Mam 50 tyś wejść, było mnóstwo próśb o kolejny, a jutro będzie dwusetny rozdział. Z tej okazji łapcie kolejny dzisiaj. Dziękuję za to, że dalej tu jesteście mimo to, że ciągle niszczę ich życie, a was doprowadzam do płaczu (z czego nie powiem, jestem dumna). Jednak po każdym bólu przychodzi ulga. Kocham was.💖💖💖💖
___________________________________________________________
- Jesteś szczęśliwa z Adrianem?- spytał mój ukochany.
Nie było w tym ani trochę szyderstwa czy ironii. Chciał szczerze wiedzieć, czy mi się układa.
- Przez te osiem miesięcy wiele się zdarzyło. Ale z Adrianem rozstałam się po kilku dniach od rozprawy.
- Rozstałaś się? Skrzywdził cię?- dopytywał.
- Nie ja skrzywdziłam jego.- spuściłam głowę. Gdy ją podniosłam w oczach Rosjanina widziałam szok.- Później wszystko ci opowiem.
- To czyje jest dziecko?- po chwili się zmieszał.- Wybacz. Nie powinienem pytać. W ogóle interesować się twoim życiem. A ciebie nie powinno tu być.
- Mylisz się towarzyszu. Bo to ty odgrywasz najważniejszą rolę. Popatrz na swoją prawą dłoń.
Wykonał polecenie.
- Obrączka?! Mam żonę?!- zdziwił się.- Kto mógł by pokochać takiego potwora, jak ja?
- Jeszcze większy potwór.- powiedziałam smutno, pokazując swoją dłoń.
Z niedowierzaniem patrzył na oba pierścionki.
- Nie jesteś potworem Roza.- powiedział po długiej ciszy.
- Ty też nie. Ale teraz czas na dzieci. Podnieś rękaw na lewej ręce.
Następne polecenie, które wykonał. Znamię w kształcie słońca. Pokazałam to samą u mnie, ale tam był półksiężyc.
- Oświadczyłeś mi się w Bai nad stawem w lesie. W czasie pełni i pokazałeś Lunę. Ona dała nam błogosławieństwo Chorsu. To ty jesteś ojcem moich... naszych dzieci.- powiedziałam.
- Jak...?! To... to nie możliwe...- dukał.
- Nie chcę namieszać ci z dużo w głowie, więc odniosę się do czegoś, co jeszcze pamiętasz. Przed zajęciami polowymi miałeś sen o mnie. Pomińmy to, że było ich kilka. Mówiłam ci o przyszłości. Naszej przyszłości. Teraz straciłeś w to wiarę, ale to wszystko było prawdą. Ucieczka, uliczka, biblioteka, Sonia Karp, Jill, nasza noc w hotelu.- lekko się zarumieniłam. Bałam się trochę, czy nie posunę się za daleko. Musze pamiętać, że on ma straszne poczucie winy.- To była prawda. teraz tak. Mamy własny dom na dworze i poza nim. Gdy wrócisz do siebie podejmiesz służbę. Obecnie chronisz Lissę, jako że ja jestem na urlopie. Możesz zamieszkać w naszym starym mieszkaniu lub ze mną i Lili w naszym domu. Ja pójdę do gościnnego na ten czas. Pomogę ci przejść, przez tą depresję. Bo wiem, że mnie kochasz. Nawet jeśli ty w to nie wierzysz. Masz czas do przemyślenia. Możesz też porozmawiać z Lili. Ja muszę iść na badania.- wstałam i ruszyłam do drzwi. Przed nimi coś mi się przypomniało.- W portfelu masz zdjęcia rodzinne.
I poszłam do ginekologa. Po drodze napisałam wszystkim, że Dymitr się obudził, ale ma zanik pamięci. Ojcu napisałam, żeby przyjechał po nas, chyba że ja mam prowadzić. Szybko dostałam odpowiedź.
Od: Staruszek.
Rose nawet mi się nie waż siadać za kółkiem. Będę za półtora godziny.
Tak się załatwia sprawy z Abem Mazurem. W końcu weszłam do gabinetu.
- Dzień dobry Judy.- przywitałam się ze swoją lekarką.
Nie była starsza od Dymitr, wiec kazała mi mówić po imieniu. Jest bardzo miła i uprzejma. Polubiłam ją.
- Witaj Rose. Jak samopoczucie? Jakaś taka radosna jesteś.
- Tak. Dymitr się przebudził i już dzisiaj wychodzimy. Czuję się dobrze, choć trochę się zestresowałam, bo okazało się, że mąż ma amnezję częściową.- usiadłam na kozetce.
