwa i szóste w drodze, ponieważ ich ród jest dość na wyginięciu. Ash Iwaszkow pochodzi z dość nietypowego związku, podobnie jak my, bo jego mamą jest ludzka kobieta i to alchemiczka. Kiedyś takie coś byłoby nie do pomyślenia, ale my jesteśmy bardziej oryginalni. Nasz przyjaciel jest przykładem pierwszych dampirów. My to jedyne na całym świecie dzieci dwójki z naszego gatunku i jesteśmy z tego dumni. Oliwia Tanner, jest dampirzycą i córką naszej dyrektorki. Alice już wam opisałam, a Tomas i Felicja Bompensiero są kuzynostwem Rosalie od strony taty. Ale nie są rodzeństwem. Włoszka jest córką siostry taty Tomasa. Cała trójka jest jedynymi morojami w naszym gronie. Reszta to dampiry. Jednak trzeba przyznać, nieźle trafiliśmy. Dzięki rodzicom mamy kontakty gdzie trzeba.
Niestety na dziedzińcu można też spotkać inne osoby, nie zawsze lubiane. Oczywiście pierwsze miejsce na liście zajmuje Jack Zeklos, mój największy wróg. Tylko mój brat wie, że po między tym morzem nienawiści, tli się promyk zauroczenia morojem. Ale to typowy bad boy, więc go unikam jak ognia, którym zresztą włada i nie pozwalam sobie na jakiekolwiek więcej uczucia. Przejdzie mi i znajdę kogoś, komu będzie na mnie zależeć. Wiadomo, że go interesują tylko panienki na jedną noc. Z tego co opowiadała mi mama, jest zupełnie jak jego ojciec. I ma po tej samej linii podwładnego, a raczej podwładną. Maddy Sarcozy, jego nieodstępny plastik z nie wiadomo jak dużą ilością tapety na gębie i ciuchach striptizerki po występie.
Po dzwonku rozeszliśmy się do swoich klas. Pierwszą mieliśmy sztukę słowiańską, na którą chodzę z Rosą i Ashem. O bracie chyba nie muszę wspominać, bo mamy te same plany lekcji. Jak się spodziewałam, po pięciu minutach wbiegł nasz przyjaciel.
- Przepraszam za spóźnienie. To się więcej nie powtórzy.- zapewnił, na co klasa zaczęła szemrać.
Który raz to obiecuje? Po chwili nauczyciel w spokoju mógł prowadzić zajęcia.
Między trzecią, a czwartą lekcją poszłam wymienić książki. Los chciał, że każde z nas miał szafki w innej części szkoły. Włożyła wszystko do środka i wyciągnęłam strój na trening. Teraz kolejne cztery godziny ćwiczeń. A po pierwszej mamy przerwę na lunch. Kto układał te plany lekcji? Zamknęłam szafkę.
- Hej piękna.- podskoczyłam, gdy na przeciwko mnie zobaczyłam intensywne piwne oczy i blond czuprynę.
- Czego chcesz Zeklos?- spytałam, przywracając teatralne oczami.
- Nie męcz się tak, bo cię gałki oczne rozbolą.- uśmiechnął się cwanie, opierając się o szafki.- Chciałem zaprosić cię do siebie...
- A co? Dziwki się skończyły?
- A znasz tu jeszcze jakieś?- spytał z głupawym uśmiechem.
- Żadnej, którą byś nie przeleciał.- odpowiedziałam bez uczuć.
- Czemu nie chcesz dać się zaprosić?
- Bo nie zamierzam być kolejną twoją zabaweczką.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.- Coś jeszcze? Bo spieszę się na trening.
- Spokojnie księżniczko.- uniósł ręce w obronnym geście.- Złość piękności szkodzi. Przykro, że nie jesteś jak twoja matka.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- przymrużyłam oczy.
- No wiesz. Uganiała się za twoim ojcem, póki ten się nie zlitował i nie wyszedł za nią.- uśmiechnął się bezczelnie.
O nie. Teraz przegiął. Jest na świecie tylko jedna osoba, mogąca mówić do mnie "księżniczko". I to na pewno nie on. Nie dam, do tego, obrażać moich rodziców. Tato zawsze kochał mamę całym sercem.
- Ja przynajmniej nie byłam wpadką męskiej dziwki.- nie czekając na odpowiedz, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Jednak nie przeszłam daleko, gdy poczułam smukłe palce, zaciskające się na moim nadgarstku.
- Ty nic o tym nie wiesz.- warknął mi do ucha groźnym głosem, zaciskając szczękę na co przeszły mnie dreszcze.
Nie dałam po sobie niczego poznać. Szybko wykorzystałam znany mi chwyt i to teraz ja uwięziłam go.
- Ty też o niczym nie wiesz, więc zajmij się swoim życiem, a nie wtrącasz się do czyjegoś. I nigdy nie mów do mnie księżniczko.- puściłam go i poszłam na salę.
Szlag! Całe cztery godziny ze Stanem. Za jakie grzechy.
- Nie przesadzaj siora.- Felix objął mnie ramieniem, a wręcz uwiesił się na mnie.- Damy radę.
- Mów za siebie. On mnie nie lubi.- jęknęłam.
- Wydaje ci się.
Spojrzałam na niego spode łba morderczym wzrokiem, ale on oczywiście nic sobie z tego nie zrobił. Westchnęłam, przywracają oczami.
- Jutro zaczynają się zajęcia polowe.- obok nas pojawiła się Alice.- Jak myślisz Misiu? Kogo nam przydzielą?
- Szkoda, że nie możecie być w parze. Wtedy nie opuścilibyście pokoju Felixa.- zaśmiałam się.
Ruda zrobiła się cała czerwona, a brat rzucił mi groźne spojrzenie. Uśmiechnęłam się i posłałam mu całusa w powietrzu.
- A ty byś mogła zaopiekować się mną.- od tyłu zawiesił się na mnie Ash.
- Może w końcu skończyłbyś się spóźniać.- zadrwiła z niego Oliwia.
- Ja tylko współczuję osobie której dadzą Zeklosa.- zaśmiałam się, a reszta mi zawtórowała.
Jednak w głębi duszy myślałam o tym co powiedział. Czy naprawdę plotki o naszych rodzicach są tak zmyślone? I co w takim razie jest prawdą o jego rodzinie?
_________________________________________________
Pojawiło się wiele pytań o Romitri... W sumie czego ja się spodziewałam? Tak pamiętam o Dimce. W połowie książki zmienię perspektywę i wtedy się wszystko wyjaśni. Mam nadzieję, że nie zrazicie się i zostaniecie do końca
czwartek, 23 lutego 2017
ROZDZIAŁ 1
- Nastka.- poczułam jak ktoś mnie szarpie.- Skarbie, wstawaj.
- Już wstaję.- mruknęłam.
- Zawsze to samo.- westchnęła ciocia.- Za pięć minut widzę cię na dole.
Usłyszałam kroki na korytarzu i po raz kolejny zaczęłam pogrążać się w śnie, kiedy poczułam na sobie ciężar.
- Felix! Zabieraj ze mnie swoją tłustą dupę.- warknęłam na brata.
- Chodzi ci o ten kaloryfer, siostra?- zaśmiał się, a ja w wyobraźni widziałam jak napręża muskuły.
Co prawda ma czym się pochwalić, ale oczywiście na głos tego nie przyznam.
- Pod moim oknem jest lepszy.- zaśmiałam się, zarzucając go z siebie.
- Ale na twój nie lecą wszystkie laski w szkole.
- Na twój też nie.- zauważyłam, przeciągając się.
- Bo Alice, zawodowo odstrasza konkurencję.- uśmiechnął się rozmarzony.
