Strony

sobota, 8 października 2016

ROZDZIAŁ 282

Obudziłam się po jakiś dwóch godzinach. Popatrzyłam na moje aniołki. Właśnie się obudziły. Bardzo słodko wyglądają jak się przyciągają, ziewając, a później bawiąc się swoimi stopami, zaopatrzone we mnie.
- To co słodziak? Może jakiś obiadek.
Oboje puścili swoje słupki i uderzyły w powietrzu rączkami z uśmiechem. Wstałam, przyciągnęłam się i podniosłam. Dzieci leżały na brzuszkach i patrzyły na mnie uważnie. Najpierw wzięłam Nastkę i posadziłam ją w krzesełku. Następnie wylądował tam Felix. Zostawiłam ich z maskotkami, żeby za bardzo nie marudziły i poszłam do kuchni. Do dwóch butelek nasypałam odpowiednią ilość mleka w proszku dla niemowląt i zalałam normalnym mlekiem, po czym włożyłam je do podgrzewacza. Karmię je jeszcze piersią, ale tylko na wieczór i czasami w dzień, żeby powoli przestawiać je na zwykły posiłek. W czasie gdy robiło się dla nich mleko, nałożyłam na patelnię dwa kawałki lazanii z wczoraj i dałam na płytę kuchenną. Za chwilę wróci Lili i złapie się na obiad. Jednocześnie zajrzałam papkę z wołowiny dla Banki. Jako pierwsze było gotowe mleko. Sprawdziłam jego temperaturę na nadgarstku i dałam na chwile do ostygnięcia. Po chwili poczułam przeciąg i usłyszałam trzask zamykających się drzwi.
- Cześć Rose.- siostra przytuliła mnie.- Przepraszam za drzwi, ale nie zdążyłam ich złapać.
- Nic nie szkodzi. Ważne, że stoją.- zaśmiałyśmy się.- Zaraz będzie obiad.
Rozmowę przerwał nam krzyk, oczywiście Nastki.
- Ja do nich pójdę.- uprzedziła mnie Lili i weszła do jadalni.
Przez szklane drzwi widziałam, jak klęka przed siostrzenicą, a ta wesoła wyciąga do niej rączki. Wróciłam go przygotowywania jedzenia. Wyłączyłam płytę i nałożyłam suczce ciepłą potrawkę.
- Bianka!- zawołałam na cały dom i zapewne ogród, bo po niecałych dziesięciu sekundach, już stała z pyskiem w misce.
Poczochrałam ją po grzbiecie, na co podniosła głowę i spojrzała na mnie, sprawdzając czego chcę. Lecz po chwili znowu zajęła się jedzeniem. Nałożyłam ciepłą już lazanię na talerze i poprosiłam Lili o pomoc. Mała wzięła butelki, a ja nasz posiłek i sztućce. Gdy zwolniły mi się ręce, wzięłam jedną butelkę i znowu sprawdziłam temperaturę. Tym razem była odpowiednia. Dampirzyca, zaciekawiona zrobiła to samo. Uśmiechnęłam się na ten widok, a ona to odwzajemniła.
- Nie za gorące?- spytałam, choć wiedziałam, że jej butelka niczym nie różni się od mojej.
- Nie.- zaprzeczyła głową, szeroko uśmiechnięta.
- To do karmienia. Kto chce do mamusi?- spytałam dzieci.
Oboje wyciągnęli rączki. Wzięłam Felixa, bo on bardzie jest związany z ciocią. Nie mówię, że Nastka nie lubi Lili. Ale trochę słabiej jej ufa niż brat. Czas je do siebie zbliżyć. Usiadłam na krześle przed parującą lazanią i zaczęłam karmić chłopca. Odruchowo chciał się do mnie przytulić. Jeszcze się przyzwyczajają. Uniosłam wzrok na dziewczynki. Mojej córeczce nie do końca spodobała się decyzja, którą podjęłam. Jednak zmieniła zdanie, gdy u cioci zobaczyła butelkę i wyciągnęła do niej  rączki. Lili spanikowała.
- Spokojnie.- powiedziałam łagodnie.- Odłóż butelkę na stół i podnieść ją. Następnie usiądź z nią wygodnie i daj jej jeść.