- Oj! Bardzo ci współczuję. Ale chociaż część życia pamięta.
- Tak, chociaż tyle dobrze.- wymusiłam uśmiech.
- No dobrze. To teraz sprawdzimy co u naszych malutkich.
Na brzuch wycisnęła mi żel z tubki i zaczęła jeździć po nim kamerką. Wszystko było w porządku. Po badaniu wróciłam do sali. Dymitr mnie nie zauważył, wpatrzony w dwie kartki. Jedna była ze zdjęciem USG z przed spotkania z Taszą. Drugiego nie rozpoznałam. Podeszłam do jego łóżka i usiadłam na krześle. Teraz mogłam zobaczyć co tak pochłonęło mojego męża. Trzymał to samo zdjęcie, w które wpatrywałam się codziennie po jego wyjeździe. Dopiero teraz strażnik mnie zauważył.
- Byliśmy tacy szczęśliwi?- spytał wciąż wpatrzony w nasze podobizny.
- Jesteś moi największym szczęściem.- wyznałam.
- Rose. Ja nie wiem... mówisz, że sobie przebaczyłem, ale ja tego nie czuję.
- Spokojnie.- dotknęłam jego dłoni, która zaczęła się trząść.- Daj sobie czasu. Nie pamiętasz tego, co pomogło ci sobie wybaczyć, ale ja ci to przypomnę. Nie pozwolę ci ponownie mnie zostawić. Tylko potrzebujesz czasu.
- Dziękuję Rose. Ja tak bardzo Cię skrzywdziłem, a ty jesteś taka dobra dla mnie.
- Nawet nie wiesz ile ty zrobiłeś dobra dla mnie. Jaką podjąłeś decyzję?- spytałam.
- Zamieszkam z wami. Czuję, że jesteś ki potrzebna.
- Przez cały czas postaram się być twoją przyjaciółką, póki nie pozwolisz mi na coś więcej. No i oczywiście kontynuujemy zdejmowania ci maski strażnika.- Bielikow popatrzył na mnie, jak na wariatkę.- Dymitr, nie oszukujmy się. Od dawna jesteś zamknięty w sobie i nikogo do siebie nie dopuszczasz. Ja jedyna cię znam tak dobrze. Nie umiesz przy innych okazywać uczuć. I od kilku miesięcy z tym walczę. I coraz lepiej ci szło.- uśmiechnęłam się na wspomnienie naszej rozmowy w kawiarni.- Zaraz po powrocie na Dwór pójdziemy do naszej kawiarni. Mój ojciec będzie tak za godzinę. A gdzie Lili.
Zaczęłam się rozglądać.
- Mason zabrał ją na trening.
- A cha.
- Opowiesz mi wszystko co się zdarzyło od naszej kłótni w wczoraj... to znaczy wtedy co...
- Tak.- przerwałam mu.- Ale to już w domu, teraz odpoczywaj.
- Ty też powinnaś.
- Będę.- ucieszyłam się, że mimo wszystko martwi się o mnie.- Teraz będę spokojniejsza.
Nagle do sali wszedł lekarz.
- Przepraszam, że państwu przepraszam, ale muszę wziąć pacjenta na badania.
- Dobrze.- powiedzieliśmy jednocześnie.
Po chwili doktor zabrał mojego męża, a ja poczułam wielkie zmęczenie. W nocy nie spałam dobrze, a teraz zszedł cały stres ostatniego tygodnia. Położyłam się na łóżku, trochę poleżeć i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
"Nasz los od zawsze zapisany był w gwiazdach. To one poprowadziły mnie do Ciebie mimo tylu przeciwności, spójrz. Jesteśmy tu. Razem. Ty i ja Roza. Na zawsze."