Wzięłam ciemno różowy top, ulubione, dżinsowe rurki, bieliznę i weszłam do łazienki. Alice Ashford to dziewczyna mojego brata oraz nasza przyjaciółka od... odkąd pamiętam. Jest uroczą rudowłosą dampirzycą o bardzo dobrym sercu. Ale niech to was nie zawiedzie. Na lekcjach walki pokazuje swoje dziedzictwo. Tylko ja i Felix umiemy nie dać się powalić po dziesięciu sekundach, choć i my nie zawsze wygramy. Jesteśmy najlepsi na zajęciach. Jednak Stan Alto, nasz nauczyciel, nie uważa, że jesteśmy gotowi do walki ze strzygami. Ale przekonamy się na zajęciach polowych, kto ma rację. Mój brat, jak mówi ciocia Wiktoria jest bardzo podobny do taty, ale różni się oczami i ustami, które odziedziczył po mamie. No i Stan czasami wspominał coś o charakterze typowym dla Hathaway, ale podkreślał, że ja przejawiam go więcej. Nie do końca to rozumiem, ale wiem, że mama na długo wryła się w pamięć tej szkoły. Mimo wszystko nie myślę, żeby dawny styl życia mojego bliźniaka był objawem tego czegoś. Czym tak bardzo wystawił się Felix? Tym, co teraz robi Jack Zeklos. Zaliczenie panienek. Ale zastrzega, że on to robił kulturalnie, dobitnie ustalając warunki z chętnymi dziewczynami i żadna nie kleiła się do niego, sądząc, że jak ją przeleciał, jest wielce zakochany. I szerokim łukiem omijał wytapetowane plastiki, tworzące teraz główną część wianuszka jego następcy. Egh... Ohyda. Od takich to tylko choroby można się nabawić.
Umyta, ubrana i uczesana przyglądałam się sobie w lustrze. Ja, oprócz pełnych ust i ciemno brązowych oczu taty, wyglądałam jak nasza mama. Długie, ciemne, lekko poskręcane włosy, uwydatnione kości policzkowe, łagodne rysy, świadczące o moim cynicznym poczuciu humoru i konkretna figura, zaokrąglona tak gdzie trzeba. Jestem świadoma tego, że każdy chłopak się za mną ogląda, ale ja czekam na tego jedynego. Co nie znaczy, że nie lubię czasem z którymś poflirtować. Może i naiwne marzenia, ale hej! Naszej mamie się udało, a mi się ma nie udać? Zadowolona ze swojego wyglądu wyszłam z pokoju. Felix leżał na moim łóżku, zapatrzony w kostkę Rubika. Zawsze gdy intensywnie myśli, na czole pojawia mu się zmarszczka i nieświadomie wyciąga język z buzi.
- Daj jej już spokój i chodź, bo głodna jestem.- wyrwałam mu zagadkę i odłożyłam na półkę.
Podeszłam do biurka po torbę, a gdy po nią sięgałam, wyczułam, że brat chce wziąć moją kostkę.
- Nawet nie próbuj.- ostrzegłam, na co zatrzymał się w pół kroku.- Już, sio z mojego pokoju.
- Oj, siostruś. Jeszcze chwilę. Prawie ją ułożyłem.- jęknął, jednak wyszedł na korytarz.
- Słyszę to od tygodnia.- westchnęłam, idąc za nim.
Wziął swoją torbę z pokoju i zeszliśmy na śniadanie. Przy schodach rzuciliśmy plecaki, po czym weszliśmy do kuchni.
- Cześć.- powiedziałam równo z bratem.
Jak co dzień ciocia Lili kręciła się między blatami, a stolikiem na środku, a wujek Pawka czytał gazetę. Po jego ślubie z siostrą mamy był mały problem, bo normalnie był naszym kuzynem i nie wiedzieliśmy jaj się do niego zwracać. Ostatecznie uznał, że jest o tyle starszy co ciocia i aby nie poczuła się dziwnie, mamy mówić mu wujek. No i z czasem się przyzwyczailiśmy.
- Hej, młodzieży. Wyspane?- spytał znad gazety.
- Oczywiście.- brunet uśmiechnął się szeroko.
- Może być.- mruknęłam.
- Gdybyś nie siedziała do późnej nocy przy oknie bardziej byś się wyspała.- zganił mnie w myślach brat.
- Co dziennie to samo. Nie znudziło ci się?- fuknęłam tak samo.
- A tobie?
Zaczęliśmy się w siebie wpatrywać ze złością, póki nie przerwała nam pewna jedenastolatka.
- A wy znowu się o to kłócicie?- przewróciła oczami.- Hej ciociu, hej wujku.
- Cześć mała.- wujek uśmiechnął się szeroko.
- Ciesz się, że nie robią już tego na głos.- odezwała się w końcu jego żona, nakładając na każdy talerz jajecznicy.
Wszyscy usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Od razu jak nasza młodsza siostra pojawiła się w kuchni, zrobiło się weselej. Ona w ogóle roztacza wokół siebie dobrą energię. Diana to idealna kopia mamy z charakterem włącznie. Po ojcu ma chyba tylko cierpliwość. No i opanowanie w groźnych sytuacjach. Jest równie wkurzająca dla Felix jak ja, więc świetnie się dogadujemy.
- Nastka, pomóż mi.- nagle odezwał się mój brat.
- O co chodzi?- spytałam, nie przerywając posiłku.
- No wiesz... Za kilka dni mamy z Alice rocznicę i...
- Skok ze spadochronu.- poleciłam. Na raz zaczęłam przeglądać jego plany.- Uuu... będzie bzykanko.
Uśmiechnęłam się jak psychopata, a chłopak oblał się rumieńcem, na co wybuchłam śmiechem. Reszta spojrzała na nas, po czym przewróciła oczami i wróciła do posiłku. Już każdy był przyzwyczajony do naszej więzi. Oprócz najbliższej rodziny i przyjaciół zarówno naszych, jak i rodziców, wiedziała dyrektorka, z którą mieliśmy dodatkowe zajęcia i wszyscy nauczyciele, aby wiedzieć jak w razie czego zareagować.
- To wcale nie jest śmieszne.- fuknął mój brat.
- Jak dla mnie jest.- lekko się uśmiechnęłam, ale po chwili spoważniałam, odzywają się na głos.- Jeśli ją skrzywdzisz, zginiesz marnie.
- Słyszałem to już.- przewrócił oczami.- Od ciebie trzy razy, Asha osiem, Rosalie dziesięć, Oliwii pięć i pięć od Tomasa. A i jeszcze raz od Felicji.
To był cały skład naszej grupki. I każdy dbał o każdego jak o rodzeństwo.
- Już wstaję.- mruknęłam.
- Zawsze to samo.- westchnęła ciocia.- Za pięć minut widzę cię na dole.
Usłyszałam kroki na korytarzu i po raz kolejny zaczęłam pogrążać się w śnie, kiedy poczułam na sobie ciężar.
- Felix! Zabieraj ze mnie swoją tłustą dupę.- warknęłam na brata.
- Chodzi ci o ten kaloryfer, siostra?- zaśmiał się, a ja w wyobraźni widziałam jak napręża muskuły.
Co prawda ma czym się pochwalić, ale oczywiście na głos tego nie przyznam.
- Pod moim oknem jest lepszy.- zaśmiałam się, zarzucając go z siebie.
- Ale na twój nie lecą wszystkie laski w szkole.
- Na twój też nie.- zauważyłam, przeciągając się.
- Bo Alice, zawodowo odstrasza konkurencję.- uśmiechnął się rozmarzony.
