Obudziłam się dość późno. W łóżku byłam sama. Dymitr mówił mi wczoraj, że musi coś załatwić, jednak miałam nadzieję, że zdążę jeszcze go zobaczyć i razem spędzimy ten poranek. Pewnie specjalnie mnie tak wymęczył w nocy, żebym długo spała. Mimo to, tej nocy na pewno szybko nie zapomnimy. Jak ja go kocham. Przymrużyłam sobie oczy, pozwalając sobie na chwilę relaksu. Nagle usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi. Czujnie otworzyłam oczy, ale uspokoiłam się, widząc w przejściu męża. W dłoniach miał tackę ze śniadaniem. Była to jajecznica, tosty z Nutellą, sałatka grecka i sok pomarańczowy. W wazonie od Soni tkwiła piękna, czerwona róża.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie.- ukochany postawił jedzenie przede mną i pocałował namiętnie.
- Dziękuję skarbie.- cmoknęłam go w policzek i zabrałam się za jedzenie.- Myślałam, że już poszedłeś.
- Jak bym mógł nie przywitać się najpierw z moją kochaną solenizantką?!- udał zdziwienie, czym bardzo mnie rozśmieszył.- Dzisiaj jest twój dzień. I sprawię, że będzie tak idealny, jak miał być rok temu. A nawet lepszy.- znowu mnie pocałował.
- Mi wystarczy, że będziesz ze mną.- zamrugałam kokietywnie oczami.
- Za godzinę muszę wyjść. Do tej pory jestem do twej dyspozycji.
Słysząc to, odsłoniłam kołdrę po jego stronie łóżka. Od razu się tam położył. Po zjedzeniu odłożyłam tackę z naczyniami i różą na stolik z boku, a sama wtuliłam się w męża. Ten mnie objął, bawiąc się moimi włosami i masując mi głowę. Zaczęłam cicho mruczeć.
- A teraz to możesz tylko leżeć?- Rosjanin zaczął się śmiać.
- Tak, bo wczoraj ktoś tak bardzo mnie wymęczył, że nie wiem czy się z tego łóżka ruszę.- tym razem oboje się śmialiśmy.
- Ale chyba nie powiesz mi, że się nie podobało?- spytał z uśmiechem.
- To ostatnie, co mogłabym o tym powiedzieć. Kocham Cię.- wtuliłam się mocniej w strażnika.
- Ja ciebie też Roza.
- Powiedz mi coś, o czym nie wiem. Na przykład z czasów akademii.- poprosiłam.
- To znaczy?- nie rozumiał.
- Niekiedy mieliśmy takie wieczory czy poranki, że wspominaliśmy dawne czasy, zastanawialiśmy się, co by było gdyby, zwierzaliśmy się ze swoich uczuć przy różnych wydarzeniach.
- A co już wiesz?- spytał.
- Opowiadałeś mi, co czułeś gdy mnie pierwszy raz zobaczyłeś, swoje sny, wyobrażenia, fantazje erotyczne.- przy tym trochę się zarumienił.- odczucia z pierwszych treningów. Takie rzeczy.
- A co by moja Różyczka chciała wiedzieć?
- Na przykład.....- chwilę się zastanowiłam.- O! Możesz mi opowiedzieć o tym całym pomyśle z zostaniem strażnikiem Taszy. Co czułeś podczas wyjazdu w góry?
- Wiem, że chętnie cofnął się w czasie i sprawiłbym, żeby to był twój najlepszy wyjazd. Bylem strasznie głupi, skoro myślałem, że ona jest w stanie mi cię zastąpić. Zazdrościłem Masonowi, że może z tobą być, całować cię kiedy chce, a nie kiedy nikt nie widzi.
- Dzień przed jego ucieczką, prawie doszło między nami do stosunku.- przerwałam mężowi.- Ale nie mogłam tego zrobić. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego?- spytał ciekawy.
- Ponieważ, gdy mnie całował i dotykał, wyobrażałam sobie ciebie. Wiedziałam, że się oszukuję. Bo co to za miłość, jeśli wolelibyśmy widzieć kogoś innego?