Strony
▼
środa, 20 lipca 2016
ROZDZIAŁ 198
Ból. Cierpieć można na wiele sposobów. Jeszcze więcej można bólu zadać. Ja wiem co to smutek, rozpacz, a nawet tortury. Czułam co robili z Lissą, gdy porwał ją Daszkow, cierpiałam z nieszczęśliwej miłości i chorej zazdrości, płakałam po utraconym przyjacielu, upadłam na dno swojego jestestwa po stracie ukochanego, czułam smutek, gdy traciłam zaufanie osób, na których mi zależało i rozpacz, kiedy podjęłam decyzję o zabiciu Dymitra, męczyło mnie poczucie winy, że zmuszam przyjaciółkę do uwolnienia jej najgorszego wroga, rozczarowanie, gdy na nowo zostałam odrzucona dla Taszy, a miłość mojego życia pomaga mi tylko ze względu na obietnicę daną wybawicielce, żal, podczas depresji mojego towarzysza, zdołowanie i otępienie po zabiciu moroja, poczucie winy, że zdradziłam Adriana. Strach przed misją Dymitra, podczas każdej walki męża ze strzygą, bałam się, że znowu go stracę, że go przemienią lub co gorsza zabiją. Martwego wampira da się jeszcze uratować, ale martwego dampira... nie. Cierpiałam. Bardzo. Ból fizyczny po złamaniu kostki, ramach po ucieczce z domu Galiny, czy nawet rana postrzałowa nie mogą się z tym równać. Nawet razem wzięte. Najgorszy był okres, po przemianie Dymitra. Ból złamanego serca, rozpacz i łzy wypełniały każdy mój dzień. Jedzenie dostawałam od Lissy. Przynosiła mi ze stołówki. Ale i tak nie chciałam jeść, co do mnie nie podobne. Nie wiem, jak tłumaczyła moją nieobecność na lekcjach. Ale nie obchodziło mnie to. Nic mnie nie obchodziło. Chciałam tylko do końca życia siedzieć pod kołdrą i umrzeć. Ale zostało mi spełnienie przysięgi, danej ukochanemu. Czułam się bezradna. I teraz też się tak czuję. Każdy dzień to powtarzająca się rutyna. Wstaję i patrze na męża. Leży tak jak leżał. Tak samo blady i nieprzytomny. Rany się goją, gips mu całkiem zajęto, a on wciąż leży. Każdego dnia mówię do niego i całuję w czoło. Śniadanie przywozi mi Christian i codziennie pyta o Bielikowa oraz próbuje odciągnąć mnie od złych myśli. Pociesza mnie i nie dogryza. Ja też postanowiłam mu odpuścić. Lili trzyma się dobrze. Też została w szpitalu. Mason zabiera ją i trenuje w walce. To trochę zajmuje jej czas, którego nie liczy. Ja jednak nie zostawiam męża na krok. Jestem przy nim, rozmawiam, przyjmuję gości.
I tak już 7 dni.
168 godzin
10 080 minut
604 800 sekund, w których każda trwa wieczność.
Lekarze mówią, że już wszystko w porządku, tylko musi się wzbudzić. Już wtedy będzie mógł wyjść po dwóch godzinach. Ale tylko niech się obudzi. Adrian i Sydney nie dają znaku życia. Zapadli się jak pod ziemię. Nawet Ave nie umie ich znaleźć.
Z rozmyślań wyrwało mnie ściśnięcie dłoni. Nie wierzę. Może mi się tylko wydawało? Popatrzyłam z nadzieją na twarz ukochanego. Zaczął poruszać powiekami przez sekundę mogłam dostrzec brązowe oczy. Ale szybko je zamknął, oślepiony szpitalną bielą.
- Lili! Leć po lekarza! Budzi się!- zawołałam.
Dziewczynka pobiegła do wyjścia.
- Rose?!- mój ukochany mógł już otworzyć oczy.
Rzuciłam się mu na szyję, przytulając mocno.
- Dymitr. Tak się bałam. Nigdy więcej nie rób czegoś takiego. Tak potwornie się bałam.
Po chwili go puściłam. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi, Rose? I czemu tu jesteś? Wypuścili cię z aresztu?
- Jakiego aresztu? Nie byłam w żadnym od początku lipca, przed naszą ucieczką.- nic nie rozumiałam.- I nie pamiętasz co się działo?
Zamyślił się.
- Ostatnie co pamiętam to oskarżenie cię o królobójstwo.
Poczułam że ziemia usuwa mi się z pod nóg. Opadłam ciężko na krzesło. Miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Mógł stracić pamięć całkiem, mógł do każdego fragmentu swojego boskiego życia, ale nie tego. Poczułam łzy na swoich policzkach. Dymitr z przyzwyczajenia chciał je zetrzeć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Ręka zawisła mu milimetrów przed moją twarzą. Jak kiedyś na sali, dzień po moim treningu z matką.
- Pamiętasz? Kiedyś zrobiłeś tak samo.- odezwałam się nie swoim głosem.- Jedna z nie wielu rzeczy które pamiętasz.
- O czym ty mówisz?- spytał zbity z tropu.
- Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ty, ja, nasi przyjaciele. Lissa została królową, ja jej strażniczką, a ty strażnikiem Ozery. Znalazłam siostrę.