Wzięłam ciemno różowy top, ulubione, dżinsowe rurki, bieliznę i weszłam do łazienki. Alice Ashford to dziewczyna mojego brata oraz nasza przyjaciółka od... odkąd pamiętam. Jest uroczą rudowłosą dampirzycą o bardzo dobrym sercu. Ale niech to was nie zawiedzie. Na lekcjach walki pokazuje swoje dziedzictwo. Tylko ja i Felix umiemy nie dać się powalić po dziesięciu sekundach, choć i my nie zawsze wygramy. Jesteśmy najlepsi na zajęciach. Jednak Stan Alto, nasz nauczyciel, nie uważa, że jesteśmy gotowi do walki ze strzygami. Ale przekonamy się na zajęciach polowych, kto ma rację. Mój brat, jak mówi ciocia Wiktoria jest bardzo podobny do taty, ale różni się oczami i ustami, które odziedziczył po mamie. No i Stan czasami wspominał coś o charakterze typowym dla Hathaway, ale podkreślał, że ja przejawiam go więcej. Nie do końca to rozumiem, ale wiem, że mama na długo wryła się w pamięć tej szkoły. Mimo wszystko nie myślę, żeby dawny styl życia mojego bliźniaka był objawem tego czegoś. Czym tak bardzo wystawił się Felix? Tym, co teraz robi Jack Zeklos. Zaliczenie panienek. Ale zastrzega, że on to robił kulturalnie, dobitnie ustalając warunki z chętnymi dziewczynami i żadna nie kleiła się do niego, sądząc, że jak ją przeleciał, jest wielce zakochany. I szerokim łukiem omijał wytapetowane plastiki, tworzące teraz główną część wianuszka jego następcy. Egh... Ohyda. Od takich to tylko choroby można się nabawić.
Umyta, ubrana i uczesana przyglądałam się sobie w lustrze. Ja, oprócz pełnych ust i ciemno brązowych oczu taty, wyglądałam jak nasza mama. Długie, ciemne, lekko poskręcane włosy, uwydatnione kości policzkowe, łagodne rysy, świadczące o moim cynicznym poczuciu humoru i konkretna figura, zaokrąglona tak gdzie trzeba. Jestem świadoma tego, że każdy chłopak się za mną ogląda, ale ja czekam na tego jedynego. Co nie znaczy, że nie lubię czasem z którymś poflirtować. Może i naiwne marzenia, ale hej! Naszej mamie się udało, a mi się ma nie udać? Zadowolona ze swojego wyglądu wyszłam z pokoju. Felix leżał na moim łóżku, zapatrzony w kostkę Rubika. Zawsze gdy intensywnie myśli, na czole pojawia mu się zmarszczka i nieświadomie wyciąga język z buzi.
- Daj jej już spokój i chodź, bo głodna jestem.- wyrwałam mu zagadkę i odłożyłam na półkę.
Podeszłam do biurka po torbę, a gdy po nią sięgałam, wyczułam, że brat chce wziąć moją kostkę.
- Nawet nie próbuj.- ostrzegłam, na co zatrzymał się w pół kroku.- Już, sio z mojego pokoju.
- Oj, siostruś. Jeszcze chwilę. Prawie ją ułożyłem.- jęknął, jednak wyszedł na korytarz.
- Słyszę to od tygodnia.- westchnęłam, idąc za nim.
Wziął swoją torbę z pokoju i zeszliśmy na śniadanie. Przy schodach rzuciliśmy plecaki, po czym weszliśmy do kuchni.
- Cześć.- powiedziałam równo z bratem.
Jak co dzień ciocia Lili kręciła się między blatami, a stolikiem na środku, a wujek Pawka czytał gazetę. Po jego ślubie z siostrą mamy był mały problem, bo normalnie był naszym kuzynem i nie wiedzieliśmy jaj się do niego zwracać. Ostatecznie uznał, że jest o tyle starszy co ciocia i aby nie poczuła się dziwnie, mamy mówić mu wujek. No i z czasem się przyzwyczailiśmy.
- Hej, młodzieży. Wyspane?- spytał znad gazety.
- Oczywiście.- brunet uśmiechnął się szeroko.
- Może być.- mruknęłam.
- Gdybyś nie siedziała do późnej nocy przy oknie bardziej byś się wyspała.- zganił mnie w myślach brat.
- Co dziennie to samo. Nie znudziło ci się?- fuknęłam tak samo.
- A tobie?
Zaczęliśmy się w siebie wpatrywać ze złością, póki nie przerwała nam pewna jedenastolatka.
- A wy znowu się o to kłócicie?- przewróciła oczami.- Hej ciociu, hej wujku.
- Cześć mała.- wujek uśmiechnął się szeroko.
- Ciesz się, że nie robią już tego na głos.- odezwała się w końcu jego żona, nakładając na każdy talerz jajecznicy.
Wszyscy usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Od razu jak nasza młodsza siostra pojawiła się w kuchni, zrobiło się weselej. Ona w ogóle roztacza wokół siebie dobrą energię. Diana to idealna kopia mamy z charakterem włącznie. Po ojcu ma chyba tylko cierpliwość. No i opanowanie w groźnych sytuacjach. Jest równie wkurzająca dla Felix jak ja, więc świetnie się dogadujemy.
- Nastka, pomóż mi.- nagle odezwał się mój brat.
- O co chodzi?- spytałam, nie przerywając posiłku.
- No wiesz... Za kilka dni mamy z Alice rocznicę i...
- Skok ze spadochronu.- poleciłam. Na raz zaczęłam przeglądać jego plany.- Uuu... będzie bzykanko.
Uśmiechnęłam się jak psychopata, a chłopak oblał się rumieńcem, na co wybuchłam śmiechem. Reszta spojrzała na nas, po czym przewróciła oczami i wróciła do posiłku. Już każdy był przyzwyczajony do naszej więzi. Oprócz najbliższej rodziny i przyjaciół zarówno naszych, jak i rodziców, wiedziała dyrektorka, z którą mieliśmy dodatkowe zajęcia i wszyscy nauczyciele, aby wiedzieć jak w razie czego zareagować.
- To wcale nie jest śmieszne.- fuknął mój brat.
- Jak dla mnie jest.- lekko się uśmiechnęłam, ale po chwili spoważniałam, odzywają się na głos.- Jeśli ją skrzywdzisz, zginiesz marnie.
- Słyszałem to już.- przewrócił oczami.- Od ciebie trzy razy, Asha osiem, Rosalie dziesięć, Oliwii pięć i pięć od Tomasa. A i jeszcze raz od Felicji.
To był cały skład naszej grupki. I każdy dbał o każdego jak o rodzeństwo.
PROLOG
Ktoś kiedyś powiedział, że historia lubi się powtarzać. Jeśli tak, to wolę tego nie dożyć. Życie i tak dało mi popalić. A jakoś nikt się nie pyta, czy tęsknię za słońcem, co chciałabym robić w życiu, gdybym nie była dampirem, czy chciałabym mieć inne dzieciństwo. Ale wciąż czuję się na karuzeli, z której nie mogę zejść. Los wciąż mną kręci i zmienia wszystko co planowałam o 180°. Jednak wszystko co przeżyłam, albo czegoś mnie nauczyło, albo sprawiło, że jestem silniejsza. Wiele ważnych osób odeszło, jeszcze więcej cierpiało. I to wszystko mnie kształtowało. Nie zamieniłabym tych lat mojego życia na nic. Bo wtedy byłabym kimś innym. To jacy jesteśmy, zawdzięczamy tym z kim jesteśmy. Rodzina, przyjaciele, szkoła. Niby jestem dorosła, niby ten okres czasu tyle zmienia, a jednak to drobinkanka piasku, nie widziana gołym okiem, w wielkiej klepsydrze czasu i historii. Tej co mamy i tej co dopiero napiszemy. To co za chwilę powiem, możnaby uznać za zuchwałe, ale jest prawdziwe. Pod tym podpisze się każdy dampir. Kim jestem? A czy to ważne? Mogę być sobą, albo tobą. Mogę być wszystkimi lub każdym z osobna. Legedą, a także przypadkową osobą w tłumie, którą spotykasz codziennie, ale nie zwracasz na nią uwagi. Ale to my decydujemy jak nas zapamiętają. Dlatego dzisiaj mogę z dumą mówić o moich rodzicach, znanych na cały świat.
Hathaway-Bielikow.