Siostra popatrzyła na mnie niepewnie. Nastka również straciła pewność siebie. Ale mimo wszystko, Lili wzięła małą i usiadła z nią na najbliższe krzesło. Gdy była pewna, że i jej i dziecku jest wygodnie, sięgnęła po wcześniej obłożoną butelkę i przyłożyła siostrzenicy. Dampirzyca, dostawczy jeść, przestała się czymkolwiek interesować i skupiła się jedzeniem. Ja również, bo bardzo zgłodniałam od śniadania. Lili chwilę przyglądała się mojej córeczce, po czym sama zajęła się obiadem. Ni stąd ni zowąd, zaczęła się śmiać i robić coś ręką pod stołem. Spojrzałam z boku i dostrzegłam ogon wystający spod drewna.
- Też się cieszę, że ce widzę Bianka, ale daj mi zjeść.- na słowa pani, suczka położyła się przy jej nogach.
Felix stęknął i odsunął butelkę.
- Nawet o tym nie myśl. Do końca kochanie.- przyłożyłam synkowi butelkę i ustawiłam pod mniejszym kątem, żeby było mu lepiej pić.
Już bez marudzenia ją opróżnił, a ja poklepałam go po plecach, aż mu się odbiło. Lili uważnie obserwowała każdy mój ruch i zrobiła tak samo z Nastką. Dzieci dalej siedziały nam na kolanach, gdy jedliśmy.
- Jak tam w szkole?- spytałam.
- Dobrze. A Sara za dwa tygodnie robi urodziny. Będę mogła iść?
- Oczywiście.
Pewnie dziwi was, że są wakacje, a Lili chodzi do szkoły. Jest ona otwarta i chodzą do niej niektóre dampiry, których rodzice nie mogli wyjechać na wakacje. A że całymi dniami są w pracy, to dzieci się wyedukują.
- A pani pochwaliła mnie, bo dobrze zrobiłam zadanie.
- A na czym polegało?
- Miałam opisać swoich bohaterów. I wybrałam was.- była z siebie bardzo dumna.
- Nas?- zaskoczyła mnie.
- Tak. I dostałam słoneczko z dwoma plusami. Najwyższą ocenę.
- Lili, jestem mile zaskoczona i dumna. Masz coś zadane?- zagadnęłam, wstając z Felixem i idąc do salonu.
- Tylko kilka zadań w książce.- odpowiedziała, idąc za mną.
- To odłóż małą do kojca i idź je odrabiać.- cmoknęłam ją w czoło.- A za dobrą ocenę dostaniesz wielki puchar lodów.
Moja siostra bardzo się ucieszyła i pobiegła na górę. Banka krążyła między nami i nawet nie zauważyłam, że już siedzi z dziećmi w kojcu. Wyszłam na dwór, było dość ciepło. Zapaliłam światła ogrodowe i rozłożyłam koc. Wyłożyłam na niego zabawki. Kilka lalek, samochodziki, klocki, podstawkę z drążkami, na które trzeba wsadzić plastikowe okręgi i pluszaki. W kuchni zrobiłam sobie herbatę i położyłam ją na stoliku w ogrodzie. Następnie przeniosłam tam laptop i dzieci. Usiadłam przy stoliku i przeglądałam internet, co chwilę zerkając na dzieci lub rzucając piłkę Biance. Ciągle męczył mnie ten wodospad. Muszę jakoś powiedzieć o nim Dymitrowi. Może nie będzie tak źle? Zrobię to dzisiaj. Nagle maluchy zaczęły płakać. Wzięłam córeczkę na ręce, na stole rozłożyłam ręcznik papierowy i zmieniłam jej pieluszkę. To samo zrobiłam z Felixem. Na koniec oboje ucałowałam w główki i zostawiłam na kocyku. Wyłączyłam laptop i wróciłam się z nimi bawić. Właśnie podawałam córeczce kółko, żeby wsadziła ma drążka, kiedy zbiegła Lili.
- To gdzie te lody?- spytała, przytulając mnie.
- Zaraz będą, jeśli popilnujesz dzieci.- wstałam i poszłam do kuchni.
Nałożyłam nam po trzy gałki czekoladowych lodów. Uwielbiam ten smak. Posypałam kolorową posypką i podałam sosem wiśniowym. Wzięłam łyżeczki i zniosłam pucharki do ogrodu. Lili rzuciła się na nie jakby nigdy lodów nie jadła.
- Tylko powoli, bo cię gardło rozboli.- ostrzegłam.
Gdy kończyliśmy jeść, poszłam odłożyć pucharki do zmywarki. Po drodze zauważyłam męża śpiącego na kanapie.