- Rose? O czym ty mówisz?- ponowił pytanie.
- To było osiem miesięcy temu.- popatrzyłam na niego. Wcześniej wpatrywałam się w nieistniejący punkt przede mną.
Chciał coś powiedzieć, ale wtedy do sali wróciła moja siostra z lekarzem. Ten zadał kilka pytań mojemu mężowi i zbadał go.
- Mam dość smutną wiadomość. Ma pan amnezję częściową. Najwidoczniej uderzenie uszkodziło małą cześć mózgu. Możliwe, że przypomni pan sobie wszystko, ale kiedy? Nie wiem. Niekiedy trwa to dni, niekiedy lata. Za dwie godziny będzie mógł pan wyjść. A panią poproszę za chwilę na badania.
Przytaknęłam głową. Nie miałam chęci do kłótni. Lata. To może zająć lata. Ale nie poddam się. On jest mój. Raz sobie wybaczył, to drugi raz też da radę.
- Rose.- z zamyślenia wyrwał mnie ten cudny głos.- Powiesz mi, co się przez ten czas wydarzyło?
Chciałam coś powiedzieć, ale przerwało mi czyjeś wejście smoka.
- Rose Hathaway.- Adrian był nieźle wkurzony.
- Iwaszkow.- rzuciłam się i go przytuliłam.
Trochę go tym zaskoczyłam. Jednak po chwili go puściłam i... dałam w twarz. Głowa odskoczyła mu na bok.
- Za co to?- oburzył się.
- Za co?! Ty masz jeszcze czelność pytać?! Tydzień! Całe siedem dni bez znaku życia. Ukryłeś się gdzieś z Alchemiczką i nie wiadomo co robiłeś, a my się martwiliśmy i od zmysłów dochodzimy, co się z wami dzieje.
- No dobra zasłużyłem. Po prostu Sydney dowiedziała się, że nasze auto jest szpiegowane. Musieliśmy je podmienić. Później musieliśmy się zająć szpiegami. Chcieli odwetu za Roberta.- przyznał, trzymając się za czerwony policzek.- Ale ty też nie zgrywaj niewiniątka. Królowa mi powiedział, że cały tydzień siedziałaś tu przy Dymitrze i pewnie strasznie denerwowałaś. Wiesz, że w twoim stanie...
- I tak i tak bym się denerwowała.- przerwałam mu.- A tu jestem pod opieką lekarską.
- W twoim stanie?! - zdziwił się Bielikow. No tak. On nie wie, że możemy mieć dzieci.
Obróciłam się do niego przodem. Dopiero teraz musiał zauważyć mój brzuch.
- Och! - zdziwił się.- Gratulacje.
Nie umiałam nic wyczytać z jego twarzy. Ale po raz drugi w ciągu miesiąca uznał, że dziecko może być Adriana. Ludzie. Ja się z nim nawet nie kochałam. Raz było blisko, ale do niczego nie doszło.
- Komu?- spytał zdziwiony Iwaszkow.
- Dymitr ma częściowy zanik pamięci. Noe pamięta nic z przed naszej ucieczki z Dworu.- wyjaśniłam.
- Oł! Przykro mi.
Przytulił mnie i wyszedł. Usiadłam na nowo koło męża. Teraz muszę mu jakoś powiedzieć, że nim jest, a ja noszę jego dzieci.
I tak już 7 dni.
168 godzin
10 080 minut
604 800 sekund, w których każda trwa wieczność.
Lekarze mówią, że już wszystko w porządku, tylko musi się wzbudzić. Już wtedy będzie mógł wyjść po dwóch godzinach. Ale tylko niech się obudzi. Adrian i Sydney nie dają znaku życia. Zapadli się jak pod ziemię. Nawet Ave nie umie ich znaleźć.
Z rozmyślań wyrwało mnie ściśnięcie dłoni. Nie wierzę. Może mi się tylko wydawało? Popatrzyłam z nadzieją na twarz ukochanego. Zaczął poruszać powiekami przez sekundę mogłam dostrzec brązowe oczy. Ale szybko je zamknął, oślepiony szpitalną bielą.
- Lili! Leć po lekarza! Budzi się!- zawołałam.
Dziewczynka pobiegła do wyjścia.
- Rose?!- mój ukochany mógł już otworzyć oczy.
Rzuciłam się mu na szyję, przytulając mocno.
- Dymitr. Tak się bałam. Nigdy więcej nie rób czegoś takiego. Tak potwornie się bałam.
Po chwili go puściłam. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Ale o co ci chodzi, Rose? I czemu tu jesteś? Wypuścili cię z aresztu?