KSIĘŻYCOWY SZTYLET
No dobra. Znacie moje serce. Oto nadchodzi druga część, o tym właśnie tytule. Dziękuję za te wszystkie komentarze pod Podziękowaniami. To naprawdę motywuje i dzięki temu macie szybciej rozdział. Dodał też wieczorem pierwszy rozdział, bo trochę mi się ich uzbierało. Wszystko na tych samych regułach. Kocham was. 💖💖💖💖
niedziela, 19 lutego 2017
PODZIEKOWANIA
O rany! Nie wiem co napisać! Doszłam do końca książki.
Oczywiście zacznę od najważniejszego, bo boję się, że mnie zabijecie za to zakończenie, nim to ogłoszę. Otóż będzie druga część. Kiedy pierwszy rozdział? Niedługo. Planuję kilka bonusów, ale to się zobaczy. Wracając. Chciałabym podziękować Joli, mojej przyjaciółce, bez której nigdy nie poznałabym tak wspaniałej książki, jak "Akademia Wampirów" skutkiem czego nie powstał by ten blog. Ja dalej nie wierzę, że go założyłam, mimo że to było ponad rok temu. Dziękuję ci za przekonanie mnie do pierwszej części i pożyczanie kolejnych. Następnie Mańce, Oli i Marcie za ciągły kontakt, świetne rozmowy, czytanie i komentowanie. Tak samo dziękuję reszcie komentujących mnie. Mrs. White, DayDance, Angelika Angela, Ewa Paulina, Rosetka 009, Anita Olejniczak, Werka, Ada Vanity, Sylwia Gawron, Bad girls, Zmey, Rosalie i Kasia i wszystkie Animki. Za komentowanie, więcej lub mniej. Cześć z nich się albo gdzieś podziała, albo została w tyle i kiedyś tu dojdzie, albo nie komentuje. Ale ja o was nie zapomniałam. A jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam i również dziękuję za komentarze. Przeczytałam od was wiele ciepłych i budujących słów, dzięki którym zeszliśmy tak daleko. Nie wiem, co bym bez was zrobiła i bez reszty tak wspaniałych czytelników. Dziękuję wszystkim, za to że byli ze mną, nawet gdy wena lekko podupadała. Za to że ze mną zostaliście do końca. I mam nadzieję, że w tak licznym składzie ruszymy w drugą podróż z naszymi bohaterami. Druga część będzie pisana wciąż na tym blogu.
Teraz mam taką serdeczną prośbę. Chcę zobaczyć jak dużo nas jest i czy damy radę pobić rekord komentarzy. Proszę wszystkich, aby teraz, po przeczytaniu tej notki, zostawili komentarz. KAŻDY. Bardzo mi na tym zależy. Taka motywacja na następny rok, a może i więcej z blogiem. Na otwarcie drugiej części. Wystarczy jedno słowo, kropka, przecinek, buźka, nawet jedna litera. Po prostu chcę was widzieć. Jeszcze raz dziękuję moim kochanym czytelnikom, za to że was mam. KOCHAM WAS!!! 💖💖💖💖 💖💖💖💖 💖💖💖💖 💖💖💖💖
Teraz mam taką serdeczną prośbę. Chcę zobaczyć jak dużo nas jest i czy damy radę pobić rekord komentarzy. Proszę wszystkich, aby teraz, po przeczytaniu tej notki, zostawili komentarz. KAŻDY. Bardzo mi na tym zależy. Taka motywacja na następny rok, a może i więcej z blogiem. Na otwarcie drugiej części. Wystarczy jedno słowo, kropka, przecinek, buźka, nawet jedna litera. Po prostu chcę was widzieć. Jeszcze raz dziękuję moim kochanym czytelnikom, za to że was mam. KOCHAM WAS!!! 💖💖💖💖 💖💖💖💖 💖💖💖💖 💖💖💖💖
EPILOG
5 LAT PÓŹNIEJ
Torby stały już przy drzwiach, a nam zostało się pożegnać.
- Tylko nie puścić nam domu z dymem.- poprosiłam siostrę.- Chcemy mieć do czego wrócić.
- Dobrze Rose.- Lili przewróciła oczami.
- Roza, nie ufasz jej?- poczułam silne dłonie oplatające mnie w pasie.
- Doskonale wiem, jakie pomysły przychodzą w takim wieku. Po za tym to MOJA SIOSTRA od strony ABE'A.- podkreśliłam najważniejsze słowa.
- Hymn...- mój mąż wyraźnie się z martwił.- Może poproszę Jill, jak już tu będą...- umilkł widząc spojrzenie młodej.- Przecież żartuję. Uważajcie na siebie.- cmoknął ją w czoło.- I żadnych chłopców.
- Kochanie, ona ma piętnaście lat...
- No to idealny wiek, aby ją przed nimi chronić.- uparł się.
- To wy uważajcie na siebie.- Lili uścisnęła nas oboje.- I spokojnie, będą tu tylko moje przyjaciółki.
Moja siostra wyrosła na piękną nastolatkę. Dzięki treningom ma zgrabną, figurę, ale również dba o siebie, czemu zawdzięcza długi do pasa, brązowe włosy. Rysy jej trochę spoważniały, lecz wciąż miewa szalone pomysły. Ale jedno się nie zmieni. Jest dla nas jak córka i troszczymy się o siebie nawzajem. Nagle ze schodów zbiegła dwójka sześciolatków. Dziewczynka wskoczyła strażnikowi na plecy, a chłopiec wdrapał się na sofę koło nas.
- Co tam księżniczko?- Dymitr obrócił córeczkę przodem do siebie, a później przełożył ramiona jej pod kolanami, tak, że zwisała głową w dół i zaczął się kręcić.
- Mamusiu! Mamusiu! Zobacz.- Felix zaczął machać mi przed nosem kartką.
- Pokaż, co tam masz.- usiadłam obok niego, a on podał mi papier.- Ale piękne!
- To jesteśmy my na łyżwach, tam nad jeziorem w lesie. To ja, tutaj Nastia i ciocia Lili, a tu ty i tata. Całujecie się.- ba ostatnie słowa zaśmiał się, jakby podglądał coś zabronionego.
Co prawda nie trudno było nas zobaczyć, całujących się, bo ciągle to robimy. Mimo tylu lat, nigdy się nie kłócimy i ciągle kochamy się jak przed ślubem. Bierzemy z życia i naszej miłości jak najwięcej.
- O! A tutaj jest Ańka.
Jak na zawołanie, koło nas pojawiła się suczka i wskoczyła nam na kolana.
- Bianka!- zawołał mój ukochany.
Nasza córeczka się zaśmiała, a i sama zainteresowana za dużo sobie z tego nie zrobiła. Jednak pod moim naciskiem zeszła na podłogę
- Piękny rysunek.- uznał Rosjanin, stawiając brunetkę na podłodze.- Na pewno trafi na lodówkę.
- Tato!- zawołała Nastka.- Ja też coś narysowałam.
Szybko pobiegła na schody.
- Ona kłamie.- zaśmiał się drugi bliźniak.
- Wcale, że nie.- dobiegł nas jej słodki krzyk z góry i oczami wyobraźni widziałam, jak tupie swoją małą nóżką.
Po chwili zbiegła z dwoma kartkami. Podała nam jedną, a drugą schowała za plecami. Wolała być chwalona dwa razy, niż raz za obie prace. Dalej jest śmiała i chętnie poznaje świat oraz uwielbia być w centrum uwagi. Felix jest jej kompletnym przeciwieństwem. Nieśmiały, rozważny, skromny, ale i odważny. To on wybija jej głupie pomysły z głowy, za to ona pomaga mu zawierać przyjaźnie. Oboje są jak papużki nierozłączki i jeśli tak będzie dalej, mogę być o nich bezpieczna
Kochają się i umieją o siebie zadbać tak, że inni powinni brać z nich przykład.