Dymitr patrzył na mnie z miłością. Po chwili mnie pocałował.
- To było bardzo mądre Roza.
- Dziękuję. Uczę się od najlepszych.- posłałam mu szeroki uśmiech.
- Wracając. Taszy nigdy nie kochałem. Ale wiedziałem, że jest zainteresowana mną. Chciałem być z tobą, ale nie mogłem zniszczyć twojej kariery, bo bardzo mi na tobie zależało. Myślałem, że jeśli będę z Nataszą, odpuścisz sobie, kiedyś zapomnisz i będziesz szczęśliwa. Jednak tak nie było. Zaczęłaś chodzić z Masonem, a obok ciebie kręcił się Adrian. Byłem zazdrosny, choć nie powinienem. Dodatkowo, za każdym razem, gdy byliśmy sami, docinałaś mi z powodu wyboru. Nigdy taka dla mnie nie byłaś. Zrozumiałem jak bardzo Cię to zraniło. Tylko, że wciąż zaślepiała mnie jedna myśl. "Kiedyś będzie lepiej, to dla jej dobra." Dlatego sam byłem niemiły. Dopiero rozmowa na dachu dała mi do myślenia. Chcesz żebym był szczęśliwy, ale czy będę? Też chciałem twojego szczęścia. A mimo to, widziałem cię smutną, rozzłoszczoną, drażliwą. I wtedy do mnie dotarło, że to przeze mnie. Że tak jak ja, nie będziesz szczęśliwa po moim wyjeździe. Nie chciałem cię zostawiać, bo cię kocham.- skończył.
Słuchałam go bardzo uważnie. Poczułam szczypanie pod powiekami, ale nie chciałam się rozpłakać.
- To była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie od ciebie usłyszałam.- mój głos drżał, ze wzruszenia.
- Płacz Roza.- objął mnie. Gdy tylko poczułam jego ciepło i zapach, krople same popłynęły.- To żadna oznaka słabości, jedynie uczuć. Twoje łzy szczęścia, to coś, co bym chciał widzieć codziennie. Chciałbym zamknąć je w buteleczkę i mieć zawsze przy sobie.
- Przez nikogo nigdy mi ich tyle nie wyleciało, co z twojego powodu. Nikt nie widział mnie tyle razy zapłakaną, co ty. Może nie zawsze było to szczęście, ale oznaczały moją miłość do ciebie.
- Dużo miałaś do tego powodów?- spytał patrząc mi czule w oczy.
- Najgorsze było po twojej przemianie. Możesz Lissy spytać. Christian wciąż się śmieje, że wyglądałam jak zombie. Przez pierwszy tydzień nic nie było dla mnie ważne, nie zależało mi na wyglądzie, szkole, w ogóle nie chodziłam na lekcje. I tak nie mogła bym się skupić. Bo co może być ważne, skoro zginął mój ukochany, a mieliśmy plan na wspólne życie.- znowu poczułam łzy na policzkach. Bielikow swoim zwyczajem, starł mi je kciukami, patrząc mi w oczy.- Czułam się okropnie. Jak można żyć tylko z połową serca, gdy spotkało się jego drugą połowę, a później na nowo straciło.- W oczach zobaczyłam ledwo widoczne niezrozumienie.- Kiedyś z Lissą uznałyśmy, że człowiek rodzi się z połową serca. I musi znaleźć drugą, idealnie pasującą.
- Moja czekała siedem lat na jej urodzenie, a dwadzieścia cztery na odnalezienie. Ale opłacało się. Mam wrażenie, jakbyśmy od zawsze byli dla siebie stworzeni. Nie tylko nasze dusze, ale i ciała.
- Też czuję tą jedność, za każdym razem, gdy się kochamy. Powiedz mi, co czułeś przy naszym pierwszym razie?
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
sobota, 27 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 221
- Wróciłam!- usłyszałam z przedpokoju, gdy leciały napisy końcowe.
Po chwili do salonu wparowała lekko zmoknięta Lili.