ROZDZIAŁ 281

Obudziłam się niestety sama w łóżku. Po kilku minutach bezczynności, wstałam i zajrzałam do dzieci. Siedziały w łóżeczka, a gdy tylko usłyszały otwieranie drzwi, odwróciły główki w moją stronę. Na ich pyzatych buźkach pojawiły się uśmiechy.
- Hej maluchy. Widzę, że tatuś już o was zadbał. To teraz mamusia pójdzie się wyszykować i zabierze was na dół, dobrze?
Pogłaskałam oboje w czułka i je tam ucałowałam. Felix wyciągnął do mnie rączki, ale ja tylko połaskotałam go po ich wewnętrznej stronie, a później wyszłam. W garderobie postanowiłam założyć wygodne dresowe spodnie i pomarańczowy t-shirt z niebieskim napisem "Kiss me.". Zrobiłam sobie warkocz na boku, a makijaż sobie podarowałam. Wróciłam do maluchów. Teraz trudny wybór. Które nie wezmę , drugie się obrazi. Trzeba kupić szelki do noszenia ich bez użycia rąk. Wyjęłam telefon i znalazłam sposób, a takie nosidełko z chusty. Wzięłam jakiś kawałek materiału, owinęłam jak kazali i włożyłam tam synka, bo najbardziej się niecierpliwił. Nastkę wzięłam na ręce i przytuliłam. Mała bardzo lubiła bawić się moimi włosami, co teraz robiła. I tak jak ona nie rozstawała się ze swoim lwem, tak jej brat zaprzyjaźnił się z pluszową arą. Wyszłam z pokoju, prawie depcząc psa. Białka podniosła pysk i zamerdała ogonem, wystawiając język.
- Hej psinko. I co? Leżysz tu, odkąd wszyscy wyszli?- pogłaskałam ją po głowie.
Suczka zaczęła mnie lizać i dzieci również to nie ominęło. Później wstała i razem ze nami poszła na dół. W salonie rozłożyłam im kojec między stolikiem na kawę, a telewizorem i zamknęłam z Bianką. Była ich osobistym stróżem. Nie pozwalała do nich podejść nikomu, kogo nie znała i nie dostał naszego pozwolenia. Normalnie łagodny i kochany pies, w ich obronie stawał się agresywny. Ale zazwyczaj uspakajała się, gdy ja lub mąż dawaliśmy komuś osobiście maluchy do rąk. Gdy dzieci się bawiły zabawkami, porozumiewając się w sobie tylko znanym języku, zajrzałam do kuchni. Na stole leżał talerz kanapek z serem i warzywami. Przy nich leżała kartka z pięknym pismem mojego ukochanego.