- Jakiego aresztu? Nie byłam w żadnym od początku lipca, przed naszą ucieczką.- nic nie rozumiałam.- I nie pamiętasz co się działo?
Zamyślił się.
- Ostatnie co pamiętam to oskarżenie cię o królobójstwo.
Poczułam że ziemia usuwa mi się z pod nóg. Opadłam ciężko na krzesło. Miałam ochotę wrzeszczeć na całe gardło. Mógł stracić pamięć całkiem, mógł do każdego fragmentu swojego boskiego życia, ale nie tego. Poczułam łzy na swoich policzkach. Dymitr z przyzwyczajenia chciał je zetrzeć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Ręka zawisła mu milimetrów przed moją twarzą. Jak kiedyś na sali, dzień po moim treningu z matką.
- Pamiętasz? Kiedyś zrobiłeś tak samo.- odezwałam się nie swoim głosem.- Jedna z nie wielu rzeczy które pamiętasz.
- O czym ty mówisz?- spytał zbity z tropu.
- Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ty, ja, nasi przyjaciele. Lissa została królową, ja jej strażniczką, a ty strażnikiem Ozery. Znalazłam siostrę.
- Rose? O czym ty mówisz?- ponowił pytanie.
- To było osiem miesięcy temu.- popatrzyłam na niego. Wcześniej wpatrywałam się w nieistniejący punkt przede mną.
Chciał coś powiedzieć, ale wtedy do sali wróciła moja siostra z lekarzem. Ten zadał kilka pytań mojemu mężowi i zbadał go.
- Mam dość smutną wiadomość. Ma pan amnezję częściową. Najwidoczniej uderzenie uszkodziło małą cześć mózgu. Możliwe, że przypomni pan sobie wszystko, ale kiedy? Nie wiem. Niekiedy trwa to dni, niekiedy lata. Za dwie godziny będzie mógł pan wyjść. A panią poproszę za chwilę na badania.
Przytaknęłam głową. Nie miałam chęci do kłótni. Lata. To może zająć lata. Ale nie poddam się. On jest mój. Raz sobie wybaczył, to drugi raz też da radę.
- Rose.- z zamyślenia wyrwał mnie ten cudny głos.- Powiesz mi, co się przez ten czas wydarzyło?
Chciałam coś powiedzieć, ale przerwało mi czyjeś wejście smoka.
- Rose Hathaway.- Adrian był nieźle wkurzony.
- Iwaszkow.- rzuciłam się i go przytuliłam.
Trochę go tym zaskoczyłam. Jednak po chwili go puściłam i... dałam w twarz. Głowa odskoczyła mu na bok.
- Za co to?- oburzył się.
- Za co?! Ty masz jeszcze czelność pytać?! Tydzień! Całe siedem dni bez znaku życia. Ukryłeś się gdzieś z Alchemiczką i nie wiadomo co robiłeś, a my się martwiliśmy i od zmysłów dochodzimy, co się z wami dzieje.
- No dobra zasłużyłem. Po prostu Sydney dowiedziała się, że nasze auto jest szpiegowane. Musieliśmy je podmienić. Później musieliśmy się zająć szpiegami. Chcieli odwetu za Roberta.- przyznał, trzymając się za czerwony policzek.- Ale ty też nie zgrywaj niewiniątka. Królowa mi powiedział, że cały tydzień siedziałaś tu przy Dymitrze i pewnie strasznie denerwowałaś. Wiesz, że w twoim stanie...
- I tak i tak bym się denerwowała.- przerwałam mu.- A tu jestem pod opieką lekarską.
- W twoim stanie?! - zdziwił się Bielikow. No tak. On nie wie, że możemy mieć dzieci.
Obróciłam się do niego przodem. Dopiero teraz musiał zauważyć mój brzuch.
- Och! - zdziwił się.- Gratulacje.
Nie umiałam nic wyczytać z jego twarzy. Ale po raz drugi w ciągu miesiąca uznał, że dziecko może być Adriana. Ludzie. Ja się z nim nawet nie kochałam. Raz było blisko, ale do niczego nie doszło.
- Komu?- spytał zdziwiony Iwaszkow.
- Dymitr ma częściowy zanik pamięci. Noe pamięta nic z przed naszej ucieczki z Dworu.- wyjaśniłam.
- Oł! Przykro mi.
Przytulił mnie i wyszedł. Usiadłam na nowo koło męża. Teraz muszę mu jakoś powiedzieć, że nim jest, a ja noszę jego dzieci.