- O! Naleśniki!- rzuciła w kąt plecak i usiadła na kanapie.
- Częstuj się.- uśmiechnął się mój ukochany, przyciskając mnie mocniej do swojego boku.
Nie było trzeba jej dwa razy powtarzać. Już po chwili przed dziewczynką leżała sterta pleców, polana stropem klonowym i bitą śmietaną, posypana owocami. Zaśmiałam się, widząc jak mała walczy z jedzeniem.
- Jak było w szkole?- spytałam.
- Dobrze. Dostałam piątkę ze testu. I jestem najszybsza w klasie, a nawet szkole.- pochwaliła się między kęsami.
Poczułam w środku dumę, że to moja siostra.
- Nie jedz teraz za dużo, bo zaraz mamy trening.- upomniał Dymitr.
- Przecież następny jest wieczorem.- zdziwiła się Lili.
- No wiesz.- podniósł się z sofy i stanął naprzeciwko nas.- Skoro umiesz biegać i znasz podstawowe zasady, poćwiczymy coś trudniejszego.
- Naprawdę?!- dampirzyca nie dowierzała. Oczy miała duże jak spodki.
Zaczęła piszczeć, gdy potwierdził słowa skinieniem głowy. Ja jednak nie byłam przekonana. Jest taka młoda i delikatna. Dopiero od pół roku wie kim jest i z czym to się wiąże. Ale z drugiej strony, Bielikow jest najlepszym wojownikiem i nauczycielem. Nikt jej lepiej nie przygotuje do naszego przeznaczenia, niż on. Więc skoro uważa, że jest gotowa to znaczy, że wie co robi. Oboje wyczuli moje wahania i teraz patrzyli na mnie niepewnie, czy uzyskają aprobatę. Odkąd jesteśmy razem, strażnik liczy się z moim zdaniem, choć zapewnia mnie, że zawsze traktował nas na równi. Nie chcąc trzymać ich dłużej w niepewności pokiwałam z uśmiechem głową. Lili rzuciła się mi na szyję, dziękując i całując w policzki. Po chwili ten sam los spotkał mojego męża. Zaczęłam się śmiać z jego miny. Jako, że był dwa razy od niej wyższy, musiał ją trzymać od dołu, by nie spadła.
- No już. Wystarczy.- próbował jakoś do niej dotrzeć, ale nie do końca mu się to udało.- Liliana! Idź do pokoju, się przygotować, bo się rozmyślę.- zagroził z kamienną twarzą.
Tym razem się posłuchała i cała w skowronkach pobiegła na górę. Jesteśmy pewna, że usłyszała jego śmiech. Rosjanin przeniósł wzrok na mnie. W jego spojrzeniu znikły iskierki rozbawienia i pojawiła się wielka miłość.
- Roza, nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, że się zgodziłaś.- przytulił mnie, gdy wstałam z siedzenia.
Odwzajemniłam uścisk wdychając jego zapach. Między nami panowała cisza. Lubię takie chwile. Czasami wystarczy, że się przytulimy i cieszymy się swoja obecnością. Tyle razy mogliśmy się nawzajem stracić, że teraz o wiele mocniej wyczuwamy naszą miłość i obecność. Dymitr jak zawsze bawił się moimi włosami.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Po chwili się od siebie odsunęliśmy, patrząc sobie głęboko w oczy.
- Ja też pójdę się przyszykować.- oznajmił mi mąż.
- Dobrze.
Patrzyłam jak idzie do schodów. Na pierwszym stopniu odwrócił się, a ja posłałam mu buziaka. Dymitr uśmiechnął się, ale nie poszedł na górę, jak myślałam. Zamiast tego, podszedł do mnie. Niekiedy mam wrażenie, że albo od tych treningów tak szybko się porusza, albo zostało w nim coś ze strzygi. Wolałam jednak nie poruszać tego tematu. Boję się, że znowu będzie miał poczucie winy. Gdy tylko stanął naprzeciwko mnie, uniósł mój podbródek i złączył nasze usta w pocałunku. Przez te krótkie sekundy czułam, że świat przestał istnieć. Byliśmy tylko my. Nic się nie liczy. Jednak wszystko kiedyś się kończy. No oprócz miłości. Ukochany odsunął się ode mnie.