- Bardzo ładne.- stwierdził mój mąż z uśmiechem.
- A ty co myślisz mamo?- dopytywała.
Wzięłam kartkę, podając rysunek synka w zamian, a Dymitr poszedł zawiesić go ja lodówce. Przed sobą zobaczyłam zbiegowisko różnych lini i kółek.
- Ciekawe.- stwierdziłam.- A powiesz mi, co to przedstawia?
- Nie wiem.- wzruszyła ramionami.- A co tu widzisz?
Przez ten czas trochę poczytałam o rysunku i stałam się dla nich, a zwłaszcza Nastki autorytetem i znawczynią sztuki. Położyłam rysunek na meblach pod ścianą i się od niego odsunęłam.
- Widzę tam gwiazdkę. Powiesz mi, o czym myślałaś, rysując to?- dociekałam.
- Tata kiedyś powinien być szeryfem. Bo już ma konia, płaszcz, kapelusz i wie wszystko o kowbojach. Ale nie jest. Jak mogę być księżniczką, skoro on nie jest królem?
- To wasza mama jest królową. Mojego serca.- spojrzał na mnie z miłością i mnie pocałował.
- Ja tiebia liubliu tovarishch.- spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
- Mam jeszcze jeden rysunek.- naszą uwagę zwróciła nasza córeczka.
- Nastka.- oburzył się Felix.- Nie widzisz, że tato ukochowuje mamę? Wtedy im nie ładnie przeszkadzać.
A to nie wiem skąd wymyślił. Ale zawsze tak jest.
- No pokaż ten drugi.- strażnik ukląkł przy brunetce, a ta podała mu ostatni rysunek.- Hymn... a ja go skądś kojarzę. A ty skarbie?- zwrócił się do mnie.
- No wygląda znajomo.- starałam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.- Nasze kochanie ma niezwykły talent.- na moje słowa brunetka się uśmiechnęła, jednak to się zmieniło, gdy dokończyłam zdanie.- Do kradzieży.
Patrzyłam na identyczny rysunek, jaki dałam mężowi na naszą pierwszą rocznicę ślubu. Bo to był dokładnie ten sam rysunek.
- Wcale, że nie ukradłam tego.- oburzyła się dziewczynka.- Z tyłu jest mój pierwszy rysunek. Mama tak mówiła.
- To prawda.- przyznał Bielikow.- Ale jednak zostanie w naszym pokoju. Tam ma swoje honorowe miejsce. Lili?
- Dobrze.- moja siostra wzięła go i pobiegła na górę.
- A teraz dajcie nam buzi, bo tatuś i mamusia muszą już jechać.- pochyliłam się do nich.
- Ale wrócicie?- spytał nasz synek ze smutną minką.
- Oczywiście.- pogłaskałam jego pulchne policzki, a on wpadł mi w ramiona.
- Na pewno wrócisz?- dopytywała mała.- Nie zostawisz nas?
- Wrócę. Obiecuję. Gdzie mógłbym zostawić taką wspaniałą księżniczkę.- pocałował ją w policzek.
Po długich pożegnaniach w końcu wyjechaliśmy na misję. Mieliśmy o ustalonej godzinie wejść do magazynu. Jako najlepsi będziemy tylko we dwójkę, bo jak uznał Hans, więcej nas tam nie potrzeba. Przez cały czas myślałam jak powiedzieć mężowi o moim dzisiejszy odkryciu. Postanowiłam po akcji, gdy będziemy ją świętować. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Przed starym magazynem.
- Jesteś pewny, że to tu?- spytałam zaniepokojona.
Wokół nie było żywej duszy, wszędzie ciemno i cicho.
- Tak.- odpowiedział gasząc samochód.- Adres na pewno się zgadza.
Wzruszyłam ramionami. Może to taka cisza przed burzą. W pogotowiu już miałam swój kochany sztylet. Gdy przyszła pora, weszliśmy tylnymi drzwiami do hangaru. Wszędzie było cicho i ciemno. Tylko jedna żarówka kołysała się na długim kablu. Gdy byliśmy już jakiś kawałek od drzwi, one się zatrzasnęły, a światła rozbłysły, co nas oślepiło. W tej chwili rzuciła się na nas cała horda strzyg. Walczyliśmy z nimi bardzo długo i z całych sił. Godzinę, dwie, a może pół? Nie wiem. Czas nie miał znaczenia. Wiem tylko, że zatrzymał się gdy nad złapali. Ale nie zabili, tylko trzymali. Później przywiązani do krzeseł.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- z ciemności wyszła strzyga o błąd włosach.
- Nigel?!- nie wierzyłam.- Przecież powinieneś już dawno płonąc.
W tym momencie przeklęłam los, że spojrzenie nie zabija, bo on leżałby już martwy.
- Jak widzisz, o wielką Hathaway ble, ble, ble...- pochylił się nade mną.- słońce to za mało, by mnie zabić.- odsunął się i zaczął krążyć wokół naszych krzeseł.- Ale co do was, mógłbym urwać wam głowy, nie wysilając się za bardzo.
- Pff...- prychnęłam.- Wielu próbowało.
- Ktoś w końcu musi odnieść sukces.- skierował w moją stronę pistolet.
- Tylko ją tknij...- odezwał się mój ukochany, tak niskim i groźnym głosem, że mi samej ciarki przeszły po karku.
Jednak strzyga wydawała się być nie wzruszona.
- Aaa... strażnik Bielikow. Co jeśli to zrobię? Jak wtedy zareagujesz? A nijak. Bo jesteś bezradny. Nic nie możesz zrobić. Tak bardzo bez użyteczny.
- Nie słuchaj go!- krzyknęłam, a po chwili poczułam ból i pieczenie na policzku.
- Milicz szmato.- warknął blondyn.
W oczach Rosjanina widziałam furię i rządzę krwi. Chciał stanąć w mojej obronie, choć nie mógł.
- Wiesz co? Zanim cię zabiję, popatrzysz sobie na coś. Zrobię coś, co nawet tobie się nie udało.
Podszedł od tyłu do Dymitra i siłą odchylił mu głowę, aby chwilę później wbić mu swoje kły prosto w tętnicę. W oczach męża zobaczyłam rozkosz, ale i żal oraz przeprosiny. Z oczu ciekły mi łzy, całymi strumieniami. Teraz albo nigdy. Postanowiłam go powiadomić.
"Jestem w ciąży."- powiedziałam bezgłośnie.
To właśnie chciałam powiedzieć mu przy kolacji. Ale już nie będzie jak. O kolejne dziecko stawiamy się od dwóch miesięcy i w końcu nam się udało. A teraz...
Zrozumiał. Oczy otworzyły mu się szeroko i zaczął się szarpać w przypływie złości i gniewu. Jednak powoli przegrywał ze zmęczeniem. Ostatecznie oczy mu się zamknęły i więcej nie otworzyły.
Nie tak to sobie wyobrażałam. To miała być piękna kolacja, przy zastawionym stole, ze świecami i nastrojową muzyką. Na dobrą nowinę miał zwieść mnie w ramiona i kręcić się ze mną, płacząc ze szczęścia. A tym czasem? Patrzę na jego śmierć.
Nagle Nigel nadgryzł sobie nadgarstek i wlał swojej krwi do ust strażnika. Tego było za wiele. Nie pozwolę na nowo go przemienić. Nie chcę, aby znowu był bezduszną bestią. To przecież mój towarzysz. Poczułam jakby wstąpiła we mnie nowa siła, która pomogła mi rozerwać sznury. Strzygi się tego nie spodziewał, więc miałam przewagę. Złapałam za sztylet i rzuciłam się do walki z nową werwą, agresją, złością i siłą. To że byłam strzygą dodawało mi do siły i szybkości. Pół godziny później stałam, czekając na kolejny atak, ale on nie nadszedł. Pokonałam ich. Zabiła wszystkich. Gdy to do mnie dotarło, wypuściłam broń i opadłam przy ciele ukochanego.