Smacznego Różyczko. Już za tobą tęsknię. W lodówce masz resztki wczorajszego obiadu.
 Kocham Cię.
Towarzysz :-*

 Uśmiechnęłam się. On doskonale wie, jak rozjaśnić mój dzień. Podeszłam do blatu nalać sobie soku wieloowocowego. Miska Bianki była brudna, czyli że ona również już jadła. Wzięłam kanapki, picie i poszłam do salonu. Usiadłam na sofie, a jedzenie postawiłam na stoliku. Dzieci patrzyły na mnie zainteresowane, jednak szybko wróciły do zabawy. Włączyłam sobie telewizję, bo lubię coś oglądać lub słuchać do jedzenia. Wtem dzieci rzucają wszystkiego i z otwartymi buźkami patrzą w obraz, jak zaczarowane. Przełączyłam na jakiś program dla dzieci i patrzyłam na moje skarby. Co chwilę gaworzyły i klaskały, podskakując zabawnie. Jednak po dziesięciu minutach to również przestało się liczyć i wróciły do zabawek. Nastka uderzała drewnianym patyczkiem w cymbałki, a Felix bawił się żółtym autem. Gdy posprzątałam po śniadaniu, wzięłam książeczkę z pokoju naszych maluchów. Mieliśmy kilka po Rosyjsku, ale oczywiście je czyta mój mąż. Niekiedy też mówi do nich w ojczystym języku, aby jego także się nauczyły. Otworzyłam drzwi od ogrodu, żeby wpuścić trochę powietrza. Gdy tylko odblokowałam bramkę od kojca i ją uchyliłam, Bianka poleciała na dwór. Sama weszłam do dzieci i przez kilka godzin bawiłam się z nimi. Ale w końcu maluchy zaczęły ziewać, więc postanowiłam poczytać im, żeby szybciej zasnęły. Posadziłam dzieci na kanapie, usiadłam koło nich i otworzyłam książeczkę. Oboje przytulili się do mnie, patrząc uważnie na twarde kartki, z mnóstwem obrazków. Czytałam im, pokazując dane zwierzę czy osobę na ilustracji. Dampirzyca ma charakterek i jest bardzo niecierpliwa. Teraz też jej się to udzielało i nie ważne czy czytam dalej, czy nie, przerzuca na następną stronę. Za to Felix pod tym względem jest jej kompletnym przeciwieństwem. Na przykład teraz spokojnie ogląda każdy obrazek, jakby analizował najmniejszy jego szczegół i porównywał do czytanego przeze mnie tekstu. Albo gdy przychodzi pora karmienia, tylko niech spróbuję się spóźnić, a Nastka od razu w krzyk. A jej brat cierpliwie czeka na swoją kolej i rozumie, że jeśli nie dostanie teraz jeść, to musi poczekać. Płacze jedynie wtedy, gdy ma brudną pieluchę lub czuje się samotnym. I to też bardziej marudzenie, niż krzyk charakterystyczny dla naszej córeczki. Pomińmy to, że jest całkowicie rozpieszczana przez tatusia, którego oplotła sobie wokół palca. Jest w niej zakochany na zabój. Dzieci mają dużo charakteru po nas. Felix jest cierpliwy, spokojny, jak Dymitr, ale towarzyski bardziej po mnie. I wszędzie go pełno. Za to Anastazja jest bardzo impulsywna i chce wszystko na już. Na początku też taka byłam. Dopiero ukochany nauczył mnie trochę pokory. Za to po nim odziedziczyła trudność w ufaniu innym. Ale gdy już ktoś zdobył jej zaufanie, bardzo się przywiązuje do tej osoby. Jak na razie w tym gronie po za nami i naszą najbliższą rodziną, są Jill, Eddy i Lissa. Po za tym, bywają u niej chwile powagi.
Gdy skończyłam czytać Felix wgramolił mi się na kolana i patrzył na mnie uroczymi oczkami. Pocałowałam go w czółko i przytuliłam. Nastka była zazdrosna i również prosiła się o trochę uwagi. Tak samo jak brat, weszła na mnie, a ja się obróciłam i położyłam na całej długości sofy. Moje skarby nie zgrabnie chodziły po mnie, aż w końcu się położyły i zasnęły. Sama poczułam zmęczenie, po spędzonych z nimi godzinach i padłam w objęcia Morfeusza.