- Masz rację. Tak jest lepiej.- powiedziałam.
- Bo ja zawsze mam rację.- odpowiedział z uśmiechem, wchodząc na schody.
Szybko złapałam poduszkę i rzuciłam nią w niego. Jednak mój mąż zszedł z lini jej lotu i uderzyła w ścianę. Usłyszałam jego śmiech. Pokręciłam z uśmiechem podnieść moją broń. Gdy byłam pod schodami, poczułam silny skurcz. Zgięłam się w pół, chwytając za brzuch. Wzięłam dwa oddechy i pojawił się kolejny. Następnie spokój. Odetchnęłam głęboko, ostrożnie się wyprostowałam i weszłam po poduszkę, jakby nic się nie wydarzyło. Bo w sumie tak było. Co jakiś czas łapią mnie takie bóle. Ale poród mam zaplanowany na dziesiątego maja, czyli dwa tygodnie po przyjeździe do Rosji. Został ponad miesiąc. A jutro moje urodziny. Mam nadzieję, że będą lepsze nic rok temu. Położyłam poduszkę na swoje miejsce w chwili, gdy na dół zbiegła już przegrana Lili.
- Gdzie Dymitr?- spytała rozglądając się dookoła, jakby w każdej chwili miało zaatakować ją stado strzyg.
- Szykuje się na górze. Pomożesz mi posprzątać?- poprosiłam.
- Jasne.
Zaczęłyśmy zbierać naczynia i wkładać je do zmywarki. Naleśniki i ostałe dodatki trafiły do lodówki. Nagle usłyszałam kroki. Jednak łatwo je rozpoznałam. Mała chyba ich nie usłyszała, bo nawet na chwilę nie przerwała czynności. Nic dziwnego, że minutę później leżała na podłodze.
- Kiedy zszedłeś?- spytała zdezorientowana.
- Przed chwilą. Rose mnie zobaczyła.- odpowiedział strażnik, biorąc jabłko z koszyka na owoce.
- Jakim cudem? Nic nie było słychać.- zaprotestowała.
- Bo strażnik zawsze musi być czujny i nigdy nie powinien czuć się bezpiecznym.- wtrąciłam.- Dzięki temu wszystkie jego zmysły pracują na pełnych obrotach. Musi wszędzie widzieć potencjalne zagrożenie.
- Gdybym był strzygą, już byś nie żyła.
Mała słuchała nas z uwagą.
- Zgaduję, że o tym będzie dzisiejsza lekcja.
- Tak.- odpowiedział Rosjanin.
Razem poszliśmy do lasu. Jednak tym razem nie zaczęliśmy od rozgrzewki. Mój mąż założył dampirzycy na oczy chustę.
- Bawimy się w ciuciu-Babkę.- oznajmił, krążąc wokół niej.- Musisz mnie złapać. Znasz mniej więcej ten teren, więc odtwórz obraz w pamięci, używaj innych zmysłów. Nie zawsze będziesz wszystko widzieć. Na początku będę do ciebie mówił. Później umilknę.
Choć to wydawało się zabawą, mała podeszła do tego bardzo poważnie. Mała problem by go złapać. Najpierw bardzo pochopnie próbowała od razu go złapać. Jednak szybko zmieniła strategię. Szukała, gdzie są drzewa i uważne wsłuchiwała się w otoczenie. Zauważyła, że Bielikow chodził w kółko i przewidziała kolejny jego ruch. On też to zauważył i zmienił trasę. Wtedy zmusił ją do większego wysiłku. Musiała znaleźć wszystkie możliwość jego kolejnego ruchu i się tam znaleźć. Gdy to też jej wychodziło, trzeba było skończyć trening.
Gdy wróciliśmy do domu, Lili bardzo chciała bawić się w ogrodzie. Siedzieliśmy w domu z mężem, patrząc jak mała bawi się na powietrzu. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Rosjanin już zaczął wstawać, ale go powstrzymałam.