- Dlaczego Dymitr? Dlaczego znowu ty?- płakałam nad jego ciałem.- Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz, słyszysz?!- szarpałam go za koszulkę.- Nie możesz.- szepnęłam i opadłam zalana łzami na jego tors.
Nie wiem ile tak leżałam. Ale wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Gdy się obudzi, nie będę miała z nim szans. Gdzie jest wsparcie, kiedy go potrzeba. - Rose.- usłyszałam Lissę.- Może ja tam... - Nie.- przerwałam jej.- Już nic nie można zrobić. Głodna strzyga od razu po przemianie zrobi wszystko dla choćby kropli krwi. Nie mogę cię narażać. Musimy czekać, a później go znaleźć. I wtedy odmienić.
Wstałam i zabrałam oba sztylet. Ostatni raz podeszłam do już bladego strażnika.
- Trzymaj się Towarzyszu. Nie daj się zabić, a ja kiedyś cię znajdę i odmienię. Wrócisz do nas.- cmoknęłam go w policzek i wybiegłam w ciemną noc.
Męczyłam się z samochodem, aby wcelować te koszmarne kluczyki do stacyjki, aż w końcu odpaliłem auto. Oparłam się o kierownicę i starałam trochę opanować szloch. Ale czym bardziej się uspakajałam, tym więcej łez zbierało mi się pod powiekami. Niewiele myśląc wcisnęłam gaz do dechy i ruszyłam w drogę do domu.
- Tylko nie puścić nam domu z dymem.- poprosiłam siostrę.- Chcemy mieć do czego wrócić.
- Dobrze Rose.- Lili przewróciła oczami.
- Roza, nie ufasz jej?- poczułam silne dłonie oplatające mnie w pasie.
- Doskonale wiem, jakie pomysły przychodzą w takim wieku. Po za tym to MOJA SIOSTRA od strony ABE'A.- podkreśliłam najważniejsze słowa.
- Hymn...- mój mąż wyraźnie się z martwił.- Może poproszę Jill, jak już tu będą...- umilkł widząc spojrzenie młodej.- Przecież żartuję. Uważajcie na siebie.- cmoknął ją w czoło.- I żadnych chłopców.
- Kochanie, ona ma piętnaście lat...
- No to idealny wiek, aby ją przed nimi chronić.- uparł się.
- To wy uważajcie na siebie.- Lili uścisnęła nas oboje.- I spokojnie, będą tu tylko moje przyjaciółki.
Moja siostra wyrosła na piękną nastolatkę. Dzięki treningom ma zgrabną, figurę, ale również dba o siebie, czemu zawdzięcza długi do pasa, brązowe włosy. Rysy jej trochę spoważniały, lecz wciąż miewa szalone pomysły. Ale jedno się nie zmieni. Jest dla nas jak córka i troszczymy się o siebie nawzajem. Nagle ze schodów zbiegła dwójka sześciolatków. Dziewczynka wskoczyła strażnikowi na plecy, a chłopiec wdrapał się na sofę koło nas.
- Co tam księżniczko?- Dymitr obrócił córeczkę przodem do siebie, a później przełożył ramiona jej pod kolanami, tak, że zwisała głową w dół i zaczął się kręcić.
- Mamusiu! Mamusiu! Zobacz.- Felix zaczął machać mi przed nosem kartką.
- Pokaż, co tam masz.- usiadłam obok niego, a on podał mi papier.- Ale piękne!
- To jesteśmy my na łyżwach, tam nad jeziorem w lesie. To ja, tutaj Nastia i ciocia Lili, a tu ty i tata. Całujecie się.- ba ostatnie słowa zaśmiał się, jakby podglądał coś zabronionego.
Co prawda nie trudno było nas zobaczyć, całujących się, bo ciągle to robimy. Mimo tylu lat, nigdy się nie kłócimy i ciągle kochamy się jak przed ślubem. Bierzemy z życia i naszej miłości jak najwięcej.
- O! A tutaj jest Ańka.
Jak na zawołanie, koło nas pojawiła się suczka i wskoczyła nam na kolana.
- Bianka!- zawołał mój ukochany.
Nasza córeczka się zaśmiała, a i sama zainteresowana za dużo sobie z tego nie zrobiła. Jednak pod moim naciskiem zeszła na podłogę
- Piękny rysunek.- uznał Rosjanin, stawiając brunetkę na podłodze.- Na pewno trafi na lodówkę.
- Tato!- zawołała Nastka.- Ja też coś narysowałam.
Szybko pobiegła na schody.
- Ona kłamie.- zaśmiał się drugi bliźniak.
- Wcale, że nie.- dobiegł nas jej słodki krzyk z góry i oczami wyobraźni widziałam, jak tupie swoją małą nóżką.
Po chwili zbiegła z dwoma kartkami. Podała nam jedną, a drugą schowała za plecami. Wolała być chwalona dwa razy, niż raz za obie prace. Dalej jest śmiała i chętnie poznaje świat oraz uwielbia być w centrum uwagi. Felix jest jej kompletnym przeciwieństwem. Nieśmiały, rozważny, skromny, ale i odważny. To on wybija jej głupie pomysły z głowy, za to ona pomaga mu zawierać przyjaźnie. Oboje są jak papużki nierozłączki i jeśli tak będzie dalej, mogę być o nich bezpieczna
Kochają się i umieją o siebie zadbać tak, że inni powinni brać z nich przykład.
- Bardzo ładne.- stwierdził mój mąż z uśmiechem.
- A ty co myślisz mamo?- dopytywała.
Wzięłam kartkę, podając rysunek synka w zamian, a Dymitr poszedł zawiesić go ja lodówce. Przed sobą zobaczyłam zbiegowisko różnych lini i kółek.
- Ciekawe.- stwierdziłam.- A powiesz mi, co to przedstawia?
- Nie wiem.- wzruszyła ramionami.- A co tu widzisz?
Przez ten czas trochę poczytałam o rysunku i stałam się dla nich, a zwłaszcza Nastki autorytetem i znawczynią sztuki. Położyłam rysunek na meblach pod ścianą i się od niego odsunęłam.
- Widzę tam gwiazdkę. Powiesz mi, o czym myślałaś, rysując to?- dociekałam.
- Tata kiedyś powinien być szeryfem. Bo już ma konia, płaszcz, kapelusz i wie wszystko o kowbojach. Ale nie jest. Jak mogę być księżniczką, skoro on nie jest królem?
- To wasza mama jest królową. Mojego serca.- spojrzał na mnie z miłością i mnie pocałował.
- Ja tiebia liubliu tovarishch.- spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ja tiebia toże liubliu Roza.
- Mam jeszcze jeden rysunek.- naszą uwagę zwróciła nasza córeczka.
- Nastka.- oburzył się Felix.- Nie widzisz, że tato ukochowuje mamę? Wtedy im nie ładnie przeszkadzać.
A to nie wiem skąd wymyślił. Ale zawsze tak jest.
- No pokaż ten drugi.- strażnik ukląkł przy brunetce, a ta podała mu ostatni rysunek.- Hymn... a ja go skądś kojarzę. A ty skarbie?- zwrócił się do mnie.
- No wygląda znajomo.- starałam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.- Nasze kochanie ma niezwykły talent.- na moje słowa brunetka się uśmiechnęła, jednak to się zmieniło, gdy dokończyłam zdanie.- Do kradzieży.
Patrzyłam na identyczny rysunek, jaki dałam mężowi na naszą pierwszą rocznicę ślubu. Bo to był dokładnie ten sam rysunek.
- Wcale, że nie ukradłam tego.- oburzyła się dziewczynka.- Z tyłu jest mój pierwszy rysunek. Mama tak mówiła.
- To prawda.- przyznał Bielikow.- Ale jednak zostanie w naszym pokoju. Tam ma swoje honorowe miejsce. Lili?