- Ty pilnuj małej. Ja otworzę.
Przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu skinął głową. Poszłam zobaczyć kto to. W wejściu stała jakaś para. Na oko w wieku Dymitra.
- Dzień dobry.- przywitałam się z nieznajomymi.
- Dzień dobry.- odezwał się mężczyzna.- Przepraszamy, że na chodzimy tak późno, ale przyjeżdżaliśmy niedaleko i samochód nam się zepsuł. Czy możemy prosić o jakąś pomoc.
W jego głosie wyczułam Rosyjski akcent. Miał krótko przystrzyżone włosy i silną sylwetkę. Musiał dużo ćwiczyć. Dopiero teraz zauważyłam, że jest dampirem. Jednak kobieta jest człowiekiem, o długich, prostych blond włosach i piwnych oczach.
- Proszę poczekać, tylko zawołam męża.- wychyliłam się do domu.- Towarzyszu, pozwolisz tu! A wy proszę rozgośćcie się.- zaprosiłam parę do środka.
- Co się dzieje Roza...- przerwał, stając obok mnie.
Mężczyźni mierzyli się wzrokiem, jakby zobaczyli kosmitów.
- Dimka?!- zdziwił się nieznajomy.
- Siergiej?!- podobnie spytał mój ukochany.
Po chwili uściskali się po męsku. Okazało się, że to stary przyjaciel strażnika ze szkoły. Wkrótce mężczyźni poszli sprawdzić samochód, a ja zrobiłam herbaty mi i Olivii. Żonie Siergieja. Rozmawiałyśmy dość długo. Liv wiedziałam o naszym świecie i była świadoma, że nie mogą mieć dzieci z mężem. Gdy samochód był gotowy do drogi, pożegnaliśmy się z nimi serdecznie i postanowiliśmy, że kiedyś znowu się spotkamy.
Po chwili do salonu wparowała lekko zmoknięta Lili.
- O! Naleśniki!- rzuciła w kąt plecak i usiadła na kanapie.
- Częstuj się.- uśmiechnął się mój ukochany, przyciskając mnie mocniej do swojego boku.
Nie było trzeba jej dwa razy powtarzać. Już po chwili przed dziewczynką leżała sterta pleców, polana stropem klonowym i bitą śmietaną, posypana owocami. Zaśmiałam się, widząc jak mała walczy z jedzeniem.
- Jak było w szkole?- spytałam.
- Dobrze. Dostałam piątkę ze testu. I jestem najszybsza w klasie, a nawet szkole.- pochwaliła się między kęsami.
Poczułam w środku dumę, że to moja siostra.
- Nie jedz teraz za dużo, bo zaraz mamy trening.- upomniał Dymitr.
- Przecież następny jest wieczorem.- zdziwiła się Lili.
- No wiesz.- podniósł się z sofy i stanął naprzeciwko nas.- Skoro umiesz biegać i znasz podstawowe zasady, poćwiczymy coś trudniejszego.
- Naprawdę?!- dampirzyca nie dowierzała. Oczy miała duże jak spodki.
Zaczęła piszczeć, gdy potwierdził słowa skinieniem głowy. Ja jednak nie byłam przekonana. Jest taka młoda i delikatna. Dopiero od pół roku wie kim jest i z czym to się wiąże. Ale z drugiej strony, Bielikow jest najlepszym wojownikiem i nauczycielem. Nikt jej lepiej nie przygotuje do naszego przeznaczenia, niż on. Więc skoro uważa, że jest gotowa to znaczy, że wie co robi. Oboje wyczuli moje wahania i teraz patrzyli na mnie niepewnie, czy uzyskają aprobatę. Odkąd jesteśmy razem, strażnik liczy się z moim zdaniem, choć zapewnia mnie, że zawsze traktował nas na równi. Nie chcąc trzymać ich dłużej w niepewności pokiwałam z uśmiechem głową. Lili rzuciła się mi na szyję, dziękując i całując w policzki. Po chwili ten sam los spotkał mojego męża. Zaczęłam się śmiać z jego miny. Jako, że był dwa razy od niej wyższy, musiał ją trzymać od dołu, by nie spadła.
- No już. Wystarczy.- próbował jakoś do niej dotrzeć, ale nie do końca mu się to udało.- Liliana! Idź do pokoju, się przygotować, bo się rozmyślę.- zagroził z kamienną twarzą.
Tym razem się posłuchała i cała w skowronkach pobiegła na górę. Jesteśmy pewna, że usłyszała jego śmiech. Rosjanin przeniósł wzrok na mnie. W jego spojrzeniu znikły iskierki rozbawienia i pojawiła się wielka miłość.
- Roza, nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, że się zgodziłaś.- przytulił mnie, gdy wstałam z siedzenia.
Odwzajemniłam uścisk wdychając jego zapach. Między nami panowała cisza. Lubię takie chwile. Czasami wystarczy, że się przytulimy i cieszymy się swoja obecnością. Tyle razy mogliśmy się nawzajem stracić, że teraz o wiele mocniej wyczuwamy naszą miłość i obecność. Dymitr jak zawsze bawił się moimi włosami.
- Ja tiebia liubliu Roza
- Ja tiebia toże liubliu tovarishch.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Po chwili się od siebie odsunęliśmy, patrząc sobie głęboko w oczy.
- Ja też pójdę się przyszykować.- oznajmił mi mąż.
- Dobrze.
Patrzyłam jak idzie do schodów. Na pierwszym stopniu odwrócił się, a ja posłałam mu buziaka. Dymitr uśmiechnął się, ale nie poszedł na górę, jak myślałam. Zamiast tego, podszedł do mnie. Niekiedy mam wrażenie, że albo od tych treningów tak szybko się porusza, albo zostało w nim coś ze strzygi. Wolałam jednak nie poruszać tego tematu. Boję się, że znowu będzie miał poczucie winy. Gdy tylko stanął naprzeciwko mnie, uniósł mój podbródek i złączył nasze usta w pocałunku. Przez te krótkie sekundy czułam, że świat przestał istnieć. Byliśmy tylko my. Nic się nie liczy. Jednak wszystko kiedyś się kończy. No oprócz miłości. Ukochany odsunął się ode mnie.
- Masz rację. Tak jest lepiej.- powiedziałam.
- Bo ja zawsze mam rację.- odpowiedział z uśmiechem, wchodząc na schody.
Szybko złapałam poduszkę i rzuciłam nią w niego. Jednak mój mąż zszedł z lini jej lotu i uderzyła w ścianę. Usłyszałam jego śmiech. Pokręciłam z uśmiechem podnieść moją broń. Gdy byłam pod schodami, poczułam silny skurcz. Zgięłam się w pół, chwytając za brzuch. Wzięłam dwa oddechy i pojawił się kolejny. Następnie spokój. Odetchnęłam głęboko, ostrożnie się wyprostowałam i weszłam po poduszkę, jakby nic się nie wydarzyło. Bo w sumie tak było. Co jakiś czas łapią mnie takie bóle. Ale poród mam zaplanowany na dziesiątego maja, czyli dwa tygodnie po przyjeździe do Rosji. Został ponad miesiąc. A jutro moje urodziny. Mam nadzieję, że będą lepsze nic rok temu. Położyłam poduszkę na swoje miejsce w chwili, gdy na dół zbiegła już przegrana Lili.
- Gdzie Dymitr?- spytała rozglądając się dookoła, jakby w każdej chwili miało zaatakować ją stado strzyg.
- Szykuje się na górze. Pomożesz mi posprzątać?- poprosiłam.
- Jasne.
Zaczęłyśmy zbierać naczynia i wkładać je do zmywarki. Naleśniki i ostałe dodatki trafiły do lodówki. Nagle usłyszałam kroki. Jednak łatwo je rozpoznałam. Mała chyba ich nie usłyszała, bo nawet na chwilę nie przerwała czynności. Nic dziwnego, że minutę później leżała na podłodze.