- Dobrze.- moja siostra wzięła go i pobiegła na górę.
- A teraz dajcie nam buzi, bo tatuś i mamusia muszą już jechać.- pochyliłam się do nich.
- Ale wrócicie?- spytał nasz synek ze smutną minką.
- Oczywiście.- pogłaskałam jego pulchne policzki, a on wpadł mi w ramiona.
- Na pewno wrócisz?- dopytywała mała.- Nie zostawisz nas?
- Wrócę. Obiecuję. Gdzie mógłbym zostawić taką wspaniałą księżniczkę.- pocałował ją w policzek.
Po długich pożegnaniach w końcu wyjechaliśmy na misję. Mieliśmy o ustalonej godzinie wejść do magazynu. Jako najlepsi będziemy tylko we dwójkę, bo jak uznał Hans, więcej nas tam nie potrzeba. Przez cały czas myślałam jak powiedzieć mężowi o moim dzisiejszy odkryciu. Postanowiłam po akcji, gdy będziemy ją świętować. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Przed starym magazynem.
- Jesteś pewny, że to tu?- spytałam zaniepokojona.
Wokół nie było żywej duszy, wszędzie ciemno i cicho.
- Tak.- odpowiedział gasząc samochód.- Adres na pewno się zgadza.
Wzruszyłam ramionami. Może to taka cisza przed burzą. W pogotowiu już miałam swój kochany sztylet. Gdy przyszła pora, weszliśmy tylnymi drzwiami do hangaru. Wszędzie było cicho i ciemno. Tylko jedna żarówka kołysała się na długim kablu. Gdy byliśmy już jakiś kawałek od drzwi, one się zatrzasnęły, a światła rozbłysły, co nas oślepiło. W tej chwili rzuciła się na nas cała horda strzyg. Walczyliśmy z nimi bardzo długo i z całych sił. Godzinę, dwie, a może pół? Nie wiem. Czas nie miał znaczenia. Wiem tylko, że zatrzymał się gdy nad złapali. Ale nie zabili, tylko trzymali. Później przywiązani do krzeseł.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy?- z ciemności wyszła strzyga o błąd włosach.
- Nigel?!- nie wierzyłam.- Przecież powinieneś już dawno płonąc.
W tym momencie przeklęłam los, że spojrzenie nie zabija, bo on leżałby już martwy.
- Jak widzisz, o wielką Hathaway ble, ble, ble...- pochylił się nade mną.- słońce to za mało, by mnie zabić.- odsunął się i zaczął krążyć wokół naszych krzeseł.- Ale co do was, mógłbym urwać wam głowy, nie wysilając się za bardzo.
- Pff...- prychnęłam.- Wielu próbowało.
- Ktoś w końcu musi odnieść sukces.- skierował w moją stronę pistolet.
- Tylko ją tknij...- odezwał się mój ukochany, tak niskim i groźnym głosem, że mi samej ciarki przeszły po karku.
Jednak strzyga wydawała się być nie wzruszona.
- Aaa... strażnik Bielikow. Co jeśli to zrobię? Jak wtedy zareagujesz? A nijak. Bo jesteś bezradny. Nic nie możesz zrobić. Tak bardzo bez użyteczny.
- Nie słuchaj go!- krzyknęłam, a po chwili poczułam ból i pieczenie na policzku.
- Milicz szmato.- warknął blondyn.
W oczach Rosjanina widziałam furię i rządzę krwi. Chciał stanąć w mojej obronie, choć nie mógł.
- Wiesz co? Zanim cię zabiję, popatrzysz sobie na coś. Zrobię coś, co nawet tobie się nie udało.
Podszedł od tyłu do Dymitra i siłą odchylił mu głowę, aby chwilę później wbić mu swoje kły prosto w tętnicę. W oczach męża zobaczyłam rozkosz, ale i żal oraz przeprosiny. Z oczu ciekły mi łzy, całymi strumieniami. Teraz albo nigdy. Postanowiłam go powiadomić.
"Jestem w ciąży."- powiedziałam bezgłośnie.
To właśnie chciałam powiedzieć mu przy kolacji. Ale już nie będzie jak. O kolejne dziecko stawiamy się od dwóch miesięcy i w końcu nam się udało. A teraz...
Zrozumiał. Oczy otworzyły mu się szeroko i zaczął się szarpać w przypływie złości i gniewu. Jednak powoli przegrywał ze zmęczeniem. Ostatecznie oczy mu się zamknęły i więcej nie otworzyły.
Nie tak to sobie wyobrażałam. To miała być piękna kolacja, przy zastawionym stole, ze świecami i nastrojową muzyką. Na dobrą nowinę miał zwieść mnie w ramiona i kręcić się ze mną, płacząc ze szczęścia. A tym czasem? Patrzę na jego śmierć.
Nagle Nigel nadgryzł sobie nadgarstek i wlał swojej krwi do ust strażnika. Tego było za wiele. Nie pozwolę na nowo go przemienić. Nie chcę, aby znowu był bezduszną bestią. To przecież mój towarzysz. Poczułam jakby wstąpiła we mnie nowa siła, która pomogła mi rozerwać sznury. Strzygi się tego nie spodziewał, więc miałam przewagę. Złapałam za sztylet i rzuciłam się do walki z nową werwą, agresją, złością i siłą. To że byłam strzygą dodawało mi do siły i szybkości. Pół godziny później stałam, czekając na kolejny atak, ale on nie nadszedł. Pokonałam ich. Zabiła wszystkich. Gdy to do mnie dotarło, wypuściłam broń i opadłam przy ciele ukochanego.
- Dlaczego Dymitr? Dlaczego znowu ty?- płakałam nad jego ciałem.- Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz, słyszysz?!- szarpałam go za koszulkę.- Nie możesz.- szepnęłam i opadłam zalana łzami na jego tors.
Nie wiem ile tak leżałam. Ale wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Gdy się obudzi, nie będę miała z nim szans. Gdzie jest wsparcie, kiedy go potrzeba. - Rose.- usłyszałam Lissę.- Może ja tam... - Nie.- przerwałam jej.- Już nic nie można zrobić. Głodna strzyga od razu po przemianie zrobi wszystko dla choćby kropli krwi. Nie mogę cię narażać. Musimy czekać, a później go znaleźć. I wtedy odmienić.
Wstałam i zabrałam oba sztylet. Ostatni raz podeszłam do już bladego strażnika.
- Trzymaj się Towarzyszu. Nie daj się zabić, a ja kiedyś cię znajdę i odmienię. Wrócisz do nas.- cmoknęłam go w policzek i wybiegłam w ciemną noc.
Męczyłam się z samochodem, aby wcelować te koszmarne kluczyki do stacyjki, aż w końcu odpaliłem auto. Oparłam się o kierownicę i starałam trochę opanować szloch. Ale czym bardziej się uspakajałam, tym więcej łez zbierało mi się pod powiekami. Niewiele myśląc wcisnęłam gaz do dechy i ruszyłam w drogę do domu.
sobota, 18 lutego 2017
ROZDZIAŁ 395
Po powrocie do domu, ledwo zamknęłam drzwi, a ukochany rzucił się żarłocznie na moje usta.
- Teraz jesteś moja.- powiedział między pocałunkami.
- A co z kolacją?- spytałam zadziornie.
- Zjesz na śniadanie.
Mimo wszystko go od siebie odsunęłam.
- Mam inny pomysł. Zrobimy sobie romantyczną kolację, weźmiemy wspólną kąpiel,- przesunęłam dłonią po jego umięśnionym ramieniu, ściszając seksownie głos.- a później już ci nie ucieknę.
Dymitr przewrócił oczami.
- Ubierz się ładnie.- mruknął, wymijając mnie i wychodząc.
Raz... dwa... trzy. W tej chwili drzwi się otworzyły. Mój mąż już miał lepszy humor. Podszedł do szafy i wyjął swoje ubrania.