- Kiedy zszedłeś?- spytała zdezorientowana.
- Przed chwilą. Rose mnie zobaczyła.- odpowiedział strażnik, biorąc jabłko z koszyka na owoce.
- Jakim cudem? Nic nie było słychać.- zaprotestowała.
- Bo strażnik zawsze musi być czujny i nigdy nie powinien czuć się bezpiecznym.- wtrąciłam.- Dzięki temu wszystkie jego zmysły pracują na pełnych obrotach. Musi wszędzie widzieć potencjalne zagrożenie.
- Gdybym był strzygą, już byś nie żyła.
Mała słuchała nas z uwagą.
- Zgaduję, że o tym będzie dzisiejsza lekcja.
- Tak.- odpowiedział Rosjanin.
Razem poszliśmy do lasu. Jednak tym razem nie zaczęliśmy od rozgrzewki. Mój mąż założył dampirzycy na oczy chustę.
- Bawimy się w ciuciu-Babkę.- oznajmił, krążąc wokół niej.- Musisz mnie złapać. Znasz mniej więcej ten teren, więc odtwórz obraz w pamięci, używaj innych zmysłów. Nie zawsze będziesz wszystko widzieć. Na początku będę do ciebie mówił. Później umilknę.
Choć to wydawało się zabawą, mała podeszła do tego bardzo poważnie. Mała problem by go złapać. Najpierw bardzo pochopnie próbowała od razu go złapać. Jednak szybko zmieniła strategię. Szukała, gdzie są drzewa i uważne wsłuchiwała się w otoczenie. Zauważyła, że Bielikow chodził w kółko i przewidziała kolejny jego ruch. On też to zauważył i zmienił trasę. Wtedy zmusił ją do większego wysiłku. Musiała znaleźć wszystkie możliwość jego kolejnego ruchu i się tam znaleźć. Gdy to też jej wychodziło, trzeba było skończyć trening.
Gdy wróciliśmy do domu, Lili bardzo chciała bawić się w ogrodzie. Siedzieliśmy w domu z mężem, patrząc jak mała bawi się na powietrzu. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Rosjanin już zaczął wstawać, ale go powstrzymałam.
- Ty pilnuj małej. Ja otworzę.
Przez chwilę się zastanawiał, ale w końcu skinął głową. Poszłam zobaczyć kto to. W wejściu stała jakaś para. Na oko w wieku Dymitra.
- Dzień dobry.- przywitałam się z nieznajomymi.
- Dzień dobry.- odezwał się mężczyzna.- Przepraszamy, że na chodzimy tak późno, ale przyjeżdżaliśmy niedaleko i samochód nam się zepsuł. Czy możemy prosić o jakąś pomoc.
W jego głosie wyczułam Rosyjski akcent. Miał krótko przystrzyżone włosy i silną sylwetkę. Musiał dużo ćwiczyć. Dopiero teraz zauważyłam, że jest dampirem. Jednak kobieta jest człowiekiem, o długich, prostych blond włosach i piwnych oczach.
- Proszę poczekać, tylko zawołam męża.- wychyliłam się do domu.- Towarzyszu, pozwolisz tu! A wy proszę rozgośćcie się.- zaprosiłam parę do środka.
- Co się dzieje Roza...- przerwał, stając obok mnie.
Mężczyźni mierzyli się wzrokiem, jakby zobaczyli kosmitów.
- Dimka?!- zdziwił się nieznajomy.
- Siergiej?!- podobnie spytał mój ukochany.
Po chwili uściskali się po męsku. Okazało się, że to stary przyjaciel strażnika ze szkoły. Wkrótce mężczyźni poszli sprawdzić samochód, a ja zrobiłam herbaty mi i Olivii. Żonie Siergieja. Rozmawiałyśmy dość długo. Liv wiedziałam o naszym świecie i była świadoma, że nie mogą mieć dzieci z mężem. Gdy samochód był gotowy do drogi, pożegnaliśmy się z nimi serdecznie i postanowiliśmy, że kiedyś znowu się spotkamy.