- Przecież nie będę obsługiwał królowej w stroju kąpielowym.- uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie przelotne.
- A kiedy tak awansowałam?- spytałam.
- Wtedy, gdy dałaś mi naszą księżniczkę.- uśmiechnął się szeroko.- Masz rację. Trzeba tu ściągnąć dzieciaki.
I wyszedł. Przewróciła oczami, podchodząc do szafy. W co tu się ubrać? Postanowiłam nie ułatwiać mu zadania i wybrałam najkrótszą i najbardziej obcisłą sukienkę jaką miałam. Uśmiechnęłam się diabelsko, wyobrażają sobie jego trakcję. W najgorszym wypadku będziemy się kochać na stole. Była ona pomarańczowa z czarnymi paskami pod piersiami i jednym na gorze. No i oczywiście nie ma ramiączek. Do tego mocny makijaż. Zrobiłam sobie kocie oczy i użyłam trochę pomarańczu. Gdy byłam gotowa wyszłam na balkon i oparłam się o drewnianą barierę, patrząc w gwiazdy. Tutaj jest tak pięknie. Ciekawe jak tam się mają dzieci. Dymitr mówi, że bardzo tęsknią. Nie widzieliśmy się cały miesiąc. Ciekawe czy bardzo urosły, może mówią już więcej. Na pewno są złe, że tak je "zostawiłam". Jeszcze nie rozumieją za dużo.
- Roza?- usłyszałam z głębi mieszkania.
- Tu jestem.- oznajmiłam, wracając do środka.
- Jeszcze mało ci gwiazd?- spytał, zapalając światło i od razu go zamurowało.- Wow. Roza wyglądasz... olśniewająco. Aż brak mi słów. Oddaję się pod twoją opiekę Królowo.- upadł przede mną na kolana.
- Wykorzystam to w jak największym celu.- zapewniłam, klękając przed nim.
- Nie liczyłem na nic innego.- cmoknął mnie w czoło i wstał.- Ubierz kurtkę.
Podał mi dłoń, abyśmy po chwili oboje stali. Podszedł do szafy.
- A co? Nie podobam ci się tak?- zrobiłam smutną minkę.
- Podobasz, to mało powiedziane. Swoim wyglądem zawaliłaś mnie z nóg. Z resztą sama widziałaś. Ale nie chcę żebyś zmarzła.- wyjął kurtkę z imitacji skóry.- ta będzie idealnie pasowała.
Swoimi słowami tylko bardziej mnie zaciekawił. Czemu mam zmarznąć? Gdzie idziemy? Jednak postanowiłam dać się porwać biegu wydarzeń, bez zbędnych pytań, na które i tak nie otrzymam odpowiedzi. Założyłam ubranie podaje przez męża i wyszliśmy. Zeszliśmy dwa piętra niżej i przechodząc przez szereg drzwi i pokoi, znaleźliśmy się na tarasie. Była to strona z widokiem na najpiękniejszy park w hotelu ze skalnym wodospadem. Cała podłoga posypane była różami, a na środku stał stół ze świecami.
- Zapraszam.- odsunął mi krzesło, na którym usiadłam.
Całą kolację spędziliśmy w wesołej atmosferze, śmiejąc się i wspominając.
- Jutro przyjadą Sydney i Adrian z dziećmi.- powiadomił, gdy wracaliśmy do pokoju.- Ponoć mają tu coś do załatwienia.
- Oni ciągle coś załatwiają na świecie. Takim to fajnie.
- A my za to mamy piękny domek w jednym miejscu ze stałymi przyjaciółmi. I nie oddałbym tego za żadną podróż, chodźby i dookoła świata.- spojrzał na mnie z miłością.
- Ja też nie.- stwierdziłam po namyśle.- To ciekawe, ze z Lissą jeździłyśmy po Stanach, szukając szczęścia i bezpieczeństwa, a znalazłyśmy je dopiero w domu. Ona miała to zawsze. Ja musiałam poczekać, ale warto było.
- Już powiedziałem obsłudze o dzieciach i wszystko już powinno być gotowe.
Gdy weszłam do pokoju, okazało się, że to prawda. Pod ścianą stały dwa żółte łóżeczka, pasujące do wystroju całego pomieszczenia.
- Lili będzie spała z nami.- zauważyłam.
- Więc musimy nacieszyć się tą nocą, póki jest tylko nasza.- ukochany złapał mnie za biodra.
- Masz rację.- zarzuciłam mu ręce na ramiona.
Po chwili złączyliśmy wargi w delikatnym pocałunku. Szliśmy do łóżka, pozbywają się naszych kurtek. Zanim opadłam na materac, strażnik złapał mnie mocniej w tali i postawił na nogi, dając znać, że jeszcze nie. Przesunął mi dłonią po plecach, aż znalazł suwak i rozpiął sukienkę. Gdy byłam w samej bieliźnie, delikatnie położył mnie na pościeli.
- Jesteś pewna?- spytał.
- Jak ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię.
Nie czekając dłużej zdjął swoją koszulkę. Zaczął całować mnie po szyi, podczas gdy ja badałam jego plecy. Oddychaliśmy szybko i gwałtownie, a nasze serca znowu biły tym samym rytmem. Wszystko było jak być powinno. Schodził coraz niżej, jednocześnie pozbywają się spodni i mojego stanika. Nie pominął żadnego skrawka mojej szyi, dekoltu, piersi i brzucha.
- Kocham Cię Roza. Zawsze będę.- szepnął, ściągając powoli moje majtki.
- Dymitr...- nie mogłam wydusić nic więcej.
- Wiem skarbie.
Jęknęłam, gdy poczułam w sobie jego palec. Bezlitośnie się mną bawił, gdy chciałam go dla siebie już teraz i w tej chwili. Podniecał mnie, póki nie uznał, że jestem gotowa. Wtedy wracał powoli do moich ust.
- Zabezpieczyłeś się?- spytałam, póki jeszcze jakoś myślałam, gdy przyssał się mi do lewej piersi.
Wygięłam się w łuk, kiedy mocniej ją zassał.
- Oczywiście skarbie.- zapewnił, przechodząc na moją szyję.
W końcu poczułam go w sobie. Wszedł gwałtownie, ale to mi nie wystarczyło. Zaczęłam bardziej na niego naciskać, aż przyspieszył. Jak zawsze doszliśmy, równo dysząc swoje imiona. Leżeliśmy, mocno wtuleni w swoje rozpalona ciała i dochodząc powoli do siebie.
- Tak bardzo za tym tęskniłem.- mruknął mi we włosy.
- Przecież jak byłam...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
- To nie było to samo. Nie było uczuć. Nie było twojej miłości.
Uśmiechnęłam się.
- Też za tym tęskniłam. I nie chcę więcej cię tracić.
- Nie stracisz.- zapewnił.- Zawsze będę tu.- wskazał na moje serce.
- A jeśli mi to nie wystarczy? Jeśli jesteś nieodłączną częścią mojej duszy? Ona mnie opuści, a ze mną zostanie tylko pustka. Będę rozbita, załamana. W moim sercu zrobi się dziura. W samym jego środku, przez co całe rozpadnie się na kawałki, przynosząc tylko ból i cierpienie. Nie chcę tego. Nigdy.- poczułam łzy spływające po moich policzkach.- Wiesz co to za uczucie? Czułam to gdy Cię straciłam pierwszy raz, a każdy kolejny był miliard razy gorszy od poprzedniego. Jak można to powstrzymać
- Po prostu musisz uwierzyć. Że wszystko będzie dobrze, że zawsze się odnajdziemy, że będę przy tobie, że dzieci będą miały wspaniałe dzieciństwo. Musimy wierzyć i...
- I żyć dalej? To chciałeś powiedzieć?
- Tak.- uśmiechnął się.- Żyć dalej z wiarą, póki los się nie uśmiechnie.